14

Grayson...

Moje Maserati pruło przez ulice Los Angeles, zostawiając za sobą ryk silnika, zapach spalin i palonej gumy. Zbliżając się do Beverly Hills wybrałem numer, czekając, aż po drugiej stronie rozmówca podniesie słuchawkę. Szorstki głos zabrzmiał w małej przestrzeni wywołując na moich ramionach dreszcz. Kurwa! Mimo całego mojego doświadczenia, ten facet kurewsko mnie przerażał. To co zrobił z niedoszłym gwałcicielem Alexi dobitnie świadczy o tym, że nie ma w nim żadnych słabych stron.

Miałem do czynienia z jebanym potworem... Najgorsze było to, że każdy, kto miał odwagę na niego spojrzeć widział młodego, przystojnego według kobiet i bogatego biznesmena. Nie widzieli, kim jest naprawdę.

- Co masz?

- To nie ludzie starego – powiedziałem wymijając ślamazarnego kierowcę taksówki.

- Skąd masz taką pewność? Ściągnął do Stanów swoich bolevików.

- Ekipę z San Francisco przejęli sojusznicy Riiny, a żadna nowa grupa nie pojawiła się w mieście. Żywi z tego nie wyjdą, to mogę ci powiedzieć, bo Cosa Nostra chce zemsty za śmierć swoich ludzi. Ci co ostrzelali samochody, ukrywają się w dzielnicy dla bezdomnych. Nikt tam nie lubi Ruskich, więc nie przeżyliby nawet godziny.

- Co z nią?

Zacisnąłem palce na kierownicy, czując jak serce uderza szybko w mojej piersi. Byłem kurewsko zaskoczony, gdy zobaczyłem dzisiaj Alexię. Przede wszystkim, nie spodziewałem się, że Riina wypuści ją z klatki, tym bardziej po wczorajszej strzelaninie. Ptaszki śpiewają, że szykuje się porządna rozpierducha. Z przyjemnością zobaczę, jak Cosa Nostra rozpierdala biznes starego. To i tak najmniej co mogło go spotkać z rąk Sebastiano. Mimo to, pozwolenie Alexi na szwendanie się po mieście, nawet z tak liczną ochroną to kompletna nieodpowiedzialność.

Z drugiej strony, znając ją, mogę sobie tylko wyobrazić, jakich metod użyła na Sebastiano. Dobrze przynajmniej, że był z nią Ignacio i jego ludzie, a nie banda zwykłych żołnierzy. To jedno muszę mu przyznać. Postawił wszystkich na nogi, żeby chronili Alexię. Jak się dowie, kim ona jest, rozpęta się jebane piekło!

- Zdążyli zwiać.

- Dowiedz się co z nią – podkreślił lekko wyprowadzony z równowagi, co mu się nie zdarzało. Tylko Mała Iskierka tak na niego działała.

- Spróbuję, ale nie odbiera ode mnie telefonu – wyjaśniłem spokojnie.

- Myślisz, że widziała nas? - zapytał po chwili ciszy.

- Tak... Tak myślę. Mówiłem ci wcześniej, że dziwnie się zachowywała, gdy spotkałem ją przed wyjściem.

- W porządku – mruknął i wiedziałem, że wcale nie jest z tego powodu zadowolony.

Spierdoliłem sprawę, ale kto mógł przypuszczać, że Alexia zjawi się w szpitalu w tym samym czasie, gdy miałem spotkanie? Musiała widzieć mnie na parkingu, jak rozmawialiśmy. Okna gabinetów ginekologicznych wychodzą na pieprzony parking za szpitalem. Musiała być w jednym z nich i zobaczyła coś, co nie było przeznaczone dla jej oczu. Okłamałem ją i cholernie teraz mi z tym ciężko, ale za chuja nie mogłem jej powiedzieć prawdy. To jeszcze nie jest odpowiedni moment.

Gdyby on się w końcu zdecydował... Zastanawiam się, czy zdaje sobie sprawę z tego, co łączy Alexię z młodym Riiną. Myślę, że jeszcze nie, w przeciwnym wypadku zacząłby działać. To połączenie może być kurewsko wybuchowe, ale i diabelnie sprawne. Pytanie, jak zareagują zainteresowani?

- Moi ludzie wracają do Los Angeles – drgnąłem słysząc chrapliwy głos. – Przekażę im wszystkie informacje. Masz się dowiedzieć co z nią. Resztą my się zajmiemy.

Ostatnie kilka minut jazdy, wnętrze samochody wypełniła tylko cisza. Powinienem się spodziewać kolejnej krwawej zemsty. Ten facet się nie pierdoli, tym bardziej z kimś, kto zagraża Alexi. Jego instynkt opiekuńczy w stosunku do dziewczyny jest jak obsesja. Działa za plecami Riiny, co doprowadza go do wściekłości, bo chce ją dla siebie. Nie tak łatwo będzie wyrwać Alexię spod skrzydeł Cosa Nostry i Sebastiano. Obawiam się i to coraz częściej, że straci cierpliwość i po prostu ją weźmie, mając w dupie wojnę, jaka by wybuchła.

Wjechałem przez bramę, która z cichym szumem od razu się za mną zamknęła i jadąc aleją wysypaną żwirem, dotarłem do domu oddalonego od wjazdu jakieś czterysta metrów. Samego domu nie było widać zza bramy, a to dzięki wysokim krzewom i drzewom, porastającym obydwie strony drogi. Zostawiłem auto przed domem i wszedłem do środka, rzucając na stolik w holu okulary przeciwsłoneczne i kluczyki.

Mam tak cholernie mało czasu...

Usiadłem w gabinecie i oparty o wysoki fotel zapatrzyłem się przed siebie. Na ścianie, przypięte do dużej tablicy, wisiało zdjęcie kobiety. Tej samej, która zraniła Alexię. Odchyliłem głowę na oparcie zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi?

Jeżeli to jest ona, to chyba wydarzył się pieprzony cud, bo z moich informacji wynika, że nie żyje od prawie dwudziestu pięciu lat.

***

Sebastiano...

... Nie chce mi się z tobą gadać...

Słowa Alexi wciąż od nowa wzbudzały we mnie pieprzoną furię. Jak ona, kurwa, śmiała odezwać się w taki sposób?! Do mnie! Kurwa mać! Daj kobiecie odrobinę swobody, a wlezie ci na głowę. Byłem chyba zbyt łagodny dla tej małej suczki. Powinienem od początku pokazać jej, w jaki sposób traktuję kobiety, a nie cackać się z nią. Od początku, to znaczy od tej chwili, gdy zobaczyłem jej tyłek na tym kurewskim przyjęciu.

Może zastrzelenie jej to nie byłby taki głupi pomysł, pomyślałem zaciskając zęby. Chwilami naprawdę żałuję, że dopuściłem do tego wszystkiego. Dobra, zjebałem i nie wydałem wyroku, zaślepiony jej kurewsko zmysłowym ciałem i tymi oczami, w których chciała mnie utopić. Nie zabiłem, więc powinienem wziąć ją od razu do łóżka, zerżnąć i byłoby po sprawie. Należałaby do mnie, do Cosa Nostry i nic co usłyszała z mojej rozmowy z Brassim, nie wyszłoby z tych jej pieprzonych ust.

A tak, szarpałem się z nią w biurze, dałem jej wejść sobie na głowę i ani razu, kurwa, nie poczuła na swoim kurewskim tyłku, co znaczy wkurwić takiego gościa, jak ja. A ja nie jestem miły. Nie jestem fajnym facetem, z którym laska chce się umawiać na szajsowate randki, oczekując bukietów kwiatów i pierdolonych serduszek. Jestem gościem, który zerżnie laskę do nieprzytomności i zapomni o całej sprawie. W moim świecie nie ma miejsca na te wszystkie czerwone walentynkowe gówna. Czerwona jest tylko krew.

Efekt... Jedna mała cipka myśli, że może mną sterować, że może pozwolić sobie na takie zachowanie. To już przestało mnie, kurwa, bawić!

Przestało mnie bawić to, że przez tę kobietę mój cały poukładany i przewidywalny świat wypieprzyło w posadach. To, że ciągle zmieniam zdanie, jeżeli chodzi o nią. Raz chciałem ją udusić, a zaraz potem nie marzyłem o niczym innym niż o zerżnięciu jej. Miałem dość tej wiecznej karuzeli, tego pędu i zamętu, jaki sprawiała Alexia. Tych cholernych myśli, które coraz częściej pojawiały się w mojej głowie, a które jeszcze bardziej mąciły i siały pieprzony zamęt.

Wkurwiła mnie przez telefon, ale jak już mówiłem, nie rozumiem tego jak myślą kobiety i wcale nie mam zamiaru zrozumieć. To jej pytanie, czy się martwiłem, wyprowadziło mnie z równowagi. Czy to naprawdę było tak kurewsko widoczne? Nie powinienem tak gwałtownie reagować. Zawsze, w każdej sytuacji powinienem zachować zimną krew, a nie dać ponieść się pieprzonym emocjom. To wina Alexi. Tego pierdolnika, który za jej sprawą miałem w głowie i tych wszystkich pieprzonych rzeczy, które ze mną zrobiła ta kobieta.

- Sebastiano, do cholery – obok mnie pojawił się Sant, patrząc z niepokojem na moją twarz. – Co ty odpierdalasz?

Potrząsnąłem głową, starając się myśleć o czymś innym niż ona. To już naprawdę posunęło się zbyt daleko. Kurwa mać! Doszło do tego, że nie potrafię przestać o niej myśleć, a gdy przypomnę sobie, jak niewiele dzisiaj brakowało, aby znowu ją, kurwa, dorwali, budzi się we mnie jebany mściciel, gotów rozpieprzyć wszystkich winnych. To zrobiło się kurewsko osobiste, a przecież nie tak miało to wyglądać! Zacisnąłem szczęki i oddychając głęboko, starałem się uspokoić i wyrzucić z głowy cały ten bałagan. Muszę się skupić na dzisiejszych akcjach. Wystarczająco już się odsłoniłem, nawet MacKenna od czasu do czasu popatrywał na mnie ze zdziwieniem. Kurwa! Jak nie zapanuję nad tym, wszystko się posypie. Każdy skurwiel na tym pieprzonym świecie dowie się, że cholerna Alexia D'Angelo jest moim słabym punktem.

Mironov i jego pierdolone ruskie ścierwa! Od kilku godzin chodziłem, jak pierdolony detonator, czując jak niewiele brakuje, abym eksplodował. Raz za razem łapałem się na tym, że wracałem do niej myślami. Od ostrzelania naszych samochodów minęło już kilka godzin. Wciąż szukaliśmy tych skurwieli. Jak ich dorwę w swoje ręce, to w pudełkach od zapałek wyślę każdy jeden jebany fragment ich ścierwa. Prosto w ręce ich jebniętego pakhana. Wmawiałem sobie, że nie o Alexię w tym wszystkim chodzi, ale o pieprzoną wojnę z Bratvą i pokazanie staremu, że to ja, kurwa, rządzę, a on ze swoją psiarnią może mi najwyżej buty lizać.

Zdążyłem już ze dwadzieścia razy sprawdzić swoją broń, krążąc w pokoju, jak zaszczuty w klatce wściekły lew. Za chwilę jedziemy na polowanie na ruskie psy. Dedushka Mironov jeszcze nie wie, że dzisiaj straci coś więcej niż twarz. Na San Francisco jeszcze się odegram. Poczekam, aż kontenery wrócą na ląd, ale nie za długo i wtedy je przejmiemy. Dałem im dwa, góra trzy dni, potem, jeżeli dalej będą na wodzie, po prostu weźmiemy je ze statkiem.

Na swój cel obrałem jeden z lepszych lokali, należących do Bratvy. Bywają tam większe szychy niż te w żołnierskich onucach. Kasyno, mieszczące się w podziemiach, tak samo jak ich burdel zostanie dzisiaj skasowane. Dzisiaj jest czwartek, więc nie powinno być w lokalu zbyt wielu gości. Oni zazwyczaj bawią się w weekendy, gdy szukają łatwego odstresowania i jakiejś dawki adrenaliny od codzienności, dobrej działki kokainy, chętnej cipki do wyruchania. Pozostałymi klubami zajmą się nasi ludzie i ludzie MacKenny, do spółki z motocyklową bracią, która będzie zabezpieczała nasze tyły. Ja chcę mieć kasyno...

- Wszystko przygotowane? – zapytałem odwracając się do obserwujących mnie mężczyzn. Ignacio, którego ściągnąłem z posterunku skinął mi głową. – Jedziemy.

Nakazałem sobie wyrzucić z głowy Alexię i to co się dzisiaj stało. Widziałem przed sobą tylko psychopatyczną mordę pakhana i jego mściwy uśmiech.

Nasi żołnierze wyruszyli z kilku punktów jednocześnie. Zbyt duża koncentracja ludzi i sprzętu mogłaby wzbudzić zainteresowanie, przede wszystkich informatorów. A nie wszyscy pracowali dla nas. Liczyliśmy na element zaskoczenia, dlatego nie czekaliśmy z odwetem. Mironov zna moją reputację, doskonale wie, że zanim podejmę kroki, zawsze dobrze się przygotuję. Nie spodziewa się chyba tak zmasowanego ataku, a tym bardziej udziału naszych sprzymierzeńców.

Podjechaliśmy pod nasz cel, zatrzymując wozy w niewielkiej odległości od klubu. Zaledwie dwa, a reszta naszych wkroczy, gdy zacznie się rozpierducha. Przed tylnym wejściem stało czterech oprychów, bardziej zainteresowanych wyrywaniem przechodzących panienek, niż dbaniem o bezpieczeństwo. Gdyby to moi ludzie odpierdolili coś takiego, zajebałbym ich na miejscu. Jeden człowiek, jeden błąd, wiele ofiar.

