Część 16

Przedstawiam Wam Georgię/Electricę narysowaną utalentowaną dłonią cudownej Ms. Scatter! Ja się zakochałam! 😍

Sorry, że rozdział jest pisany w nieco inni sposób niż poprzednie, ale chciałam zakończyć drugą zagadkę już teraz. Enjoy! 💛


38 godzin do upłynięcia czasu

- Georgia, gdzie ty byłaś tak długo? – zainteresował się Tony, kiedy brunetka pojawiła się w Avengers Tower.

- Przecież ci mówiłam, że musiałam naprawiać kuchenkę...

- I naprawiałaś ją przez cztery godziny?

- Cóż – zastanowiła się. – To była bardzo stara i skomplikowana kuchenka. A ty jak, masz coś?

Westchnął.

- Nope. Nic a nic. Nienawidzę gościa i tych jego pieprzonych zagadeczek...

- Moja kolej – oznajmiła, siadając obok niego i sięgając po kartkę. – Zaraz zobaczymy, co mi uda się wymyślić.

28 godzin do upłynięcia czasu

- Jeszcze raz.

Georgia jęknęła.

- „Lecz daj w tej śmierci śmierć dla Filistyna"... To bez sensu – westchnęła, rzucając kartkę na stolik. – Jestem pewna, że twój poprzedni patent rozpracowania zagadki nie sprawdzi się tym razem.

- Co ty tam wiesz...

- A wiem! – Podniosła się z miejsca. – Nie jestem głupia i on też nie jest. To by było zbyt łatwe, sam doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

Stark wydawał się być nieprzekonanym.

- Ale z ciebie pesymistka, Georgia. Trochę więcej optymizmu.

- Jestem realistką, Tony. Spójrz prawdzie w oczy. Ta zagadka ma zupełnie inny wydźwięk niż poprzednia.

- Dobra, nie gadaj już tyle – skarcił ją brunet. – I nalej mi więcej kawy, jeśli łaska.

18 godzin do upłynięcia czasu

- Coś mi tu nie gra...

- Tak, mi też. Na przykład wszystko. – Tony przeczesał palcami niesforne, czarne włosy. Georgia z irytacją wywróciła oczami.

- Dlaczego tym razem ogranicza cię czasem, hmm?

- Nie wiem, ale kompletnie mi się to nie podoba. Jestem wolnym strzelcem i lubię sam dostosowywać sobie tempo do...

- Tak, tak – przerwała mu. Przez chwile żadne z nich się nie odzywało. – Sądzę, że to ma jakiś związek z rozwiązaniem drugiego zadania. Gdybym tylko wiedziała jaki...

8 godzin do upłynięcia czasu

- Jesteśmy już blisko, jestem o tym przekonany – zaczął geniusz, spoglądając na zmęczoną brunetkę. – Boże, ale ty koszmarnie wyglądasz.

Westchnęła, chowając twarz w dłoniach.

- Nie mam już siły myśleć, mój mózg odmawia współpracy. – Podniosła głowę i na niego spojrzała. – To bez sensu. Ciągle nam czegoś brakuje, błądzimy jak owce po lesie... A co jeśli nic nie uda nam się wymyślić?

- Damy radę – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. Feige była pełna podziwu dla jego nieugiętości. – Mamy jeszcze ile... 8 godzin? Szmat czasu. Niejeden superbohater w osiem godzin zdążył ocalić świat.

- Na przykład kto?

- Na przykład ja.

2 godziny do upłynięcia czasu

Georgia nerwowo spojrzała na zegarek. Zdawała sobie sprawę z tego, że robi tak średnio co pięc minut, ale i tak nie mogła pozbyć się tego irytującego nawyku. Stark od pewnego czasu nic nie mówił, co było dosyć niezwykłe, tylko prawie biegał po pomieszczeniu od ściany do ściany. Pewnie gdyby w pomieszczeniu z nimi znalazła się teraz dowolna, losowa osoba, obu ich wzięłaby za godnych pożałowania wariatów.

