Rozdział 7

Część rozdziału pisana pod wpływem utworu powyżej, a utwór drugiej części znajduje się w tekście.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wtedy pozostaje już tylko prosić Valarów o zmiłowanie i jak najszybciej gnać do Imladris, żeby Elrond mógł mu pomóc

Poczułam dotknięcie w ramię przez delikatną dłoń, aczkolwiek widać było, że była spracowana. Gdy podniosłam się w końskiej szyi, zobaczyłam stojącego obok mnie ciemnowłosego Elfa, mającego na twarzy niewielki uśmiech.

- Witaj w Rivendell... Strażniczko – powiedział, dostrzegając gwiazdę dúnadańską spinającą mój płaszcz.

Szybko zsiadłam z konia i po położeniu dłoni na piersi oraz pochyleniu głowy przedstawiłam się cicho.

- Nazywam się Irith, jak słusznie Pan zauważył, jestem Strażniczką z Północy i przybyłam prosić o radę i pomoc Lorda tych ziem – przełknęłam nerwowo ślinę, czując, jak mężczyzna się mi przygląda.
- Dobrze trafiłaś – uniósł odrobinę wyżej kąciki ust – Właśnie z nim rozmawiasz.
- Ja... ee... co? – ostatnie słowo niemal pisnęłam z zaskoczenia.

Po chwili się zreflektowałam i przyklęknęłam na jedno kolano w wyrazie szacunku do Elronda.

- Wstań proszę, czuję, że w twoich słowach jest prawda. Spójrz na mnie – powiedział łagodnie.

Podniosłam niepewnie głowę i skierowałam wzrok na twarz Elfa, która wyrażała zaciekawienie. W momencie, gdy spojrzałam na Elronda, poczułam się, jakbym była przeszywana na wskroś, a spojrzenie wynikało w duszę, który szczęśliwie trwało tylko chwilę.

- Co cię do mnie sprowadza Irith? – spytał, kierując się w stronę zabudowań.
- Jak mówiłam przed chwilą, proszę o radę i pomoc, ale o szczegółach wolałabym porozmawiać w jakimś ustronniejszym miejscu, niż tutaj Panie.
- Zatem zapraszam cię do wnętrza Imladris.

Gdy tylko zeszliśmy tylko z mostu i znaleźliśmy się niewielkiej polance, czułam, jak zapiera mi dech w piersiach.

- Tu jest jak w raju, a ty Panie jesteś jak taki Strażnik tego raju – szepnęłam.
- Cieszę się, że tak uważasz – rzekł Elf z uśmiechem.

Rivendell znajdowało się w dolinie górskiej porośniętej lasem głównie liściastym. Budynki były utrzymane w jasnych pastelowych kolorach, w których większość okien miała strzelistą konstrukcję, co tylko dodawało im uroku. Okolica była spowita delikatną mgłą, przez co nieśmiało wychodzące zza wierzchołków szczytów przez promienie słoneczne oświetlające krajobraz przed nami, wszystko wyglądało jeszcze bardziej niesamowicie. W powietrzu można było wyczuć specyficzny zapach lasu połączony z pewnym, ledwo wyczuwalnym dla niewprawionej osoby, aromatem połączonych ze sobą różnego rodzaju ziół leczniczych. Chwilę później zerwał się delikatny wiatr, schodzący z grzbietów górskich, który był wręcz ciepły i łagodny, tak inny do tego mroźnego i wilgotnego, panoszącego się w poprzednich dniach na równinach. Kiedy dotarliśmy do gęstszych zabudowań, odezwał się Elrond.

- Jak bardzo ważna jest ta sprawa, która cię sprowadza?
- Sądzę, że dość ważna, bo czuję, że to z czym przychodzę, może zaważyć na dalszych losach Śródziemia – odezwałam się nieśmiało.
- Rozumiem.
- Przepraszam, ale mogę o coś zapytać ? – przeniosłam wzrok ze stóp na twarz wyższego ode mnie Elfa.
- Tak ?
- Gdzie mogłabym zostawić konia?
- Kiedy dojdziemy do głównych zabudowań, poproszę kogoś, aby go odprowadził do stajni – usłyszałam w odpowiedzi, lecz chyba nie spodobała się ona Elenowi.
- Senda Elen, senda. Ni indóme vamme lende tye a nur. (que. Spokojnie Elen, spokojnie. Nie zostawię cię przyjacielu) – odezwałam się do wierzchowca w quenyi.

