Część 4
Pierwsze dwa tygodnie Georgii w Avengers Tower przebiegły, zaskakująco dla niej samej, nad wyraz spokojnie. Tony bardzo często wymykał się z domu, w bliżej nieokreślonym celu. Czasami tylko pojawiał się w laboratorium, głównie po to, żeby wymigać się z kontaktu z niejakim Generałem Rossem. Dziewczyna podejrzewała, że unika jej z powodu tego pytania o Kapitana Amerykę, ale właściwie nie narzekała. Miała całe laboratorium do dyspozycji i żywiła nadzieję, że uda jej się to jak najlepiej wykorzystać do ulepszenia Lou Anne 144.
Tak więc właściwie całe dnie i większość wieczorów spędzała na najwyższym piętrze wieży, z rzadka schodząc niżej do kuchni, w celu zapełnienia żołądka. Jej matka miała rację, Georgia w trakcie szału pracy bardzo często zapominała, że potrzebuje czasu na sen czy posiłek, wykonując pracę jak maszyny, które tak kochała. Pamiętała nawet, że kiedy była mała, jakaś cyganka na ulicy przepowiedziała jej, że pokocha marionetkę bez woli. Wtedy brunetka była przerażona tą perspektywą, ale teraz właściwie przywykła do tej myśli. Zawsze kochała maszyny i roboty. Były zimne i bez duszy, ale nie raniły jak te kochające potwory, ludzie. Wolała do końca życia być otoczona przez metal niż przez fałszywych przyjaciół.
'Okej, test numer pięć' pomyślała, założyła elektromagnetyczną siatkę na prawą rękę do łokcia i pozwoliła, żeby rozeszło się po niej to znajome uczucie lekkiego mrowienia.
- Dobra, Jarvis, możesz przygotować tablice – powiedziała i przygotowała się do strzału.
- Tak jest, ma'am! – odpowiedział jej system ze sztuczną inteligencją, stworzony przez Starka. Brunetka cieszyła się, że ma możliwość, żeby się do kogoś odezwać, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że miliarder pozwolił jej korzystać z pomocy Jarvisa tylko po to, żeby mieć na nią oko.
- Przygotuj się! – Całą siłą woli skupiła się na wygenerowaniu silnego strumienia o dalekim zasięgu i o wystarczająco długim działaniu mocy.
- Raz! – odliczała celując w tablice porozmieszczane w różnych odległościach, w różnych miejscach pomieszczenia. – Dwa! Trzy! – Z jej ręki wystrzeliły niebieskie błyski. – Cztery! – Czwarta tarcza oberwała promieniem. – Pięć! Sześć! Siedem!
- Dobra wystarczy, jak statystyki? – spytała zdejmując rękawicę.
- Poprawa spectrum działania o 7,5%, a celności i mocy o 15% - odpowiedział niemal natychmiast.
- 7,5? Za mało. Trzeba ponownie skalibrować mniejszy generator fali. Zapisz to i daj mi wszystko na główny ekran.
Brunetka podeszła na środek sali, poprawiając niecierpliwym machnięciem ręki niesforne włosy, które opadły jej na twarz. Ze skupieniem wpatrywała się w ekran.
- To nie, to nie... - Odrzucała machnięciem ręki kolejne opcje. - O to jest dobre. Powiększ mi to i zapisz w folderze...
- Widzę, że już czujesz się jak w domu. – Drzwi windy się otworzyły i do pomieszczenia wszedł Iron Man z aroganckim uśmieszkiem na twarzy.
- W domu nie mam tylu zabawek. – Wskazała brodą na otaczające ją sprzęty, kiedy już otrząsnęła się z szoku, jakim była jego obecność. Stark do niej podszedł.
- Jak postępy w pracy? – Dziewczyna przyjrzała mu się badawczo.
- A od kiedy cię to interesuje?
- Od kiedy możesz wysadzić mi mieszkanie – powiedział, patrząc wymownie na dogasające tablice. Kobieta wzruszyła ramionami.
- I tak będzie cię stać na nowe.
- Być może, ale tak się składa, że to ma pewną wartość... sentymentalną.
Dziewczyna uniosła jedną brew.
- Szybko się uczysz – zauważyła. Nie spodziewała się, że mężczyzna zapamięta tak dobrze ich pierwsze spotkanie, podczas którego zarzuciła mu, że jest kompletnym ignorantem, jeśli chodzi o wartość sentymentalną sztuki.
- W końcu jestem geniuszem... kelnereczko – odparł, ze zwyczajną skromnością. Georgia prychnęła i podeszła do biurka, gdzie znajdował się jej tablet z danymi testów Lou Anne 144. Tymczasem Stark oglądał poziom zniszczeń w laboratorium. Zagwizdał.
