Część 25




Georgia próbowała otworzyć oczy, ale przychodziło jej to z trudem. Stopniowo jej ciało odbierało coraz więcej nadchodzących z otoczenia bodźców, a ona nie była nawet w stanie się ruszyć. Niezupełnie też zdawała sobie sprawę z tego, gdzie się właściwie znajduje i po co. Nie wiedziała nawet, dlaczego spała. Jednak w miarę dopływania do jej mózgu nowych informacji i powolnego wybudzania się z dziwnie nieprzyjemnego snu, zaczęła się zastanawiać.

I zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia co się dzieje.

Jej powieki były ciężkie, ale po kilku próbach wreszcie udało jej się je uchylić. Świat jednak był dziwnie nieproporcjonalny i zamglony, więc dziewczyna ponownie zamknęła oczy, starając się za wszelką cenę cokolwiek sobie przypomnieć. Wzięła głębszy wdech i ponownie otworzyła oczy. Przez kilka sekund tylko wpatrywała się w dziwnie błyszczącą ciemność, przyzwyczajając wzrok do otoczenia. Potem chciała poruszyć rękoma, ale coś jej w tym przeszkodziło. Feige spojrzała na swoje nadgarstki stwierdzając, że ma je związane jakąś grubą, marynarską liną. Zmarszczyła brwi, skonsternowana.

Rozejrzała się powoli, czując, jak serce szybciej zaczyna jej bić w piersi. Była w jakieś komorze i półleżała na materacu z wgłębieniem, zamknięta pod szklaną kopułą. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miała pojęcia, jak się tam znalazła.

Jej przyspieszony oddech natychmiast dał o sobie znać i szyba zaczęła parować z jej strony, odcinając ją od widoku na świat poza tubą. Użyła całej swojej siły, żeby chociaż trochę oczyścić szkło związanymi rękoma. Kiedy wreszcie jej się to udało, zamarła. Zamrugała zdziwiona, sądząc zapewne, że to co widzi jest wynikiem jakiegoś dziwnego odurzenia.

Barnes stał obok Starka i razem, z zawziętą miną, wpatrywali się w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Obaj byli luźno otoczeni przez zgromadzenie nieznanych jej ludzi. Bucky spojrzał na nią, ich oczy się spotkały, a jego twarz rozjaśnił wyraz ulgi. Odwrócił głowę w lewą stronę i coś powiedział do Tony'ego. Mężczyzna natychmiast spojrzał w jej stronę ze strachem w błyszczących oczach.

Georgia chciała zapytać co się dzieje, ale nie wiedziała, czy ktokolwiek by ją usłyszał. Próbowała wyrwać dłonie z oplatającej je liny, ale okazało się to niemożliwe.

- Pomocy! - krzyknęła, czując, że tlenu jest już coraz mniej. Szarpała się i kopała, jakby walczyła z niewidzialnym wrogiem.

Na zewnątrz usłyszała jakiś hałas i kiedy przerwała szaleńczą próbę wydostania się z uścisku liny, zauważyła, jak Tony i Barnes odpierają ataki kierowane w ich stronę. Zdaje się, że pomagała im w tym jakaś rudowłosa postać.

Wyostrzone strachem zmysły kobiety zdążyły także zarejestrować, że jakaś wysoka postać w kapturze odłącza się od grupy i idzie w jej kierunku. Nim jednak zdążyła się zbliżyć na tyle, aby jej zagrozić, ktoś zaszedł jej drogę. Georgia nie wiedziała, czy to jakieś złudzenie, ale była niemal pewna, że to sam Kapitan Ameryka. Korzystając z wolnej chwili jaka jej została postanowiła zrobić wszystko, żeby uwolnić nadgarstki. Wyjście siłowe okazało się niemożliwe, więc zdecydowała się użyć do tego promienia elektrycznego. Skupiła się i wytworzyła olbrzymie natężenie energii w obu nadgarstkach. Lina zasyczała i zaczęła się topić. Elektem ubocznym była jednak duża ilość dymu emitowanego przez palące się tworzywo.

Kobietę zaczął dusić gwałtowny kaszel, ale nie miała zamiaru przestać. Czuła, jak sznur się rozluźnia i pęka, umożliwiając jej poruszanie się. Mimo piekących oczu, niemal na oślep, schyliła się na tyle, żeby odwiązać sobie kostki, a potem zaczęła uderzać w szybę, próbując się wydostać. Jednak efekt takiego działania był taki, że Feige tylko mocno obiła sobie wszystkie kości, a komora ani drgnęła.

