Część 15
W końcu Tony odsunął od siebie Georgię na długość ramion i spojrzał jej w oczy.
- Masz absolutną rację – powiedział, ku jej wielkiemu zdziwieniu. – Najlepszy sposób, żeby to skończyć, to pokonać tego psychopatę... Masz może przy sobie tę dziwną tubkę, którą znalazłaś na cmentarzu?
- Ach... tak. – Sięgnęła do kieszeni bluzy, wyjmując z niej czarny przedmiot i podała Starkowi. Obrócił ją w palcach, z zaciekawieniem się jej przypatrując. Wyminął brunetkę i podszedł do oświetlonego biurka, oglądając zawartość przedmiotu przy żarówce.
- No nic, chyba nie ukrył w środku jakiegoś śmiercionośnego gazu i trzeba to najzwyczajniej w świecie otworzyć – mruknął i otworzył tubkę, wysypując jej zawartość na blat stołu. Wewnątrz znajdował się tylko zwinięty kawałek białej kartki. Tony i Georgia wymienili spojrzenia. Brunetka sięgnęła po papier, pospiesznie go rozwijając.
- I... co? - zapytał miliarder, kiedy cisza się przedłużała. Wynalazczyni się skrzywiła i podała mu kartkę.
- Sam zobacz.
Sto śmierci daj, Panie,
daj lęk okropny i wolne skonanie, daj taką boleść i takie męczarnie,
których myśl ludzka cała nie ogarnie,
których przeczuciem krew się w żyłach ścina,
lecz daj w tej śmierci śmierć dla Filistyna!
Panie! Daj w łasce Swojej, niech się ziści
ogrom Twych sądów i tej nienawiści...*
Brunet przeczytał tekst jeszcze dwukrotnie, po czym rzucił kartkę na stół, używając niezbyt cenzuralnych słów, wyrażających jego niezadowolenie.
- Co on ma z tymi wierszykami? – prychnął. – Pieprzony poeta...
W tym samym momencie Georgia poczuła wibrowanie telefonu w kieszeni jeansów oznaczające SMSa. Wykorzystując nieuwagę Starka zajętego słownym wyżywaniem się na adresacie wiersza, wyjęła smartfona i odblokowała ekran.
Serce jej podskoczyło, gdy tylko zobaczyła, od kogo dostała wiadomość. Prędko ją odczytała.
Udało mi się czegoś dowiedzieć. Musimy pogadać.
B.
Nie czekając dłużej, drżącymi palcami wystukała wiadomość zwrotną.
Ok. Będę za godzinę.
Schowała komórkę do kieszeni i przeciągnęła się.
- Muszę coś załatwić – powiedziała do Starka, kiedy skończył już swój monolog. Wytrzeszczył na nią oczy.
- Teraz? – zdziwił się. – Ledwie chodzisz.
- Wcale nie – zaprzeczyła. – Mam się całkiem nieźle. Obiecuję, że to nie zajmie długo. Jak wrócę, to pomogę ci się uporać z tym... czymś. – Kiwnęła głową w stronę kartki z wierszem.
- Jesteś pewna, że to nie może poczekać? – zapytał, podchodząc do niej. – Szczerze mówiąc wolałbym, żebyś nie błąkała się po mieście o tej porze.
Georgia zamrugała zdziwiona i zastanowiła się nad odpowiedzią.
- To ważne. Sąsiadka prosiła mnie o pomoc z kuchenką. Podobno ciągle się psuje.
Stark przyjrzał jej się dokładnie, w skupieniu coś analizując.
- Zawiozę cię – oznajmił z ożywieniem. Georgia jęknęła. Nie sądziła, żeby spotkanie Jamesa z Tonym było dobrym pomysłem. Musiała zrobić wszystko, żeby do tego nie doszło. Spojrzała brunetowi w oczy.
- Naprawdę, Tony... - Stuknęła go w ramię. – Doceniam twoją dziwną troskę, ale poradzę sobie. Masz w tej chwili większe problemy na głowie.
