15
Sebastiano...
Ogarnięcie pierdolnika, jakim było moje zjebane życie zajęło mi dłużej niż miałem do tego cierpliwość. Mój telefon znalazłem w koszu na śmieci, więc domyślam się, w jaki sposób ktoś zdobył numer telefonu Alexi. Pytanie, kto i dlaczego? Mam swoje podejrzenia, ale póki nie będę miał jebanej pewności oraz nie dowiem się, dlaczego ta osoba posunęła się do czegoś takiego, nie ruszę tej sprawy.
Oczywiście, łatwo byłoby rozjebać kurewski łeb i mieć wszystko w dupie. Tylko co mi to da? Nie cofnę czasu, choć to w tej chwili największe moje marzenie. Kurwa! Słyszycie mnie? Powiedziałem marzenie... Ja pierdolę, dlaczego my faceci tak koncertowo potrafimy spierdolić własne życie?
Po tym jak znalazłem telefon, przejrzeliśmy na spokojnie nagranie z kamery nad barem. Jest tam ten moment, gdy po zakończonej rozmowie odłożyłem telefon na bar. Za nim stało kilka dziwek, które tamtego dnia zabawiły się w barmanki. Dosłownie po chwili, gdy przesunąłem się w bok, mojego telefonu już nie było. Mój kurewski błąd, bo nie zablokowałem ekranu i tym oto sposobem, ktoś bez problemu dostał się do kontaktów, spisał numer go Alexi, a potem wyłączył telefon i tyle. Nawet nie wiedziałem, że ktoś miał go w rękach.
Ja pierdolę! Ktoś naprawdę ma cholernie dużo odwagi, że miał czelność dotknąć mojej własności. Gdybym w sobotę nie był tak wściekły na Alexię i te wszystkie myśli, które katowały mnie od naszej ostatniej rozmowy, nic takiego by się nie wydarzyło. Kurwa! Chciałem ją wyrwać z piersi, wypędzić każdą jedną myśl o niej. Z ręką na sercu... Musiałem się porządnie najebać, żeby pozwolić się dotknąć. Nie tłumaczę się. W tej chwili to nie ma już jebanego znaczenia, ale prawda jest jedna. Ta cholerne kobieta zniszczyła mnie dla innych. Jak bardzo trzeba być pojebanym, żeby pragnąc jednej pieprzyć inną i wyobrażać sobie, że to ta, której chcę i potrzebuję jak ostatniego oddechu?
Nie pamiętam tego, co się działo w trakcie tego tygodnia, ale doskonale pamiętam imprezę po przejęciu władzy, gdy z Brassim mieliśmy Natalię. Musiałem się zmusić do tego, żeby dopuścić ją do siebie, a pieprząc ją, miałem przed oczami moją Alexię. Mogłem się wymiksować z całej tej imprezki. Popatrzeć jak bawią się inni, zaznaczyć swoją obecność przed Oryginałami, a potem olać całe to towarzystwo i spędzić spokojny wieczór i noc we własnym łóżku. Jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż miałem słowa Santa, że te mafijne skurwiele szukają mojego słabego punktu. Wiedzieli o Alexi i tylko czekali na potwierdzenie, że to właśnie przez nią mogą na mnie wpłynąć.
Już wtedy miałem ją we krwi. W zasadzie od pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłem. Nie mogłem o niej zapomnieć. Wciąż od nowa rozpamiętywałem ten moment, gdy stanąłem obok Alexi, a ona po raz pierwszy na mnie spojrzała. Sprzedałem jej się za jeden cholerny uśmiech, ale byłem zbyt wielkim kutasem, żeby przyznać się do tego.
Mnie już, kurwa, nie ma! Istnieję tylko dla jednej kobiety i sam osobiście sprawiłem, że mnie znienawidziła.
Po dotarciu do penthousu stałem wpatrzony w tę jebaną panoramę mojego miasta, czując jak wszystko we mnie umiera. Słuchałem słów Arturo, tego co przekazała mu Alexia, zanim wyszła z budynku. Sant stał obok mnie i czułem jak wbija w moje plecy zaniepokojone spojrzenie. Pewnie oczekiwał, że zaraz zacznę totalną rozpierduchę i zdemoluję własny penthouse. Miał rację. Powstrzymanie się przed tym było jak opieranie się jebanej grawitacji, która przytrzymywała mnie w miejscu, podczas gdy ja chciałem wyskoczyć w górę. Starałem się ze wszystkich sił opanować, bo wiedziałem, że jestem jeszcze najebany i naćpany jak stodoła, a to nigdy nikomu nie wróżyło niczego dobrego.
Sant zatargał mnie do sypialni i kazał odespać tygodniowe pijaństwo. Chciałem mu przywalić, ale byłem tak cholernie słaby, że bez protestów, ale z odpowiednią dawką czułych zwrotów powiedziałem mu, co myślę o nim i jego cholernej drzemce, zaległem na łóżku. Czułem piasek pod powiekami i takie zmęczenie, że powinienem odpłynąć w minutę.
Jednak wciąż nie mogłem znaleźć sobie miejsca, przewracając się po wielgachnym łóżku. Ze złością wbiłem pięść w materac i ze wzrokiem wlepionym w sufit przeklinałem na czym świat stoi. Zerwałem się z łóżka i kompletnie nagi wyszedłem z sypialni zatrzaskując za sobą drzwi, po czym władowałem się do gościnnego pokoju. Zapach Alexi był w nim wciąż bardzo wyczuwalny. Była tutaj zaledwie kilka godzin temu. Podszedłem do łóżka i położyłem się zakopując twarz w jej poduszce...
Obudziłem się po kilku godzinach, wciąż cholernie zmęczony, ale przynajmniej uspokojony na tyle, żebym zaczął normalnie funkcjonować. Doprowadziłem się do porządku, ignorując widok zarośniętej twarzy mężczyzny w lustrze. Nie miałem czasu na pierdoły typu golenie. Założyłem wytarte jeansy i czarną koszulkę, dając sobie spokój z butami i wszedłem do salonu, gdzie Sant drzemał na kanapie.
Sukinsyn chyba mnie pilnował, pomyślałem programując ekspres do kawy. Jeżeli bał się, że spieprzę i zacznę na własną rękę wymierzać sprawiedliwość, to po części miał rację. Miałem ochotę i to cholernie wielką, a powstrzymanie się przed tym graniczyło chyba z jakimś cudem.
Nieważne... Teraz, gdy jako tako doszedłem do siebie, muszę zacząć działać. Zrobię wszystko, żeby wróciła. Kurwa! Nawet ją porwę, do licha. W końcu w naszym świecie to nic niezwykłego. Co ja pierdolę? Potrząsnąłem głową nad własną głupotą. Sant oczywiście obudził się, gdy kawa zdążyła się już zaparzyć. Ten to ma nosa i do dziwek, i do kawy.
- To co teraz?
Spojrzałem na Santa. Dobre, kurwa, pytanie... Ułożyłem sobie w głowie cały dzisiejszy dzień, bo cholerny ubiegły tydzień to jeden wielki wkurwiający mnie burdel i na nim skupię się, gdy załatwię najważniejsze sprawy.
