1.


X: #intrygazlamanychsercOMH

zachęcam do aktywności <3


– Błagam powiedz, że żartujesz. – Nerwowy śmiech Grace ginie wśród szumu tłumu, ustawionego w kolejce do Glorious. – Przecież mój ojciec mnie znienawidzi, wydziedziczy, a na końcu zabije.

Palmer prycha pod nosem, poprawiając przy tym pasek różowej torebki od Hermesa. Przeczesuje palcami jasne włosy i naciąga na czubek nosa okulary przeciwsłoneczne w tym samym kolorze.

To był jej pomysł, żeby tutaj przyjść.

– A ty, Brynn? Też wymiękasz? – pyta Palmer, zerkając rozbawiona na spanikowaną Grace. – Mam kartę członkowską. Wpuszczą nas, a twój ojciec się nie dowie.

– A jeśli będą chcieli zobaczyć mój dowód? Jakbyś zapomniała przez kolejne dwa miesiące wciąż będę siedemnastolatką.

– Karta członkowska, pamiętasz? – przypomina, machając następnie plastikowym identyfikatorem tuż przed jej twarzą.

Ojciec Palmer jest kimś w Nottingham. Rodzina Carlton posiada sieć wykwintnych restauracji w Londynie, Manchesterze, Liverpoolu i naszym mieście. Należą do śmietanki towarzyskiej, choć w ich rodzinie nikt nie posiada arystokrackiego statusu.

Grace jest córką Lorda Newcrofta, zasiadającego w Parlamencie. Spotkałam go tylko raz i mam szczerą nadzieję, że więcej nie stanie na mojej drodze. Jest apodyktycznym, zapatrzonym w siebie facetem sukcesu, który zdobył jedynie dzięki nazwisku rodowemu.

– Niech ci będzie – mamrocze Grace, po czym naciąga na głowę koronkowy kaptur swojej sukienki. Zakrywa nim czoło, a kruczoczarne włosy przeczesuje do przodu tak, że przysłaniają jej twarz. Spuszcza wzrok na czubki butów, kiedy Palmer macha przed bramkarzem swoją kartą.

Który ojciec załatwiłby swojej osiemnastoletniej córce dostęp do takiego miejsca jak Glorious? Budynek przepełniony jest nadętymi, bogatymi snobami, wydającymi fortunę na alkohol. Nie jest to zwykły klub, a elitarne miejsce do którego można wejść mając olbrzymie szczęście – w kolejce do wejścia stoi się godzinami, albo na specjalne zaproszenie w formie karty członkowskiej.

Barczysty mężczyzna otwiera przed nami dwuskrzydłowe drzwi i z ciepłym uśmiechem zaprasza do środka. Garce wydaje z siebie westchnienie przepełnione ulgą. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co by zrobiła Palmer, gdyby ta wpakowała ją w kłopoty.

– Pokochacie to miejsce. Nie mam pojęcia dlaczego tak długo zajęło mi zaciągnięcie was tutaj. Klasa sama w sobie, spójrzcie tylko na tamten bar – rzuca entuzjastycznie, wskazując na marmurowy bar. Na ścianie stoją na półkach przeróżne butelki z alkoholem, całość oświetlona jest błękitnymi ledami, a przy ladzie znajduje się rząd krzeseł w kształcie muszli. – Zamówię nam drinki, a wy zajmijcie miejsce w tamtej loży po prawej.

– Może darujemy sobie alkohol? – pyta zrezygnowana Grace.

– Żartujesz sobie, tak? Przecież przyszłyśmy tutaj świętować.

– A co dokładnie? – Dołączam do rozmowy, wciąż rozglądając się po wnętrzu. Wszędzie panuje półmrok. Podłoga wykonana jest ze szkła, oświetlają ją niebieskie, kwadratowe neony, które się pod nią znajdują. Poniżej można dostrzec coś w rodzaju zimowego ogrodu, wypełnionymi zielonymi krzewami, kolorowymi kwiatami i czymś w rodzaju strumienia. Wszystko wygląda magicznie.

– Zawsze jest co świętować, Brynn – wzdycha przeciągle Palmer, układając dłoń na moim barku. – A teraz zajmijcie nam miejsce. Nie wpuszczajcie tam nikogo z wyjątkiem przystojnych kelnerów, sportowców, biznesmenów i Harvey'a Godfreya.