Dałem znak MacKennie, a ten razem z Evansem ruszył w stronę klubu. Chwilę przed tym, zanim tam dotarli, nieopodal lokalu zatrzymała się taksówka, z której wysiadło dwóch mężczyzn, w skórzanych kurtkach motocyklowych. Dziesięć sekund później, czterech ochroniarzy leżało z przestrzelonymi łbami na chodniku. Dołączyliśmy do nich, zastawiając widok na klub naszymi wozami.

- Dobra robota, panowie – pochwalił Sant kopiąc wielkiego karka, który jeszcze chwilę temu jarał skręta, oparty o ścianę. – Teraz nasza kolej.

Podszedłem pierwszy do drzwi i spokojnie przekroczyłem prób. Wyraźnie wyczuwalny zapach wódki i seksu docierał nawet do długiego, słabo oświetlonego korytarza, którym dotarliśmy do samego klubu. Na parkiecie bujało się kilka par, a żeby być bardziej dosłownym, prawie się na nim pieprzyli. Tak samo jak przy kilku stolikach. W większości byli to Ruscy, może za wyjątkiem dwóch, czy trzech mężczyzn, ale nie wyglądali na takich, którzy mogli stanowić zagrożenie. Zbyt byli zajęci pieprzeniem dziwek leżących na stołach.

- Swojski widok, co? – parsknął śmiechem Sant.

- Nie ma porównania, stary – odpowiedziałem.

Mam na myśli zarówno sam lokal, jak i dziewczyny, które dla nas pracowały. Te tutaj wyglądały, jak uzależnione od prochów ofiary zbiorowych orgii i gwałtów, co w gruncie rzeczy mogło być prawdą.

Wyszedłem z cienia i wyciągając rękę, wymierzyłem w pierwszego karka, który stanął mi na drodze. Rozpętało się piekło. Dziwki w pierwszej chwili nie miały jebanego pojęcia, o co chodzi, gdy pieprzący je mężczyźni walili się na nie jak ścięte drzewa. Ich krzyki wkurwiały mnie, wrzynając się w mój mózg, jak tępa metalowa piła. Podszedłem do jednej z nich. Chowała się za krzesłem, jak za pieprzoną tarczą i darła w niebogłosy. Złapałem ją za gardło podnosząc do góry i przystawiając lufę do ust, spojrzałem w jej przerażoną twarz.

- Zamknij pysk! – ryknąłem zaciskając palce na jej szyi. – Wypierdalaj!

Odepchnąłem ją, a ta jak długa runęła dupą na brudny parkiet. Zaczęła cofać się na czworaka w stronę wyjścia, patrząc z przerażeniem na rzeź, jaką urządziliśmy w lokalu. Nagle zerwała się i wrzeszcząc wybiegła, chowając głowę w ramionach. Zaraz za nią wybiegły pozostałe dziwki. Moi ludzie powinni je przejąć, zanim wyskoczą z pyskiem na ulicę, wszczynając niepotrzebną aferę.

Kucnąłem, gdy obok mnie przeleciał ze świstem pocisk, wbijając się w ścianę. Wyjrzałem zza baru, dając znak Gloomowi, który znajdował się najbliżej mnie, że mamy czterech nowych karków. Prawdopodobnie ochrona z kasyna, która widziała na monitoringu, co się dzieje. Pokazałem na palcach, że jeden musi przeżyć i otworzyłem ogień. Gloom, ze swoją wielką giwerą dołączył do mnie, na koniec wbijając łokieć i lufę w szyję jedynego ocalałego ochroniarza. Koleś zwalił się z łoskotem u naszych stóp, odrzucając od siebie swoją broń.

- Jebane tchórze – warknął MacKenna kopiąc Ruska w bok. – Nasi ludzie prędzej daliby się zajebać, a ty skurwielu co? Wstawaj!

Nie interweniowałem, choć może i powinienem. Jednak, gdy spojrzałem na zastygłą w maskę twarz Irlandczyka, postanowiłem oddać mu część roboty. Myślę, że w tej chwili, przynajmniej częściowo, znajduje się zupełnie gdzieś indziej, a cała akcja ma związek z tą jego Maddy.

- Umberto?

- Spoko, boss – rzucił z uśmiechem zmieniając magazynki. Gdy spojrzałem na twarze moich ludzi biorących udział w akcji, zobaczyłem na każdej z nich uśmiech satysfakcji i jeszcze większe pragnienie zemsty. – Mamy dziwki, chłopcy zawieźli je w bezpieczne miejsce, do czasu, aż podejmiesz decyzję. Mamy czternastu martwych Ivanów i tego śmiecia – wskazał głową na stojącego pod ścianą karka.

Kiwnąłem głową i z Santino za plecami podszedłem do Ruska, który patrzył na nas spod byka.

- Ja pierdolę, ale się wystraszyłem – zaśmiał się Sant.

- To prowadź – wskazałem głową korytarz, skąd wcześniej nadbiegali ochroniarze i który zapewne prowadził do ukrytego przejścia do kasyna. – Dziś gramy va banque.

- Pierdolcie się, włoskie skurwiele – syknął spluwając pod nasze nogi.

- No kurwa! Trafił mi się Ivan Odważny - mruknąłem i bez pierdolenia przestrzeliłem chujowi obydwa kolana. Zwalił się z rykiem na podłogę, kwicząc nie gorzej od tych przeklętych dziwek. – To teraz będziesz się synek czołgać.

Jak Ivan uparty, tak skurwiel głupi... Zanim doczołgał się do końca korytarza, krwawił jak świnia. Poza kolanami, zmiażdżyłem mu stopy i dłonie, bo nie sądzę, aby było co ratować. Oczywiście, gdyby miał przeżyć... Moja czterdziestka czwórka to nie pistolecik na kapiszony. Jak jebnie to konkretnie. O proszę... Jaką ładną dziurę ma na środku czoła...

- Kurwa, Riina – zaśmiał się Gloom patrząc, jak po podłodze spod głowy Ruska wypływa krew z fragmentami roztrzaskanego mózgu i kości. – Chyba sobie sprawię taką zabaweczkę.

- Nawet dostaniesz ode mnie w prezencie – rzuciłem wskazując lufą przejście. – A teraz panowie, po naszemu...

Kasyno to raczej szumnie nazwane dość duże prostokątne pomieszczenie mieszczące się pod budynkiem. Prowadziły do niego szerokie schody, którymi zeszliśmy na dół już bez żadnych niespodzianek. Dwa niewielkie bary, ze zmęczonymi na pierwszy rzut oka półnagimi barmankami, stół do ruletki i dwa stoły do gry w karty. Spojrzałem w bok, na znajdujący się po przeciwnej stronie drugi bar, a widząc, jak trzech facetów pieprzy się z barmanką, wcale nie jestem zdziwiony, że dziewczyny tak wyglądają.

- Tylko nie zamawiajcie nic do picia – mruknąłem, gdy obok mnie stanęli Sant z resztą. – Chuj wie, co oni mają w tych butelkach.

Co dziwne, jeszcze żadna z co najmniej dziesięciu osób znajdujących się w kasynie, nie zwróciła na nas uwagi. Poza tymi trzema, którzy byli zbyt zajęci z barmanką, w pomieszczeniu było jeszcze czterech mężczyzn. Grali przy zaplamionych stołach, pijąc jakieś ścierwo. W powietrzu unosił się zapach wódki i dymu z papierosów. Wiem, że gdy Ruscy się postarają, mają taki wyjebane lokale, że masz człowieku wrażenie, iż znalazłeś się w pałacu. Lubią blask złota, drogich kamieni i wszechobecnego luksusu.

To, co miałem przed sobą, pasowało bardziej do tego nędznego klubu, w którym zrobiliśmy właśnie czystkę, a nie do najlepszego ponoć lokalu Bratvy. Po starym spodziewałbym się właśnie wyjebanej miejscówki, gdzie aż w oczy raziłoby światło i luksus.

Ruscy dorabiają się szybciej niż niejeden milioner, ale wziąwszy pod uwagę, jak traktują swoich pracowników, wcale się temu nie dziwię. Ciekawe, kto odpowiada za lokale w Los Angeles. Teraz wiem, że należą do starego Mironova, ale ten pies na stałe siedzi przecież w Rosji. To, że teraz przywlókł swoją dupę do Stanów, już samo w sobie jest w chuj dziwne, bo skurwiel nienawidzi wszystkiego, co z tym krajem związane. Poza dolarami, oczywiście.

- Riina, wydaje mi się, że to nie jest to, czego szukamy.

Spojrzałem w bok na Glooma, który rozglądał się po pomieszczeniu marszcząc brwi. MacKenna, który stał za nim również wyglądał, jakby się z nim zgadzał. Przyjrzałem się dokładniej i faktycznie, ci faceci nie wyglądali na klientów, a raczej na takich, którzy przepuszczają ostatnie grosze żołdu przy zielonym stoliku. Ubrani w dresy i jakieś koszulki, nie mieli nic wspólnego z klientelą, która powinna się znajdować w tym miejscu.

- Za drugim barem, po lewej – mruknął MacKenna wskazując na widoczne w ścianie drzwi. – Zdaje się, że to nasz cel.

Zanim przeszliśmy przez to pseudo kasyno, moi ludzie pozbyli się znajdujących się w środku mężczyzn. Na szczęście, barmanki były albo zbyt naćpane, albo miały już na wszystko wyjebane, ważne, że nie darły się tak, jak ich koleżanki z klubu.

Mając wolną drogę, przeszliśmy przez kolejne drzwi. Tym razem, zamiast smrodu taniego alkoholu i seksu, od razu poczuliśmy unoszący się w powietrzu zapach drogich perfum. Zdecydowanie jesteśmy w dobrym miejscu, pomyślałem, gdy po przejściu wąskiego korytarza znaleźliśmy się w pieprzonym raju dla bogatych skurwieli. Cień, który dawały nam grube aksamitne kotary pozwolił nam przez chwilę pozostać niezauważonymi. Dało nam to okazję do zorientowania się w sytuacji i ilości ruskich psów.

Ruletka i cztery stoły do gry w karty i jeden do gry w kości. Przy każdym z nich, poza półnagą krupierką, stało dwóch, wielkich jak szafa ochroniarzy. Dwunastu skurwieli, plus ośmiu przy barze.

- Tylko dwudziestu – mruknął z ironią Sant. – Niczego się, kurwa, nie uczą, ruskie ścierwa.

Parsknąłem cicho i wyciągając zza paska spodni moją broń, skinąłem głową obserwującemu mnie Umberto. Ludzie przemknęli niezauważeni wzdłuż ścian, zajmując swoje pozycje. Poza ochroną i pracownikami, których było mniej więcej tylu co ochroniarzy, w kasynie znajdowało się kilkoro gości. Gdybym poczekał do soboty, zgarnąłbym zapewne śmietankę towarzyską Los Angeles. Nie chciałem czekać, bo dokładnie tego spodziewał się jebany pakhan. To się skurwiel zdziwi.

- To co, panowie? – rzucił ze śmiechem Sant, przeładowując swoją spluwę. Obserwowałem, jak na dźwięk jego głosu i znajomego szczęku broni, odwracają się w naszą stronę najbliżej stojący ochroniarze. – Po zabawie czeka nas mała imprezka?

Pokręciłem głową, a widząc, jak zbliża się do nas czterech Ruskich, uniosłem brew. To będzie, kurwa, prostsze niż myślałem...

Zanim przebrzmiał do końca ostatni wystrzał, rozejrzałem się z uśmiechem po byłym już kasynie. Zapach spalonego prochu mieszał się z zapachem krwi, strachu i rozlanego wszędzie alkoholu. Szkło chrzęściło mi pod butami, gdy przechodząc wzdłuż baru patrzyłem na pobojowisko. Gloom oparty o ścianę palił fajkę, zerkając od czasu do czasu na skupione w rogu pomieszczenia krupierki i barmanki. Tak jak w tym zapchlonym klubie dziewczyny wyglądały jak bezdomne, które za kromkę chleba dadzą się wyruchać każdemu, kto będzie miał tylko ochotę, tak te dziewczyny z pewnością należały do wyższej klasy prostytutek. Każda zrobiona jak na wyjście po wybiegu, doskonały makijaż, seksowna bielizna i ten wyuzdany już na pierwszy rzut oka, styl rasowej dziwki. Taką poznasz od razu.

Jeszcze nie wiedziały, co się z nimi stanie. Sprawę zostawiłem od początku w rękach Santa, bo za chuja nie mam jebanej cierpliwości do chlipiących dziwek, ale widząc jak Gloom się im przygląda zgaduję, że kilka z nich znajdzie się wkrótce w ich motocyklowym klubie. Jeszcze nie rozlokowaliśmy dziewczyn od Irlandczyka, więc nie sądzę, aby Sant chciał się teraz bawić z ruskimi dziwkami.

- Umberto... – huknąłem kątem oka widząc, jak dziewczyny nerwowo podskoczyły. – Sprawdź, czy nie mają nadajników i zabierz je – wskazałem głową. – Gloom? Chcecie je?

Ten tylko kiwnął głową, posyłając w stronę Santa spojrzenie. Tych dwóch ma coś do siebie, ale nie mam zamiaru wpierdalać się w nie swoje sprawy. Mam na głowie pakhana i jego wściekłe potomstwo. Co do dziwek... To jedna z wielu metod mafii, gdy zmusza się dziewczyny do prostytucji. Szczególnie te luksusowe dziewczyny, które zarabiają na pieprzeniu się z politykami lub milionerami. Lubimy trzymać rękę na pulsie i najlepszy towar w zasięgu wzroku.

- Boss?

- Co jest, Umberto?

