Rozdział 18: Przysięga
Witam moje skarbusie, skarbeńki w tych jakże słodkich rozdziałach x Życzę Wam miłego czytania <3
Twitter: #interviewwatt
Instagram: only_maleficent_
Dni mijały spokojnie. Każdy członek rodziny miał swoje rozkazy i zajmował się tym, co akurat przydzieliła mu Roseline. Holly miała to szczęście, że jedynie pomagała planować. Wszelkie akcje opisywała od A do Z wraz z Roseline i Oliverem, popijając cierpkie wino. Musiała przyznać, że szybko ustawiła się w hierarchii. Nie znała nikogo, nie brudziła sobie rąk, a jednak każdy wiedział, że to była „ta Holly od Olivera" a tym samym ta Holly, której należało słuchać i okazywać szacunek.
W porównaniu z innymi członkami miała naprawdę wiele swobody i luzu. Któregoś piątkowego popołudnia po prostu została w domu. Poinformowała Olivera i Roseline, że odpuści spotkanie z nimi i skupi się na Katherine oraz pracy. Bądź co bądź wciąż musiała dbać o to, by nikt nie nabrał podejrzeń. Najwięksi oszuści nosili najbardziej wiarygodne maski. Taką zasadę miała zamiar wyznawać, jeśli już została wciągnięta w świat podwójnego życia.
Niewątpliwie potrzebowała od niego wytchnienia. Ciągłe zawirowania w relacji z zagubionym i niezwykle władczym Oliverem, zbrodnie któryś się dopuściła, martwe oczy, które widziała, a nawet zwykłe prowadzenie poszukiwań fragmentów bomby, którą tworzył starszy Agrest, niebotycznie ją zmęczyły. Czuła się przytłoczona, a to nigdy nie dodawało jej ani urody, ani bystrości, z której słynęła.
Nie sądziła nawet, że tak wielką przyjemność sprawi jej fakt, że wstanie o poranku ze świadomością tego, że obudziła się we własnym łóżku, ma kilka godzin na przygotowanie się do pracy i w końcu spędzi normalny początek dnia, podczas którego nie usłyszy jęków kolejnego skazańca ani nie będzie musiała w biegu się ubierać i biec na kolejną niezapowiedziana akcję.
Uśmiechnięta od ucha do ucha zasiadła do niewielkiego stolika umieszczonego w kuchni. Zaspana Katherine powitała ją krótkim chichotem. Stała przy kuchence gazowej i właśnie parzyła kawę. Czajnik świerszczał.
— Wyspałaś się? — zapytała przyjaźnie Kate.
— Zdecydowanie tak — pokiwała ochoczo głową. — Jednak spanie we własnym łóżku robi mi dobrze na efektywność drzemki — parsknęła. Oparła łokcie o blat stołu.
— Czyżby łóżko Olivera Agresta nie było takie wygodne, jak meble starej dobrej Kate? - zaśmiała się.
Wrzątek wylądował w kolorowych kubkach. Woda wraz z ziarnami kawy zawirowała dolana do naczyń przez Kate. Przepiękny zapach wypełnił pomieszczenie aż po brzegi. Holly wciągnęła powietrze nosem. Kochała poranki z kawą. Kawę zaś kochała nawet bardziej niż wino.
— Gdyby nie było wygodne, to wracałabym częściej do mieszkania — zażartowała.
Nie miała zamiaru oszukiwać Katherine. Wymówki w stylu ,,muszę zostać dłużej w pracy'', w przypadku ich znajomości nie miały żadnego sensu. Właśnie dlatego Kate sądziła, że krótki wywiad przy latte, który odbył się kilkanaście tygodni wcześniej rozrodził się po prostu w długotrwały romans. Naprawdę mroczny, dezorientujący romans.
— Cieszę się, że w ogóle cię tu widzę — westchnęła Kate, zajmując miejsce naprzeciwko Holly. Ustawiła kubki na blacie. — Ostatnimi i czasy sądziłam, że już do mnie nie wrócisz — parsknęła, kiwając litościwie głową.