– Harvey? Co on miałby tutaj robić? – prycham pod nosem.

– Cała piątka siedzi tutaj w weekendy. Mają równie wysoko postawionych rodziców, więc posiadają karty wstępu. Wyobrażasz sobie, żeby taki Kay, Kethan, Leone albo Malone mieli siedzieć w podrzędnym barze? – odpowiada Palmer.

– Sportowcy raczej w ogóle nie przesiadują w barach.

– Taką bajeczkę opowiedział ci tata? – dodaje zadziornie dziewczyna, a następnie rusza w stronę baru.

Grace wygląda na zagubioną. Zdejmuje koronkowy kaptur i poprawia włosy.

– Nie wytrzymam tutaj bez drinka. Cały wystrój tego miejsca jest po prostu przytłaczający. Mogłyśmy iść do Liquid Alchemy i załapać się na wieczorek karaoke – wzdycha, zasiadając na granatowej kanapie. Odkłada torbę obok i krzyżuje ramiona, niezadowolona z miejsca, w którym przyszło jej spędzić dzisiejszy wieczór. – Jeszcze świadomość, że oni mogą tutaj być, jest odpychająca.

– Nawet nie zwrócą na nas uwagi. Po prostu cieszmy się swoim towarzystwem i alkoholem na koszt Palmer.

– Wypijemy kolejkę za kartę kredytową jej ojca – odpowiada z zadziornym uśmiechem. – I babski wieczór. Żaaadnych facetów!

– Odważny okrzyk – prycha rozbawiona Palmer, stawiając przed nami różowe drinki.

Zwykle czuję, że nie pasuję do moich znajomych. Większość osób to dziedzice fortun ze znanych brytyjskich rodów, a ja przeprowadziłam się do Anglii cztery lata temu, gdy mój tata zakończył karierę w Brooklyn Nets i zajął się analizą meczów. Mama pochodzi z Nottingham, więc zaproponowała przeprowadzkę z dala od przepychu Nowego Jorku.

– Nie zagwarantuje ci babskiego wieczoru. Wszystko zależy od sytuacji na froncie, prawda Brynn? – zagaja Palmer.

– Oczywiście – mamroczę, nie do końca się z nią zgadzając. – A ty przypadkiem nie masz już faceta?

– Harvey to Harvey, nic poważnego. Nie jesteśmy do siebie przywiązani, a co najważniejsze, nie jesteśmy na wyłączność.

– Obrzydlistwo – komentuje Grace, marszcząc przy tym brwi.

Ich poglądy w kwestiach związków diametralnie się różnią. Palmer to fanka wolnej miłości, gdzie Grace pragnie głębokiego przywiązania, rodem z bajki Disney'a. Moja pozycja jest gdzieś pomiędzy. Lubię adrenalinę, pożądanie i silną chemię na początku związku po czym się nudzę i uciekam.

Palmer wznosi swojego drinka, rozpoczynając pierwszą kolejkę. Upijam truskawkową margaritę, licząc, że alkohol szybko zaszumi mi w głowie.

Przyszłam tutaj dzisiaj tylko dlatego, żeby choć na moment odsunąć myśli od Collina i kolejnej niedorzecznej plotki, którą rozpuścił po szkole. Nie wiem, czy chce zdobyć sympatię swoich kumpli historyjkami o tym, jak rzekomo posuwał mnie na wczorajszej imprezie Jamesona - na której nawet nie byłam.

Mój spór z Collinem trwa od zeszłego roku, gdy rozpoczęliśmy naukę w college'u. Urzeczona uwagą zawodnika rugby umówiłam się z nim na randkę, która okazała się być tylko i wyłącznie odegraniem się na jego ówczesnej dziewczynie Mallory. Nigdy wcześniej nie czułam się tak podle wykorzystana, więc postanowiłam się odegrać. Rok temu nie miałam zbyt kreatywnych pomysłów na zemstę. Obrzucaliśmy się obelgami, zdarzyło mi się przypadkiem potknąć i zsunąć resztki swojego śniadania na jego garniturowe spodnie, czy powiedzieć dziewczynie, z którą zaczął się umawiać, że w tym samym czasie spotyka się z moją siostrą. Nikt przecież nie wiedział, że jestem jedynaczką.

Z każdym kolejnym miesiącem niechęć przekształciła się w pewnego rodzaju nienawiść. To głupie i powinniśmy już sobie dawno odpuścić, jednak fakt, że byłam jedynie przedmiotem w jego gierce, wciąż niemiłosiernie mnie denerwuje.

