Scena po napisach #2
- Georgino Cordelio Stark. – Georgia uśmiechnęła się do siebie mimochodem, słysząc jak Tony wypowiada te słowa. Przycisnęła telefon mocniej do ucha. – Masz mi natychmiast wracać domu. Gdzie ty w ogóle jesteś?
Kobieta odwróciła się i zatrzymała spojrzenie na Barnesie, opierającym się swobodnie na swoim czarnym motocyklu. Miał na głowie granatową czapkę z daszkiem i ciemne okulary, żeby nie dać się rozpoznać. Ręce trzymał w kieszeniach ciemnych jeansów i w skupieniu przeżuwał gumę, robiąc z niej co chwilę szybko pękający balon. Zobaczył, że Electrica na niego patrzy i wyszczerzył do niej białe zęby.
- Wrócę, bez obaw. – Pokazała niebieskookiemu język. Pokręcił głową z uśmiechem.
- Nie możesz wrócić teraz?
- Nie mogę, mam coś do załatwienia.
- Och – prychnął Stark. – I to zapewne czysty przypadek, że Barnes jest teraz z tobą?
Brunetka zagryzła wargę, zaintrygowana.
- Skąd wiesz, że jest teraz ze mną?
- Instynkt rodzicielski – burknął po chwili. Dziewczyna roześmiała się w głos.
- Tony, wiesz o moim istnieniu od pół roku.
- No i?
- No i śmiem wątpić w nieograniczone możliwości twojego instynktu rodzicielskiego. – Bucky postukał palcem wskazującym w zegarek na swoim nadgarstku. Georgia pokiwała głową.
- Zapewne nie będzie dla ciebie tajemnicą...
- Tony – przerwała mu. – Chociaż z miłą chęcią posłuchałabym twojego miłego gawędzenia, mającego na celu odwrócić moją uwagę od faktu jakim jest próbowanie namierzenia mnie...
- Wcale nie próbuję! – zaprzeczył natychmiast. Kobieta miała minę co najmniej sceptyczną.
- To dobrze, bo i tak ci się nie uda. – Wzruszyła ramionami. – Taki mój nowy wynalazek, chroniący przed nadmierną opieką rodzicielską.
Usłyszała, jak geniusz coś burczy pod nosem.
- W każdym razie – powiedziała, zbliżając się do Zimowego Żołnierza. – Muszę kończyć. Nie czekajcie na mnie z kolacją.
- Stop! – Tony podniósł głos. – Nawet mi się nie waż teraz rozłączać. Zabraniam!
- Ja ciebie też kocham, tato! – powiedziała nienaturalnie słodkim głosem, rozłączając się. Bucky spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Znowu nadopiekuńczy tatuś? – zapytał, podając jej kask. Skrzywiła się, chociaż na jej ustach błądził delikatny uśmiech.
- Nic mi nie mów. Mam ponad dwadzieścia lat, a traktuje mnie jak raczkujące niemowlę. – Spojrzała w niebo. – Czy to się kiedyś skończy?
- Nie liczyłbym na to. – Georgia zmarszczyła brwi, powracając do niego spojrzeniem. – Jest zupełnie jak Steve. Ja mam już sto lat, a Steve nadal dzwoni rano, żeby się dowiedzieć czy zjadłem śniadanie.
Kobieta zaczęła się śmiać.
- Dogadaliby się.
- Żartujesz? Razem tworzyli by niezły „nadopiekuńczy tatusiowie" squad. – Zmarszczył brwi i spojrzał na Georgię z ukosa. – Jak będziemy mieli dziecko, to nie pozwolę im się do niego zbliżyć.
Feige wybuchnęła śmiechem, klepiąc go w ramię.
- Już widzę minę Tony'ego, kiedy mu o tym mówię.
- A wyobraź sobie Steve'a!
Oboje zaczęli się śmiać i kiedy wreszcie udało im się uspokoić, założyli kaski i wsiedli na motocykl. Bucky prowadził, instruowany przez Electricę. Nie minęło pół godziny, kiedy zatrzymali się przed starym budynkiem z wielkim witrażem na szczycie.
Brunetka zdjęła kask i zeszła z pojazdu. Barnes podążył za jej śladem. W zamyśleniu przyjrzał się nieruchomości.
- To po co tu jesteśmy?
Georgia odetchnęła głęboko i spojrzała na niego poważnie.
- Pamiętasz, jak mówiłam, ze znajdę sposób żeby ci pomóc? – Spojrzała na budynek za sobą. – Znalazłam kogoś, kto może.
Nie czekając na reakcję mężczyzny ruszyła w stronę masywnych drzwi. Brunet przyspieszył na tyle, żeby zastąpić jej drogę.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Nie każdy przywita mnie z otwartymi ramionami.
Złapała go za rękę i złączyła ich palce.
- Możesz mi zaufać. On jest inny niż wszyscy.
Pociągnęła go w stronę wrót.
- On? – dopytywał niebieskooki. Uśmiechnęła się i załopotała mosiężną kołatką.
- Prawdę mówiąc jest bardzo podobny do Tony'ego.
- To mnie pocieszyłaś.
Po chwili drzwi uchyliły się lekko, a przed parą pojawił się wysoki mężczyzna. Przyjrzał się obojgu, mrużąc drapieżnie oczy. Buck pod wpływem jego analizującego spojrzenia poczuł się nieswojo. Georgia czuła się mniej skrępowana i postanowiła się odezwać.
- Doctor Strange? Jestem Georgia Stark, a to jest Bucky Barnes. Potrzebujemy pańskiej pomocy.
Mężczyzna przez chwilę nic nie mówił, a potem otworzył przed nimi drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top