Tlen niemal się skończył i dziewczyna zaczęła łapczywie chwytać każdy jego łyk. Mimo że to był już trzeci raz w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy jej się to zdarzyło, nie potrafiła się przyzwyczaić do uczucia, kiedy desperacko próbowała wytrzymać jeszcze chwilę bez powierza, aby przeżyć.

- Uważaj! - usłyszała i zdążyła tylko zakryć twarz, kiedy coś z hukiem uderzyło w szklane wieko komory, rozbijając je na części. Szklane odłamki posypały się na nią, niczym śnieg w Boże Narodzenie. Steve odłamał wystarczający fragment, żeby dziewczyna mogła się wydostać i wyprostował się, oceniając jej stan. Georgia podniosła głowę, z lekkim zaskoczeniem wpatrując się w mężczyznę.

- W porządku?

- Chyba tak.

Kapitan podał jej rękę i pomógł wydostać się ze zniszczonej komory. Postawił ją na ziemi i uśmiechnął się.

- Miło mi nareszcie cię poznać, córko Tony'ego.

- I wzajemnie - wysapała, z podziwem spoglądając na jego imponującą sylwetkę. - Co tu się właściwie dzieje?

- Chciałbym ci to wytłumaczyć, ale obawiam się, że jesteśmy im potrzebni.

Kiwnął głową w stronę trójki przyjaciół, którzy walczyli właśnie z armią nieznanych jej ludzi, a właściwie tylko się bronili, nie atakując.

- Dasz radę? - zapytał ją zaniepokojony Rogers. Kiwnęła głową. - To chodź.

Szła, osłaniana przez blondyna, chociaż nogi miała dziwnie słabe, a w miarę zbliżania się do Tony'ego czuła się jeszcze gorzej. Ich ostatnie spotkanie nie należało do przyjemnych. Głównie dlatego, że krzyczała na niego, nie pozwalając mu dojść do słowa.

- Co się dzieje? - zapytała Kapitana, posyłając mu zdziwione spojrzenie. - Dlaczego tylko się bronicie? Co to za ludzie?

- Niewinni - skomentował krótko. - Ktoś namieszał im w głowach.

W tym samym momencie jedna z kobiet odwróciła się do nich, a Georgia zobaczyła, że jej oczy są całe niebieskie, łącznie z normalnie białą twardówką.

Rzuciła się w ich stronę zupełnie jakby była Hulkiem i sięgnęła dłońmi do wynalazczyni. Rogers natychmiast obrócił ją w taki sposób, że znalazła się za nim i zaczął odpierać ataki kobiety. Wtedy brunetka usłyszała, jak ktoś woła jej imię. Obróciła się i zobaczyła, że w jej stronę próbuje przedostać się Bucky. Bez wahania ruszyła w jego kierunku.

Przed nią znienacka zmaterializował się mężczyzna z jakimś ostrym narzędziem w dłoni. Przystanęła, nie wiedząc czy powinna go potraktować promieniem, czy raczej nie robić mu krzywdy, jednak nie zdążyła się nawet ruszyć, kiedy Barnes wytrącił mu narzędzie i pozbawił przytomności uderzeniem w głowę. Spojrzał na nią, a w jego niebieskich oczach zobaczyła strach. Myślała, że coś powie, ale on bez słowa zrobił kilka kroków dzielących ich od siebie i wziął ją w objęcia. Wtuliła głowę w jego szyję, czując, że jest bezpieczna.

Odsunął ją jednak natychmiast i dobrze przyjrzał się jej twarzy.

- Nic ci nie jest?

- Czuję się trochę odurzona, ale poza tym nic mi nie jest.

Odetchnął i złapał jej twarz w obie dłonie.

- Martwiłem się, kiedy tak nagle zniknęłaś. Mówiłaś, że zaraz wrócisz. Tak cholerne się bałem...

- Jak to zniknęłam? - zapytała skonsternowana. - Zupełnie nic nie pamiętam.

- Ja...

Nie zdążył jednak dokończyć, bo w ich stronę ruszył wyjątkowo dobrze zbudowany mężczyzna. Tym razem jednak reakcja Georgii była natychmiastowa i kobieta, zagłuszając wyrzuty sumienia, potraktowała mężczyznę promieniem, który zwalił go z nóg. Barnes uderzył go jeszcze w głowę, a kiedy osiłek padł, złapał brunetkę za rękę i poprowadził w stronę reszty zespołu, zręcznie wymijając swoich przeciwników.