Mężczyzna westchnął i złapał ją za ramiona.
- W takim razie obiecaj mi chociaż, że weźmiesz taksówkę.
Oczywiście, że nie wzięła taksówki, ale Stark nie musiał o tym wiedzieć. Mimo bólu stopy, zdecydowanie wolała pieszy spacer, który pomógłby jej oczyścić umysł. Musiała się jakoś przygotować na to, co Barnes ma jej do powiedzenia.
Skręciła w stronę Hell's Kitchen czekając na zielone światło przy przejściu dla pieszych. Zadziwiająco mało ludzi było dzisiaj na ulicach. Niedaleko niej stała tylko jakaś blada brunetka w czarnej kurtce i jasnych jeansach, a obok niej jakiś niewidomy facet w ciemnym garniturze i z laską w prawej ręce.
-... jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał ją. Zacisnęła czerwone usta i po chwili pokiwała głową. Mężczyzna wykrzywił wargi w przyjaznym uśmiechu. – Czy ty... pokiwałaś głową?
Brunetka rzuciła przekleństwo.
- Cholera tak. Ciągle zapominam, że jesteś niewidomy – mruknęła, wywracając oczami. Brunet jednak tylko się roześmiał, zupełnie tym niedotknięty.
- Dzięki!
Georgia wyminęła ich i udała się w stronę 52. ulicy, żeby dostać się do mieszkania. Weszła do kamienicy, ale tym razem zdecydowała się skorzystać ze znienawidzonej windy, bo nie sądziła, żeby nadmierne nadwyrężanie nogi dobrze jej zrobiło.
Kiedy winda wreszcie się zatrzymała Georgia wolno pokuśtykała w stronę swoich drzwi, starając się nie robić hałasu. Tym razem jednak miała mało szczęścia, bo wścibska sąsiadka z naprzeciwka, starsza pani Donnegan od razu uchyliła swoje drzwi.
- Ach, Georgina! – Uśmiechnęła się na jej widok. Brunetka zacisnęła wargi, a po chwili z ociąganiem powtórzyła gest sąsiadki. – Dawno cię u nas nie było... Jak tam twój staż?
- W porządku – mruknęła, nie mając ochoty na opowiastki. W tej chwili liczyły się tylko informacje zdobyte przez Jamesa.
- Tak, tak... - Pani Donnegan pokiwała głową ze zrozumieniem. – Pewnie cię tam zamęczają, co?
- Trochę.
- Hmmm... Pamiętaj, że mój Joey nadal trzyma dla ciebie tą posadę w swoim warsztacie! – uśmiechnęła się. Feige do tej pory pracowała w warsztacie z narzędziami syna pani Donnegan, skąpego blondyna, który płacił jej w zasadzie grosze za najcięższą pracę, ale w swojej obecnej sytuacji finansowej Georgia nie miała zbytniego prawa do grymaszenia. Cieszyła się, że pieniędzy wystarcza jej chociaż na podstawowe potrzeby.
- Oczywiście, pani Donnegan. Bardzo dziękuję. – Wykrzywiła lekko wargi, siląc się na przyjazny ton. Staruszka jednak nie zauważyła jej niechęci.
- Nie ma za co, nie ma za co... Ach dziewczyno, tak ciężko masz w życiu... Chociaż tyle dobrego, że mój Joey, cię wziął pod swoje skrzydła... Wspaniały z niego człowiek, prawda? – zachwyciła się. Georgia pokiwała głową i odkluczyła swoje drzwi, wsuwając się do środka.
- Miło było panią spotkać – powiedziała. Kobieta wydawała się być niepocieszona.
- Już idziesz? Nie wpadniesz nawet na herbatkę? Opowiedziałabyś mi coś o tym swoim stażu...
- Dziękuję za zaproszenie, ale jestem naprawdę bardzo zmęczona. – Ziewnęła, żeby przekonać tym sąsiadkę. – Do widzenia!