Co chwilę łapałem się na tym, że odruchowo szukam swojego kapitana, zapominając, że pilnował wcześniej Alexi i dołączył do nas przed samą akcją. Dlatego zabezpiecza teraz teren pilnując, żeby nikt zbytnio nie interesował się tym, co się dzieje w klubie. Przyznam, że zjebałem tę sprawę i jestem nieziemsko na siebie wkurwiony. Popełniłem błąd, który jak uderzenie w twarz, pozwolił mi spojrzeć na sprawę D'Angelo ze zdrowej perspektywy.

Byłem przez nią kurewsko słaby. Zbyt pochopnie reagowałem, zbyt emocjonalnie podchodziłem do całej sprawy. Ja pierdolę! Mój kapitan powinien być od początku ze swoimi ludźmi, rozpierdalając kluby Bratvy i biorąc zemstę za śmierć naszych ludzi, a nie siedzieć i pilnować tyłka jednej kobiety. Nawet, jeżeli tą kobietą jest Alexia D'Angelo.

Od tej chwili będę takim bossem, jakim powinienem. Żadnego pierdolenia o uczuciach, emocjach, czy tym całym babskim gównie. Nie dam sobą rządzić żadnej kobiecie. Kurwa! Nawet własnej żonie nie pozwoliłbym na to, a co dopiero cipce, po której będą następne. Fakt, przyznaję... Jak ten pieprzony młokos zawziąłem się na D'Angelo i złamałam własne zasady. Rzuciła mi wyzwanie. Mi, kurwa! Podniosłem rękawicę i śmiało mogę stwierdzić, że z pola bitwy jak zwykle zejdę, jako zwycięzca. Dodatkowo miałem zamiar utrzeć ojcu nosa. Jestem, kurwa, przekonany, że chciał jej dla siebie. Zabawię się jeszcze D'Angelo, w końcu i tak jest pod moją opieką. Więc równie dobrze mogę korzystać do woli. A jak pojawi się ojciec, rzucę mu ją do stóp, niech sobie ją bierze.

Ignorując ten kurewski ciężar, który zalegał mi w piersi od jakiegoś czasu, skupiłem się na zabezpieczeniu terenu.

- Sant, sprawdzicie dziwki i oddajcie je Gloomowi.

- Nie masz ochoty ich przetestować? Wyglądają na te z wyższej półki.

- Mamy dość swoich dziewczyn. Co z resztą?

- Wszystkie grupy zameldowały się po akcji – zaśmiał się cicho. – A, zapomniałbym. Mamy już ciężarówki. Chłopcy zbadali towar i mówią, że czysta kolumbijska koka. Bracia z MC przejęli wszystko.

- Dobrze. Gloom! Macie już towar na swoim terenie, a dziewczyny przyjadą najpóźniej jutro wieczorem. Co chcecie z nimi zrobić?

- Jeszcze do końca nie wiem – mruknął podchodząc bliżej i pocierając ciemny zarost na szczęce zblokował się za mną wzrokiem. – Część z nich pójdzie do naszego klubu ze striptizem. Pewnie bracia będą chcieli wziąć kilka do domu. Panienek nigdy nie za dużo.

Sant parsknął śmiechem i łapiąc Glooma za kark stuknął się z nim czołem.

- Za to cię, kurwa, lubię... To co, panowie? Zasłużyliśmy chyba na chwilę przerwy?

- Jasne, czemu nie? – uśmiechnął się Gloom, co już samo w sobie było w chuj dziwne. – Tylko my najpierw musimy wracać do naszych. Trzeba zabezpieczyć towar, zanim puścimy go w obieg, a i Ivan może zacząć szukać.

- Nam też pasuje, prawda Riina?

- Poczekajcie, panowie – mruknąłem przesuwając lufą po zaroście na policzku. - Myślę, że najpierw powinniśmy zabezpieczyć wasz towar. Mironov i jego wściekłe psy będą za nim węszyć. Zanim zaczniemy świętować, proponuję upewnić się, że Rusek odebrał właściwie naszą wiadomość i więcej nie będzie wpierdalał się na nasz teren.

- Też racja – poparł mnie MacKenna. – Ile mamy towaru?

- Jakieś dwie tony – rzucił Sant. – Możemy udostępnić wam naszych ludzi, szybciej podzielicie przed wysyłką.

- Przyda się pomoc, o ile chcemy pozbyć się prochów jak najszybciej. Gloom, mogę liczyć na waszą eskortę? Przerzucimy część proszku na wschód, mam doskonałych odbiorców. Płacą gotóweczką i trzymają mordy na kłódkę.

- Bez problemu. Powiedz tylko, gdzie mają dotrzeć, a zorganizujemy wszystko.

- Czyli co? Sobota? – zapytałem, a słysząc jęk zawodu, spojrzałam na Santa. – Stary, my w tym czasie pozałatwiamy ważniejsze sprawy, niż kilka dziwek do wyruchania. To zawsze możesz mieć w klubie. Rozlokuj dziewczyny od MacKenny, bo jak na razie siedzą na tyłkach i nie pracują.

- Chwila, panowie – do rozmowy włączył się ponownie MacKenna. – Skoro bikerzy mają laski i białko, to proponuję imprezkę u nich.

- Czemu nie – stwierdził Gloom. – Dam znać braciom, to ogarną się do soboty.

- Pasuje, a my w tym czasie zajmiemy się swoimi sprawami – rzuciłem patrząc wymownie na Santa.

Może i nie powinienem mu przypominać, ale sprawa Gottiego wciąż nie jest do końca załatwiona. To, że don Vito wrócił na Sycylię nie oznacza, że zabrał ze sobą wszystkich swoich ludzi. To w tej chwili jest najważniejsze. Druga sprawa, to niezarabiające na siebie dziewczyny. Mamy w tej chwili zamknięty klub, więc gdzieś musimy przerzucić personel i zapewnić im robotę.

Wiem, co chce zrobić, bo jestem dokładnie taki, jak Sant. Problemy chce choć na chwilę zagłuszyć pijąc i pieprząc. Bez znaczenia, czy nasze dziewczyny, czy wyrwie jakąś laskę w klubie. Chętna cipka to zawsze w miarę dobry seks. Przełknąłem z trudem, gdy w mojej głowie eksplodowały obrazy tego, jak pieprzyłem się przed wyjściem z Alexią. Kurwa! Ścisnąłem palcami nasadę nosa, starając się oddychać spokojnie, a nie dyszeć jak pojebany.

Teraz, gdy sprawę z Ruskami mamy załatwioną, nie mogłem przestać myśleć o wynikach badań, które przesłał mi doktorek. Obiecałem jej, że jak wrócę to zerżnę ją i mam zamiar dotrzymać słowa. Kurwa! Tak długo, jak należy do mnie, mam zamiar cieszyć się jej wdziękami. Tylko to, co tutaj i teraz, a nie wybieganie w pieprzoną przyszłość i wkładanie do łba jakichś idiotycznym myśli.

Ze spokojem obserwowałem, jak nasi chłopcy sprzątają ten burdel. Do rana nie będzie nawet śladu po tym miejscu. Chłopcy Ignacio przejrzą nagrania z monitoringu, może znajdą coś, co się nam przyda. Przejęliśmy również całą listę dłużników. Nie zależy mi na kasie, ale nie pogardzimy informacjami. Każdego można kupić, wystarczy znać cenę i kurewsko słaby punkt, w który uderzysz, gdy ktoś się stawia. Tego właśnie chcę uniknąć z Alexią.

Dałem znać Santino, że wracam do siebie i poczekałem, aż Ignacio dopilnuje naszych ludzi wydając im rozkazy. Siedząc w klimatyzowanym aucie, czekałem aż skończy i zawiezie mnie do apartamentu.

- Do domu, boss?

Skinąłem głową i kładąc broń obok na siedzeniu, wysłuchałem spokojnego raportu z zajścia na autostradzie. Przyjąłem meldunek bez słowa. Próbowałem w głowie ułożyć jakiś plan na następne dni. Zapowiadała się kurewsko ostra impreza. Jeszcze nie miałem tej okazji zobaczyć, jak bawią się bikerzy, ale po tym co robi Gloom z Hadrem, to mogę się tylko domyślić, że będzie grubo. To, że teraz na myśl o tym aż cierpnie mi skóra, to efekt zmęczenia i tego całego pieprzonego dnia, próbowałem sobie wmówić.

Co do Alexi... Powinna chyba wrócić do siebie. Już wystarczająco ciężko jest, gdy pracuje za mną oddzielona ode mnie zaledwie cienką szybą. Kolejny błąd, który popełniłem. Dzielę jedną przestrzeń z kobietą, w dodatku przeleciałem ją we własnym łóżku. Jakby tego było mało, spałem z nią. Czy można popełnić większą głupotę? Nic dziwnego, że po zaledwie jednej takiej nocy zaczęła sobie wyobrażać, że ma prawo odzywać się do mnie w taki sposób.

Miałem nadzieję, że jeszcze nie śpi. Najlepiej załatwić sprawy od ręki. W milczeniu dojechaliśmy do apartamentowca i po raz kolejny widząc mojego Maclarena doszedłem do wniosku, że muszę ustawić Alexię we właściwym miejscu. Nie przed wszystkimi, jak do tej pory, a na samym końcu. Co w biurze, to w biurze, a dopóki mam na nią ochotę, mogę nawet przelecieć ją w biurowym kiblu. Żadnych więcej nocy w moim łóżku, żadnego przytulania i tych wszystkich pierdół, bo mam po nich jebany bałagan w głowie. Chcę czy nie i tak będzie tkwiła w moim świecie za sprawą przysięgi, ale nie muszę aż tak brać sobie do bani tego, co się z nią dzieje. Odpowiadam za nią, ale bez przesady, kurwa! Przecież nie będę z nią mieszkał, żeby chronić jej tyłek, na Boga!

Może powinienem poszukać jej męża? Od nas nie ma ucieczki, więc to oczywiste, że powinien być to ktoś z rodziny. Tym bardziej nie zaakceptuję nikogo z zewnątrz, ponieważ Alexia może być w posiadaniu wielu informacji. Do tej pory nie wiem, czy Francesca nie przekazała jej jakichś naszych tajemnic. Ryzyko jest zbyt duże. Poruszyłem się niespokojnie, gdy ta myśl pojawiła się tylko w mojej głowie. Nie, zdecydowanie jeszcze nie jest na to odpowiednia pora. Nie muszę szukać na siłę, prawda? Nie oddam jej pierwszemu lepszemu, ale... Szkoda, że nie wiedziałem kim jest, zanim ją przeleciałem w klubie. Gdybym wiedział, że należy do mnie, zagrałbym zupełnie inaczej.

Przed drzwiami do apartament stało dwóch żołnierzy. Kiwnąłem im i kazałem zjechać do lobby. Wszedłem do mieszkania, czując już od progu te cholerne perfumy, które wypełniały całą przestrzeń. Wszędzie było ciemno, czyli śpi i z naszej rozmowy nici. Pokręciłem głową i zgrzytając zębami ruszyłem do swojej sypialni. Dochodziła pierwsza w nocy i byłem kurewsko zmęczony.

Wystarczyło, że uchyliłem drzwi, a od razu wiedziałem, że ta cholerna kobieta znowu sobie ze mną pogrywa. Tak jak poprzedniej nocy, moje łóżko ziajało pustką. Uparte babsko! Zrobiłem krok w stronę gościnnej sypialni, gotów za włosy przytargać ją do mojego łóżka, gdy w mojej głowie pojawiła się myśl, że to nawet lepiej, że śpi gdzie indziej. Kurwa! Spanie na łyżeczkę to nie moja bajka, więc lepiej niech zostanie tam, gdzie jest.

Stojąc pod gorącym strumieniem wody, oparłem dłonie o mokrą szybę i ze zwieszoną głową próbowałem się rozluźnić. Cholerne myśli co i rusz uciekały za ścianę, tam gdzie śpi Alexia. Potrząsnąłem głową... Tak jest lepiej, wmawiałem sobie. W końcu, skoro chcę od niej tylko seksu i to na moich zasadach, nie powinno mnie obchodzić, gdzie śpi.

Osuszyłem ciało ręcznikiem i nagi wsunąłem się pod prześcieradło. Zamknąłem oczy i z założonymi pod głową rękami, starałem się wyciszyć i zasnąć, wywalając z głowy cały ten dzisiejszy burdel. Najpierw zaczął mnie wkurwiać zapach czystego prania... Cienkie nakrycie irytująco drażniło moją skórę, wywołując moją złość, ponieważ za chuja nie mogłem zasnąć. Panująca w sypialni cisza była kolejną rzeczą, przez którą zaczynałem być oraz bardziej pobudzony. Leżałem ze wzrokiem wbitym w zaciemnione szyby, przez które nie docierał do wnętrza nawet nikły promień księżyca, starając się ignorować napływające do mnie myśli.

Zerwałem się z łóżka i podchodząc do okna oparłem się dłońmi o chłodną szybę. Ja pierdolę, co się ze mną dzieje? Czułem się... Poirytowany, niespokojny... Zacząłem krążyć po sypialni, a pieprzone myśli ponownie masakrowały moją głowę.

- Kurwa! – ryknąłem w ciszy własnej sypialni.

Szarpnąłem drzwi i wypadłem na korytarz, coraz bardziej wściekły. Dopadłem do drzwi gościnnej sypialni i łapiąc za klamkę prawie wyrwałem drzwi z zawiasów, wpadając do środka. Zastałem dokładnie taki sam widok, jak ostatniej nocy, czyli śpiącą postać pod przykryciem. Zdecydowanie podszedłem do łóżka i odsłoniłem to kurewsko perfekcyjne ciało.

Mój twardy fiut zadrżał z niecierpliwości, gdy patrząc na nią przesunąłem językiem po zębach. Miałem ochotę na seks. Dosłownie jebane pożądanie rozrywało mi żyły i nie miałem zamiaru zwlekać z tym ani chwili dłużej.

