W toni

– Mia – powiedział znudzony Charlie, wchodząc do mojego pokoju.

Przewróciłam się na drugi bok i nakryłam swoją twarz kołdrą, ignorując go.

– Wstawaj, nie chcę mi się na ciebie czekać. – powiedział, ściągając ze mnie pierzynę.

– Charlie ostrzegam cię. – odrzekłam niezbyt miłym tonem.

Mój jakże irytujący brat, chyba zignorował moje ostrzeżenie, ponieważ rzucił we mnie poduszką, która - jak się okazało, spadła z mojego łóżka w nocy, gdy spałam.

– A! – krzyknęłam gdy coś uderzyło moją głowę.

Gwałtownie usiadłam i wbiłam swoje wściekłe oczy, w twarz chłopaka.

– Mówiłem, że nie będę czekać. – odpowiedział przeglądając coś w swoim telefonie.

Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam po turecku. Już po chwili, poduszka była w mojej dłoni, którą wymierzałam mój cel. Rzuciłam przedmiotem z największą siłą, na jaką było mnie stać.

Spudłowałam.

Widziałam tylko, jak leciała w powietrzu, nawet nie blisko mojego celu i spada na podłogę, przykuwając uwagę mojego brata.

Spojrzał na mnie błagalnie, podnosząc poduszkę i odkładając ją na kraniec mojego łoża.

– Może kolejnym razem ci się uda. – powiedział wychodząc zostawiając za sobą otwarte drzwi.

Westchnęłam głośno i zeszłam z łóżka, ubierając na swoje stopy kapcie w kształcie pizzy. Spojrzałam na zegar, który wisiał na jednej z ścian mojego pokoju. Było już grubo po ósmej.

Podeszłam do przeźroczystych drzwi tarasowych i je otworzyłam, sama wychodząc na zewnątrz. Oparłam się rękami o drewnianą balustradę i rozejrzałam się po plaży. Słońce świeciło, a wiatr lekko rozwiewał moje kręcone włosy. Przetarłam oczy ze zmęczenia i z powrotem weszłam do mojego pokoju, by przebrać się w normalne ubrania.

Z mojej szafy wyciągnęłam byle jaki T-shirt i dresy. Kierowałam się zasadą "mój styl, określam jako co szafa wysra". Już po chwili, ubrana byłam w moją dzisiejszą stylizację, która zdecydowanie nie należała do takich, które modelka mogłaby włożyć na wybieg.

Na sobie, miałam koszulkę z napisem "Vivere in tempore vel non omnino vivere" co po łacinie oznaczało "Żyj chwilą, albo nie żyj wcale" i czarne dresy, nieco na mnie za duże.

– Pamiętaj Charlie, musisz wygrać ten konkurs, rozumiesz? – usłyszałam zaraz po wyjściu z mojego pokoju.

– Mhm. – mruknął. 

To była nasza mama. Chuda brunetka, z ciemnymi oczami i charakterystyczną blizną na brwi.

– Dzień dobry, Mia. Dziś masz zaplanowany trening. – oznajmiła, nawet nie patrząc mi w oczy.

– Ale chciałam dziś mieć wolne popołudnie. – powiedziałam cicho w nadziei, że może jednak tego nie usłyszy.

– Wolne popołudnie?! Żartujesz sobie?! Jeśli chcesz być mistrzynią świata, musisz trenować. – krzyczała machając rękami.

– Rozumiem. – odpowiedziałam, spuszczając głowę i zajmując miejsce przy stoliku.

Wyciągnęłam rękę w kierunku miski, w której znajdowała się mieszanka różnorakich słodyczy i wyciągnęłam z niej małą galaretkę w czekoladzie.

– Łapy precz, dziecko. – powiedziała wytrącając mi z dłoni cukierka. – jesteś na diecie, więc nie jesz słodkiego. Na zawodach, musisz dobrze wyglądać w stroju kąpielowym.

Podniosłam smakołyk i odłożyłam go z powrotem do miski. To fakt, byłam trochę grubsza, ale jedna mała galaretka w czekoladzie i tak nic by nie zmieniła. Jednak moja mama uważała inaczej.

– Ale przecież ostatnio schudłam dwa kilo, to dosyć dużo. – powiedziałam, próbując jednak ją przekonać.

– Dużo? Dwa kilogramy to za mało, byś wyglądała zaledwie dobrze. Nie będziesz przynosić wstydu rodzinie, z tymi swoimi grubymi udami i nie płaskim brzuchem.

Do moich oczy zebrały się łzy. Bardzo często słyszałam takie rzeczy i starałam się przyzwyczaić, ale mimo to, za każdym razem to bolało. Cholernie mocno.

Pomrugałam szybko, by pozbyć się cieczy.

– Co tak mrugasz. – zapytał Charlie.

