Część 20
Weź moje złe wspomnienia,
(Mogę cię oszukać tylko raz, zły chłopcze)
Weź płuca i miliony.
(Rozmowa jest żałosna, nie mów głupstw)
Bum, bum, bum, wyjmij pistolet.
(Bum, bum, bum, wyjmij pistolet, zły chłopcze.)
Jestem tak przeklęta,
(Nerwy i walka nie dadzą ci zysku)
Zły chłopcze!
Słabo spała tej nocy. Oczy ją piekły od płaczu, a w dodatku co chwilę miała wrażenie, że się dusi. Obok niej, na osobnym materacu, spał James i tylko jego miarowy oddech ją uspokajał. Spojrzała na jego pogrążoną we śnie postać i żałowała, że nie może go teraz naszkicować. Spokój na jego twarzy sprawiał, że wyglądał jak anioł, z włosami rozrzuconymi na białej poduszce wokół głowy. Uśmiechnęła się do siebie lekko na myśl, że mimo wszystko Barnes z nią został i przewróciła się na drugi bok. Wkrótce sen wziął ją w swoje objęcia.
- Nie! Przestać, puść! Nie chcę! – Georgia rozejrzała się nieprzytomnie, szukając źródła zamieszania. Odwróciła się na materacu i zobaczyła, że Bucky rzuca się we śnie, prawdopodobnie przeżywając jakiś koszmar. – Błagam nie! – jęknął żałośnie, aż poczuła, że serce jej się ściska z żalu. Ostrożnie wygramoliła się spod kołdry i zbliżyła do mężczyzny.
- Bucky – zaczęła cicho, nie chcąc go wystraszyć. Oddychał szybko, na jego czole błyszczały kropelki potu. Obie ręce miał położone wzdłuż ciała i zaciskał dłonie w pięści, rzucając się niecierpliwie. – Buck!
W końcu odważyła się go dotknąć, kiedy nie reagował na jej słowa. Złapała go za zdrowe ramię i mocno nim potrząsnęła. Jego reakcja była natychmiastowa.
Zanim zdążyła wykonać jakiś ruch, podniósł się do pozycji siedzącej, a jego metalowa ręka powędrowała do jej szyi. Oddychał szybko, wpatrując się w nią gniewnie.
Krzyknęła cicho, bardziej z zaskoczenia niż ze strachu. Mężczyzna nie dusił jej, ale jego reakcję mogła odczytać jako ostrzeżenie: „Dotknij mnie jeszcze raz, a skręcę ci kark".
Nie śmiała się ruszyć, wobec czego tylko wpatrywała się w Bucky'ego, czekając, aż oprzytomnieje i ją uwolni. Jego mechaniczna ręka zatrzeszczała złowieszczo, kiedy Georgia próbowała ją odsunąć chociaż na milimetr. Po chwili spojrzenie bruneta oprzytomniało i złagodniało. Teraz nie był już wściekły – był przerażony. Szybko uwolnił dziewczynę z uścisku i odsunął się od niej najdalej, jak mógł na materacu. Brunetka rozmasowała sobie bolące miejsce na skórze.
- Masz siłę, nie ma co – zaśmiała się krótko, starając się rozładować powstałe w pokoju napięcie. Barnes nie odwzajemnił jej uśmiechu.
- Mogłem cię zabić – wyszeptał, wpatrując się w coś za nią. Zagryzła dolną wargę, starając się wpaść na jakiś sposób, żeby się uspokoił.
- Mogłeś – przyznała i rozłożyła ręce. – Ale jak widzisz jestem cała i zdrowa.
- Jestem niebezpieczny – wyszeptał, zupełnie jakby jej nie usłyszał. – Mało brakowało, żebym...
Zamilkł, pozwalając Georgii w myślach na dokończenie tego zdania. Westchnęła i przysunęła się do niego, zmuszając go, żeby na nią spojrzał.
- Nic mi nie jest, Buck – powiedziała dobitnie. – Zareagowałeś normalnie, jak każdy inny. To moja wina. Nie powinnam była cię dotykać.
Przyjrzał jej się uważnie. Nadal wyglądał, jak przestraszone zwierzę. Wynalazczyni miała wielką ochotę na to, żeby go pogłaskać po głowie, ale z oczywistych względów tego nie zrobiła. Zamiast tego sięgnęła po koc, starając się przykryć mężczyznę.
- Wszystko w porządku, możesz spać dalej – powiedziała.
- Jak możesz być taka spokojna? O mało co, nie zrobiłem ci krzywdy! – odparł nieco głośniej. Kobieta poczuła rosnącą w sobie frustrację.