Westchnęła i podparła głowę na łokciu, wpatrując się w kartkę z zagadką, chociaż właściwie znała ją już na pamięć. Drżała na myśl, co mogłoby się stać, gdyby nie udało im się znaleźć rozwiązania. Od wydarzeń na East River minęło już prawie czterdzieści osiem godzin, a ona nadal czuła w sercu ten wielki niepokój. Zupełnie, jakby to wszystko była jej wina.

Tony z frustracją kopnął jedno z krzeseł, a Georgia aż podskoczyła w miejscu, kiedy mebel z hałasem przesunął się po podłodze w jej stronę.

- Za mało, za mało czasu... - burknął. Odwróciła się w jego stronę, zdając sobie sprawę z tego, że teraz jej kolej, żeby przejąć rolę pocieszycielki.

- Nie jest tak źle. Przynajmniej coś już ustaliliśmy.

- Fakt – przytaknął. – W wierszu to ja jestem Filistynem. Obcym. Wędrowcem. I zdecydowanie nasz ulubieniec życzy sobie mojej śmierci.

- W dodatku – ciągnęła dalej brunetka. – Obwinia cię o coś, co się mu przydarzyło i pragnie, aby cały świat trwał w cierpieniu razem z nim.

- Niezbyt pocieszająca perspektywa – zauważył Stark. Wynalazczyni zgodziła się z nim ruchem głowy. – Ale to nadal za mało.

- Może... – zaczęła z wahaniem, po dłuższej chwili. – Może wcale nie miałeś rozwiązać tej zagadki. Może chciał po prostu, żebyś zdał sobie sprawę ze swojej sytuacji.

- Doskonale sobie zdaję sprawę! – podniósł głos. – Kim on jest, do diabła? Aktorem? Pisarzem? A może jednym i drugim?! A może nawet pan poeta pracuje w teatrze! Ciekawe, jak nazywałaby się jego sztuka...- mruknął z sarkazmem i stanął przy szybie, odwrócony plecami do wielkiego, niebieskiego bilboardu. Feige podążała za nim wzrokiem, który wkrótce spoczął na olbrzymim plakacie. Poczuła, że serce gwałtownie przyspiesza w jej piersi.

- Sztuka iluzji – mruknęła, prostując się. Tony spojrzał na nią znudzony, błędnie ją rozumiejąc.

- Ech, Georgia, to było pytanie retoryczne...

- Nie, spójrz! – Wskazała palcem na reklamę. Mężczyzna natychmiast się obrócił i zaczął czytać napis.

- Sztuka iluzji, premierowy pokaz tylko dzisiaj w Lincoln Center for the Performing Arts... - Obrócił się do niej, z błyskiem w oku. – Myślisz, że...

- Oczywiście! – zapewniła, podrywając się z miejsca i podchodząc do niego. – Zagadką jest wiersz znanego polskiego poety, a przedstawienie odbywa się w znanej ostoi sztuki na Manchattanie. Daje ci czterdzieści osiem godzin, a pierwszy i jedyny występ odbywa się w czasie upłynięcia terminu. Stawia ci plakat tuż pod nosem, żeby z ciebie drwić. Mam mówić dalej?

- Zdaje się, że mnie przekonałaś.

- To dobrze. Chociaż decydującą kartę miałam wysunąć na koniec – zaśmiała się, dając upust dziwnej uldze. Tony spojrzał na nią z wdzięcznością. – Spójrz na podpis.

Stark, posłusznie jak baranek, wykonał jej polecenie. Na plakacie nie było nazwisk aktorów, ani reżysera. Tylko jedno słowo, umieszczone w rogu.

Iluzjonista.

W bruneta jakby wstąpiła nagle jakaś mistyczna siła. Błyskawicznie obrócił się w stronę wynalazczyni i wziął ją w ramiona, okręcając dookoła. Zaskoczona brunetka krzyknęła, śmiejąc się w głos.

- Jesteś najlepsza, wiesz? – powiedział, kiedy postawił ją na ziemi.

- Powtórz to, muszę cię nagrać – uśmiechnęła się.

- Mogę ci to od dzisiaj mówić codziennie, jeśli chcesz! – Spojrzał na zegarek. Została niecała godzina. – Jarvis, przygotuj zbroję!

