Rozdział 31
Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Musimy się pospieszyć — powiedziałam, po czym zabrałam się do dokończenia posiłku.
Nawet nie patrząc na Drużynę, czułam wśród niej narastający niepokój, który i mi zaczął się pomału udzielać. Gdy chowałam naczynia, zauważyłam, że drżą mi dłonie. Zaczęłam się zastanawiać tylko czy z nerwów, czy ze zmęczenia, bo obie opcje były równie prawdopodobne, jak również to, że obie sprawy oddziaływały na siebie. Zacisnęłam palce na mocowaniu bagażu przy kucu i oparłam się na nich, biorąc kilka głębszych oddechów. Po chwili było już lepiej, lecz lęk pozostał. Po spakowaniu się całej Drużyny i zatarciu śladu po ognisku ruszyliśmy w dalszą trasę. Szło się nam gorzej niż wcześniej, ze względu na to, iż musieliśmy uważać na rumowiska skalne, które przy jednym niewłaściwym kroku osuwały się o dobre kilkanaście metrów w dół zbocza. Razem z Gandalfem szłam na początku pochodu, nadając przy tym dość szybkie tempo, jednakże co jakiś czas jednak odwracałam się i kontrolowałam czy reszta Drużyny, a zwłaszcza Hobbici nadążają. Ci, wbrew pozorom, dawali sobie dość dobrze radę. Co prawda Sam miał pewne problemy z utrzymaniem tempa, ale było to spowodowane prowadzeniem kuca. Późnym wieczorem byliśmy w jednej trzeciej drogi. Kiedy na niebie zaczęły pojawiać się ostatnie smugi zachodzącego słońca, zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. W pierwszej chwili uczestnicy wyprawy zaczęli siadać na okolicznych większych kamieniach i głazach, ja jednak nadal stałam i snułam się w te i z powrotem, wiedząc, że w momencie, gdy pozwolę sobie na odprężenie, zasnę.
- Irith usiądźże i nie drepcz jak nawiedzona, bo mi już w głowie się kręci – z rozmyślań wyrwał mnie głos Gimlego.
- Co... Co... Mówiłeś coś?
- Nie drepcz tak.
- A masz ochotę mnie budzić, gdy zasnę po tym, jak usiądę? – zapytałam, lecz po chwili dodałam, widząc, że krasnolud nabiera powietrza – Zanim odpowiesz, powiem ci tyle, że potrafię być agresywna, jak się mnie budzi, gdy jestem niedospana.
„Z resztą prawie jak każdy Strażnik" dodałam w myślach.
- Coś o tym wiem – mruknął Aragorn – Jak byliśmy szczylami, to raz prawie mnie udusiła, gdy próbowałem ją obudzić.
- Dobra, dobra, zrozumiałem!
Zerknęłam na niebo, które z szaroniebieskiego zaczęło się zmieniać na granatowe, a na wschodzie pojawiać się gwiazdy.
- Zbieramy się Panowie, długa droga przed nami, a z doświadczenia wiem, że w nocy idzie się dużo wolniej, a musimy jeszcze bardziej uważać, żeby nie spaść w przepaść.
Po kilku chwilach maszerowaliśmy przed siebie. Idąc w połowie kolumny, usłyszałam fragment rozmowy prowadzonej między Boromirem a Aragornem.
- ... wrażenie czy Irith znowu zaczyna się szarogęsić?
- Co masz na myśli?
- Zachowuje się tak, jakby to ona prowadziła drużynę, a nie Gandalf.
- A wziąłeś pod uwagę to, że mimo tego, że wydaje się na dość młodą, jak na standardy swoich przodków, to przeżyła w swoim życiu więcej niż nie jeden stuletni człowiek. Nie mówię już o tym, że z tego, co słyszałem, to jeśli wziąć wszystkie wyprawy, w których brała udział, to nie było miejsca w Śródziemiu, w którym by nie była. Znajdź mi kogoś, kto oprócz członków jej poprzedniej drużyny był wszędzie. Ile jest takich osób? Jedna? Dwie? Nie więcej. Zresztą, nie dziw się, że ujawniają się u niej cechy przywódcy, jak przez kilkanaście lat była dowódcą, więc wie i przeżyła swoje na tej funkcji.
- Coś Ty taki mądry?
