8

Lexi...

Poprawiłam się na siedzeniu fotela, starając się znaleźć jak najlepszą pozycję do spania. Nienawidzę latać. Szczególnie tak jak teraz, gdy z jednego końca kraju, muszę się dostać na drugi.

- Przestaniesz się kokosić?

Spojrzałam na siedzącego obok mnie Graysona, wykrzywiając się na widok jego całkowicie zrelaksowanej twarzy. Nie rozumiem, jak on może tak sobie spokojnie leżeć. Jest wielkim facetem, który ledwo zmieścił te swoje twarde mięśnie w fotel. Nawet pierwsza klasa nie gwarantuje luksusów, gdy masz człeniu, prawie dwa metry wzrostu. Odetchnęłam głęboko...

- Przestaniesz tak wzdychać?

- Jeszcze jedno słowo, profesorku, a naprawdę zaczniesz żałować, że zaproponowałeś mi wspólną podróż – wyszeptałam. – Potrafię być wredna.

Szeroką piersią Graysona wstrząsnął spazm śmiechu, jedna powieka uniosła się w górę, odsłaniając iskrzące się wesołością czarne oko.

- Czy ty kiedykolwiek przestajesz się poruszać? – zapytał z uśmiechem. – Mam informacje z pierwszej ręki, że nawet kiedy śpisz wciąż się kręcisz. Kobieto, ile ty masz energii w tym małym...

- W tym momencie swojej wypowiedzi powinieneś się zastanowić nad tym, czy chcesz ponieść ryzyko i dokończyć to, co chciałeś powiedzieć.

- Nie pozwalasz mi się zdrzemnąć, kobieto – wystękał.

- Jak ty w ogóle możesz spać w samolocie? Te fotele są cholernie niewygodne.

- Nauczyłem się spać wszędzie i na wszystkim – wyjaśnił wyciągając ramię w moją stronę i przyciągając mnie do swojej piersi. – Dyżury w szpitalu nauczą niemożliwego. Łącznie ze spaniem na stojąco. A teraz, przytul się i daj mężczyźnie się trochę przespać, marudo.

Jeszcze chwilę pokokosiłam się na siedzeniu, powzdychałam układając się i z dłonią pod policzkiem, w końcu pozwoliłam sobie na zamknięcie oczu...

***

- Mała Iskierko?

- Hymm? – mruknęłam wsłuchując się w bicie serca pod policzkiem.

- Obudź się. Niedługo podchodzimy do lądowania.

Poruszyłam się, starając się rozprostować zesztywniałe mięśnie. O dziwo, czułam się całkiem nieźle, jak na osobę, która kilka godzin przespała w lotniczym fotelu. Otworzyłam oczy, mrugając powiekami, gdy jasne światło pokładowe zaatakowało moje tęczówki. Dziwna sprawa... Miałam nieprzeparte wrażenie, że mój fotel się porusza...

Spojrzałam w dół. Potem w bok. Zacisnęłam powieki przeklinając pod nosem.

- Powiedz, że tego nie zrobiłam – wymamrotałam speszona.

- Czego nie zrobiłaś? – tym razem dokładnie poczułam, jak unoszę się wraz z ruchem szerokiej klatki piersiowej.

Zsunęłam się z kolan Graysona czując, jak moje policzki zaczynają płonąć. Nie tylko dlatego, że jak się wydaje, spędziłam kilka godzin wtulona w to gorące męskie ciało, ale też z powodu pewnej...

- Cholera jasna!

- Przepraszam! – pisnęłam, gdy niechcący oparłam się ręką o dość duży i twardy problem Graysona. Opadłam na swój fotel zakrywając twarz dłońmi. – To jest takie żenujące...

Chciałam zniknąć, zwinąć się w małą kulkę i zniknąć. Jezu! Spałam na nim, siedziałam mu na kolanach, podczas gdy... O Boże! Słowo, nie jestem z tych co się rumienią na widok męskiego fiuta, ale spróbujcie postawić się w mojej sytuacji.

- Alexia? Spójrz na mnie, skarbie – szorstkie opuszki musnęły moje palce, odginając je od mojej zaczerwienionej twarzy. Poczułam ciepły oddech na policzku, gdy Grayson zaczął chichotać. – Powinnaś się cieszyć, że nie widziałaś, do jakiego stanu doprowadziłaś mnie, gdy z tobą spałem.

- Przestań!

- Mała Iskierko, nie mam zamiaru ukrywać tego, jak na mnie działasz, ale nie zrobię nic więcej. Już ci powiedziałem, że nie posunę się dalej, bo nie należysz do mnie.

- Do nikogo nie należę – syknęłam, zerkając przez palce na pochylonego nade mną Graysona.

Szkoda, cholernie szkoda, że nie czuję tych wszystkich latających dinozaurów, gdy jest blisko. Tego pomieszania, ekscytacji i całej masy innych uczuć, których doświadczam w pobliżu Sebastiano. To takie niesprawiedliwe.

- Tak myślisz? – zaśmiał się kręcą głową.

Może tylko mi się wydawało, ale szepnął coś co zabrzmiało jak zobaczymy jak cię dopadnie. Cokolwiek miało to znaczyć. Usiadłam wygodnie w fotelu, zapinając pas i zerkając w wyłaniający się za okrągłym okienkiem samolotu widok Nowego Yorku. Wygląda na to, że czeka na mnie słoneczny dzień. Może nie taki upalny jak w Los Angeles, ale nie mam zamiaru narzekać. Odbębnię spotkanie, może trochę pozwiedzam, a potem niestety, trzeba będzie wracać do klatki.

Bez problemów przeszliśmy odprawę. Idąc obok Graysona rozglądałam się z ciekawością po lotnisku. Zastanawiałam się, gdzie ci wszyscy ludzie tak pędzą.

- Grayson, poczekaj – zatrzymałam się przed wyjściem z hali lotniska, pociągając mężczyznę za rękę.

- Co się stało? – zapytał, ale nie patrzył na mnie, tylko na otaczający nas wielobarwny tłum podróżnych. Jedni przylatywali, drudzy odlatywali...

- Wezmę taksówkę i odezwę się od ciebie, gdy będę już w hotelu. Mam spotkanie o drugiej po południu, ale jak znajdziesz czas, to możemy spotkać się na kolacji. Przynajmniej w ten sposób mogę ci się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.

Przez chwilę patrzył na mnie nieruchomym wzrokiem. Zmarszczył delikatnie brwi, zaciskając usta. Uniósł dłoń, przesuwając palcami po moim policzku, a mi od razu przypomniała się niedawna pobudka na kolanach i na erekcji Graysona.

