7

Sebastiano...

Nie zdążyłem... Kurwa! Myślałem, że uda mi się odstawić Alexię bezpiecznie do windy, zanim don Vito zjawi się na górze. Wiadomość od Ignacio dotarła do mnie za późno, a ona utknęła w moim biurze.

Za chuja nie mogę pozwolić, żeby ją zobaczył. On, czy jego ochrona. Bez znaczenia. Tak długo, jak nie wiedzą, jak ona wygląda, tak długo pozostaje poza ich brudnymi łapskami. Wiem, jak ten skurwiel, don Vito, załatwia takie sprawy. Niby starszy pan, gentelman, ale to co robi z kobietami i dziećmi... Gdyby to miało miejsce na moim terenie, już dawno gryzłby skurwiel ziemię. Ale nic nie mogę mu zrobić, do chuja!

Stanąłem w miejscu, starając się sprawiać wrażenie zupełnie spokojnego, choć w środku wszystko we mnie wrzało. Jestem, kurwa, debilem... Mogłem się spodziewać, że tych dwóch skurwieli od razu zawiadomi swojego bossa. Nie to, że chcieli poskarżyć się, że wyjebałem ich z biura, przy okazji obijając jednemu z nich ryj. Takie rzeczy się zdarzały. Krewscy z nas faceci, niewiele brakuje, żeby nas porządnie wkurwić, więc takie rzeczy się zdarzały dość często. Ale nie mi, do cholery! Rzadko kiedy puszczają mi nerwy. Ja pieprzę, nawet przy torturowaniu zachowuję zimną równowagę, ale gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo i ten seksowny tyłek Alexi, całkowicie tracę swoje słynne opanowanie.

Od niechcenia włożyłem prawą dłoń w kieszeń spodni i spokojnie czekałem, aż don Vito z całą swoją świtą, łącznie z tymi skurwielami, Pozzim i Mazzinim, przedefilują przez całą halę. Od chwili, gdy wysiedli z windy, z każdym ich krokiem cichły rozmowy, szepty a nawet pieprzona klimatyzacja jakby ucichła. Nie wiem, czy miał mnie przestraszyć ten pokaz siły? Tych ośmiu kolesi, z tępymi wyrazami twarzy, naładowanych odżywkami i pieprzonym testosteronem w tych gównach dla kulturystów, które wypijają chyba całymi litrami? A może ich wielkie giwery widoczne pod marynarkami?

Ponad głowami nieoczekiwanych gości zobaczyłem wysiadających z drugiej widny moich trzech żołnierzy, na czele z Ignacio. Zmierzyłem zimnym wzrokiem osiłków i uznałem, że podział sił jest raczej sprawiedliwy. Oczywiście Ignacio mógł właśnie wpaść tutaj, ze wszystkimi naszymi ludźmi przebywającymi obecnie w budynku, a dziesięć razy tyle ściągnąć w przeciągu kilkunastu minut, ale po jaki chuj?

Taki pokaz sił dowodziłby jedynie temu, że czujemy się zagrożeni. Każdy z moich żołnierz bez trudu poradziłby sobie z trzema, czy nawet z czterema ochroniarzami don Vito. Ujawnianie swoich mocnych stron i okazywanie tych słabych, przysparzało tylko wrogów. Jak jesteś zbyt arogancki i zbyt pewien siebie, zawsze znajdzie się ktoś, kto myśli podobnie i odstrzeli cię, by pokazać, iż bym lepszy, sprytniejszy, szybszy. Jak jesteś słabą pizdą, każdy będzie chciał cię wyruchać. Będziesz jak ta dziwka, dymany za każdym razem.

Jestem na swoim terenie i to Sycylijczycy są intruzami. Po minie don Vito mogłem się tylko domyślić, że nie był zachwycony tym, że musiał zwlec swój tyłek z wygodnego łóżka. Zakładając, czysto teoretycznie, że taka sytuacja dotyczyłaby któregoś z moich odstrzelonych ludzi, byłbym kurewsko wściekły, gdyby bez mojej wiedzy i zgody, rodzinka poszła układać się z winnym lub tak jak w tym przypadku, z szefem winnego. Dodam tylko, że winnym w ich mniemaniu. Pewnie myślą, że Gloom jest moim człowiekiem i zdecydowanie będą chcieli ujaić Santa, bo to on odpowiada za wszystkie kluby. Miałem na nich wyjebane. Cała sprawa była tak, kurwa, prosta, że naprawdę nie chce mi się tracić na nich czasu.

A jednak musiałem odciągnąć skurwieli od swojego gabinetu i dać Alexi szansę wydostać się z tego piętra i w ogóle z budynku.

- Don Vito – przywitaliśmy się uściskiem ręki, jak przystało na ewentualnych partnerów biznesowych, a nie pieprzonych mafiosów. – Nie spodziewałem się twojej wizyty.

- Czyżby, Riina? – parsknął, przy czym bardziej zabrzmiał, jak starzejący się indor, niż ktoś, kto chciał tym parsknięciem okazać mi lekceważenie. – Mamy problem, z którym jak mniemam, będziemy musieli szybko się porozumieć.

- Nie jestem zwolennikiem załatwiania tych spraw w moim miejscu pracy, ale skoro to takie pilne... - zawiesiłem na chwilę głos, patrząc z góry na obitą mordę Mazziniego. Jak chuj, złamałem mendzie nos i teraz zaczynam żałować, że nie skręciłem mu karku. - Zapraszam w takim razie do sali konferencyjnej.

- Nie w twoim słynnym gabinecie? – wypalił Pozzi, robiąc krok do przodu.

