4.Rodzina i Przyjaciele
Następnego dnia profesor Dumbledore przy śniadaniu poinformował szkołę o śmierci pana Barettsa którą uczcili minutą ciszy. Do czasu zatrudnienia nowej osoby opiekującej się biblioteką jej godziny pracy miały zostać skrócone, oczywiście większość uczniów nie poświęciło tej informacji zbyt wiele uwagi, Baretts był bardzo wiekowy a jako, że o udziale trójki Gryfonów nikt nie wiedział bardziej skupiano się na tym kto zostanie nowym bibliotekarzem lub bibliotekarką.
Podczas śniadania profesor McGonagall podeszła do stołu Gryfindoru poinformować, że jeszcze wczoraj dyrektor wysłał wiadomości do ich rodziców informując o incydencie i prosząc o spotkanie które prawdopodobnie odbędzie się w niedziele po południu. Syriusz i James wyglądali jakby woleli spędzić kolejny miesiąc w bibliotece niż omawiać całą sprawę z Dumbledorem i rodzicami ale Jacqueline uznała, że jej potencjalne spotkanie nie dotyczy więc spędziła większość soboty nabijając się chłopców i ich zbolałych min.
W niedziele po południu profesor McGonagall przyszła do pokoju wspólnego i „zaprosiła" ich do gabinetu dyrektora. Jacqueline która przegrywała w szachy z Remusem posłała Jamesowi i Syriuszowi kpiący uśmiech i nie ruszyła się z miejsca.
-Czeka pani na specjalne zaproszenie panno O'Hara? - zapytała profesor McGonagall.
-Słucham?Ja?
-Tak, pani, była pani obecna przy incydencie który dyrektor chce przedyskutować, nieprawdaż?
-Ale... mmm - zaczęła ale nie wiedziała co powiedzieć więc resztę zdania wymruczała pod nosem i podniosła się z miejsca idąc za Jamesem i Syriuszem.
-I kto teraz wygląda jak przestraszona kura? - zakpił Syriusz
-Spadaj - mruknęła
Jacqueline nie miała pojęcia po co jest im potrzebna w gabinecie skoro doskonale wiedziała, że jej mama nie może nawet zobaczyć Hogwartu a co dopiero do niego wejść.
Nie uśmiechało jej się coś co wyobrażała sobie jako samotną konfrontację z rodzicami Jamesa i Syriusza. Kiedy weszli do gabinetu Dumbledore'a Jacqueline nawiedziła absurdalna myśl, że przez pół roku nie wiedziała nawet gdzie jest gabinet dyrektora a teraz jest tu drugi raz w ciagu trzech tygodniu co nie wróżyło dobrze na przyszłość.
Po wejściu do gabinetu Jacqueline jako pierwszych zauważyła parę starszych czarodziejów, w wieku raczej odpowiednim żeby mieć w Hogwarcie wnuka niż syna, którzy jak się domyślała byli rodzicami Jamesa. Jego ojciec był tak samo chudy i kościsty a matka miała identyczne oczy w barwie ciepłego brązu. Ich twarze rozjaśniły się na widok syna w taki sposób, że Jacqueline była pewna, że nie mieliby mu za złe nawet gdyby James własnoręcznie zadusił Barettsa we śnie.
Co innego rodzice Syriusza, ci wyglądali jakby mieli mu za złe każdy oddech. Oboje byli ciemnowłosi i wysocy i w pewien dziwny sposób podobni do siebie. Ojciec Syriusza był bardzo przystojnym mężczyzną o zimnych, przebiegłych oczach z nitkami siwizny na skroniach które dodawały mu charakteru.
Jego matka w swojej zapiętej pod szyję czarnej szacie czarownicy wyglądała jak uosobienie złej królowej z bajki o królewnie śnieżce. Może kiedyś i była piękna ale z jej twarzy biła taka niechęć do całego świata, że samo patrzenie na nią było nieprzyjemne. Jacqueline skojarzyła się z meduzą z legendy, człowiek bał się na nią spojrzeć żeby nie zamienić się w kamień.