Klękając pomiędzy szczupłymi udami Alexi pochyliłem się i przesunąłem dłońmi po jej rozkosznie ciepłym ciele, podciągając w górę kolejną gównianą koszulkę. Miałem ochotę rozszarpać dziewczynę za to, że w moim pieprzonym domu i w moim łóżku, ma czelność zakładać ubrania należące do innego mężczyzny. Uwolniłem jej twarde cycuszki i nie mogąc się powstrzymać pochyliłem się, liżąc łapczywie pieprzoną perfekcję. Zacisnąłem zęby na twardym sutku, podczas gdy Alexia wygięła się, jęcząc cicho. Wolną ręką przesunąłem wzdłuż ciepłego boku docierając między jej uda i grzbietem dłoni zacząłem drażnić łechtaczkę.

Kolejny jęk, tym razem mój, zawibrował w moim gardle, gdy poczułem, jak jej biodra unoszą się w górę, a uda rozchylają w niemej prośbie o więcej. Ja pieprzę! Wkurwiam się na nią i na wpływ jak ma na mnie ona i jej cholernie zmysłowe ciało, ale w takich chwilach jak ta, gdy leży pode mną taka zaspana, cieplutka i kurewsko wilgotna, zapominałem o wszystkim. O tym, że miałem chwycić moje życie i nie pozwolić tej kobiecie mącić mi w głowie. Miałem zacząć traktować ją tak, jak powinienem od początku, czyli seks, wszędzie i kiedy będę miał na nią ochotę, a nie jakieś jebane myśli o przyszłości, spanie na łyżeczkę i inne bzdury. Pokazać, że nie powinna wkurwiać takiego mężczyzny jak ja, bo za chuja nie ma we mnie nic dobrego.

Zrobię to jutro... Teraz nie miałem ochoty na rozmowy, a potrzeba zanurzenia się w jej uległym ciele była cholernie wielka. Przesunąłem usta na drugą pierś, liżąc ze szczególną starannością bardzo wrażliwą skórę pod piersią i pomiędzy nimi. Moja dłoń wciąż pobudzała jej łechtaczkę, a palce wślizgnęły się pod bieliznę, rozprowadzając lepką wilgoć.

- Sebastiano...

Zacisnąłem usta powstrzymując kolejny jęk przyjemności, gdy moje imię wypowiedziane ochrypłym szeptem, osiadło na mojej skórze, jak deszcz. Zadygotałem z rosnącej niecierpliwości i docisnąłem biodra do uda Alexi, a palcami wbiłem się w jej ciepłą wilgoć. Byłem cholernie napalony, więc nie zwlekając, zerwałem jej bieliznę, odrzucając na podłogę przemoczone i porwane majteczki. Kolanem rozsunąłem szerzej uda dziewczyny, opadając łokciami po obydwu stronach jej głowy. Chwyciłem kciukami delikatną skórę brody i unosząc ją w górę, zmusiłem Alexię do otwarcia oczu.

- Poczekaj... Musimy porozmawiać... - wyszeptała zagryzając usta, a jej małe dłonie próbowały mnie odepchnąć.

- Przestań... – mruknąłem chwytając w jedną rękę obydwa nadgarstki i unosząc w górę, przytrzymałem nad głową dziewczyny. - Porozmawiamy rano. Teraz chcę tego.

Przylegałem brzuchem do jej ciepłego i miękkiego brzucha, czując jak drży przy każdym oddechu. Dobrze, że zapomniała zaciemnić szyby, bo dzięki temu widziałem jej twarz i błyszczące oczy. Naparłem biodrami, wślizgując się w wilgotne wnętrze.

- Kurwa! – warknąłem syczącym głosem, gdy ciasna cipka otuliła mojego fiuta jak rękawiczka.

- O Boże!

Powstrzymałem cisnące się na usta słowa, nie chcąc pokazać, jak kurewsko doskonale było czuć ją bez żadnej pieprzonej gumy. Każdy centymetr mojego fiuta tak cholernie idealnie wpasował się w jej wnętrze. Jakbym był w pieprzonym Raju. Warknąłem, czując jak myśli zaczynają znowu plątać się w mojej głowie i unosząc się na rękach wysunąłem się z niej zastygając nad dyszącą pode mną Alexią.

- Jestem czysty – warknąłem wbijając się w nią gwałtownym ruchem. – Chcę cię czuć, Alexia. Chcę pieprzyć się z tobą bez żadnych barier...

Zamarłem zanurzony w niej głęboko. Ja pierdolę! Jest tak kurwa, idealnie. Jakbym całe życie czekał właśnie na ten jeden moment, gdy ta kobieta... Potrząsnąłem głową, ze złością wbijając się w jej miękkość. Przy każdym ruchu warczałem gardłowo, starając się nie dopuścić do głosu cholernych myśli, po których znowu stanę się tym uzależnionym od niej facetem. Tym, który myśli tylko o niej, o jej oczach, zmysłowym ciele i tym, jak cholernie cudownie czuję się, gdy jest obok mnie.

Poprzez dzikie dudnienie krwi w uszach słyszałem jęki Alexi, gdy pieprząc ją, doprowadziłem na sam szczyt, a potem sam pozwoliłem sobie zaznać ukojenia. Chowając twarz w zagłębieniu jej szyi wdychałem zapach naszych spoconych ciał, czując na piersi, jak jej serce uderza szybko. Musnąłem językiem pulsującą na szyi tętnicę i cofając biodra wyszedłem z jej mokrej cipki. Zapach seksu otulił nas jak miękka kołdra, trzymając dwa splecione ze sobą ciała w bezpiecznym kokonie. Odetchnąłem głęboko i uwalniając się z uścisku jej ramion, podniosłem się z łóżka. Nie patrząc na leżącą wciąż w łóżku dziewczynę, zacisnąłem zęby i wyszedłem z sypialni, zamykając za sobą drzwi.

Stojąc pod prysznicem trwałem w przekonaniu, że tak musi być. Wojownik nie może mieć słabych punktów, w przeciwnym razie zginie. Nie mogę dopuścić do powtórzenia się tej sytuacji, gdy przez Alexię traciłem zdrowy rozsądek i pozwalałem rządzić moim emocjom. Jedynym miejscem, gdzie mogę odrobinę odpuścić jest właśnie łóżko i to, co się tam stało. Seks, bez tych pieprzonych pełnych czułości szeptów, dotyku i spoglądania w oczy. Po wszystkim wymarsz do swojego łóżka i koniec.

Tak to od dzisiaj będzie wyglądało.

***

Lexi...

Zwinęłam się w kłębek patrząc, jak drzwi mojej sypialni zamykają się za Sebastiano. Nie rozumiałam, co się właściwie tutaj wydarzyło. Potrząsnęłam głową i kładąc się na plecy zapatrzyłam w sufit, na którym świecące na zewnątrz gwiazdy i księżyc malował zawiłe jasne wzory. Coś ciężkiego spoczęło na mojej piersi, a w gardle załaskotały gorzkie łzy.

Zerwałam się z łóżka i wpadłam do łazienki. Stojąc pod strumieniami gorącej wody i starając się zmyć z siebie zapach Sebastiano, zaciskałam coraz mocniej zęby. Wiecie jak się czuję? Dokładnie... Czuję się wykorzystana. Jak te panienki, które pieprzy w swoich klubach. Wykorzystana i tak cholernie brudna, że aż zbiera mi się na wymioty. Przełknęłam palącą usta i gardło gorycz, i wycierając się ręcznikiem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Załzawione oczy, drżące usta...

Nigdy więcej nie pozwolę potraktować się tak, jak przed chwilą. Pieprzony księciunio ciemności wrócił do domku i zachciało mu się chętnej cipki? Niech spieprza do swoich dziwek. Do Melindy, Natalii czy diabeł wie, kogo jeszcze tam rżnie. Cholerna miłość całkowicie mnie zaślepiła. Jezu, jaka ja byłam i jestem głupia! Pozwalam mu się tak traktować. Jak rzecz, którą ma pod ręką i po którą sięga w wolnej chwili. Nie... Już dłużej tak nie dam rady! Uderzyłam pięścią w kamienną ścianę obok lustra, czując jak skóra na dłoni pęka. Uniosłam do góry rękę patrząc, jak z rozcięcia spływa krew i zaraz potem rozpryskuje się na lśniącej podłodze. Nawet nie czułam bólu, zbyt wielka wściekłość była we mnie.

Już nie położyłam się do łóżka. Nie mogłabym leżeć w tym samym miejscu, w którym był on. Z garderoby wyciągnęłam koc i zapasową poduszkę. Rzuciłam wszystko pod okno i usiadłam, opierając głowę o szybę. Musiałam się zdrzemnąć, ponieważ obudziły mnie ciepłe promienie słońca zaglądające do sypialni. Przeciągnęłam zesztywniałe od siedzenia na podłodze mięśnie i podreptałam do łazienki, ogarnąć się i ubrać. Nie mając dużego wyboru, założyłam zwykłe bawełniane spodenki i koszulkę na ramiączkach.

Dochodziła siódma rano, gdy cicho wyszłam z sypialni. Licho może już nie śpi, ale zanim nie wypiję kawy, niech lepiej nie pokazuje mi się na oczy. Na myśl o jedzeniu, aż trzęsłam się, czując podchodzącą aż pod gardło żółć. Nie dam rady nic przełknąć. Nie w chwili, gdy wszystkie nerwy miałam napięte jak postronki.

Usiadłam na kanapie w salonie, obejmując trzęsącymi się palcami kubek z gorącą kawą. Za moim plecami trzasnęły drzwi, ale nawet nie odwróciłam się, gdy do salonu wkroczył Sebastiano. Od razu poczułam wbity w siebie wzrok jego zielonych oczu i wyraźnie płynącą od niego złość.

- Co tu robisz?

Z trudem opanowałam drżenie, gdy zimny dreszcz spłynął wzdłuż moich pleców. Czyli co? Tak to teraz ma wyglądać? Poużywałem sobie w nocy, to zabaweczka powinna siedzieć w zamknięciu i nie rzucać się w oczy właścicielowi? Chciałbyś, Riina. Oj, chciałbyś...

- Nie zdawałam sobie sprawy, że moja klatka ogranicza się tylko do sypialni – warknęłam wciąż nie odwracając się i nie nawiązując kontaktu wzrokowego.

- Radzę ci, nie zaczynaj – zimny, pozbawiony uczuć głos Sebastiano dobiegał gdzieś z kuchni. – Nie będę tolerował twoich wyskoków. Już wystarczająco wkurwiłaś mnie wczoraj.

- Czym? – zapytałam wstając i odwracając się do Sebastiano. – Tym, że powiedziałam co myślę, czy tym, że miałam pieprzonego farta i nie dałam się zabić? Co bardziej cię wkurwia? To, że dalej musisz się ze mną użerać, zapewniając ochronę, której najwyraźniej udzielasz mi z łaski? Nie musisz.

Parsknął śmiechem i wolnym krokiem zmniejszył dzielącą nas odległość, zatrzymując się nie dalej jak na wyciągnięcie ręki. Zmierzył mnie spojrzeniem, nie pomijając niczego, a zaciśnięte szczęki i pięść świadczyły o rosnącym w nim gniewie. Przemknął spojrzeniem po mojej twarzy, po czym jego zimne zielone tęczówki zblokowały się z moimi oczami.

- Dziecino... Nie poradziłabyś sobie na zewnątrz. W pięć minut dorwaliby cię ludzie pakhana. Siedź grzecznie na tyłku i nie podskakuj, bo moja cierpliwość do ciebie jest już pierdoloną przeszłością. Wyjdziesz stąd wtedy, kiedy ja powiem, że możesz, nie wcześniej.

- I co? Mam sobie siedzieć, czekać aż raczysz wrócić, a potem rozłożyć grzecznie nogi i jak rasowa dziwka dać się przelecieć?

Gwałtownie zacisnął szczęki, warcząc jak wkurwiony dziki zwierz. Zielone oczy pociemniały, nabierając mrocznego koloru butelkowej zieleni. Trwało to tylko chwilę, po czym na twarzy Sebastiano pojawiła się kolejna zimna maska, którą założył chowając pod nią swoje emocje.

- A dlaczego nie? – wzruszył ramieniem. – Nie pracujesz, a dalej masz na koncie pieniądze ode mnie. Czym to się różni od bycia dziwką?

Wstrzymałam oddech nie wierząc, że usłyszałam coś tak obraźliwego. Uścisk w piersi był tak bolesny, że prawie powalił mnie na kolana. Zamrugałam powstrzymując się przed wypuszczeniem na wolność tych słonych łez, wypełnionych gorzką krzywdą, jaką sprawił mi swoimi słowami.

- Masz rację – wyszeptałam ochrypłym głosem, cofając się do tyłu. Nie chciałam nawet oddychać tym samym powietrzem, a co dopiero dzielić wspólną przestrzeń z tym człowiekiem. – Nie różnię się od nich prawie niczym – stwierdziłam ignorując jak zacisnął pięści. – Prawie, ponieważ w odróżnieniu od nich, to ja decyduję, z kim będę się pieprzyć. Nie chcę twojej wątpliwej opieki, nie chcę twoich brudnych pieniędzy i nie chcę ciebie, Sebastiano Riina. Wracaj do swoich dziwek, które tylko czekają, aż je przelecisz, bo z całą pewnością nie zrobisz tego ze mną.

- O co ci, kurwa, chodzi, D'Angelo? – warknął wbijając we mnie spojrzenie przepełnione piekielną furią. Nagle podszedł do mnie i łapiąc za brodę uniósł w górę moją twarz, wbijając w policzki palce. – Cackałem się z tobą wystarczająco długo. Pozwoliłem ci wejść mi na głowę, ale dość tego. Myślisz, że jak zabronisz mi dostępu do swojej cipki będę skomlał pod drzwiami do twojej sypialni i błagał o to? Lepsze od ciebie próbują od lat i poza ostrym zerżnięciem nie dostaną ode mnie nic więcej.