– Zwolnij, bo będę cię musiała stąd wynieść – żartuje Grace, zerkając na pustą szklankę, którą właśnie odstawiłam na stolik. – Co planujesz dzisiaj zapić?

– To nie słyszałaś? Wczoraj podobno zaliczyłam niezłą przejażdżkę na kutasie Collina.

– I nic się nie chwalisz? Podobno seks z nienawiści jest obłędny – ćwierka Palmer.

Hamują chęć wywrócenia oczami.

– Serio tak powiedział? Nikt o zdrowym umyśle by w to nie uwierzył. – Pociesza mnie Grace.

– Cóż, opowiedział o tym zawodnikom rugby. Domyśl się, czy kupili tą bajeczkę. Może przyniosę kolejną kolejkę? Muszę jak najszybciej wyłączyć myślenie.

– Nie zadręczaj się tym, Brynn. Nikt nie wierzy w plotki, które zrodziły się w męskich szatniach. A nawet jeśli, Collin to chodliwy towar. Nie ma powodów do wstydu, można go zaliczyć pod jakieś trofeum – chichocze Palmer, na co pokazuję jej jak zbiera mi się na wymioty. – Okej, okej. Tylko żartuję.

Odchodzę w kierunku baru, pozostawiając wypowiedź dziewczyny bez odpowiedzi.

Palmer się myli. Nie chodzi o żadne poczucie wstydu, a sam fakt, czego dopuścił się Collin. To już nie są zaczepki, a krok w kierunku znęcania. Wszystko jest w porządku, kiedy ta wojna toczy się pomiędzy nami, rozpowiadanie takich rzeczy angażuje w to całą szkołę.

– Trzy razy Toxic Wasted.

Siadam na krzesełku barowym, przyglądając się jak barman przygotowuje drinki.

– Swoją drogą, ciekawy wybór – odpowiada, gdy wlewa syrop o smaku melona do shakera.

– Idealnie odzwierciedla mój dzisiejszy humor – wyznaję, otrzymując w odpowiedzi od mężczyzny ponury uśmiech. Mam nadzieję, że tą odpowiedzią ukrócę pogawędkę z barmanem, nim się na dobre rozpocznie. Nie jestem fanką stereotypu barmana-terapeuty.

Śledzę wzrokiem jego dalsze działania, aż stawia przede mną trzy wysokie szklanki, wypełnione zielonym koktajlem.

– Liczę na to, że pomoże.

– Zależy ile wlałeś wódki – żartuję, starając się złapać wszystkie trzy szklanki na jeden raz.

– Dla przygnębionych klientek zawsze leję podwójnie. – Tuż po tym puszcza mi oczko i skupia uwagę na kolejnym kliencie.

Ustawiam szklanki obok siebie i ponownie staram się je złapać. Przez dużą ilość lodu w środku, szkło zrobiło się mokre i niebezpiecznie śliskie. Jakim cudem Palmer udało się przynieść poprzednie drinki? Ponawiam próbę i czuję, jak trzecia szklanka wysuwa mi się z palców.

– Pomóc ci z nimi? – pyta tuż za mną jakiś nieznajomy, więc automatycznie kręcę przecząco głową. Nie mam problemów z zaufaniem, jednak powierzenie komuś drinka w klubie chociażby na chwilę niekoniecznie jest bezpieczne. – Brynn?

Sztywnieję na dźwięk swojego imienia. Obracam się przez ramię dostrzegając Kethana Berkeleya, jednego z owianej sławą piątki koszykarzy z naszego college'u.

– Radzę sobie.

– Co nie zmienia faktu, jeśli ci nie pomogę będę zaraz patrzył z boku jak zaliczasz niezłego fuck up'a rozlewając to zielone coś na podłogę – dodaje delikatnie rozbawiony.

– Pozostaje mi życzyć ci miłego seansu – odpowiadam złośliwie, unosząc na raz trzy szklanki. Obracam się tak, by nie wpaść na tors chłopaka i ruszam w kierunku stolika. Stawiam szybkie kroki, zaciskając co chwilę palce, czując, że jestem coraz bliższa poniesienia porażki.

Niby taka prosta czynność, a przysparza tak wiele problemów.