Zaaferowana obserwowaniem obcych czarodziejów dopiero po chwili zauważyła ostatniego gościa.
Kieran siedział nieco na uboczu przy biurku Dumbledora z rękami w kieszeniach. Jako jedyny był ubrany po mugolsku w swój niedzielny wełniany garnitur i białą koszulę. Jacqueline nie wiedziała ile Kieran miał dokładnie lat, podejrzewała, że już jakiś czas temu przekroczył trzydziestkę a mimo to w tym towarzystwie wyglądał jak chłopiec, zwłaszcza kiedy niesforne jasne włosy opadały mu na oczy.
-Kieran?!- zdziwiła się Jacqueline, nawet przez chwilę nie przyszło jej do głowy, że mama go tu wyśle w swoim zastępstwie. Choć bardziej prawdopodobne, że to jego własny pomysł.
Podeszła do Kierana który krótko ją uściskał, kątem oka zauważyła, że rodzice Jamesa prawie go udusili w ciepłym uścisku natomiast rodzice Syriusza powitali go jedynie skinięciem głowy.
Widok miny Syriusza trochę ją zmroził, większość czasu w szkole spędzał na wygłupach i sprawianiu wrażenia wybitnego lekkoducha ale przy rodzicach wyglądał jak zbity pies. Zrobiło jej się głupio, że naśmiewała się, że boi się spotkania z rodzicami. Nie przyszło jej do głowy, że Syriusz może naprawę bać się rodziców a nie tylko jakiejś reprymendy za bezsensowny wygłup.
-Dziwię się, że dopiero teraz coś przeskorbałaś. Myślałem, że z twoim charakterkiem wylądujesz na dywaniku po tygodniu szkoły - uśmiechnął się do niej Kieran kiedy usiadła na wolnym krześle koło niego. Sprawiał wrażenie rozluźnionego jakby cała ta sytuacja wyjątkowo go bawiła, brakowało mu tylko nieodłącznego papierosa w dłoni i można by pomyśleć, że przyszedł do baru na pintę Guinnessa.
-Skoro już wszyscy dotarli możemy zaczynać, chciałem jeszcze raz podziękować wszystkim państwu za przybycie w tak krótkim czasie - zaczął Dumbledore -
-Jak wyjaśniłem w liście dzieci doświadczyły bardzo nieprzyjemnego incydentu dlatego zaprosiłem państwa żeby to przedyskutować i upewnić się, że to wydarzenie nie odbije się negatywnie na niczyjej psychice.
Jacqueline siłą stłumiła uśmiech, wyglądało na to, że przyszli tu na na jakąś parodię psychoterapii. Nie miała pojęcia czemu Dumbledore robi wokół tego tyle szumu, chyba prędzej by zrozumiała gdyby chciał ich ukarać a nie upewniać się, że nikt nie będzie miał koszmarów. Nawet gdyby którekolwiek z nich było straumatyzowane po tym nieszczęsnym incydencie to chyba tylko Jamesowi spotkanie z rodzicami mogło jakkolwiek pomóc. Nie dziwiła się już, że Kieran wyglądał na rozbawionego, roztrząsanie naturalnej śmierci starszego człowieka mając w pamięci co się działo na ich własnym podwórku zakrawało na kabaret.
-Nie wiem czy wszyscy państwo się znają, państwo Black, Walburgia i Orion - rodzice Syriusza sztywno skinęli głowami w stronę rodziców Jamesa ale nawet nie spojrzeli na Kierana.
-Euphemia i Fleamont Potter - Jacqueline po raz kolejny zdziwiła się w duchu nad wymyślnością imion w której lubowali się czarodzieje.
Rodzice Jamesa zachowali się o wiele bardziej uprzejmie i skinieniem głowy przywitali się zarówno z rodzicami Syriusza jak i Kieranem.
- Oraz Kieran Murphy zastępujący panią O'Harę z oczywistych powodów - Kieran krótko skinął głową.
-Oczywistych powodów? - powodów powtórzyła pani Black lodowatym tonem. Dumbledore spojrzał na nią przenikliwie ale nie odpowiedział.