Zatrzasnęła za sobą drzwi i westchnęła z ulgą, że udało jej się jakoś wykaraskać z przesłuchania. Zdjęła z siebie kurtkę, wieszając ją na krześle i zapaliła światło.
- James? Jesteś tutaj? – zapytała, wchodząc do swojego pokoju i szukając jakiegoś śladu mężczyzny.
- Po prostu Bucky – powiedział, wychodząc jej na spotkanie z łazienki. Ubrany w ciemny podkoszulek, na metalowym ramieniu miał zarzucony biały ręcznik, wilgotne włosy opadały mu na twarz. Wyglądał lepiej, niż kiedy ostatni raz go widziała, wcześniejsze sińce pod oczami prawie całkowicie mu zginęły.
Brunetka nieco się zmieszała na jego widok i poczuła, że wbrew samej sobie zaczyna się rumienić. Wbiła sobie paznokcie w skórę, żeby jakoś się otrzeźwić, mimo że serce jej biło w znacznie przekraczającym normę tempie.
- Och... Tu jesteś – powiedziała i od razu miała ochotę zapaść się pod ziemię. Musiała wyglądać i brzmieć jak idiotka. Barnes chyba coś zauważył, bo pierwszy raz widziała, żeby się uśmiechnął.
- Jestem – przytaknął, nadal się uśmiechając. Przekrzywił lekko głowę. – Nie spodziewałem się tylko ciebie tak szybko.
Zagryzła dolną wargę, w myślach nadal rzucając w siebie przekleństwami, że zachowuje się, jak głupia nastolatka.
- Cóż... - Wzruszyła ramionami. – To ci chyba nie przeszkadza?
- Skąd – powiedział i ruszył w stronę jej pokoju, starając przecisnąć się obok niej. Nachylił się do niej lekko, z figlarnym uśmieszkiem na ustach. – Pozwolisz tylko, że się ubiorę?
Pospiesznie się od niego odsunęła, umożliwiając mu przejście.
- Jasne – odparła. Brunet szybko na nią spojrzał i zniknął za drzwiami. Georgia rąbnęła się otwartą dłonią w czoło, a potem podeszła do zlewu i przemyła twarz zimną wodą. Ten dzień był zdecydowanie ponad jej siły.
Nalała sobie do szklanki zimnego soku z lodówki i zajęła miejsce przy stole. Po chwili do pomieszczenia wszedł Buck, tym razem w ciemnej bluzie z kapturem i czarnych jeansach.
- To czego się dowiedziałeś, James? – zapytała. Usiadł naprzeciwko niej.
- Mówiłem już, że mam na imię Bucky – powiedział, kładąc ręce na blacie stołu.
- Oczywiście. Bucky – poprawiła się, myśląc jednocześnie nad tym, dlaczego brunet tak nie lubi swojego pierwszego imienia. – To co masz?
Spojrzał jej w oczy i nabrał dużo powietrza do płuc.
- Ten koleś, który cię wtedy zaatakował... Znalazłem go.
- I...?
- I niewiele – stwierdził. – Śledziłem go przez kilka dni, ale zachowywał się najzupełniej normalnie, jak zwykły przeciętny obywatel... Aż do wczoraj.
Zmrużyła oczy.
- Co się stało wczoraj? – Barnes nachylił się w jej stronę.
- Wczoraj wieczorem wymknął się do jakiegoś starego magazynu, razem z kilkoma podobnymi do niego typami. Spędzili tam kilka godzin, a kiedy wreszcie postanowili stamtąd wyjść, byli dziwnie podekscytowani. Kieszenie mieli wypchane forsą. – Zagryzł wargę. – Udało mi się go dopaść, przed jego domem. Na początku nie chciał gadać, ale potem... Zdaje się, że mnie poznał.
Georgia jęknęła. Bucky przyjrzał jej się dokładnie.
- To najemnik – powiedział. – On i jego kolesie. Ktoś im płaci gotówką, a oni zajmują się wykonaniem zleceń.
- Poczekaj... - przerwała mu, starając się wszystko zapamiętać. – Ktoś mu zlecił moje zabójstwo?