Dopiero wtedy zobaczyłem za jego plecami młodą kobietę. Na pierwszy rzut oka mogła mieć niewiele więcej niż dwadzieścia, może dwadzieścia kilka lat. Stała z dłońmi splecionymi przed sobą, ubrana w czarną sukienkę kończącą się w połowie łydki i buty na płaskim obcasie. Trudno mi było powiedzieć jak wygląda, ponieważ stała ze spuszczoną nisko głową, jak ofiara przemocy domowej. Albo kobieta pieprzonej mafii.

Nie miałem zamiaru odpowiadać na zamierzoną zaczepkę. Wciąż stałem w tym samym miejscu, blokując ciałem dostęp do mojego gabinetu. Alexia musi jak najszybciej opuścić budynek, ponieważ jeżeli ktoś jej dotknie, ktoś zwróci się do niej nieodpowiednio, będę miał na karku wkurwionych za śmierć swoich ludzi Sycylijczyków.

Widząc, że nie mam zamiaru ustąpić, Pozzi cofnął się czekając na to, co zrobi jego boss. Spojrzałem na obserwującego mnie w milczeniu starca, blokując z nim spojrzenia. Kurwa! Czasami odnoszę wrażenie, że ci wszyscy faceci godzinami ćwiczą te swoje wkurwiające miny. Patrzą w lustro i próbują opanować do jebanej perfekcji zabijanie wzrokiem. Skurwielem trzeba się urodzić. Nie nauczysz się tego na żadnym kursie, nawet organizowanym przez cholerną mafię.

Na mój znak, Ignacio ruszył przodem prowadząc Sycylijczyków do sali konferencyjnej. Czasami mam wrażenie, że ten facet siedzi w mojej głowie. Albo tak doskonale wykonuje swoją robotę. Poczekałem, aż wszyscy wyjdą z biura i choć chciałem rzucić okiem na swój gabinet, aby upewnić się, że Alexia jest bezpieczna i wykona polecenie, czując na sobie wzrok Pozziego zmierzyłem sukinsyna wzrokiem, po którym z trudem przełknął ślinę.

- Proszę wybaczyć, don Vito, ale nie spodziewaliśmy się twojej wizyty i nie zamówiliśmy poczęstunku – wyjaśniłem z całą ironią, na jaką mnie było stać, wskazując starcowi miejsce. Z sapnięciem rozsiadł się u szczytu stołu, mając po prawej swojego consigliore. Zięciowie Gottiego zajęli miejsc po lewej, a dwa miejsca dalej, usiadła milcząca kobieta. – Mogę zaproponować kawę.

- Nie trzeba – burknął don Vito kładąc lewą dłoń na stole. Jakby widok jego pierścienia miał mnie w jakiś sposób speszyć lub wystraszyć. – Mamy problem, Sebastiano. Rodzina Gotti żąda zadośćuczynienia za śmierć ojca i męża. Jestem przekonany, że uda nam się znaleźć satysfakcjonujące obydwie strony rozwiązanie.

Usiadłem po drugiej stronie. Sam, choć powinien w tej chwili siedzieć obok mnie Santino, jako mój consigliore. Takie były zasady, które don Vito z premedytacją zignorował. Tak jak już to mówiłem. Uważają się za pierdolonych królów Cosa Nostry i mają w dupie nas, nasze prawa i to, że nie jesteśmy ich pieskami.

Wiem, czego będą chcieli... Chcą dostać winnych śmierci ich capo, a w zadośćuczynieniu, ślubu z córką Gottiego, a co za tym idzie, sojuszu, który pozwoli im na handel kobietami i prostytucję nieletnich. Już wczoraj dali wyraźny znak, że to właśnie o to będą teraz pilić. Ta dziewczyna... Zerknąłem na nią raz, gdy zajmowała swoje miejsce, a potem kompletnie zignorowałem. Nie wpierdolą mnie w małżeństwo. Za żadne skarby świata!

- O jakim problemie chciałeś ze mną porozmawiać, don Vito? – zapytałem, jakbyśmy wcale wczoraj nie rozmawiali o tej sprawie. Nie moja wina, że bez zaproszenia wjebali się do domu Santa, chcąc zmusić nas do porozumienia.

- Nie uważasz, chłopcze, że zabójstwo dokonane z zimną krwią na terenie klubu należącego do ciebie, nie jest wystarczającym powodem?

- Rozmawialiśmy już o tym wczoraj – oparłem się o oparcie wysokiego krzesła, zaplatając dłonie przed sobą. – To nie było morderstwo. Gaspare Gotti popełnił przestępstwo. Zresztą nie pierwsze, na co mamy dowody w postaci zeznań świadków.

- Nieżyjących świadków – rzucił z wrednym uśmieszkiem Mazzini.

Całkiem zabawnie brzmiał, mówiąc ze złamanym nosem, w którym wciąż tkwiły waciki powstrzymujące krwawienie. Zastanawiające... Ten skurwiel był niewiele starszy ode mnie, a gdy Gotti zgwałcił matkę Glooma był jeszcze sikającym pod siebie szczurkiem, ze smoczkiem w gębie. Zdaje się, że ma zadziwiającą wiedzę na temat tego, co się stało wiele lat temu.

Pozwoliłem im wyszumieć się, licząc na to, że w pewnej chwili przekroczą granicę i dadzą mi powód, żebym ich rozjebał. Przerzucali się oskarżeniami, wynajdując tak, kurwa, koszmarne wymówki i dowody na niewinność, że tylko z trudem udawało mi się zachować spokój i nie zacząłem się śmiać. Moje ulubione to te, że Gotti był wiernym mężem i oddanym rodzinie katolikiem.