- A myślisz, że kto śledził jej poczynania, gdy była w czynnej służbie? Do momentu, gdy sam w niej byłem wiedziałem na bieżąco, co się dzieje, jednak ja Samotnikiem zostałem dobre dwa lata przed nią i od tamtego czasu wiadomości o tym, co robią, docierały do mnie z dużym opóźnieniem. Zresztą dzielą nas raptem dwa lata, jeśli chodzi o długość życia.
- A właściwie, to ile...
- Nie chcesz wiedzieć – uciął pytanie.
- Więc... Jeśli dobrze rozumiem to...
- Tak, nadal sprawuję opiekę nad Strażnikami z Północy.
Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem na to wyznanie, bo nie często mówił o swojej roli. Nie było mi dane usłyszeć dalszej rozmowy, bo przy kolejnym kroku za późno zdałam sobie sprawę, że kamienie, na które postawiłam stopę, są obluzowane i poczułam jak noga, a ja zaraz za nią zjeżdżam po stoku kilka metrów, obijając się o głazy.
- Eru! Za jakie błędy w życiu, to zawsze ją muszę sobie coś zrobić ?! – mruknęłam, unosząc się na łokciach.
- Irith nic ci nie jest? – zawołał Elf.
- Oprócz tego, że się poobijałam i z gracją straciłam resztki godności, to nic – siliłam się na beztroski ton, jednak czułam, że plecy wołają o pomstę do Valarów za to, że tak się urządziłam.
Po chwili wdrapałam się na ścieżkę, po której szliśmy i rozciągnęłam się, próbując przy tym zniwelować niedogodności po upadku. Nim ruszyliśmy dalej, zerknęłam na gwiazdy, zwracając uwagę, że zarówno one, jak i Isil świecą jakby przygaszone lub były za mgłą. Gdy zeszliśmy w mniej górzyste tereny, zerwał się dość silny wiatr, który był przenikliwie zimny. Mimo tego, że założyłam kaptur na głowę i otuliłam się szczelnie płaszczem, nadal czułam ten chłód. Po którymś z kolei podmuchu w twarz musiałam przetrzeć ją dłonią, bo oczy mi łzawiły, co powodowało u mnie swoistą frustrację, bo przez to, że miałam mokre policzki, było mi jeszcze chłodniej. Wichura trwała dość długo, jednak w momencie, gdy byliśmy na równinie, uspokoiła się na tyle, że drżeliśmy z zimna przy każdym, nawet najlżejszym powiewie. Zwróciłam uwagę, że wraz z ucichnięciem wiatru na niebie zaczęła pojawiać się coraz większa liczba chmur, które całkowicie zasnuły nieboskłon, przez co widoczność spadła do kilkunastu kroków przed siebie. Jednak nie to mnie zaniepokoiło, tylko to, że z dość znacznej odległości usłyszałam wycie wilka, chociaż odniosłam wrażenie, że nie są to zwykłe wilki, tylko Wargowie. Pytanie tylko, czy na usługach Sarumana, czy Saurona, chociaż w tym wypadku ze względu na odległość pierwsza opcja była bardziej prawdopodobna.
Podczas dalszej wędrówki dokładnie się przysłuchiwałam czy odgłosy się nie powtarzają i ewentualnie, czy nie są bliżej. Szczęśliwie przez długi czas wokół panowała cisza mącona jedynie przez dźwięk naszych kroków i przyspieszonych oddechów. Gdy znaleźliśmy się przy wyższych zaroślach, zatrzymaliśmy się przy nich na krótki odpoczynek. Dopiero teraz zaczęłam czuć ogarniające mnie coraz większe zmęczenie. Kiedy rozejrzałam się po towarzyszach i widziałam, że czują się podobnie. Po chwili namysłu sięgnęłam po torbę i wyciągnęłam z niej pudełeczko z athelasem. Wyjęłam 10 świeżych listków i rozdałam, każdemu z Drużyny tłumacząc, że po przeżuciu poczują się lepiej. Prawie wszyscy krzywili się przez większość czasu trzymaniu w ustach Królewskiego Ziela, bo mimo tego, że rozbudzał i oczyszczał umysł, był na tyle cierpki w smaku, iż nie każdemu to odpowiadało. Chwilę później usłyszeliśmy dźwięk, który zmroził nam krew w żyłach. Otóż z dość bliskiej odległości dochodziło do naszych uszu wycie kilku Wargów, które ewidentnie nas okrążyły.