Odepchnął mnie od siebie, aż zatoczyłam się do tyłu wpadając plecami na szklaną ścianę.

- Powinienem cię zabić, gdy przez swoje wścibstwo znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu. Miałbym z głowy pieprzonego pakhana i cały ten burdel, który wokół siebie robisz. Nie zrobiłem tego, więc teraz masz siedzieć na dupie i mnie, kurwa, słuchać! – ryknął. – Skończyły się twoje pyskówki i samowola. Dopóki ci nie pozwolę, masz siedzieć i się, kurwa, nie odzywać, czy mnie zrozumiałaś? I nie obawiaj się... - zaśmiał się patrząc z lekceważeniem na moje ciało. – W najbliższym czasie nie będę miał na ciebie ochoty. Dostałem co chciałem, a resztę dostanę gdzie indziej.

***

Sebastiano...

Głupia, mała suka! Co ona sobie, do kurwy nędzy, myśli? Że będę ją prosił? Może błagał? Mam lasek na skinięcie palcem i nie potrzebuję w swoim życiu tej małej suczki z pyskatymi ustami, która poza wkurwianiem mnie i robieniem rozpierdolu w moim życiu, nie jest mi potrzebna do niczego.

Kurwa! Odwróciłem się od milczącej Alexi, nie mogąc znieść tej zimnej, pustej maski, w którą zamieniła się jej twarz. Planowałem z nią porozmawiać. Może jeszcze nie dzisiaj, bo jestem w chuj zmęczony po nieprzespanej nocy i tych wszystkich jebanych myślach, które mnie katowały przez cały czas. Prawie zębami wygryzłem ścianę oddzielającą mnie od jej sypialni, tak mnie nosiło. Dlatego tak się wkurwiłem, widząc ją siedzącą sobie spokojnie.

To ja chodzę prawie na rzęsach, całkowicie nie mając kontroli nad własnymi myślami i jebanym życiem, które z każdą sekundą wali mi się na głowę, a ta sobie w najlepsze popija kawę! Kurwa! Miałem dość! Jak zaraz stąd nie wyjdę, to albo zrobię coś idiotycznego i znowu ją zerżnę, czy tego będzie chciała, czy też nie, albo ją zastrzelę.

Odwróciłem się gwałtownie i wpadłem do swojej garderoby, wyjmując z sejfu broń. Wsunąłem ją za pasek i zdejmując z wieszaka czarną letnią marynarkę, ubrałem na siebie. Zatrzasnąłem sejf i dokładnie tak samo zatrzasnąłem za sobą drzwi sypialni.

- Nie chcę już dłużej mieć statusu Nietykalnej...

Zatrzymałem się gwałtownie, czując jak gorąca furia płynie moimi żyłami, rozpierdalając moje opanowanie. Kurwa mać! Ta jedna cipka potrafiła jak nikt inny doprowadzić mnie do jebanej wściekłości. Zwinąłem palce w pięść, z ulgą witając lekki ból wbitych w skórę paznokci i gdy byłem już pewien, że w miarę opanowałem swoją wściekłość i nie wyciągnę giwery, odwróciłem się powoli, stając twarzą w twarz z moją pieprzoną destrukcją, Alexią D'Angelo.

- Powtórz – wyszeptałem.

- Nie chcę już dłużej mieć statusu Nietykalnej.

- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz... - potrząsnąłem głową wciąż wbijając w nią moje przepełnione wściekłością spojrzenie. Wkurwiałem się, bo za chuja się mnie nie bała i nie wiedziałem, jak mam z nią postępować. – Nie zmienię statusu.

- Nie potrzebuję tego – rozłożyła ramiona, a ja jak ten pojebany zapatrzyłem się w jej cycuszki doskonale widoczne pod cienkim trykotem. – Już ci powiedziałam. Nie chcę twojej ochrony. Niczego od ciebie nie chcę. Rób sobie co chcesz, pieprz kogo chcesz i zapomnij o mnie.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Czarna, bulgocząca furia wypełniła moje żyły. Głupia! Co ona sobie, kurwa, myśli? Że status Nietykalnej to jak pieprzony like na jakimś durnym portalu społecznościowym? Raz dasz, a potem możesz zmienić zdanie? To są właśnie efekty tego, że nie wychowała się w normalnej mafijnej rodzinie i nie ma jebanego pojęcia, jak powinna się zachowywać. Nie wie, jak niewiele teraz brakuje, żebym posunął się do ostateczności...

- Milcz... - warknąłem. – Ty naprawdę, D'Angelo, doprosisz się kiedyś porządnego lania. To ja decyduję komu dam status, a komu nie. Nie myśl sobie, że skoro miałem cię kilka razy na kutasie, możesz odzywać się do mnie takim tonem. Radzę ci, ugryź się w język i sto razy zastanów, zanim się do mnie odezwiesz. Mam po dziurki w nosie twojego zachowania.

- Nienawidzę cię, Riina – warknęła.

Zaśmiałem się i poprawiając na ramionach marynarkę spojrzałem na nią z lekceważeniem. Typowe babskie sztuczki, pomyślałem. Nie dostała tego, czego chciała, to strzela fochem. Najpierw szlaban na cipkę, a teraz wyjeżdża mi z jakąś jebaną nienawiścią.

- Mówiąc szczerze, zacząłbym się martwić, gdybyś powiedziała, że mnie kochasz, D'Angelo – parsknąłem. - A takiej nienawiści jak twoja, to mam na pęczki w moich klubach. Każda jedna, gdy z nią skończę mówi, że mnie nienawidzi. Nie czekaj na mnie – rzuciłem zatrzymując się w otwartych drzwiach. – Bez obawy, D'Angelo. Nie musisz się zamykać w sypialni.

Gwiżdżąc zamknąłem drzwi, zostawiając ją po drugiej stronie. Mówiąc szczerze, spodziewałem się jakichś wybuchów wściekłości, rzucania garami i talerzami, wrzasków i płaczu, a tu, kurwa, taka ci niespodzianka! Zadziwiające... Okazuje się, że nawet w tym nie mam co liczyć na D'Angelo.

Zjechałem do podziemnego garażu i kiwnąłem głową Ignacio, który jak zwykle czekał na mnie z obstawą. Zacisnąłem pięści przyciskając je do siedzenia, gdy w mojej piersi znowu coś się poruszyło, skracając oddech do szybkich wydechów i wdechów. Potrząsnąłem głową, czując jak zaczyna mi się kręcić w głowie, zamazując obraz. Mam tak od chwili, gdy wyszedłem z apartamentu, ale ignorowałem to tak jak wszystko, co miało związek z tą kobietą.

- Jedziemy magazynu – rzuciłem.

Czułem, że jak zaraz nie uwolnię wściekłości, zdemoluję wszystko co wpadnie mi w ręce. Wciąż słyszałem w głowie głos Alexi i moja furia rosła zmieniając mnie w szaleńca.

Gdy tylko znalazłem się w wilgotnym pokoju, do którego wprowadzono pierwszego pojmanego Ruska odpowiedzialnego za ostrzelanie naszych klubów i śmierć dwóch moich żołnierzy, dopiero wtedy poczułem, jak moja furia maleje. Mogłem już swobodnie oddychać, patrząc na wijącego się na haku śmiecia. Dokładnie tak powinienem się czuć każdego jednego pierdolonego dnia, pomyślałem wdychając zapach strachu i krwi.

Do wieczora bawiłem się z moimi zabaweczkami w magazynie. Niestety, żaden z nich nie miał pojęcia, kim są pomioty pakhana. Albo stary Mironov dobrze ich ukrył, albo ich istnienie to jedna wielka bzdura, mająca na celu wprowadzenie zamieszania. To jak gra na giełdzie... Pojawiają się plotki o nowym właścicielu, akcje idą na łeb na szyję, a ludzie wyprzedają jak pojebani. Jeden ruch i zgarniasz wszystko za przysłowiowy bezcen. Bardzo możliwe, że dokładnie to samo chce osiągnąć stary. Siać panikę, a w odpowiednim momencie zaatakować najsłabszych i przejąć tereny. Powinienem spotkać się z bosem Camorry, ale nie trawię sukinsyna. Wypisz wymaluj Mironov... Taki sam pojebany skurwiel.

- Zapakujcie do lodu i zawieźcie do San Francisco – poleciłem zdejmując ociekające krwią rękawiczki. Ostatni z piątki wisiał na ścianie, przybity do niej śrubami. Wciąż słyszałem jak krzyczy, gdy powoli wbijałem w jego kości każdą jedną. – Ignacio? Co z tymi z autostrady?

Mój kapitan stanął obok mnie, patrząc z uśmiechem jak jego ludzie zdejmują ścierwo ze ściany. Lubię zabawić się używając do tego różnych przydatnych narzędzi, choć nie ukrywam, im prostsze metody, tym więcej mam z tego frajdy.

- Cisza, boss – mruknął widząc, że czekam na odpowiedź. – Przeczesujemy miasto, informatorzy dostali cynk dosłownie kilka minut po zajściu, ale nic jeszcze nie znaleźliśmy.

Kiwnąłem tylko głową, choć załaskotała mnie budząca się we mnie wściekłość. Jest dokładnie tak jak ostatnio. Ja pierdolę! To miasto należy do Cosa Nostry, a jednak komuś udaje się działać za naszymi plecami. Jak dorwę skurwiela, to własną krwią zapłaci za wpierdalanie się w nie swoje sprawy.

Pokręciłem jedynie głową i wychodząc na zewnątrz odetchnąłem wieczornym powietrzem. Z dala od miasta i jego hałasów czułem się spokojniejszy. Zmieniłem zakrwawioną koszulę i wrzucając ją do worka, podałem Ignacio, który już czekał z kanistrem paliwa. Ostry zapach benzyny podrażnił mój nos, gdy zapłonęła jasnym płomieniem. Chłopcy zajmą się usuwaniem śladów w magazynie po tym, jak ciężarówką zabiorą ruskie ścierwo.

Wsiadłem do auta, czekając, aż Ignacio wyda rozkazy.

- Do domu?

Uniosłem głowę, wpatrując się w ciemność za boczną szybą pędzącego w stronę miasta SUV-a. Nie miałem ochoty na wrzaski D'Angelo, a to z pewnością mnie czeka, gdybym pojechał do apartamentu. Na razie awantury ze wściekłą kobietą sobie podaruję, tym bardziej, że wciąż jeszcze się nie uspokoiłem po tym, co odpierdoliła rano. Muszę za wszelką cenę wybić ją sobie z głowy. Każdym jednym dostępnym sposobem. Pierdolenie Santa o tym, że powinienem ożenić się z kimś spoza organizacji, też musi się skończyć bo za każdym razem, gdy zaczyna poruszać ten temat, przed oczami widzę te pieprzone turkusowe tęczówki i kobietę, przez którą jestem teraz tak kurewsko wkurwiony. Mógłbym pojechać do Santa, ale po cholerę mam potem wysłuchiwać jego durnych żartów. Już lepiej jak spędzę spokojną noc, a kolejny dzień przyniesie zajebistą imprezę.

- Zawieź mnie do biura.

Od wczoraj nawet nie zaglądałem na firmową pocztę, bo ta cholerna D'Angelo z pewnością wszystko trzyma w garści. Jebie mnie to, bo to całe Konsorcjum i tak prędzej czy później pójdzie z torbami. Dokładnie taki miałem plan, a teraz, gdy oficjalnie zostałem bossem, mogę go przyspieszyć. Zemsta będzie kurewsko słodka.

Przez całą noc przewracałem się z boku na bok, wściekły, że pomimo zmęczenia nie mogę zasnąć. Tłumaczyłem to wciąż buzującą we mnie adrenaliną i tylko dlatego zamiast pojechać w środku nocy do apartamentu i do tej cholernej kobiety, do rana obijałem się o ściany. Uruchomiłem dodatkowych ludzi na wschodzie, którym zleciłem tylko i wyłącznie odszukanie pieprzonych spadkobierców Bratvy. Jeżeli będę ich miał w swojej garści, sprawa z Ruskimi przestanie zawracać moją uwagę. Wyeliminuję chłoptasia, a jeżeli stary faktycznie ma wnuczkę, wpieprzę ją do jakiegoś naszego burdelu. Niech własnym tyłkiem zapłaci za winy swojego dziadka.

Rozkazy poszły w świat... Siedząc z nogami na biurku i sącząc drinka, patrzyłem jak budzi się Los Angeles. Nieśmiałe jeszcze promienie słońca oświetlały już wschodnią część miasta. Kolejny kurewsko wspaniały dzień, po którym zacznie się weekendowe szaleństwo. Ludzie obudzą się, a nowy porządek w tym mieście zaskoczy z pewnością niejednego. To miasto należy do mnie. Należy do Cosa Nostry i żaden ruski śmieć nie będzie właził w nie swoimi buciorami. Niech spierdalają do siebie.

Zanim zjawili się pierwsi pracownicy ekip sprzątających, pojechałem do swojej posiadłości. Wciąż nie miałem ochoty walczyć z D'Angelo, a jej przyda się kilka dni w odosobnieniu. Zmięknie, nabierze pokory i wtedy z nią porozmawiam. Nie wiem co z nią zrobię, ale to na razie sprawa na inny dzień.

Zanim nastał wieczór znowu byłem w chuj niespokojny. Nie pomógł trening i okładanie worka. Ściskało mnie w piersi i za cholerę nie wiedziałem dlaczego. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że to za sprawą tej cholernej kobiety. Wyrywałem z siebie każdą jedną myśl o niej, w przeciwnym wypadku całkowicie by mi odpierdoliło. Podjąłem przecież decyzję. Liczy się organizacja, moi ludzie i nic więcej. Jak się napiję to osobiście wyjebię swój horyzont i złapię równowagę. Kurwa! Jak niewiele brakowało, żebym wpierdolił się w jakieś gówno!

