Część 24
- Nareszcie spotykamy się jak równy z równym, Stark – zaczął Iluzjonista. Tony niepewnie zerknął na Georgię, błagając w duchu, żeby nie było jej nic poważnego.
- Czyżby? – zapytał, siląc się na kpiący ton. – A założyłbym się, że w tych butach jestem jednak trochę wyższy.
Iluzjonista prychnął.
- Nigdy sobie nie odpuścisz żartów, co?
Tony się skrzywił. Wiedział, że musi grać na czas, jeśli chce, żeby w porę przybyła pomoc w postaci Wdowy i Kapitana.
- Wiesz jak to jest – powiedział, robiąc nieznaczny krok w jego kierunku. – Uwielbiam robić z siebie przedstawienie.
- Trudno nie zauważyć.
- Właśnie o to chodzi, żeby było widać – zapewnił. – Ale komu ja to mówię. Pan chodzące przedstawienie we własnej osobie. Poważnie, szacunek. Podziwiam, jestem wielkim fanem.
Położył sobie jedną dłoń na piersi, zapewniając o szczerych intencjach. Mężczyzna wydawał się być lekko zaskoczony przebiegiem tej rozmowy.
- Cóż, dz-
- Chociaż właściwie mam kilka zastrzeżeń – przerwał mu natychmiast geniusz i zaczął się powoli przechadzać. Miał nadzieję, że zdoła w ten sposób zbliżyć się do córki. – Dajmy na to na przykład... Pierwsze zadanie.
Jego przeciwnik z zainteresowaniem słuchał jego słów. Tony jednak wiedział, że to tylko tymczasowa sytuacja i wróg wkrótce zacznie nabierać podejrzeń. Zatrzymał się.
- Cmentarz i bomba na pokładzie statku. Postawiłeś mnie przed zadaniem dla dwóch osób, sądząc zapewne, że nie dam rady być w obu miejscach jednocześnie. Tymczasem jednak na scenie pojawiła się nowa aktorka.
Zerknął w stronę nieprzytomnej Feige.
- To dlatego wysadziłeś wtedy w powietrze ten budynek, zgadza się? Wynik frustracji z nieudanej akcji?
Iluzjonista wpatrzył się w niego, a geniusz widział jedynie jego pozbawione koloru oczy, spoglądające na niego zza metalowej maski.
- Naprawdę tak słabo mnie oceniasz? – zapytał. Twarz miliardera wykrzywił dobrze wyuczony grymas.
- Jeżeli naprawdę chcesz znać moje zdanie...
- Tony, twoje zdanie wcale mnie nie interesuje – przerwał mu i przekrzywił głowę na jedną stronę. Stark zastanowił się, czy jest to jego prawdziwa postać, czy tylko kolejny wytwór iluzji. – Ale jeśli to tak bardzo cię interesuje, to się mylisz. Wiedziałem o niej od początku. Od początku tez stanowiła epicentrum wszystkich moich działań.
- Nie bardzo rozumiem?
Iluzjonista uśmiechnął się pod maską, czerpiąc satysfakcję ze swojej przewagi. Naśladując Iron Mana sam zaczął przechadzać się wzdłuż płaskiego dachu.
- Przecież to mnie nienawidzisz. – Stark starał się podtrzymać rozmowę. W dodatku nie mógł udawać, że nie interesuje go, co tak naprawdę łączy jego przeciwnika z Georgią.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Nienawidzę, to raczej słabe określenie – stwierdził. – Ale tak, odczuwam do ciebie najwyższą pogardę, nieporównywalną do niczego innego.
- Więc o co chodzi? – zdenerwował się brunet. – Po co mieszasz do tego Georgię?
Iluzjonista zatrzymał się dokładnie naprzeciwko niego.
- Dlatego, że jest jedyną osobą, którą gardzę bardziej od ciebie.