- Przestań się tak rumienić – parsknął śmiechem. – Wcale mi nie ułatwiasz, Mała Iskierko. A co do tego... Mam tutaj samochód, czeka na nas przed lotniskiem. Zawiozę cię do hotelu, chociaż wolałbym, żebyś pojechała ze mną i zatrzymała się w moim mieszkaniu.

- Nie mam mowy. Nie zgadzam się. Mam już zarezerwowany pokój w hotelu.

- Gdzie? – zapytał wzdychając.

- The Plaza na 5th Avenue.

- Chodź, zawiozę cię – mruknął kładąc dłoń w dole moich pleców i delikatnie popychając do przodu. – Nie podoba mi się to, ale przynajmniej hotel jest w porządku.

Uśmiechnęłam się, słysząc znowu to jego plemienne mamrotanie. Brzmiało dziwnie, ale seksownie. Ciepłe powietrze otuliło mnie, gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz. Nie było tak duszno, jak a Los Angeles, za co podziękowałam w duchu, patrząc na moje czarne spodnie. Uniosłam brew, widząc wielką furę zaparkowaną przed wejściem. Pokręciłam głową, śmiejąc się cicho. Faceci i ich zabawki. Mówiąc szczerze, po tym jak zobaczyłam jak mieszka, spodziewałabym się jakiegoś kolejnego sportowego cacka. Przewiózł mnie już swoim Porsche 911, ale to?

- Przestań się chichrać. Lubię jeździć dobrymi samochodami.

- Bentley?

- Bardzo wygodny – rzucił przez ramię chowając do bagażnika nasze bagaże.

- Ale Bentley? Serio?

Nie zdawałam sobie sprawy, że zaczęliśmy wzbudzać zainteresowanie. Niedaleko od nas zaparkowali motocykliści, a kilku z nich stało całkiem blisko mnie, przysłuchując się, jak nabijam się z Graysona. Profesorek chyba nie poznał się na moich żartach. Spojrzał na wielkich wytatuowanych mężczyzn takim wzrokiem, że ja sama dałabym nogę i to w popłochu. Jednak moja walizka znajdowała się już w bagażniku, a w niej miałam wszystkie swoje rzeczy.

- Oj, oj... Po co te humorki.

- Radzę ci wsiadać – mruknął otwierając mi drzwi od strony pasażera. – Teraz, Alexia.

Wciąż śmiejąc się cicho, wsunęłam się do środka. Wnętrze wyglądało jak pojazd kosmiczny. Nawet moje Q5 nie miało takich bajerów. Obawiałam się jednak, że Grayson całkowicie stracił swoje poczucie humoru. Odwróciłam twarz, gdy tylko wsiadł do środka, trzaskając energicznie drzwiczkami. Może nie powinnam tak przy ludziach, ale rozumiecie... On się tak ładnie wkurzał!

- Doigrasz się kiedyś, zobaczysz – mruknął ruszając z piskiem opon, aż wbiło mnie w siedzenie. – Jest kilka rzeczy, które powinnaś wiedzieć o facetach. Nie zabierasz im kluczyków od samochodu, nie prosisz, żeby pożyczyli ci swoje ukochane auto, bo ty musisz jechać do centrum na wyprzedaż i nigdy, ale to nigdy, nie śmiejesz się z ich samochodów.

- Rozumiem, że na przykład, przestrzelić oponę to już można?

- Skarbie, za takie coś, to nawet ciebie sprałbym po gołym tyłku – odpowiedział poważnym tonem. – A co? Narozrabiałaś? – spojrzał na mnie odrywając na chwilę wzrok od przedniej szyby.

- Bez komentarza – tym razem to ja straciłam humor.

- Czyli narozrabiałaś – zaśmiał się kręcąc głową. – A powiesz mi, skarbie, za co dokładnie dostaniesz klapsy? Jako facet powiem ci, czy warto układać się z Sebastiano i na ile możesz się targować.

Dosłownie poczułam to na pośladkach! Ten piekący ból i palenie skóry. Nerwowo poruszyłam się na fotelu, zastanawiając się, czy faktycznie, aż tak się wściekł za głupią oponę. Wcisnęłam dłonie pod uda, żeby nie zauważył jak zaczęły mi się trząść palce.

- A ty ile byś dał? – wyrwało mi się ciche pytanie.

- Zależy jakie auto – wzruszył ramionami co chwilę zerkając we wsteczne lusterko. – Za Bentleya... Jakieś dziesięć. Za Porsche dwadzieścia.

O Boże! Zdaje się, że ten samochodzik Sebastiano był nieco droższy od Porsche Santa. Jezu, Jezu, Jezu! Co teraz?

- Co tam mamroczesz?

- Bolid – mruknęłam.

- Co? Powiedz wyraźnie.

- To był bolid – wysyczałam. – Maclaren.

Zapadła cisza. Grayson spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym właśnie przyznała się do spalenia Deklaracji Niepodległości i to oryginału. Przełknęłam tkwiącą w gardle gulę wielkości piłeczki tenisowej, zastanawiając się, jak wygląda życie w Nowym Yorku i jak szybko znalazłabym pracę.

- Chcesz mi powiedzieć, że przestrzeliłaś oponę w cholernym Maclarenie? – wyszeptał, jakby wypowiadał na głos największy grzech śmiertelny. – Jezu, dziewczyno! Z tego co wiem, to ten samochód to cholerne oczko w głowie Riiny. Tych cudeniek jest kilkadziesiąt na całym świecie i nie ma możliwości zamówienia sobie nowego. A ty... Matko święta... To profanacja. To...

- Na biednego nie trafiło - rzuciłam z krzywym uśmiechem.

Zdaje się, że Graysonowi zabrakło słów. Co chwilę zerkał na mnie z niedowierzaniem. Gdzieś tam w głębi tych czarnych oczu widziałam maleńką iskierkę wesołości, bo powiedzcie same, trzeba mieć naprawdę wielkie jaja, żeby przestrzelić oponę i to bossowi mafii. Tylko ja mam takie durne pomysły.

Ale wiecie co? Nie żałuję, a co! Przynajmniej będę wiedziała, za co boli mnie tyłek. Jak będę miała szczęście, to znajdę pracę w Nowym Yorku i nie wrócę do Los Angeles. Hymm... Spojrzałam kątem oka na milczącego Graysona.

- Nawet na mnie nie patrz – odezwał się nie patrząc na mnie. - Nie pomogę ci. Narozrabiałaś, to teraz musisz ponieść konsekwencje.

- Przecież to tylko samochód. Nie rozumiem. Sebastiano też się wściekł – wymamrotałam. – Panikarze.