— Nasz związek jest wieczny, Kate — zażartowała szczeniacko. Zaśmiała się perliście. — Nie zostawiłabym cię bez uprzedzenia.
— A zatem z uprzedzeniem chętnie byś uciekła? — parsknęła.
Przez chwilę chichotały jak oszalałe. Ich długoletnia znajomość sprawiała, że nie potrzebowały słów, by się zrozumieć. Holly chwyciła kubek w dłonie. Był przyjemnie ciepły. Odetchnęła z przyjemnością. Solidny łyk parującego napoju wylądował w jej ustach. Kate poszła w jej ślady.
— Myślę, że nigdzie się na ten moment nie wybieram — odpowiedziała.
— Na ten moment? — westchnęła zaciekawiona Kate. — To coś poważniejszego? — uniosła pytająco brew.
Nie było dla nikogo tajemnicą, że Katherine była zdziwiona, kiedy Holly nie przestała spotykać się ze światowej sławy modelem. Fakt faktem, że był szaleńczo przystojny, ale coś w nim nie dawało Katherine spokoju. Niebezpieczny błysk w jego oku bywał niepokojący, podobnie jak jego egoistyczne nastawienie do życia. Od pierwszych chwil odnosiła wrażenie, że Holly nie przepadała za ulubieńcem brytyjskich nastolatek. Tymczasem ona spędzała w jego domu coraz więcej czasu. W połączeniu z prowokacyjną naturą Holly, kochającej przygodny seks cała sprawa zdawała się Kate niezwykle podejrzana.
— Nie sądzę — odparła skonsternowana Holly.
Sama nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Dotychczas uważała, że jest jedynie piękną kobietą, którą zniewolił i zaspokajał, gdy miała na to ochotę. A jednak coś zaczynało się zmieniać i jakkolwiek bardzo tego nie chciała, nie umiała tego powstrzymać.
— Dość często u niego znikasz — zauważyła Kate.
Holly zamieszała łyżeczką w porcelanowym kubku. Ciche dźwięczenie rozniosło się echem między ściankami naczynia. Westchnęła ostentacyjnie. Tak wielu rzeczy nie mogła jej powiedzieć, a w tak wielu rzeczach potrzebowała rady.
— Naprawdę dobrze potrafi władać kutasem — chrząknęła nieelegancko. — Cóż więcej mam ci powiedzieć — wzruszyła ramionami.
— Nie chce mi się wierzyć, że całymi dniami łączycie się jak króliki na farmie — wywróciła oczami.
— Jasne, że nie — westchnęła.
Z przykrością zauważyła, że temat jego osoby naprawdę ją męczył. Coraz częściej o nim myślała, coraz więcej jej mówił, coraz bardziej zatapiali się razem w morzu zgnilizny i choć bardzo chciała ograniczyć z nim kontakty do stricte zawodowych, to zwyczajnie im to nie wychodziło. Ilekroć wybuchali żalem, potrzebowali odreagowania czy wsparcia kończyli pod jedną pościelą. Jakkolwiek żałosnym to było, było prawdą, której nie mogła się wyprzeć.
— Czasami gotujemy, czasami rozmawiamy, ostatnio zabrał mnie na trening bokserski — chrząknęła nieśmiało.
— Brzmi fajnie — wtrąciła entuzjastycznie Kate. — Więc o co chodzi? Może chciałby spróbować z tobą czegoś więcej niż seksu?
Holly przełknęła ślinę. Wizja związku była dla niej przerażająca. Nie znosiła myślenia o tym, że mogłaby się usidlić. Przymknęła powieki. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego ta wizja stawała się dla niej mniej przerażającą, gdy myślała o jego czarnych oczach i szerokich ramionach. Jego ręce były jej nowym domem. Bezpieczną przystanią pośród świata, którego nie znała.
— Nie okazuje tego — wzruszyła obojętnie ramionami. — A ja nie szukam związków, Katie — mruknęła.
— Zdaje mi się, że całkiem często o nim myślisz — parsknęła Katherine.