Stojąc analizowałem każdą jedną minutę dzisiejszego dnia, gdy rano obudziłem się i Evans odkrył te cholerne zdjęcia. Przypomniało mi się, gdy wezwany przeze mnie Ignacio zjawił się w klubie bikerów. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego poważną twarz, żebym wiedział co się stało. Czułem, że Alexia to zrobi. Jezu Chryste! Ale nawet wtedy, gdy te cholerne czarne myśli nie dawały mi spokoju, miałem jeszcze nadzieję, że jednak nie widziała tych pieprzonych zdjęć, że odeszła, ponieważ była na mnie wkurwiona za to, co jej powiedziałem. Do głowy nie wpuszczałem natrętnych myśli, że w takim wypadku nie czekałaby całego tygodnia, tylko wyprowadziłaby się tego samego dnia.
Muszę mieć jakąś linę, coś co będzie mnie teraz przytrzymywało w miejscu, zanim pogrążę się w totalnej rozsypce.
- Sebastiano?
Oderwałem się od bezmyślnego gapienia się w okna i z kawą do siebie i Santa podszedłem do kanapy, zajmując miejsce obok niego. Zaczerpnąłem oddech, wyczuwając w powietrzu zapach perfum Alexi i, kurwa, przysięgam, że wniknął we mnie uspokajając warczącego we mnie potwora. Mam wszystko. Kasy w chuj, władzę, praktycznie własne miasto, gdzie moje słowo jest jebanym prawem, a straciłem ją... Przez własną głupotę i jebaną męską dumę. Dopiero teraz, gdy zabrakło mojej Alexi, czuję się naprawdę kurewsko słaby. Jakby swoim odejściem wyssała ze mnie wszystko. Nawet moje pokiereszowane serce.
Zerwałem się z miejsca, krążąc wzdłuż szklanej ściany.
Wciąż nie mogłem przestać myśleć o tym, co jej powiedziałem. Ja pierdolę! Przyrównałem ją do dziwki... Jezu Chryste! Zacisnąłem palce, trzymając pięści w kieszeniach spodni, oddychając coraz ciężej. Mroczki latały przed moimi oczami, jak jebane robaczki świętojańskie, oślepiając mnie i wkurwiając swoimi wesołymi błyskami. Jakim prawem cały jebany świat jest tak kurewsko wesoły, skoro moje cholerne życie właśnie rozpierdoliło się z wielkim hukiem?
- Sebastiano? – powtórzył.
Potrząsnąłem głową, nie będąc jeszcze w stanie rozmawiać. Ten widok za oknem jest jedyną pewną rzeczą w moim beznadziejnym życiu. Brak mi słów. Brak mi siły. Czuję się jak rozciągnięty i zdeptany kawałek ludzkiej powłoki. Mężczyzna, który zawodowo pierdoli wszystko, co dla niego najważniejsze. Spierdoliłem to, co mogłem mieć z Alexią. Po chuj? Co mi to dało? Poza tym, że teraz czuję się jak jebany śmieć?
- Tydzień temu... - zacząłem ochrypłym głosem, siadając na kanapie. – Tydzień temu pokłóciliśmy się – potrząsnąłem głową waląc się mentalnie w twarz. – Nie, tak w zasadzie, zjebałem wszystko, gdy rozmawiałem z nią po tej cholernej strzelaninie.
- Co zrobiłeś?
- Nic, kurwa, wielkiego. A przynajmniej tak wtedy myślałem – parsknąłem. – Zapytała się, czy się martwiłem a ja, jak ten idiota zbyłem ją, zamiast przyznać się, że serce mi, kurwa, stanęło i umarłem tysiąc razy, gdy Ignacio powiedział mi, co się stało. Zlałem temat, a ona się na mnie wkurwiła i powiedziała, że nie chce ze mną gadać. Ja pierdolę, Sant! Wkurzyłem się, bo Alexia jest pierwszą osobą, która od początku mnie zlewa. Wrzeszczy na mnie, rzuca wyzwania, patrzy tymi przeszywającymi oczyma, jakby chciała mi odebrać duszę i nigdy, nawet, gdy dowiedziała się, kim jestem, nigdy nie traktowała mnie inaczej. Dla niej bez znaczenia jest, czy walczy z mężczyzną, czy walczy z pierdolonym capo. Ona po prostu walczy, a mnie to tak wkurwiało. To jej nieposłuszeństwo, to, że wciąż się naraża, że ma w dupie ochronę, ucieka im, że nie mam nad nią żadnej kontroli.
O to w tym chodzi... O jebany brak kontroli nad tą kobietą. O to, że nie mogę być wszędzie i zawsze tam, gdzie ona, i nie mam pojęcia, czy jest wtedy bezpieczna. Wmawiałem sobie przez cały czas, że to przez tego cholernego starca jestem tak przeczulony na tym punkcie. Pierdolenie! To od początku chodziło tylko i wyłącznie o nią. O małą cholerę, Alexię D'Angelo.
- To nie wszystko, prawda? – odezwał się za mną Sant.
Odwróciłem się blokując spojrzenie z moim najbliższym przyjacielem. Żaden ekspert z niego, jeżeli chodzi o związki, zresztą tak jak ja. Możemy powiedzieć jak wyrwać laskę, jak ja ostro zerżnąć i jak unikać sytuacji, gdy jednej z drugą w uszach grają organy weselne i rozbrzmiewa Marsz Mendelsona.
- Po akcji w kasynie wróciłem do domu. Przez cały czas wmawiałem sobie, że przez nią jestem słaby. Rozumiesz... Zaczęła znaczyć dla mnie więcej niż pieprzona organizacja i tego za chuja nie mogłem zrozumieć. Doskonale pamiętam, jak stary wbijał mi do głowy, że zawsze i wszędzie, na pierwszym miejscu muszę przedkładać dobro naszych ludzi, a nie kobietę. Wtedy myślałem, że myślał o matce, a gdy zaczął szaleć ze swoimi kochankami, przestałem się nad tym zastanawiać. Nagle coś się w nim zmieniło...
- Co masz na myśli?
- Nie wiem, byliśmy wtedy na studiach i w zasadzie gówno mnie obchodziło, co on robi, ale zauważyłem jak się zmienił. Myślałem, że to kolejna młoda kochanka, na punkcie której mu tak odjebało. Pamiętam, że na kilka miesięcy przed tym, często znikał z Los Angeles. Zrobił się dziwnie niespokojny, jakby na coś czekał – wzruszyłem ramionami. – Potem zaczął przykładać baczniejszą uwagę do naszych kobiet. Szczególnie tych niezamężnych. Sam wiesz, że w znacznej mierze uchronił nas przed wojną.
- Jasne, kurwa, tylko jakim kosztem – warknął. – Dobra, nieważnie...
Niepotrzebnie poruszam pewne tematy. Za dużo się ostatnio dzieje, tym bardziej, że wciąż są sprawy, z którymi sobie nie możemy poradzić. Budzi to moje roztargnienie i zniecierpliwienie, a w takich sytuacjach o błąd nie trudno.