No kurwa! Katolik przez godzinę w niedzielę, a potem bezwzględny mafioso. A kasę na te wszystkie zbytki, to zarobił uczciwą pracą rąk? Może wygrał na loterii? Odziedziczył? Nie, kurwa! Zarobił je na dzieciach! Na gwałconych dziewczynkach, młodych kobietach i mogę tylko podejrzewać, że również chłopcach. Na handlu prochami, bronią, wyłudzeniach, szantażach i zabójstwach. Na kurewskim handlu organami i sojuszu z jebaną Bratvą!

- Nie macie żadnych dowodów – pisnął Pozzi zerkając na don Vito, jakby miał przesłać mu magicznie ździebko odwagi. – Oskarżacie mojego świętej pamięci teścia o coś, czego nie zrobił. To było z góry zaplanowanie działanie. Zemsta za wyimaginowane krzywdy i kłamstwa jakiejś małej dziwki, która rozłożyła nogi, a potem chciała odstać kasę.

- W sobotnią noc również?

- Oczywiście – fuknął. – Podłożyliście mu jakąś dziwkę, tylko po to, żeby pozbawić go życia, a tym samym, pozbawić całą rodzinę opieki czułego męża i ojca. Co teraz stanie się z tą biedną dziewczyną, co Riina? – machnął w stronę siedzącej w milczeniu dziewczyny, jakby wskazywał na bezdomnego pod marketem. Z odrazą i lekceważeniem. – Kto zadba teraz o to, żeby znalazła godnego męża, o doskonałym pochodzeniu, wywodzącego się z włoskie familii?

- Powiem to teraz tylko raz – odezwałem się pochylając do przodu. – Gaspare Gotti, ponad trzydzieści lat temu brutalnie zgwałcił siedemnastoletnią dziewczynę. Sprawa została zgłoszona do capo z San Francisco, ale sprawca opuścił pośpiesznie Stany, zostawiając za sobą między innymi trupy świadków.

- Nie udowodnicie tego – tym razem głos zabrał don Vito. – Gottiego nawet nie było wtedy w San Francisco. Rozmawiałem z nim wiele razy, żalił mi się, że został posądzony o tak haniebny czyn, beż żadnych dowodów. Dlatego przychylam się do zarzutów, jakie wysunęła w tej sprawie rodzina i stwierdzam, iż cała sprawa została zmanipulowana, a Gotti stał się waszą ofiarą.

Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z kieszeni telefon. Przesunąłem palcem po ekranie i odnalazłem w spisie połączeń to, które mnie interesowało, ale na chwilę zawahałem się i unosząc wzrok spojrzałam w oczy don Vito. Tymi dwoma szczurkami przestałem się przejmować. Piszczą, jakbym nadepnął im na ogony. Bez skurwysyńskiego teścia i jednocześnie wspólnika w handlu kobietami i prostytucją, byli nikim. Znając Gottiego, trzymał w tajemnicy wszystkie swoje ważniejsze kontakty i odbiorców. Bez tego, tych dwóch może otworzyć sklepik z pamiątkami w Palermo, a nie być pieprzonymi mafiosami.

- Powiedziałem, że Gotti zostawił za sobą nie tylko trupy. Zostawił też syna.

Dziewczyna wyraźnie drgnęła, ale ciężka łapa Pozziego nie pozwoliła jej podnieść głowy. Zacisnąłem szczęki, widząc, jak zaczęła szybciej oddychać, a z ust uleciał cichy jęk.

- To kłamstwo! Mój teść miał tylko trzy córki.

- Nie sądzę, aby w ogóle wiedział o narodzinach syna - powiedziałem spokojnie. - Ofiara gwałtu raczej nie informuje o tym fakcie szczęśliwego tatusia, prawda?

- Powtarzam. To kłamstwo!

W porządku. Skoro tak chcą się bawić, nie mam problemu. Wybrałem numer i biorąc na głośnomówiący, czekałem, aż uzyskam połączenie. Przez cały czas patrzyłem na zadowolone, ale i nieco zmieszane twarze Sycylijczyków. Nie mieli pojęcia co robię. Ciekawe, co będą mieli do powiedzenia.

- Co jest, Riina?

W sali konferencyjnej zabrzmiał ochrypły głos Glooma. Chyba znajdował się w jakimś garażu, bo wyraźnie słychać było ryk silników i głosy przekrzykujących się mężczyzn w tle.

- Jesteś na głośniku – uprzedziłem. – Chcę, żebyś zrobił badania DNA.

- A po jaki chuj? – warknął motocyklista. – Nic nie chcę od tego martwego skurwiela. Zapłacił swoim skurwiałym życiem za to, co zrobił mojej matce i rachunki są wyrównane.

- Gloom. Jest ze mną don Vito Genovese, boss Cosa Nostry na Sycylii, oraz córka i dwóch zięciów Gottiego. Twierdzą, że to nie on zgwałcił twoją matkę i nawet nie było go wówczas w San Francisco.

- Pierdolenie! – ryknął i z uśmiechem zobaczyłem strach, jaki pojawił się na twarzy Mozziego. Z nich dwóch był większą pizdą. To jego kamrat wkurwiał mnie bardziej swoją wyszczekaną jadaczką. – A tych dwóch skurwieli niech lepiej spierdala. Jeżeli dowiem się, że tak jak staruch zgwałcili jakąś dziewczynę, to przysięgam, rozerwę ich ścierwo. Przywiążę do motorów i każę braciom ich przewieźć na wycieczkę krajoznawczą, na wschód i na zachód jednocześnie. Rozumiemy się, jebańcy?