- Szybko, rozpalcie ognisko! – zakrzyknęłam do Hobbitów, jednocześnie bacznie się rozglądając i nasłuchując.
Wilki zbliżały się coraz bardziej, gdyż było już słychać ich powarkiwanie. W momencie, gdy ogień rozjaśnił okolicę, mogliśmy oszacować, po połyskujących w świetle ślepiach, z jak liczną watahą mieliśmy do czynienia. Powyżej dwudziestu przestałam liczyć, tylko wyciągnęłam miecz i stanęłam w odpowiedniej pozycji.
- Stańcie jak najbliżej siebie i ogniska – powiedziałam do Niziołków.
Kiedy pierwszy skoczył ku nam, powietrze przeszył świst miecza Aragorna i strzały Legolasa. Szybko dołączyłam do obrony, uśmiercając kolejne stwory, których niestety, zamiast ubywać, przybywało. Zwróciłam uwagę, że Wargowie nie podchodzą za blisko kręgu światła, wzięłam więc jedną z palących się gałęzi i wróciłam do walki. Większość z pokonanych przeze mnie wilków miała na sobie ślady spalonego futra.
- Gandalfie, za wielu ich jest! Użyj jakiegoś zaklęcia! – zawołał podnoszący się Boromir, który chwilę wcześniej został przewrócony przez sługę Sarumana.
Czarodziej odebrał ode mnie palące się polano, po czym, gdy podrzucił je wysoko w kierunku nieba, powiedział groźnie.
- Naur an edraith ammen! Naur dan i ngaurhoth! (sin. Ogniu oszczędź nas ! Zapal w zamian całą zgraję wilków!)
Po chwili z gałęzi posypały się oślepiające iskry, które ułożyły się w ognisty okrąg opadający na ziemię, który zniknął równie szybko, co się pojawił, a jedynymi śladem po walce były plamy krwi na trawie i strzały Elfa.
- Po takich ekscesach sądzę, że powinniśmy się jednak zatrzymać i odpocząć – odezwał się Legolas.
- Też tak uważam – stwierdził Majar, patrząc po zebranych – Ognisko już mamy, a do świtu pozostało około czterech godzin, także zdążymy się zregenerować, na tyle, żeby ruszyć z samego rana.
- Wezmę pierwszą wartę – powiedziałam, czyszcząc jednocześnie miecz z ciemnej posoki.
- Co to, to nie! Kto jak kto, ale akurat ty nie powinnaś mieć dzisiaj jej mieć, nie spałaś całą noc, a dzisiejszy dzień był pełen wrażeń i wysiłku – wtrącił się Aragorn.
- Nic mi nie będzie, jasne?! – warknęłam.
- Nie byłbym tego taki pewien, ledwo trzymasz się na nogach, a podczas walki cudem nic sobie nie zrobiłaś. I nie zgrywaj takiej twardzielki.
- Umiem o siebie zadbać.
- Czyżby? A może sam zaciąłem się twoim mieczem w twoją lewą dłoń?!
Zagotowało się we mnie jeszcze bardziej, gdy zerknęłam na rękę, która była cała w czerwonej posoce od tego, że zacisnęłam ją za mocno na ostrzu, przy jednym z ciosów, w którym potrzebowałam większej siły.
- Za kogo ty się uważasz?! Hę?! Nie raz dawałam sobie radę w trudniejszych sytuacjach, nie musisz mi matkować!
- Irith nie powinnaś się może... – zaczął Gandalf.
- Mithrandirze nie wtrącaj się, proszę, chętnie odpowiem na pytanie Irith – powiedział Aragorn ze złością w oczach – Otóż uważałem, że masz mnie za kogoś bliskiemu twojemu sercu, który powinien się troszczyć i dbać o osobę, na której mi zależy, ale widocznie się pomyliłem co do ciebie i twoich zamiarów i najwidoczniej nie umiesz przyjąć do wiadomości, że ktoś może chcieć ci pomóc, nie oczekując nic z zamian. Sama mówiłaś coś podobnego.
Zabolało i to bardzo. A wyraz jego twarzy i oczu dołował jeszcze bardziej.
- Aragornie... Ja...
- Nie kończ już, pewnych słów nie cofniesz i nie wymażesz przeprosinami.