-Jak powiedziałem, doszło do bardzo niefortunnego incydentu. Niestety nasz bibliotekarz pan Baretts zmarł kiedy państwa dzieci odbywały karę szlabanu w czytelni.
-Właściwie ten temat chcieliśmy poruszyć w pierwszej kolejności dyrektorze. Nie podoba nam się, że nasz syn przebywa w towarzystwie zdrajców krwi oraz... z tego co słyszę szlam z kolonii - powiedział ojciec Syriusza patrząc z pogardą na Jacqueline
-Jacqueline wcale nie jest... - zaczął Syriusz ale urwał pod wpływem lodowatego spojrzenia matki.
-Panie Black, proszę nie używać tego typu słownictwa w moim gabinecie - powiedział stanowczo Dumbledore
-Chryste, co za farsa- mruknął Kieran pod nosem
-Słucham? - zapytał ostro ojciec Syriusza
-Powiedziałem, że jest pan śmieszny, panie Black - powiedział Kieran głośniej patrząc na Oriona. Jacqueline zauważyła, że coś na kształt tłumionego uśmiechu zamajaczyło na twarzy Syriusza
-Kieran, proszę bez nerwów - powiedział Dumbledore
-Ależ ja się nie denerwuję dyrektorze - Kieran uśmiechnął się przekornie
-Co za bezczelność! Oburzające - niespodziewanie z jakiegoś tajemniczego powodu do rozmowy włączył się jeden z portretów wiszących na ścianie nad biurkiem Dumbledore'a.
-Phineasie, bardzo proszę żebyś zachował swoje zdanie dla siebie - powiedział Dumbledore
-Powinieneś wiedzieć Orionie, że Syriusz wpakował się w tę sytuację na własne życzenie pomagając tej małej szlamie razem z tym zdrajcą krwi - kontynuował portret który najwyraźniej znał Syriusza i jego rodziców.
-Phineasie, po raz kolejny stanowczo proszę żebyś zamilkł - powtórzył Dumbledore do którego chyba zaczęło docierać, że pomysł spotkania był wybitnie nietrafiony
-Wracając do tematu dla którego państwa zaprosiłem...
-Który jak widać nie jest tu największym problemem - wtrącił tym razem ojciec Jamesa patrząc na rodziców Syriusza
-Nie mógłbym się bardziej zgodzić - przytaknął mu Kieran na co matka Syriusza prychnęła z pogardą
-Problemem są tacy jak ty, dzikusy nieznający swojego miejsca - warknął w jego stronę Orion
-Mam pytanie, z czystej ciekawości - zaczął Kieran powoli - Tacy jak wy naprawdę łudzą się, że są lepsi do innych czy to po tylko poza która ma leczyć wasze kompleksy ale tak naprawdę to wiecie, że to wszystko brednie, hmm ? - zapytał z uśmiechem
-Panie Murphy, ta uwaga chyba nie była potrzebna - zauważyła profesor McGonagall
-Niepotrzebna jest cała ta szopka - warknęła matka Syriusza - Nie życzę sobie, żeby mój syn spędzał czas w takim towarzystwie - skinęła podbródkiem w stronę Jamesa i Jacqueline
- I liczę, że państwo tego dopilnujecie - zwróciła się do Dumbledora i McGonagall
-James i Jacqueline to moi przyjaciele! - wtrącił się Syriusz patrząc gniewnie na matkę.
-Nie pytam cię o zadanie - Jacqueline zauważyła, że Syriusz mimowolnie odsunął się kiedy matka zwróciła się w jego stronę a dłoń w której trzymała rękawiczki drgnęła jakby chciała go uderzyć.
Zdziwiła się, że Syriusz nazwał ją przyjaciółką w końcu spędzili razem ledwie parę wieczorów w bibliotece i była pewna, że obaj z Jamesem wkrótce powrócą do ignorowania jej jak przez pierwsze pół roku szkoły.
-Po raz kolejny proszę wszystkich o spokój - powiedział Dumbledore który chyba sam był coraz bardziej znużony i zażenowany całą sytuacją.