- Za dużo sobie pozwalasz – warknął don Vito patrząc na mnie z nieskrywaną wściekłością. – Nie wiem, kim jesteś, ale za takie groźby skierowane do członków rodziny, zapłacisz życiem. Oczerniłeś praworządnego człowieka i...

- Chwileczkę... - uniosłem dłoń, przerywając starcowi tyradę, zanim rozpędzi się ze swoimi groźbami. Praworządnego człowiek, pomyślałem. Ja pierdolę, ci ludzie naprawdę mają najebane we łbach. – Salvatore Reina jest mi jak brat. Każda zniewaga uczyniona jemu, to zniewaga uczyniona mnie. Jesteście na naszym terenie, don Vito. Przywitaliśmy was jak braci, z radością witając w naszym domach i w tym kraju, który jest od lat naszą ojczyzną. To wasz człowiek złamał nasze prawa i to nie jeden raz. Salvatore miał prawo zemścić się za gwałt na jego matce i za to, że hańba nie pozwoliła jej żyć. Zwrócił się z tym do mnie, a ja po zapoznaniu się z dowodami, wydałem jeden możliwy wyrok. Śmierć.

- To już jest bezczelność – uderzył pięścią w stół, podrywając się z miejsca. Jego ochrona od razu stanęła za nim, rzucając zaczepne spojrzenia w stronę Ignacio i dwóch jego żołnierzy stojących przy drzwiach. – Mieli rację. Zwabiłeś Gottiego w pułapkę. Podstawiłeś jakąś dziwkę, która zwabiła go do pokoju i pozwoliłeś zamordować. Wydałeś wyrok na niewinnego człowieka. Nie podarujemy tej zbrodni.

- Riina? - zabrzmiał głos Glooma. Doskonale wiedziałem, co chce powiedzieć. Czekałem tylko na to, jak zareagują Sycylijczycy. – Zrobię badania. Jeszcze dzisiaj. Wyślij mi adres szpitala, gdzie mam jechać.

- Za kilka minut będziesz miał wszystkie dane.

Rozłączyłem się patrząc na widoczne zmieszanie Sycylijczyków, szczególnie don Vito. Albo skurwiel udaje i jest pieprzonym aktorem, albo faktycznie nie wiedział, co odjebał Gotti. Na razie miałem wszystko pod kontrolą. Wiem, jaki będzie wynik badań DNA i tym raczej nie ryję sobie głowy. To będzie czysta przyjemność, patrzeć na ich mafijne mordy, gdy w końcu staną twarzą w twarz z nieślubnym synem Gottiego. W sobotę chyba nie zwrócili na Glooma większej uwagi, tym bardziej, że przez cały czas razem z Hardem trzymali się baru.

- Jak widzisz, don Vito, musimy teraz poczekać na wyniki. Mam nadzieję, że zapewnisz córce Gottiego bezpieczny przejazd do kliniki, gdzie zostanie od niej pobrany materiał genetyczny.

- Uważasz, że to załatwi sprawę? – warknął wbijając we mnie wkurwione spojrzenie. – Nawet, jeżeli okaże się to prawdą i Gotti ma syna, nie udowodnisz, że złamał prawo, gwałcąc tę dziewczynę. Z tego co wiem, wszyscy świadkowie nie żyją i macie tylko kilka pisemnych zeznań. To żadne dowody. Nie po tylu latach.

Zadziwiające... Ten skurwiel chyba nie wie, że w sobotnią noc Gotti chciał zgwałcić naszą dziewczynę. Ja pierdolę! Czy nie zastanowiło ich, gdzie są goryle Gottiego? Pytanie tylko, czy będziemy musieli ujawniać sprawę i tożsamość dziewczyny. Będę musiał pogadać o tym z Brassim.

Wstałem, dając tym samym znać, że czas na spotkanie się skończył.

- Powrócimy do tej rozmowy, gdy będziemy mieli już wyniki badań. Do tego czasu, proszę, aby twoi ludzie nie podejmowali żadnych samowolnych akcji. Nie będę przymykał oka na takie rzeczy. Dotyczy to całego terenu Los Angeles, jak i naszych terenów w tym kraju. Uprzedzałem w czasie inauguracji, przebywając w tym kraju, podlegacie mojej jurysdykcji. Nie rzucam słów na wiatr, don Vito. Postąpiłbyś dokładnie tak samo, gdyby to moi ludzie złamali wasze prawa, na waszym terenie.

- Jest jeszcze jedna sprawa, Riina - odezwał się próbując zabić mnie spojrzeniem. Uniosłem brew, siadając z powrotem. - Tomasso powiedział, że go pobiłeś, gdy dzisiaj przyszli do twojego biura. Widząc, w jakim jest stanie, mogę tylko jednoznacznie stwierdzić, że i w tym przypadku ma rację.

- Chwileczkę, don Vito. Zdaje się, że odłożyliśmy sprawę śmierci Gottiego, aż do uzyskania wyników DNA potwierdzających, że Salvatore Reina jest jego synem.

- Nie rozumiem, po co te badania - wysyczał Pozzi kręcąc się na swoim miejscu. - To strata czasu.

- Stwierdziliście, że oskarżenie Gottiego o gwałt jest niesłuszne, a on sam nawet nie przebywał w tym czasie w San Francisco, zgadza się? - uniosłem brew patrząc, jak wymieniają spojrzenia.

- Zgadza się - warknął don Vito. - Jednak sprawa pobicia przez ciebie Mazziniego wciąż nie daje nam spokoju.