Wieczorem Sant przyjechał po mnie z obstawą. Po ostatniej akcji z pewnością nastąpi odwet, ale jesteśmy na to przygotowani. Żaden bolevik nie podejdzie nawet do naszych klubów, nie mówić nic o magazynach. Chwilami nawet chciałbym, żeby to zrobili. Przynajmniej skupiłbym się na czymś innym, niż te pierdolone myśli wrzynające się w moją głowę.

- Co jest, stary? Nie chciałeś zostać ze swoją laleczką?

Uniosłem wzrok i spojrzałem w oczy Santa. Wiem, że dokładnie tego się po mnie spodziewał. Widziałem w jego cholernych oczach, że szuka we mnie tej pieprzonej słabości. O nie, kurwa! Nie tym razem. Nie, nigdy!

- Mam coś ważniejszego niż jakaś tam kobieta – mruknąłem z lekceważeniem. – Mam zamiar się dzisiaj najebać jak nigdy.

- Jesteś pewien?

- Kurwa, Sant! Przestań mnie wkurwiać – potrząsnąłem głową wyprowadzonym z równowagi jego pytaniem. – Miałeś rację, że żadna cipka nie jest warta tego, żeby dla niej ryzykować.

- Myślałem, że z laleczką to coś poważnego – mruknął zerkając na mnie.

- Pierdolenie! To tylko kolejna na mojej liście – uciąłem dalszą rozmowę na jej temat. - A teraz zobaczymy, jak bawi się MC.

Dokładnie to zrobiliśmy. Tak jak na imprezie, która skończyła się totalną rozpierduchą, po której mieliśmy na głowach jebanych Oryginałów, tak teraz zorganizowaliśmy sobie kolejne pieprzone seks party.

- Czym chata bogata – krzyknął Gloom stawiając na barze kilka butelek Macallana i to nie jakieś tanie butelczyny, ale konkret za kilkadziesiąt tysięcy za flaszkę.

Sama miejscówka też była całkiem spoko. Prawda, że przywykłem do lokali na miarę Silver, czy innych naszych sztandarowych klubów, gdzie bywali nadziani klienci, ale nie przeszkadzało mi to dobrze się bawić w takich miejscach jak to. I tu, i tu chodziło o to, żeby się porządnie napić i dorwać jakąś chętną cipkę.

Oparłem się łokciami i szeroki bar za moimi plecami i siedząc na wysokim hokerze, przyjrzałem się klubowi. Mieliśmy do dyspozycji cały klub ze striptizem, który prowadzili bikerzy. Jedno z wielu ich źródeł dochodu, oczywiście mówimy tutaj o tych legalnych. Długi bar z wysokimi hokerami, porządnie zaopatrzone półki z alkoholem. Do tego scena, na której zapewne wywijają dziewczyny i kilkanaście stolików dookoła niej, a pod dwiema ścianami niewielkie prywatne loże. Coś czuję, że dzisiejszego wieczora będą użyte wszystkie. Całość wygląda spoko, bez niepotrzebnego luksusu, na który zapewne nie byłoby stać gości tego miejsca.

Jakby na niewidoczny znak, do klubu weszły dziewczyny. Wszystkie odjebane jak na imprezę stulecia, w szpilki, krótkie kiecki, ledwo zakrywające im nagie pośladki i z cyckami na wierzchu. Pokręciłem głową, widząc nasze nowe dziwki z Irlandii, w tym tą ciemnowłosą. Puściła mi oczko uśmiechając się porozumiewawczo. No kurwa! Jeżeli myśli o powtórce, to dziewczę się zawiedzie...

***

Pijemy, pieprzymy napalone cipki i wciągamy pierwszorzędny towar. Muzyka zagłusza wszystko, łącznie z cholernymi wyrzutami sumienia. Nie miałem pojęcia jak długo już balowaliśmy, ale chyba od kilku dni. W sumie, to na to też mam wyjebane. Jestem młody, bez pieprzonych zobowiązań i mogę robić co tylko, kurwa, chcę! Chyba nawet musiałem zadzwonić po moje dziewczyny od pieprzenia, bo zarówno Melinda, jak i Natalia, dotrzymują mi towarzystwa. Dziwne bo za cholerę nie pamiętam tego, że do nich dzwoniłem. Szybko zintegrowały się z dziwkami, ale wiadomo, swój swojego pozna. Nie szarpią się między sobą bo cała impreza jest w chuj za free, a facetów mają pod dostatkiem. Przez cały czas starałem się wmówić sobie, że jest, kurwa, zajebiście, jak za dawnych czasów. Nie wiem, o co chodziło Gloomowi, ale ta miejscówka jest kurewsko spoko. Jest gdzie wypić, laski tańczą na stołach i na rurze, mamy gdzie poruchać, żyć, kurwa, nie umierać!

Dlaczego w takim razie przez cały czas czułem tę cholerną gorycz podchodzącą mi aż pod gardło? Zaczynała mnie dusić i za każdym razem sięgałem po kolejnego drinka, żeby przepić ten cholerny niesmak w ustach.

W którymś momencie zarówno MacKenna, jak i Gloom, ściągnęli swoich najlepszych ludzi, a Sant załatwił więcej dziewczyn. Impreza tak się rozkręciła, że nie wygląda na to, abyśmy mieli ją szybko skończyć.

Dosłownie chwilę temu obudziłem się w jednym z pokoi na pierwszym piętrze i po szybkim prysznicu, zszedłem na dół, gdzie zabawa wciąż trwała w najlepsze. Dobrze, że Sant wysłał kogoś po jakieś ciuchy dla nas, choć z drugiej strony, mam wrażenie, że częściej miałem fiuta na wierzchu niż w bokserkach. Chwyciłem ze stołu czystą szklankę, nalewając sobie rudej i porwałem z pudełka kawałek pizzy.

- Riina, kurwa! – ryknął z drugiego końca pokoju MacKenna. – Powiem ci, włoski chłopcze, że lubię polot, z jakim, kurwa, balujecie. Podnosicie poprzeczkę w chuj wysoko.

- Nie pierdol, stary. Twoja impreza w Londynie była zacna – odpowiedziałem przełykając, choć język nie za bardzo chciał mnie słuchać.

Zdążyłem usiąść na kanapie, a już dwie dziewczyny klęczały przede mną. Słysząc ciche warknięcie z prawej strony odwróciłem głowę i mrugając powiekami starałem się zobaczyć coś więcej niż rozmazany obraz twarzy. Cofnąłem głowę i...

- Warczysz na dziwki?

- Jak dotykają tego co moje...

Parsknąłem śmiechem kręcąc głową. Ja pierdolę! Właśnie zostałem obsikany przez Natalię. Spojrzałem w lewo, gdzie wzdłuż mojego boku ześlizgiwała się na podłogę Melinda i uniosłem brew widząc, jak odpycha dziwki, które już majstrowały przy moim fiucie.

- Riina, a co z tą twoją Nietykalną?

Zamrugałem zaskoczony pytaniem. Byłem jeszcze w chuj napruty, a tak w zasadzie to od kilku dni praktycznie nie trzeźwiałem. Nie bardzo rozumiałem sens pytania, więc unosząc wzrok znad moich bioder, przy których teraz siedziały Melina z Natalią, spojrzałem na drugą stronę pokoju, gdzie na kanapie zabawiał się Irlandczyk.

- A co ma być?

- Ta strzelanina. Masz już sprawców?

Potrząsnąłem głową, wyrywając się z oparów alkoholu i kokainy. Przez chwilę nie miałem jebanego pojęcia, o czym pieprzy MacKenna. Spojrzałem na Santa, który właśnie skończył pieprzyć jakąś Irlandkę, a teraz zapinając spodnie ruszył w moją stronę. Machnięciem ręki odtrąciłem Natalię, która wypuściła mojego miękkiego fiuta ze swoich ust i z jękiem upadła na tyłek.

- Spierdalaj – warknąłem, gdy Melinda chciała wleźć na moje biodra. Zacząłem poprawiać spodnie zerkając na mojego consigliore. – Sant?

Chyba dopiero teraz do mnie dotarło, że faktycznie nasi mieli zająć się tą sprawą. W tym całym pierdolniku z Ruskimi i ostrzelaniem naszych samochodów, w tym całym bałaganie, jaki zapanował w mojej głowie za sprawą Alexi, naszej kłótni i tych wszystkich jebanych słów, której jej powiedziałem, a które bez przerwy wracały do mnie, jak wyrzucony w powietrze ognisty bumerang, zupełnie o tym zapomniałem. Ja pierdolę! Wrzuciłem wszystko w jeden wór myśląc, że cała sprawa jest załatwiona, a sprawcy czekają, aż się nimi zajmę.

Tymczasem siedziałem tutaj chuj wie jak długo, pieprząc i pijąc, podczas gdy ruskie skurwiele wciąż są w moim mieście. Rozejrzałem się za telefonem, ale ni chuja, nigdzie go nie widziałem.

- Sebastiano, kurwa! – syknął Sant łapiąc mnie za ramię. – Znowu ci odpierdala?

- Gdzie jest Ignacio? – warknąłem.

- Pojechał skontrolować naszych.

Warknąłem ponownie, czując jak te dwie cholerne suki znowu się do mnie dobierają. Spojrzałem z góry na uniesioną w moją stronę uśmiechniętą twarz Natalii. Oblizała usta i wyciągnęła mojego fiuta ze spodni od razu biorąc głęboko do gardła. Beznamiętnie patrzyłem na to, jak stara się doprowadzić mnie do orgazmu, ale w mojej głowie zapanował taki chaos, że nawet perspektywa porządnej laski nie była w stanie uspokoić moich myśli.

- Daj mi, kurwa, spokój! – warknąłem i łapiąc za czarne włosy na karku odciągnąłem jej twarz od swoich bioder. – Melinda, ty też spierdalaj – syknąłem, gdy jej dłonie zawędrowały pod moją koszulę, drapiąc ostrymi paznokciami mój brzuch.

- Chyba impreza się skończyła.

Szarpnąłem głową wbijając wściekły wzrok w MacKennę. Siedział rozwalony na kanapie i klepiąc dziwkę w tyłek odesłał do koleżanek. Wyglądał jak jedno wielkie gówno. Kurwa! Ile już dni my balujemy?

- Dobra, kurwa! Koniec zabawy – ryknął Gloom, który pojawił się nie wiadomo kiedy. Ubrany w luźno opuszczone na biodrach podarte jeansy i ciężkie buty, stał oparty o poręcz schodów, z założonymi na wytatuowanej klacie ramionami. – Panienki wypierdalać!

Zamknąłem oczy stojąc pośrodku klubu, w którym chuj wie jak długo imprezujemy. Jebane uczucie palącej jak kwas goryczy ponownie podeszło mi, aż po gardło. Z trudem przełknąłem szukając wzrokiem czegokolwiek, co pozwoliłoby mi się uspokoić. Ja pieprzę! Faktycznie, pokazałem jakim powinienem być, kurwa, bossem. Nie ma co!

Szarpnąłem za włosy i z pochyloną nisko głową stałem czekając, aż ucichnie to pieprzone tornado emocji, które we mnie szalało.

- Riina, to twój?

Uniosłem głowę patrząc, jak Evans podaje mi telefon komórkowy. Potrząsnąłem głową, rozglądając się za swoim cholernym telefonem. Kurwa! Nie to, że jakoś nagle muszę go mieć, ale do licha! Przecież Alexia mogła do mnie dzwonić.

- Jaki mamy dzisiaj dzień? – warknąłem patrząc na milczących mężczyzn.

Każdy z nich wyglądał zapewne tak jak się czuł, łącznie ze mną. Mnie dodatkowo wykańczało pierdolone poczucie winy, którego tak w zasadzie nie powinienem czuć, a jednak czułem. Kwaśne, palące i gorzkie, jak sam skurwysyn.

- Piątek.

Szarpnąłem głową wbijając wzrok w MacKennę. Czy on powiedział, że jest jebany piątek? Tak jak piątek, prawie tydzień po tym, jak zaczęliśmy balować? Tak jak piątek, siedem dni po tym, jak wyszedłem z apartamentu, zostawiając w nim milczącą Alexię? Ja, kurwa, pierdolę!

- Riina, jesteś pewien, że to nie jest twój telefon? – Evans podszedł do mnie wpatrzony w ekran telefonu.

- Zdecydowanie nie mój – mruknąłem ochrypłym głosem.

- No to, kurwa, mamy problem, panowie – rzucił unosząc głowę i patrząc na mnie. – Ktoś z tego telefonu wysłał zdjęcia z naszej imprezy. A dokładnie mówiąc, wysłał zdjęcia, jak pieprzysz dziwki, Riina.

Wyrwałem mu z ręki telefon patrząc z przerażeniem na zdjęcia. Ja z Santem i z Natalią. Ja z Melindą. Ja na kanapie, a trzy dziwki klęczą pomiędzy moimi udami, podczas gdy ja wciągam jebaną kokainę. Zajebię!

- Kto to, kurwa, zrobił?! – ryknąłem zaciskając palce na obudowie telefonu.

- Nie wiem. Znalazłem telefon na podłodze podłączony do ładowarki – wyjaśnił Evans.

- Spokojnie, Riina. Sprawdzimy nagrania, wszędzie mamy kamery – rzucił Gloom, a Hard od razu ruszył w stronę zaplecza. – Do kogo wysłano te zdjęcia?

Wyszedłem z folderu z tymi przeklętymi fotkami, wchodząc w kolejny i sprawdzając, gdzie zostały wysłane. Kurwa! Jeszcze tego brakuje, żebym zobaczył swojego kutasa w prasie, albo w sieci. Zajebię tego, kto to zrobił. Rozpierdolę i...

