Rozdział 3

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Nic, ja tylko... - nie było mi dane dokończyć, bo zemdlałam.

Czułam się, jakbym dryfowała w nicości i było mi przy tym dziwnie przyjemnie, lecz po chwili miałam wrażenie, że zmysły ponownie mi się wyostrzają, począwszy od słuchu, na wzroku kończąc.

- Gdzie ja... Co się... – zaczęłam się jąkać, rozglądając wokoło.
- Zemdlałaś.
- Ale... Ale...
- Mam pytanie za sto punktów dla ciebie. Kiedy ostatnio coś jadłaś albo piłaś ?
- Em... – zawahałam się – Sądzę, że jakieś trzy, może cztery dni przed tym, jak tu wylądowałam. Nie pamiętam dokładnie – powiedziałam szeptem, czując, jak się rumienię.
- Kiedy ?! – zdziwił się Thorongil.
- Jakoś tydzień temu.
- Czy ty zdajesz sobie...
- Tak zdaję, ale sądzisz, że tak łatwo upolować coś będąc w samym środku Fangornu, a o wodzie pitnej już nie wspominając, chyba że chce się narazić Entom, ale co tam wiesz, siedząc tutaj, grzejąc się przy kominku i pykając fajkowe ziele. Zresztą jestem do tego przyzwyczajona, że jem mało i rzadko – zaczęłam się unosić ze złości.
- A tu się mylisz, jeśli sądzisz, że jesteś mądra, tylko dlatego, że jesteś Strażniczką? To w takim razie, aż dziwne, że nie rozpoznajesz współbratymców.
- Że co proszę ? – wyznanie mężczyzny zbiło mnie z tropu.
- Dokładnie to, co słyszałaś. Również jestem jednym ze Strażników Północy, jednym z Dúnedainów, to dlatego znam twoje imię, to dlatego masz wrażenie, jakbyś mnie znała wcześniej, bo nie raz spotkaliśmy się na zlotach drużyn – mówił głośno, prawie krzycząc, lecz po chwili dodał trochę ciszej – Byłem, w sumie wciąż jestem na misji. Miałem coś do załatwienia w okolicach Fornostu, mniej więcej miesiąc temu i trafiłem na pogrzeb mężczyzny imieniem Anrain.

Gdy usłyszałam tę wiadomość, zbladłam tak bardzo, że cerę miałam wręcz mleczną, zamiast dość ogorzałej.

- Gdy popytałem ludzi, kto to był, to usłyszałem, że od dłuższego czasu nieuleczalnie chorował, ale mówili, że jego najstarsza córka dobrze zrobiła, uciekając stamtąd, bo jego nową małżonkę i dzieci w końcu nauczyło, co to znaczy ciężko pracować i opiekować się kimś. Powiedzieli również, że dobrze będzie, jak przekażę jej informację o śmierci ojca, poradzili, w którą stronę jechać i podali rysopis. I tak szukałem, jeździłem i pytałem, aż przed dwoma tygodniami znalazłem ślad. Ludzkie i końskie ślady prowadzące w głąb Fangornu, w który prawie nikt się nie zapuszcza. Sądzisz, że, dlaczego tak szybko przybyłem z pomocą? A no właśnie dlatego.
- A...A...
- Czemu nie powiedziałem ci tego wcześniej? A miałem kiedy ? Wczoraj jeszcze nie czułaś się za dobrze, chciałem ci powiedzieć dzisiaj po obiedzie, ale okoliczności się, jak widać, zmieniły – skończył i odwrócił się w stronę okna.

Nie wiedziałam co o tych wyznaniach myśleć. Najpierw dowiedziałam się, że Thorongil też jest Strażnikiem, a chwilę później, że mój ojciec nie żyje. Usiadłam na parapecie i schowałam twarz w dłonie, gdy poczułam zbierające się w oczach łzy. Czułam się źle ze sobą, że jak prawie zawsze zbyt szybko dałam ponieść się emocjom.

„Czemu ja się nie umiem ugryźć w język, gdy jest taka potrzeba" pomyślałam i poczułam, jak ktoś siada obok i mnie przytula.