Koń jeszcze przez chwilę się szarpał, jednak zaczął się powoli uspokajać od tonu mojego głosu i głaskania za uszami.

- Senda Elen – powtórzyłam i położyłam dłoń na jego głowie – Man rokko (que. Dobry koń).

Po tych słowach był spokojniejszy, ale nadal strzygł czujnie uszami, co spowodowało u mnie uśmiech.

- Nie sądziłem, że znasz quenyię – Elrond uniósł odrobinę jedną z brwi.
- Musiałam jej się nauczyć, bo zostałam oddelegowana przez drużynę do prowadzenia rozmów z Elfami, zresztą teoretycznie łatwiej mi jej się uczyło przez pochodzenie mojej matki, która w dość bliskiej rodzinie miała Quendich ze szczepu Galadhrimów.

W międzyczasie zdążyliśmy dojść do głównych zabudowań, z których dało się usłyszeć delikatne szmery. Kiedy podchodziliśmy do drzwi wejściowych, wychodził z nich jeden z Elfów, dość podobny do gospodarza.

- Elrohirze... Dobrze, że cię widzę – zaczął Elrond – Weź, proszę konia od Irith i zaprowadź do stajni.
- Dobrze Ojcze – odezwał się młodszy mężczyzna i po odebraniu ode mnie lejcy uśmiechnął się, a następnie odszedł w znanym sobie kierunku.
- Ojcze ? – zapytałam zdziwiona.
- To jeden z moich synów bliźniaków, mam jeszcze córkę. Zapraszam i poprowadzę cię w miejsce, gdzie możemy spokojnie porozmawiać – powiedział i wszedł do budynku.

„Elfy chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Elrond nie wygląda na aż takiego wiekowego, chociaż widać w jego oczach, że widział i przeżył swoje" – pomyślałam, podążając za Quendim.

Tak samo, jak ty, czyż nie?" odezwał się cichy głos z tyłu głowy, z który nie mogłam się nie zgodzić.

https://youtu.be/yiBCkVmgNUw

Zagłębiając się w głównej budowli, co jakiś czas mijał nas jakiś Elf, który po krótkim ukłonie znikał równie szybko, jak się pojawiał. Na korytarzach raz na jakiś czas była ustawiona delikatna rzeźba albo obrazy wiszące na ścianie, przedstawiające widoki okolic czy też wydarzenia z przeszłości. Przez duże okna, które w większości miały witraże wpadały kolorowe snopy światła, padające na podłogę i elementy umeblowania. Po kilku minutach marszu i zakrętów weszliśmy do dość ciemnej sali, jak na to, że dochodziło powoli południe. Znajdował się w środku duży kominek, który oświetlał pomarańczowo-czerwoną barwą wszystko wokół i dawał przyjemne ciepło. Pod ścianami znajdowała się spora liczba krzeseł oraz ław i niewielkich stoliczków, lecz to przy palenisku wydawało się najbardziej ozdobne i wyszukane siedzisko. Elrond skierował się właśnie w stronę tamtego miejsca. W sali znajdowała się jeszcze dwójka Elfów, była to ciemnowłosa kobieta i podobny do niej mężczyzna. Spojrzałam na nich tylko przelotnie i po wzięciu krzesła usiadłam obok władcy Rivendell.

- Więc, co za prośba cię sprowadza do Imladris? – zapytał dość cicho Elrond.
- Od jakiegoś czasu mam dziwne wizje, których nigdy nie miałam. Zaczęło się to mniej więcej trzy tygodnie temu od... – zaczęłam opowieść, o tym jakiego to były rodzaju widzenia i co w nich zaobserwowałam.
- Rzeczywiście, to co mówisz, nie napawa optymizmem. Jednakże mam w posiadaniu informacje dotyczące tej sprawy i mogę Cię zapewnić, że zostały już podjęte w tym kierunku odpowiednie kroki. Chciałbym jeszcze zapytać, czy było jakieś wydarzenie, po którym twoje wizje zaczęły się pokazywać?
- Przez problemy w domu wyniosłam się i zaczęłam wędrować praktycznie po całym Śródziemiu, do momentu, w którym nie spadłam z konia w okolicach lasu Fangorn. Rozbiłam sobie wtedy odrobinę głowę... – odsłoniłam jasną grzywkę, pokazując ledwo już widoczną niewielką bliznę na lewej skroni – Niedługo później wszystko się zaczęło. Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa...

