Rozdział 20
Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Dobra panowie zbierać graty i wracamy - zarządził Strażnik
Wróciliśmy dość szybko, co pewnie było spowodowane głodem.
- Pójdę na chwilę do siebie odłożyć książkę – zwróciłam się do Aragorna.
- Zająć ci miejsce?
- Poproszę – odpowiedziałam i skręciłam w odpowiedni korytarz.
W Imladris było wyjątkowo spokojnie, aż nawet za spokojnie.
„Raczej nie ma dzisiaj żadnego święta ani uroczystości. A przynajmniej tak mi się wydaje... Przesilenie jesienne miało być już dawno temu, a do zimowego jest równie długi czas."
Byłam ciekawa, czym może to być spowodowane. Gdy dotarłam do pokoju, odłożyłam książkę na stolik przy łóżku i błysk odbitego światła przykuł moją uwagę. Pochyliłam się do przodu i spojrzałam pod łóżko. Na odległość niewiele większą niż wyciągnięcie ręki leżała błyszcząca broszka w kształcie trzech połączonych ze sobą kwiatów lobelii*. Miałam dziwne wrażenie, że kiedyś już ją widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Położyłam ją obok woluminu i wyszłam z kwatery. Kiedy weszłam do jadalni, wszyscy już się zebrali.
- Smacznego wszystkim – powiedziałam głośno.
Po sali rozległ się pomruk podziękowań, a ja skierowałam się w stronę wolnego miejsca obok Strażnika. Zrobiłam sobie kanapki i nałożyłam sałatki warzywnej. Jadłam spokojnie i przysłuchiwałam się rozmowom toczącym się wokół. Głównie były to tematy dnia codziennego. Zauważyłam, że część z Elfów co jakiś czas zerka w moim kierunku.
„Ubrudziłam się jakoś czy coś, że tak patrzą" pomyślałam, drapiąc się po nosie.
Gdy skończyłam posiłek, zaczęłam bardziej się przyglądać zgromadzonym. Znaczna część była czymś poruszona.
- Coś się dzisiaj dzieje, że panuje takie poruszenie ? – zapytałam cicho Aragorna, po tym, jak pochyliłam się w jego kierunku.
- Właśnie też się zastanawiam, czym może być spowodowane, bo z tego, co się orientuję, to żadnej uroczystości dzisiaj nie ma, chyba że... – twarz mężczyzny stężała.
- Hmm ?
- Poczekaj chwilę, zapytam Elronda, co się dzieje – powiedział i podszedł do Elfa.
Chwilę z nim rozmawiał po cichu, żywo gestykulując. Wyglądało, jakby o coś się kłócili, niźli wymieniali się informacjami. Estel skrzywił się i wyszedł z sali, niemalże trzaskając drzwiami. Spojrzałam pytająco na Elronda, na co ten tylko wzruszył ramionami. Wyszłam szybko, za Aragornem w ostatniej chwili zauważając, jak skręca w lewo na końcu korytarza.
- Aragornie, poczekaj! – krzyknęłam i pobiegłam w tamtą stronę.
Gdy skierowałam się w odpowiednią stronę rozwidlenia, nikogo nie było, a też nie było gdzie się schować. Postanowiłam pójść dalej do kolejnej krzyżówki. Znowu nikogo nie było.
„Przecież nie mógł się rozpłynąć w powietrzu, a może jakby, użyć czegoś, co pomogłoby w poszukiwaniach?"
Stanęłam pośrodku przecięcia się korytarzy i skupiłam się na wyczuciu osób, które tędy przechodzili. Początkowo nie było żadnych efektów, jednak po niedługim czasie zaczęłam coś odczuwać. Był to nowy ślad człowieka w silnych emocjach, który na chwilę przystanął w miejscu, w którym obecnie się znajdowałam, po czym skierował się w prawo. Udałam się w tamtym kierunku, nadal koncentrując się na zwizualizowanym w moim umyśle śladzie. Estel często zmieniał kierunki marszu, aż do momentu, w którym nie poczułam, że się urywa. Stałam obecnie przed starymi drzwiami z popękaną farbą, ale jeszcze na tyle dobrze się trzymającą, iż nie łuszczyła się i nie odpadała. Widać było, że oba skrzydła od dawna stały nieużywane. Zwróciłam uwagę, że między częściami drzwi jest niewielka szpara, pchnęłam więc jedną z nich i zajrzałam za nie. Okazało się, że prowadzą na zewnątrz, a za nimi biegnie ledwo widoczna ścieżka wśród wysokich traw i paproci.