- Na to wygląda.
- Wiesz kto? – zapytała, chociaż nie była pewna, czy chce znać odpowiedź.
Pokręcił głową.
- Ten interes działa w taki sposób, że nie muszą znać zleceniodawcy. Oni dostają kasę i nie zadają pytań. – Feige przejechała dłonią po twarzy, próbując się uspokoić. James z zainteresowaniem śledził jej nerwową reakcję.
- Czyli nadal stoimy w miejscu – westchnęła i spojrzała na niego żałośnie.
- Kim ty jesteś? – zapytał po dłuższej chwili. – Tylko nie mów, że nikim. Nikt nie potrafiłby robić rzeczy, które ty potrafisz.
Brunetka zagryzła wargę i odwróciła wzrok.
- Nie wiem, kim jestem – odparła cicho. – Nie wiem, dlaczego ktoś chciałby mojej śmierci. Dlatego to dla mnie takie ważne, żeby się dowiedzieć, kto i po co chce to zrobić.
- Rozumiem – powiedział, a Georgia wiedziała, że to nie są puste słowa. Kto jak kto, ale on doskonale rozumiał, co to znaczy mieć mętlik w głowie.
Spojrzała na niego i starała się uśmiechnąć.
- Dzięki, że mi pomagasz. Obym ja umiała pomóc tobie.
- Nie boisz się? – zapytał. Zmarszczyła ciemne brwi.
- Czego konkretnie?
- Mnie – wyjaśnił i wbił w nią intensywne spojrzenie swoich niebieskich oczu. Pokręciła głową, wykrzywiając wargi.
- Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – W razie co, mam coś, żeby cię zatrzymać.
Uniosła rękę do góry, tak, żeby mężczyzna widział tworzące się na jej skórze niebieskie żyłki. Spojrzał na nią z półuśmiechem.
- Iskrząca dziewczyna... - mruknął.
- Mechaniczny chłopiec – określiła go. Zaśmiał się krótko. Uśmiech dodawał młodzieńczości jego ostrym rysom twarzy. Georgia prawie mogła sobie wyobrazić jaki był, zanim stał się Zimowym Żołnierzem i zapragnęła mu pomóc jeszcze bardziej niż wcześniej. – Jesteś może głodny? Bo ja właściwie konam z głodu.
Barnes pokiwał głową i podniósł się z siedzenia, podchodząc naprzeciwko niej. Wyciągnął do niej zdrową rękę.
- W takim razie zapraszam, zaraz coś dla pani przygotuję, madame. – Mrugnął do niej porozumiewawczo, kiedy podała mu dłoń i pomógł jej wstać.
- Nie mogę cię doczekać – dodała, śmiejąc się.
- Jarvis, potrzebuję więcej informacji - powiedział Stark, siadając w wygodnym fotelu w salonie i natychmiast gwałtownie się z niego podnosząc. Ten jego nerwowy sposób krążenia po pomieszczeniu w chwilach stresu, mu samemu wydawał się być koszmarnie nieznośnym. – Muszę się dowiedzieć, kim ona dokładnie jest. Bo jeśli tym, kim myślę, to...
- O ile dobrze pamiętam, sir, list, który pan znalazł wyraźnie sugerował, że panna Feige jest...
- Wiem, co było w liście – przerwał mu Stark. – Ale nie uwierzę dopóki nie będę miał tego dokładnie wyszczególnionego. Czarne na białym. Tak, żebym był całkowicie pewien. Rozumiesz mnie?
- Sir, niestety przy tak niskiej zawartości wyizolowanego materiału genetycznego z włosa, który pan dostarczył, jest niedostateczna, aby określić stopień pokrewieństwa pomiędzy panem a panną Feige – odparł android.
- Mam jej wyrwać pół włosów z głowy?
- Sugerowałbym jednak skupić się na tkance płynnej.
- No tak, krew – załapał brunet. – Tylko powiedz mi, Jarvis, bo mnie to cholernie intryguje, jakim niby cudem mam pobrać jej krew, żeby tego nie zauważyła? Uśpić ją? Walnąć młotkiem w głowę?