Zanim zdążył się poważnie zastanowić nad tym co robi, kierowany gwałtownymi emocjami, Tony wystrzelił w kierunku mężczyzny z miotacza umiejscowionego na piersi. Oślepiło go na chwilę jasne światło, bo część maski odsłaniająca twarz pozostała odchylona i kiedy otworzył oczy, spodziewając się zobaczyć swojego wroga rozłożonego na ziemi, z przerażeniem stwierdził, że ten nadal dumnie trzyma się na nogach. Co więcej, wokół niego roztaczała się niebieska siatka, zamykająca go w swego rodzaju kuli, która przypomniała swoją strukturą plastry miodu...
Stark poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy, kiedy skojarzył niebieską kulę wroga z siatką na skórze Feige. Jego spojrzenie natychmiast powędrowało w stronę nieprzytomnej kobiety. Jeżeli Iluzjonista jakimś cudem wyrwał jej generator z rdzenia, to by oznaczało...
- Trafne skojarzenie – skomentował mężczyzna, zauważając reakcję Iron Mana. – Na coś się jednak przydała.
Geniusz poczuł, że cały drży. Ze strachu, z bólu, z gniewu... Sam nie wiedział, dlaczego. Czuł się bezbronny, odkryty i pozbawiony szans.
- Dlaczego? – wyjąkał, tracąc nadzieję. – Po co ci ta cała iluzja?
- To już coś znacznie więcej niż tylko iluzja, Stark – powiedział z wyraźną satysfakcją. – Ale chyba twoi przyjaciele mogą powiedzieć ci znacznie więcej na ten temat.
Tony zdążył tylko jeszcze spojrzeć na niego z niedowierzaniem, kiedy drzwi prowadzące z budynku na dach się otworzyły i wyłonili się z nich Wdowa i Kapitan, dysząc ciężko. Romanoff miała proste przecięcie na lewym policzku, które właśnie zaczynało krwawić i włosy w znacznym nieładzie. Rogers wyglądał nieco lepiej, mimo że cały był ubrudzony jakimś szarym pyłem.
Para zamknęła za sobą drzwi, a Natasha dodatkowo zaryglowała je jakiś prętem. Steve przeniósł swoją uwagę na Tony'ego, rzucając ostre spojrzenie Iluzjoniście.
- No proszę! – ucieszył się złoczyńca, klaszcząc w dłonie. – Już tu są!
Kapitan zbliżył się do Iron Mana, spostrzegając strach wypisany na jego twarzy.
- Tony?
- Co to za ludzie? – ostro zapytała rudowłosa, pojawiając się po drugiej stronie Starka. Obie dłonie miała zaciśnięte w pięści.
- Och, to nikt ważny – powiedział, śmiejąc się. Geniusza trochę to trzeźwiło.
- Jacy ludzie? – zapytał, przenosząc swój wzrok na agentkę. Odpowiedział mu jednak blondyn.
- Tam na dole, w budynku. Cała armia cywilów.
- Cywilów w amoku – skomentowała z irytacją Natasha. – Próbowali nas zabić gołymi rękami.
Łypnęła surowo na Iluzjonistę.
- Kim oni są?
Zaśmiał się, ponawiając swój spacer.
- Jeśli już chcesz wiedzieć, Czarna Wdowo, to są oni głęboko przekonani, że są wami.
Trójka Avengersów spojrzała po sobie ze zdziwieniem.
- Nami?
- Owszem. A wystarczyła tylko odrobina iluzji wszczepiona im do mózgu i oto są superbohaterami z pierwszych stron gazet.
Gwałtowny huk i bębnienie w drzwi tylko uzmysłowiło im, że grupa pseudo Avengersów właśnie dostała się na górę i próbuje wyważyć drzwi.
- Marnie to widzę – szepnęła cicho Romanoff, stojąc w bojowej pozie i z naganą patrząc na drzwi, jakby zmuszała je, aby wytrzymały trochę dłużej.
Rogers natomiast z tarczą w lewej ręce wysunął się na przód, oddzielając Tony'ego od przeciwnika.
- Po co ci to wszystko? Dlaczego męczysz tych ludzi?
- Oddaję im przysługę, Kapitanie. Tak jak wam wszystkim.
- Więc dlaczego zwlekasz? – spytał Stark, prostując się. – Dlaczego po prostu nas nie zabijesz?
Iluzjonista udawał, że to rozważa.