„Gdzie go poniosło ?"
Starałam się iść cicho, jednak czasami nadepnęłam jakąś zalegającą na ściółce gałązkę. W końcu zobaczyłam go klęczącego przed kamienną płytą, przypominającą nagrobną z pomnikiem kobiety. Wyglądał na załamanego, podeszłam do niego od tyłu i objęłam ramionami, przytulając go. Trwaliśmy tak kilka chwil, po czym Aragorn odezwał się zachrypniętym głosem.
- Musiałem chwilowo uciec od wszystkiego.
- Chcesz opowiedzieć, co się stało ? – zapytałam łagodnie.
Mężczyzna opuścił głowę, chowając twarz w dłoniach.
- Jak nie chcesz, to nie mów, zrozumiem.
- Poczekaj chwilę, muszę się uspokoić, chociaż trochę.
- Spokojnie, poczekam.
Pozostaliśmy tak przez dłuższy czas, zanim poczułam, jak mężczyzna zaczyna się rozluźniać. Usiadłam obok niego skrzyżnie, czekając, aż będzie gotowy na rozmowę.
- Jak mnie tu znalazłaś ? – zapytał cicho.
- Udało mi się znaleźć twój ślad mentalny.
- Użyłaś...
- Tak, pierwszy raz świadomie.
- Gratuluję – powiedział i uniósł delikatnie kąciki.
- Aragornie...
- Tak, wiem, o co chcesz zapytać. Trudno mi się o tym mówi, ale zdaję sobie z tego sprawę, że jak o tym powiem, może będzie lepiej.
- Spokojnie – powiedziałam i wzięłam swoją dłonią jego dla dodania otuchy – Nie naciskam...
- Dzisiaj mija 12 lat, od kiedy zmarła moja matka, a ja to przeoczyłem – zaczął łamiącym się głosem – Dla wielu Elfów była to jedna z pierwszych śmierci kogoś bliskiego, z którą mieli do czynienia, dlatego byli tak poruszeni. Kilka dni po tym, jak się tu sprowadziliśmy była już z każdym po imieniu, a z Elrondem rozmawiała jak ze starym znajomym, chociaż wcześniej się nie spotkali.
- Tak mi przykro... Nie wiedziałam – oparłam głowę o jego ramię.
- Nie miałaś zresztą jak się dowiedzieć, zmarła we śnie z niewiadomych przyczyn. Sam dowiedziałem się o tym prawie miesiąc później, bo byłem na misji w okolicach Ithilien. Po powrocie Elrond przekazał mi informację o ostatnich słowach mamy, które miały zostać mi przekazane, gdy tylko wrócę... – opuścił głowę, powodując przy tym opadnięcie większości włosów do przodu, przez co zakryły mu twarz.
- Chcesz się nimi podzielić ? – zapytałam cicho, zahaczając delikatnie jeden z jego kosmyków za ucho.
- Ónen i-Estel Edain, ú-chebin estel anim (sin. Daję nadzieję ludziom, sobie nie pozostawiam żadnej)
- Och... – jedynie takie krótkie westchnienie byłam w stanie z siebie wydusić, tłumacząc sobie jednocześnie znaczenie tego zdania – Tak mi przykro...
Dodałam po chwili otaczając ramionami mężczyznę i przytulając go.