Kiedy jeden z drinków zaczyna niebezpiecznie zsuwać się na dół, chcę pogodzić się z porażką, jednak Kethan sprawnym ruchem zabiera go z moich dłoni.

– Wypadałoby powiedzieć "a nie mówiłem"? – prycha pod nosem.

– Mówił ci ktoś kiedyś, żeby nie wtykać nosa tam, gdzie nie jesteś mile widziany, Berkeley? – prycham poirytowana. Ostatnie czego potrzebuję tego wieczoru to konfrontacji z inną szkolną gwiazdką sportu. – Czego chcesz?

– Muszę od razu czegoś chcieć?

– Nie wierzę w altruistyczne pobudki.

– Proszenie o pomoc nie jest słabością, Slaughter. – Jego firmowy uśmiech jedynie podsyca moją irytację.

– Odpieprz się już.

– Po co ta agresja? Może ponowne rozłożenie nóg przed Collinem pomoże ci się z nią uporać?

Zatrzymuję się w półkroku, czując, że tego już dla mnie zbyt wiele. Kethan ma cholerne szczęście, że drinki zajmują mi ręcę.

– Plotki doszły aż tak daleko? – Kpię, spoglądając w jego zielone oczy.

– Całkiem szybko się roznoszą. Ale wiesz, nie mi oceniać. Czy to nie ty ostatnio zastawiłaś mu auto na parkingu po zajęciach? Nietypowy rodzaj gry wstępnej.

Męskie rozumowanie musi być naprawdę ograniczone, skoro uznaje to za grę wstępną.

Mimo to mam ochotę się zaśmiać na wspomnienie czerwonej ze złości twarzy Collina, gdy wpadł na moje zajęcia z literatury współczesnej niemalże błagając bym "zabrała swojego grata".

– Poważnie, Berkeley, czego ode mnie chcesz?

– Napijesz się ze mną? – pyta, wprawiając mnie w osłupienie. Serio?

On żartuje, prawda?

– Zejdź mi z oczu, błagam. – Uśmiecha się przelotnie, a jego oczy błyszczą, jakby właśnie miał rozpocząć swoją ulubioną grę. – Jeden dupek w moim życiu to i tak zbyt wiele.

– Rozumiem – dodaje spokojnie, jakby właśnie zmieniał taktykę swojego działania. – To jak, w której loży siedzisz?

– Nie zostawisz mnie w spokoju, prawda? – wzdycham zrezygnowana.

– Może zrobię to, gdy dotrzemy do loży, którą zajmujecie. Musisz mi zaufać. Może faktycznie jestem altruistą, a ty bezpodstawnie mnie uraziłaś swoim brakiem wiary?

Najwidoczniej żeby się go pozbyć, powinnam po prostu odpuścić.

– Dobra, chodź. A później znikaj tam, skąd się przypałętałeś – dodaję i ruszam w kierunku naszego miejsca. Kethan na szczęście nie odzywa się przez resztę drogi. Odstawia szklankę tuż przed Grace i ponownie staje przy moim boku. – Dzięki.

Uśmiecha się pogodnie, po czym pochyla tuż przy moim uchu.

– Pamiętaj, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. – A następnie odchodzi, zostawiając mnie w delikatnym osłupieniu. Zajmuję swoje miejsce i od razu upijam zielonego drinka. Zdecydowanie potrzebuję się jak najszybciej upić.

Staram się ignorować wścibskie spojrzenia dziewczyn, które czekają zapewne na jakiekolwiek wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Mieszam słomką w napoju, pozostawiając to wszystko bez komentarza.

Udałoby mi się to, gdyby nie Palmer.

– A co to było?

Cholerna, ciekawska Palmer.

– Pomógł mi przynieść drinki – odpowiadam jakby nigdy nic. – Widziałyście kiedyś tak ładny odcień zieleni? Przypomina trochę murawę na boisku, a mimo to jest nieziemsko dobry.

– Nie zmieniaj mi tu tematu. Co wydarzyło się przy barze, że wróciłaś z Kethanem?

– Nic. Kompletnie nic, o czym mogłabym wam opowiedzieć. Czy możemy w końcu robić to po co przyszłyśmy, czyli dobrze się bawić?

– Coś musiało – wtrąca pod nosem Grace. Sądziłam, że jest moim sojusznikiem. – Wybacz, Brynn. To po prostu dość... niecodzienne.

– Ja i Kethan?

– Ty i chłopak – prostuje Palmer.