- Jezu Chryste!

Oszołomiony uniosłem głowę, patrząc niewidzącym wzrokiem na obserwujących mnie mężczyzn. Głuche uderzenia serca rozsadzały moją klatkę piersiową, jakby wraz z każdym uderzeniem mięśnia, wbijał się we mnie wielki, ostry szpikulec. Zassałem powietrze...

- Sebastiano? Do kogo?

Spojrzałem na Santa. W tej chwili nienawidziłem siebie. Nienawidziłem tego, że jestem takim skurwysynem i zrobiłem coś tak idiotycznego. Z poczucia urażonej dumy, z wściekłości, z głupoty... I z cholernego strachu.

- Do Alexi...

- Ja pierdolę, stary!

***

Lexi...

Minął tydzień... Dokładnie tyle siedzę uwięziona w tym pieprzonym mieszkaniu, podczas gdy jego właściciel nawet nie pokazał mi się na oczy. Byłam tak kurewsko wściekła, że nawet ochrona starała się nie rzucać mi w oczy.

Ignacio zniknął jeszcze tego samego dnia po strzelaninie na autostradzie. Dostał jeden telefon i rzucił mi tylko spojrzenie, zanim wyszedł bez słowa. Tydzień chodzenia od ściany do ściany. Siedem dni, gdy pieprzone ściany luksusowego apartamentu dokładnie słyszały co myślę o pieprzonym Riinie.

Mam dość! Nie jestem psem, żeby trzymać mnie w klatce. Nie jestem pieprzoną własnością jebanej Cosa Nostry i jej pieprzniętego szefa. W tej chwili brakuje mi już słów, żeby opisać tego mężczyznę... Gdybym nie bała się, że Sebastiano spełni swoją groźbę i zabije każdego, komu bym uciekła, już dawno by mnie tutaj nie było.

Słysząc kliknięcie zamka w drzwiach nawet nie odwróciłam głowy. Dario i Arturo, bracia, którym uciekłam z domu towarowego, a którzy teraz zajęli miejsce Ignacio, zjawiają się w apartamencie zawsze rano, przynosząc jedzenie. Pieprzę to! Uniosłam do ust butelkę z winem i pociągnęłam porządny łyk. Jak tak dalej pójdzie zostanę alkoholiczką w wieku dwudziestu pięciu lat.

Zignorowałam ciche chrząknięcie, dalej wpatrując się w pieprzoną panoramę Los Angeles, zastanawiając się, czy w końcu jakiś zabłąkany anioł zabierze mnie z tego piekła, zanim rozpieprzę wszystko dookoła siebie.

- Potrzeba ci czegoś?

A więc dzisiaj pilnuje mnie Dario, pomyślałam słysząc jego głos. Oparłam głowę o szybę i dalej siedziałam pod panoramicznym oknem. Jestem pewna, że nawet na mnie nie spojrzał. Parsknęłam cicho unosząc butelkę.

- Alexia?

Wstałam przytrzymując się chłodnej szyby i nie patrząc na Dario wyszłam z salonu. Drzwi do sypialni trzasnęły za mną, niosąc odgłos po całym mieszkaniu. Wiedziałam, że zachowuję się dziecinnie. To nie oni powinni poczuć moją wściekłość, ale ich właściciel. Dokładnie... Właściciel. Ma na własność ich czas, życie i pieprzone dusze. Pierdolę to! Na pewno nie dostanie mojej. Najwyższy czas zrobić generalny remont w swoim życiu. Zacznę od uwolnienia się od Sebastiano. To nie ma sensu... Cokolwiek to było, to nie ma sensu. Wiedziałam dokładnie, co przez ten tydzień robił. Dokładnie to, co zwykle. Pieprzył dziwki, pił i znowu pieprzył. Niech da mi święty spokój i pozwoli żyć własnym życiem, a nie pod linijkę jego chorych ambicji i pieprzonego poczucia honoru.

Sięgnęłam pod poduszkę po telefon, zastanawiając się, kto może mi pomóc. Nie potrzebuję ani Sebastiano z jego pieprzoną moralnością, ani jego opieki. Nie jestem ubezwłasnowolniona, do licha. Niestety, po głębszym zastanowieniu się doszłam do przykrych wniosków, że nie ma nikogo, kto odważyłby się sprzeciwić Riinie. Danielo zaginął w akcji, Franco brak niestety siły do walki z nowym bossem. Został Grayson, ale ta krucha nić zaufania, jaką miałam do tego mężczyzny, nie pozwoliła mi złożyć w jego ręce własnego życia.

Wiedział o tym, co się stało na autostradzie. Wiedział o tym, że samochody zostały ostrzelane i tylko cudem uniknęliśmy śmierci. Po tym, jak zgarnęli nas ludzie Ignacio, nie zdążyłam dotrzeć do apartamentu, gdy zadzwonił. Nie odebrałam, tak jak i kolejnych kilkunastu połączeń. Miałam dość akcji, strzelania, spisków i tego, że za cholerę nie wiem, komu mogę zaufać w tym pieprzonym mafijnym świecie. Każda osoba, która się w nim pojawiła nie jest ze mną szczera. Weźmy na ten przykład Danielo, czy nawet grande bossa, Sebastiano. Pierwszy chciał, żebym przyjęła ofertę pracy, a drugi chciał mnie zaliczyć. Jeden i drugi przestał na mnie zwracać uwagę, gdy osiągnął swój cel.

Wychodzi na to, że jak nie wezmę spraw w swoje ręce, będę siedziała w zamknięciu, aż mój samozwańczy właściciel nie przypomni sobie, że ma jeszcze jedną zabaweczkę. Po moim trupie! Wysłałam wiadomość do Guido, jedynego mężczyzny, który mógł mi w tej chwili pomóc.

Kolejna noc w pustym apartamencie i kolejne MMS-y, które dostawałam od prawie tygodnia. Już nawet ich nie otwierałam. Wystarczyło, że z ciekawości otworzyłam pierwsze, a to co na nich zobaczyłam, wypaliło się w mojej głowie na wieczność. Nie miałam pojęcia, kto wysyła mi zdjęcia z tych pieprzonych orgii, w których bierze udział Riina, do spółki ze swoimi kumplami, ale ta osoba musiała dostać mój numer od Sebastiano. Nikt inny go nie zna. Na razie nie miałam siły analizować własnych uczuć. Zbyt dużo było we mnie gniewu, a nawet furii. Potrzebowałam kilku dni z dala od tego pierdolnika i faceta, który wywrócił mój świat w posadach.

Rano wyjątkowo dużo czasu musiałam poświęcić na pieprzony makijaż, którego nienawidzę. Nie minęła jeszcze siódma rano, gdy wyszłam z apartamentu. Na mój widok dwóch ochroniarzy oderwało się od ściany, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Chyba nie bardzo wiedzieli, co mają zrobić, bo bez problemów i tłumaczenia się weszłam do windy i zjechałam do lobby. Tym razem naprzeciwko mnie pojawił się Arturo. Widocznie przejął służbę po bracie, ale tak w zasadzie... Wali mnie to.

Zatrzymałam się, gdy stanął na mojej drodze i z założonymi na piersi ramionami, łypał na mnie z góry. Uniosłam brwi w namiastce pytania i czekając aż przemówi, spojrzałam na wiszący nad recepcją duży zegar.

- Masz zamiar tak stać, aż nauczę się czytać w myślach, czy od razu powiesz, o co ci chodzi? – rzuciłam coraz bardziej zniecierpliwiona. – Nie mam czasu na pierdoły.

- Mogę wiedzieć, gdzie się wybierasz?

- Możesz – wzruszyłam ramionami. – Zapytaj mnie, czy ci powiem – zaczęłam, gdy już otworzył usta, aby wdać się ze mną w dyskusję. – Posłuchaj mnie, Arturo. Nie pytam się, czy mogę wyjść i nie potrzebuję twojej zgody na to.

- Boss kazał ci siedzieć w apartamencie.

- To twój boss, nie mój – odpowiedziałam wzruszając ramionami. – Wychodząc sprawdziłam i jakoś nie zauważyłam żadnej metki, czy kodu kreskowego na moim tyłku, mówiącego o tym, że jestem jego własnością. Nie jestem również ubezwłasnowolniona, nie jestem nieletnia, a on nie jest moim opiekunem. Jak więc widzisz, sytuacja prawna jest w cholerę czytelna.

- Alexia, nie możesz... - pokręcił głową.

- Nie mogę to wam spieprzyć, bo ten wasz pieprzony guru groził, że was zabije. Więc nie uciekam, a legalnie wychodzę. Chcesz mnie powstrzymać? Użyć siły fizycznej? Proszę bardzo – rozłożyłam ręce. – Tak myślałam – dodałam, gdy z niedowierzaniem patrzył na mnie nie wiedząc co ma zrobić. Widocznie ta cała nietykalność dotyczy również ich. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, już dawno dałabym nogę z tego piekła. – W razie, gdyby wasz boss sobie przypomniał o mnie, to powiedz mu z łaski swojej, że pojechałam do One California Plaza. Od dzisiaj tam pracuję, więc powinien poszukać sobie nowej asystentki.

- Alexia, jesteś gotowa?

Wychyliłam się zza Arturo, a widząc Guido, który spokojnie sobie stał czekając, aż skończę rozmawiać, posłałam mu uśmiech.

- Jak widzisz, mam swój transport, więc nie kłopoczcie się więcej. Guido zadba o moje bezpieczeństwo.

- Alexia, do cholery! – wysapał zdenerwowany Arturo. – Z bossem nie ma dyskusji, a my już i tak nawaliliśmy wcześniej.

- Właśnie dlatego wam nie uciekłam. Oficjalnie mówię, że rezygnuję z ochrony waszej i waszego szefa. Zajmę się sobą sama.

Minęłam ochroniarza i nawet nie skomentowałam wiązanki przekleństw, jakie usłyszałam za sobą. Większa część z nich dotyczyłam najgorszej plagi, jaką zesłał na ziemię dobry Pan Bóg. Czyli kobiety. Niewdzięcznicy! Gdyby nie my, pozabijaliby się przy kłótni o to, kto ma dłuższego fiuta i... A nie, przepraszam! Ten temat i bez nas, nic niewartych kobiet, jest zajebiście poważną sprawą.

- Nie rozumiesz, że on nas zabije, jak tylko wyjdziesz z budynku?!

Zatrzymałam się i biorąc głęboki oddech, odwróciłam się patrząc na bladego Arturo.

- Skarbie... - parsknęłam śmiechem. – Najpierw, to ten twój szef będzie musiał wyjąć fiuta z dziwek, które pieprzy od tygodnia i wytrzeźwieć. Jak już to zrobi, wyślę mu odpowiednią informację. Nie potrzebuję ani was, ani wątpliwej opieki Sebastiano Riiny.

Bez dalszych dyskusji opuściłam budynek z Guido u boku. Stanęłam na chodniku i unosząc w górę głowę, po raz pierwszy od ponad tygodnia odetchnęłam świeżym powietrzem, czując na ciele ciepły wiaterek. Możecie mi wierzyć, wolność smakuje wręcz zajebiście.

- Zmieniłaś się – parsknął Guido siadając na miejscu kierowcy. Zapięłam pas i spojrzałam na siedzącego obok mnie mężczyznę. – Zawsze był w tobie ten pazur, ale teraz widać go bardzo wyraźnie. Podoba mi się to.

Spodoba mu się jeszcze bardziej, pomyślałam. Wręcz, kurwa, nie będzie w stanie uwierzyć! Nie to, że ruszam na jakąś pieprzoną krucjatę, mając w dupie własne bezpieczeństwo. Nic z tych rzeczy. Tak zwyczajnie, od ponad miesiąca, będąc pod wątpliwą opieką Sebastiano przeżyłam więcej niż przez całe życie. Wystarczy mi tego wszystkiego, teraz chcę dostać moje stare życie z powrotem...

Uzgodniłam z Guido, że nie ruszę się nigdzie bez niego. Chciał oczywiście towarzyszyć mi, aż do biura, ale wybiłam mu ten pomysł z głowy. Pozostawała również sprawa mieszkania. Ukrywanie się nie miało sensu. Facet taki jak Sebastiano Riina to myśliwy, który tylko czeka na okazję do polowania. Jeżeli teraz po raz kolejny zniknę mu z radaru, uzna, że jestem tak głupia, iż sama nadstawiam się Bratvie i znowu zacznie się polowanie.

- Guido, nie wiesz, co z moim starym apartamentem? – zapytałam, gdy stanęliśmy na światłach.

Miałam jeszcze co najmniej dwie godziny do rozpoczęcia pracy, więc nie spieszyło mi się. To, że wyszłam o tak nieludzkiej godzinie z mieszkania Sebastiano, to tylko chęć wyrwania się z więzienia, nic więcej.

- Było zniszczone, ale ludzie Riiny wszystko odnowili. Chcesz wrócić do mieszkania?

- Jeszcze o tym nie myślałam – przyznałam wpatrując się w przednią szybę. – Dopóki nie wróci Grant, wolałabym zatrzymać się gdzieś indziej.

Ten strach pozostał we mnie i nie sądzę, abym szybko się go pozbyła. W tej chwili rozważałam nawet przeprowadzkę, ale muszę najpierw porozmawiać o tym z Grantem. Pewnie będzie trzaskał dziobem jak lód na rzece, że nie zawiadomiłam go o napadzie, ale co ja mogłam? Obudziłam się po wszystkim, w środku mafijnej rodzinki i ściąganie na głowę Granta uwagi Cosa Nostry, a tym bardziej Bratvy, byłoby z mojej strony totalną głupotą.

Wyjęłam z torebki telefon, sprawdzając, która z dziewczyn jest już na nogach. Je też ostatnio zaniedbywałam, ale dokładnie z tego samego powodu, co Granta. Uśmiechnęłam się widząc post Holly, z małym kotkiem w filiżance. Tak, mi też przydałaby się kawa. Połączyłam się z nią przez Messengera.