— Kate — jęknęła błagalnie zmęczona Holly. Chciała odpocząć i spędzić choć jeden dzień bez jego obecności. Nawet jeśli była ona jedynie wspominką o jego osobie. — To skomplikowany człowiek, który dostarcza mi wielu problemów — bąknęła.
Odeszła od stołu. Wrzuciła kubek do zmywarki.
— Więc dlaczego po prostu nie zostawisz go jak każdego innego faceta?
Dlaczego? Mam tysiąc powodów, żeby go nie zostawiać, pomyślała. Odetchnęła jednak. Nie miała zamiaru w żaden sposób poruszać jego tematu z Kate. Przynajmniej nie bardziej niż było to konieczne.
— Sama nie wiem — wzruszyła ramionami.
Zagubionych trzeba prowadzić, muszę go prowadzić, by nie utonął.
— Naprawdę lubię schadzki z nim —— dodała obojętnie. — A teraz powinnyśmy obie udać się na schadzkę laptopami i umówić wywiady — wtrąciła.
Katherine skinęła głową. Holly miała rację. Miały więcej pracy niż zwykle i powinny zacząć ją tak szybko, jak było to możliwe, a potem z czystą głową ruszyć do studia. Rzuciła naczynie do zlewu, potarła ręce i ruszyła do swojego pokoju po Mcbook'a. Musiały się streszczać.
***
Dwa telefony i osiem maili później Holly miała wrażenie, że powoli przestaje myśleć. Sapnęła ociężale. Laptop ułożony na jej kolanach wrzynał jej się w skórę, a jego ciepło dawno zaczęło ją parzyć. Przyłożyła dłoń do skroni, którą rozmasowała.
— Jak ci idzie? — spytała zrezygnowana Kate.
— Zostało mi pięć maili — mruknęła zmęczona. — A tobie?
— Trzy maile i jeden telefon — westchnęła. — Nie mogę się dodzwonić do dyrektora muzeum — bąknęła niepocieszona. — W przyszłym tygodniu wystawa a ja jestem w dupie.
— W końcu muszą odebrać — chrząknęła Holly. — Jeśli nie sama tam pojadę i zjadę ich za fatalny public relations w filmie — rzuciła przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie. Bardzo chciała ją pocieszyć.
— Jesteś nieoceniona, Holly — parsknęła. — Przerwa na wino?
Kącik ust Holly mimowolnie powędrował ku górze. Pokręciła litościwie głową. Roześmiała się przyjemnie, zestawiając McBook'a z kolan i cmoknęła w powietrze, wyrażając swoją aprobatę dla rzuconego pomysłu.
— Przerwa na wino — potwierdziła.
Nieustanna praca, którą wykonywały nawet podczas prozaicznych czynności, nauczyła ich jednego: praca w stanie skrajnego zmęczenia i znudzenia nie ma najmniejszego sensu. Kate zachichotała wdzięcznie i ruszyła w kierunku kuchni. Holly zaś z ulgą odchyliła głowę w tył. Przyjemny puch kanapowej poduszki zetknął się z jej karkiem. Odetchnęła. Dokładnie tego potrzebowała — chwili luzu i spokoju.
Chwili, która skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Holly uniosła zdziwiona głowę, kiedy dzwonek do drzwi rozbrzmiał w ich mieszkaniu. Kate, trzymającą butelkę wina w dłoni wychylała się z kuchni. Usta miała rozchylone, a brew unosiła pytająco. Holly wzruszyła ramionami.
— Spodziewasz się gości? — spytała Kate.
— Nie — zaprzeczyła.
Machnęła ręką w powietrzu, jakby chcąc dać znać Katherine, że ta powinna się nie przejmować i kontynuować otwieranie pokaźnej butelki alkoholu. Sama zaś ruszyła w kierunku niewielkiego korytarza. Z każdą kolejną sekundą jej brwi ściągały się coraz bardziej. Ktoś naprawdę uparcie walił w drzwi wejściowe. Swoje pukanie przerywał przeciągniętym, niezwykle irytującym przyciśnięciem dzwonka.
— Holly! Kate! — dopadła do drzwi, słysząc męski krzyk.