- Obydwaj wtargnęli do mojego biura bez zezwolenia - powiedziałem starając się opanować złość. - Już za pogwałcenie obowiązujących zasad, mogłem kazać ich zlikwidować. To nie Sycylia, don Vito. Już mówiłem, że przebywając w tym kraju, na moim terenie, musicie respektować nasze prawa i zasady. To miejsce jest moim miejscem pracy. Jak będziemy lekceważyli tak podstawowe rzeczy, jak zachowanie dyskrecji, od razu możemy zgłosić się do federalnych.

- Przesadzasz, Sebastiano. To była tylko zwykła przyjacielska wizyta.

- Czyżby? I w trakcie tej przyjacielskiej wizyty znieważyli osobę pozostającą pod opieką Cosa Nostry? Mazzini ma szczęście, że nie miałem broni, bo za obsceniczne gesty, powinienem odstrzelić mu kutasa, a nie tylko złamać nos.

- Skąd miałem wiedzieć, że to ona?

- Na tym właśnie polega problem, Mazzini. Dowiedziałbyś się tego, gdybyś w sposób akceptowalny, zjawił się w moim biurze, choć już powiedziałem o tym wczoraj, że spraw związanych z organizacją nie załatwiam w tym miejscu. Powiedziałbym ci, żebyś schował fiuta i pilnował języka.

- Nie wiedziałem, że to twoja Nietykalna!

- A czy ja potwierdziłem, że to jest Nietykalna? Bez znaczenia, kim ona jest. Mogłem pieprzyć się z kimkolwiek - wzruszyłem ramionami. - Nie mieliście prawa wejść do mojego gabinetu. Nie mieliście prawa obrażać znajdującej się w niej kobiety, nawet, gdyby to była dziwka. To nie Sycylia. A teraz... Uważam, że nasze spotkanie dobiegło właśnie końca. Skontaktuję się w sprawie kliniki, gdzie zostaną przeprowadzone badania DNA.

Widziałem po minie don Vita, jak i pozostałych mężczyzn, że wkurwili się na mnie za to, co powiedziałem. Mam na to wyjebane. Wciąż trudno im zrozumieć, że ja nie ugnę karku. Może i narobię sobie wrogów, może i nie raz i nie dwa przyjdzie mi zlikwidować kogoś, komu się nie podobają moje rządy, ale to ja jestem kurewskim capo di tutti capi i to do mnie należy ostatnie słowo.

Stojąc w miejscu, obserwowałem jak wychodzą. Starzec był wkurwiony. Zapewne oczekiwał zupełnie innego przebiegu spotkania. Wiedziałem, że będzie chciał mnie potraktować z lekceważeniem, nie bacząc na to, że jakby nie było, mam dokładnie taką samą pozycję w organizacji, jak on. Myślę też, że doskonale wiedział, po co kilka dni temu Gotti zjawił się u mnie w biurze. Zapewne pomysł z poślubieniem przeze mnie córki jakiegoś Oryginała zalęgł się w ich głowach już dawno temu. Chcieli się zabezpieczyć w razie, gdyby rozmowy ze mną nie przyniosły spodziewanych przez nich efektów. Mogą mi, kurwa, skoczyć!

Czekają mnie cholernie trudne dni, bo nie mam zamiaru ustąpić. Starzec jeszcze tego nie wie, ale mamy naprawdę dobre dowody na winę Gottiego. Na razie musiałem grać na zwłokę, dając Santino czas na ogarnięcie jego spraw. Tydzień, może dziesięć dni... Po tym czasie wykopię każdego jednego skurwiela z mojego terenu. Skończyłem się z nimi pierdolić. Nadchodzi czas, gdy amerykańska Cosa Nostra pokaże swoją potęgę.

Niestety, w tym całym pierdolniku zupełnie wyleciało mi z głowy, że miałem zlecić Ignacio zapewnienie Alexi ochrony. Dario i Arturo chwilowo są do dyspozycji Santa. Przez tych kurewskich Sycylijczyków, którzy jakby z premedytacją zajęli mi tyle czasu, dopiero po ich wyjściu zdałem sobie z tego sprawę. Zapomniałem... Ja pieprzę! Spojrzałem na swojego kapitana, który stał obserwując, jak jego ludzie eskortują do windy don Vito i resztę.

- Ignacio, powiedz mi, że twoi ludzie przejęli D'Angelo, gdy stąd wychodziła – wyszeptałem, czując, jak paraliżuje mnie strach. – Powiedz, że zauważyli ją i ją przejęli, kurwa, gdy jechała do domu.

- D'Angelo? Ale szefie... Nie wiedziałem, że opuściła budynek...

Odrzuciłem głowę do tyłu wypuszczając wiązankę przekleństw. Kurwa! Zacisnąłem pięści, przyciskając je do ud i starając się nie rozjebać czegoś w zasięgu ręki. Wyszła stąd bez jebanej ochrony! Równie dobrze mógł na nią czekać pierdolony pakhan i zgarnąć ją sprzed budynku, a ona nie była chroniona!

- Sprawdź, czy wróciła do swojego apartamentu – warknąłem chwytając telefon. – Zorganizuj mi od razu nowy laptop. Sprawdź, czy Alexia odebrała swój telefon, a jeżeli tak, zacznij namierzać jej lokalizację. Chcę mieć pieprzony raport z monitoringu w lobby i informacje, gdzie poszła. Sprawdź, czy nie używała pieprzonego Centuriona.