- Tak jest, sir.

Georgia z uśmiechem patrzyła, jak Stark krząta się po pomieszczeniu. Wiedziała, że to nie koniec zabawy na dzisiaj. Mimo wszystko jednak czuła w sobie wielką ulgę na myśl, że tym razem udało im się wyrobić przed czasem.

Dziewczyna złapała kartkę z drugą zagadką i pobiegła za Tonym do zbrojowni. W szklanej ścianie właśnie robiło się przesunięcie, umożliwiające brunetowi bezpośredni wylot na zewnątrz.

- Dobra, lecę tam – oznajmił, ubrany prawie w pełną zbroję. – Mam jeszcze trzydzieści pięć minut do rozpoczęcia spektaklu, ale obiekt jest spory. Obym zdążył wszystkich ewakuować.

Odsunął się od maszyny, nakładającej mu poszczególne części i zbliżył się do wylotu. Georgia podążyła za nim. Spojrzał na nią, a ona wyciągnęła ręce. Zasznurował wargi, myśląc nad czymś intensywnie.

- Nie, zostajesz – oznajmił, a ostatnia część maski zakrywająca twarz, wskoczyła na swoje miejsce. Wyraz twarzy kobiety gwałtownie się zmienił.

- Jak to?! Tony?! Pomogłam ci to rozpracować! Nie możesz mnie tu zostawić!

- Mogę i właśnie to robię. Tak będzie bezpieczniej – oznajmił twardo, włączając silniki i uniósł się w powietrze, znikając Georginie z oczu. Rozejrzała się bezradnie po pomieszczeniu, głośno oddychając. Nie miała zamiaru siedzieć grzecznie w domu, kiedy on będzie narażał życie w grze Iluzjonisty. Wybiegła z pomieszczenia i doskoczyła do windy, niecierpliwie wciskając guzik. Paleta rozbłysła na czerwono.

- Przykro mi, ma'am, ale pan Stark zabronił wypuszczać pani z Avengers Tower – poinformował Jarvis. Feige ryknęła z wściekłości.

- Natychmiast wpuść mnie do windy! – Zabębniła pięściami w ścianę, dając upust swojej złości.

- Przykro mi, ma'am, ale nic nie mogę zrobić, to był rozkaz odgórny.

Wiedziała, że wobec tego, jej błagania i groźby są bezużyteczne. Oparła się o zimną ścianę, z nieszczęśliwą miną wpatrując się w sufit. Miała dwie opcje, obie równie głupie. Pierwsza: skoczyć z dachu, słaby punkt: natychmiastowa śmierć. Drugi: ubrać się w zbroję Iron Mana, zdejmując Lou Anne 144. Niestety duma nie pozwalała jej porzucić własnego wynalazku, poza tym miała potworny lęk wysokości.

Sięgnęła dłonią do kieszeni, wyczuwając palcami jakiś mały kształt. Zmarszczyła brwi chwytając przedmiot i podnosząc go do oczu. Był to niewielki prostokąt, zmodyfikowane przez nią urządzenie hakerskie, umożliwiające jej dostęp niemal do każdego pozornie zabezpieczonego miejsca na Ziemi.

Rzuciła się biegiem w stronę pierwszego komputera Starka, jaki była w stanie zobaczyć i wcisnęła urządzenie w odpowiedni port.

- Panna Georgia Feige otrzymuje pełen dostęp do modyfikacji poleceń – zakomunikowała Jarvisowi. – A teraz otwórz Avengers Tower i wypuść mnie na zewnątrz.

Ekran zamrugał kilkakrotnie, więc brunetka wiedziała, że Jarvis próbuje zwalczyć podrzucony przez nią modyfikator. Po chwili jednak usłyszała dźwięk nadjeżdżającej windy. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Teraz musiała się jeszcze dostać do Lincoln Center.


Kiedy wreszcie znalazła się na miejscu, wokół panował niewyobrażalny chaos. Tony najprawdopodobniej już zaczął ewakuację, sądząc po panice w oczach uciekających ludzi. Georgia z wielkim trudem przedzierała się przez tłum, aby dostać się do głównej auli, gdzie miało się odbyć przedstawienie.

