Rozdział 1

Zacznijmy od początku... Tego dnia Pepper miała przeprowadzić się do Tony'ego. Miał w planach, że kupi kobiecie kwiaty, prezencik. Czy zaspał? Jak zawsze.

J(arvis): Dzień Dobry Panie Stark.
Powiedział Jarvis, odsłaniając okna w sypialni, wyświetlając wszystkie newsy, pogodę. Mężczyzna zerwał się z łóżka. Czy zaspał? Jak zawsze. Wyskoczył z łóżka. Ubrał czarne jeansy, białą koszulkę, marynarkę i do tego długie czerwone trampki conversy.
-Pan Happy dzwoni.
Poinformował Starka.

T: Cześć Happy. Tak, tak... Już jadę. Daj mi chwilę.
Powiedział po czym rozłączył się zanim mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Pobiegł do auta. Jarvis czekał już z kluczykami do białego Audi R8. Wyjechał z garażu z piskiem opon. Pojechał prosto po przyjaciela.

H(appy): Niech zgadnę. Zaspałeś?
Zapytał, wsiadając do auta. Znał na tyle Starka, że było to całkiem logiczne i normalne. Zaśmiał się tylko. Miał im pomóc przy przeprowadzce.

T: Nieee... Happy masz jakieś plany na wieczór?
Zapytał. Chodziło mu przecież o wspólne świętowanie tej ważnej decyzji, którą podjęli.

J: Zalecana trasa: Prezent, kwiaty i próba dotarcia do domu przed Panną Potts.
Happy już chciał odpowiedzieć przyjacielowi kiedy Jarvis odezwał się niespodziewanie i grubszy mężczyzna się zwyczajnie przestraszył. Stark zaśmiał się.

Zaparkował auto na drugim poziome parkingu podziemnego w galerii. Mimo tego, że Happy nie był w pracy to czuwał nad jego bezpieczeństwem.

G(rupa): TONY! TONY! STARK!
Zaraz po wejściu na główny korytarz większa grupka osób osaczyła ich prosząc Tony'ego o autografy i zdjęcia. Przeklną pod nosem, że zapomniał w pośpiechu czapki z daszkiem i okularów przeciwsłonecznych.

H: Droga... Zróbcie przejście.! Pan Stark nie ma czasu dzisiaj na autografy i zdjęcia.
Krzyknął grubszy mężczyzna, starając się iść przed Starkiem, odgradzając go od tłumu. W taki sposób przeszli się po typowych sieciówkach z gadżetami do kluczy.

T: To teraz kwiaty i możemy jechać do domu. Jaki czas Happy?
Stwierdził, rozglądając się na boki. Zapytał, zatrzymując się przy wsypce. Wybrał fioletowego króliczka, który został przyczepiony do kluczyków i został schowany do pudełeczka, zapłacił w pośpiechu.

H: Hmm? A czas. Jest 14:30 Tony.
Happy spojrzał na przyjaciela, wyrwany z myśli. Odpowiedział mu krótko.

T: Cholera... Szybko do kwiaciarni Happy.
Przeklną pod nosem i szybkim krokiem razem z przyjacielem zszedł do kwiaciarni piętro niżej. Wybrał średniej wielkości bukiet z róż. Prawie biegiem poszli do auta.
-Jarvis połącz mnie z Pepper.
Powiedział. Wyjeżdżając z parkingu.

Pep: Tony to coś ważnego? Powiedziałam ostrożnie z tym kartonem.
Kobieta odebrała i zapytała od razu. Wyraźnie krzycząc na panów z firmy od przeprowadzek.

T: Tylko chciałem zapytać jak Wam idzie? Czy już jedziesz do domu?
Mimo dużej prędkości policja nie zatrzymywała go, a on trzymał się dobrze jezdni.

Pep: Poczekaj chwilę... Nie, nie tamten karton wezmę sama.
Powiedziała do swojego partnera, a potem odezwała się do ekipy przeprowadzkowej.
-Już właśnie wyjeżdżamy do domu. Muszę kończyć.
Odpowiedziała Starkowi i rozłączyła się.

H: Pepper wydawała się zdenerwowana.
Stwierdził fakt kiedy kobieta się rozłączyła.

T: A dziwisz się? Przecież wiesz ile razy się rozstawaliśmy i schodziliśmy potem. Obiecaliśmy sobie, że teraz nic takiego się nie wydarzy.
Zapytał, jadąc prawie 200km/h autostradą do domu. Ten kto ich znał dłużej wiedział też po jakich przejściach był ich związek.

H: Będę trzymał kciuki.
Pudełeczko leżało pod nogami Happiego. Kwiaty zaś trzymał w jednej ręce, a drugą trzymał się drzwi. Nie przepadał za tym jak Tony prowadził.

Dotarli pod dom z opóźnieniem. Na podjeździe stało już auto Potts. Kobieta mogła wejść do willi, ale stała pod drzwiami, tupiąc nogą, zniecierpliwiona.

T: Przepraszam... Miałem być pół godziny temu. Mogłaś wejść do środka. Jarvis przecież wpuściłby Cię.
Powiedział, zdziwiony właściwie, dlaczego jego narzeczona czekała na dworze.

Pep: Myślałam, że jesteś w domu... Tak się umawialiśmy.
Westchnęła kobieta, która dzisiaj wyjątkowo upięła włosy w kucyk i ubrała sportową sukienkę. Tak, aby było jej wygodnie.

To be continued...
~Morgan~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top