● ☾ 1 ☽ ●

Od dziecka wiedziałem, że na tym świecie, w którym żyje siedem miliardów ludzi, nie ma czegoś takiego jak szczęście. Jest to iluzja, sztuczka wykonywana przez iluzjonistę pod pseudonimem Życie. Ludzie patrząc na to myślą, że to niesamowite. Zastanawiają się, jak to możliwe? Lecz iluzjonista nie zdradza swych sekretów. I dalej oszukuje umysły i wzrok, przyćmiony pięknem tego krótkiego występu.

I przyznam, że sam stałem się jego widzem. A moje myślenie na ten temat się zmieniło. Dawny ja, ten który żył w przekonaniu, że szczęście bądź miłość jest iluzją, odszedł. Zniknął wraz z pojawieniem się pewnej osoby. Z tych siedmiu miliardów ludzi, ona zmieniła moje spojrzenie na ten występ. I zrozumiałem, że przede mną nie rozgrywa się jakaś tam iluzja, a najprawdziwsza magia. Ale i to ma swe ograniczenia. I czar prysł, wraz z wybiciem zerowej godziny.

Więc teraz stoję w tej ulewie, na środku drogi i użalam się nad swoim żałosnym istnieniem. Nie obchodzi mnie, że ktoś usłyszy moje łkanie i zobaczy jak płaczę. Nikogo ze mną nie ma. Jestem sam. Czar prysł, zostawiając po sobie okropną rzeczywistość. Mogę tylko wspominać piękne chwile, które już nigdy nie wrócą.

***

Piękny słoneczny dzień. Jest to czas, w którym zacznę nowe życie. Porzuciwszy rodzinne miasto, przeniosłem się do Ilow, gdzie będę mógł żyć spokojnie od upierdliwego tłoku dużego miasta. Ilow, do którego właśnie jestem w drodze autobusem, nie jest duże, ale i nie jest jakąś starą wsią. To dobrze funkcjonujące miasto, z liczbą mieszkańców na pewno o połowę mniejszą niż we wcześniejszym miejscu.

Obecnie nie mam wystarczającej ilości pieniędzy by zamieszkać na swoim. A dokładnie wszystkie oferty tanich mieszkań jakie przejrzałem były zajęte lub po prostu mi nie odpowiadały. Choć nie jestem też biedny. Żyję z oszczędności, a także jestem artystą, zajmującym się malowaniem na zamówienie. Co prawda z tego jakichś frykasów nie mam, ale na razie mi starczy.

Znajomy polecił mi bym zamieszkał z rodziną Lidne. Podobno mają pustą dobudówkę i szukają kogoś, kto by w niej zamieszkał. Czynsz nie jest wysoki. Spokojnie starczy mi na niego, jedzenie i drobne potrzeby. Gdyby nie moja obecna sytuajca, odmówiłbym mu. Lecz na razie nie mam wyboru. Mieszkanie z obcą rodziną na początku może być dziwne, ale lepsze to niż nic. Ważne, że jestem daleko od mojego dawnego życia. Przez pewien czas pomieszkam w tamtej dobudówce, dopóki moja działalność się nie rozwinie. Może w tym czasie, któreś z tamtych tanich mieszkań się zwolni.

Autobus się zatrzymał, a ja wyszedłem z niego, zarzucając na ramię dużą podróżną torbę. Znajdowałem się na przystanku. Najwyższa pora ruszyć w kierunku domu państwa Lidne. Z tego co wiem ze wcześniejszej rozmowy telefonicznej, ich dom jest niedaleko mojego przystanku. Zresztą na kartce mam zapisany adres. Jeśli pójdę w złą stronę, wrócę się i ruszę w drugą.

Całe szczęście poszedłem w dobrym kierunku. Stałem właśnie przed furtką niemałego domu. Ogród, muszę przyznać jest wspaniały. Tyle barwnych kwiatów. Naprawdę miły widok, nie to co pusty trawnik przed moim starym domem i żywopłot.

Przy skrzynce na listy, zamontowanej na ogrodzeniu, znajdował się dzwonek. Nacisnąłem więc mały guziczek. Usłyszałem ciche brzęczenie, a po chwili zza drzwi frontowych wyszła brązowowłosa kobieta. Uśmiechnęła się do mnie. Zeszła z ganku, drepcząc po chodniczku zrobionym z płyt chodnikowych, podeszła do furtki.

- Czy to pan jest...

- Samuel Morse - dokończyłem za nią, również z uśmiechem na twarzy. - I dzień dobry.