- Wróć do swojej laleczki.
Laleczka... Uwielbiam ją tak nazywać bo naprawdę tak wygląda. Z tą twarzą małego elfa, dużymi turkusowymi oczami i burzą gęstych włosów. Moja mała laleczka... Wkurwiało mnie, gdy Sant tak o niej mówi. W ogóle wkurwia mnie, gdy mężczyźni o niej mówią, a już nie daj Boże, na nią patrzą. Wypaliłbym im wszystkim przeklęte ślepia!
- Tak... Wróciłem do domu, wściekły na siebie, że nie jestem w stanie nawet jednej minuty nie myśleć o niej i mi odjebało. Odjebało mi, kurwa, Sant. Potraktowałem ją jak... - nawet nie mogłem wymówić tego cholernego słowa! – Przeleciałem, a potem bez słowa zostawiłem ją łóżku i wróciłem do swojej sypialni. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Do samego rana krążyłem po pokoju i tylko jakimś cudem powstrzymałem się przed powrotem do niej. Wciąż wmawiałem sobie, że to ta cholerna słabość. Chciałem wyrównać swój horyzont, który Alexia przewróciła. Rozpieprzyła wszystko. Czułem się jak rozchwiany maszt na tonącej tratwie i coraz bardziej się wściekałem. Pokłóciliśmy się przed moim wyjściem. Powiedziałem jej rzeczy, których tak naprawdę nie myślę i nie mam jebanego pojęcia, jakim cudem przeszły przez moje usta te wszystkie słowa. Ja pierdolę, Sant! Zjebałem i to konkretnie! A teraz, nie dość tego, to ta szmata zrobiła coś takiego. Zapierdoliłbym ją!
- Wiem, Sebastiano... Uważam, że ta cała sprawa jest przez kogoś nagrana.
- Co ty pierdolisz! Sam zadzwoniłem po te dwie wywłoki – przypomniałem mu potrząsając głową, jakbym ze wszystkich sił starał się obudzić z koszmaru, w którym utkwiłem.
- Co pamiętasz z pierwszego dnia?
Szarpnąłem głową, patrząc z zaskoczeniem na Santa. Dziwne pytanie... Pamiętam wszystko i wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwy. Może miejscami pamięć mi szwankuje... Może kilka obrazów do siebie nie pasuje...
- Pamiętam wszystko – odpowiedziałem.
- Naprawdę? – pochylił się w moją stronę. – A pamiętasz, że nie chciałeś nawet dotknąć żadnej dziwki? Siedziałeś, pijąc więcej niż zazwyczaj i odganiałeś od siebie każdą, która do ciebie podeszła. Dlatego byłem, kurwa, pewien, że nic się nie wydarzy. Sebastiano, znamy się od pierdolonej kołyski i mogę ci powiedzieć prosto w te twoje przeklęte ślepia, że jesteś chujem, jeżeli chodzi o kobiety. Ja zresztą też. Jednak dla tej jednej jesteś gotowy rozpierdolić świat i zbudować go na nowo.
- Chwila... Czy ty właśnie sugerujesz, że ktoś dosypał mi jakiegoś gówna? A po jaki chuj?! – warknąłem uderzyłem pięścią w udo. – Nie było powodu, do cholery. Była impreza, wszyscy się pieprzyli.
- Był, Sebastiano, bo ty nie chciałeś się pieprzyć. Z żadną i nagle jebnęło cię, chciałeś się bawić i zadzwoniłeś po te dwie cholerne wywłoki.
- To bez sensu, Sant – zdenerwowany poderwałem się z miejsca.
- Pomyśl szerzej o całej sprawie. Teraz wiemy, że komuś zależało, aby laleczka zobaczyła jak się pieprzysz z dziwkami, zakładając i to słusznie, że wkurwi się na ciebie i kopnie cię w dupę. Pomyśl... Kto zyskuje w tej sytuacji?
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Z początku myślałem, że pierdoli coś od rzeczy, ale im dłużej o tym myślałem, to zaczynałem dostrzegać, że faktycznie może mieć rację. Starałem skupić się na tyle, aby zacząć logicznie myśleć, ale cholernie ciężko mi to szło. Wciąż czułem w sobie litry alkoholu i prochy. Aż mną wstrząsnęło, gdy pomyślałem, że jeszcze to gówno może krążyć w moim organizmie.
- Kto zyskuje? Z pewnością dałoby to don Vito okazję do powtórzenia swojego żądania. Nie zna mnie i nie wie, że z Alexią, czy bez, nigdy nie poślubiłbym tej dziewczyny, ani żadnej innej. Mnie nie można zmusić do takich rzeczy.
- Masz rację. Nie zna cię. Próbował po dobroci, ale nie wyszło. Tych dwóch sukinsynów, zięciów Gottiego, z pewnością przekazali mu, że przyłapali cię z Alexią w biurze. Wiedzą, że przez nią nie weźmiesz sobie innej kobiety. Kto wie, może nawet was obserwowali?
- Ja pierdolę, lepiej mnie już nie wkurwiaj - warknąłem wściekły. – W porządku. Mamy Sycylijczyków – podsumowałem. – Jest jeszcze Melinda i cholerna Natalia.
- Możesz być pewien, że obydwie wiedzą o Alexi. Każdy wie, że przyznałeś jej niepodważalny status Nietykalnej i znajduje się pod twoją opieką. Nigdy czegoś takiego nie zrobiłeś, a każdy, kto zobaczył cię z nią wie, że odjebało ci na jej punkcie. Powiedz, jak najszybciej skłonić cię do ślubu?
- Mogą spróbować przystawić mi giwerę, ale szybciej zabryzgają krwią ołtarz niż dobrowolnie...
- Ciążą – rzucił poważnym tonem.
Zaschło mi w ustach, jakbym połknął wiadro piasku. Ja pierdolę i co jeszcze?! Ciąża? Pomyślałem o wszystkich sytuacjach jeszcze przed tym, gdy w moim życiu pojawiła się Alexia. Wtedy, gdy o przejęciu przeze mnie władzy zaczęło robić się coraz głośniej, a zewsząd słychać było plotki, że powinienem szybko postarać się o potomka. Za każdym razem te dwie lafiryndy próbowały namówić mnie na to, żebym pieprzył się z nimi bez gumek, albo same wyjmowały z szuflady prezerwatywy. Przeklęte suki, wiem, że byłyby do tego zdolne. Ta, która zaszłaby pierwsza zdobyłaby niepodważalną pozycję w naszym świecie. Posunęłyby się do wszystkiego, łącznie z wrobieniem mnie w ciążę za pomocą dziurawych gumek.
- Ja pierdolę, stary... - wyszeptałem łapiąc się za głowę. – Powiedz mi, że żadnej z nich nie pieprzyłem bez gumy i że używałem swoich!
Tego akurat nie pamiętam, a przecież powinienem, prawda?