– Jakiś paproch wpadł mi do oka. – skłamałam gładko. Kłamanie, było czymś co wychodziło mi nadzwyczaj dobrze.

Podczas gdy ja rozmawiałam z Charliem, mama podała mi śniadanie. Była to sałatka warzywna, w której zauważyłam pomidora, kukurydzę, sałatę i oliwki.

Oczywiście, że nie dostałabym nic innego. Nic, co ja chciałbym zjeść.

Sięgnęłam po sztućce i zaczęłam jeść. W ogóle nie czułam smaku. Jedząc po raz tysięczny to samo, bądź coś podobnego, dana potrawa traciła dla mnie smak.

Moja porcja nie była za duża, ale wystarczała mi. Gdy zjadłam wszystko, odłożyłam talerz i sztućce do zmywarki, czyli tak jak robiłam to zawsze.

Skierowałam się do pokoju. Nie chciałam dużej z nimi przebywać.

Z mojej szafy wyjęłam piankę do pływania i strój kąpielowy. Chwilę później, byłam już gotowa na surfing.

Wyszłam na mój taras i zeszłam po schodkach, które prowadziły na plażę. Gdy jedna z moich stóp dotknęła powierzchni, uśmiechnęłam się. Piasek zdążył się już trochę nagrzać, więc dawał mi przyjemne uczucie, gdy po nim stąpałam.

Schyliłam się pod schody i wyciągnęłam stamtąd deskę. Była nieco przysypana piaskiem, więc przejechałam po niej ręką, by nieco go strzepać.

Prezentowała się cudownie. Utrzymywała się w kolorach biało-niebieskich, z realistycznymi chmurami na całej powierzchni.

Wzięłam ją pod pachę i zmierzyłam wybrzeżem w miejsce, gdzie mógłbym złapać dobrą falę.

Gdy byłam już kawałek od mojego domu, deskę wbiłam w piach, a sama zaczęłam wchodzić do zbiornika.

Temperatura, nie była drastycznie ciepła, ale nie była też bardzo zimna.

Po chwili, gdy przyzwyczaiłam się do wody, wyszłam z powrotem na suchy ląd i podeszłam do deski. Podniosłam ją z ziemi i zaniosłam na brzeg, po czym pchnęłam ją głębiej i sama na nią wskoczyłam.

Rozglądając się w poszukiwaniu dobrej fali, zauważyłam jedną, naprawdę ogromną. Może nie był to dobry pomysł, by na sam początek próbować z takim bydlakiem, ale raz się żyje.

Teraz siedziałam na desce okrakiem, kołysząc się na wodzie. Położyłam się na brzuch i zaczęłam wiosłować rękami, by dotrzeć do wybranego przeze mnie celu.

Nabierałam prędkości, a moja fala była coraz bliżej. Podniosłam się i powoli próbowałam stanąć. Rozłożyłam swoje ręce na boki, by utrzymać równowagę.

Moje brązowe włosy rozwiewał wiatr, a ja sama uśmiechałam się od ucha do ucha.

Deska z ogromną siłą wpłynęła w toń, tym samym ochlapując mnie lekko. 

Tafla wody, na której surfowałam, powoli zaczęła się zamykać, tworząc tunel.

Widziałam, jak otwór, którym powinnam wypłynąć zmniejsza się coraz bardziej, a woda za mną, jest coraz bliżej mnie.

Ugięłam kolana, by przyspieszyć i zdążyć, zanim tunel się zamknie, a ja wyląduje pod wodą.

Wiedziałam co muszę zrobić. Nie mogę spanikować, no to będzie najgorsze rozwiązanie w takiej sytuacji.

Nerwowo spojrzałam za siebie, licząc, że może mam jeszcze jakieś szanse.

Tunel zamykał się za mną coraz szybciej i szybciej, co było dla mnie okropne. Świadomość, że zaraz mogę

Przede mną był jeszcze mały prześwit światła, który oznaczał, że może jednak uda mi się wyjść z tego starcia bezpiecznie.

Fakt, nie była to moja pierwsza taka sytuacja, ale poprzednim razem ktoś ze mną był. Był on w stanie mnie wyciągnąć i mi pomóc, jeśli byłaby taka konieczność. Teraz, byłam sama.

Woda w każdej chwili mogła po mnie sięgnąć i zatopić mnie w swoich głębinach.

Cholernie bałam się śmierci.

Czułam, że moje nogi drżą, a dźwięk fali jest coraz bliżej mnie...

~~~

Cześć! Mamy już pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się Wam spodoba! Jak oceniacie postać Mii i jej mamy? Macie już może jakieś teorie? Tak wiem, to dopiero pierwszy rozdział, ale może już ktoś coś wymyślił.
Głosy i komentarze, to dla mnie ogromną motywacja do dalszego pisania, a poza tym, wtedy wiem, czy w ogóle komuś się to podoba :p

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top