- Oh, dzień dobry! Przepraszam, dziś mam trochę szalony dzień. Proszę, nie stójmy tak, zapraszam. Pokażę panu mieszkanie - Kobieta otworzyła furtkę, po chwili prowadząc mnie w stronę domu. - Dobudówka, o której była mowa znajduje się tutaj nad garażem. Wejście do niej jest za domem, schodami na górę - Mówiąc to, obeszliśmy dom i było tak jak mówiła. Schody prowadziły na górę, do drzwi. Pani Lidne poszła pierwsza. Sięgnęła do kieszeni spodni, wyciągając klucze, którymi otworzyła drzwi. Weszliśmy do środka. O dziwo mieszkanie jest większe niż się spodziewałem. Do razu po wejściu po lewej znajduje się aneks kuchenny ze stolikiem po środku i trzema stołkami, a zaraz obok drzwi prowadzące do łazienki. Po prawej ściana odgradzająca część sypialnianą. Naprzeciw drzwi frontowych balkon, z którego mam widok na ogród i ulicę przed domem. A zaraz obok salon z kanapą odwróconą tyłem do łazienki,a naprzeciw niej okno, z którego mogę spoglądać na wielki dąb. A z salonu przechodzi się do sypialni z szafą i komodą. Brak telewizora mi nie przeszkadza, gdy będę szukał rozrywki mam od tego laptopa. Zresztą on i tak zajmowałby niepotrzebnie miejsce.

- Czy ten bagaż, to jedyny jaki pan ze sobą ma?

- Na chwilę obecną tak. Przyjaciel powinien przywieźć mi resztę rzeczy jutro. I z tego co widzę, to na długo pewnie zagrzeję tu miejsce.

- Miło mi słyszeć, że mieszkanie się panu podoba. Jak dobrze pamiętam ceni pan sobie ciszę przy pracy. Dobrze się składa bo mąż pracuje do nocy, a córka po szkole włóczy się do późnych godzin. Choć niedługo zaczynają się wakacje, to i tak rzadko przesiaduje w domu. Ja zwykle zajmuję się domem. Jakby czegoś pan potrzebował, proszę pytać. Wystarczy tylko zejść- Pani Lidne położyła klucze na blacie kuchennym i wyszła.

Przeszedłem do sypialni i rzuciłem torbę na podłogę. Wskoczyłem na duże łóżko. Miękkie i wygodne, już je kocham.

Chociaż przydałoby się zrobić listę przydatnych rzeczy. Wstałem z łóżka i sięgnąłem po torbę, wyciągając z niej notatnik, a z piórnika długopis. Poszedłem do kuchni, zaglądając z każdą szafkę i szufladę. Pustka. Czyli zapisuję, garnki, naczynia, sztućce. W lodówce też nic nie ma, więc jeszcze coś do jedzenia. Wróciłem jeszcze do torby by zabrać z niej kosmetyczkę i zostawić ją na szafce w łazience. Kabina prysznicowa jest duża i przeszklona, aż przypominają mi się chwilę spędzone w takiej za czasów liceum. Wtedy dosyć często sam nie brałem pryszniców. Może nie tak wygodne od łóżka, ale obchodziło się bez plam, gdyż wszystko spłukiwała woda.

Mam mieszkanie z niemalże całym wyposażeniem i do tego stać mnie na nie. Pozostało mi tylko czekać aż Will przywiezie mi jutro resztę bagaży i będę mógł się całkiem zadomowić.

***

Następny dzień nastał naprawdę szybko. Nie sądziłem, że pierwszego dnia będzie mi się tutaj tak dobrze spało. To na pewno przez zmianę otoczenia.

Na zegarze ósma. Will ma przyjechać o dziewiątej. Może zacznę od śniadania, ale najpierw muszę się odlać.

Zwlokłem się z łóżka i poczłapałem w stronę łazienki. Przechodząc obok balkonu, zatrzymałem się. Moją uwagę przykuła dziewczyna wybiegająca z domu. Długie, hebanowe włosy i cała ubrana na czarno. To zapewne córka państwa Lidne. Czyżby ktoś tu się spóźnił do szkoły? Jak dobrze, że ja mam to za sobą.

Pęcherz szybko mi przypomniał o celu mojej przechadzki. Po załatwieniu swoich spraw, pora się ogarnąć. Przemyłem twarz zimną wodą, żeby się trochę rozbudzić i wytarłem się ręcznikiem. Włosy związałem w koka. Po przebudzeniu widzę w lustrze jeden wielki, czarny busz. Czeszę je tylko po umyciu, przez to, że są długie i się kręcą. Rozczesywanie ich na sucho to ogromny błąd. Wolę przypominać przystojną kobietę niż pudla.