- Nie chciałem, żeby tak wyszło – usłyszałam ciepły, niski głos tak zgoła inny, od tego, co słyszałam przed chwilą, który był aż szorstki i ociekający złością.
- Wiem – powiedziałam cicho, delikatnie łamiącym się głosem.
- Choć zjeść, przyda ci się trochę energii.
- A...
- Edwina wyszła zaraz na początku.
- Uff, to dobrze. – Odetchnęłam w pewnego rodzaju ulgą, że biedulka nie musiała być świadkiem naszej sprzeczki.

Thorongil pomógłszy mi wstać, poprowadził do łóżka i przypilnował, żebym zjadła dość obfity posiłek. Za dużo, w tym czasie, się nie odzywałam, słuchając świergotu ptaków i gwizdu wiatru wpadających przez otwarte okno. Gdy skończyłam jeść, mężczyzna odezwał się.

- Połóż się i postaraj się zasnąć, pomoże ci to ułożyć myśli i uspokoić zszargane nerwy – powiedział i po chwili, dodał szeptem – Niech Gwiazda Wieczorna ma cię w opiece.
- Dziękuję – odparłam i poczułam, jak ogarnia mnie na tyle mocne znużenie, że po chwili spałam.

Strażnik przykrył mnie jeszcze płaszczem, który spadł mi z ramion podczas posiłku i gdy już miał odchodzić, poczuł zaciskającą się dłoni na nadgarstku.

- Zostań, proszę – wymamrotałam sennie.
- Dobrze, zostanę, jeśli chcesz.
- Mhm – wymruczałam z delikatnym uśmiechem, nadal ściskając rękę mężczyzny.

- Puścisz moją dłoń ?
- Y-y – mruknęłam na zaprzeczenie.
- No dobrze, śpij spokojnie – wyszeptał i usiadł na podłodze, podkładając sobie poduszkę z łóżka obok.

Mój sen musiał trwać dość długo, bo w momencie, w którym się przebudziłam, było dość ciemno, a chłodne powietrze wlatywało przez otwarte okno. Zaczęłam się cieszyć, że po obudzeniu się, nie mam w zwyczaju podnoszenia się od razu, bo czułam, że czyjaś głowa leży na moim przedramieniu, a dłoń jest ściskana przez inną. Domyśliłam się, że przez sen poprosiłam Thorongila o pozostanie, a później jego samego zmógł sen. Przez kilka chwil było słychać nasze miarowe oddechy, jednakże nie chciałabym, żeby towarzysz się przeziębił, kiedy dostrzegłam, że miał na sobie tylko dość cienkie ubranie, a temperatura opadła znacząco. Wolną ręką pogłaskałam go po włosach, które okazały się bardzo przyjemne w dotyku. Były one tak samo grube, jak moje, tylko z tymi różnicami, że jego były lekko falowane i miały tak ciemny odcień brązu, iż wydawały się praktycznie czarne. Ja natomiast byłam jasną blondynką z prostymi kosmykami. Zdziwiło mnie, że mimo dość młodego wyglądu miał już w niektórych miejscach srebrne pasemka. Sądziłam, iż może mieć nie więcej niż 50 lat, jednak jeśli jest Dúnadanem, mogło być to fałszywe złudzenie,

- Jeszcze chwila – mruknął przez sen, gdy wsunęłam palce w jego włosy, mierzwiąc je i odrobinę drapiąc skórę głowy.
- Już czas, przeziębisz się – odpowiedziałam łagodnie.
- Mhm.
- Thorongilu wstań, proszę – powiedziałam i pogłaskałam go ponownie po czuprynie.
- No już, już – burknął i wciągnął głęboko powietrze w płuca – Valarowie, ale zgęziałem.
- Dziękuję.
- Za?
- Za to, że zostałeś – powiedziałam i dodałam z uśmiechem – I gęziałeś, chociaż nie musiałeś.
- Nie ma problemu – mruknął w odpowiedzi i mogłam się założyć, że się odrobinę zarumienił.
- Idź spać do siebie, bo czuję w kościach, że twoje ci podziękują za sen na miękkim.
- Już, śpij dobrze – wstał i cmoknął mnie w czoło.
- Hę? – wydusiłam z siebie.