Wiedziałam, że przeholowałam. Niestety w momencie, w którym jestem zmęczona puszcza mi większość hamulców zdrowego rozsądku. Czułam, że zmierzałam do granicy wyczerpania, w którym jest najgorzej z moim samopoczuciem. Wbrew pozorom później było nieco lepiej. Przeczuwałam, że znaczna część relacji zbudowanej między mną a drugim Strażnikiem przepadła bezpowrotnie, a nawet jeśli uda się ją w jakimś stopniu odbudować, to nie będzie już taka sama. Oto jak kilka słów mogło zmienić coś, na co pracowało się tygodniami.
Chcąc pobyć względnie samej, oddaliłam się od reszty towarzyszy, jednak nadal znajdowałam się w zasięgu wzroku i słuchu. Gdy usiadłam, schowałam twarz w rękach opartych łokciami na kolanach. Czułam się wypełniona negatywnymi emocjami, było mi głupio, że wybuchnęłam w taki sposób i że w ogóle to zrobiłam, chociaż wiedziałam, że Aragorn miał rację. Miałam wrażenie, jakby jakaś siła ściskała mi okolice serca, przez co było dość ciężko, było mi się uspokoić. W momencie, gdy spojrzałam na dłonie, przeraziłam się. Emanowały delikatnym szaroniebieskim światłem, które rozszerzało się na całe ręce, a następnie sylwetkę. W momencie, gdy poświata była dookoła mnie poczułam jak większość z emocji mną targających, wycisza się. Wydawało mi się, jakbym znajdowała się w bańce, do której nie dochodzą żadne sygnały z otoczenia. Kiedy uspokoiłam oddech, spróbowałam wyjść swoim duchem poza ciało, żeby zobaczyć co dzieje się wokół.
Początkowo nic się nie działo, jednak w momencie przestałam tak intensywnie o tym myśleć, poczułam jak z każdym kolejnym oddechem, część mojego umysłu pojawia się na zewnątrz. Kiedy udało mi się to całkowicie, czułam się dziwnie, ponieważ wyczuwałam jak każdy, nawet najmniejszy, powiew wiatru przelatuje przeze mnie. Było to dość niespotykane doświadczenie. Gdy spojrzałam na swoją osobę, widziałam, jak owa poświata pulsuje, jak się okazało, kiedy wsłuchałam się w siebie, w rytm bicia mojego serca, jednak nie była ona tak widoczna, jak na początku. W momencie, w którym zerknęłam na siebie, zwróciłam uwagę, że nie jestem całkiem przezroczysta jak kiedyś, ale, przy zachowaniu pewnej przejrzystości, widać to jak wyglądam w tym momencie.
Niepewnym dość wolnym krokiem poruszyłam ducha w kierunku śpiącej Drużyny, oprócz Boromira siedzącego na warcie. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok, bo w głowie zrodził mi się pewien plan. Okrążyłam towarzyszy i przeszłam za plecy wartownika. Nie przewidziałam jednak faktu, iż mój duch może wydawać dźwięki do momentu, gdy nie zahaczyłam ręką o krzaki rosnące niedaleko, które zaszeleściły, przez co Gondorczyk się odwrócił. Szczęśliwie mnie nie zauważył, ale widać było, że minę ma nietęgą. Gdy podeszłam bliżej, zwróciłam uwagę, że Boromir ma napięte wszystkie mięśnie i zerka nerwowo na boki. W momencie, w którym stałam trzy kroki od niego, przyszedł czas na realizację planu. Pokonałam dzielącą nas odległość i przeniknęłam przez sylwetkę Gondorczyka, a następnie skierowałam się w stronę ogniska, w którym powróciłam duchem do siebie. Już własnymi uszami słyszałam, jak wartownik krzyczy z przerażenia. Chwilę później cała Drużyna stała na nogach z bronią w rękach.
- Co się dzieje? – spytał zdezorientowany Aragorn, nie widząc zagrożenia.
- Duch... Najprawdziwszy duch... Tu... Przed chwilą... – mówił nieskładnie Gondorczyk.
- Jaki duch? O czym ty mówisz? - odezwał się Gimli — Duchy nie istnieją!
- Ale na prawdę go widziałem! I... I... I... I wyglądał jak Irith. Właśnie, gdzie ona jest?
Ja podczas całej sytuacji siedziałam w tym samym miejscu, by po pytaniu wstać i się odezwać.
- Tutaj jestem i nigdzie się stąd nie ruszałam.