- Pochowali ją na tyłach domu, wówczas tutaj było wszystko zadbane, z czasem zaczęło zarastać, a ja zacząłem porywać się na coraz dłuższe i cięższe wyprawy, żeby chociaż trochę zagłuszyć ból, jednak to nie pomagało. To właśnie wtedy związałem się z Arweną, podniosło mnie to odrobinę na duchu, ale nie na tyle, żeby normalnie funkcjonować. Do tej pory żałuję, że przyjąłem tę misję, chociaż wiedziałem, że mama przed wyjazdem nie czuła się najlepiej. Minęło tyle lat, a to tak samo boli. W każdą rocznicę staram się być w Imladris, żeby... – urwał, chowając twarz w dłoniach, aby choć trochę zagłuszyć szloch.
- Estelu... – zaczęłam, mając łzy w oczach i przytulając jeszcze mocniej mężczyznę – Twoja mama na pewno nie chciałaby, abyś tak się zamartwiał. Chciałaby, żebyś starał się...
- Co ty możesz wiedzieć ?! – żachnął się.
- Jak możesz ? – warknęłam, czując przeszywającą mnie szpilę żalu – staram się po prostu ciebie zrozumieć i mogę jedynie się domyślać, co mogła czuć twoja matka, jako że również jestem kobietą. Wybacz, ale co teraz powiem, będzie okrutne, ale może cię to otrzeźwi. Weź pod uwagę to, że raptem niecałe trzy miesiące temu dowiedziałam się, że zmarł mój ojciec i chociaż był bydlakiem to kochałam go na swój sposób. Matki nigdy nie poznałam i mimo potrafię być ponadto. Ciesz się, że ze swoją rodzicielką spędziłeś wspaniałe kilkadziesiąt lat życia. Zastanów się nad tym.
Skończyłam, po czym wstałam i skierowałam się z powrotem do budynku. Mentalnie czułam się źle, że również Aragornowi wbiłam taką szpilę, ale chciałam tylko, aby zrozumiał również moją sytuację.
- Irith – usłyszałam wołanie, jednak się nie odwróciłam – Przepraszam
Przystanęłam i poczułam spływające mi po policzkach łzy. Szybko je starłam i poszłam dalej w stronę kwater. Kiedy do nich dotarłam, wzięłam pierwsze z brzegu ubrania na zmianę i zawędrowałam do łaźni. Dopiero na miejscu zorientowałam się, że miałam w ręku tą samą feralną koszulę, którą znalazłam w bagażu w drodze do Rivendell.
„No cóż, będzie jak tunika."
W czasie, gdy nalewała się woda do wanny, naszykowałam sobie ręczniki i rozebrałam się. Kiedy zanurzyłam się w wodzie, starałam się odprężyć, jednak wydarzenia sprzed kilkudziesięciu minut cały czas wracały.
„Coś czuję, że demony wojen mogą wrócić dzisiejszej nocy. Za dużo słów zostało wypowiedzianych i za dużo się wydarzyło..." pomyślałam, próbując rozmasować sobie napięty kark.
Naszły mnie rozmyślania, czy nie potraktowałam Aragorna za ostro, ale jednocześnie wiedziałam, że mnie nie pytali za bardzo o zdanie, gdy dowiedziałam się o śmierci ojca. Przytłoczona myślami zaczęłam rozplatać włosy, z każdym ruchem zamiast rozluźnienia czułam coraz większe spięcie, nie wiedząc, czym jest ono spowodowane. Zanurzyłam się w wodzie, żeby zamoczyć głowę, gdy nagle nad sobą zobaczyłam ciemny kształt, przez co zakrztusiłam się cieczą i szybko się wynurzyłam.
- Co tu robisz ? – wydusiłam między kaszlnięciami.
- Chciałem...
- Cokolwiek chciałeś, nie to mogło poczekać, aż wrócę do siebie albo chociażby się wynurzę ?!
- Przepraszam
- Rozumiem, nie powinieneś jednak tu wchodzić, żeby nikt nie pomyślał, że robisz coś niepoprawnego.
- Tak, tak, już wychodzę – powiedział, po czym spojrzał w stronę komody, gdzie miałam naszykowane ubrania – Czy mi się wydaje, czy...