- Nie, Mała Iskierko. Nie będę z tobą nawet podejmował dyskusji na ten temat. Jedyne co ci mogę poradzić, to nie wkurzaj Riiny bardziej niż już to zrobiłaś, rozwalając mu oponę. Nie znam bardziej opanowanego gościa, ale są rzeczy, których każdy facet nie popuści.

To chyba mówimy o dwóch innych facetach, ba ja znam tylko tego furiata, który wiecznie się wścieka. Teraz wizja tego faceta, opętanego żądzą zemsty za kawałek gumy, pozbawiła mnie tej brawury, z jaką do tej pory podchodziłam do całej sprawy. Wielkie mi hallo! Robią taką aferę, jakbym przedziurawiła mu wszystkie gumki, jakie ma w portfelu, a to przecież tylko mała oponka. Poza tym, należało mu się za całokształt, a przede wszystkim za to, co zrobił w klubie. On wiedział, kim jestem. Wiedział, a mimo to przeleciał mnie, podając się za kogoś innego. A potem co? Wystarczyły dwa dni, a miał swoją zołzowatą modelkę i jeszcze kazał mi tego słuchać. Niech się wali!

W całkowitym milczeniu dojechaliśmy do mojego hotelu. Gdybym mogła przesunąć spotkanie, bez namysłu bym to zrobiła. Rozmowa z Graysonem całkowicie pozbawiła mnie dobrego humoru.

- Hej, przestań się boczyć, skarbie.

Stałam na chodniku przed jednym z najlepszych hoteli w Nowym Yorku, czekając, aż Grayson raczy oddać porterowi moją walizkę. Czarne oczy ani na chwilę nie opuściły mojej twarzy, jakby szukał na niej przyczyn mojego podłego humoru.

- Alexia? Przepraszam, jeżeli...

- Przestań – powstrzymałam dalsze słowa uniesieniem dłoni. – Widzicie wszystko tylko z waszego punktu widzenia. Miałam prawo dać mu nauczkę. Może nie powinnam strzelać w oponę jego wypasionej fury, ale akurat w tamtej chwili miałam tylko to do wyboru.

- Czy teraz przez tę głupią rozmowę przestaniesz się do mnie odzywać?

- Nie, bo to nie na ciebie jestem zła – wyznałam szczerze. – Po prostu, ta rozmowa przypomniała mi o czymś.

- To mogę liczyć na obiecaną kolację?

- Jasne, profesorku – parsknęłam, gdy zabawnie poruszył brwiami. – Odezwę się do ciebie po spotkaniu.

Stanęłam na palcach, bo nawet na obcasach byłam za niska i pocałowałam Graysona w policzek. W mojej głowie eksplodował obraz dzisiejszej pobudki w samolocie i ponownie poczułam, jak moje policzki robią się gorące z zażenowania. Odwróciłam się na pięcie i pognałam do głównego wejścia, żeby nie zauważył, co się ze mną dzieje.

Dopiero, gdy stanęłam w lobby dotarło do mnie, gdzie się znajduję. Jasna cholera! Szukając hotelu, brałam głownie pod uwagę odległość do siedziby GABROTH.CONSTRUCTIONS. Z tego miejsca miałam do przejścia niespełna dwie przecznice. Odchodzi przebijanie się taksówką w popołudniowych korkach. Sam hotel był bez znaczenia, dopóki się w nim nie znalazłam. Teraz to zaszalałam, pomyślałam widząc luksusowe pomieszczenia. Przecież w tym hotelu kręcili wiele filmów, pomyślałam odbierając z recepcji klucz. Posłałam zmęczony uśmiech recepcjonistce, dziwiąc się, że dziewczyna nie jest aktorką. Wszystko w tym miejscu aż krzyczało, mam kasę!

W pokoju rzuciłam się na łóżko, wbijając wzrok w sufit. Dochodziła dwunasta. Przez cholerne korki podróż z lotniska trwała całą wieczność. Z jękiem podniosłam się bo jak będę tak zalegała, to spóźnię się na spotkanie.

Zdążyłam odświeżyć się po podróży i zjeść lekki lunch w pokoju. Sprawdziłam w nawigacji odległość z hotelu do firmy budowlanej. Ubrałam się i w pół do drugiej opuściłam pokój. Podejrzewam, że czas podany na pokonanie dystansu nie uwzględniał szpilek, a raczej sportowe obuwie. Nie spiesząc się, przeszłam całą drogę rozglądając się z ciekawością.

Nowy York był tak inny od Los Angeles, a jednak były rzeczy, które łączyły te dwa miasta. Choćby ten diabelny pośpiech, z jakim ludzie mijali mnie na ulicy. Tak wygląda nasze życie, niestety. Pędzimy na złamanie karku, wpinając się coraz wyżej na korporacyjnej drabinie, a potem wystarczy jeden nieostrożny krok, źle odliczone ryzyko i lecisz na łeb na szyję w dół.

Docierając do celu stanęłam przed oszklonym drapaczem, unosząc głowę w górę. W ciemnoniebieskich szybach odbijało się błękitne niebo usiane białymi chmurkami. Gdzieś nad szczytem majaczyły wielkie litery GABROTH, czyli cały budynek należał do firmy. Nie jestem architektem, ale przypominał trochę Two California Plaza. Oczywiście inny kształt, ale ten sam luksus i dbałość o każdy detal. Podejrzewam nawet, że ptaki mają surowy zakaz przelatywania obok budynku, tak aby nic im się przez przypadek nie wymsknęło, zapaskudzając nieskazitelny widok przez okna.

Weszłam do lobby, kierując się od razu do stanowiska recepcji, połączonej z ochroną. Już chyba nic na mnie nie robi wrażenia, nawet pół tuzina umięśnionych i uzbrojonych mężczyzn, wyglądem przypominających bokserów wagi ciężkiej.

Z jednorazową przepustką, w towarzystwie milczącego ochroniarza wjechałam na najwyższe piętro budynku. Wysiadając z windy podeszłam do recepcji, za którą stały trzy kolejne uśmiechnięte kandydatki na aktorki. Wiecie, wygląd, że mucha nie siada. Białe ząbki, cycki u góry i odpowiednio wyeksponowane nogi do nieba...

- Dzień dobry. Jestem umówiona na spotkanie z panem Jackson – zwróciłam się do brunetki, która jako jedyna nie wisiała w tej chwili na telefonie.

- Pani z R&R. Corporation? Szef już na panią czeka. Proszę za mną, wskażę drogę.

Zdziwiona, że będę miała spotkanie z samym szefem, ruszyłam za dziewczyną, dyskretnie rozglądając się dookoła. Podobnie jak w każdym większym biurze, całość powierzchni podzielona była na mniejsze biura. Znajdowały się one wzdłuż całej oszklonej ściany, ale oddzielone od siebie szklanymi ścianami nie zabierały dziennego światła. Nie było szansy na extra kawę, czy cokolwiek innego, gdy każdy widział co robisz. Zero prywatności, pomyślałam dziękując Bogu, że przynajmniej moje biuro jest oddzielone od reszty solidną ścianą.