- Niech pani ucieka, tam jest ten psychopata! – krzyknął do niej jakiś wysoki mężczyzna, ale go zignorowała i popędziła dalej, w górę schodów. Wielki zegar znajdujący się nieopodal, wybił równą godzinę.

Czas na przedstawienie.

Dziewczynie wreszcie udało się dostać na szczyt schodów i z całej siły pchnęła olbrzymie, zdobione ornamentami skrzydła drzwiowe. W środku panował chłód i niezwykła cisza, silnie kontrastująca z sytuacją na zewnątrz. Brunetka wzięła głęboki wdech i minąwszy szatnię, znalazła się przed drzwiami od sali teatralnej. W środku słyszała czyiś głos. Zamknęła na chwilę oczy, starając się opanować drżenie i wkroczyła do pomieszczenia.

Tony stał odwrócony do niej plecami i prowadził z kimś żywą rozmowę. Georgia podążyła za nim wzrokiem i spostrzegła wysoką postać w czarnym ubraniu i kolorowej masce z szyderczym uśmiechem. A więc to był on, mężczyzna, który zamienił jej ostatnie dni życia w piekło. Iluzjonista.

Podeszła nieco bliżej, nadal pozostając niezauważoną, dzięki filarom rozmieszczonym w różnych miejscach sali teatralnej. Teraz wyraźnie słyszała rozmowę obu mężczyzn.

- Co ci to da? – zapytał Stark.

Choć nie była w stanie dostrzec jego twarzy mogła sobie doskonale wyobrazić jej gniewny wyraz.

Iluzjonista się roześmiał.

- Dlaczego uważasz, że coś mi to da? Jakby wszystko, co w robisz w życiu miało jakiś sens. Co za bzdura. Życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść, nie ważne co zrobisz i tak wszystko doprowadzi do tragedii.

- Więc po co to wszystko? – Tony zrobił krok w stronę przeciwnika. Georgia zastanowiła się, czy nie szuka dogodnego momentu, aby oddać strzał. – Po co ta cała gra, skoro wszystko kończy się przegraną? Dlaczego po prostu nie skończysz tego tu i teraz i mnie nie zabijesz? Nawet nie będę się bronił, przysięgam!

Wróg pokręcił głową, a lampy nad nim zamigotały.

- Jeszcze nie rozumiesz? Śmierć nie jest dla umierającego żadną karą. – Rozłożył ramiona, jakby chciał nimi objąć pomieszczenie. – Są znacznie lepsze sposoby. Mogę pokazać ci raj, a potem go spalić. Będziesz stał na zgliszczach wszystkiego, co było dla ciebie ważne. Jeden, jedyny ty żywy, pośród morza trupów. Wtedy dostanę to, czego pragnę. – Wyprostował się i spojrzał prosto na Iron Mana. – A pragnę twojego cierpienia.

Stark gwałtownie wycelował w niego dłonią, rzucając się do przodu, aby dokonać celnego strzału. Iluzjonista nie wykonał żadnego ruchu, ale pocisk przeleciał przez niego, zupełnie jak przez chmurę dymu i uderzył w ścianę.

„To iluzja", pomyślała Feige i wysunęła się zza filaru.

- Widzę, że bardziej niż ja nie możesz się doczekać końca tej bezsensowej paplaniny – zaśmiał się, patrząc na zdumionego Tony'ego. – Zaczynajmy więc przedstawienie.

Wszystkie drzwi dla publiczności się otworzyły i do sali weszło kilkadziesiąt identycznych postaci w białych maskach, każda z niewielkim pudełkiem w ręce.

- Tylko w jednym pudełku znajduje się klucz – oznajmił, spacerując po scenie. – Znajdź odpowiedni. Każda nieudana próba, może się źle skończyć dla naszych uroczych gości – zaśmiał się krótko. – Powodzenia.

Powiedział i zniknął, a scenę weszło pięć przerażonych osób, poganianych przez dwoje ludzi w czerwonych maskach i z karabinami maszynowymi. Georgia jęknęła i wtedy Tony ją zauważył. Po jego twarzy przeszedł wyraz niedowierzania.