- Wiedziałabym, gdyby coś faktycznie mi zagrażało, możesz mi wierzyć. Tak się składa, że dysponuję niespotykanym doświadczeniem, jeśli chodzi o próby morderstwa – zażartowała. Odetchnęła głęboko i z powagą spojrzała mu w oczy. – Poza tym... Ufam ci. Wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy. Nawet twoja obecna reakcja o tym świadczy.
Odetchnęła głośno, lekko się od niego odsuwając. Jej głos stał się donośniejszy i bardziej stanowczy, jakby nie można było się jej sprzeciwiać.
- Więc teraz przestań łaskawie się obwiniać za coś, co się nie stało i idź spać. – Podeszła do swojego materaca i wsunęła się pod kołdrę. Potem spojrzała na niego ostro. – I niech ci tylko nie przychodzi do głowy, żeby teraz dawać nogę, bo obiecuję ci, Jamesie Buchananie Barnesie, że choćbym miała złamać wszystkie możliwe zasady i zostać duszona miliony razy przez wszystkie możliwe grupy przestępcze, to i tak cię znajdę i prawdopodobnie wyjdziesz z tego ledwo żywy. A teraz dobranoc.
Odwróciła się do niego plecami, kładąc głowę na poduszkę i zamykając oczy. Nie widziała, jak na twarz Bucky'ego przez chwilę wpływa uśmiech niedowierzania, a on sam po chwili grzecznie kładzie się na łóżku.
Dobranoc, GG, pomyślał jeszcze tylko zanim zamknął oczy.
Obudziło ją głośne syczenie. Niemal nieprzytomna, poderwała się na nogi wiedziona dziwnym instynktem. O mało nie upadła, kiedy jej nogi zaplątały się w koc. Odgarnęła włosy z twarzy, żeby ocenić co się właściwie dzieje w tej samej chwili, w której do pokoju zajrzał Barnes.
Uśmiechnął się na jej widok. Sprawiała wrażenie oszołomionej, ale gotowej się bronić. Zagwizdał z uznaniem.
- Dzień dobry. – Brunetka kilkukrotnie zamrugała, starając się oprzytomnieć. – Spokojnie, żołnierzu, to tylko jajecznica.
Zaśmiał się krótko z własnego żartu. Georgia szybko przyjrzała się jego sylwetce. Miał na sobie luźne ubranie, odsłaniające ramiona. Włosy, jak zwykle, związał w niedbały kucyk. Zastanowiła się, czy ktoś mu kiedyś powiedział, że to modne, czy po prostu tak mu było wygodnie.
- Widzę, że jednak postanowiłeś zostać – zauważyła, wyplątując się z pułapki, jaką był jej koc. Mężczyzna oparł się z gracją o framugę drzwi, obserwując jej działania.
- A miałem jakiś wybór?
- Rzeczywiście, nie miałeś.
Znowu się uśmiechnął i Feige nie mogła się oprzeć pokusie, żeby też się nie uśmiechnąć. Odepchnął się od ściany i ruszył w stronę kuchni.
- Zrobiłem jajecznicę... – Omiótł dosyć dokładnie spojrzeniem jej szczupłą sylwetkę, aż poczuła, że się rumieni. – ... o ile ty w ogóle coś jesz.
Przewróciła oczami i sięgnęła po coś do ubrania.
- Zaraz przyjdę, mój nadworny kucharzu.
- To co z tą nauką walki? – dopytywała brunetka podczas śniadania. Siedzieli naprzeciwko siebie, zajadając się przygotowaną przez mężczyznę jajecznicą. Niebieskooki na chwilę przerwał posiłek.
- Myślałem, że to nie było na poważnie.
- Najzupełniej poważnie.
Zamyślił się.
- A co z twoją rażącą piorunami skórą?
Odłożyła widelec i sięgnęła po szklankę z sokiem brzoskwiniowym.
- Najwyraźniej nie umiem jej używać – próbowała się roześmiać, ale zamiast tego wyszło jej żałosne westchnięcie. Spojrzała na niego wyczekująco. – To jak będzie?
Bucky odłożył sztućce i zwilżył wargi językiem.
- Nie wiem, czy jestem najlepszym nauczycielem...
- Bzdura – przerwała mu. – Jesteś najlepszym, najcudowniejszym, najwspanialszym...
- Dobra, zgadzam się. – Na jego twarz wpłynął pogodny uśmiech. Georgia roześmiała się donośnie.
- Ach, ten mój dar przekonywania... – Odrzuciła włosy do tyłu i udała, że się wachluje. Barnes pokręcił głową z niedowierzaniem.