Przerażona odkręciła wszystkie zamki szybkim ruchem ręki i uchyliła wejście. Mogła poprzysiąc, że straciła grunt pod nogami. Palce wbijała w klamkę. Reszta jej ciała nawet nie śmiała drgnąć. Jak zamrożona stała w miejscu i spoglądała przed siebie. Czy to był sen? Oliver Agrest stał przed jej drzwiami roztrzęsiony, w zwykłych dresach i białej koszulce, dodatkowo, ciężko dysząc. Chciała się odezwać, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wlepiał w nią oczarowany wzrok, którym błyszczało dziwaczne podekscytowanie wymieszane z ulgą. Chryste, jakiż był piękny.
— Holly?! — krzyknęła z wnętrza mieszkania Kate. — Wszystko dobrze?! Kto to?!
— To... — zaczęła niepewnie.
Nie skończyła. Wciągnęła zbyt dużo powietrza w płuca, kiedy niespodziewanie dopadł do jej ciała jak wygłodniałe zwierzę. Niechybnie zatoczyła się do tyłu. Przyparł ją do chłodnej ściany, która drażniła skórę na jej plecach. Ułożył dłonie na jej rozgrzanych policzkach i nim zdążyła zaprotestować wpił się w jej wargi z całą swoją mocą. Chryste, wyglądał jak wygłodzony diabeł, który pożerał kolejną duszę. Instynkt od razu nakazał się jej poddać. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej, która unosiła się i opadała w zabójczym tempie i poddała się słodkim pocałunkom. Intensywnym, utęsknionym, namiętnym pocałunkom, których nie doświadczyła nigdy ze strony żadnego mężczyzny. I wtedy zrozumiała. Pragnęła zdobyć mężczyznę, którego drugim imieniem była tajemnica.
— Och — wymsknęło się z ust zszokowanej Katherine, która stanęła między framugami z kieliszkiem wina w dłoni.
Holly odepchnęła od siebie rozpalonego Olivera. Włosy miał zwichrowane, a poliki zaszły mu czerwienią pomimo opalenizny, z której słynął. Popatrzył na nią błagalnie, jakby chciał przeprosić za swoje impulsywne zachowanie. Dotychczas coś takiego mu się nie zdarzało. Aż do momentu, w którym zobaczył pod swoimi drzwiami paczkę. Karton, który otworzył i jego zawartość, która przyprawiła go o zawroty. Chciał tylko sprawdzić, czy jest bezpieczna — pomóc jak brat siostrze, ale kiedy ją zobaczył zszokowaną, ubraną w zwyczajny, pościerany dres w progu jej mieszkania poczuł, jak jego ciało zalewa fala ulgi. Nie mógł pozwolić zginąć kolejnej kobiecie, którą wciągnął w swój bałagan.
Holly chrząknęła wymownie.
— Wybaczcie, że przeszkodziłam — wtrąciła nieśmiało Kate. — Nie odpowiadałaś i nie sądziłam, że...
— To moja wina — mruknął Oliver. Starał się panować nad głosem, ale nie wychodziło mu to tak dobrze, jak tego pragnął.
— Ależ ja nie mam nic przeciwko — Kate pokręciła wyrozumiale głową. — Chciałam tylko...
— Kate — przerwał jej Oliver. Patrzył jej prosto w oczy. Nieprzyjemny dreszcz wspiął się po jej karku. Ten człowiek ją przerażał. — Będę musiał zabrać Holly do siebie — zaznaczył.
— Słucham?! — warknęła Grant.
Nie znosiła, gdy ktoś podejmował decyzje za nią. Wbił w nią czarne tęczówki, rozrywając nimi jej umysł i poruszył wymownie brwiami. Zacisnęła wargi. Cholerny dupek wparował jej do mieszkania i miał zamiar ją uprowadzić. Lepiej być nie mogło, pomyślała.
— Holly? — spytała zmartwiona Katherine.