Przerwałam na moment, żeby poprawić się na krześle i oprzeć plecami o oparcie siedziska.

- Czy to, co widziałam to przeszłość, teraźniejszość czy też przyszłość?
- Sądzę, że wszystkiego po trochu. Z tego co opowiadałaś, niektóre sceny wydarzyły się tygodnie temu, część z nich dzieje się w chwili obecnej, a ostatnia część jeszcze się nie wydarzyła, ale dzięki twojemu ostrzeżeniu będziemy mogli zwiększyć ilość patroli na trasie z Bree do Rivendell...

Niestety ostatniej części praktycznie nie słyszałam przez narastający szum w uszach i kołowanie w głowie.

- Za chwilę zacznie się kolejna – zdołałam tylko jęknąć, nim zaczęło mi ciemnieć przed oczami.
- Staraj się patrzeć mi w oczy – powiedział Elf, niepokojąc się.

Z trudem utrzymywałam otwarte powieki oraz wzrok skupiony w jednym miejscu. Czułam, że to widzenie będzie inne niż wszystkie, których doświadczyłam dotychczas. Początkowo była tylko przeraźliwa ciemność, lecz po chwili zaczęła ukazywać się wysoka wieża z Okiem po środku, które jakby mówiło w moich myślach, napędzane nieznaną mi siłą.

Irith, choć do mnie. Irith wiem, że tego chcesz. Wiem, że chcesz być kimś wielkim".

Nie, nie, nie, zostaw mnie" myślałam, uparcie starając się wyrzucić obraz ze świadomości, lecz nie mogłam i tylko czułam płynące po policzkach łzy z przerażenia oraz to, że zaczynam, słabnąc. Po chwili poczułam ogarniające mnie poczucie bezpieczeństwa i obraz zaczął się zamazywać. Dopiero teraz dotarło do mnie, że leżę na podłodze, a po otwarciu piekących oczu zobaczyłam na nade mną pochylającą się trójkę Elfów. Elrond trzymał mi jeszcze przez chwilę rękę na czole, szepcząc coś cicho w sindarinie.

- C-c-co się stało ? – zapytałam, czując, jak zaczyna ogarniać mnie strach i dezorientacja.
- Miałaś wizję, podczas której dostałaś drgawek...
- Drgawek ? – wcięłam się przerażona, nie zdając sobie sprawy z przyśpieszającego oddechu.
- Tak, dlatego razem z Elladanem położyliśmy Cię, żebyś nie zrobiła sobie jeszcze większej krzywdy.
- Jeszcze większej ? – jęknęłam słabo.
- Przecięłaś sobie skórę na przedramieniu nożem, który wysunął ci się z pokrowca, po tym, jak zahaczyłaś o niego skórzaną bransoletą z twojego nadgarstka.
- To nie możliwe zawsze miałam lekki problem z jego wyciąganiem, przez ornament przy rękojeści – odpowiedziałam, nie dowierzając, jednak po chwili dodałam słabnącym głosem – Zaraz, zaraz, jak to przecięłam ?
- W momencie, gdy szarpałaś się z nami podczas wizji, zahaczyłaś o rękojeść zapięciami bransoletki i przejechałaś przedramieniem po ostrzu, doraźnie zatamowaliśmy krwawienie, ale zaraz przejdziemy do salki medycznej, żeby zrobić to dokładniej
- Czy to normalne, że robi mi się ciemno przed oczami ? – powiedziałam, mrugając intensywnie powiekami, gdy przyglądałam się obwiązanej ściereczką ręce.
- Tak... Co ?? Nie, to nie jest normalne. Nie zasypiaj tylko Irith, zaraz ci pomożemy. Elladanie weź ją na ręce, Arweno przygotuj salę.
- Zimno mi się robi – mruknęłam, czując rozchodzący się chłód od kończyn do środka ciała.
- Irith nie zasypiaj. Linne- ana i kal (que. Idź do światła)

Usłyszałam w myślach zaklęcie, lecz nie odniosło ono większego skutku. Poczułam, że się unoszę, jednak nie czułam się tak bezpiecznie, jak w momencie, gdy robił to kiedyś Thorongil. Miałam wrażenie, że robi mi się coraz zimniej a energia ucieka wraz ze spływającą dłoni ciepłą, lepką cieczą.

- Spać i zimno – mruknęłam jeszcze, ledwo utrzymując świadomość
- Ojcze, ona odchodzi.
- Szybko do uzdrowicielskiej – usłyszałam rozmywający się głos.