Na końcu korytarza znajdowały się o dziwo drzwi, całkiem pokaźne i osadzone w normalnej ścianie, a nie kawałku szkła. Zauważyłam, że dalej znajdują się jeszcze przynajmniej cztery pary drzwi, czyli prawdopodobnie, dotarłam do części zajmowanej przez całe szefostwo. Recepcjonistka otworzyła przede mną drzwi i znalazłam się w obszernym biurze.

Kolejna uśmiechnięta dziewczyna siedząca za biurkiem i kolejny sztuczny uśmiech, z jakim mnie tutaj powitano. Uwielbiany przeze mnie świat plastików. Żeby nie męczyć oczy doskonałością ludzkiego ciała, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na ścianach z surowego betonu wisiały czarnobiałe zdjęcia budynków. Od wielkich drapaczy, po kompleksy handlowe, hotele, a nawet eleganckie domy. Niezłe portfolio, o ile to są rzeczywiście zdjęcia przedstawiające budynki zbudowane przez firmę. Z jednej strony duże biurko, za którym siedziała wspomniana już przeze mnie miss sztuczności, za jej plecami jakiś korytarz, a po drugiej stronie gustowne fotele, oddzielone od siebie stolikami. Trochę zieleni, trochę koloru w postaci branżowych czasopism.

Na kolejnej ścianie znajdowały się podwójne drzwi, jak mogę się domyślać, do gabinetu szefa.

- Jo, pani jest z R&R Corporation z Los Angeles.

- A tak... Pan Jackson jest w tej chwili na spotkaniu, ale powinien zdążyć. Proszę usiąść – wstała wskazując mi machnięciem wypielęgnowanej dłoni fotele. – Podać pani coś do picia? Kawa? Herbata? Sok?

- Nie, dziękuję. Z chęcią jednak skorzystałabym z łazienki.

Miałam jeszcze co najmniej osiem minut do umówionego spotkania. Byłam zgrzana po tym spacerku w słońcu i chciałam choć trochę się odświeżyć.

- Oczywiście. Tym korytarzem, pierwsze drzwi po prawej – wskazała kierunek.

Minęłam jej biurko i podążając za wskazówkami weszłam do damskiej łazienki. Umyłam tylko spocone dłonie i już wychodziłam, gdy dotarł do mnie męski głos i odgłos kroków.

- To ich ostatnia szansa. Jeżeli ponownie odwołają spotkanie, kładziemy na to lachę. Nie będę czekał w nieskończoność. Gonią nas terminy.

Nie zdążyłam zrobić kroku do tyłu, gdy potężna sylwetka mężczyzny pojawiła się przede mną. Odbiłam się od twardego ciała, wpadając na drzwi za mną. Krzyknęłam, czując jak klamka wbija mi się w plecy. Przed upadkiem uchroniły mnie męskie ramiona, które zacisnęły się na mnie podrywając w górę.

- Ja pieprzę... - usłyszałam przy uchu przerażony ochrypły szept. – Nic ci nie jest?

Zamrugałam powiekami bo w słabo oświetlonym korytarzu nie widziała dokładnie twarzy mężczyzny. Położyłam dłoń na ramieniu, którym wciąż mnie do siebie przyciskał, starając się zachować dystans. Cudowny zapach męskich perfum wypełniał moje płuca przy każdym oddechu.

- W porządku. To moja wina, przepraszam.

- Nie, to ja nie patrzyłem jak idę. Na pewno wszystko w porządku?

- Tak, tak... - uniosłam głowę i uśmiechnęłam się. – Dziękuję za ratunek. A teraz przepraszam, ale jestem umówiona.

Dopiero chyba w tej chwili mężczyzna zorientował się, że wciąż trzyma mnie w uścisku. Mamrocząc przeprosiny, cofnął się odchodząc korytarzem w przeciwną stronę. Cholera, będę miała siniaka, pomyślałam masując obolałe plecy, ale to faktycznie była moja wina. Gdybym nie zatrzymała się słysząc tego mężczyznę, nie doszłoby do kolizji.

Wróciłam do biura i usiadłam na fotelu sięgając po jedno z czasopism. Architektura nie jest moją mocną stroną. Potrafię docenić piękno, kształty, czy samo wyposażenie, ale nie znam się na tych wszystkich detalach. Liczby to nie moja specjalność. Jednak dajcie mi te wszystkie dane spisane na kartce i wtedy możemy podjąć rozmowę o szczegółach. Dokładnie jak na to spotkanie. Nie musiałam targać ze sobą tych wszystkich teczek, które swojego czasu musiałam posegregować po napadzie szału Sebastiano. Wszystko mam już w głowie.

- Przepraszam za spóźnienie.

Poderwałam głowę na dźwięk męskiego głosu. Przede mną stał przystojny mężczyzna, z uśmiechem obserwując jak składam czasopismo, odkładając na miejsce.

- Nic się nie stało – odpowiedziałam wstając i wyciągając dłoń. – Pan Jackson? Jestem Alexia, asystentka pana Rivas.

- Bardzo mi miło. Roth Jackson – uścisnął delikatnie moją dłoń. – Zapraszam do mnie.

Trochę dziwnie to zabrzmiało i chyba sam doszedł do takiego wniosku, sądząc z cichego śmiechu, jaki usłyszałam. Znalazłam się w pięknie urządzonym biurze, a raczej pracowni architekta. Cała jedna długa ściana to wielkie od podłogi do sufitu okna, z widokiem na Central Park. Po prawej stronie stała duża deska kreślarska, z jakimiś szkicami, pośrodku duże biurko zawalone teczkami, natomiast po lewej stronie, na wysokim stole umieszczono makietę jakiegoś budynku, a właściwie kompleksu budynków.

Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego. Zafascynowana podeszłam bliżej, przyglądając się każdemu jednemu elementowi. Chodziłam dookoła, pochylałam się, chcąc przyjrzeć się z bliska któremuś z elementów. Niesamowite...

- Piękne, prawda?

- Niesamowite – powtórzyłam na głos to co przed chwilą pomyślałam. – Co to jest?

- To makieta hotelu, który chcemy wybudować na terenach należących do R&R Corporation.

- A to tutaj? – wskazałam na jeden z większych, jednopiętrowych budynków.

- SPA – odpowiedział i podniósł w górę bryłę. Pod spodem było doskonale odwzorowane wnętrze. Małe pokoiki do zabiegów, trzy baseny, a nawet przebieralnie i recepcja.