- Cóż... Zdaje się, że przedstawienie, nie może się zacząć bez wszystkich honorowych gości, prawda?
Tony spojrzał na Steve'a, marszcząc brwi.
- O czym on bredzi? – zapytał z przekąsem. Kapitan zerknął na niego krótko, a w jego oczach geniusz dostrzegł dziwny cień.
- Mam nadzieję, że nie o tym, o czym myślę.
Znowu ktoś obił się o drzwi na górę, ale tym razem o wiele mocniej. Złoczyńca zaczął się śmiać, widząc reakcję Avengersów.
- Jakie to wspaniałe uczucie. Zemsta. – Wciągnął powietrze przez nos. – Czuję waszą niepewność i wasz strach. Czy może być coś cudowniejszego?
Żadne z nich się nie odezwało, na co ich przeciwnik pokręcił karcąco głową.
- Nie przedłużajmy tego, zbyt długo czekałem. – Spojrzał w niebo i głośno krzyknął. – Wychodź, Barnes, gdziekolwiek jesteś! Bez ciebie nie zaczniemy.
Tony nie musiał patrzeć na Steve'a żeby wiedzieć, że ten właśnie napina wszystkie mięśnie i zdenerwowany zaciska obie dłonie w pięści.
- Och, no dalej – mruknął ich wróg. – Naprawdę chcesz się teraz bawić w kotka i myszkę? A może potrzebujesz zachęty?
Wyciągnął nagle jedną rękę w stronę nieprzytomnej Georgii.
- Odetnę jej tlen, jeśli zaraz nie wyjdziesz. Założymy się, ile bez niego wytrzyma?
Tony warknął ostrzegawczo, gotowy rzucić wszystkie działa, jakie posiadał, żeby tylko odwieść Iluzjonistę od tego pomysłu.
Nie musiał jednak tego robić, gdyż zwabiony realną groźbą skazania Feige na męczarnie, na dachu pojawił się Bucky.
- A można było tak od razu – skomentował przebiegle Iluzjonista, opuszczając rękę wzdłuż ciała. Barnes wolno podszedł do pozostałej trójki, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z ich przeciwnika.
Stanął po lewej stronie Kapitana. Ktoś znowu załomotał w drzwi.
- Coraz mniej mi się tutaj podoba – mruknęła Wdowa.
- Jestem zaskoczony – powiedział Iluzjonista, zatrzymując swoje spojrzenie na Starku. Kiwnął głową w stronę przyjaciela Rogersa. – Nie jesteś zdziwiony jego obecnością. Łudziłem się w nadziei, że sam zechcesz pozbawić go życia.
Iron Man poczuł na sobie zaniepokojone spojrzenie Kapitana.
- Z chęcią bym to zrobił – warknął w odpowiedzi. – Ale nie dajesz mi wyboru.
- Słusznie – zaśmiał się Iluzjonista, a potem pokręcił głową, jakby się nad czymś zastanawiał. – To właściwie zabawne.
Natasha uniosła brwi ze zdziwieniem i prychnęła.
- To chyba masz dziwne poczucie humoru.
- Właściwie powinieneś mu podziękować – kontynuował złoczyńca, jakby nie usłyszał jej uwagi. – Gdyby nie ten morderca, twoja córka już dawno byłaby martwa.
Tony przelotnie spojrzał na Zimowego Żołnierza, zauważając natychmiast, że jest on niebywale wytrącony z równowagi. Cały aż dygotał ze złości.
- A więc to ty – odezwał się. – To ty nasyłałeś na nią tych zbirów.
- Zgadza się. Cieszę się, że wreszcie to zrozumiałeś.
Geniusz nie bardzo wiedział, o jakich zbirach rozmawiają mężczyźni. Iluzjonista od razu zauważył jego konsternację.
- Nie powiedziała ci? – zdziwił się, choć jego głos wyrażał raczej samozadowolenie. – Jakoś mnie to nie dziwi. Najwyraźniej nawet ona nie potrafiła ci zaufać.
Iron Man miał ochotę natychmiast się na niego rzucić, sprawdzić, co za pasożyt kryje się pod tą metalową maską i stłuc go na kwaśne jabłko. Steve się do niego odwrócił.
