Część 17
- Jak to "nuty"?
Georgia przepraszająco wzruszyła ramionami i podała mu kartę z trzecią zagadką. Stark przyjrzał jej się dokładnie. Na białej kartce papieru znajdowały się trzy nuty na pięciolini, w różnych odstępach od siebie. Pozostała część pozostała wolna, zupełnie jakby schemat był niedokończony.
Mężczyzna westchnął i przetarł dłonią zmęczone oczy.
- On zdecydowanie wystawia moją cierpliwość na próbę...
- Wybiera te zagadki celowo – stwierdziła tymczasem Georgia, z gniewną miną wpatrując się w okno. – Wybiera wszystko to, na czym się nie znasz.
Tony się nastroszył.
- No chyba ty! – odciął się. Feige pokręciła bezsilnie głową.
- Mógłbyś się czasem przyznać do niewiedzy, wiesz? Nikt nie wie wszystkiego...
- Doskonale znam się na jego zagadkach! – upierał się tymczasem Stark. Brunetka skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego ostro.
- No to zechciej być na tyle wspaniołomyślnym i odszyfruj dla mnie te nuty.
Stark sięgnął po kartkę.
- Ta tu to jest... - zamyślił się. – No ten...
Georgia z uśmiechem wyrwała mu papier.
- To jest półnuta, nieuku – wytknęła mu.
- A ty niby skąd to wiesz, co? – zapytał.
Spojrzała na niego szybko i odwróciła wzrok, wpatrując się w podłogę. Odezwała się dopiero po chwili, wyraźnie się ociągając.
- Moja matka grała na skrzypcach – wyjaśniła. Tony wychwycił lekkie drżenie jej głosu. Wynalazczyni wreszcie podniosła na niego wzrok. – Uczyła mnie, ale nigdy nie byłam wystarczająco dobra. Czasami niezwykle trudno jest sprostać oczekiwaniom bliskich.
Geniusz spojrzał na nią za zrozumieniem.
- Tak się składa, że coś o tym wiem. Mój ojczulek też na pewno nie był ojcem roku – prychnął. Feige wyglądała na szczerze zdziwioną jego wyznaniem.
- Naprawdę? Myślałam...
- Czekaj, pozwól mi zgadnąć! – Wziął do ręki kubek kawy i zaczął z nim krążyć po pomieszczeniu. – Myślałaś, że ojciec mnie uwielbiał, zgadza się? Że dostawałem potrójne prezenty na każde imieniny?
- Cóż – zastanowiła się. – Mniej więcej coś takiego.
Zaśmiał się krótko i nieszczerze.
- No to niespodzianka. Mogłem być geniuszem dla świata, ale on... - zasępił się, spoglądając na panoramę miasta. Potem gwałtownie odwrócił się do wynalazczyni. – Zajmij mnie czymś, żebym o tym nie myślał. Co z twoją matką?
Zawahała się. Było widać na jej twarzy, że brunet porusza niewygodny dla niej temat.
- Miała na imię Anna – powiedziała cicho.
- Miała? – drążył mężczyzna.
- Zmarła kilka lat temu. Po ataku na Nowy Jork. – Po twarzy Starka przeszedł cień strachu. Zbliżył się nieznacznie do dziewczyny i usiadł obok niej na kanapie.
- Zginęła podczas walk? – Georgia spojrzała mu w oczy. Wydawał się być przejęty. Pokręciła głową, a czarne włosy na chwilę zakryły jej twarz.
- Była chora – stwierdziła krótko. Zachowywała się normalnie, zupełnie jakby to wszystko jej nie ruszało. Zdradzały ją jedynie oczy, pełne czystego bólu, który tak pragnęła ukryć. Iron Man zastanawiał się nad czymś gorączkowo.
- Więc – odezwał się po chwili. – Zostałaś sama z ojcem?
Brunetka powoli na niego spojrzała. Było coś dziwnego w jego spojrzeniu. Zamrugała kilkukrotnie, zastanawiając się, czy jego nienaturalne zachowanie może mieć jakąś inną przyczynę.
- Nie. Zostałam z babcią w Hell's Kitchen, ale nie było dnia, żebym nie myślała o powrocie do Walii... - westchnęła.
- Teraz już przynajmniej wiem, dlaczego przeklinasz po walijsku, kiedy myślisz, że nie słyszę – uśmiechnął się. Odpowiedziała mu tym samym.
- Stary nawyk. – Wzruszyła ramionami. – Nie byłam w Walii od wieków.
- Dlaczego wyjechaliście? –zapytał Stark, odchylając się na krześle. Starał się ukryć przed brunetką, jak wiele znaczą dla niego te informacje. Po twarzy kobiety przeszedł dziwny cień. Splotła razem palce.