- Syriuszu, James, Jacqueline, chciałbym żebyście powiedzieli czy w związku z incydentem z panem Barettsem potrzebujecie jakiejkolwiek pomocy ze strony mojej lub profesor McGonagall. Wiem, że to mogło być dla was bardzo stresujące przeżycie dlatego chciałbym, żebyśmy wszyscy postarali się, żeby na nikim nie odbiło się ono negatywnie.
-Na nikim oprócz pana Barettsa? - zapytała Jacqueline zanim zdołała ugryźć się w język.
Na jej słowa James parsknął tłumionym śmiechem a Syriusz wbił wzrok w ścianę i przygryzł wargi i było oczywiste, że również dusi się ze śmiechu.
-Przepraszam - wymruczała i spuściła wzrok kiedy Dumbledore skierował na nią przenikliwe spojrzenie
-Cóż, nie wydaje się żeby dzieci były szczególnie straumatyzowane- zauważyła mama Jamesa patrząc na całą trójkę po kolei i również lekko się uśmiechając.
-James, wszystko w porządku? Powiedz prawdę - zwróciła się do syna
-Tak mamo, nic mi nie jest. Przyznaje, że na początku trochę... spanikowaliśmy ale to trwało tylko chwilę - Jacqueline uniosła brwi zaskoczona, nie miała pojęcia po co James w ogóle wraca do tego tematu. Według niej powinni jak naszybciej zakończyć tę farsę i rozejść się zanim miedzy Blackami a Kieranem i Potterami dojdzie do rękoczynów
- Jacqueline chyba najbardziej z nas zachowała zimną krew - kontynuował James a Syriusz skinął lekko głową, obaj chyba byli lekko zawstydzeni początkowym pomysłem żeby wrócić do pokoju wspólnego i udać, że nic się nie stało żeby uniknąć kłopotów.
-Bardzo dobrze, panno O'Hara mogę zakładać, że nadal wszystko jest z panią w porządku? - zapytał Dumbledore. Jacqueline miała na końcu języka pytanie skąd pewność, że kiedykolwiek wszystko było w porządku ale tym razem zdołała się powstrzymać.
-Tak, oczywiście - powiedziała
-Syriuszu? - zapytał Dumbledore
-Nic mi nie jest - zapewnił lakonicznie Syriusz który chyba podzielał zdanie Jacqueline, że należy jak najszybciej wydostać się z gabinetu.
-Hmm dobrze, w takim razie to chyba wszystko. Mają państwo jakieś pytania lub uwagi? - zapytał
-Mogliśmy po prostu wypić kolejkę whiskey za duszę pana bibliotekarza - rzucił Kieran pod nosem co wyraźnie rozbawiło zarówno Potterów i Syriusza jak i Dumbledore'a
-Cóż, jeśli mają państwo czas jestem pewien, że Rosmerta znajdzie jakąś przyzwoitą butelkę - powiedział dyrektor - Ja zapraszam.
-Bardzo chętnie dyrektorze - powiedział ojciec Jamesa
-Czemu nie ? - powiedział Kieran który chyba sam był zdziwiony, że Dumbledore podłapał jego luźną uwagę
-Pozwolą państwo, że przed powrotem do domu porozmawiamy z synem na osobności? - rzucił ojciec Syriusza w stronę Dumbledore'a i profesor McGongall, właściwie to nie było pytanie tylko stwierdzenie faktu.
-Oczywiście - potwierdził dyrektor
-W takim razie żegnam - rzucił Orion, skinął krótko głową w stronę Dumbledore'a i chwycił Syriusza za bark prowadząc go przed sobą do wyjścia z gabinetu. Jego żona nie raczyła się nawet odezwać wychodząc za nim.
-Urocza pogawędka, do następnego razu! - rzucił za nimi Kieran na chwilę zanim Walburgia zamknęła za sobą drzwi więc oboje musieli go usłyszeć. James i Jacqueline spojrzeli na siebie i oboje szybko odwrócili wzrok żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Kieran... - Dumbledore pokręcił głową
-Przepraszam dyrektorze, czasem człowiek nie jest w stanie reagować inaczej na głupotę niż ją wyśmiać.