- To cacko potrafi więcej niż mógłbym przypuszczać...
- Wiem – odparła Feige, nie spuściwszy oka z tabletu i przeglądając wykresy postępów. Ciągle nie była zbyt zadowolona z wyników.
- ... mimo oczywistych błędów jakie popełniasz, konstruując je – dodał. Brunetka podniosła na niego wzrok. – Powiedz mi, bo nie udało mi się tego rozgryźć... jak ty tym sterujesz? Nie zauważyłem słuchawki, więc zapewne nie przez komputer, ani jakikolwiek inny system transferu danych, a więc... jak? – Stanął obok niej i oparł się o biurko. Kobieta uśmiechnęła się z satysfakcją.
- A więc nie wiesz? Wielki Tony Stark nie zdołał rozgryźć mojego małego sekretu?- Brunet przyjrzał jej się uważnie.
- Wybacz... Mówiłaś coś? Wyłączyłem słuch, jak tylko zobaczyłem, że znowu robisz jedną z tych swoich min...
- Nie wciskaj mi kitu, dobrze? – uśmiechnęła się, jakby sama do siebie. – To nawet ekscytujące, że nie wpadłeś jeszcze na taką oczywistość.
Tony westchnął.
- No dobra, Electrico, nie wiem. Zadowolona?
- Nawet bardzo – uśmiechnęła się i zrobiła krok w jego stronę.
- Powiesz wreszcie, czy masz zamiar mnie tak trzymać w niepewności? – spytał, zakładając ręce na piersi.
- Lubię cię trzymać w niepewności. Poza tym, nawet nie powiedziałeś magicznego słowa... - Zrobiła smutną minę. Tony wytrzeszczył na nią oczy. Przez chwilę oboje tylko wpatrywali się w siebie. W końcu mężczyzna, wobec tak wymagającego przeciwnika, jakim była brunetka, dał za wygraną.
- Proszę – burknął cicho. Kobita pogroziła mu palcem.
- Ale to było nieszczere - zauważyła.
- Niech mnie ktoś lepiej przytrzyma... No dobra, P-R-O-S-Z-Ę – przeliterował.
- Znacznie lepiej. Cały sekret polega na tym, że to nie maszyna tym steruje... tylko ja. Ja jestem maszyną. – Wzruszyła ramionami. Tony zmrużył oczy. Brunetka stuknęła palcem w generator na jego piersi. – Ty masz to... A ja mam TO.
Odsunęła się od niego trochę i podniosła włosy do góry, odsłaniając kark.
Iron Man musiał przyjrzeć się chwilę, żeby to dostrzec. Po środku karku, mniej więcej w okolicy nad siódmym kręgiem szyjnym, co 2 sekundy pojawiała się i znikała maleńka, ledwie dostrzegalna niebieska dioda.
- A niech mnie – powiedział, zszokowany i spojrzał na kobietę z czymś na kształt podziwu. – Wszczepiłaś to sobie do rdzenia...
Kobieta pozwoliła długim czarnym włosom opaść na kark i odwróciła się do mężczyzny z lekkim uśmiechem na bladych ustach.
- Zgadza się, Sherlocku.– Wpatrywali się w siebie przez chwilę. W końcu wyraz zaskoczenia zniknął z twarzy Starka.
- W życiu nie słyszałem o czymś głupszym – odparł, marszcząc brwi. – Jest jakieś milion powodów, CO NAJMNIEJ milion, dla których w ogóle nie powinnaś wpaść na tak durny pomysł.
- Tak wiem, to było ryzykowne, wiele mogło się nie udać... – Wzruszyła ramionami, jakby to była drobnostka. – Ale pomimo tych wszystkich powodów... Zadziałało.
- Wiesz... Zaczynam się bać, że jesteś szalona czy coś w tym stylu – zauważył Stark, odsuwając się od kobiety. – Mam tylko nadzieję, że to nie jest zaraźliwe.
- Powiedział mężczyzna w metalowej zbroi – zauważyła z przekąsem. – Ty cały czas robisz ryzykowne rzeczy...
- Faktycznie, być może nie jestem dla ciebie zbyt dobrym przykładem. W każdym razie, mimo wszystko, jestem pod wrażeniem...
- Dzięki...
-... chociaż nadal uważam, że to był IDIOTYCZNY pomysł.
Odwrócił się i wyszedł. Giorgia pokręciła głową. Oczywiście, że taki był, doskonale o tym wiedziała. Ale wiedziała też, że nie ma nic do stracenia. Gdyby coś poszło, źle, a było bardzo prawdopodobne, że tak się stanie, w najlepszym wypadku już by nie żyła. Ale tak się składa, że los dał jej jeszcze jedną szansę. Najwyraźniej fortuna miała dla niej inne plany.