Po wczorajszym przyjeździe nie wychodziłem z domu, a zająłem się szkicem obrazu dla mojego kolejnego klienta, i teraz nie mam co jeść. Nie mogłem znaleźć chwili by wyjść i coś sobie kupić. A wielka szkoda, bo odczuwam straszny głód.

Nagle zadzwonił telefon. Wróciłem do sypialni i zaczęły się poszukiwania telefonu. Okazało się, że jest pod poduszką. Spojrzałem na ekran. To Will. Odebrałem.

- Co jest?

- Czekam na ciebie przed domem.

- Co? - podszedłem do drzwi balkonowych. Na ulicy stał stary czerwony pickup.

- Rusz dupę, sam ci tych gratów nie będę wnosił.

- Już, już, tylko się ubiorę.

Ubrany, zszedłem do Willa. Przeszedłem przez furtkę i zabrałem pierwsze dwa pudła z przyczepki samochodu. Will wziął następne. Zaczęliśmy iść do mojego mieszkania.

- Jakoś dużo tych rzeczy nie masz - zaczął William.

- Zabrałem tylko to co miałem w pokoju i to najpotrzebniejsze rzeczy.

- Oh, a mogłeś wziąć jeszcze rodzinne zdjęcia, wiesz, jakbyś za nimi zatęsknił.

- Spieprzaj - warknąłem.

- Tylko żartuję, stary.

Ja nie widziałem w tym nic śmiesznego. Duże miasto to niejedyny powód, przez który się wyprowadziłem.

Jeszcze kilka razy łaziliśmy w te i z powrotem, nosząc pudla. Gdy wszystkie graty były już w mieszkaniu, pojechaliśmy do marketu kupić potrzebne mi rzeczy. Bo przecież nie będę jadł powietrza rękoma.

Po znalezieniu miejsca na parkingu, udaliśmy się do sklepu. Market jest ogromny i coś czuję, że znajdę wszystko czego potrzebuję. Przechadzaliśmy się alejkami sklepowymi w poszukiwaniu naczyń. Przeszliśmy obok działu z zabawkami i dzieciaka, który darł się, że chce jakiegoś misia. I właśnie do głowy wpadła mi chora myśl. Ciekawe dlaczego jeszcze w żadnym markecie nie ma działu z zabawkami erotycznymi. I znajdowałby się zaraz obok alejki z zabawkami dla dzieci. A co, bachory w sklepie mogą drzeć się, że chcą jakąś zabawkę, a dorośli nie? Już widzę oczami wyobraźni, jak jakaś kobieta krzyczy "Kochanie, kup mi ten wibrator! Chcę go, chcę!"

- Stary, z czego jarzysz japę? - spytał Will, przyglądając mi się.

- Mój umysł jest dla ciebie zbyt mroczny.

- Czyli coś pojebanego - uśmiechnął się.

- Dokładnie.

- Tutaj możesz dostać prezerwatywy i żele, oboje wiemy do czego, ale jakoś mnie ma zabawek erotycznych.

Will westchnął ciężko.

- Przyjechaliśmy tutaj tylko kupić naczynia i jedzenie. Wibratorem zupy nie będziesz mieszał.

- Aż tak samotny nie jestem by kupić sobie wibrator.

- Zamknij się i bierz to co masz brać.

- Ciebie? -

- Garnki - wskazał na półkę.

Moja relacja i konwersacje z Willem są czasem chore, ale co z tego? Zajebiście się dogadujemy. Jest moim przyjacielem z dzieciństwa i jedyną osobą, której w pełni ufam.

Po zakupach William odwiózł mnie do domu i tam się rozstaliśmy. Nie spędziliśmy ze sobą dużo czasu, a szkoda. Ale teraz każdy z nas ma swoje własne życie. Przecież nie zabiorę go żonie i dzieciom, by mieć go dla siebie.

Wszystko rozpakowane i ładnie poukładane na swoim miejscu. No może poza tymi szkicami porozwalanymi na podłodze. Powoli nastaje wieczór. I nie wiem jak wykorzystać ten wolny czas. Na pracę nie mam siły, zajmę się tym rano.

Usłyszałem pukanie. Wstałem z podłogi, i otworzyłem drzwi tajemniczemu gościowi. Przez sekundę myślałem, że to pani Lidne, ale ku mojemu zdziwieniu stała przede mną niska brunetka o fiołkowych oczach. To zapewne musi być córka państwa Lidne, ta która biegła dziś rano do szkoły. Ubrana na czarno, na nogach glany, a na koszulce napis Megadeth. W rękach trzymała talerz z ciastem.

- Mama upiekła murzynka i poprosiła mnie bym ci go przyniosła - Znudzony ton jej głosu mówił mi, że wcale nie jest zainteresowana moją osobą i wcale nie chce tu być. Uśmiechnąłem się, zabierając od niej talerz.