Cofnęłam się patrząc na rozmieszczenie na makiecie. Przechylając głowę wskazałam na największy budynek, znajdujący się w samum centrum makiety.

- Jak rozumiem, to jest hotel, tak? – spojrzałam w górę na mężczyznę, czekając na potwierdzenie.

- Zgadza się. Łącznie trzysta osiemdziesiąt sześć pokoi, cztery restauracje, trzy bary, sklepy w lobby.

- To są dwa oddzielne budynki? – kiwnął głową. – Nie znam się na całej tej architekturze, ale jako osoba korzystając czasami z uroków SPA chciałabym wiedzieć, w jaki sposób są połączone obydwa budynki.

- Nie rozumiem? To dwie, niezależne od siebie budowle. To pierwszy tego rodzaju projekt, jaki chcemy wybudować. Kompleks kilku budynków należących do hotelu. We wcześniejszych, wszystko mieściło się wewnątrz. Mam na myśli SPA, czy siłownię.

- To jak dostanę się z hotelu na masaż?

- Pieszo?

- Nie, nie... Tutaj powinno znajdować się zadaszone przejście pomiędzy hotelem, a SPA – wskazałam wolną przestrzeń pomiędzy budynkami. - Może w formie oszklonego tunelu? Goście idący tędy, będą mieć widok z każdej strony na cały kompleks. To nie Los Angeles, gdzie temperatura przez cały rok rzadko kiedy spada poniżej dwudziestu stopni. Zdaje się, że w Nowym Yorku, przez co najmniej siedem miesięcy macie temperaturę poniżej dwudziestu, a są miesiące, gdy jest naprawdę zimno – spojrzałam na mężczyznę, gdy cisza, jaka zapadła po moich słowach zrobiła się dziwna.

Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładnie. Jak na właściciela firmy, która naprawdę dużo osiągnęła na rynku, budując wspaniałe budynki z wykorzystaniem energooszczędnych materiałów, był młody. Nie dałabym mu więcej niż trzydzieści, może trzydzieści trzy lata. Ciemnowłosy, o delikatnie rozjaśnionych słońcem kosmykach włosów. Błyszczące brązowe oczy utkwił we mnie, a mi od razu zapaliła się kontrolna lampka.

Jezu, Lexi! Przyjechałaś tylko na spotkanie. Miałaś zebrać dodatkowe informacje o tej inwestycji, dopytać kilku szczegółów, a nie budować im cały hotel, na Boga!

- Przepraszam, proszę zapomnieć o tym co powiedziałam – pomachałam rękami nad makietą, jakbym chciała odczarować rzucony urok. – Jak mówiłam, nie znam się na tym. Zapewne osoba odpowiedzialna za projekt doskonale przemyślała każdy detal.

Mężczyzna przez chwilę jeszcze wpatrywał się w makietę, po czym wyjął z kieszeni telefon.

- Możesz do mnie przyjść? Tak, teraz.

Poruszyłam się niespokojnie, czując na sobie spojrzenie mężczyzny. Ja to zawsze wyskoczę z czymś idiotycznym. Jak nie przestrzelona opona w autku wartym milion, to teraz bawię się w architekta. Ktoś, kto jest odpowiedzialny za taki cudowny projekt wie więcej o budownictwie niż ja, korzystając raz do roku z dobrodziejstw takich przybytków, jak luksusowe SPA.

Cofnęłam się od makiety prawie pod ścianę. Lepiej nie być w zasięgu rąk i złości, gdy architekt się wścieknie.

Drgnęłam, gdy drzwi otworzyły się i do środka bez pukania wszedł kolejny wielkolud, a wraz z nim znajomy już zapach perfum. O cholera! To facet, z którym tak nieszczęśliwe zderzyłam się w korytarzu. Teraz, w dziennym świetle mogłam dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie, choć na razie stał do mnie tyłem. Sprawiał wrażenie równie wysokiego, jak ten cały Roth, ale bardziej umięśnionego. Ciemna marynarka opinała doskonale wyrzeźbione ciało, podkreślając szerokie ramiona i wąską talię. Miał jasnoblond włosy, których dłuższe kosmyki muskały kołnierz marynarki.

- Co jest? – zapytał ochrypłym głosem, wkładając ręce do kieszeni spodni. – Znowu nikt nie przyjechał? Mówiłem...

Przerwał na widok miny drugiego mężczyzny i jego wzroku skierowanego w moją stronę. Wyprostowałam się, zanim blondyn odwrócił się w moją stronę. Spojrzałam na jego twarz i zabrakło mi tchu w piersi... O cholera! O jasna cholera!

Zastygłam, dokładnie tak jak on, wpatrując się w najbardziej niebieskie oczy, jakie widziałam. Niebieskie i zimne jak lód, który skrzył się w ich głębi. Nie potrafiłam oderwać wzroku od tych lodowatych głębin, jakbym znała każdy jeden mroczny fragment.

Podskoczyłam, gdy drzwi do biura otworzyły się z trzaskiem, a do środka wszedł kolejny mężczyzna. Jezu Chryste! Poczułam, jak zimny pot oblepił moje plecy, a znajomy skądinąd ból pośladków spowodował, że poruszyłam się nieznacznie, zwracając na siebie uwagę trzech mężczyzn.

Sebastiano... Jezu, co on robi w Nowym Yorku? Spojrzał na mnie, mierząc wzrokiem moją wąską spódnicę i białą bluzkę. Te cholerne dinozaury w moim brzuchu poderwały się do lotu na widok zielonych oczu wypełnionych piekielnym ogniem.

- Przepraszam za spóźnienie – odezwał się odwracając w stronę milczących mężczyzn. – Korki. Mam jednak nadzieję, że nie zjawiłem się zbyt późno. Sebastiano Rivas – podszedł do mężczyzn z wyciągniętą ręką, wymieniając uścisk.

- Roth, a to mój wspólnik, Gabe.

Ten drugi mruknął tylko coś w odpowiedzi, po czym wbił we mnie swoje przeszywające spojrzenie. Chyba nie za bardzo spodobało się to Sebastiano. Podszedł do mnie i kładąc dłoń na biodrze, przyciągną do siebie. Jednoznaczny gest mówiący, odpierdolić się od niej! Zacisnęłam palce powstrzymując się przed przyłożeniem mu w tą wykrzywioną w uśmiechu twarz.

- Właśnie rozmawialiśmy z Alexią – Roth jako pierwszy przerwał krępującą ciszę, posyłając mi uśmiech. Dosłownie czułam, jak każdy mięsień Sebastiano zastyga, zamieniając się w wypełnioną wściekłością skałę. – Zwróciła mi uwagę na jedną ważną rzecz, która nam umknęła.