- W co ja się wpakowałem...
- Naprawdę wcześniej nie wiedziałem... A teraz ona uciekła – poskarżył się Tony. Pepper w słuchawce głośno wypuściła powietrze.
- Daj jej trochę czasu. Wyobraź sobie, jaki to musiał być dla niej szok. Po tylu latach...
- Po czyjej ty jesteś stronie? – przerwał jej Stark.
- Nie sądzę, żeby w ogóle tu były jakieś strony. Po prostu... Poczekaj. Pod koniec przyszłego tygodnia kończymy negocjacje i wtedy pakuję swoje rzeczy i lecę prosto do ciebie. Razem coś wymyślimy – pocieszyła go blondynka. Geniusz wiedział, że ma rację, ale mimo to nie umiał się pozbyć tego nieustannie towarzyszącego mu strachu. Przejechał dłonią po przydługawych już czarnych włosach.
- Boję się, że on ją znajdzie – zwierzył się partnerce ze swoich obaw. Nieustannie o tym myślał. Czy Iluzjonista zrobi jej krzywdę? Czy naprawdę ma zamiar ją zabić?
- Wiem. Ale spójrz na to z drugiej strony: Skoro ty jej nie znalazłeś, to czy on może dać radę? Georgia jest inteligentna, Tony, powinieneś to wiedzieć, w końcu ma to po tobie. Nie sądzę, żeby tak po prostu dała się złapać.
Brunet uśmiechnął się do Potts z wdzięcznością. Cieszył się, że może znaleźć w niej pocieszycielkę. W dodatku blondynka wydawała się być naprawdę ucieszona, że Georgia jest jego córką. W końcu, jak mówiła, od początku ją polubiła.
- Chyba masz rację – przyznał. – Dziękuję Ci, Pepp. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Zaśmiała się krótko.
- No już, mój słodki geniuszu, głowa do góry. Wkrótce wszystko się ułoży, jestem tego pewna.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak ci uwierzyć – zrobił pauzę. – Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham – powiedziała Pepper. – Muszę kończyć. Zadzwonię wieczorem, okej?
- Okej. – Rozłączył się i opadł na łóżko. Mimo zapewnień Potts, że z Georgią na pewno jest wszystko w porządku, czuł, że musi coś zrobić, bo w innym wypadku chyba oszaleje. Zadzwoniłby do Rhodeya, ale ten był akurat na misji dyplomatycznej w Brukseli. Musiał być przecież jeszcze ktoś, kto mógłby mu pomóc... Był. Ale Tony nie wiedział, czy jest gotów na wykonanie tego kroku.
I nie wiedział, czy Steve rzeczywiście będzie chciał mu pomóc.
- Widzisz coś?
- Raczej nie.
- To wychyl się bardziej.
- Nie... Tu jest mi dobrze. – Feige z niepewną miną zerknęła w dół. Znajdowali się z Barnesem na dachu jakiegoś wysokiego budynku, żeby śledzić kolejną grupę płatnych zabójców. Mężczyzna początkowo nie chciał jej zabrać, ale ona nie dawała za wygraną. Była pewna, że gdyby została sama w domu to zaczęłaby rozmyślać. A przecież musiała być silna.
Teraz jednak, spoglądając w dół, przeklinała się w myślach za to, że była taka uparta.
Bucky podszedł do niej na tyle blisko, że stykali się ramionami.
- Powinnaś sobie znaleźć inne miejsce, tutaj widoczność jest ograniczona – stwierdził. Brunetka tylko grzecznie pokiwała głową, przyznając mu rację. Barnes przyjrzał jej się dokładnie, analizując sytuację, a potem jego twarz rozjaśnił uśmiech zrozumienia. Jak mógł być na tyle ślepy, żeby nie wpaść na taką oczywistość!
- Może przesunę się trochę... - zaczęła Georgia.
- Masz lęk wysokości. – Mimo że to było bardziej stwierdzenie niż pytanie, to spojrzał na nią tak, jakby oczekiwał odpowiedzi. Przełknęła głośno ślinę, siląc się na spokojny ton.
- Oj tam zaraz lęk. Po prostu... - Zagryzła dolną wargę, niewinnie odsuwając się od krawędzi budynku. - ... nie lubię takich widoków.
- Nie ma w tym nic złego – zapewnił. – Jestem po prostu trochę zaskoczony.
Spojrzała na niego, niewiele rozumiejąc.
- Co cię tak zaskakuje?
Wzruszył ramionami.
- Wydajesz się być taka idealna, że aż trudno pomyśleć, że coś mogłoby cię przerażać – powiedział.