- Co? Ale... Ty! To na pewno ty za tym stoisz! Ty i te twoje moce! – zakończył, pokazując palcem w moją stronę, coraz bardziej się denerwując.
- Czemu tak uważasz? Myślisz, że w tym stanie dałabym radę zrobić cokolwiek? – odpowiedziałam, podchodząc do światła, co ukazało moją znacznie już bledszą aurę, drżące dłonie i jak się okazało twarz mokrą od łez.
- Ja ciebie widziałem, jakbyś była duchem.
- Zmęczony jesteś, a wyobraźnia podsyła wtedy różne obrazy – odezwałam się spokojnie.
- To, czemu w takim razie siedziałaś z boku i czemu się świecisz?
- Bo musiałam przemyśleć kilka spraw, a ta poświata to aura, która oznacza pewne emocje, o których nie chciałabym teraz mówić.
- Ale...
- Idźcie spać, do świtu zostały niecałe dwie godziny, wezmę wartę.
Przez grupę przeszedł pomruk potakiwania i odgłosy układania się do dalszego odpoczynku. Ja w tym czasie wzięłam koc i po okryciu się nim usiadłam przy ognisku. Po kilku minutach słychać było tylko miarowe oddechy towarzyszy. Zaobserwowałam, że większość członków Drużyny śpi dość spokojnie, oprócz Aragorna, który przekręcał się z boku na bok. Nie upłynęło dużo czasu, żeby wstał i usiadł obok mnie.
- Hm? – zapytałam, mruknięciem trącając go swoim ramieniem w jego.
- Nic – mruknął.
- Tak wiem, spieprzyłam – odezwałam się cicho spuszczając głowę – Miałam wtedy kryzys senny, dlatego najpierw gadałam, a później myślałam. Niestety puszcza mi wtedy większość hamulców – powiedziałam zrezygnowana.
- A z tym duchem to jak było – zmienił temat.
- Lubię denerwować Boromira.
- Rozumiem – bąknął z delikatnym uśmiechem – A co to w ogóle było, bo z tego, co zrozumiałem, nie wyglądało to normalnie.
- Nie wiem, jak to nazwać, ale jest to jakby projekcja mojego ducha. Obeszłam wszystkich dookoła i przeszłam przez Gondorczyka, a później zniknęłam w płomieniach.
- Nie dziwię się, że się przeraził – odpowiedział lekko, jednak po chwili dodał niewesoło – Nie myśl, że mimo tego, że teraz żartuję z tobą, to zapomniałem, o tym, co stało się wcześniej.
- Wiem – powiedziałam smutno – Zdaję sobie również sprawę, że tamta sytuacja nie powinna mieć miejsca.
- Jak wiesz, to czemu tak zareagowałaś? Tak pamiętam, że mówiłaś o granicy, ale nie spodziewałem się tego po tobie. Zabolało mnie to i...
- Więc powiedz mi, jak istnieć w tym świecie – wtrąciłam się – Powiedz mi, jak oddychać i nie czuć bólu. Powiedz mi jak, bo w coś wierzę. Wierzę w nas! Powiedz mi, kiedy gasną światła, wtedy nawet w mroku odnajdziemy wyjście. Powiedz mi jak, bo w coś wierzę. Wierzę w nas.
Gdy skończyłam, ponownie poczułam łzy na policzkach.
- Irith...
- Przepraszam, nie powinnam była – odpowiedziałam, szybko wycierając twarz.
- Irith... – zaczął po raz kolejny.
- Nie było tematu – spróbowałam uciąć, pociągając jeszcze nosem.
- Dasz mi dokończyć?! – warknął zirytowany.
- Mhm, przepraszam – mruknęłam.
- Chciałem ci powiedzieć, że mimo to, że twoje wcześniejsze słowa mnie zabolały, to w pewien sposób cię rozumiem. Sam jeszcze nie przywykłem do tego, że ktoś się mną przejmuje w innym stopniu niż zawodowo. Tak wiem, twoja sytuacja była zupełnie inna, bo z tego, co pamiętam, co sam widziałem i opowiadałaś mi o Anrainie, to nie był przykładnym ojcem. Jeśli nie będziesz chciała, to nie musisz odpowiadać, ale chciałbym cię o coś zapytać.
- Słucham.
- Jak myślisz, co się stało z twoją mamą?