Później nie słyszałam już nic. Czułam się, w zasadzie nic nie czułam. Byłam bardziej jakby zawieszona w czarnej przestrzeni.

- Lasto beth nîn, tolo dan nan galad (Sin. Usłysz mój głos, wróć do światła) - usłyszałam ciepły rozchodzący się po ciele głos.

Jednak coś trzymało mnie w tym stanie, w którym byłam i za wszelką cenę nie chciało wypuścić.

- Irith, lasto beth nîn, tolo dan nan galad – ponownie usłyszałam ten sam głos.

Tym razem, miałam wrażenie, jakby coś oplatało mnie mackami i wyciągało z czerni. Prawie się zerwałam z pozycji leżącej do siedzącej, gdy poczułam wydostanie się z mroku, przez to, że nie miałam na to siły leżałam w poprzedniej pozycji. Równie ciężko mi się oddychało, każdy oddech był walką o przetrwanie. Jednak po chwili poczułam kojącą zmysły woń athelasu.

No tak, athelas dobry na wszystko" pomyślałam i starałam się skierować twarz w stronę zapachu.

Po kilku, jak mi się wydawało, oddechach było mi łatwiej.

- Irith – usłyszałam od strony zapachu – Irith postaraj się otworzyć oczy.

Już same z siebie mnie szczypały, ale gdy tylko uniosłam powieki, od razu je zamknęłam, bo w pomieszczeniu było za jasno.

- Da radę zasłonić okna ? – wychrypiałam z trudnością, po czym zaniosłam się kaszlem.
- Tak, oczywiście - i faktycznie po kilku chwilach w pokoju panował półmrok.

Spróbowałam, więc jeszcze raz otworzyć oczy, tym razem było ciut lepiej. Co prawda początkowo nie widziałam wyraźnie, jednak z każdą chwilą wzrok mi się wyostrzał.

- Co się stało?
- Straciłaś przytomność z powodu utraty krwi i przemęczenia.
- Aż tak poważnie było ?
- Cięcie okazało się poważniejsze niż początkowo się nam wydawało. Przez dłuższy czas będziesz musiała oszczędzać rękę. W której ręce trzymasz miecz ?
- W prawej właśnie.
- Nie jest dobrze, od razu to powiem. Rana się zagoi, ale początkowo możesz mieć problemy z ruchliwością dłoni, bo nóż musnął ścięgna przy nadgarstku. Tak samo było z tętnicą, którą tam masz, została ona nacięta, stąd taki upływ krwi.

Gdy usłyszałam tę wiadomość, poczułam, jak z twarzy odpływa mi krew.

Możesz mieć problem z ruchliwością dłoni..." te słowa aż mi huczały w głowie.

Będę ją ćwiczyć do momentu, aż nie będzie tak jak wcześniej." pomyślałam i spojrzałam na rękę, która była zabandażowana od połowy dłoni aż do łokcia i zawieszona na temblaku.

Miałam już poruszyć palcami, gdy Elrond się odezwał.

- Na razie nie ruszaj nimi, niech spokojnie się zagoi, może to potrwać koło półtora tygodnia, może dwóch, a to i tak przy pomocy daru uzdrowicielstwa. Przychodź do mnie codziennie na zmianę opatrunku, po tygodniu zdejmiemy szwy i zobaczymy jak się sprawy mają.
- Dobrze i dziękuję bardzo za pomoc. Jestem wdzięczna za uratowanie mojego żywota – uniosłam delikatnie kąciki ust.
- Jedna z moich ról... – odwróciła się na chwilę w stronę okna i wyjrzał za zasłonę – Tak samo i ja chciałbym Ci ponownie podziękować, że poinformowałaś mnie tym co widziałaś w wizjach. Miejmy nadzieje, że niektóre z wydarzeń nie będą miały miejsca, albo będą nie będą miały aż takiego wymiaru. Zanim opowiedziałaś mi o tym co miałaś szansę ujrzeć, wiedziałem tylko o dwóch Hobbitach i Aragornie zmierzającym w tym kierunku.

Gdy usłyszałam ostatnią nowinę, przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa.