- Nie, nie wydaje ci się – mruknęłam, czerwieniąc się, a następnie spytałam z nadzieją w głosie – Możesz wyjść?
- Za chwilę sobie pójdę. Jak? – zapytał, rozprostowując dłońmi leżący materiał.
- Po nocy na granicy musiałeś bagaż pomylić, a ja teraz za bardzo nie patrzyłam co biorę.
- O więcej nie pytam – odparł i wyszedł.
Po rozmowie szybko umyłam głowę i resztę ciała, po czym wyszłam z wody. Po dokładnym wytarciu i zawinięciu włosów w ręcznik stanęłam przed komodą i oparłam się o nią rękoma, opuszczając trochę głowę. Czułam się, jakby wszystko przelatywało mi przez palce. Zwróciłam uwagę, że zaczynają piec mnie oczy, więc szybko się opanowałam i zabrałam do ubierania. W momencie, gdy założyłam koszulę, zauważyłam, że sięga mi do połowy uda i do tego nadal można wyczuć zapach mężczyzny, co było dość przyjemnym doznaniem.
„Cholera, muszę się ogarnąć."
Wyplątałam włosy z ręcznika i powiesiłam obok drugiego, którego używałam. Zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się do kwater. Szłam korytarzami, czując pustkę w głowie, nie wiedząc co sądzić o wydarzeniach z całego dnia. Gdy weszłam do pokoju, odłożyłam używane wcześniej ubrania na krzesło stojące niedaleko łóżka i wzięłam szczotkę, żeby rozczesać włosy, póki były jeszcze na tyle wilgotne, że dało się je łatwiej rozplątać. Usiadłszy na dywanie, czesałam się, nie spiesząc się z tym, próbując ustosunkować się do tego, co powiedział mi Aragorn. W momencie, kiedy chciałam, rozsupłać kołtuna z tyłu głowy poczułam, jak ktoś wyjmuje mi szczotkę z dłoni i sam zaczyna rozczesywać supła. Po kilku ruchach owionął mnie zapach Strażnika. Nie sądziłam, że dość prosta czynność jak czesanie, wykonywana przez Estela, może mieć takie kojące skutki, ponieważ z każdym przesunięciem szczotki i dłoni po włosach oddalało poczucie odrętwienia, które mnie owładnęło wcześniej. Gdy zęby grzebienia nie natrafiały już na żadnego kołtuna, poczułam jak mężczyzna, zaczyna je pleść w dość ciasny warkocz. Kiedy odczułam muśnięcia dłoni na wysokości łopatek, pochyliłam się do przodu i oparłam przedramiona na nogach. Po kilku chwilach usłyszałam cichy głos mężczyzny.
- Irith, naprawdę przepraszam. Zdaję sobie sprawę, że zareagowałem za ostro, ale wtedy byłem też rozgoryczony i zły na samego siebie, że przeoczyłem dzisiejszą datę. To dzisiejsze zapomnienie podziałało trochę jak katalizator na wiadomość, którą usłyszałem chwilę wcześniej, że jutro na wieczór musimy już wyruszyć z Pierścieniem z Imladris, mimo tego, że Hobbici są jeszcze nie gotowi.
Gdy usłyszałam te wiadomości, zamknęłam oczy i oparłam twarz na dłoniach, czując, że rozluźnienie sprzed chwili odpływa w dość szybkim czasie zastępowane przez napięcie. Usłyszałam szelest ubrań i odczułam, jak palce mężczyzny okalają moje i łapią w uścisku.
- Proszę – powiedział z bólem w oczach.
Spojrzałam na niego i pochyliłam się do przodu, składając delikatny pocałunek na jego ustach.
- Wybaczam – szepnęłam – Sama dzisiaj nawaliłam, zwłaszcza na odchodnym. Nie powinnam była powiedzieć tego co powiedziałam, w taki sposób widząc twoje cierpienie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lobelia – wes. Hamanullas; mały niebieski kwiatek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top