To jest jakiś pierdolony żart! Miałem ochotę przyjebać łbem w ścianę, bo to moja, kurwa, wina! Skupiony na Sycylijczykach, zapomniałem przekazać ją ochronie. Mało tego! Jak się okazało, wciąż nie odebrała swojego nowego służbowego telefonu i nie była zalogowana na swojej poczcie. Nie odpowiedziała na żaden email i z każdą mijającą minutą zaczynałem dostawać jebanego pierdolca.

Franco wyjebał wczoraj na jakiś urlop, czy inne gówno, dokładnie tak jak ten pętak Guido. Żaden z nich nie odbierał telefonu... Chodziłem bez mała po ścianach, warcząc na każdego, kto miał to nieszczęście wejść mi w drogę. Nie wiem, gdzie jest! Nie miałem, kurwa, kiedy zapytać Alexi, gdzie była przez te dwa pieprzone tygodnie. Kurwa! Jebana mafia i nie możemy znaleźć jednej upartej i pyskatej blondynki?

Postawiłem na nogi pieprzone miasto. Chłopaki Glooma sprawdzili każdą dziurę i norę, a nasi informatorzy byli jak pieprzni nowojorscy maklerzy, wiszący na telefonach. Jedyne, czego byłem pewien to tego, że nie ma jej pieprzony ruski pies.

- Szefie, mamy ją!

Zerwałem się z łóżka pędząc do swojego gabinetu. Nawet nie pojechałem do apartamentu, tylko zostałem w biurze, zalegając w sypialni połączonej z gabinetem. Spojrzałem na zegarek na nadgarstku, potrząsając głową. Ja pieprzę! Była czwarta trzydzieści rano. Zmęczony kolejną nieprzespaną nocą, przetarłem twarz dłonią starając się otrząsnąć ze snu. Musiałem się chyba zdrzemnąć, bo czuję się, jakbym właśnie wysiadł z kolejki górskiej, a świat wciąż zapieprzał dookoła mnie.

- Gdzie jest? Wróciła do apartamentu?

Przez te wszystkie jebane godziny, nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Alexia jest z mężczyzną. Kurwa! Nawet nie wiem, co bym chujowi zrobił, gdyby położył na niej swoje łapska.

- Hymm, szefie? – Ignacio podniósł głowę i spojrzał na mnie, jakby zobaczył pieprzonego ducha. Zimny dreszcz przeczołgał się wzdłuż mojego kręgosłupa, mrożąc każdą jedną tkankę, łącznie z moim pieprzonym sercem. – Ona...

- Mów, kurwa!

- Alexia D'Angelo jest w drodze do Nowego Yorku. Jest umówiona na spotkanie z GABROTH. CONSTRUCTIONS, w sprawie budowy jakiegoś hotelu.

Zmierzyłem Ignacio wzrokiem, jakby nie docierało do mnie to, co przed chwilą powiedział. Przeliterowałem w myślach każdy z wyrazów, poczułem jak łaskoczą mnie, gdy wypowiadałem je w ciszy zaciśniętego z wściekłości gardła. Każda jedna litera była jak kwas, ostra, drażniąca i kurewsko niebezpieczna. To zapalniki, które w każdej chwili mogły wywołać pierdolony atak ślepej wściekłej furii.

Nowy, jebany, York... Jakim cudem? Po jaki chuj?

Przypomniały mi się słowa, które rzuciłem, zanim jebani Sycylijczycy zaczęli ujadać wściekłymi pyskami. Powiedziałem, żeby zajęła się innymi sprawami, że ma niezbędne pełnomocnictwa... Nie jest osobą w pełni decyzyjną w firmie, ale na tyle władną, że śmiało może przeprowadzać pierwsze rozmowy z nowymi partnerami. Każda jedna nowa firma jest dokładnie sprawdzana. Zanim usiądę z kimkolwiek do stołu, aby wysłuchać propozycji współpracy, wiem kto, z kim i dlaczego.

Ta firma z Nowego Yorku również została dokładnie sprawdzona. Mieliśmy się spotkać już dwa, czy trzy razy, ale zawsze coś wyskakiwało i musiałem przekładać umówione spotkania.

Nie... To nie to, że leci właśnie na spotkanie. Nie to, że poleciała nic mi o tym nie mówiąc i nie zabierając ze sobą pieprzonej ochrony.

To ten jebany Nowy York... W tej chwili jest tam pieprzony Mironov i jego wnuk. Chcą dorwać Alexię, a ona właśnie, niczego nieświadoma, pchała się w paszczę wściekłej ruskiej bestii...

- Na którą jest umówiona? – warknąłem.

- Na drugą po południu.

Szybko obliczyłem, że jak mój odrzutowiec wystartuje najpóźniej o piątej trzydzieści, czyli za godzinę, zdążę na to pieprzone spotkanie razem z nią.

- O której wyleciała?

- To właśnie jest cholernie dziwne, szefie – wymamrotał Ignacji rzucając spojrzenie na ekran laptopa. – Nie kupiła żadnego biletu, ale jej nazwisko pojawiło się na liście pasażerów na lot o drugiej rano. W pierwszej klasie.

Pomasowałem pulsujące skronie. Ogarnij się, Sebastiano, powtarzałem w myśli. Mogłem poprosić o przysługę Cesare, capo z Nowego Yorku. Były pierwszy, żeby zrobić to dla mnie. Problem z tym małym fiutkiem był taki, że po pierwsze, posuwałem jego córeczkę, a ten wciąż liczy na to, że teraz ożenię się z nią. Po drugie... To na razie tylko moje podejrzenia, ale skurwiel współpracuje z Sycylijczykami. Jakby tego było mało, coś ostatnio często widuje się z naszym senatorem, a ten ma potwierdzone przeze mnie i moich ludzi powiązania z Bratvą.

