Część 18
Rok 2014
Georgia kilkukrotnie szarpnęła drzwi, zanim wreszcie się otworzyły. Jej długie włosy, splecione w skromny warkocz, smagnęły ją po twarzy, kiedy się odwróciła. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się po pustym pomieszczeniu.
Właśnie wróciła z pogrzebu swojej babci, Louise. Była to skromna uroczystość, w której brało udział tylko kilku sąsiadów. Babcia pewnie wolałaby być pochowana w ukochanej Walii, jej rodzinnym domu, ale Georgia wiedziała, że ze względu na swoją sytuację finansową nie może sobie na to pozwolić. Nawet za życia kobiety, ich życie było niezwykle ciężkie, a brunetka musiała rzucić ukochane studia i podjąć pracę za marne grosze. Miała dopiero osiemnaście lat, a czuła jakby los zwalił na nią wszystkie możliwe trudny. Najpierw choroba matki i jej śmierć dwa lata temu, a teraz jeszcze to...
Babcia była jej jedyną rodziną. Jakkolwiek źle wcześniej nie było, ile nocy dziewczyna by nie przepłakała w swoim skromnym pokoju, to zawsze, cokolwiek by się nie działo, Louise była przy niej. Mogły kilka dni głodować w zimnym i ciemnym domu, bo nie było ich stać na ogrzewanie, ale były razem. Dwie silne walijskie kobiety, obce w wielkim, wrogim mieście.
Georgia spojrzała na swoje odbicie w lustrze, podpierając się rękami na umywalce. Była blada jak ściana i okropnie wychudzona przez nieustannie towarzyszący jej stres. Nawet nie umiała już płakać. Jedynym co czuła były gorycz i nienawiść.
Została sama. Nikt nie będzie się przejmował, czy założyła ciepłą kurtkę, nikt nie skrytykuje spojrzeniem jej nowej fryzury. Jej jedyna towarzyszka spoczęła teraz w ciemnym grobie, obok swojej córki.
Brunetka w furią uderzyła dłonią w ścianę, boleśnie się przy tym raniąc ostrym fragmentem konstrukcji. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby jej matka nie była taka uparta i powiedziała jej, kim jest jej ojciec. Chciała go odnaleźć, wyrzucić z siebie ten cały ból, który ją pętał i wykrzyczeć mu prawdę.
A prawda była taka, że to było wszystko jego winą. Nienawidziła go i miała zamiar zniszczyć mu życie, tak jak on zniszczył jej.
Wzrok dziewczyny padł na nożyczki leżące na jednej z szafek. Chwyciła je natychmiast i, niewiele myśląc, szybkim ruchem odcięła sobie warkocz tuż przy linii żuchwy. Gruby pukiel czarnych włosów spadł na podłogę.
Georgia spojrzała na włosy tylko przelotnie i, buzując żalem i złością, udała się do swojego pokoju. Ukucnęła obok materaca, który służył jej za łóżko i wyjęła spod poluzowanej deski swój najnowszy wynalazek.
Był to maleńki chip z niebieską diodą, w którym znajdowały się wypustki generujące pole elektryczne. Zajmowała się stworzeniem tego przez kilka lat. Urządzenie nadal nie było gotowe, a sposób, w który chciała go zaaplikować był niezwykle niebezpieczny, ale Feige nie potrafiła się teraz tym przejmować. Jak to mówią, najbardziej niebezpieczni są ci, który nie dbają o własne życie.
Dziewczyna chwyciła niewielki pistolet, służący jej wcześniej do przebijania metalu, i wcisnęła do naboju chip. Przycisnęła urządzenie do karku w odpowiednie miejsce i nacisnęła spust.
Obecnie
Tony, tak jak podejrzewała, siedział w laboratorium przy jednym z komputerów i wprowadzał do niego jakieś skomplikowane dane. Na podłodze walało się mnóstwo części od maszyn, a sam Stark miał na policzku maźnięcie od czarnego smaru. Georgia odchrząknęła nerwowo, dając znać o swojej obecności. Brunet zerknął na nią z ukosa i ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na ekran.
- Dobrze spałaś? - spytał mimochodem. Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, ściskając za plecami kartkę z nutami.
- Szczerze mówiąc słabo - odpowiedziała. Mężczyzna nadal zajęty był pracą. - Ee... Tony?
- Tak? - zapytał z ociąganiem. Wynalazczyni wiedziała, że musi mu powiedzieć o swoim odkryciu, ale nie wiedziała w jaki sposób. Jej skóra zaczęła elektryzować i geniusz wreszcie dobrze jej się przyjrzał. Poznał po jej nerwowej reakcji, że coś jest nie tak.