To pytanie zbiło mnie z tropu, spodziewałam się różnych rzeczy, ale na pewno nie tego.
- Wiem o niej bardzo mało, poza tym, że miała na imię Írissë, zostawiła mnie po porodzie, mogę się jedynie domyślać czy z własnej, czy z przymuszonej woli, jej siostrą była Galadriela, a na lewej łopatce miała znamię w kształcie liścia Galadhrimów, które odziedziczyłam. Więcej mogę pozostawić domysłom, z tego, co wiem Elfy nigdy, nie zostawiają swoich dzieci, możliwe jest też po prostu zmarła. Niestety nie powiem ci więcej, bo sama nie znam tej historii. Mam nadzieję, że uda mi się dowiedzieć coś od Galadrieli. Mogę teraz ja ciebie o coś zapytać?
- Już to zrobiłaś, ale słucham.
- Jak to było z twoim ojcem, bo wiem, że zginął. Oczywiście jak nie chcesz, to nie odpowiadaj, zrozumiem.
Mężczyzna spóścił na moment głowę, ale nabraniu głębszego oddechu ponownie na mnie spojrzał.
- Zginął podczas walki z orkami. Jeden z nich postrzelił go w oko, miałem wtedy dwa lata. W późniejszym okresie dowiedziałem się, że już wtedy mieliśmy się przeprowadzić z mamą do Rivendell, nie wiem jak, ale przekonała Elrohira i Elladana, że zostanie w Fornoście ze mną do czasu, jak będę mieć niecałe 20 lat. Od tamtej pory żyłem pod imieniem Estel, a wioska dość szybko jakby zapomniała o moim pierwszym imieniu i tym jaką funkcję sprawował mój ojciec. Co prawda wspominali go, ale tylko jako mojego rodziciela, a nie przywódcę. Nie wiem, jak było po tym, jak wyjechaliśmy, ale czasami dochodziły mnie wiadomości, że ludzie zastanawiają się, czym był spowodowany tak nagły wyjazd. Mama, mimo tego, że za dzieciaka często ją wypytywałem o niego, to mówiła o nim dość mało i z bólem w oczach. Z czasem pytałem coraz mniej, chcąc zaoszczędzić jej choć trochę zmartwień. Nie mówiła mi tego, ale zauważyłem, że martwi się o ciebie równie mocno co o mnie.
- O mnie? – zdziwiłam się.
- Traktowała cię niemal jak córkę. Widziała, że twój ojciec nie wykazuje zbyt dużego instynktu rodzicielskiego, później się dowiedziałem, że nie raz interweniowała, żeby zainteresował się w jakikolwiek sposób tobą.
- Ja... Ja... – zająknęłam się, po czym spuściłam głowę – Nie wiedziałam o tym. Znaczy faktycznie, co jakiś czas tata miał zrywy miłości ojcowskiej, ale nie sądziłam, że to przez twoją mamę. Chciałabym jeszcze tyle rzeczy powiedzieć ludziom, których już z nami nie ma.
- Może ich nie ma fizycznie, ale na pewno w jakiś sposób nad nami czuwają i opiekują się nami.
- Irith...
- Tak?
- Nie wiem jak ty, ale ja potrzebowałem takiej rozmowy.
- Ja też. Aragornie...
- Słucham?
- Mogę się przytulić?
- Nie musisz o to pytać, po prostu to zrób.
- Dziękuję — szepnęłam, oplatając rękoma talię mężczyzny.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, rozmyślając o sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy, do momentu, gdy Pippin nie zerwał się z posłania z wymalowanym przerażeniem na twarzy. Podeszłam do niego i po zajęciu miejsca obok spokojnym, ale stanowczym głosem poprosiłam, żeby na mnie spojrzał.
- Pippin, co ci się śniło?
- Ja... Ja... Ja...
- Pippin to ważne, skup się!
- Widziałem tylko płonące białe drzewo na jakimś dziedzińcu.
Poczułam, jak z twarzy odpływa mi krew, a po plecach przechodzą mi dreszcze.
- Nie, to nie możliwe – szepnęłam, przypominając sobie swój własny sen sprzed kilku tygodni – Przypomnij sobie dokładnie, jak wyglądało to drzewo.
- Było dość wysokie i wyglądało na uschnięte. Pień był pomarszczony, a na gałęziach nie było liści. Wyglądało to strasznie.