- Sebastiano, zanim zaczniesz szaleć, coś ci wyjaśnię. Jak tylko po ciebie przyjechałem, od razu wiedziałem, że coś odjebałeś. Przeczuwałem, że pokłóciłeś się ze swoją laleczką, ale nie wnikałem. Dlatego tak cholernie się zdziwiłem, że masz ochotę się zabawić, bo jak już wspomniałem, miałeś na wszystko wyjebane i chciałeś się tylko napruć. Tak między nami... Po pół godzinie chciałeś spierdolić do domu. Wypiłeś kilka drinków i zmieniłeś śpiewkę. Sam już byłem dość mocno wstawiony i nie ogarniałem tematu, ale przysięgam ci, stary. Nie potrzebowałeś nawet swoich prezerwatyw, bo żadnej z nich nawet nie ruszyłeś.
- Co ty, kurwa, pierdolisz – warknąłem coraz bardziej skołowany. – Przecież widziałem zdjęcia. Ty też je widziałeś, więc nie wmówisz mi, że ich nie pieprzyłem.
- Masz rację, widziałem je – podsunął mi swój telefon. – Przesłałem do siebie, bo mam większy ekran. Zrób zbliżenie... Sam zobacz, że mówię prawdę.
Trzęsącymi się palcami stuknąłem w ekran powiększając pierwsze zdjęcie, na którym jestem z nim i z Natalią. Zdecydowanie ten ją pieprzy, ale... Przesunąłem palcem w dół, robiąc większe zbliżenie. Dziewczyna opiera się rękami po obydwu stronach moich bioder, jest pochylona, a Sant posuwa ją od tyłu. Mało tego, widać moją rękę zaciśniętą na jej włosach, jakbym odsuwał ją od siebie.
Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby robiła mi laskę, ale tak, kurwa, nie jest!
- Ja pierdolę, mam zapięte spodnie – wyszeptałem z trudem przełykając.
- Dokładnie, stary. Jak przyjrzysz się pozostałym zobaczysz, że na każdym z nich masz na dupie spodnie i nie latasz z kutasem na wierzchu.
- To dlaczego wydaje mi się, że je pieprzyłem?
- Nie mam pojęcia. Może to te prochy? Może siedząc i oglądając jak wszyscy się pieprzą, w twojej głowie został ten obraz? Nie jestem psychologiem – wzruszył ramionami. – Nie wiadomo co wziąłeś, do tego kokaina i alkohol. Jedyne co możesz sobie zarzucić to to, że dzisiaj dorwały się do twojego rozporka. Nawet tego im się nie udało przez ten cały czas. Wierz mi, że każdą z nich po dziesięć razy przeleciał każdy z ludzi Glooma i MacKenny. Niektóre z tych zdjęć, te na których widać, jak są pieprzone, to faceci od MacKenny, a nie ty. Żaden nie ma tatuażu na plecach i długich włosów. Naprawdę ktoś się cholernie postarał, aby wyglądało na to, że to ty pieprzysz się z dziwkami...
Milczałem, nie potrafiąc jeszcze uporać się ze wszystkimi walczącymi we mnie emocjami. Chciałem ukarać winnych. Arturo mówił, że źle wyglądała, gdy rano opuszczała apartament, więc mogę się tylko domyślić, że nie spała dobrze. Wiem, że przez ten cholerny tydzień nie rozmawiała z żadnym z moich ludzi. Snuła się z kąta w kąt, taka smutna. Bezapelacyjnie moja wina. Jeszcze nie jestem gotowy przejrzeć nagrań z kamer w mieszkaniu. Nie dość, że zostawiłem ją z tymi wszystkimi słowami rzuconymi w gniewie, to zamknąłem w apartamencie.
- Zapomniałeś o kimś cholernie ważnym.
Uniosłem głowę znad telefonu. Te zdjęcia doprowadzały mnie do furii. Gdyby nie to, że podejrzenia Santa mogą być prawdą, to ta mała suka już by nie żyła.
- Kogo masz na myśli?
- Pakhana.
Otworzyłem szeroko oczy, a w mojej piersi rozszalało się tornado. Wszystko we mnie zaczęło się trząść, jak podłączone do wysokiego napięcia. Potrząsnąłem głową...
- Nie, nie... - odrzuciłem telefon i szarpiąc się za włosy przesunąłem dzikim spojrzeniem po salonie.
W mojej głowie eksplodowały wspomnienia tego, o czym mówił MacKenna, jak stary torturuje swoich więźniów, jego przeklęte ślepia, gdy zorientował się, kogo moi ludzie osłaniają.
- Moim zdaniem, jest wysoce prawdopodobne, że to on za tym stoi. Chciał ją wywabić z kryjówki. No i dokonał tego. Gdzieś tam – Sant wskazał ręką za okno, - są ludzie, którzy tylko czekają, aż dorwą twoją laleczkę i skorzystają z pierwszej nadarzającej się okazji...
Naszą rozmowę przerwało walenie do drzwi apartamentu. Uniosłem zdziwionym brwi, ponieważ bez wiedzy ochrony nikt, ale to nikt, nie dostałby się na górę. Sant podszedł do drzwi otwierając je z rozmachem. Ja pierdolę! Za nimi mogli stać agenci rządowi albo pieprzony IRS*, a ten sukinsyn, welcome in my world, do licha! Prochy mam w sypialni, a broń w skrytce w podłodze, w siłowni... On się nigdy, kurwa, nie zmieni!
- Nie patrz się tak – burknął wpuszczając do środka naszych towarzyszy ostatniej imprezy. – Nikt niepożądany by nie wszedł.
- Urząd skarbowy? DEA?
- Myślisz, że nasi wpuściliby ich na górę? Serio, Riina?
Kilka sekund trwało, aż mój ociężały mózg zobrazował sytuację. Mimo podłego humoru i przeświadczenia, że znajduję się w czarnej dupie, parsknąłem śmiechem, gdy zobaczyłem w wyobraźni ciała martwych agentów rządowych leżących na podłodze w lobby i moich chłopaków palących fajki nad nich truchłem.
- Wchodźcie, panowie, bo zanim ten się ogarnie... - pokręcił głową.
Słowo daję... Zastrzelę go kiedyś. Santino Brassi i jego zjebane poczucie humoru, które czasami doprowadza mnie do szaleństwa. Mój wzrok po chwili spoczął na szklanych ścianach, za którymi niedługo obudził się nocne życie Los Angeles. Jak każdego wieczoru, blask neonów i wielkich bilbordów będzie sprawiał wrażenie, że nad miastem unosi się świetlista obręcz, trzymając wszystko w swoim lśniącym uścisku.
Ciekawe, gdzie w tej chwili jest moja Alexia? Ignacio jakoś unikał mnie bo od czasu, gdy zdawał mi raport, nie widziałem go ani razu. Namierzenie tego patałacha Guido nie byłoby żadnym problemem. Wszystkie wozy ojca są wyposażone w nasze GPS-y, tak jak i służbowe komórki. W kilka minut mogę wiedzieć co robi i kto chroni Alexię.