- Jak mam... - mruknęła sama do siebie. - Dobra... Tylko się nie denerwuj, okej?
Zmarszczył nos i po krótkiej chwili wycelował w nią palcem wskazującym.
- Taki początek nie sugeruje nic dobrego. Teraz to dopiero zaczynam się denerwować - stwierdził. Kobieta westchnęła i podała mu kartkę.
- Rozwiązałam to.
Wytrzeszczył na nią oczy.
- Jak? - skrzywiła się.
- To... Długa historia. - Tony popędził ją wzrokiem. - No dobra. - Wzięła głęboki oddech.- On wie... O mnie.
Po twarzy mężczyzny przeszedł cień lęku.
- Co dokładnie? - zapytał, siląc się na spokojny ton.
- Wie, że ci pomagam i chyba... - Zwilżyła wargi językiem. - ...chyba uważa mnie za zagrożenie.
Iron Man nadal niewiele rozumiał. Georgia dała mu znak ręką, żeby spojrzał na drugą stronę kartki. Wykonał jej polecenie, czytając sporządzone przez nią notatki. Przez chwilę w pomieszczeniu zapanowała idealna cisza.
Feige bała się odezwać, czekając na jakąś reakcję ze strony geniusza. Cisza przedłużała się i przedłużała, a on tylko wpatrywał się beznamiętnie w zapisane słowa. Nic nie mogła wyczytać z jego twarzy.
- Tony? - zapytała nieśmiało. Stark spojrzał na nią i gwałtownie podniósł się z fotela, mnąc kartkę w dłoni.
- Natychmiast cię przenoszę - oznajmił ostro, podchodząc do tabletu i coś wpisując. Brunetka otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydał się z nich żaden głos. Wpatrywała się w niego w osłupieniu. - Pakuj swoje rzeczy. Zaraz skontaktuję się z Visionem i przeniesiemy cię do Bazy A...
Zaczął niemal biegać po pomieszczeniu, usilnie czegoś szukając. Georgia odzyskała panowanie nad sobą.
- Tony, nie ruszam się stąd. - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Oczywiście, że się ruszasz! - Wywrócił oczami. - Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, resztę zabiorę, kiedy...
- Dlaczego mnie nie słuchasz? - przerwała mu. - Mówiłam ci, że się stąd nie ruszam.
Tony spojrzał na nią gniewnie.
- To nie jest pora na unoszenie się honorem, Georgia. Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, do czego ten facet jest zdolny?
- Oczywiście, że wiem...
- To dlaczego, do diabła, tak wszystko utrudniasz? - Podszedł do niej i złapał ją za ramiona. - Przeniesiemy cię gdzieś, gdzie jest bezpiecznie.
Prychnęła i wyrwała się z jego uścisku.
- Nigdzie nie jest bezpiecznie. - Pokręciła głową. - Jeśli chce mnie dopaść, to i tak to zrobi, prędzej czy później.
Mężczyzna zacisnął pięści tak mocno, że aż zabielały mu kostki.
- Szlag by cię, Georgia! - Rąbnął pięścią w stół, a zszokowana kobieta wytrzeszczyła na niego oczy. - Mogę ci zapewnić ochronę, a ty to odrzucasz z powodu swoich głupich zasad! Jesteś jak...jak...
- Jak Steve? - zapytała, prychając. Stężał, słysząc imię, którego starał się unikać. - Sama jestem w stanie zapewnić sobie ochronę, Tony. Z tym że właściwie nie wiem po co. Mam się ukrywać, tak długo aż znudzi mu się ganianie za mną? - pokręciła głową. - Nie znudzi mu się. A ja nie mam zamiaru się chować. Kiedy przyjdzie, będę na niego czekać.
Stark spojrzał na nią z irytacją, ale także z rosnącym podziwem. Milczał, chociaż w jej oczach ujrzał kogoś, kto podobnie jak ona, nie bał się zagrożenia, a wyszedł mu naprzeciw. Kogoś, kto rzucił otwarte wyzwanie wrogowi, podając mu w telewizji swój adres.
Westchnął, odpędzając wspomnienie tych strasznych chwil, kiedy o mało nie zginął. Przetarł dłonią oczy.
- W porządku - dał za wygraną. - Zostajesz. Ale wzmocnimy ochronę i zero wychodzenia na zewnątrz, zrozumiano?
Uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę z własnej przewagi. Zaskakująco dla niej samej, niepewność Tony'ego dodała jej sił.
- Tak jest, sir! - zasalutowała.