Nie, to nie jest dobry pomysł. Nawet, gdybym ruszył swoich ludzi w Nowym Yorku i kazałbym im przejąć Alexię na lotnisku. Mogą być obserwowani, szczególnie po śmierci Gottiego.

- Ignacio, ściągnij na lotnisko pilotów. Najpóźniej o piątej trzydzieści chcę wystartować. Załatw mi śmigłowiec, który zabierze mnie z lotniska w Nowym Yorku do siedziby GABROTH. Wybierz czterech, nie, sześciu ludzi. Lecisz ze mną.

Odwróciłem się, znikając w przylegającej z moim gabinetem sypialni. Mam niespełna godzinę na dotarcie na lotnisko. O tak wczesnych godzinach rannych, przelecimy przez ulice jak po maśle. Rozebrałem się w łazience, a chłodny prysznic pozwolił mi otrzeźwieć na tyle, że moje myśli były krystalicznie czyste. W pośpiechu wytarłem się i z małej garderoby wyjąłem świeże ubrania. W sypialni zagarnąłem z nocnego stolika resztę drobiazgów i zapinając zegarek wróciłem do gabinetu. Minęło zaledwie dziesięć minut, a sześciu ludzi stało już pod ścianą.

Kiwnąłem Ignacio głową i wychodząc wyjąłem z kieszeni telefon. Ja pierdolę, czasami myślę, że ostatnio nie robię nic innego, tylko ścigam tyłek Alexi, ale tym razem mam zamiar pokazać jej i to bardzo dokładnie, co zrobię następnym razem, gdy zniknie z mojego pola widzenia.

- Co jest, Sebastiano? – ochrypły głos Santa oderwał moje myśli od całkiem przyjemnych wizji.

Kurwa! Dyskretnie poprawiłem stojącego fiuta. Wizja karnego zerżnięcia tej cholernej kobiety wzburzyła moją krew, czego efektem jest pieprzona erekcja.

- Lecę do Nowego Yorku. Wiesz wszystko, więc trzymaj rękę na pulsie i psy z daleka od naszych spraw.

- Senator? Miałeś go na razie obserwować.

- Nie, tym razem to nie on – powiedziałem wychodząc na podziemny parking. – Ta nieznośna kobieta wyjebała do Nowego Yorku.

- Ale, że Alexia? – zapytał zaskoczony.

- Nie, kurwa, królewna Śnieżka – warknąłem wsiadając do czekającego na nas SUV-a. Drugi, którym pojedzie ochrona, czekał już gotowy do drogi. – Jasne, że Alexia. Przysięgam ci, Sant, że zanim usadzę to babsko, dostanę pieprzonego pomieszania zmysłów.

- Daj spokój, Riina. Mogło być gorzej – zaśmiał się i usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.

- Jedziesz do domu?

- Raczej wypierdalam z domu – mruknął. – Dobra, nie mówmy o tym, bo mnie szlag trafi. Leć i przywieź ją, bo w przeciwnym wypadku, jak znam ciebie, rozpierdolisz miasto. Daj znać, kiedy wracasz.

Ledwo zdążyłem się rozłączyć z Brassim, zadzwoniłem do jedynej osoby, która bez wzbudzania podejrzeń mogła zapewnić Alexi ochronę, dopóki nie dotrę do Nowego Yorku.

- Czy ty naprawdę nie masz swojego życia? Jakbyś nie zauważył, to jest pieprzona piąta rano, Riina. Przeszkadzasz.

Zaśmiałem się, bo jak znam zwyczaje motocyklowej braci i temperament Glooma, to właśnie ma w łóżku jakąś panienkę. Stawiałbym na klubową dziwkę.

- Potrzebuję przysługi, Gloom i kilku twoich zaufanych braci z Nowego Yorku.

- Dobra, da się zrobić, tylko zadzwoń później – jęknął.

Tym razem zdecydowanie usłyszałem w tle kolejny jęk, tym razem kobiety. Jebany, przynajmniej może sobie poruchać. Pies z tym, że mu przeszkadzam, ale i tak spędził ostatnią noc zdecydowanie lepiej ode mnie.

- Gloom, wyjmij fiuta z tej dziwki i posłuchaj, bo sprawa jest w chuj ważna – warknąłem, żeby powstrzymać śmiech. Ja na jego miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. – Moja kobieta leci właśnie do pieprzonego Nowego Yorku i to bez cholernej ochrony. Potrzebuję kilku twoich zaufanych braci, żeby przejęli ją na lotnisku JFK i czekali do mojego przyjazdu.

- Poczekaj chwilę – rzucił w słuchawkę. – Spierdalaj mała, mam ważną sprawę... Teraz, obciągniesz mi jak skończę interesy i lepiej mnie nie wkurwiaj... - usłyszałem jeszcze niewyraźnie przekleństwa i trzask drzwiami. – Pieprzona mać. Daj takiej raz fiuta, to osika cię z każdej strony – biadolił. - Dobra, mów.

Nie miałem czasu nabijać się z problemów łóżkowych Glooma, ale przy najbliższej okazji zapewne wrócimy do tego tematu, to mu dojebię. Szybko powiedziałem mu w czym rzecz i czego konkretnie potrzebuję.

- Jasne, Riina. Da się załatwić. Zaraz zadzwonię do braci z Nowego Yorku, to zaopiekują się twoją kobietą.