Cała sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie, a sama Kate nie była pewna, czy powinna pozwolić przyjaciółce iść gdziekolwiek. Odkąd Holly poznała Olivera, miała naprawdę wiele problemów i popełniała głupstwa, których wcześniej się nie dopuszczała. Lecz mimo szczerej troski Katherine wiedziała, że nie może jej obezwładnić. Holly była dorosłą kobietą, która samodzielnie wolała podejmować decyzje.
— Zaczekaj tutaj — bąknęła pod nosem do Olivera.
Ruszyła do swojego pokoju. Potrzebowała choćby czystej sukienki i płaszcza. Podeszła do szafy.
— Jesteś tego pewna? — spytała Kate, zamykając za sobą drzwi.
— Spokojnie, Katie — westchnęła Holly. Zrzuciła z siebie dres. — Widocznie musi ze mną pilnie porozmawiać, ostatnio wpadliśmy na pomysł fajnego artykułu o jego pracy, może o to chodzi — skłamała.
Czerwona, zwiewna suknia zawisła na jej szczupłych ramionach. Wsunęła na stopy wysokie szpilki w tym samym odcieniu a z szafy wydobyła czarny, zamszowy płaszcz. Prosto i elegancko — te dwa słowa definiowały jej preferencje ubioru.
— Nie jestem przekonana — bąknęła Katherine. — Z tym gościem jest coś nie tak...
Gdybyś tylko wiedziała jak bardzo, pomyślała Holly.
— Spokojnie, słońce — odetchnęła Holly, wymijając koleżankę w drzwiach. — Umiem radzić sobie sama — kiwnęła głową. — Dam znać, kiedy wrócę.
Wyszła na korytarz. Oliver zlustrował ją wzrokiem. Ciche tchnienie wypadło spomiędzy jego spierzchniętych warg. Boże, w którego nie wierzył, jak piękną ona była kobietą. Oblizał wargi i wystawił dłoń w jej stronę w geście zaproszenia.
— Idziemy? — spytał szarmancko, posyłając jej łagodny uśmiech.
Nie mógł wyjść z podziwu, dla tego jak szybko zawładnęła jego umysłem. Nie uśmiechał się od śmierci swojej żony, a teraz po prostu nie powstrzymał tego gestu. Był jak dziecko, które zagubiło się w wielkim mieście. Mały chłopczyk, który nie rozumiał, dlaczego pragnął dbać o kobietę, której prawie nie znał.
— Idziemy — odparła spokojnie, splatając ich palce ze sobą.
Z mieszkania wyszli, trzymając się za dłonie. Zupełnie jak nastolatkowie, którzy się w sobie zauroczyli. Katherine odprowadziła ich wzrokiem, kiwając z niedowierzaniem głową. Skąd mogła wiedzieć, że uroczy obrazek zmieni się tuż za rogiem?
— Coś ty sobie do cholery myślał — warknęła rozdrażniona, kiedy wpuszczał ją do swojego samochodu.
— Wszystko wyjaśnię ci w domu — mruknął.
— Mówisz, jakby to był nasz dom! — wrzasnęła, zapinając pas. Jak śmiał wyrwać ją z wolnego dnia bez słowa wyjaśnienia? — Do cholery mów, o co chodzi! — warknęła zirytowana, gdy odpalił silnik.
Wyjechał na główną ulicę. Spuścił okulary przeciwsłoneczne na nos i dodał znacznie gazu. Znów pędzili pięknym, sportowym samochodem przez zatłoczone londyńskie ulice.
— Wysiądę, jeśli nie odpowiesz — zastrzegła. — Jesteś cholernym dupkiem, który...
— Zamknij się na miłość boską! — krzyknął, dociskając stopę do pedału gazu. Zaraz potem zahamował gwałtownie przed czerwonym światłem. Jej głowa odbiła się do przodu, by zaraz potem z pełnym impetem uderzyć znów o fotel. Syknęła. — Holly — zwrócił się do niej odrobinę spokojniejszym głosem. — Jestem wkurwiony tym, co zastałem w domu — wyjaśnił. — Bałem się o ciebie, więc nie denerwuj mnie proszę i pozwól mi nas dowieść w całości do mojej cholernej willi, dobrze?