- Jak do stu piorunów...

- Pomocy! – krzyknęła jedna zakładniczka, w długiej złotej sukni. Georgia ostrożnie zbliżyła się do brunetka, kiedy postacie zaczęły zataczać wokół nich krąg, poruszając się w powolnym, równym tempie.

- Czy to ważne? – zapytała, zrównując się z nim. – Chyba mamy w tej chwili ważniejszy problem.

- Jeszcze do tego wrócimy. – Posłał jej groźne spojrzenie i zaczął przypatrywać się postaciom. Wynalazczyni poszła za jego przykładem, starając się wyłapać tą jedną osobę, która czymś różni się od pozostałych. Niespodziewanie poczuła ukłucie na ramieniu, zupełnie jak ugryzienie mrówki. Zignorowała to i kontynuowała poszukiwania. Po chwili jednak uczucie się powtórzyło, w miarę zbliżania się konkretnych postaci.

Ktoś na scenie zaczął szlochać. Ukłucie znów dało o sobie znać, tym razem o wiele mocniejsze i o większym zasięgu. Georgia syknęła, łapiąc się za ramię. Stark się do niej odwrócił.

- Co się dzieje? – zaniepokoił się.

- Właśnie nie wiem, to... - zacięła się nagle, patrząc na niego wielkimi oczami. Zmarszczył podejrzliwie brwi. – O... oczywiście!

Zaczęła krążyć pomiędzy postaciami, przepychając się coraz dalej. Geniusz ruszył za nią.

- To wszystko nie jest prawdziwe – wytłumaczyła mu, podchodząc do kolejnych osób w maskach. Syknęła, kiedy po raz kolejny odczuła ból. Spojrzała na niego. – To mój wynalazek mnie atakuje, bo odczuwa pokrewny mu sygnał. To iluzja. Więc jeśli jest tu ta jedna, prawdziwa osoba z kluczem...

- ... to nie odczujesz bólu, kiedy się zbliży – dokończył Stark. Potwierdziła ruchem głowy. – No to znajdźmy ją.

Zaczęli zbliżać się do poszczególnych postaci, starając się określić, która jest prawdziwa. Było to trudne, gdyż inne nieustannie zmieniały miejsce.

W końcu Feige znalazła się zupełnie przy scenie, mijając kolejnych identycznie wyglądających ludzi z pudełkami. Widziała strach w oczach zakładników stojących na podwyższeniu. Minęła kolejną osobę i gwałtownie się zatrzymała, przenosząc na nią swój wzrok. Tony znalazł się koło niej. Georgia zagrodziła drogę podejrzanemu, uniemożliwiając mu przejście. Zatrzymał się i spojrzał na nią błagalnie.

- To ty, prawda? – zapytała. Po chwili skłonił głowę i nagle wszystkie inne postacie w pomieszczeniu zniknęły, łącznie z pilnującymi zakładników osobami w czerwonych maskach. Ktoś wydał z siebie westchnienie pełne ulgi.

Mężczyzna podał jej pudełko i zdjął maskę.

Był to rudowłosy chłopak, niewiele starszy od samej brunetki. W jego szarych oczach lśniły łzy.

- Ja... - zająknął się. – Nie chciałem. Zmusił mnie.... On...

- W porządku – powiedział Tony. – Chodź, zabierzemy cię stąd. Dobra ludzie! – zwrócił się do zakładników. – Uciekajcie na zewnątrz, już po wszystkim!

Georgia odprowadziła spojrzeniem bruneta, zajmującego się ewakuacją ludzi, a potem przeniosła je na trzymany przedmiot z wielką trójką pośrodku. Z lekkim wahaniem, drżącymi palcami, podniosła ciężkie wieko pudełka.


 ***

Ostatnia zagadka przed nami i zbliżamy się tym samym do cudownego ( bądź też nie) rozwiązania tej historii!

Dzięki za wszystkie głosy i komentarze, nie ma chyba większej motywacji do dalszego pisania! ❤️

To tyle, see ya soon (I hope).

CL xx

PS. Jak tam zwiastun do Spideya? Tony jest cudowny, right? 😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top