-Najgorsze, że myślących w ten sposób jest coraz więcej - westchnął ojciec Jamesa
-Tak... niestety widać to na każdym kroku - zgodził się Kieran a Jacqueline zaczęła się zastanawiać co ma na myśli. Z tego co wiedziała irlandzkie czarodziejskie rody były o wiele bardziej otwarte na mugoli i czarodziejów mugolskiego pochodzenia niż samozwańcza arystokracja z Anglii wśród której najwyraźniej Blackowie wiedli prym.
Z drugiej strony... czytała ostatnio w Proroku Codziennym wypowiedź jakiegoś czarodzieja z Derry który twierdził, że skoro mugole nie potrafią sami doprowadzić swoich spraw do porządku być może trzeba zrobić to za nich co brzmiało dość złowieszczo. Jacqueline spojrzała na Kierana i zastanowiła się ile tak naprawdę przykrywa ten serdeczny uśmiech.
-Dyrektorze, pani profesor, właściwe to chciałbym zapytać o incydent o którym wspomniała pani w poprzednim liście - zaczął Kieran tym razem bez cienia wesołości w głosie
- O ile dobrze pamietam to podczas rozmowy z Deirdre zapewniała ją pani, że w Hogwarcie żadne uprzedzenia na tle narodowości nie są tolerowane a mimo to Jacqueline została zaatakowana. Dlaczego do tego doszło? - Jacqueline zdziwiła się, że Kieran wraca do tej głupiej bójki, w domu przepychanki z dziećmi protestantów były na porządku dziennym więc nawet ona sama zbytnio się nie zdziwiła kiedy w Hogwarcie w końcu też ktoś się do niej przyczepił.
-Przecież nic się nie stało - wtrąciła
-Jackie, cieszę się, że potrafisz się obronić w razie potrzeby ale sęk w tym, że nie powinnaś musieć tego robić - powiedział stanowczo Kieran
-Masz świętą racje Kieranie, to, że doszło do tej sytuacji to nasza porażka jako grona nauczycielskiego za którą bardzo przepraszam. Przekaż pani O'Harze, że nigdy więcej się to nie powtórzy - zapewnił Dumbledore
-Oczywiście przekażę, aczkolwiek na ile ją znam to pani O'Hara nie ma zwyczaju wierzyć w obietnice obcych ludzi więc proszę po prostu nie dopuścić do kolejnej sytuacji tego typu -
Jacqueline zauważyła, ze zarówno James jak i jego rodzice patrzą na Kierana z mieszaniną niedowierzania i podziwu. Najwyraźniej nie mieściło im się w głowach, ze ktoś może odnosić się do szacownego dyrektora bez czołobitności a wręcz przywoływać go do porządku.
-Oczywiście.
-Skoro tak z mojej strony to wszystko, dziękuje dyrektorze. - Kieran skinął lekko głową w stronę Dumbledore'a
-W takim razie zapraszam wszystkich państwa Pod Trzy Miotły, Jacqueline i James mogą nas odprowadzić do bramy, myśle że spacer dobrze wszystkim zrobi - Dumbledore przywołał zaklęciem kurtki Jamesa i Jacqueline i wszyscy wyszli z gabinetu.
-Całkiem miło wrócić na chwilę do szkoły - rzucił Kieran kiedy przemierzali korytarze -Człowiek od razu czuje się młodszy.
-Co racja, to racja - przyznał ojciec Jamesa
-Niektórzy z nas są wręcz w odwrotnej sytuacji, czują całą siłę swojego wieku patrząc na niegdysiejszych uczniów - wtrącił Dumbledore co wywołało uprzejmy śmiech rodziców Jamesa i Kierana.
Kiedy wyszli z zamku na błonia podzielili się na trzy grupki z profesor McGonagall i profesorem Dumbledore'm na przedzie, dalej Jamesem i jego rodzicami oraz Kieranem i Jacqueline zamykającymi pochód.