- Dziękuję. Mi też miło cię poznać, Samaro - Kącik jej ust lekko drgnął.

- Uważaj żebym nie wyszła ci z telewizora.

- Ah, jaka szkoda, ale go nie mam.

- To co robisz, gdy łapie cię nuda?

- Zazwyczaj wtedy rysuję - I nagle w jej oczach pojawił się błysk.

- Naprawdę? Ale to tylko hobby czy...

- Zawodowo. Jak chcesz możesz wejść, pokażę ci prace, zjemy murzynka - uniosłem talerz. - Serio, pomóż mi go zjeść. - Zaśmialiśmy się oboje. Dziewczyna wyminęła mnie, idąc do salonu. Zamknąłem drzwi i odłożyłem ciasto na stół w kuchni.

- Samuel Morse.

- Co? - spytałem, odwróciwszy się do niej. Trzymała w ręku kartkę, podniesioną z podłogi.

- Tak tu jest napisane. To tak się nazywasz?

- Tak - Podszedłem do niej. Znów patrzyła na obrazek róż. - A ty masz na imię...

- Irmina - Spojrzała na mnie. - Ale wolę jak się mówi na mnie Irma.

- Naprawdę ciekawe imię.

- A ty masz ciekawy styl rysunku, wszędzie gołe kobiety - Spojrzała na obrazki na podłodze.

Dopiero teraz dostrzegłem jej piękne rysy twarzy. Potrafi ona przyciągnąć spojrzenie i sprawić, że chce się na nią patrzeć.

- Czy jest we mnie coś tak godnego uwagi, że mi się tak przyglądasz?

- Co powiesz na to byś mi pozowała?

- Nago? - uniosła brwi, uśmiechając się rozbawiona.

- Do portretu. Na akty biorę tylko modelki po osiemnastce.

- A bierzesz je też w innym tego słowa znaczeniu?

- To już ciebie nie powinno interesować.

- Czyli jednak. Ale tylko te po osiemnastce - Skinęła głową, siadając na kanapie. - A więc rysuj mnie - westchnęła teatralnie.

Wziąłem z kuchni stołek i postawiłem go naprzeciw kanapy. Zabrałem jeszcze szkicownik i ołówek, i usadowiłem się przed dziewczyną.

- Może gdybym była po osiemnastce, to zapozowałabym jak Rose z Titanica - powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Porozmawiamy za kilka lat - Zacząłem tworzyć pierwsze linie.

- A ty ile masz lat?

- Dwadzieścia trzy.

- Masz dziewczynę? Lub chłopaka?

- Nie, czemu tak cię to interesuje?

- Chcę po prostu trochę poznać mojego sąsiada. Ale widzę, że na brak kobiet nie narzekasz, wnioskując po ilości aktów.

- Wcześniej jakoś nie byłaś zainteresowana moim istnieniem.

- Cicho! Zaintrygowało mnie to, jak rysujesz.

- Lubisz rysować?

- Trochę coś bazgrzę, ale to nic wielkiego.

- Chętnie zobaczę co tworzysz. A do jakiej klasy chodzisz?

- Kończę pierwszą liceum. Nareszcie będę miała spokój przez dwa miesiące od tych debili.

- Nie lubisz osób w swojej klasie?

- Mówię tu o całej szkole. Nie jestem zbytnio lubiana. Czepiają się wszystkiego czego co zrobię lub jak się ubiorę. Ciągnie się to już od gimnazjum. Ale mniejsza z tym, poradzę sobie. Powiedz lepiej jak z tobą, byłeś lub jesteś na jakichś studiach?

- Rzuciłem jakiś czas temu prawo.

- Czemu? Miałbyś po nich niezłą pracę.

- Niezbyt lubię o tym rozmawiać, to zbyt osobiste. Wolę być artystą niż prawnikiem. Jedyna rzecz jaka pozwala mi być sobą, to właśnie malarstwo.

- Fajnie, że wiesz kim chcesz być w życiu - posłała mi uśmiech.

Ta dziewczyna jest naprawdę interesująca. Nie sądziłem, że będzie ona przyczyną tego co piękne w moim życiu, jak i najgorsze.

*******************

Współpraca z Ayano jest naprawdę ciężka. Albo to ja za szybko dyktuję lub ręce ją bolą. Ale udało się. Oto pierwszy rozdział mojej własnej książki. Duma mnie rozpiera, naprawdę. I pomyśleć, że jeszcze niedawno był to tylko mały strzępek snu, a już w głowie mam piękną historię, której mam nadzieję jesteście ciekawi.

I miło ze strony Ayano, że zrobiła za mnie tak ładną okładkę.

Senpaii~


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top