- Sugerowałbym jednak nie używać tak drastycznych środków.
- Więc mówisz, że powinienem ją przekonać, żeby to zrobiła dobrowolnie? Ciekawe...
- To są pańskie słowa, sir – zauważył Jarvis. Tony się roześmiał.
- Coś wymyślę. Dzięki za pomoc, buddy – powiedział, sięgając po szklankę whiskey. Po chwili wahania jednak nie podniósł jej do ust i wpatrując się w bursztynowy płyn, odstawił na stolik.
- Zawsze do usług, sir.
Tony wydał z siebie głośne westchnięcie i sprawdził godzinę. Georgii nie było już prawie dwie godziny. Wysłał jej SMSa, żeby się upewnić, czy wszystko w porządku i wkroczył do windy, żeby udać się na piętro, na które Feige nie miała wstępu, a mianowicie do jednej ze starszych baz operacyjnych Avengers.
W pomieszczeniu panował zadziwiający chłód i Tony początkowo czuł się, jak w prosektorium czy innym nieprzyjemnym miejscu. Szybkim krokiem podszedł do okrągłego stołu, przy którym często odbywali narady. Na meblu nadal porozrzucane były kartki, na których Rogers rozrysowywał plany, ponieważ znacznie bardziej cenił tradycyjny sposób pisania od nowoczesnych komputerów.
Stark mimo woli uśmiechnął się na myśl chwil, które cała ekipa spędzała razem w tym pomieszczeniu. Co prawda często się kłócili, ale trudno mu było się przyznać nawet przed samym sobą, że te podczas tych spotkać bardzo często miał wrażenie, że wszyscy są jak wielka rodzina, bo coś ich łączy.
Ale teraz wszystko przepadło.
Westchnął i usiadł na miejscu zazwyczaj zajmowanym przez Steve'a. Wziął do ręki papiery i zaczął je przeglądać. Po przerzuceniu kilku kartek ze zdziwieniem spostrzegł, że Rogers opatrzył każdą stronę jakimś interesującym rysunkiem.
Na jednym był on sam w zbroi Iron Mana, przelatujący nad mostem Brooklyńskim.
Na kolejnym Thor w towarzystwie błyskawic.
Na następnej uśmiechnięta Peggy Carter.
W końcu na ostatniej byli oni wszyscy. Wyszczerzony Thor unoszący młot do góry, Wdowa nieco zdystansowana stała z boku, obok Clinta, ale zdradzał ją lekki uśmiech. Barton z głupią miną, trzymający w dłoni łuk. Po prawej stronie Asgardczyka stał Banner, jak zwykle w za dużym swetrze, skrępowany, ale szczęśliwy. Tony stał pomiędzy Brucem a Stevenem, klepiąc tego drugiego w ramię.
Wszyscy wyglądali na zadowolonych i choć tworzyli dziwną ekipę, to nadal byli silnie ze sobą związali.
Stark przejechał dłonią po rysunku, dopiero teraz zauważając napis, który zręczna dłoń umieściła w rogu kartki.
As long as we're together I'm ready for anything.
*Kazimierz Przerwa- Tetmajer, Kolumny Samsona
****
Ponad 3000 wyświetleń? Dzięki bardzo!😍
Wbijam do Was z nowym rozdziałem i prośbą o cierpliwość, jeśli chodzi o następne. Robię wszystko co w mojej mocy, żeby je publikować, trust me.
Zbliżamy się powoli do momentu, na który chyba każdy czeka, a mianowicie ponowne spotkanie Avengers! Więcej na razie nie zdradzę, dlatego czekajcie na więcej 😃
PS. Zaraz lecę oglądać Iron Fista 😁 Widział już ktoś? Jak wrażenia?
Pani Jessica Jones i pan Matt Murdock są pełni radości, jeżeli zauważyliście ich obecność w tym rozdziale 😜
Do następnego!
CL xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top