- Mama się uparła. Chyba znalazła tu jakiegoś dobrego lekarza, czy coś... - Podrapała się po głowie. – Do dzisiaj właściwie nie wiem, dlaczego tak nalegała.
Tony starał się zamaskować swoje zdenerwowanie, chociaż zdradzały go kropelki potu na czole.
- Może twoja babcia wie?
Feige pokręciła głową, a jej usta wykrzywił dziwny grymas.
- Chciałbym móc ją spytać, ale odeszła. – Jej wzrok spoczął na podłodze. – Trzy lata temu, kiedy Kapitan Ameryka walczył z Hydrą w Waszyngtonie.
Stark przyjrzał jej się z nieukrywaną troską.
- Dobrze wiem, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. – Georgia podniosła na niego wzrok. – I nie mam zamiaru cię pouczać, bo sam jestem dosyć kiepski w radzeniu sobie z tego typu sprawami, ale... Nie pozwól, żeby to, co ci się przytrafia stłumiło w tobie to, kim jesteś. Bo nie jesteś nikim, Georgia. Jesteś...
- ... Electricą – uśmiechnęła się. Tony się skrzywił.
- Niekoniecznie to miałem na myśli...
- Wiem. Ale bycie Electricą, to coś, co mi zdecydowanie odpowiada – stwierdziła, sięgając po szklankę z wodą. Iron Man wywrócił oczami.
- Dlaczego ty zawsze jesteś... - zastanowił się. - ... taka?
Georgia wzruszyła ramionami.
- A bo ja wiem... – Udawała zamyśloną. - Chyba mam to po ojcu.
W tej samej chwili brunet zachłysnął się napojem i zaczął gwałtownie kaszleć. Wynalazczyni zaczęła klepać go po plecach.
- D- dzięki – wydukał i spojrzał na dziewczynę groźnie, kiedy nie przestawała go uderzać. - Już dobrze, nie musisz mnie bić!
- Sorry – przeprosiła, chociaż nie było widać skruchy na jej twarzy.
- To też masz po ojcu? – zapytał mimochodem, wycierając grzbietem dłoni usta.
Nabrała głośno powietrza unikając jego wzroku.
- Chyba nigdy się nie dowiem – stwierdziła, bawiąc się frędzlem od poduszki.
- A to niby czemu? – dopytywał. Spojrzała na niego, tak, jakby traciła cierpliwość.
- Bo zostawił mnie i mamę, kiedy byłam dzieckiem. Nawet go nie pamiętam. Widzę tylko... urywki. – Spojrzała w okno. – Ale są tak niejasne, że nie wiem, czy ich nie wymyśliłam. No wiesz, takie wymysły biednej sieroty, która zawsze chciała mieć kochającego ojca – zakończyła sarkastycznie.
- Nie szukałaś go?
Podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Po co bym miała szukać kogoś, kto mnie nienawidzi?
Minęło kilka dni od drugiego zadania i poczucie triumfu w Georgii zaczynało powoli spadać. Było już całkiem późno, a ona siedziała w swojej sypiali w Avengers Tower pochylona nad biurkiem i próbowała odgadnąć znaczenie tajemniczych trzech nut, które zostawił im Iluzjonista.
Dzień wcześniej kartką zajmował się Tony, ale z marnym skutkiem. Wymieniali się nią co dwa dni, aby każde z nich miało czas, żeby pogłówkować. Dziewczyna miała nadzieję, że ta strategia wreszcie przyniesie widoczny skutek.
Brunetka odchyliła się na fotelu, stukając palcami w obręcz w nieznanym sobie rytmie. Miała dziwne przeczucie, że wraz z trzecim zadaniem nastąpi jakiś koniec, chociaż nie umiała dokładnie określić, o co jej chodzi. Bała się zwierzyć Tony'emu ze swoich obaw, więc starym zwyczajem, jak większość dotychczasowym problemów, zepchnęła je w głąb siebie. Nie pozwoli się wytrącić z równowagi. Nie teraz, kiedy jest blisko rozwiązania.
Bucky ostatnio mało się odzywał, chociaż nadal szpiegował dla niej grupę płatnych zabójców, w nadziei, że zleceniodawca jej morderstwa wreszcie się pojawi. Jako że nie mieli innego punktu zaczepienia, pozostawało im tylko czekać.
Westchnęła i ponownie nachyliła się nad kartką, plątając sobie włosy szybkim ruchem ręki. Zostawił im tylko trzy nuty... Jak u licha ma dobrać do nich odpowiednią piosenkę, kiedy dopasowań wyszukanych przez Jarvisa jest co najmniej z tysiąc?