- Schowaj się za mną - polecił, kiedy już znaleźli się na miejscu. - Odeprę ich ataki, a ty...

- Dobre sobie - mruknęła wynalazczyni, zajmując pozycję między nim a rudowłosą. - Nie będę się chować, jak ostatnia pokraka. Wy walczycie, to ja też.

Natasha uśmiechnęła się do niej.

- Coś mi się wydaje, że się polubimy - powiedziała i ruszyła na parę cywilów, powalając ich na kolana jednym celnym kopnięciem. Georgia przyjrzała się jej zazdrośnie.

- Chciałabym tak umieć.

Przed nią pojawiła się niska kobieta w sukience w różowe kwiaty i warknęła ostrzegawczo. Feige wyciągnęła dłoń i poraziła ją promieniem, a ta natychmiast upadła na podłogę. Kiedy otworzyła oczy jej spojrzenie było już przytomne.

- Co...co się stało? - zapytała oszołomiona. Brunetka nie zdążyła jednak odpowiedzieć, kiedy zauważyła, że jeden z mężczyzn właśnie posyła w jej stronę kulkę z trzymanego przez siebie pistoletu. Zanim zdążyła się ruszyć, wylądował przed nią Iron Man, osłaniając ją przed pociskiem. Wystrzelił do mężczyzn z reaktora i odwrócił się do dziewczyny.

Nie mogła zobaczyć jego twarzy, ale wyobrażała sobie, jak musi ona teraz wyglądać.

- Tony...

- Wiesz, jak ich wyłączyć? - zapytał, kiwając głową w stronę przerażonej kobiety. Georgia nie to pytanie miała nadzieję usłyszeć z jego ust i stłumiła ukłucie zawodu.

- Wiem.

Starkowie objęli spojrzeniem scenę, rozgrywającą się na dachu Fulton Mall. Zdolnych do walki cywilów pozostawało coraz mniej, mimo że mieli nad Avengersami kilkukrotną przewagę liczebną. Jednak szanse w batalii nadal były nierówne, gdyż ich przeciwnicy, chociaż niewytrenowani, atakowali tak zawzięcie, jakby byli gotowi na śmierć.

- Potrzebujesz czegoś? - rzucił Tony, podążając za jej spojrzeniem. Georgia próbowała zebrać myśli.

- Nie dam rady wygenerować tak dużej mocy wielokrotnie, więc potrzebuję czegoś co odbiłoby promień na wszystkich wokół. - Zatrzymała swój wzrok na tarczy Rogersa.

- Pomysły?

- Konkretnie jeden. - Zrobiła krok w stronę walczącego obok niej blondyna. - Hej, Kapitanie, potrzebna mi tarcza!

Zaczęła się elektryzować, koncentrując całą swoją energię w dłoniach. Steve przystanął i kiwnął do niej głową, na znak, że rozumie plan. Natasha i Bucky zaczęli się zbliżać do reszty, trzymając wrogów na dystans.

- Gotowi? - spytała Georgia, kiedy zebrali się w ciasną gromadę.

- Wszyscy padnij! - zakomenderował Stark, kiedy cała grupa ich przeciwników ruszyła na nich z nową siłą. Feige użyła całej swojej umysłowej siły, aby utrzymać promień i wycelowała nim w tarczę blondyna, który manewrował nią tak, aby trafiła w każdego zbliżającego się do nich wroga.

Niebieski płomień zgasł, kiedy ostatni przeciwnik padł nieprzytomny na ziemię. Wynalazczyni opadła ciężko na kolana, czując, że zaczyna brakować jej sił.

- Niezły popis - skomentowała Romanoff, pomagając jej się podnieść.

Brunetka chciała jej odpowiedzieć, ale przerwał jej czyjś śmiech.

- Proszę, proszę...

Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę źródła głosu. Iluzjonista stał oparty o wysoką krawędź budynku. Kilkukrotnie zaklaskał w dłonie i zrobił nieznaczny krok w ich stronę. Georgia instynktownie przesunęła się bliżej Tony'ego.

- Wspaniały popis - skomentował ich przeciwnik. - Szkoda tylko, że zupełnie pozbawiony sensu.

- Pozbawiony sensu? - zdenerwowała się Natasha. - Wykorzystałeś tych ludzi jako broń. Kto wie, do czego mogliby się jeszcze posunąć, gdybyśmy ich nie unieszkodliwili. Jedyne, co w tej całej sytuacji nie ma sensu, to ty.

