Rozdział IX
No one of can not do perfect crime;
But he can make that case .
Good tidings to you, where ever you are...Good tidings for Christmas and a Happy New Year - nuciła Violett, stąpając po wysłużonym dywanie, a jej biodra kołysały się zupełnie wbrew melodii, podobnie jak niezliczona ilość sztywnych loczków w kolorze miodowego blondu na głowie. - Scarlett, odłóż telefon.
- Mhm - mruknęła młodsza kobieta, przesuwając palcem po ekranie. - Jak ciastka?
- Kupione, rozłożone i przykryte serwetką - uśmiechnęła się krzywo Violett. - A Robyn powinna przyjechać... jakieś pół godziny temu. W tych spodniach wyglądasz jak w za dużej piżamie.
Scarlett zignorowała kąśliwą uwagę siostry i kontynuowała wpatrywanie się uparcie w wyświetlacz. Reporterzy najwyraźniej od wschodu słońca czuwali pod kamienicą na Baker Street, bo odkąd wysiadła z pociągu do Birkenhead o ósmej, jej komórka wprost pękała od powiadomień z każdej możliwej strony internetowej, dotyczącej wiadomości z kraju i świata. Od opublikowania pierwszego artykułu, prawdopodobnie trzy czwarte Europy wiedziało, że słynny Sherlock Holmes znów ratuje Anglię przed wszelkim złem. Tym razem, pod jaskrawymi nagłówkami widniało, wykonane beznadziejnej jakości aparatem, lekko zamazane z przodu zdjęcie, przedstawiające gęstwinę ciemnobrązowych loków, wysokie czoło i jasne oczy, ukryte za szkłami okularów, wychylające się zza grubej zasłony.
Detektyw w śmiesznej czapce powraca z wygnania! - głosił "The Sun" - Według naszych informatorów, Sherlock Holmes, geniusz z Londynu, po raz kolejny rozwiązał zagadkę, męczącą Scotland Yard. Poufne informacje donoszą, iż Pan Holmes nawiązał współpracę z doświadczoną wysłanniczką Yardu, wszechstronnie uzdolnioną i doskonale wytrenowaną Nadinspektor...
- No, to was rozczaruję - zachichotała pod nosem. - Nadinspektor... Lestrade dostaje białej gorączki, czytając to.
Póki co, nie udało się nam uzyskać żadnych dokładnych informacji na temat nowej asystentki pana Holmesa, ani zdobyć jej zdjęć. Brat detektywa - ważny polityk Mycroft Holmes, nie dementuje krążących już po sieci plotek, możnaby rzec - uprzejmie ignoruje fakt nawiązania relacji damsko-męskiej przez jego brata. Jesteśmy jednak pewni, ze wkrótce dowiemy się więcej na ten temat. Sam Sherlock Holmes od wczorajszej nocy nie opuścił mieszkania przy Baker Street 221B, a jego były(?) wspólnik - John Watson, unika wytrwale reporterów.
Więcej na temat działaności detektywistycznej tej pary, na stronie 8...
*~*~*
Odurzający zapach cynamonu, wanilii, brzoskwiń z puszki i prawdopodobnie kawy - czyli po prostu świątecznego specjału Pani Hudson, rozchodził się po mieszkaniu, napełniając je przyjemnie ciepłą atmosferą podobną do tej z telewizyjnych reklam - brakowało chyba tylko Mikołajów z plastkiu, śmiejących się głośno po naciśnięciu guzika na plecach i kolorowego konfetti na podłodze. Zamiast niego, nietrudno było o pozgniatane styropianowe i - zdecydowanie rzadziej - plastikowe kubki po kawie i herbacie. Zlew w zamkniętej na cztery spusty kuchni, zajmował mały stosik na wpół rozłożonych części ludzkiego organizmu, na widok których Pani Hudson niechybnie umarłaby na zawał, a przynajmniej wrzasnęła przenikliwie, budząc całą ulicę, a Scarlett skrzywiłaby się z obrzydzeniem, przewróciłaby oczami i być może wyrzuciłaby je przez okno.
W takim razie, dobrze, że jej nie ma, stwierdził w myślach Detektyw, a kolejny zgnieciony kawałek plastiku wylądował na dywanie - dosłownie o cal od kosza na śmieci. W telewizji huczało wyjątkowo nie od reklam, a od pełnych ekscytacji relacji dziennikarzy sprzed Scotland Yardu. Od mniej więcej piątej nad ranem, cały Londyn i przynajmniej dwie czwarte reszty świata wiedziało, że "Geniusz naszych czasów, niesamowity Sherlock Holmes i jego nowa asystentka znów ruszają na ratunek Scotlad Yard'owi, a nawet całej Anglii"...
Czaszka, znowu stojąca na kominku, milczła uprzejmie, a Sherlock wiedział, że gdyby mogła - wykrzywiłaby się w najokropniejszym rymasie mieszaniny pogardy i rozbawienia. Na całe szczęscie, czaszki nie zwykły odczuwać, a tym bardziej wrażać emocji poprzez mimikę.
Dolna część zasłony opadła bezszelestnie na podłogę, a pokój znowu spowił delikatny półmrok.
- Nie patrz się - mruknął, obracając czaszkę w dłoni zanim kilkoma krokami wrócił do parapetu. - Chyba faktycznie odstraszasz ludzi.
Czaszka opadła z głuchym chzęstem na stertę książek, zasłaniającą częśc okna. Sherlock uśmiechnął się z aporbatą.