Odwróciłem się i zakładając ramiona na piersi, oparłem się plecami o chłodną szybę. Zaczynało wkurzać mnie to nic nierobienie.
Muszę zobaczyć się z Alexią. Jeżeli tego zażąda to jestem gotów nawet klęczeć i błagać o wybaczenie. Kurwa! I bez tego rzucę się na kolana, ale nie może mnie zostawić. Jeżeli to zrobi... Ja pierdolę! Czekała mnie pieprzona destrukcja, po której rozpętam każdą jedną możliwą wojnę, licząc na to, że jakiemuś skurwielowi w końcu dopisze jebane szczęście i mnie odstrzeli.
- Widzę, że doszedłeś do siebie – mruknął MacKenna, przesuwając dłonią po zarośniętym policzku.
Jestem facetem i nie zwracam uwagi na takie rzeczy, ale od Londynu zdążył sukinsyn zapuścić sobie brodę i za cholerę nie wygląda na swoje lata. Kolczyki w uszach, włosy zaczesane do tyłu... Jebany aktor, który powinien grać w filmach i słowo, kobiety na całym świecie oszalałby na jego punkcie. A tu proszę... Trzyma w garści irlandzką mafię i stworzył cholernie silną organizację. Nie boi się Ruskich, ma w dupie Sycylijczyków.
- Dojdę do siebie, jak zabiję sukę, która zrobiła mi taki numer – warknąłem łypiąc na niego. – Dowiedzieliście się czegoś?
Rozsiedli się na kanapie, jak na pikniku w parku. Po żadnym z nich nie było widać prawie tygodniowego pijaństwa. Jeżeli mam wierzyć Santino, z nich wszystkich, to ja powinienem czuć się jak pieprzony źrebak na pastwisku. Ominęło mnie pieprzenie, ale za każdym razem, gdy przypominałem sobie te cholerne zdjęcia wzdrygałem się z odrazy.
- Tak jak przypuszczaliśmy, dostałeś extra dragi do drinka – odpowiedział spokojnie Gloom.
To zdarzyło się w jego cholernym lokalu, ale dziwki były i od niego i od nas. Każda mogła wpaść na tak popierdolony pomysł. Tylko po co?
- Przecież wszyscy piliśmy – stwierdziłem oczywistą rzecz, bo za cholerę nie rozumiałem, jakim cudem ja byłem naćpany. – Piliśmy to samo.
- Dokładnie, ale przypomnij sobie – odezwał się Gloom. - Najpierw dziewczyny podawały nam drinki przy barze. Dopiero potem przesiedliśmy się pod scenę.
Faktycznie... Kurewsko trudno mi było się skupić. Od dłuższego już czasu czułem tępe łomotanie w skroniach. Minie kilka dni, zanim na tyle dojdę do siebie, żeby zacząć normalnie funkcjonować. Ktoś wybrał sobie cholernie zły moment, żeby mnie tak załatwić.
- Która?
Drogą dedukcji wyeliminowałem zarówno cholerną Melindą, jak i Natalię. Obydwie wydzwaniają do mnie jak pojebane, szczególnie Melinda. Ostatni raz przed tą imprezą widziałem się z nią przed imprezą z Sycylijczykami, gdy wciąż szukałem ukrywającej się Alexi. A wcześniej urządziła sobie sesję pieprzenia w moim biurze, po której musiałem wymienić biurko. Liczyła wtedy na trójkąt z Santino, ale się nie doczekała.
Poza tym, z tego, co powiedział mi wcześniej Sant, to ja sam po nie zadzwoniłem. Czyli to jedna z dziwek mnie tak załatwiła.
- Tara – rzucił MacKeena zaciskając pięści. – Przyjechała z ostatnią dostawą. Ma do spłacenia dług swojego chłoptasia.
Tara... Kurwa! To ta ciemnowłosa dziwka, którą zabrałem do apartamentu, a potem się wkurwiałem, bo myślałem, że ją przeleciałem. Tej samej nocy Alexia została zaatakowana przez ludzi pakhana. Pamiętam dziewczynę. Zresztą, jak mam jej nie pamiętać, gdy za każdym razem, gdy robiliśmy jakąś imprezę, ona na niej była? Uśmiechała się do mnie, jakby dzieliła ze mną kurewskie sekrety. O chuj jej chodzi?
- Daję ci słowo, Riina, że każdą dziewczynę sprawdzamy, aż do podszewki – zaczął się tłumaczyć. – Dług był prawdziwy, gówniarz dał ją w zastaw, a potem spierdolił, a my nie czekamy, aż ktoś wygra w loterii. Dzień zapłaty, to dzień sądu. Masz kasę, żyjesz. Nie masz... - wzruszył ramionami.
- Kto jej zaproponował odrobienie długu u nas? – zapytałem spokojnie.
- Ja... Nie miała z czego zapłacić, a handlować dragami nie chciała. Była ostatnią, która dołączyła do transportu. Nigdy nie było z nią żadnych problemów. Zanim trafiła do was, moi chłopcy ją trochę poużywali, stąd wiedziałem, że lubi takie klimaty.
Nie mam żadnych pretensji do MacKenny. W chwili, gdy przejęliśmy jego dziewczyny, stały się naszą własnością. Przez ten cholerny burdel z wcześniejszym przejęciem przeze mnie władzy, a potem po zabójstwie Gottiego, Sant nie miał czasu wziąć się za to i rozdzielić je do pracy. Pies jebał te jego metody, ale fakt pozostaje faktem, że poza okazjonalnym pieprzeniem się z nami, dziewczyny siedzą na tyłkach i wygląda na to, że jednej odpierdoliło.
- Gdzie ona teraz jest?
- W Blue Hell – odpowiedział Sant. – Po całej akcji Ignacio zabrał je i przekazał Umberto. Siedzą pod kluczem.
Myślę, że w tej chwili nie ma nawet sensu, żebym zrobił jakiekolwiek badania. Od ubiegłego tygodnia, kiedy mnie naćpała minęło zbyt dużo czasu. Muszę wierzyć Santino, że w tym czasie nie zerżnąłem żadnej dziwki, w przeciwnym razie byłem gotów rozszarpać sukę na kawałki. Oddałbym ją moim ludziom. Mieliby swoją zabaweczkę, którą rżnęliby w swoich kwaterach. Odpowiednie miejsce dla takiej jak ona.
Zerknąłem na zegarek na nadgarstku. Dochodziła szósta wieczorem. Jeszcze nie wiem, gdzie zatrzymała się Alexia, ale jak tylko jej tyłek wyląduje w jednym miejscu, zaraz się tam zjawię. Nie będę czekał. Nie jestem, cholera, dzieckiem. Zjebałem, nie będę teraz czekał, aż stanie się cud i dziewczyna zapomni o tym co się stało. Tak łatwo to nie będzie.
- Jadę do Blue Hell – powiedziałem prostując się. – Nie ma co zwlekać, bo nie wiemy, dla kogo ta dziwka pracowała.
- Z chęcią popatrzę, jak załatwiasz te sprawy – rzucił MacKenna wstając z kanapy. – Riina, słuchaj...