Minęło kilka dni od tamtych wydarzeń, a po Iluzjoniście słuch zaginął. Georgia zdawała sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie cisza przed burzą, ale starała się tym nie martwić. Martwiło ją natomiast nadopiekuńcze zachowanie Starka. Nie dawniej jak wczoraj, krojąc w kuchni warzywa na sałatkę, kiedy brunet szukał czegoś w swojej sypialni, krzyknęła cicho, wystraszona nagłym pojawieniem się przy jej stopie pająka. Nie minęło nawet dwadzieścia sekund, kiedy geniusz pojawił się w kuchni w zbroi Iron Mana. Oczywiście zrobił jej później potworną awanturę za straszenie go bez powodu.
Mimo wszystko roześmiała się teraz na myśl o tej sytuacji i powróciła do czytania książki o królowej Elżbiecie, którą znalazła na półce Rogersa. Nie mogła się jednak skupić na lekturze.
Znienacka odezwał się jej telefon i brunetka szybko go pochwyciła, myśląc, że to Bucky. Na wyświetlaczu jednak widniał numer Johna Caterpella. Georgia starała się ukryć swoje rozczarowanie.
- Halo?
- Witam, panno Feige - przywitał się, jak zwykle uprzejmy. - Proszę wybaczyć, że panią niepokoję, ale mam dla pani te dokumenty do przejrzenia i zastanawiałem się, czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, żebym je pani przekazał.
Westchnęła, przeczesując palcami włosy.
- Panie Catherpell, to chyba nie jest dobry moment...
- Och - posmutniał. - Nie powiem, że nie byłem na to przygotowany. Musi być pani teraz rozchwytywana.
- Panie Catherpell, naprawdę nie o to chodzi. - Ukuło ją poczucie winy. Obiecała mu spotkanie, a sama zupełnie o tym zapomniała. - Przeżywam teraz trochę trudny okres. Chętnie przejrzałabym te dokumenty, ale nie mam teraz na to czasu.
- Rozumiem - powiedział. Brunetka poczuła się jak zdrajczyni. - Cóż, miło było panią słyszeć. W takim wypadku...
- Proszę poczekać! - niemal krzyknęła do telefonu i zawahała się. Sama nie wiedziała, co ma zrobić w tej sytuacji. - Chyba... Będę mogła zrobić dla pana wyjątek i się spotkać. Gdzie i kiedy?
Odpowiedziała jej cisza.
- Może za godzinę? Naprzeciwko hotelu Roosevelta jest taka niewielka kawiarnia...
- Jasne, może być. - Zagryzła wargi, zastanawiając się, jak przekonać Starka, żeby pozwolił jej wyjść.
- Cieszę się - powiedział Catherpell, a potem się zawahał. Georgia zmarszczyła brwi. - Tym bardziej dlatego, że nie chciałem z panią rozmawiać tylko o pracy.
Zamrugała zdziwiona.
- Naprawdę? A o czym jeszcze, jeśli mogę wiedzieć?
- Cóż... - Zrobił krótką pauzę, jakby zastanawiał się, co wolno mu zdradzić. - Właściwie to... Chodzi o pani matkę.
Kobieta po cichu zeszła do holu, szykując sobie w myślach co najmniej kilkadziesiąt mocnych argumentów, przemawiających za tym, żeby wolno jej było wyjść na godzinę czy dwie. Z pozwoleniem Iron Mana czy bez i tak miała zamiar spotkać się z Catherpellem. Musiała, jeśli chciała się czegoś dowiedzieć o Annie.
Stanęła w pół kroku, a jej wzrok powędrował do śpiącego na kanapie geniusza. Uśmiechnęła się do siebie na jego widok. Wyglądał na takiego bezbronnego i kruchego, zupełnie inaczej niż z sarkastyczną maską na co dzień. Jego stan miał także jeden bardzo oczywisty plus: mogła się wymknąć niezauważona. Zagryzła wargi i na palcach przebiegła krótki dystans dzielący ją od windy. Odwróciła się w stronę Tony'ego.
- Wrócę zanim się zorientujesz. Nie martw się - szepnęła i wkroczyła do windy.
- Długo pan musiał na mnie czekać? - zapytała, siadając naprzeciwko niego, kiedy już znalazła się w kafejce.
- Och, nie, właściwie dopiero przyszedłem - powiedział, choć Georgia z łatwością stwierdziła, że do połowy dopita kawa sugeruje zupełnie coś innego. Najwyraźniej mężczyzna starał się być uprzejmy. Uśmiechnęła się tylko i zdjęła kurtkę, wieszając ją na swoim krześle. Wtedy odwróciła się do niego wyczekująco.
- Ma pan te dokumenty? - zapytała.
- Jasne, proszę. - Przesunął granatową teczkę w jej stronę. Rozwiązała ją i zaczęła przeglądać schematy. Po chwili podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Mogę wiedzieć, gdzie to ma być umieszczone? - zapytała.