- Gloom, tylko powiedz im, że jak któryś ją dotknie, to mu, kurwa, kutasa urwę – warknąłem wiedząc jak motocykliści traktują kobiety, które nie są ich starymi.

- Daj spokój, Riina – zaśmiał się ochrypłym głosem i jak znam skurwiela, właśnie się ze mnie nabija. – Jakoś wcześniej nie zauważyłem, żebyś był zazdrosny o jakąś cipkę. Która to? Melinda, czy ta cała Natalia?

- Gloom, do chuja. Powiedziałem, że to moja kobieta, a nie te pieprzone suki – zazgrzytałem zębami ignorując zaciekawiony wzrok Ignacio w tylnym lusterku.

- A jednak... Tak podejrzewałem, że ta twoja Nietykalna to ktoś więcej niż asystentka. Zastanawialiśmy się z Hardem, jak długo będziesz się tak szamotał. Od razu widać było, że pieprzenie dziwek to ostatnie, o czym myślałeś. Przestań na mnie warczeć – parsknął śmiechem i ma szczęście wielkolud, że jest daleko, a ja nie mam czasu dorwać jego zarośniętej mordy. - Prześlij mi jej zdjęcie, żeby bracia wiedzieli, kogo mają ochraniać.

O tym nie pomyślałem, cholera!

- Nie mam. Niech szukają niskiej blondynki. Chodzące na szpilkach kłopoty i jebany ból głowy każdego faceta.

- Rozumiem – zaśmiał się. – Czyli chodzący seks. Myślę, że nie przegapią takiej gorącej laseczki. A teraz, zanim przegryziesz swój telefon pozwolisz, że pomyślę o szczęściu swojego fiuta. Ty sobie poruchasz w Nowym Yorku. Ciao, Riina!

Pieprzony żartowniś. Im dłużej znam sukinsyna, tym bardziej go lubię. Co nie znaczy, że mu nie wpierdolę za nazwanie Alexi chodzącym seksem i gorącą laską. Żaden kutas nie ma prawa tak o niej mówić.

Dokładnie dwadzieścia po piątej rano, mój odrzutowiec wystartował z międzynarodowego lotniska w Los Angeles. Powinienem być na czas. Może nie uda mi się przejąć Alexi w hotelu, ponieważ będzie zapewne w drodze na spotkanie. Może i mogłem kazać ją zatrzymać w pokoju, ale na samą myśl, że jakiś zarośnięty skurwiel będzie musiał położyć na niej łapska, wkurwiałem się, jak nie wiem co. Bo to, że moja Alexia zacznie walczyć, to więcej niż pewne. Poprawiłem się w fotelu i zamykając powieki pogrążyłem się w myślach.

- Coś podać?

Otworzyłem oczy, tylko po to, żeby zobaczyć oddalone o kilkanaście centymetrów od mojej twarz opalone cycki. Sztuczne, dodam, tak jak i usta pochylonej nade mną uśmiechniętej blondynki. Za jej plecami stała kolejna, tym razem brunetka. Zawsze dbałem o różnorodność. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy to nie te dziewczyny, którem miałem przenieść do obsługi czarterowych lotów. Tak, to zdecydowanie te dziewczyny, z którymi pieprzyłem się jakiś miesiąc temu w drodze z Londynu.

- Nie.

Co dziwne, widok tych powiększonych cycków, które wtedy z taką przyjemnością ściskałem, podczas gdy jej koleżanka obciągała mi fiuta, teraz nie zrobił na mnie wrażenia. Takich cudów współczesnej chirurgii widziałem, dotykałem i pieprzyłem tysiące. Nie to co piersi Alexi... Te słodkie cudowności, do których z chęcią bym się dobrał.

- Może jednak?

Kurwa! Warknąłem na dziewczynę, czując jak mój fiut właśnie teraz postanowił obudzić się z drzemki, co zauważyła cycata blondynka. Nie miałem ochoty ani na nią, ani na jej koleżankę, która zerkała na moje biodra przestępując z nogi na nogę. Ja pierdolę! Nie wiem dlaczego one wszystkie tak się zachowuję. Serio! Gdybym je pieprzył, gdybym choć raz zerżnął choć jedną, to może i bym zrozumiał, że chcą powtórki, ale ja ich nie pieprzę! Nie jestem z tego dumny, ale prawda jest taka, że każdą jedną wykorzystywałem, myśląc tylko o własnej przyjemności. Nawet Melindę, czy Natalię. A jednak za każdym razem wystarczy, żebym kiwnął palcem, a każda jedna klęknie przede mną. Każda, ale nie moja Alexia.

- Jak chcecie się pieprzyć, możecie zająć się moimi ludźmi – warknąłem odpinając pas i wstając z fotela. – Ignacio? Idę się przespać, bo padam z wyczerpania. Dopilnuj, żeby nikt mi nie przeszkadzał, a one – wskazałem głową na dziewczyny. – chyba chcą umilić wam podróż.

- Rozkaz, boss.

Minąłem zaskoczone dziewczyny i idąc wąskim korytarzem wszedłem do sypialni znajdującej się na końcu odrzutowca. Rozebrałem się do bokserek i położyłem do łóżka. To będzie cholernie ciężki lot, pomyślałem ściskając twardego kutasa. Tak jak kurewsko pragnę Alexi i tego pieprzonego raju, jakim jest jej ciasna i wilgotna cipeczka, tak nie mam zamiaru walić sobie ręką. Chcę w pełni poczuć to rozrywając moje żyły pożądanie, nawet gdybym miał dojść w chwili, gdy się w niej zanurzę.

Tak... Pobyt w tym cholernym mieście, zapowiada się kurewsko wspaniale... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top