- Przestań, Niall – podszedłem do niego kładąc rękę na jego ramieniu. – To nie twoja wina. Póki co, nie wiemy dlaczego to zrobiła, a ja nie jestem facetem, który działa pod wpływem emocji, czy innego gówna. Zanim z nią skończę, dowiem się wszystkiego. Nawet tego, gdzie ukrywa się jej chłoptaś. Ktoś w końcu będzie musiał spłacić ten dług, a ja nie jestem organizacją non – profit.
Wierzcie mi. Bez znaczenia, czy urodziłeś się w mafii, czy do niej wstąpiłeś. Bez znaczenia, czy jesteś z Camorry, Bratvy, Cosa Nostry, czy chuj wie z jakiej organizacji. Możemy być skurwielami. W zasadzie to jesteśmy nimi. Zabijamy, kasujemy naszych wrogów, kretów, dłużników i ich rodziny. Nie ma w nas nic dobrego. Nie ma w nas nic, co mogłoby służyć za przykład. Poza jednym. Mamy honor. Zajebiście wielkie poczucie honoru. Odpowiadamy za każdego z naszych ludzi i jeżeli jeden z nich coś odpierdoli, bierzemy to w chuj osobiście.
Tacy jesteśmy. Dlatego teraz dla MacKenny jest sprawą honoru zadośćuczynić za to, co odjebała dziewczyna, którą nam przysłał. Gdyby zrobiła to jakiemuś zwykłemu żołnierzowi, sprawa mogłaby rozejść się po kościach. Dziwka dostałaby za swoje i nauczyła się, że życie ma tylko jedno i nie warto narażać się komuś, kto to życie może jej odebrać jednym ruchem. Ale ona podniosła rękę na jebanego capo. Cholernego dona Cosa Nostry i już jest martwa.
Dojazd do Blue Hell zajął nam dwadzieścia minut przebijania się w pieprzonych piątkowych korkach. Ludzie śpieszyli się do swoich domów, aby po tygodniu pełnym życiowych wyzwań, rozpocząć pieprzoną zabawę. Będą szlajać się z klubu do klubu, pić, pieprzyć się z przypadkowymi partnerami, ćpać i cholera wie co jeszcze. W poniedziałek rano większość z nich obudzi się zdziwiona, że to ich cholerne życie tak szybko się toczy i już będą wyczekiwać kolejnego piątku i kolejnego melanżu.
Dla niektórych nie nadejdzie żaden nowy dzień. Zaćpają, zapiją, dadzą się zastrzelić, czy dźgnąć nożem w ciemnej uliczce za dziesięć dolarów w portfelu. Albo jak ta kobieta wchodząca do biura Santa... Ona jeszcze nie ma pojęcia, że jej życie właśnie zmierza ku smutnemu końcowi.
Patrzyłem na nią znad butelki z wodą, którą przystawiłem do ust i za chuja nie rozumiałem, co z nią jest nie tak. Weszła do środka, jakby szła po wybiegu. Stałem z boku, oparty o ścianę, obserwując ją uważnie. Ubrana, jakby Umberto ściągnął ją prosto ze sceny, gdzie zdążyła już zdjąć z siebie część łachów, zostawiając cienką halkę i sznurek między nogami. Na widok Santa siedzącego swobodnie z nogami na biurku, jej ciało automatycznie nabrało tej zmysłowej miękkości, którą kobiety chcą skusić mężczyznę. Wiem, jak Sant pracuje. Niejedna dziwka dosłownie marzy o tym, żeby mieć z nim te jego słynne interview po kilka razy dziennie. Jego sprawa, jak sprawdza dziewczyny. Nie pieprzy ich wszystkich, oczywiście. Może i chciałby, ale nie robi tego. Jednak każda chce więcej.
To normalne, że nie płacimy za ich usługi, gdy zamawiamy je do swojego użytku. Mają gdzie mieszkać, dostają jakąś tam kasę. Jeżeli myślicie, że trzymamy je w piwnicach, wypuszczając tylko po to, żeby zarabiały dla nas swoim tyłkiem, to nic bardziej mylnego. Jest tak, jak powiedziała ta mała wywłoka, którą cały czas obserwuję z boku. Mafia, a już w szczególności Cosa Nostra, to najlepszy alfons na świecie. Dbamy o dziewczyny, bo są tutaj w większości dobrowolnie. Tylko nieliczne odpracowują długi swoich partnerów, ojców, czy braci. Mają swobodę, której próżno szukać w normalnych burdelach. Chodzą na zakupy, do kosmetyczek... Jak się okazuje, dla niektórych to wciąż za mało.
Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się, jakby nawet przez myśl jej nie przeszło, że dowiedziałem się, co odpierdoliła. Przesunęła wzrok w bok, w jej źrenice rozszerzyły się, gdy zobaczyła stojącego w cieniu MacKennę i Glooma. Już wygląd tego ostatniego sprawiał, że chciało się spierdolić jak najdalej. O ile pamiętam, to też miał ją swego czasu. Co do Glooma... Szkoda, że wciąż się opiera i nie chce przyjąć ode mnie stanowiska. Miałbym dla niego zdecydowanie lepszą fuchę niż prezesowanie bandzie motocyklistów. Przydałby mi się taki capo.
- Jesteś Tara, tak? – w ciszy zabrzmiał wesoły głos Santa. Nic w jego luzackiej postawie i głosie nie sugerowało, że jest nieziemsko wkurwiony. – Usiądź, skarbie.
Dziewczyna rzuciła mi ostatnie spojrzenie i przygryzając wargę odwróciła się. Zanim jednak stanęła do mnie tyłem, jej wzrok zahaczył o moje biodra. Dosłownie, kurwa, zdrętwiałem. Co za suka!
- Powiedz mi, Tara... - zaczął, gdy dziewczyna usiadła. - Jesteś już z nami dłuższy czas. Masz jakieś życzenie, gdzie chciałabyś trafić do pracy?
- Słucham? – poruszyła się niespokojnie na krześle.
- Jak wiesz, jeden nasz klub będzie jeszcze przez klika dni zamknięty. Muszę znaleźć zajęcie dla was wszystkich, stąd moje pytanie.
Sant już uruchomił swój skurwysyński urok. Kurwa! Nie wiem dlaczego nie chciał zostać Egzekutorem. On mógłby zajmować się kobietami, bo ma do nich cholerną cierpliwość. Dziwki, czy pieprzone księżniczki jedzą mu z ręki, zastanawiając się, kiedy w końcu je przeleci. Ma w oczach tego kurwika, który obiecuje każdej kobiecie bez względu na wiek, że może je tak zerżnąć, że do końca życia będą błagać Boga o takiego faceta jak on.
Przysłuchiwałem się, jak dziewczyna zaczyna kręcić, odmawiając zdecydowanej odpowiedzi. Zastanawiałem się... Czy czasami nie czekała na jakąś kasę, która pozwoliłaby jej się wykupić. Ktoś musiał obiecać jej w chuj pieniędzy i powiedzieć co ma zrobić, bo sama raczej na ten pomysł nie wpadła. Jedyny dostęp do mnie jest przez dziwki w klubie. W każdym innym miejscu jestem odgrodzony od wszystkich żywym murem.