- Czyżby? – mruknął Sebastiano, a ja miałam ochotę wbić mu łokieć w żebra za zachowywanie się jak buc.

- Spójrz, Gabe... Tutaj powinno być oszklone przejście łączące hotel i SPA.

Sebastiano podszedł bliżej, na szczęście nie ciągnął mnie za sobą. Skupiony na makiecie, zaczął wymieniać uwagi z mężczyznami, pytając o jakieś szczegóły. Oparłam się o ścianę, bo wyglądało na to, że zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. Jednak nie Sebastiano, który co kilka minut odwracał się w moją stronę, wbijając we mnie wzrok.

- Myślę, że możemy spotkać się jutro i omówić te zmiany, o których właśnie rozmawiamy. Chciałbym zobaczyć plany, a jak zapewne panowie wiedzą, dopiero przyleciałem.

Przez cały czas blondyn zerkał na mnie, marszcząc brwi. Chyba mnie nie poznał, dlatego patrzył na mnie z takim pomieszaniem. Dodatkowo, musiałam oczywiście wtrącić swoje trzy grosze i teraz zapewne chciałby posłać mnie do diabła, za dodatkową pracę, jaka na niego spadnie, ponieważ każda, nawet najdrobniejsza zmiana, wiązała się z naniesieniem poprawek we wszystkich planach.

- Myślę, że możemy spotkać się jutro o tej samej porze – odpowiedział Roth, gdy jego przyjaciel nie ruszył się nawet o krok, wciąż we mnie wpatrzony. – Naniesiemy wszystkie niezbędne zmiany.

- W takim razie, my już się pożegnamy – rzucił Sebastiano.

Blondyn jakby dopiero się ocknął. Potrząsając głową, podszedł do mnie, ignorując wyraźnie wkurzonego Sebastiano. Zmierzył mnie spojrzeniem i wyciągając rękę z kieszeni złapał za moją prawą dłoń.

- Przepraszam, zapomniałem się przedstawić. Jestem Gabe Alexandrow. A za ten wypadek na korytarzu jeszcze raz przepraszam. Nie zauważyłem cię w tych ciemnościach.

- Naprawdę nic się nie stało – odpowiedziałam, czując ciepły uścisk palców. Trochę szorstkich, ale całkiem miłych w dotyku. Prawdziwa męska dłoń, dająca dziwne uczucie bezpieczeństwa. – Lexi.

- A więc, Lexi... Do zobaczenia jutro – mruknął i zerkając przez ramię na Sebastiano, pożegnał się krótkim kiwnięciem głowy. – Do zobaczenia.

Nie musiałam patrzeć na Sebastiano, żeby widzieć jego wściekłość. Dosłownie zionął ogniem, gdy po szorstkim pożegnaniu, położył dłoń na moim karku prowadząc mnie przez korytarz w stronę windy. Zaraz po wyjściu ze strefy biurowej, czekał na nas Ignacio razem z trzema innymi ochroniarzami. Podążali za nami, a w windzie żaden z nich nawet na mnie nie spojrzał. Żaden, poza Ignacio. Zapewne widząc furię wypisaną na twarzy szefa zastanawiał się już, gdzie w tym mieście najlepiej będzie zakopać moje zwłoki. Jeżeli mogę wybrać, to poproszę w Central Parku.

W takim samym stylu przebyliśmy drogę do czekających przed wejściem samochodów. Czy powinnam być zdziwiona, że Sebastiano zdaje się mnożyć nie tylko pieniądze, ale i takie rzeczy, jak czarne jak jego podły charakter SUV-y? Kolejna porcja milczenia i dziękowałam Bogu, że nie musiałam spędzić z tym gburem więcej czasu niż kilka minut.

Przed hotelem czekało na nas jeszcze więcej ochroniarzy, którzy otoczyli mnie i Sebastiano, gdy tylko wysiedliśmy z wnętrza samochodu i dokładnie w taki sposób wprowadzili nas do hotelu, zatrzymując się dopiero przy windzie. Przełknęłam, czując jak palce Sebastiano delikatnie zaciskają się na moim karku. Jezu! Tak niewiele brakuje... Wystarczyłoby, żeby mocniej zacisnął palce i mógłby udusić mnie, albo skręcić kark.

Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, a mi nie pozostało nic innego niż podążać za Sebastiano, który wprowadził mnie do pokoju. Wiedziałam, że to nie jest ten, który wynajęłam, gdy tylko wyszłam z windy. Odetchnęłam głęboko, gdy puścił mnie i podszedł do barku, nalewając sobie drinka. Stanął z jedną ręką schowaną w kieszeni spodni i wzrokiem wbitym w widok za oknem.

Rozejrzałam się... Znajdowaliśmy się w jakimś penthousie. Sam salom był kilka razy większy od pokoju, który wynajęłam, a jeszcze jest sypialnia... O cholera! Przypomniały mi się wszystkie groźby skierowane do moich pośladków i akcję z oponą. Lexi, ty sieroto! Wbiłam wzrok w plecy Sebastiano, oceniając, jakie mam realne szanse na ucieczkę. Ochrona zapewne została za drzwiami, więc ta droga zdecydowanie odpada. Rzucać się z okna nie miałam zamiaru, więc jedyną opcją było zabarykadowanie się w sypialni, albo w łazience.

- Powiedz mi... - podskoczyłam nerwowo słysząc mroczny głos. – Co to miało być?

- Ale, że co?

Sebastiano odwrócił się w moją stronę i ze wzrokiem wbitym w moje oczy, zaczął się do mnie zbliżać.

- Wystarczy, że zostawię cię na chwilę, spuszczę z oka, a ty od razu jesteś otoczona facetami. Najpierw ten szczurek, który mało cię nie przeleciał w biurze, potem ten skurwiel w moim klubie, który chciał się dobrać do twojego tyłka. Jebany Miller, a teraz znowu tych dwóch skurwieli.

- Coś ci się chyba...

- Nie skończyłem, Alexia – warknął odkładając z trzaskiem szklankę na komodę i pokonując dzielący nas dystans, zmusił mnie do cofnięcia się pod ścianę. – Ile razy mam ci powtarzać, że jesteś moja? Czy jak każdego kolejnego kutasa, który będzie chciał się do ciebie dobrać zastrzelę na twoich oczach, to w końcu zrozumiesz? Tego chcesz? Mam ich, kurwa, wybijać jak kaczki?

- Nie jestem twoja – zaprotestowałam bez tchu, widząc ogień w głębi zielonych oczu Sebastiano. Ogień, który odbierał mi oddech, który mnie pochłaniał...

- Jesteś... - wyszeptał pochylając się nade mną. – Nie zostawię ci żadnych złudzeń, D'Angelo. Jesteś. Moja!

***

Sebastiano...