- Budujemy nową filię w Nowym Jorku - wyjaśnił. - To ma być zupełnie coś nowego, najnowocześniejsza biblioteka na świecie.
Uśmiechnęła się.
- Zajmuje się pan książkami?
Odwzajemnił uśmiech.
- Cóż. - Zdjął okulary i zaczął czyścić szkła chusteczką. - Mój ojciec prowadził sieć księgarń w Wielkiej Brytanii. Kiedy ja przejąłem interes postanowiłem rozszerzyć działalność.
Założył okulary na nos.
- Ludzie dzisiaj nie chcą czytać - zauważył. - Mam nadzieję, że moja nowoczesna księgarnia z wszystkimi możliwymi udogodnieniami zachęci ich jednak do tego, żeby nie przestawali.
- Ma pan całkowitą rację - stwierdziła kobieta i zajęła się projektami.
Przeglądając je, robiła na marginesach notatki i sugestie. Nie minęło pół godziny, kiedy skończyła.
- Gotowe. - Schowała kartki do teczki i podała mężczyźnie. - Rozrysowałam też kilka sugestii dotyczących zmiany w instalacji elektrycznej na drugim piętrze. Ta sugerowana przez autora może okazać się w przyszłości mało wydajną.
Catherpell się zaśmiał.
- Dziękuję pani, na pewno to uwzględnimy. - Georgia odwzajemniła uśmiech i mimowolnie się rozejrzała. Miała nadzieję, że Iluzjonista nie dopadnie jej w pomieszczeniu pełnym przypadkowych ludzi. Odetchnęła głęboko, chcąc zacząć omawiać bardziej interesujący dla niej temat.
- Jeśli chodzi o wynagrodzenie to...
- Panie Catherpell - przerwała mu. Spojrzał na nią lekko zdziwiony. - Mówił pan, że chce rozmawiać o mojej matce.
Mężczyzna się zawahał.
- To prawda. - Przetarł czoło chusteczką. Dziewczyna zagryzła wargi. - Chciałem porozmawiać o pani matce.
- Zapomnijmy o tej „pani". Proszę mi mówić po prostu Georgia.
Skinął głową na znak zrozumienia.
- A więc, Georgia - westchnął, ociągając się. Brunetka czekała w napięciu. - Otóż znałem twoją matkę, Annę.
- Naprawdę? - Była szczerze zdziwiona. Nie pamiętała, żeby widziała go kiedyś w ich domu albo żeby Anna o nim wspominała.
- Chodziliśmy razem do szkoły, to było bardzo dawno temu - powiedział. Kobieta myślała nad czymś gorączkowo. - Swego czasu nawet się przyjaźniliśmy. Twoja babcia zawsze lubiła moje towarzystwo...
- Ją też pan znał?
- Oczywiście! Byłem częstym gościem w waszym domu. Ale potem... - Skrzywił się, jakby coś go zabolało. Wynalazczyni czekała niecierpliwie.
- Tak...? - pospieszyła go. Spojrzał na nią tak, jakby analizował, czy może jej zaufać.
- Musiała wyjechać na jakieś występy w Rzymie - oznajmił. - Kiedy wróciła... Nie była sobą.
Feige starała się ukryć bolesne ukłucie w sercu i niepokój malujący się na jej twarzy.
- W jakim sensie? Co się stało? - dopytywała. Mężczyzna zatrzymał na niej wzrok trochę dłużej i westchnął.
- Poznała kogoś - wyjawił. - Nie chciała słuchać mnie ani twojej babki, uparła się, że za niego wyjdzie. Prawdę mówiąc wcale go przecież nie znała... Ale on jej nie chciał.
Georgia poczuła, że serce jej przyspiesza.
- Czy to... - zagryzła wargę. - Czy to był mój ojciec?
Po chwili wahania, Catherpell przytaknął. Poczuła, że robi jej się słabo. Przetarła twarz dłońmi i starała się uspokoić. W końcu spojrzała na mężczyznę błagalnie.
- Czy pan go zna? Wie, kim jest mój ojciec?
Jej bursztynowe tęczówki spotkały szare oczy Johna. Zdjął okulary.
- Znam. - I zanim zdążyła coś powiedzieć, kontynuował. - I ty także go znasz.
Wytrzeszczyła na niego oczy, niezdolna wykrztusić z siebie słowa. Westchnął i spojrzał na nią z bólem.
- To Tony Stark. To on jest twoim ojcem.
***
Mam dla Was dwie grafiki do obejrzenia (tak, nudziło mi się i znowu się nie uczę).
Georgia Feige / "Electrica" aesthetic
"The Illusionist" aesthetic
Przesyłam buziaki! 😘
CL xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top