-Mama była zła, że narozrabiałam? - zapytała Jacqueline Kierana kiedy oddalili się na tyle, że raczej nikt ich nie słyszał.
-Nie, była zła, że ktoś cię zaatakował, co do późniejszych wypadków to chyba nawet się cieszyła, że znalazłaś jakiś kompanów do brojenia - zaśmiał się Kieran - Ci chłopcy są w porządku? Rodzice tego Syriusza wydają się być hmmm....
-Wszystkim czego nienawidzisz? - domyśliła się Jacqueline
-Taaak, to dość trafne określenie.
-Syriusz chyba sam też za nimi nie przepada, wydaje mi się, że on jest całkiem inny... całkiem w porządku - zastanowiła się Jacqueline
-Jackie, posłuchaj mnie - Kieran zatrzymał się na chwili i spojrzał na nią przenikliwie -Cieszę się, że masz nowych przyjaciół ale...
-Nie jestem pewna czy jesteśmy przyjaciółmi - wtrąciła
... nie ufaj nikomu w ciemno, pamiętaj, że oni nie są tacy jak my...
-Wiem - przerwała mu znowu
...i pewnych rzeczy nie zrozumieją - spojrzał na nią z troską
-Wiem - powtórzyła - Nic nikomu nie mówię. Zresztą Syriusz i James są tak zapatrzeni w siebie nawzajem, że i tak nie mają pojęcia co się dzieje wkoło nich - Kieran uśmiechnął się blado
- Bo są dziećmi, mo bheag* - stwierdził. W międzyczasie doszli do głównej bramy Hogwartu gdzie James został wyściskany przez rodziców, Kieran również krótko uściskał Jacqueline.
- Trzymaj się, lassie.
-Ty też - powiedziała
-Do zobaczenia Jacqueline, pomimo okoliczności bardzo miło było cię poznać - powiedziała do niej pani Potter i uśmiechnęła się ciepło. Jacqueline zaskoczona odruchowo uniosła brwi.
-Dziękuję, państwa też miło było poznać - powiedziała i spojrzała na Jamesa jakby chciała się upewnić, że jego mama sobie z niej nie żartuje. Wszyscy się pożegnali i rodzice Jamesa, Kieran, dyrektor i profesor McGonagall wyszli przez bramę Hogwartu i udali się do Hogesmeade a James i Jacqueline zawrócili w stronę zamku.
-Twoja mama jest bardzo miła - przyznała Jacqueline w drodze powrotnej do zamku
-Owszem jest, ona lubi wszystkich - zaśmiał się - No prawie - przyznał po chwili
-Myślisz, że Syriusz będzie miał kłopoty? - zapytała domyślając się, co James ma na myśli
-Pewnie tak, już wcześniej jego rodzice byli na niego źli, że nie trafił do Slytherinu i że przyjaźni się ze mną Peterem i Remusem.
-Niby czemu, przecież żaden z was nie jest mugolakiem? Zresztą po co im mówił z kim się przyjaźni? - Jacqueline trochę się gubiła w logice którą zdawali się kierować czarodzieje czystej krwi.
-Nie mówił, jego kuzynka doniosła jego rodzicom.
-Kuzynka? -zdziwiła się
-Narcyza, taka wysoka blondynka z piątej klasy.
-Aaa chyba wiem, ona jest bardzo ładna - przyznała
-I nieznośna z tego co mówił Syriusz - westchnął James
-A wiesz o co chodziło z tym portretem? Czemu ten typ zaczął się wtrącać?
-To pradziadek Syriusza.
-Serio? Jego pradziadek był dyrektorem Hogwartu? Kurde, nieźle - przyznała, najwyraźniej członkowie rodziny Syriusza byli większymi szychami w świecie czarodziejów niż jej się mogło wydawać.
-Nie ma o czym mówić, był okropnym nauczycielem i okropnym dyrektorem - usłyszeli z boku, Syriusz siedział po drugiej rozłożystego dębu który właśnie mijali.