- Miała rację, tak jest lepiej - powiedział, a ściany nie odpowiedziały, jedynie zapachy dochodzące z dołu stały się trochę wyraźniejsze - Pani Hudson wchodziła po schodach. - Tylko dlatego, że teraz nie przeszkadza w ściąganiu książek z kominka - dodał po chwili pod nosem. Po raz kolejny ucieszył się z nieobecności współlokatorki, choć tak na dobrą sprawę, Scarlett wcale nią oficjalnie nie była. Pani Hudson dopiero wróciła z wyjazdu na Granadę i nic nie zostało ustalone, a praca w Belgravii kusiła szukaniem mieszkania bliżej dzielnicy...
Zostanie - pomyślał z krzywym uśmiechem na ustach. - Jeśli nie zabraknie jej adrenaliny, jak Johnowi, to z pewnością kuchni Pani Hudson...
Numer wykręcił się praktycznie sam - czysty przypadek, źle działająca blokada w telefonie, oczywiście.
- Zapomniałam czegoś? - odezwał się głos po drugiej stronie, zniekształcony przez szum na obleganej linii. - Bo rano zauważyłam, że brakuje mi szlafroka i kilku innych rzeczy, ale jesli zapomniałam czegoś ważnego, to...
- Wesołych Świąt - mruknął w odpowiedzi. Cały nastrój i ochota na miłą konwersację prysły. W słuchawce zapadła cisza, dziwna zapewne dla kogoś przyzwyczajonego do długich i ciepłych rozmów, kaie powinno się prowadzić w Wigilię, przywodzących na myśl pachnące pierniczki wieszane na choince, tyle że z owiele większą dawką lukru i słodkiej posypki świątecznych wyznań miłości i najlepszych życzeń.
- Hmm - odezwała się pod dłuższej chwili. - No... Cóż, tobie również, najweselszch świąt w całym Londynie, zdrowia i w ogóle -
- Nie nakręcaj się."Wesołych Świąt" wystarczy.
- Więc, Wesołych Świąt.
- I po Świętach - uciął. - Od wczoraj, a właściwie dzisiaj, szukam powiązania tej sprawy z moją poprzednią, nie do końca rozwiązaną i...
- A może wcale nie ma powiązania, co? - prychnęła Scarlett. - Zwyczajne zabójstwo, jakich wiele. Nie ma sensu, żebyś-
- Nie przerywaj mi - przerwał. - Nie wydaje ci się dziwne takie nagłe porwanie i morderstwo, a potem tak łatwo przychodzące rozwiązanie i poddanie się winnego? No i oczywiście to, że ten przypadek zadziwiająco przypomina zdarzenie sprzed około dziesięciu lat, również w Londynie. Z twoim udziałem, jeśli pamięć mnie nie zawodzi.
Usłyszał cichy śmiech, jakby Scarlett tłumiła go, zakrywając usta rękawem swetra.
- Nie oduczysz się grzebania w aktach, prawda?
- Research jest ważny w moim zawodzie - odparł lekko. - Tym bardziej, że chyba zostaniesz na dłużej... W każdym razie, historia nie powtarza się aż do takiego stopnia.
- Więc? Zamierzasz rozgrzebywać wszystkie poprzednie sprawy, szukając powiązania z tą jedną? Sherlock, ty się naprawdę nudzisz.
- To też. Anderson przyniesie mi potrzebne informacje, zostawię ci trochę, gdybyś jednak miała zmienić zdanie.
- Nie mogę się doczekać. Lubisz bezy?
- Zapomniałaś pierścionka i tej granatowej sukienki, którą chciałaś włożyć na rozmowę kwalifikacyjną. A, i chyba grzebienia. - Rozłączył się. Zanim czerwona słuchawka zdążyła przesunąć się na drugi koniec ekranu, zdążył jeszcze usłyszeć, jak Scarlett przeklina pod nosem. Telefon wylądował w kieszeni.
*~*~*
Ostatnia kolęda została odśpiewana z mniejszą niechęcią niż pięć poprzednich i Pani Hudson weszcie usiadła w fotelu, przeglądając otrzymane prezenty. Sherlock chwycił wibrujący telefon.
Nadawca: Nieznany
Nie da sie popełnić zbrodni doskonałej.
Ale zawsze można uczynić z niej sprawę do rozwiązania...
Mors principium est aliquando, Sherlocku.
Nadawca: Scarlett Woolbridge
Jeśi ta wiadomość to Twoja sprawka, uduszę Cię bez skrupułów.
Przyślij jutro goryli Mycrofta na Charing Cross, nie mam zamiaru sama chodzić po Londynie po czymś takim...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej haj heloł ewryłan!
Nie mówcie, ile miesięcy temu pojawił się poprzedni rozdział i jakiej był jakości fablarnej i nie tylko...
Mam mega ogromny zaciesz mordki -----> ponad 4K wyświetleń, kochani! Otwierajac nową historię na Watt nie miałam nawet nadziei na to, że przeczyta to więcej niż pięć osób, a tu taka niespodzianka, no no ^^ Dziękuję.
Druga sprawa jest taka, że mam tyle wyświetleń, a mało komentarzy - takie troszkę dołujące, każdy autor chce znać opinie czytelników, jak widzą bohaterów, czy coś. Konstruktywna krytyka jest u mnie zawsze mile widziana, więc nie przejmujcie się tylko komentujcie! Gdyby każdy, kto tu wchodzi zostawił po sobie gwiazdkę i/lub komentarz, dostałabym chyba kociokwiku z radości, znając Wasze opinie ;) Nie ukrywam, ze komentarze motywują do działania ^^
No cóż, to nie przedłużając, żegnam Was, drodzy moi parafianie i idę się opalać. A potem poprawię literówki (nie piszcie nigdy na głodniaka!)
Miłych, pełnych słońca wakacji, bezpiecznych ofkors.
Iiii KONIEC.
Bo wiecie, że to już koniec, prawda?
Może nawet koniec z pytajnikiem na końcu :*
~Julka (taka zua i demoniczna)
.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top