- Prowokuje cię – mruknął cicho. – Nie daj mu się wytrącić z równowagi, Tony. On na to liczy.
Stark wiedział, że blondyn ma rację, ale panowanie nad emocjami nigdy nie było jego mocną stroną. Wziął kilka głębszych oddechów, myślami błądząc przy Georgii. Wyobraził sobie, jak siedzi w jego laboratorium i zaciskając usta patrzy na niego z naganą. Prawie mógł usłyszeć w głowie jej poirytowany głos.
„I co, masz zamiar się tak poddać? Jesteś Stark, Tony. A Starkowie nigdy się nie poddają."
Uspokoił się na tyle, żeby móc się odezwać i zwrócił się do wroga.
- A więc próbowałeś zabić ją wcześniej?
- Oczywiście, że tak. Właściwie długo myślałem nad tym jak was ukarać. – Zatrzymał na nim swój zimny wzrok. - Ciebie i to przeklęte dziecko.
- Nie rozumiem – wtrącił Rogers, zanim ktokolwiek zdołał zabrać głos. – Mówisz o swojej nienawiści tak, jakby narodziła się dawno temu. Cóż takiego mogło ci zrobić niewinne dziecko?
- Niewinne? – zakpił. – Ona nie jest niewinna. To potwór, który wysysa z innych radość i szczęście. – Przeniósł wzrok na Starka. – Stworzyłeś potwora, który zabrał mi wszystko. Oboje jesteście równie winni.
- O czym ty bredzisz?! – nie wytrzymał Tony. – Co takiego ci zrobiliśmy?! A jeśli już musisz to ukarz mnie, a ją zostaw w spokoju. Nie może być bardziej winna ode mnie.
Iluzjonista zastygł na chwilę, jakby słowa geniusza go zaskoczyły.
- Kuszące... ale niewykonalne. Gdybym cię od razu zabił, to nie byłaby kara. Śmierć nie jest dla umierającego żadną karą, Tony.
- To dlaczego chcesz zabić Georgię?
- Zabić? – udał zdziwienie, a po chwili się roześmiał. – Jej śmierć nie jest moim celem. Już nie.
Przyjrzał się po kolei każdemu ze swoich przeciwników.
- Przyznaję, że początkowo nie wiedziałem jak to rozegrać. Najpierw musiałem podsunąć ci Georgię bezpośrednio pod nos – zwrócił się do Starka. – Twój konkurs spadł mi jak gwiazda z nieba. To jednak nie wystarczyło. Trzeba było jeszcze przekonać samą zainteresowaną, żeby wzięła w nim udział. Ale jak mogłem to zrobić? Przecież mnie nie znała. Nie należała też do osób zbyt ufnych ani wylewnych, nie otaczała się wianuszkiem przyjaciół, którym zależałoby na jej dobru. Na szczęście udało mi się podsunąć ten pomysł jej głupiej sąsiadce, która natychmiast przywłaszczyła sobie tą ideę. I oto pierwszy krok do realizacji mojego planu został wykonany.
Wiedziałem, że o resztę nie muszę się martwić. Wygra czy nie... W końcu była Starkiem. A wy nie potraficie siedzieć cicho w cieniu, kiedy możecie błyszczeć, musiała więc zostać zauważona. Nawet nie sądziłem, że wzbudzi twoje zainteresowanie już na samym początku, ale tak się stało. Potem wpadłeś na ten pomysł ze stażem, a ja, po raz pierwszy w życiu, byłem ci naprawdę wdzięczny. Podsunąłem ci przynętę, a ty nie tylko ją chwyciłeś, ale postanowiłeś zatrzymać.
Kiedy u ciebie zamieszkała wiedziałem, że mam coraz mniej czasu. Początkowo chciałem ją zabić w czasie święto dziękczynienia i podrzucić ci jej zwłoki. Potem dowiedziałbyś się kim była i wytykał sobie w rozpaczy, że umknęła ci szansa poznania własnego dziecka. Ale nie udało się, bo na arenie pojawił się nowy gracz.