Jacqueline zauważyła, że jest bledszy niż zazwyczaj a lekko kpiący uśmiech który zwykle zdobił jego twarz zniknął. Prawdę mówiąc wyglądał jakby chciało mu się wymiotować. Wstał i otrzepał szatę kiedy James i Jacqueline do niego podeszli.
-Ja tylko...- zaczęła Jacqueline ale sama nie była pewna co chce powiedzieć.
-Spoko - mruknął
-Wszystko w porządku? - zapytał James
-Poszli sobie więc już tak - Syriusz zmusił się do słabego uśmiechu a James i Jacqueline zamilkli niepewni co powiedzieć. Jacqueline była pewna, że Syriusz nie zniósłby żadnych wyrazów współczucia czy litości dlatego postanowiła rozładować atmosferę.
-Wybacz, że wypytywałam Jamesa ale wiesz... dzikuski z kolonii nie mają pojęcia o masie rzeczy - uśmiechnęła się trochę złośliwe
-Przepraszam za to... - zaczął zmieszany ale Jacqueline nie dała mu dokończyć
-Nie ma za co, ja się nie przejmuję cudzym gadaniem. Jestem dumna z tego kim jestem i wybacz ale zdanie twojego taty tego nie zmieni - Syriusz posłał jej coś na kształt bladego uśmiechu.
-Dobrze to słyszeć - powiedział - Ten Kieran to twój...ojczym? - zapytał niepewnie na co Jacqueline wybuchnęła śmiechem
-Nie, to... znajomy, moja mama nawet nie za bardzo go lubi...
-Ja go lubię, świetny gość - przyznał Syriusz
-Ja też - wtrącił James
-Ja też go lubię - przyznała Jacqueline - Większość rzeczy o magii dowiedziałam się od niego ale moja mama... - przerwała niepewna co powiedzieć, mówiąc, że mama nie ufa czarodziejom musiałaby wdać się w dyskusje o ojcu a na to nie miała ochoty
-No, ona to ona a ja to ja - dokończyła koślawo
-Nie pamietam kiedy ostatnio ktoś tak zdenerwował moja matkę, podziękuj mu ode mnie jak będziesz do niego pisać - rzucił Syriusz
-Rozumiem, że to dobrze? - domyśliła się Jacqueline
-Najlepiej - znowu postarał się uśmiechnąć choć uśmiech nie objął jego oczu.
-Niepotrzebnie mówiłeś, że się przyjaźnimy, to ją tak zdenerwowało - mruknęła Jaqueline pod nosem
-Przecież to prawda - wtrącił James
-Właśnie.
-Tak? Nie sądziłam, ze będziecie chcieli się ze mną zadawać jak już odbębnimy wszystkie szlabany - przyznała patrząc gdzieś w bok
-Żartujesz? Zabiliśmy razem faceta, nie mamy już innego wyjścia jak zostać przyjaciółmi na śmierć i życie! - zapalił się James a Jaqueline wybuchnęła śmiechem.
-Dokładnie, poza tym, masz dwie z czterech cech których moi rodzice nienawidzą najbardziej na świecie a może zauważyłaś, że moją życiową ambicją jest doprowadzanie ich do szału.
-Co to za cztery cechy? - zapytał James a Syriusz zaczął wyliczać na palcach
-Szla... mugolaki, zdrajcy krwi, mieszańcy, Irlandczycy. Więc sama widzisz, że choćbym chciał nie mogę przepuścić takiej okazji - powiedział i tym razem patrząc na nią uśmiechnął się naprawdę a jego szare oczu tylko z pozoru podobne do tych które miał jego ojciec zalśniły radością.
-Jesteście obaj nienormalni! - zaśmiała się na głos. Nie chciała przyznać nawet sama przed sobą jak wiele znaczyły dla niej ich słowa i jaką radością napełniła ją myśl, że być może właśnie znalazła prawdziwych przyjaciół.
-Dokładnie, dlatego wszyscy do siebie pasujemy, ty też jesteś zdrowo walnięta - powiedział James
-No cóż... nie mam zamiaru zaprzeczać. - zaśmiała się i wszyscy razem wrócili do zamku na kolacje.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* mo bheag - "moja mała"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top