- Ostre słowa, agentko Romanoff.

- Dosyć tych gier - przerwał ostro Stark. - Przestań wreszcie tchórzliwie chować się za maską i stań przed nami jako prawdziwy ty. Myślę, że po tym wszystkim chociaż tyle nam się należy.

Georgia spojrzała na niego z podziwem, ale on unikał jej wzroku. Zastanowiła się, dlaczego tak jest.

- Z największą przyjemnością - powiedział Iluzjonista i zaczął rozwiązywać maskę.

Na chwilę zapanowała cisza i wszyscy tylko wpatrywali się we wroga, który właśnie miał ujawnić swoją tożsamość. Mężczyzna zdjął maskę i wyprostował się. I wtedy brunetka sobie przypomniała.

Odebrała telefon i powiedziała Barnesowi, że zejdzie tylko na moment, bo musi rzucić okiem na jakieś projekty. Zjechała windą na parter i wyszła z budynku. Rozglądała się właśnie, kiedy coś ciężkiego uderzyło ją w głowę. Dalszą część jej pamięci zajmowały jakieś niezrozumiałe słowa i ta twarz.

Twarz Johna Catherpella.

Nawet nie wiedziała, dlaczego nagle sięgnęła po rękę Tony'ego, bo była to najzwyczajniejsza reakcja odruchowa. Mężczyzna rzucił jej tylko zdziwione spojrzenie, ale się nie poruszył.

- Nie spodziewałaś się tego, prawda Georgino?

- Catherpell - równocześnie odezwali się Starkowie. Kapitan spojrzał na nich zdumiony.

- Znacie go?

- Pewnie, że się znamy. Jesteśmy nawet dobrymi przyjaciółmi... Z tym tylko, że ja ich nie znoszę.

Feige prychnęła.

- Przez cały czas udawałeś, że chcesz mi pomóc?

- W rzeczy samej.

- A co z tym co mówiłeś? - Nie zrozumiał jej pytania. - O mojej matce. Naprawdę byłeś jej przyjacielem?

- Georgino, najlepsze kłamstwa zbudowane są na prawdzie.

- A więc ją znałeś? - zdenerwowała się. - Byłeś jej przyjacielem, chociaż skrycie jej nienawidziłeś?

Musiała nacisnąć na czuły punkt, bo w Iluzjoniście coś pękło.

- Kochałem ją! - krzyknął, ku zdumieniu reszty. - A ona kochała mnie, chodź tak mocno trwała w fatalnym zauroczeniu amerykańskim miliarderem i jego dzieckiem, że wcale tego nie widziała!

- I dlatego się na nas mścisz? - odezwał się Tony. - Bo ukochana nie odwzajemniała twoich uczuć?

- To wasza wina! Gdybyście się nigdy nie pojawili, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

John zatrzymał się i gniewnie łypnął na brunetkę.

- Nawet starałem się ciebie pokochać, żeby móc z nią zostać. Ale im starsza się stawałaś, to ilekroć na ciebie spojrzałem zawsze wiedziałem na kogo wyrośniesz. Na zarozumiałego, przemądrzałego i bezuczuciowego potwora, jakim jest twój ojciec.

Stark oczekiwał, że Feige poczuje się dotknięta, ale na jej twarzy zagościł nieodgadniony wyraz.

- To dlatego uciekała... - mruknęła i spojrzała na Catherpella. - Dlatego wyjechałyśmy do Stanów. Ona przez cały czas uciekała przed tobą.

Iluzjonista wyglądał na wściekłego.

- Ona nigdy cię nie kochała - ciągnęła tymczasem Georgia. - Mówiła, że oddała serce jednemu mężczyźnie. Teraz wiem, że mówiła o moim ojcu.

Tony zamrugał kilkukrotnie i nie mógł otrząsnąć się ze zdziwienia.

- Kłamiesz!

Zanim zdążyła coś powiedzieć wyciągnął dłoń w jej stronę, ale nic się nie stało. Georgia zaczęła tylko kręcić głową, jakby chciała się uwolnić od jakiejś natrętnej myśli.

- Głupcy! Naprawdę myśleliście, że ze mną wygracie? - Feige złapała się za głowę, jakby coś ją bolało i zamknęła oczy. - Żadne z was już nigdy nie stanie mi na drodze.

Brunetka jęknęła i zaczęła się mimowolnie cofać do tyłu, wbijając sobie paznokcie w skórę głowy. Tony nie wiedział, co ma robić, kiedy Iluzjonista zaczął mówić coś po walijsku.