- Mogę zadać pytanie ?
- Słucham.
- W Edoras poznałam pewnego mężczyznę, który jak się okazało, jest również Strażnikiem, chociaż go nie kojarzyłam z różnego rodzaju zlotów czy wypraw. Powiedział, że wychowywał się tu w Imladris.
- Jak Ci się przedstawił ? – zapytał zaciekawiony
- Poznałam go pod imieniem Thorongil, ale mam wrażenie, że nie jest to jego jedyna tożsamość.
- Niestety, nikt o tym imieniu nie mieszkał tutaj.

Nie byłam zachwycona, tym co usłyszałam i czułam, jak delikatnie błąkający się dotychczas uśmiech umyka w siną dal.

- Jednak – kontynuował Elrond – Przez długi czas wychowywał się tutaj, początkowo młodzieniec, później często tu bywał mężczyzna o imieniu Estel.
- Estel? – zapytałam, chcąc się upewnić czy dobrze usłyszałam.

Miałam wrażenie, że porzucona przed chwilą nadzieja powoli powraca.

- Tak, przeprowadził się tutaj z matką niedługo przed swoimi 20 urodzinami.
- A... kiedy był tu po raz ostatni?
- Około dwóch miesięcy temu czasu ludzkiego.
- Mógłbyś go opisać z wyglądu ? Chyba mam pewne podejrzenia co do jego osoby... – mruknęłam cicho.

Po usłyszeniu odpowiedzi dość szybko skojarzyłam fakty.

Czyli miałam dobre wrażenie, że Thorongil przypomina mi Estela. Tylko czemu w takim razie nie potwierdził, że jest nim, jak opowiadałam mu o nim? Nie wiem dziwna sprawa, ale czego się spodziewać, zawsze był dość skrytą osobą."

- Nie zawsze jest dobrze wiedzieć wszystko o danej osobie – powiedział Elf zagadkowo – Choć pokażę Ci, gdzie będziesz mogła spokojnie przemieszkać na czas rekonwalescencji.

Skinęłam głową w podzięce i powoli wstałam, nadal czując się dosyć słabo. W momencie, gdy miałam zrobić pierwszy krok, zakołowało mi się w głowie, by po chwili usiąść z powrotem na łóżku, wzdychając przy tym cicho.

- Pomóc? – zaproponował, wyciągając rękę Elrond.
- Chętnie – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, przyjmując wyciągnięte przedramię i wspierając się na nim.

Na policzkach zaczęły pojawiać się rumieńce wstydu, gdyż od maleńkości byłam przyzwyczajona do radzenia sobie samej ze wszystkim. Teraz, gdy ktoś obcy pomógł mi bezinteresownie, byłam skołowana i nie wiedziałam co sądzić i czuć. Szliśmy korytarzami dość wolno, ale mimo to co jakiś czas musieliśmy się zatrzymać, żebym mogła odpocząć.

Co się ze mną dzieje ? Nigdy tak szybko się nie męczyłam... Czyżbym aż tak osłabła? Koniecznie muszę wypocząć porządnie przez kilka dni." Pomyślałam podczas kolejnego postoju.

- Jeszcze tylko kawałek – usłyszałam głos Elfa – O zachodzie słońca odbędzie się kolacja, ktoś po ciebie przyjdzie odpowiednio wcześniej, żebyś nie musiała iść sama. W komnacie będzie również czekać na ciebie coś na przebranie, w którym powinnaś czuć się dobrze. Arwena je wybrała dla ciebie.
- Dziękuję – jęknęłam, bo poczułam mdłości – Czy to normalne, że mnie mdli?

Pytanie było czysto retoryczne, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, że przy zbyt dużej utracie krwi mdłości i wzmożone zmęczenie jest na porządku dziennym

- Tak, zazwyczaj tak jest. Zaraz będziemy i będzie dobrze, jak się położysz i prześpisz.
- Mhm – mruknęłam, nie mogąc wykrztusić z siebie nic więcej.

Po kilkudziesięciu krokach rzeczywiście byliśmy na miejscu. Po wejściu do komnaty nie rozglądałam się za bardzo, w jaki sposób była urządzona tylko niemal od razu skierowałam się do łóżka, by przy pomocy Elronda położyć się tak jak stałam, z późniejszym zamiarem oporządzenia się. Na chwilę przed uśnięciem usłyszałam tylko cichy szept:

– Niech Valarowie mają cię w opiece.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam do Was czytelników małą prośbę. Dajcie znać, jak widzą wam się zmiany, które wprowadzam do fabuły. Rozwijają ją czy raczej stoi w miejscu i tworzą więcej komplikacji niż prostują niektóre wątki ?

Pozdrawiam 
Niuniucha

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top