Gdyby tylko wiedziała jakie...
Jakieś dwie godziny później dziewczyna postanowiła zejść do części mieszkalnej po coś do czytania z biblioteki Rogersa. Wyszła z windy i ruszyła korytarzem w stronę głównego pomieszczenia. Chciała jak zwykle minąć salon i jak najszybciej znaleźć się w swojej sypialni.
Nie spodziewała się tylko, że w salonie już ktoś był. I to wcale nie Tony Stark.
Dziewczyna zastygła, kiedy mężczyzna ją zauważył. Podniósł się chwiejnie z siedzenia. Musiała go już wcześniej widzieć, bo ta twarz wydawała się jej dziwnie znajoma...
- Ty musisz być tą słynną Georgią, o której Tony tyle mówi – zauważył. Kobieta przyjrzała mu się badawczo. Miał ciemną skórę i krótkie czarne włosy. Po jego ruchach i stylu bycia mogła wywnioskować, że kiedyś służył w armii. Stał chwiejnie, podpierając się czymś na kształt metalowej laski.
- Zgadza się, to ja – powiedziała, starając patrzeć się mu w oczy. – A pan to...
- Pułkownik James Rhodes, przyjaciel Tony'ego – powiedział, prostując się z dumą. Najwyraźniej bycie przyjacielem geniusza należało do wyjątków.
- War Machine? – spytała nieśmiało.
- Albo Iron Patriot, jak kto woli – powiedział i uśmiechnął się. Brunetka podeszła bliżej i uścisnęła jego wyciągniętą dłoń.
- To zaszczyt pana poznać, pułkowniku... - zaczęła.
- Wystarczy, jeśli będziesz mi mówić Rhodey. – Posłał jej pokrzepiający uśmiech. – I to mnie jest niezmiernie miło poznać kogoś, kto dorównuje geniuszowi Tony'emu... Może wreszcie ktoś będzie w stanie trochę go zagiąć, bo czasami bywa wkurzający z tą swoją naukową gadką.
Dziewczyna się zaśmiała.
- Coś o tym wiem. – Spojrzała na mężczyznę. – Tony nic mi nie mówił, o tym, że mamy mieć gościa w Avengers Tower.
- Cóż, teraz to chyba bardziej Stark Tower... - zauważył i osunął się na kanapę. – Wybacz, ale ciągle nie jestem w formie. – Wskazał na swoje nogi. Giorgia przyjrzała mu się ze współczuciem.
- Słyszałam co się stało. Przykro mi – zniżyła głos i usiadła naprzeciwko mężczyzny, w białym fotelu. War Machine westchnął.
- Mnie też jest przykro, że wszystko tak się potoczyło. Tony... Ech, Tony nigdy się do tego nie przyzna, ale wiem, że mu też jest ciężko. Czasami próbuję sobie wyobrazić, jak nasze życie wyglądałoby teraz, gdyby nie wydarzenia z maja. Jest nam trudno, bo jako drużyna mamy podkopane morale – zauważył i smutno zawiesił głowę.
- Nie wiem, co dokładnie się wtedy wydarzyło... - zaczęła Feige po chwili, ostrożnie dobierając słowa. Rhodes na nią spojrzał. – I mimo że nie znam całej sytuacji i nie znam nawet tak dobrze Tony'ego, jak ty... To nie trudno zauważyć, jak reaguje na wspomnienie tamtych wydarzeń. Myślę, że boli go to bardziej niż stara się pokazać.
- Cieszę się, że to zauważyłaś. Większość ludzi widzi w nim tylko aroganckiego geniusza, którym... no tak właściwie to jest – zaśmiał się krótko, z rozmarzeniem spoglądając w okno.– Ale mimo wszystko, to dobry facet. Tylko strasznie się boi takim pokazać. Czasami nam wrażenie, że celowo zachowuje się tak, żeby ludzie go znienawidzili, zupełnie jakby budował...
-... wokół siebie mur – weszła mu w słowo Giorgia. Rhodey spojrzał na nią z powagą.
- Pewnie, nie jest ci z nim łatwo, mam rację? – Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Bywa... Gburliwy. – Mężczyzna się zaśmiał.
- To chyba najłagodniejsze określenie. – Spojrzał na brunetkę, a ta tylko wzruszyła ramionami.
- Wybaczcie, że wam przeszkadzam. – Tony oparł się framugę drzwi i skrzyżował ręce na piersiach.
- Tony! Nie słyszałem, że już wróciłeś...