Jak znała Iluzjonistę, a wydawało jej się, że zna, to mogła być pewna, że dobrał piosenkę tak, aby tylko Tony był w stanie ją odszukać i zinterpretować. Mogła się też założyć, że tajemnicza melodia niosła za sobą kolejne przesłanie, zupełnie jak poprzednie.
Georgia spojrzała w prawo, na ścianę tak pozaklejaną notatkami na żółtych kartkach, że prawie niewidoczną. Jej własna detektywistyczna tablica, której mógł jej pozazdrościć sam Sherlock Holmes. Uśmiechnęła się i zaczęła wszystko od początku szeregować.
Po pierwsze: dziecko. Sama nie wiedziała czemu, ale ta sprawa miała związek z jakimś dzieckiem, sądząc po próbie na cmentarzu. Feige wolała na razie nie myśleć o tym, że Stark mógł się przyczynić do śmierci jakiegoś małego niewiniątka.
Po drugie i trzecie: śmierć i rok 1995. Czy te wydarzenia były jakoś powiązane? Pewnym było, że liczba służąca do jako kod do unieszkodliwienia bomby na statku, nie była przypadkowa. Czy to wtedy zmarło to tajemnicze dziecko?
Po czwarte: artyści. Wszystkie ich zagadki były jakoś związane ze światem sztuki. Brunetka nie umiała jednak tego powiązać z poprzednimi tropami.
I w końcu ostatnie: chłopak ze szkatułką. Rudowłosy, szarooki. Miała dziwne przeczucie, że nie został wybrany przypadkowo, ale po raz kolejny w jej głowie tkwiła tylko wielka, czarna dziura, uniemożliwiająca jej dalszą dedukcję.
Po raz kolejny jęknęła i zaczęła się wpatrywać w nuty, jakby miały przynieść jakieś nowe informacje. Na próżno.
Z biegiem czasu ciemna głowa zaczęła opadać jej na ramię, a długie palce mimowolnie wystukiwać znaną melodię na oparciu fotela. Wynalazczyni zaczęła się poddawać sennemu działaniu kołysanki. Daleko, hen daleko...
Ocknęła się nagle, gwałtownie się prostując.
Ta opcja była nieprawdopodobna, ale musiała się przekonać. Sięgnęła po nową kartkę i zapisała na niej tekst krótkiej walijskiej kołysanki.
Daleko, hen daleko, gdzie słońce morza sięga
Żyje złota dziewczyna, powabna jest i piękna.
Niebo jest jej domem, w którym mieszkać musi
Szczęśliwy los wiedzie, gdzie nikt jej nie kusi.
Zaśnij dziecinko, nie bój się cieni
Dziewczyna cię chroni, nikt tknąć cię nie ośmieli.
Cienie uciekną w dal, daleko hen za morze,
Pozbędziesz się strachu, musi umrzeć w pokorze.
Sięgnęła po nuty i zaczęła sprawdzać ich poprawność. Musiała znaleźć słowa, trzy słowa, na które wskazywały nuty na pięciolinii. Zabrała się do pracy, skreślając niepotrzebne, a wyróżniając ważne.
Po dłużej chwili wyprostowała się, kończąc pracę.
Myliła się. To nie Tony miał rozwiązać zagadkę. To było od początku jej zadanie.
Mogła się spodziewać, że Iluzjonista w końcu ją zauważy po akcji na cmentarzu. Jakkolwiek inteligentny i genialny Stark by nie był, pewnym było, że musiał mieć sojusznika, który wykopałby rozwiązanie, podczas gdy on sam zajmował się ewakuacją ludzi ze statku. Jeśli ich przeciwnik na początku nie wiedział, kim była, to teraz naprawił swój błąd.
Podniosła kartkę z nutami i podstawiła ją pod żarówkę, a na papierze pojawił się wcześniej niewidoczny zarys smoka, symbolu Walii.
Georgia zagryzła wargę i odeszła od biurka, starając się uspokoić. Trzy słowa, jak niewidzialne armaty, nieustannie huczały w jej głowie. Zamknęła oczy, ale nadal widziała zarys słów. Słów zwiastujących najgorsze.
Światełka nad Nowym Jorkiem zamigotały radośnie, a zakreślone wyrazy odbiły ich zimną barwę. Cokolwiek się teraz wydarzy, jedno jest pewne.
Dziewczyna musi umrzeć.
Stark przeglądał stare zdjęcia w swojej sypialni. Rzadko to robił, ponieważ większość jego wspomnień wiązała się z jakimś przykrym doświadczeniem, a zdjęcia zatrzymywały chwilę. Przynajmniej tak mu kiedyś powiedziała ta detektyw, Misty Knight.