W odpowiedzi usłyszałam głęboki, rozbawiony śmiech i oddalające się kroki.

Uśmiechnęłam się pod nosem i obróciwszy się na drugi bok, poszłam spać dalej. Obudziło mnie smyranie po nosie, gdy chciałam się po nim podrapać, okazało się, że mizia mnie dość mała ręka, prawie jak dziecięca, otworzyłam więc oko, żeby zobaczyć, co to za szkrab mnie zaczepia.

- Smyku, wiesz, że mnie obudziłeś ?
- Pseprasam prose pani – wyseplenił chłopczyk.

Miał nie więcej niż 4 lata, blond loki i piękne błękitne tęczówki.

- Eofor, chodź tutaj i nie zaczepiaj pani.
- Nic się nie stało i tak już miałam wstać – powiedziałam i usiadłam na posłaniu.
- Naprawdę przepra... – urwała, patrząc to na mnie, to na mój stój, to w końcu na miecz stojący przy łóżku – Proszę wybaczyć moją zuchwałość, ale czy pani jest tą Strażniczką z Północy, o której chodzą słuchy po mieście ?

„Ile osób jeszcze oto zapyta?! Czy ja naprawdę, aż tak wyróżniam się z tłumu?! Wysoka nie jestem, jak na Dúnedainów, bo mam około 180 cm, gdzie średni wzrost wynosi powyżej 190 cm. Fizjonomię mam bardziej elfią, co najwyżej ubranie i miecz może przykuć uwagę. Garderoba, a zwłaszcza płaszcz jest trochę podniszczony, ale nadal ciepły i wygodny. Miecz, no cóż, jest jednym z dłuższych, jakie widziałam, bo samo ostrze ma ponad metr długości i rękojeść też swoje ma, a mimo długości i wagi, bardzo dobrze się nim walczy. Ale w sumie jakby zastanowić się głębiej to faktycznie, na tle zwykłych ludzi, wyróżniam się, gdyż znaczna część społeczeństwa sięga mi do barku, nie mówiąc o kobietach, które w większości do połowy ramienia mi nie sięga."

- Tak, jestem nią – powiedziałam cicho.
- To zaszczyt kogoś takiego spotkać – odpowiedziała kobieta i przychyliła się w ukłonie.
- Nie kłaniaj mi się, proszę, nie jestem do tego przyzwyczajona. Nie jestem i raczej nie zostanę królową, hm?
- Hę?
- Po prostu nie kłaniaj mi się, kiedy mnie zobaczysz, proszę.
- Dobrze Pani.
- Wszystko w porządku ze zdrowiem ?
- Już tak, mały miał problemy z kolkami, ale przeszły.
- Mogę jeszcze poradzić, żeby codziennie rano do wrzątku dać trochę athelasu.
- Czego ?
- Królewskiego Ziela.
- Ale przecież ...
- Nie jest tak rzadko spotykane, jak się wydaje, wystarczy dobrze poszukać. Polecam też koper, najlepiej zaparzyć go rano i po każdym posiłku podać po dwa łyki.
- Dziękuję bardzo jeszcze raz, choć synku.
- Do widzenia prose Pani.
- Do zobaczenia Smyku

Pomachałam im jeszcze na pożegnanie, podeszłam do okna i westchnęłam cicho.

- Co ci tak ciężko na serduszku? – usłyszałam jedwabisty głos przy lewym uchu.

Odruchowo wyciągnęłam nóż i prawie go użyłam, gdybym się w porę nie zorientowała, że koło mnie stoi Thorongil.