Iluzjonista łypnął złowrogo na Barnesa, a potem kontynuował.
- Postanowiłem obrócić ten niespodziewany bieg wydarzeń na swoją korzyść i zabić ją dopiero wtedy, gdy już poznasz jej tożsamość. Te wszystkie głupie zadania, które przed tobą stawiałem, miały tylko odwrócić twoją uwagę od źródła problemu i zbliżyć cię do dziewczyny. Nawet uświadomiłem cię w trzecim zadaniu, że jej obecność przy twoim boku jest tylko tymczasowa. Zmusiłem cię, żebyś się o nią bał. A czyż może być ból potworniejszy od tego, który czujesz po stracie osoby, o którą się troszczysz? I znowu próbowałem ją uśmiercić, kiedy od ciebie uciekła. I znowu przeszkodził mi Zimowy Żołnierz.
Tony krótko spojrzał na Barnesa, upewniając się, że potwierdza on słowa Iluzjonisty.
- Byłem wściekły, bo to niszczyło wszystko, co zaplanowałem. Ty miałeś ją pokochać – powiedział do Starka. – Ty i tylko ty. Nigdy bym nie przypuszczał, że pokocha ją też twój największy wróg.
Iron Man usłyszał szczęk metalu, kiedy Bucky zacisnął metalową dłoń w pięść. Z przerażeniem stwierdził, że brunet nie ma zamiaru zaprzeczyć słowom złoczyńcy.
- Ale dobrze się stało, bo coś sobie uświadomiłem. A właściwie ty mi uświadomiłeś. - Przeniósł swój wzrok na przyjaciela Kapitana. – Uświadomiłeś mi, że są rzeczy gorsze niż śmierć.
- Co masz na myśli? – zapytał Buck. Iluzjonista przez chwilę zwlekał z odpowiedzią, obejmując po kolei spojrzeniem twarze każdego z czwórki. W drzwi znowu ktoś załomotał i tym razem osiągnął swój cel, gdyż wejście z hukiem się otworzyło i na dach zaczęła się wlewać gromada ludzi o nieobecnym wzroku. Tony na ich widok poczuł, jak pot spływa mu po karku.
Ludzie otoczyli ich, ale nie atakowali, czekając prawdopodobnie na odpowiedni rozkaz. Avengersi zbili się w ciasną gromadę.
- Cóż – kontynuował tymczasem ich przeciwnik, zbliżając się wolno do Georgii. – Powiedzmy, że dziewczyna, którą tu widzicie nie jest wcale Georginą Feige czy Georginą Stark. Dajmy na to, że ona nie wie kim jest, ani nawet kim wy jesteście. I zrobi wszystko, co jej rozkażę, bo jest ode mnie całkowicie zależna. – Zaśmiał się i z rozczuleniem pogłaskał szkło komory. Potem spojrzał na Barnesa. – Brzmi znajomo?
Bucky zesztywniał i gwałtownie zbladł. Tony z lekkim opóźnieniem uświadomił sobie, że mężczyzna po prostu się boi.
- Nie... - wyjąkał niebieskooki drżącym głosem. Kapitan krążył spojrzeniem między nim a Iron Manem, jakby nie wiedział któremu współczuje bardziej.
Iluzjonista znowu się roześmiał.
- Wspaniały pomysł, prawda? W ten sposób uda mi się ukarać was oboje. Ona znienawidzi siebie za to, co zrobi, a ty zginiesz z rąk własnego dziecka, bo nie będziesz umiał jej skrzywdzić.
Skupił swój zimny wzrok na Starku.
- Jakie to uczucie, Tony, kiedy królewna, którą pragniesz uratować jest jednocześnie smokiem, którego musisz zniszczyć?
***
Zostały mi jeszcze dwa wolne dedyki do rozdania. Chce ktoś? 😜
Wybaczcie, że rozdział wyszedł nieco dłuższy, ale muszę sobie jakoś radzić, skoro kończymy na 26 częściach (+ rozdział z ciekawostkami). Nawet nie sądziłam, że kończenie pisania tego opowiadania będzie dla mnie takie trudne 😢😅
Buziaki i do następnego,
CL xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top