- Ale... Ja myślałam, że może... - poruszyła się nerwowo na krześle i kątem oka spojrzała w moją stronę. – Czy muszę odpowiedzieć już dzisiaj?
Coś jest w chuj nie tak. Zauważyłem jak Sant spojrzał na pochyloną głowę dziewczyny, a następnie zerknął na mnie. Kiwnąłem głową. Gdybym sam zaczął ją wypytywać, już po jednym słowie rozszarpałbym jej gardło. Lepiej, żeby on to zrobił.
- Powiedz mi, Tara... - Sant pochylił się zdejmując nogi z biurka. – Czy ty w ogóle wiesz, co zrobiłaś? Czy wiesz, komu dosypałaś prochów?
- Ale... - poderwała się z miejsca, na co stojący w milczeniu Umberto podszedł do niej i kładąc wielką dłoń na ramieniu, zmusił ją do tego, żeby usiadła. – Szefie, nie wiem o co chodzi! Na pewno ktoś mnie wrabia!
Za długo to trwa! Kurwa, nie mam jebanej cierpliwości ani do tej kłamliwej suki, ani do wysłuchiwania jej wymówek. Oderwałem się od ściany i w kilku krokach podszedłem do krzesła, na którym siedziała. Chwyciłem ją za gardło i szarpnięciem uniosłem w górę, aż jej nogi straciły kontakt z podłogą. W jej oczach pojawiła się panika i śmiertelne przerażenie, gdy zaciskając palce, kciukiem nacisnąłem na tchawicę, odcinając dostęp powietrza. Beznamiętnie patrzyłem, jak jej oczy otwierają się coraz szerzej, a drobne żyłki zaczynają pękać, zalewając twardówkę krwią. Nie czułem, że wbija w moją dłoń paznokcie, resztą sił starając się poluźnić śmiertelny uścisk.
Słysząc jak zaczyna charczeć, jednym ruchem ręki rzuciłem ją na ścianę. Osunęła się prawie nieprzytomna, zwijając się na podłodze w kłębek. Świszczący oddech, gdy dziewczyna próbowała złapać powietrze w obolałe płuca, był jedynym dźwiękiem słyszalnym w pomieszczeniu. Podszedłem do niej spokojnym krokiem i stanąłem nad jej trzęsącym się pod moimi nogami ciałem, wkładając ręce do kieszeni. Czy potrafiłbym zabić kobietę? To pytanie wciąż uderza we mnie i za chuja nie znałem odpowiedzi. Pewnie gdyby mierzyła do mnie z broni, to tak. Nawet bym się nie zawahał. Ale tak? Wkurwiało mnie to bo powinienem bez żadnych emocji skręcić jej kark.
- Dlaczego? – warknąłem, gdy tylko zauważyłem, jak zaczyna szybciej oddychać.
- Nie rozumiesz... Zrobiłam to dla ciebie.
- Co ty pierdolisz? – parsknąłem kucając przed dziewczyną. – Podałaś mi prochy i twierdzisz, że zrobiłaś to dla mnie?
- Nie jestem głupia, Sebastiano – wycharczała, a ja skrzywiłem się, słysząc swoje imię w jej ustach. Nie pozwalałem dziwkom mówić do mnie po imieniu. Nie byłem jej pieprzonym klientem, a szefem. – Widziałam jak zareagowałeś, gdy ktoś napadł na tę kobietę. Później dowiedziałam się, że jest twoją Nietykalną. Że postawiłeś na nogi całe Los Angeles, żeby ją chronić.
Zaczęła kaszleć i podpierając się jedną ręką, usiadła. Ciemne włosy zasłaniały jej twarz, a krótka sukienka odsłoniła jej ciało, aż po nagie biodra.
- Wszyscy wiedzą, że się zmieniłeś. Nawet klienci zaczynają gadać. Myślicie, że jak dajemy wam dupy i obciągamy, to jesteśmy niewidoczne? Rozmawiacie przy nas. O wszystkim. Widziałem jak się przez nią szarpiesz, więc postanowiłam coś z tym zrobić. Przecież nie mogła być nikim ważnym, skoro wziąłeś mnie, gdy ona już była.
- Gówno ci do tego, co robię – syknąłem chwytając ją za włosy i szarpnięcie uniosłem w górę jej opuchniętą twarz.
Już nie wyglądała tak perfekcyjnie, jak jeszcze kilka minut temu, gdy tutaj weszła. Makijaż całkowicie spłynął z jej twarzy, rozmazany łzami, które wciąż leciały z jej opuchniętych oczu.
- Pieprzyłeś inne przez ten cały czas. Nie może być nikim więcej, jak kolejną zabawką, po którą sięgasz, gdy masz ochotę na odmianę.
- Co dało ci prawo do decydowania o tym? Jesteś tylko zwykłą dziwką. Przyjechałaś odrobić dług, a nie układać życie swoim klientom.
- Jestem dla ciebie kimś więcej – wyszeptała uśmiechając się zalotnie. Ja pierdolę, ta suka jest zdrowo pierdolnięta, doszedłem do wniosku odsuwając się od niej. – Wiem, że nigdy nie rozmawiasz z dziewczynami, które pieprzysz. Rozmawiałam z nimi, wszystkie powiedziały, że tylko obciągają ci i nigdy z nimi nie rozmawiasz. Ze mną rozmawiałeś, zapytałeś o imię. Zabrałeś mnie do swojego domu, a nigdy wcześniej tego nie zrobiłeś z żadną z dziewczyn. Musiałeś poczuć to samo, co ja.
Dosłownie wrosłem z podłogę. Stałem nad tą kupką nieszczęścia, które przed chwilą prawie udusiłem, patrząc jak drżącą dłonią ściera z twarzy rozmazany makijaż i łzy, jak stara się zakryć biodra i opierając o ścianę podnosi do pionu. Obserwowałem jej oczy i szalejący w nich strach. Kłamie... To nie pieprzona miłość popchnęła ją do tego. Na to jest zbyt mądra i zbyt inteligentna.
Fakt, miała rację w tym co powiedziała. Czasami w trakcie jakiejś imprezy, gdy alkohol leje się strumieniami, a dziewczyny umilają nam spotkania, każdy z nas chlapnął od niechcenia jakimś tekstem. To błąd, który będzie trzeba naprawić i wyjaśnić każdej z nich, czym kończy się zbyt wnikliwe przysłuchiwanie się, a potem wynoszenie zdobytych informacji. Ciekawe, czy zdążyła je komuś sprzedać? Do tej pory nie zdarzyło się, aby nasze dziewczyny wykorzystały sytuację i leciały z usłyszanymi informacjami do kogoś z zewnątrz.
- Czy ty dziewczyno jesteś normalna? – zagrzmiał za moimi plecami MacKenna. – Miałaś czelność naćpać bossa Cosa Nostry, bo się w nim, kurwa, zakochałaś?! Pojebało cię?