Bucky zbladł, a wynalazczyni zaczęła krzyczeć i krople krwi spłynęły jej po twarzy. Zrobiła jeszcze kilka kroków w tył i upadła na kolana. Iron Man nie był w stanie ruszyć się z miejsca, zupełnie, jakby coś go nagle sparaliżowało.

- Georgia proszę - głos Zimowego Żołnierza brzmiał błagalnie. Podszedł do niej i próbował odciągnąć jej ręce od twarzy. - Nie pozwól mu... Możesz wygrać...

Kobieta krzyknęła jeszcze raz, a potem znieruchomiała. Po krótkiej chwili otworzyła oczy.

Natasha powiedziała coś po rosyjsku, kiedy niebieskie i puste oczy dziewczyny wpatrzyły się w nieodgadnioną przestrzeń. Starkowi jej wzrok skojarzył się natychmiast z Clintem w tracie hipnozy Lokiego.

Catherpell wyglądał na zadowolonego. Uśmiechnął się i znowu odezwał się po walijsku.

- Stark. Zabij.

Georgia wstała niczym mechaniczny robot i zaczęła iść w jego kierunku. Bucky natychmiast się na nią rzucił i próbował utrzymać w miejscu.

- Walcz z tym, GG! Walcz!

Kobieta zaryczała ostro i zaczęła go razić prądem, mając zimny wzrok zatrzymany na Tonym. Geniusz widział, jak wielki ból musi to sprawiać żołnierzowi, a on mimo to nie miał zamiaru puścić kobiety.

- Georgia... - wyjąkał Iron Man. Steve próbował go zasłonić tarczą.

- Nie pozwolę ci! - krzyknął Barnes do Feige, a ona podwoiła siłę ataku. Mężczyzna odleciał kilka metrów od niej. Wyprostowała się i ruszyła w stronę swojego zadania.

Romanoff i Rogers próbowali ją zatrzymać, ale zanim zdążyli ją choćby zaskoczyć, rąbnęła w nich czymś tak mocnym, że oboje zostali uziemieni.

Georgia nawet nie zwróciła uwagi na zadany im przez siebie ból i znalazła się przed Tonym. Tylko na nią spojrzał i wiedział już, nie będzie wstanie zrobić jej choćby najmniejszej krzywdy. Poczuł się słaby.

- Georgia to nie ty - powiedział drżącym głosem. - Nie chcę ci zrobić krzywdy, ja...

Niewzruszona kobieta podcięła mu nogi promieniem tak, że znalazł się przed nią na kolanach. Jęknął ciężko.

- Ja... Nie będę cię winił - wyjąkał, opuszczając głowę. - Nikt nie będzie. Chcę, żebyś wiedziała, że w pełni zgadzam się na to, co zrobisz.

W kącikach jego oczu zaczynały się zbierać łzy, ale wiedział, że to, co się miało stać, właśnie się staje. Spojrzał na swoją córkę po raz ostatni, starając się zapamiętać ją taką, jaka była wcześniej.

- Proszę, nie zadręczaj się. Pamiętaj, że ci wybaczyłem - zaciął się. - Jesteś moim dzieckiem. Najwspanialszym, co mogłem dostać od losu, mimo że nie zasłużyłem na coś tak dobrego jak ty. Żałuję tylko, że nie zdążyłem być dla ciebie ojcem. Jesteś częścią mnie. I ja... ja... - Podniósł na nią wzrok. - Zawsze będę cię kochał.

Georgia spojrzała na niego pusto i wyciągnęła otwartą, elektryzującą dłoń w jego stronę. Niebieska barwa była ostatnim co widział, kiedy zamknął oczy.

***

Chciałam Wam wrzucić jednocześnie część 25 i 26, ale nie udało mi się wyrobić z pisaniem, więc dzisiaj tylko jedna.

W następnej części WIELKI FINAŁ i machamy sobie łapką na pożegnanie 😄

Liczę na to, że zdołam się ogarnąć i napisać to na przyszły tydzień, bo w trakcie sesji nie będę miała czasu pisać, a potem wyjeżdżam, więc dostalibyście ostatnią część w sierpniu 😅 ( nie, nie jestem AŻ TAKA PODŁA, żeby Wam kazać tak długo czekać ).

Dodatkowo wena mi ostatnio szwankuje (co widać) i to dodatkowo potęguje problem.

PS. Wybaczcie mi ♥️♥️

Hugs and kisses,

CL xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top