- Nie rób tak więcej, chyba że chcesz mieć kindżał w kiszkach – powiedziałam, chowając ostrze – Kiedy przyszedłeś?
- Byłem tu cały czas, po prostu nie zauważyłaś mnie. A więc, co cię martwi ?
- Pokazałbyś mi, gdzie są stajnie, chciałabym zobaczyć co z Brego.
- Jasne, choć ze mną, tylko włóż płaszcz, bo nie jest za ciepło – powiedział, kierując się w stronę drzwi – Idziesz czy będziesz tak stać ?
- Tak, tak, idę – burknęłam i ubierając się, poszłam w jego stronę.

Wyszliśmy na korytarz i skierowaliśmy się w lewo. Szliśmy przez kilka minut, po czym udaliśmy się w stronę bocznych, jak mi się wydawało, drzwi wyjściowych i zeszliśmy schodami praktycznie przy samej stajni. Pogoda faktycznie była nieprzyjemna, wiał silny wiatr, a niebo było zasłane ciemnymi chmurami.

- Jesteśmy na miejscu, przy okazji przedstawię cię stajennym – powiedział, po czym wszedł do środka.

Skierowałam się za nim i usłyszałam dzikie rżenie konia.

- Co tam się dzieje ? – gdy weszłam głębiej, okazało się, że Brego staje dęba i próbuje stratować stajennych.
- Pani, nie podchodź do niego, oszalał – ostrzegł mężczyzna stojący niedaleko.
- Senda Brego, senda (que. Spokojnie Brego, spokojnie) – powiedziałam w quenyi, podchodząc powoli i spokojnie do konia.

- Jak ona to ... – zaczął drugi.
- Cicho – warknął na nich Thorongil, trochę za głośno, bo koń znowu szarpnął głową i głośno zarżał.
- Senda Brego – mówiłam delikatnie i spokojnie głaskałam po głowie, widać było, że się uspokaja, zwróciłam się do stajennego – Podaj uzdę,
- Już biegnę.
- Tylko nie wykonuj gwałtownych ruchów.
- Dobrze pani

Brego szarpnął jeszcze głową.

- Senda – szepnęłam delikatnie i spojrzałam mu w oczy, na co ten skinął głową – Man Brego (que. Dobry Brego).
- Proszę – powiedział stajenny, podając poproszoną rzecz, na co skinęłam głową w podzięce.

Założyłam ją delikatnie, żeby po raz kolejny nie spłoszyć konia i zwróciłam się ponownie do końskiego opiekuna.

- Wiesz może, gdzie jest moje siodło?
- Tak, już podaję.
- Nie powinnaś jeszcze na niego wsiadać – odezwał się Thorongil.
- Nie mam zamiaru, po prostu wiem, że Brego nie lubi być bez siodła, zresztą jest wtedy spokojniejszy.
- Dobrze sobie z nim poradziłaś, nie sądziłem, że znasz quenyę
- A myślisz, że kto załatwiał interesy z elfami ? – powiedziałam ze śmiechem – Poza tym, dużo łatwiej przychodziła mi nauka przez korzenie, jakie mam.
- Bywał taki wcześniej ? – zapytał, wskazując głową na wierzchowca.
- Taki narwany ? Tak, ale w momencie, jak przez kilka dni nie mieliśmy kontaktu, po tym, jak go względnie oswoiłam, bo wcześniej było dużo gorzej.
- Względnie?
- Pozwala się dotknąć nielicznym osobom, a tylko mnie daje się dosiąść, tak samo z oporządzeniem go.
- Mogę spróbować ci pomóc.
Jak chcesz, ale żeby nie było, że nie uprzedzałam.

W międzyczasie dostałam siodło.

- Pole- ni túl Brego ? (que. Mogę podejść Brego ?) – zapytał konia Thorongil, wyciągając rękę pod chrapy do powąchania – Im mellon Irith (sin. Jestem przyjacielem Irith).

Zdumiało mnie to, że wierzchowiec zaakceptował go i po chwili mężczyzna głaskał kopytnego po pysku.

- Pomożesz? – zapytał mnie.
- Niesamowite.

- Hę?
- Niesamowite, że tak szybko zaakceptował cię i pozwolił ci podejść tak blisko.
- Bo zapytałem go o zgodę. Niektóre konie są bardzo dumnymi zwierzęciami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Są tu jakieś nocne marki? 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top