Nie... Nie wydawało mi się. Jestem pewien, że to nie o tę miłość, czy co tam jej się ubzdurało w głowie, chodzi. Ona dokładnie wie, czym ryzykowała. Nie trafiła na podrzędnego alfonsa, ale na pieprzoną organizację przestępczą, która nie pierdoli się z takimi jak ona.
- Jak to zrobiłaś? – zapytałem krzyżując ramiona na piersi.
- Przecież wiesz... - wzruszyła ramionami, ale już nie patrzyła na mnie tak chętnie. Jej wzrok przeskakiwał po twarzach stojących za mną mężczyzn. – Zostawiłeś telefon i zanim się zablokował, weszłam w kontakty. Szybko spisałam numer do tej całej Alexi, żeby nikt nie zauważył.
- Skąd wiedziałaś, że to ona? – zapytałem zaciskając pięść, gdy wypowiedziała imię Alexi z wyraźnym lekceważeniem.
- Każdy o tym wie – rzuciła z wyzwaniem. – Już mówiłam, zmieniłeś się przez nią. Już nie przychodziłeś tak często do klubu, a od tej imprezy w klubie Brina, nie brałeś żadnej dziewczyny.
Dokładnie w tym momencie wjebała się po uszy... Nie było jej tam. Nie mogła wiedzieć, czy miałem wtedy kogoś, czy nie. Taką informację mogła uzyskać tylko od jednej osoby. Od pieprzonej wywłoki, Natalii Adamo. Nikt, poza nią nie wiedział, że tamtej nocy pieprzyłem ją razem z Brassim w jednym z pokoi na górze, podczas gdy całe towarzystwo przybyłe na przekazanie władzy, bawiło się na dole. Poza tym, nie było tam wtedy dziewczyn od MacKenny, tylko nasze. Wszystkie pracują u nas wystarczająco długo, żeby wiedzieć, czym grozi pierdolenie o tym, co się wyprawia na takich imprezach. Nawet wśród innych dziwek. Dostały za to extra kasę, a Umberto i jego chłopaki zadbali już o to, żeby im o tym przypomnieć.
- Co było dalej? Spisałaś numer i co dalej? Miałeś wszystko zaplanowane?
- Jeszcze na początku imprezy dosypałam ci narkotyku do drinka. Myślałam, że znowu będzie tak jak ostatnio, że weźmiesz mnie i tym razem będziesz naprawdę pieprzył – potrząsnęła głową. – Chyba za mało tego było, bo nie zadziałało tak jak oczekiwałam. Nie dałeś się dotknąć żadnej, nawet tym swoim sukom, które sprowadziłeś. Nie miałam już potem okazji bo nie miałam dostępu do butelek, a poza tym bałam się, że ktoś się zorientuje, gdybyście wszyscy to wypili.
Całkiem szczera jak na osobę, która ma już wyrok, pomyślałem wymieniając spojrzenia z Gloomem. Potwierdził, że tak faktycznie było, bo ja za chuja nie pamiętałem co się działo.
- I co? Z zemsty, że nie chciałem się z tobą pieprzyć postanowiłaś zrobić zdjęcia i wysłać do Alexi? Nie tylko ja tam jestem.
- Pozwoliłeś, żeby inni mnie pieprzyli i ani razu na mnie nie spojrzałeś. Po tamtej pierwszej nocy miałeś mnie w dupie. Chciałam ci pokazać, jak to jest, gdy tracisz coś, na czym ci zależy. Popełniłam błąd, że zostawiłam telefon. Nie spodziewałam się, że nagle zakończycie imprezę i nie zdążyłam zabrać aparatu. Nie dowiedziałbyś się...
Spojrzałem na stojącego w milczeniu Umberto, kiwając mu głową. Podszedł do dziewczyny i złapał za prawe ramię, wykręcając je na plecy. Krzyknęłam zginając się w pół. Podszedłem go niej i złapałem za włosy, pociągając w górę. Krzyczała z bólu bo Umberto nie miał zamiaru zwolnić uścisku, a ja nie miałem zamiaru puścić jej włosów. Już szybciej złamię dziwce kark.
- Zabierz sukę i trzymaj pod kluczem – rozkazałem odpychając ją od siebie.
- Riina, do cholery, darujesz jej? – zagrzmiał za mną Irlandczyk.
Jeżeli miałem jakieś niewielkie wątpliwości co do tego, że dziwka kłamie, właśnie przed chwilą całkowicie się ich pozbyłem. Poczekałem, aż Umberto wyprowadzi ją z pokoju, po czym oparłem się biodrem o kant biurka i krzyżując nogi w kostkach, spojrzałem na obserwujących mnie mężczyzn.
- Sant?
- Suka kłamie – odpowiedział na niezadane pytanie.
- Jak kłamie? Co, nie zakochała się? – mężczyzna był zdziwiony.
- Może i zakochała – stwierdziłem wzruszając ramionami. – Tyle, że ktoś powiedział jej, kim jest Nietykalna.
- Każdy wie – stwierdził MacKenna.
- Rzecz w tym, przyjacielu, że numer telefonu do Alexi jest zapisany nie pod jej imieniem, tylko pod nazwiskiem. Nigdy w obecności tej suki – wskazałem brodą drzwi, przez które została zabrana, - ani żadnej innej, nigdy nie powiedziałem jak Alexia się nazywa.
- Wiesz kto?
- Wiem. Rodzina Adamo... - przerwałem czując jak mój telefon zaczyna wibrować w kieszeni. Wyciągnąłem aparat i odebrałem widząc, że dzwoni Ignacio. – Co jest?
- Szefie... Nie spodoba ci się to.
- Już mi się nie podoba po twoim wstępie – stwierdziłem. - Co tym razem, kurwa? Bankrutujemy? Zatonął nasz transport? Mów – przełączyłem na głośnik.
- Jesteśmy z chłopakami w Skid Row, w opuszczonych magazynach we wschodniej części dzielnicy. Znaleźliśmy tych skurwieli, którzy ostrzelali nas w zeszłym tygodniu.
- Przywieź ich do naszego magazynu – od razu poczułem przypływ adrenaliny. Już ja z nimi sobie potańcuję...
- To raczej niemożliwe... Musiałbym zeskrobać ich ze ścian i podłogi. Wygląda na to, że załatwił ich ten sam gościu, co ostatnio. Facet jest pieprzonym potworem.
Opuściłem głowę, czując jak zaczyna mnie łupać w skroniach. Oddychając przez nos z całych sił starałem się powstrzymać, żeby nie rozjebać biura. Kim jest ten skurwiel, który działa na moim terenie i za moimi plecami? Jebany mściciel?
- Jeszcze jedno. Tym razem zostawił wiadomość, ale za chuja jej nie rozumiem.
- Jak to zostawił? – uniosłem głowę wymieniając spojrzenia z towarzyszącymi mi mężczyznami.
- Napisał na ścianie ' ty będziesz następna, suko'. Po włosku...
IRS* (z ang.) – Internal Revenue Service – agencja rządowa USA zajmująca się ściąganiem podatków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top