- Gondor jest w coraz większym niebezpieczeństwie.
- A co mówię od początku wyprawy? – wtrącił zirytowany Boromir, który obudził się chwilę wcześniej.
- Właśnie dlatego trzeba jak najszybciej zniszczyć Pierścień w Górze Przeznaczenia – odgryzłam się.
- Cały czas uważam, że można go użyć przeciwko siłom zła.
W momencie, gdy usłyszałam jego słowa, wyczułam, jak krew zaczyna szybciej krążyć mi w żyłach. W kilku krokach pokonałam dzielącą nas odległość i wysyczałam gniewnie.
- Nadal nie rozumiesz, że w momencie, w którym go użyjemy, zwrócimy na siebie jeszcze większą uwagę Saurona i zamiast co najwyżej niewielkich oddziałów orków lub stada Wargów będziemy mieć na karku kilkunastotysięczną armię. Nadal chcesz go wykorzystać?! Zresztą nie pozwolę zbliżyć się Pierścieniowi i Powiernikowi do twojego miasta do momentu, gdy przebywa w nim Denethor, który... – nie zdążyłam dokończyć, ponieważ kolejna wizja doszła do głosu.
W porównaniu do poprzednich była dość krótka, gdyż zobaczyłam Namiestnika Gondoru stojącego nad ciałem młodego ciemnowłosego mężczyzny, po czym polał ich jakąś cieczą. W momencie, w którym się ocknęłam, zdałam sobie sprawę, że siedzę na ziemi z dość mocno drżącymi dłońmi. Nie otwierając oczu, starałam się uspokoić płytki oddech, ale mimo to, że brałam głębokie wdechy, nadal miałam problem z jego wyregulowaniem. Pomimo tego, iż chciałam pozbyć się sceny z wizji, ona co chwilę powracała. Dopiero w momencie, w którym zrozumiałam, że im bardziej z tym walczę, tym obraz powracał silniejszy, poddałam się wszystkim odczuciom, które we mnie były. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że hamowane przeze mnie emocje i sygnały, zamiast się wyciszyć, zaatakowały z większą siłą, ale zaraz uspokoiły się, by po niedługim czasie zniknąć.
- Cholera, coraz mniej to mi się podoba – mruknęłam pod nosem, po czym zwróciłam się do Boromira – Masz brata?
- Tak, a czemu o to pytasz?
- Bo trzeba będzie go ostrzec, żeby uważał na siebie, bo twój ojciec będzie chciał jego i siebie spalić na stosie.
- Co będzie chciał zrobić? – Gondorczyk nie dowierzał, temu, co powiedziałam.
- Prawdopodobnie spalić na stosie, bo widziałam, jak twój brat leży, nie wiem, czy zmarły, czy może nieprzytomny i Denethora stojącego nad nim.
- Jesteś pewna, że...
- Nie, wizji dotyczących przyszłości nie jestem.
- A skąd niby wiesz, które są które?
- Czuję to, te o przyszłych zdarzeniach mimo tego, że są dość wyraziste, to jednak mam wrażenie, jakby brakowało w nich kontekstu, w przeciwieństwie do tych o przeszłości. Niedługo powinniśmy ruszać, bo nie wiadomo czy w okolicy nie kręcą się inne stada Wargów.
Po czym wstałam i przyciągnęłam się, czując, że napięte do tej pory mięśnie rozluźniają się trochę.
- Pip, jak się czujesz? – spytałam Hobbita.
- Jak to po koszmarze, czyli niewesoło.
- Postaram się bardziej zinterpretować znaczenie tego snu, ale na razie wiem jedno, nie znaczy on nic dobrego – odpowiedziałam, a następnie powiedziałam do reszty – Co prawda zakładałam, że do bram Morii dojdziemy do dzisiejszego popołudnia, ale będziemy musieli trochę kluczyć, w razie, gdyby ktoś lub coś nas śledziło, więc sądzę, że mimo to, że nie jest to długa droga, to zejdzie nam do wieczora.
W czasie, w którym Drużyna przygotowywała się do wymarszu, ja zacierałam ślady po ognisku. Wyłapałam, że co jakiś czas, któryś z towarzyszy przygląda mi się badawczo, jakby chcąc w odpowiednim momencie zarejestrować zmianę w moim zachowaniu. Niedługo potem ruszyliśmy w dalszą wędrówkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top