Powiedzcie, że jestem pierdolnięty... Śmiało, powiedzcie... Przyznam wam rację. Odjebało mi i to kompletnie na punkcie tej kobiety. Nie mogłem zasnąć zastanawiając się, co zrobię Alexi, gdy ją w końcu dorwę w swoje ręce. Idiotyczna myśl, że chciałbym pieprzyć się z nią bez jebanej gumki coraz częściej pojawiała się w mojej głowie. Nie jestem aż takim skurwielem, żeby zrobić to bez jej zgody. Wiem, że Alexia bierze zastrzyk antykoncepcyjny i jest zdrowa. Mauricio dostarczył mi wszystkie jej wyniki. Zrobię badania, a potem z nią o tym porozmawiam. Odjebało mi, słowo!

Próbowałem ogarnąć myśli i pozbyć się tego cholernego namiotu w spodniach. Skupiłem się na drzemiącym we mnie niepokoju, gdy z każdą minutą spędzoną w tym pieprzonym odrzutowcu, zbliżałem się do tego cholernego miasta. Miasta, gdzie jest jebany pakhan ze swoim czarcim pomiotem.

Pod koniec podróży miałem wrażenie, że na gwałt będę musiał szukać pilotów na drogę powrotną. Tyle razy, ile byłem w ich kabinie pytając się, jak długo mają zamiar, kurwa, lecieć do jebanego Nowego Yorku, zapewne zdążyłbym nauczyć się sam pilotować odrzutowiec, a ich mógłbym wyjebać bez spadochronów.

Wcale nie pomagały mi się uspokoić te dwie suczki, które łaziły za mną jak bezdomne szczeniaki. Po zadowolonych minach chłopaków mogę się tylko domyślać, że dość miło spędzili kilka godzin, podczas gdy ja próbowałem zdrzemnąć się w sypialni. Odsyłając je kolejny raz, kazałem Ignacio zatrudnić męski personel. Może nie trafię na żadnego geja.

Na lotnisku czekał już na nas śmigłowiec i raport z miejscowego klubu motocyklowego. Jeżeli miałem nadzieję na to, że przejmą Alexię i przypilnują do mojego przylotu, to się, kurwa, pomyliłem. Jebany Miller chyba nie zrozumiał mojego ostrzeżenia. Ja pierdolę! Nie mogę ujebać drania, nie wywołując pieprzonej wojny. Z żalem, ale muszę przyznać, że jest nie do ruszenia. Co nie oznacza, że nie mogę mu wjebać za dotykanie mojej kobiety. Już raz mu odpuściłem, kolejnego nie mam zamiaru.

W ogóle nie rozumiem, jakim cudem ta dwója znalazła się razem w tym pieprzonym mieście! To zainteresowanie Graysona moją Alexią jest kurewsko dziwne... Dla kogo ten fiut pracuje? Pojawił się jak pieprzony królik wyciągnięty z kapelusza i łazi za nią. Miałem zamiar z tym skończyć.

Te wszystkie myśli kotłowały się w mojej głowie, gdy w asyście ochrony, dotarłem do biura GABROTH. Tylko po to, żeby zobaczyć Alexię z dyszącym nad nią skurwielem. Miał gnój czelność po tym, jak zaznaczyłem swój teren, podejść do niej i jej dotknąć!

A teraz ta mała złośnica, patrząc mi prosto w oczy śmie powiedzieć, że nie należy do mnie? Kurwa! Była moja od chwili, gdy zobaczyłem ją na tym jebanym przyjęciu!

- Jesteś... - szepnąłem muskając oddechem usta Alexi. – Nie zostawię ci żadnych złudzeń, D'Angelo. Jesteś. Moja!

Docisnąłem dziewczynę do ściany i przytrzymując za biodra wbiłem się w jej miękki brzuch. Warknąłem, czując, jak mój kutas zaczyna pulsować. Kurwa! Wiedziałem, że mogę nie dotrwać, ale żebym miał się spuścić w spodnie?

Pochyliłem głowę, przesuwając nosem wzdłuż szyi Alexi, wdychając jej zapach. Polizałem czułe miejsce za uchem, za co zostałem nagrodzony przeciągłym jękiem i paznokciami wbijającymi się w moje ramiona. Jeszcze nad sobą panuję...

- Moja... – warknąłem zaciskając usta na delikatnej skórze w zagłębieniu ramienia. Czułem pod ustami, jak puls Alexi przyspieszył, wybijając dziki rytm. – Jesteś moja...

Ogarnięty pożądaniem uniosłem dłonie i jednym ruchem rozerwałem bluzkę dziewczyny, a zaraz potem podciągając w górę spódnicę, złapałem Alexię za uda i unosząc w górę, przycisnąłem do ściany oplatając się jej długimi nogami. Ja pierdolę! Jak dobrze!

- Sebastiano!

- Tak, kurwa – warknąłem słysząc swoje imię z jej ust. - Chcę słyszeć, jak wykrzykujesz moje imię, Alexia.

Paliło mnie całe ciało. Jakbym dotykał płonącego ognia. Każdy jeden dotyk, każdy oddech, topił mnie od środka. Kurwa! Syknąłem, czując jak zacisnęła uda, wbijając obcasy tych cholernych szpilek w moje pośladki.

Zajadę ją dzisiaj... Kurwa! Sięgnąłem dłonią w dół, pocierając palcami przemoczoną bieliznę. Na palcach poczułem płynny ogień. Tak ciepła, taka wilgotna... Spojrzałem na zarumienioną twarz Alexi, uśmiechając się na widok rozmarzonych turkusowych oczu. Wciąż patrząc na nią, odsunąłem na bok majteczki, sunąc palcem wzdłuż ociekającej wilgocią cipki.

- Sebastiano... - jęknęła zagryzając usta i kręcąc tym seksownym tyłeczkiem.

Tym razem to ja jęknąłem, czując, jak ociera się o mojego fiuta uwięzionego w pieprzonych spodniach. Ja pieprzę, ta kobieta mnie wykończy, pomyślałem wsuwając palec w jej gorącą cipkę. Prawie doszedłem, widząc na jej twarzy rozkosz i czując jak zacisnęła się na mnie.

- Wciąż tak samo ciasna – wyszeptałem kąsając ustami obrzmiałe wargi Alexi. – Tak samo mokra... Uwielbiam twoją cipkę, D'Angelo.

Tym razem zacisnęła się na mnie tak mocno, że prawie doszła ujeżdżając mój palec. Ja pierdolę! Podniecało ją to, jak mówię do niej po nazwisku... Czyżbym znalazł sposób na moją zołzę? Dołożyłem kolejny palec i skręcając nadgarstek, odnalazłem jej najczulszy punkt, pocierając go opuszkami.