- Hallo? Zaświaty? – zabrzmiał po drugiej stronie głos mojej przyjaciółki i naprawdę zrobiło mi się cholernie głupio.

- Przepraszam – wyjąkałam.

- Masz za co, D'Angelo – warknęła Holly. – Rozumiem wszystko, ale żeby nie zadzwonić przez tyle tygodni? Powinnam nakopać ci do tego twojego chudego tyłka.

- Nawet ci pomogę. Posłuchaj, ostatnio naprawdę tyle się działo, że nawet nie wiem, od czego zacząć.

- Czy ty wiesz, że już chciałyśmy zgłosić twoje zaginięcie? Podejrzewałyśmy, że ten twój Szatan zakopał cię pod krzakiem róż w parku i planowałyśmy z Eilidh akcję odwetową.

- Możemy się dzisiaj spotkać? – zapytałam, a widząc przez szybę kawiarnię, szturchnęłam Guido łokciem, żeby się zatrzymał.

- Wiem, że coś się dzieje, Lexi. Ty nigdy nie znikasz, a przynajmniej nie tak jak teraz. Co z twoim telefonem? Dzwoniłam dziesiątki razy.

- Opowiem wszystko, jak się spotkamy, dobrze?

- Powiedz mi... Czy ty w ogóle pamiętasz, że jurto masz pieprzone urodziny?

Zassałam przez zęby powietrze zupełnie zaskoczona. Co do cholery?

- Oczywiście, że zapomniałaś. Masz szczęście, że jesteśmy z taką gułą jak ty. Jak będziesz wychodziła za mąż, osobiście dopilnuję, żebyś nie zapomniała stawić się w kościele.

- Nie tak szybko, moja droga – zaśmiałam się. – W najbliższym czasie nie planuję takiej uroczystości.

- Cokolwiek... Zabieram cię dzisiaj na imprezkę. Jutro zresztą też. Nie co roku kończy się dwadzieścia pięć lat. Zorganizuj się, a my po ciebie przyjedziemy. Nie ma Sereny, ale jak to ona, rzadko bywa ostatnio w Los Angeles. Jesteś skazana na nas, sister.

- Poczekaj... Holly, przyjadę po was, dobrze? Nie mieszkam na razie w apartamencie.

- Co? Od kiedy?

- To właśnie jest część tej historii, którą muszę wam opowiedzieć.

Ugłaskanie wściekłej Holly, to jak wejście do klatki z rozjuszonym tygrysem. Uważam, że za dużo czyta ostatnio książek, bo jej pomysły na to, jak dokopać facetowi i nie połamać szpilek przenoszą ją do wyższej ligi wkurwionych kobiet. Może przyda mi się mały trening, zanim ponownie stanę oko w oko z Sebastianem. Nie łudzę się, że odpuści. Nie on...

- Dzieki, Guido – mruknęłam, gdy wrócił podając mi gorącą kawę. Przez chwilę delektowałam się doskonałym naparem, po czym spojrzałam na mojego ochroniarza. – Co jest?

- Słyszałem. O twoich urodzinach – powiedział obserwując mnie uważnie. – Tylko szczerze, Alexia. Wiesz, jaka jest teraz sytuacja. Nie narażaj siebie, a tym bardziej, nie narażaj swoich koleżanek.

- Nie mam zamiaru – odpowiedziałam.

- W porządku. Zawiozę was dzisiaj do klubu. Należy do nas, więc będziesz tam bezpieczna, ale i tak zostanę i będę cię pilnował.

- Należy do nas? To znaczy, do kogo?

- Wszystkie nasze kluby w Los Angeles należą do Sebastiano – wyjaśnił. – Co prawda to Brassi ma nad nimi pieczę, ale koncentruje się głównie na... - odchrząknął uciekając wzrokiem w bok.

- Masz na myśli burdele – dopowiedziałam. – Nie jestem małym dzieckiem, Guido. Wolałabym wiedzieć o pewnych rzeczach, niż domyślać się ich. Przynajmniej ty bądź ze mną szczery, dobrze?

- W porządku – uśmiechnął się z ulgą. – To co? Załatwię wam klub, lożę i drinki na koszt bossa. Niech trąci go trochę po kieszeni. Jak jeszcze odstawisz porządny taniec, to całkiem trafi go szlag – zaśmiał się.

- Skąd pomysł, że chcę mu zrobić na złość?

- Daj spokój... Widzę ten sam błysk w twoich oczach jak wtedy, gdy wzięłaś moją giwerę i przestrzeliłaś mu oponę. Skoro tak, to znaczy, że mu się należy. Nie jest moim bossem i jestem lojalny don Danielo i tobie. Może mnie torturować, a ja i tak będę trzymał twoją stronę.

Pokręciłam głową, doskonale wiedząc, że akurat co do tortur, to Sebastiano mogłyby się do tego posunąć. Jeżeli chodzi o niego, już nic mnie nie zdziwi. Ani grożenie śmiercią, ani tortury, ani pieprzenie się w trakcie jakiejś orgii. Niech tylko to cholerne serce przestanie płakać w mojej piersi, to wszystko będzie w porządku. Bez tego wciąż jestem cholernie wrażliwa.

Uzgodniliśmy, że organizacją wieczornego wyjścia zajmie się Guido. Nie zależało mi i mogłabym pójść z dziewczynami do jakiegokolwiek klubu, ale zdawałam sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczne jest takie wyjście w obecnej sytuacji.

O dziwo, przez cały dzień miałam spokój. Żadnych nowych zdjęć, żadnych nieoczekiwanych wizyt dyszącego spaloną siarką Szatana. Nie chciałam narażać się na wkurwiające miny Berty, więc zajęłam moje stare biuro.

Skończyłam wcześniej pracę i zadzwoniłam po Guido. Czekał już na mnie w garażu, razem z jeszcze jednym mężczyzną, który razem z nim będzie wieczorem pilnował naszych tyłków. Ponieważ straciłam całą garderobę, a nie miałam zamiaru wracać do apartamentu Sebastiano, pilnie potrzebowałam kupić jakąś sukienkę i generalnie, uzupełnić braki w ciuchach.

Tę noc spędzę w mieszkaniu Holly, a jutro zastanowię się co dalej. Może do tego czasu Franco, z którym już rozmawiałam na ten temat, znajdzie dla mnie jakieś spokojne miejsce, z dala od Sebastiano i jego wkurwiającej obecności.

Jak na dwóch facetów, moi ochroniarze dzielnie znieśli kilkugodzinne szwendanie się po sklepach. Nawet doradzili mi w sprawie wieczornej kreacji, a potem razem ze wszystkimi torbami odstawili do Holly, która już na mnie czekała.

- Nie mamy czasu – rzuciła w progu lustrując mnie od góry do dołu. – Gdziekolwiek złapałaś taką opaleniznę, zazdroszczę jak cholera. A teraz idź do gościnnej sypialni i się przygotuj. Za godzinę będzie tutaj Eilidh i zrobi cię na boginię. Porozmawiamy później, dobrze? O której wychodzimy?

- O dziewiątej trzydzieści będzie po nas samochód. Przepraszam - mruknęłam

Kiwnęła tylko głową, przytulając mnie do siebie. Nakrzyczy, nawrzeszczy, nawet pogrozi i to tak konkretnie, a na koniec poda kieliszek dobrego wina zabierając z ręki chusteczki i postawi do pionu.

Dokładnie tak samo zachowała się Eilidh. Wpadła jak burza do mieszkania Holly i od razu wzięła się za mój makijaż. Gdy skończyła, stanęłam przed lustrem patrząc z niedowierzaniem na własne odbicie.

- Jest moc!

Moc? Jak nic wywołam zamieszki na parkiecie, pomyślałam schylając się nieco, aby zobaczyć jak bardzo krótka przy tym ruchu okaże się moja sukienka. Uniosłam brwi i z szatańskim uśmiechem spojrzałam na obserwujące mnie w lustrze dziewczyny.

- Na urodziny życzę sobie przystojnego faceta, który mnie nie będzie wkurwiał – powiedziałam z powagą.

- Myślę, że z takim wyglądem nie będziesz miała problemu i spełnisz swoje specjalne życzenie. A tak w ogóle, to gdzie idziemy? – zapytała Eilidh.

- To niespodzianka – rzuciłam, a tak naprawdę to jeszcze sama nie wiedziałam.

Guido zjawił się o umówionej porze. Zaraz za naszym samochodem stał kolejny, a w środku zapewne jeszcze więcej ochroniarzy. Westchnęłam całkowicie pokonana i nawet nie siląc się na komentarz, wsunęłam się na tylną kanapę, słuchając przez całą drogę paplaniny podekscytowanych dziewczyn.

Zatrzymaliśmy się pod jasno oświetlonym klubem, do którego wzdłuż ulicy prowadziła długa kolejka oczekujących na wejście do środka.

- O matko i córko... - wyszeptała Holly patrząc z przejęciem na srebrny neon nad wejściem. – Czy ty wiesz, gdzie jesteśmy?

Rozejrzałam się, bo jak dla mnie miejsce było dokładnie takie, jak powinien wyglądać klub nocny. Mnóstwo ludzi, muzyka, która docierała nawet na zewnątrz i ta gorąca atmosfera oczekiwania i ekscytacji, która opanowała mnie, gdy tylko Guido podprowadził nas pod wejście.

- CN19-89... - odpowiedziałam, bo dokładnie tak wyglądał lśniący neon.

- Ja pieprzę, Lexi – szeptała przejęta dziewczyna, podczas gdy byłyśmy prowadzone przez ochronę szerokim korytarz.

Z każdym pokonanym metrem muzyka stawała się coraz głośniejsza, a jej ciężkie bity wprawiały w drżenie nie tylko ściany i podłogę pod naszymi stopami. Nawet powietrze drżało, osiadając na skórze i wprawiając w drżenie całe ciało.

– To jest pieprzona mekka wszystkich celebrytów, dziewczyno. Jezu, spójrz tam, na jedenastej... Czy to nie ten frontmen z kapeli Sinful Whispers?

Spojrzałam we wskazanym przez Holly kierunku i dosłownie oniemiałam na widok lidera jednego z najgorętszych zespołów ostatnich lat. Jego zachrypnięty głos i cichy szept, gdy mruczał do mikrofonu cholernie gorące słowa piosenek, doprowadzały kobiety na całym świecie do masowych orgazmów. Jak widać, Holly i Eilidh, która od wejścia do klubu nie odezwała się ani jednym słowem, są w tej grupie.

- Nie mów, że na tobie nie robi wrażenia – Holly szturchnęła mnie łokciem. – Przecież widzę, jak na niego patrzysz.

- No dobra. Jest naprawdę gorący, ale może tylko na scenie i z wyglądu?

Obok mnie pojawił się Guido i dwóch innych mężczyzn. Rozejrzał się po wypełnionej rozbawionymi ludźmi sali i pochylił się w moją stronę.

- Idziemy na piętro – krzyknął wskazując schody prowadzące na górę. – Macie tam lożę do waszej dyspozycji i wszystkie drinki, jakie chcecie, na koszt Riiny. Przed lożą będą stali nasi ludzie. Nikt nieupoważniony nie wejdzie do środka.

Pokręciłam ze śmiechem głową... Jak się Riina dowie, niewątpliwie pieprznie go jakiś atak. Nie dość, że ptaszyna uwolniła się z klatki, to jeszcze baluje na jego koszt i to w jego cholernym klubie. Popchnęłam dziewczyny w stronę schodów i ruszyłam zaraz za nimi. Nasza loża, poza tym, że miałyśmy z niej doskonały widok na cały klub, była chyba jedyną, w której nie trwała jakaś zacna libacja. Gdzie nie spojrzałam, tam roześmiane towarzystwo, już po kilku głębszych, a może i nawet kilkunastu, pomyślałam, widząc faceta, który ledwo stał o własnych siłach. No, dla niego to impreza chyba właśnie się skończyła.

Wypiłyśmy z dziewczynami po trzy drinki i gotowe do zdobycia parkietu, w doskonałych humorach ruszyłyśmy na dół, prosto w szalejący na parkiecie tłum. Wiedziałam, że Guido z pozostałymi stanął tak, aby mieć nas na widoku. Czułam się bezpieczniejsza wiedząc, że tam są.

Tańczyłyśmy już od dłuższej chwili, gdy Holly podeszła do mnie i łapiąc za biodra zaczęła się o mnie ocierać, śmiejąc jak wariatka. Odpowiedziałam tym samym i wspólnie postanowiłyśmy dać czadu. Pies drapał krótką kieckę, pomyślałam zjeżdżając w dół.

- Myślę, że twoje specjalne urodzinowe życzenie właśnie cię spełnia – wymruczała mi w ucho. – Za tobą, przy barze. Tego bym brała w ciemno.

Zaśmiałam się i okrążając dziewczynę zerknęłam we wskazanym kierunku. Widząc jak od długiego baru odrywa się wysoki mężczyzna w śnieżnobiałej koszuli i z tym zadziornym uśmiechem na ustach idzie w moją stronę, zatrzymałam się na parkiecie, czekając aż do mnie podejdzie. Zdecydowanie stwierdzam, że Los Angeles jest za małe. Jakie są szanse na to, że w piątkową noc, wśród dziesiątek, jak nie setek klubów, spotkasz osobę, której się kompletnie nie spodziewałaś? Jak widać szanse są bardzo duże. Kątem oka zobaczyłam kolejnego mężczyznę i tym razem poczułam, jak moje serce zaczyna obijać się w piersi jak ptak.

To już nie było zabawne... Spojrzeniem odszukałam obserwującego mnie Guido, po czym przeniosłam wzrok na mężczyznę.

- Witaj, Mała Iskierko...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top