Zamrugała kilkukrotnie, zdziwiona tym dziwnym komplementem. Brunet przesunął się trochę i usiadł na krawędzi budynku, pozwalając, aby nogi swobodnie zwisały mu w dół. Georgia po chwili do niego dołączyła, siadając jednak jak najdalej od krawędzi. Barnes skwitował jej zachowanie przebiegłym uśmiechem i wpatrzył się w jedno z okien.
Brunetka starała się pominąć w swoich myślach fakt, że nazwał ją idealną. Co prawda wielokrotnie słyszała to już od różnych osób, ale chyba nigdy do końca w to nie wierzyła. Ich słowa wydawały jej się puste, pozbawione większego sensu, jakby były tylko zlepkiem liter. Teraz jednak, kiedy usłyszała to od Jamesa, poczuła się niewyobrażalnie zawstydzona. Być może dlatego, że nie znał całej prawdy.
- Nie jestem idealna – zaczęła cicho, opuszczając wzrok na swoje podrapane dłonie. – Prawdę mówiąc jestem dalece odległa od bycia idealną.
Uśmiechnął się.
- Cieszę się. To tylko znaczy, że jesteś człowiekiem.
Podniosła na niego wzrok. Odwrócił od niej głowę, wpatrując się w panoramę wiecznie żywego miasta.
- Robiłem okropne rzeczy, Georgia. Chyba o tym wiesz – zaczął po dłuższym milczeniu.
- To nie... - starała mu się przerwać, ale jej nie pozwolił.
- Czasami zastanawiam się, co będzie, kiedy znowu mnie złapią. No wiesz, Hydra – wypowiedział ostatnie słowo takim tonem, że brunetka aż się skrzywiła.
- Nie pozwolę, żeby to się stało. – Determinacja w jej głosie niemal go wzruszyła. W tej dziewczynie było więcej woli walki niż w niejednym żołnierzu, którego znał. Mógł się tylko domyślać, dlaczego ktoś tak usilnie starał się doprowadzić do jej śmierci, chociaż jej upór i inteligencja czyniły z niej naprawdę interesującą i niebezpieczną rywalkę. Miał też dziwne wrażenie, że skądś ją zna. Nawet sposób w jaki teraz się w niego wpatrywała wydał mu się znajomy.
Odchrząknął, pozwalając myślom wrócić na właściwy tor.
- Zmieniłabyś zdanie, gdybyś zobaczyła mnie... takiego. Gdybym był tym drugim mną. – Znowu unikał patrzenia jej w oczy.
- Zawsze jesteś tylko jeden ty – oznajmiła spokojnie. – Istnieje tylko w tobie ta ponura część, która próbuje cię kontrolować. Ale... - Nie mógł się powstrzymać i na nią spojrzał. - ... ty zawsze walczysz i próbujesz się uwolnić z jej wpływu. To tylko świadczy o tym, że nie potrafią całego ciebie objąć tą zarazą. Że w środku nadal dominujesz prawdziwy ty.
Był jej niezwykle wdzięczny, mimo że nie potrafił tego wyrazić słowami. Georgia jednak zdawała się wcale tego nie oczekiwać.
- A co jeśli nie ma żadnego prawdziwego mnie?
Uśmiechnęła się i z roztargnieniem klepnęła go w kolano.
- Prawdziwy czy nie... Co to za różnica? W końcu i tak wszyscy jesteśmy tylko zlepkiem atomów.
Roześmiał się, sam nie wiedząc dlaczego. Czuł dziwny spokój, kiedy była w pobliżu.
- Och, GG... Chyba to zapiszę w swoim dzienniku.
- Prowadzisz dziennik? – zainteresowała się.
Po raz kolejny tylko wzruszył ramionami.
- Pamięć jest ulotna. To, co utrwalone na papierze pozostaje na znacznie dłużej.
Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Pomyślała o liście jej matki, wyskrobanym drobnym pismem na starej już kartce papieru. Na kartce leżącej pod biurkiem Tony'ego Starka.
Pod biurkiem jej ojca.
Wbiła sobie paznokcie głęboko w skórę, żeby przyćmić bólem fizycznym ten bardziej bolesny. Zamknęła oczy, broniąc się przed falą wspomnień, która miała zaraz nadejść. Zdecydowanie nie była na to teraz gotowa.
Niespodziewanie poczuła, jak w jej dłoń wsuwa się większa, znacznie chłodniejsza. Bucky zacisnął metalowe palce na jej własnych, dając jej tym samym niewerbalny znak wsparcia. Z wdzięcznością odwzajemniła uścisk.
Jestem, powiedział.
Wiem, odparła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top