- O kurwa! Sebastiano!

- Płoniesz, D'Angelo – wyszeptałem patrząc z fascynacją na jej twarz pogrążoną w przeżywanej przyjemności.

Wbiłem w nią biodra, czując jak nieuchronnie zbliżam się od orgazmu. Ja pieprzę, jeszcze nie... Zagryzłem zęby, starając się okiełznać szalejące we mnie płomienie, ale widok twarzy Alexi i jej cholernych oczy, gdy dochodziła na moich palcach był ostatecznością.

Jęcząc w jej opuchnięte usta, wolną ręką szarpnąłem za cienki pasek na biodrze, zrywając z niej cholernie przemoczone majteczki i wyciągnąłem z tylnej kieszeni prezerwatywę. Chwyciłem srebrne opakowanie między zęby i cofając biodra rozpiąłem spodnie, zsuwając bokserki. Mój twardy i oszalały z pragnienia kutas wyskoczył uderzając Alexię w łechtaczkę. Syknąłem, czując jej gorące ciało. Uwielbiałem w niej to, że wszędzie jest taka gładka. Czy równie gładka będzie w środku, gdy w końcu wejdę w nią bez jebanej gumki?

Zastygłem, z prezerwatywą nałożoną już na kutasa i... Kurwa! To była tak cholernie cudowna myśl, że niewiele brakowało, żebym pozbył się tego gówna z fiuta i po raz pierwszy poczuł, jak to jest, gdy nie oddziela mnie żadna bariera. Ale tylko z nią... Tylko z moją Alexią... Nie, nie zrobię jej tego, nie jestem skurwielem.

Jęknąłem ochryple i napinając mięśnie uniosłem Alexię w górę. Przed oczami miałem jej cholerne cycki, które w marzeniach przeleciałem już setki razy. Pochyliłem się muskając językiem uwięzione za koronką twarde sutki i wessałem jeden, palcami ściskając drugi.

- Sebastiano!

- Wiem... - warknąłem z twardą brodawką w ustach i zakołysałem biodrami ocierając się o jej łechtaczkę. – Poproś... Poproś mnie, Alexia – wysyczałem dociskając biodra. – No już!

Patrząc z wyzwaniem w tych cholernych oczach, zaczęła kręcić tyłkiem ocierając się o mojego fiuta. Warknąłem przytrzymując ją w miejscu i bez ostrzeżenia wbiłem się w nią wypełniając aż po sam trzon.

- Riina!

- Ja pierdolę! – ryknąłem chowając głowę w zagłębieniu jej ramienia.

Płuca paliły mnie ogniem, znowu cały płonąłem. Ta cholerna kobieta była dla mnie jebanym piekielnym Niebem. Pieprzonym Rajem... Dysząc starałem się ze wszystkich sił powstrzymać i nie zacząć pieprzyć tej słodkiej cipeczki. Z jakiś niezrozumiałych dla mnie powodów chciałem usłyszeć, jak mnie prosi. Chciałem być w niej dla niej. Spełnić każde jej życzenie, ale niech mnie o to, kurwa, poprosi. Dam jej wszystko!

- Poproś...

Delikatnie zakołysałem biodrami, wciąż przytrzymując szamoczące się w uścisku biodra Alexi. Jej oczy płonęły. Patrzyła na mnie, wbijając zęby w dolną wargę. Pochyliłem się, muskając językiem kącik jej ust. Gorący oddech uleciał z ust Alexi zmieszany z cichym jękiem. Uwolniła wargę zostawiając ją wilgotną, tak cholernie kuszącą.

Pocałowałem ją... Złapałem w usta dolną wargę delikatnie ciągnąc i zatonąłem w słodkiej wilgoci jej ust. Drgnąłem, gdy jej mały zwinny języczek wyszedł naprzeciw mojemu, podejmując odwieczną walkę o dominację. Uśmiechnąłem się kącikiem ust, gdy z jękiem chwyciła drżący oddech. Czułem, jak zaczyna się na mnie zaciskać. Ten cholernie powolny ruch bioder działał i na mnie. Orgazm dosłownie wrzał pod moją skórą...

- Poproś mnie, D'Angelo – wyszeptałem opadając na jej usta, a kciukiem zacząłem masować łechtaczkę.

Jąknąłem, gdy zassała mój język... Kurwa! Taka słodka... Wbiłem w nią biodra, dostając w nagrodę ochrypły okrzyk i ślady paznokci na ramionach.

- Poproś mnie, maleńka... - warknąłem podejmując twardy, karcący ruch bioder, przy którym za każdym razem stymulowałem łechtaczkę.

- Sebastiano! Nie! – wyjęczała, gdy czując pierwsze skurcze jej orgazmu, zastygłem w jej ciasnej cipce. – Proszę!

- O co prosisz, maleńka? – chwyciłem ją za biodra dociskając do siebie.

- Pieprz mnie, proszę...

To jest to, kurwa! Warknąłem wbijając się w jej miękkie ciało. Jęczałem przy każdym głębokim zanurzeniu, czując, jak orze mnie paznokciami, wykrzykując moje pieprzone imię. Moje, Sebastiano, a nie Dev!

- Sebastiano!

- Słodki, kurwa, Jezu! – ryknąłem, gdy pulsując w ciasnym wnętrzu, wstrząsanym skurczami zacząłem tryskać, wypełniając pieprzoną gumkę.

Kurwa! Chcę to robić bez tego kurestwa! Czuć ją jeszcze bardziej. Bez żadnych barier... Wciąż poruszając biodrami, przeprowadziłem Alexię przez ostanie skurcze szarpiące jej cipką. Już brakowało mi tego miażdżącego uścisku, z jakim trzymała w sobie mojego fiuta.

Uśmiechnąłem się, gdy oparła głowę o ścianę i z zamkniętymi oczami oddychała przez usta. Nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem te cholerne wargi. Chciałbym zobaczyć je owinięte dookoła mojego kutasa... To chyba marzenie każdego faceta, a porządne obciąganie potrafi wysłać nas w kosmos. Ale nie teraz...

Cofnąłem biodra, delikatnie wyjmując z niej mojego wciąż twardego fiuta. Jęknęła, zaciskając mięśnie nóg. Pozwoliłem Alexi zsunąć się ze mnie, ale wciąż trzymałem ją za biodra. Ten pieprzony impuls, który kazał mi wciąż czuć jej ciało był coraz silniejszy. Potrząsnąłem głową...

Chwyciłem palcami brodę Alexi, unosząc jej twarz w górę i poczekałem, aż otworzy te swoje cholerne oczy

- A teraz, D'Angelo, porozmawiamy o facetach, ich cholernych samochodach i twoim tyłku...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top