– Robicie ze mnie jakąś samotniczkę. Spotykam się z facetami na pewno częściej niż ty, Grace.

– Mówisz w kółko tylko i wyłącznie o Collinie. Gdyby pojawił się ktoś w twoim życiu, pewnie byś trochę odpuściła jego temat. Może właśnie to będzie rozwiązaniem waszego problemu? Musimy znaleźć ci chłopaka, który rozerwie tą pojebaną więź pomiędzy wami – wyrzuca z siebie Palmer, uśmiechając się zwycięsko.

Ostatnie czego potrzebuję to romans z osobą, którą ona by dla mnie wybrała. Nie ujmując Palmer, jej gust w kwestiach facetów jest dla mnie totalną porażką. Harvey Godfrey może być uznawany za dobrą partię. Wywodzi się z porządnej rodziny, dba o swój wygląd oraz osiąga świetne wyniki w sporcie. Problem tkwi w tym, że bardzo łatwo się rozprasza. Jednego dnia interesuje go Palmer, kolejnego Heather, później znowu Palmer i tak w kółko. To nie jest jej pierwsza taka relacja. Każdy związek Palmer wygląda tak samo.

– Nie – odpowiadam krótko. W tym roku kończę college i planuję wrócić na studia do Stanów Zjednoczonych. Chłopak jedynie odciągał by mnie od osiągnięcia postawionych celów.

– Kethan by się nadawał – sugeruje Grace, a mną wstrząsa nieprzyjemny dreszcz. Spotykanie się ze szkolną gwiazdą sportu zwiastuje jedynie problemy, na które nie ma miejsca w moim życiu. – Wyglądał na zainteresowanego.

– Do stworzenia związku potrzeba czegoś znacznie więcej niż zainteresowania. Na pewno jest sporo rzeczy, w których się nie zgadzamy. Wystarczy mi w życiu jeden kapitan drużyny, który działa mi na nerwy.

– Nie porównuj ich ze sobą! Collin to zadufany w sobie idiota, który bawi się kosztem lasek. – Palmer trafia w punkt. Niestety, ten dupek skutecznie zniechęcił mnie do wchodzenia w jakiekolwiek relacje z chłopakami z naszej szkoły. – Co ci szkodzi spróbować? Wiesz jak mogłoby to zdenerwować twojego rywala? Collin nienawidzi Kethana tak samo jak ciebie, ba, zapewne nawet i bardziej. Widok swoich wrogów przechadzających się po korytarzach za rękę wyprowadził by go z równowagi!

– Nie zamierzam nikogo wykorzystywać tylko po to, by utrzeć mu nosa. Nie jestem taka jak on – odpowiadam spokojnie.

– A jeśli on przy okazji wykorzysta ciebie? – dopytuje przyjaciółka, uśmiechając się podstępnie.

– Czy ty się słyszysz? Nie prześpię się z nim, żeby wkurzyć Collina. Nie jest tego warty.

– Daj mi dokończyć. Z tego co wiem, Kethan założył się z Harvey'em o to, że złamie ci serce. Podobno chodziło o to, że żadna dziewczyna w naszej szkole nie potrafi się oprzeć komuś z wysokim statusem – tłumaczy, dopijając zielonego drinka. Odsuwa od siebie szklankę, opiera ramiona na stole i pochyla się w moim kierunku. – Ty podrażnisz się z Collinem, a on będzie miał złudną nadzieję, że uda mu się wygrać.

Założył się o to, że złamie mi serce? Co jest nie tak z tymi facetami.

– Dodam tylko, że mogłabym się z wami założyć o to, że to Brynn złamałaby serce Kethana – chichocze Grace, układając dłoń na moim lewym ramieniu.

– Nie wydaje mi się, że można jakkolwiek go skrzywdzić. Berkeley jest bardzo oszczędny w uczucia i emocje. Jeśli B zgodzi się iść na ten układ, możemy założyć się o moją torebkę z limitowanej edycji Celine. – Czy one naprawdę właśnie obstawiają, kto kogo mógłby zranić? – A jeśli ja wygram, dasz mi klucze na weekend do waszej posiadłości w Cotsworld.

– Zgoda – rzuca entuzjastycznie przyjaciółka.

– Nie ma mowy – prycham pod nosem i kończę drinka. Nie wiem do czego musiałby się posunąć Collin, żebym poszła na taki układ. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top