Odłożył pudełko na bok i tępo wpatrzył się w przestrzeń. Kilka dni temu przyszły wyniki testu DNA, które zlecił Tony. Teraz, kiedy miał pewność co do łączącego ich pokrewieństwa, wiedział, że musi jak najszybciej powiedzieć o tym Georgii. Ale jak, do diabła, miał to zrobić?
Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi.
- Sir, jakiś mężczyzna z dokumentami prosi o pozwolenie na wjazd na górę – zakomunikował Jarvis. Brunet podniósł się z miejsca i ruszył w stronę salonu.
- Kolejny kretyn z Rand Enterprices? – zapytał. – Jeśli tak, nie ma mnie. Umarłem w Himalajach... czy coś.
- Mówi, że przyszedł do panny Feige. – Geniusz stanął jak wryty. Co jak co, ale tego się nie spodziewał.
- Wpuść go – zakomunikował po chwili wahania, sięgnął po szklankę jakiegoś zdrowego, zielonego świństwa i oparł się o blat stołu czekając, aż winda podjedzie na górę.
W końcu drzwi się otworzyły, a do holu wszedł wysoki mężczyzna, na oko w zbliżonym do niego wieku (z tym, że oczywiście on prezentował się znacznie lepiej, w końcu był Tonym Starkiem) w podniszczonym już nieco szarym garniturze i z teczką papierów w ręce. Na widok Iron Mana przystanął nieco zdziwiony i machinalnym ruchem dłoni poprawił spadające mu z nosa okulary. Geniusz zmierzył go krytycznie, marszcząc brwi.
- Przepraszam, ja... - wyprostował się nieco. – Powiedziano mi, że spotkam tutaj pannę Georginę Feige.
Spojrzał na Starka wyczekująco. Brunet popatrzył na niego przez chwilę bez słowa.
- Wyszła – oznajmił krótko. – Nie wiem, kiedy wróci.
- Och – zmartwił się mężczyzna. Tony odstawił szklankę na stół i trochę się do niego zbliżył.
- Może mógłbym coś przekazać? To na przykład. – Szybkim ruchem sięgnął po teczkę, ale mężczyzna równie szybko odsunął ją poza jego zasięg. Iron Mana zaskoczył jego refleks.
- Wolałbym jednak jej to przekazać osobiście – poinformował stanowczo.
Przez chwilę obaj mężczyźni tylko mierzyli się wzrokiem. Ciszę w końcu przerwał geniusz.
- Przepraszam, ale kim pan właściwie jest? – Mężczyzna zamknął powieki, jakby zrobił coś bardzo głupiego.
- Proszę wybaczyć, nie przedstawiłem się. – Wyciągnął rękę. – John Caterpell. Chyba nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać.
- W istocie – stwierdził Tony, odwzajemniając uścisk. – To skąd zna pan Georgię?
Mężczyzna nerwowo podrapał się po łysiejącej głowie.
- Na gali pana imienia, sir, podczas wręczania nagród. – Wskazał ruchem głowy na teczkę. – Miała dla mnie przejrzeć pewne projekty.
- Hmmm – mruknął Stark, przyglądając mu się podejrzliwie. Caterpell wytrzymał jednak jego spojrzenie.
- Znałem także jej matkę – zaczął, a Tony poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. John ściszył nieco głos, robiąc krok w jego stronę. – Szczerze mówiąc, jestem nieco zaskoczony widząc, że córka Anny mieszka w takim miejscu.
Rozejrzał się po luksusowym pomieszczeniu.
- To tymczasowa sytuacja – zaczął się tłumaczyć Stark, sam nie wiedząc dlaczego. Chyba zaczynało się w nim odzywać tak silnie tłumione dotychczas poczucie winy. Mężczyzna skupił na nim swój czujny wzrok.
- Proszę obchodzić się z nią ostrożnie. Wiele przeszła...
- Oczywiście – przerwał mu Tony. – Może mi pan wierzyć, że zależy mi na jej dobru, jak nikomu innemu.
Caterpell spojrzał mu w oczy. W jego szarych oczach czaił się dziwny błysk. „On wie", pomyślał brunet.
- Cieszę się – oznajmił mężczyzna, uśmiechając się lekko. – Po tym wszystkim, co ją dotychczas spotkało, zasłużyła na kochającą rodzinę.
Odwrócił się i wyszedł.
***
Tak oto poznaliśmy istotę trzeciego zadania... Albo raczej Georgia poznała. Tak czy inaczej, ktoś musi umrzeć...
Rozmyślania Georgii miały Was naprowadzić na przyczynę nienawiści Iluzjonisty do Tony'ego i teraz także do Feige. Jestem pewna, że ktoś już wpadł na to, o co mi chodziło 😄
Lots of love,
CL xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top