- Co? Ty do mnie mówisz? A więc jednak tutaj jestem? Uf... Co za ulga, już się balem, że mam jakieś urojenia. – Stark podszedł do przyjaciela i usadowił się wygodnie w drugim fotelu obok dziewczyny. Po chwili przeniósł na nią swój wzrok. – A czy ty czasami nie powinnaś już spać o tej porze?
Giorgia przewróciła oczami.
- Dobra, dobra, idę już – powiedziała, podnosząc się. – Dzięki za rozmowę, Rhodey.
- Cała przyjemność po mojej stronie! – Mężczyzna uśmiechnął się do niej. – I mam nadzieję, że do zobaczenia! – krzyknął, kiedy dziewczyna zniknęła na schodach prowadzących do jej sypialni. Tony przyglądał się pułkownikowi, mrużąc ostrzegawczo oczy.
- A coś ty taki przyjacielski, huh? – Rhodey wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko do geniusza.
- Polubiłem ją... - Nie zdążył dokończyć, kiedy przerwało mu nagłe prychnięcie ze strony bruneta.
- O nie, tylko ci się tak wydaje! – Wycelował w niego palcem wskazującym, odchylając się na siedzeniu. – Ona świetnie udaje cnotliwą, ale wierz mi, tak naprawdę jest uparta, zarozumiała, pyskata i...
-... podobna do ciebie? – wszedł mu w słowo mulat. Stark rozłożył bezradnie ręce.
- E tu, Brute?* No naprawdę, Rhodey, wbiłeś mi nóż w plecy...
- Powinieneś to umieścić w swojej autobiografii – zauważył War Machine.
- Tylko, że ja nie mam autobiografii... Chociaż w sumie może warto by się zaopatrzyć. – Brunet z rozmarzeniem wpatrzył się w sufit. – „GENIALNY JA"... Idealna nazwa, bez dwóch zdań.
- Zamieniłbym ją raczej na „JA I MOJE WYGÓROWANE EGO" – zaśmiał się pułkownik i zaczął się podnosić z kanapy, – No na mnie już czas... Będziesz może niedługo odwiedzał Visiona w Bazie A?
- Mam zamiar zajrzeć na dniach – odpowiedział Iron Man, także się podnosząc i towarzysząc przyjacielowi w drodze do windy.
- Świetnie, bo powinien coś dla mnie mieć. – Mulat wcisnął przycisk windy. – Powiem mu, żeby ci przekazał.
- Yhy – mruknął brunet. – Słuchaj, Rhodey... Jesteś pewny, że nie mogę już nic więcej zrobić... z tym? – Kiwnął lekko głową w stronę nóg byłego Iron Patriota. Ten w odpowiedzi poklepał go po ramieniu.
- Zrobiłeś już wystarczająco, reszta należy do mnie. No, lecę, staruszku – powiedział wsiadając do windy.
- Tylko nie staruszku! Jestem w szczytowej formie – zauważył.
- No jasne – odparł Rhodes. – Ale mógłbyś czasami zrobić trochę miejsca dla innych, w tej swojej umysłowej fortecy.
- No way, honey, moja forteca, moje zasady. – Stark skrzyżował ręce na piersi i wpatrywał się w przyjaciela, który już znikał za zasuwanymi drzwiami windy.
- Jak chcesz. Tylko nie mów, że ci nie próbowałem przemówić do rozumu! – krzyknął jeszcze na odchodnym czarnoskóry mężczyzna.
Tony westchnął i ruszył do swojej sypialni. Ostatnio rzadko kiedy mógł usiedzieć w miejscu. Tak zwane 'nic nierobienie' sprzyjało myśleniu, wspominaniu, a to właśnie myśli były teraz największym wrogiem geniusza.
Stark wiedział, że przebaczenie przychodzi trudno, szczególnie, kiedy raniący był dla nas kimś ważnym. A mówią, że trudniej jest być silnym niż pokazywać emocje. Kolejna bzdura tego pseudo psychologicznego świata. O wiele trudniej jest się przyznać do błędu, wyrzucić z siebie ból i cierpienie, które nas zżera od środka niż być twardym. Tony Stark całe życie był silny. A raczej świetnie takiego udawał.
I mimo że był świetnym aktorem, zdolnym przekonać świat do własnej niezniszczalności, to bardzo żałował, że nie jest w stanie przekonać sam siebie.
Może wtedy poczułby się lepiej.
Może wtedy by wybaczył.
___________________________________________________
• E tu, Brute? (Pełna wersja: et tu, Brute, contra me? (łc.) i ty, Brutusie, przeciwko mnie?; słowa Cezara wypowiedziane przed śmiercią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top