Patrzyła na niego zszokowana. Tył głowy wciąż ją bolał, ale zdecydowanie bardziej głowę rozsadzały słowa, które wypowiedział.
Bałem się o ciebie, Holly.
Te słowa dźwięczały w jej uszach. Pokręciła głową z niedowierzaniem, patrząc na jego profil. Zielone światło odbiło się na masce. Ruszyli. Lecz Holly pozostała znacznie w tyle.
— Bałeś się o mnie... — wychrypiała.
Spojrzała na niego, lecz tak jak podejrzewała nie usłyszała już niczego. Zacisnął mocniej szczękę, uwydatniając swoje kości policzkowe i całkowicie ją zignorował. Palce wciskał w skórzane obicie kierownicy. Chciał jedynie pokazać jej, że miał powód, by wpaść jak szaleniec do jej mieszkania.
Pod jego posesją zatrzymali się kilkanaście minut później. Trzasnął drzwiami samochodu z całej siły i ruszył żwawym krokiem w kierunku wejścia. Podążała za nim, czując w sercu narastający niepokój. Przepuścił ją w drzwiach. Splotła przedramiona pod piersiami i rozejrzała się po wnętrzu. Tak wiele razy była w jego domu a on wciąż nie przestawał jej zachwycać. Zaprowadził ją do salonu.
— Zaczekaj tutaj — mruknął.
Skinęła głową. Zajęła miejsce na kanapie. Wrócił do niej po chwili. W jego dłoniach spoczywało olbrzymie pudło. Ustawił je na ławie i spojrzał z góry na jego zawartość. Zacisnął zęby i odwrócił wzrok. Uniosła pytająco brew.
— Nie zastanawiaj się nad sensem moich słów — poprosił. — Nie potrafię zrozumieć tego, co tak bardzo nakazuje mi podziwiać cię z dnia na dzień coraz bardziej ... — przeczesał włosy palcami. Coś go nurtowało, a to sprawiało, że bała się usłyszeć cokolwiek więcej. — Nie potrafię pogodzić się z tym, że we wszystkim przypominasz moją żonę, a ja świadomie pozwalam ci wchodzić do mojej głowy i...
— Nie jesteśmy zakochaną parą, Oliver — przerwała mu, wciągając nosem powietrze. — Nie chcę zastąpić twojej żony, mogę po prostu odejść.
— W tym rzecz! — krzyknął rozżalony. — Nie potrafię logicznie wyjaśnić, dlaczego nie chcę, żebyś odchodziła!
W głowie zakręciło się jej od nadmiaru informacji. Rozszerzone źrenice wlepiała w jego roztrzęsioną sylwetkę. Kręciła głową z zapartym tchem. Kim dla siebie byli? Czego, do cholery, on od niej oczekiwał?! A przede wszystkim — czego ona chciała od niego. I dlatego jej serce biło z zawrotną prędkością.
— Nie wiem, co czujesz, ale...
— Ja... — wychrypiała cicho.
— Ale dziś dostałem to — zerknął na paczkę. — W środku był też list. Ktoś zagroził w nim, że przestrzeli ci głowę, jeśli nie odpuszczę sprawy z ojcem i ... — spojrzał jej prosto w oczy. — Holly nawet nie masz pojęcia, jak się wystraszyłem. Kurwa byłem pewien, że ktoś cię skrzywdził!
Mgła zaszła na jej oczy. Nie rozumiała niczego, co mówił. Emocje od najmłodszych lat były dla niej zbyt skomplikowane. Nie potrafiła się im poddawać, nie rozumiała, co czuła a teraz miała w głowie całkowity chaos. Na chwiejnych nogach wstała z kanapy, która cicho zaskrzypiała. Niepewnie zajrzała do wnętrza pudełka.
— Boże.... — wydusiła z siebie. Odsunęła się. Oczy zaszły jej łzami.
I wtedy niespodziewanie poczuła, że poranna kawa wraca do jej gardła. W pudełku leżał zalany krwią, odcięty, kobiecy palec. Paznokcie pomalowane miała na ten sam kolor. Kość wystawała z odciętej części ludzkiego ciała.
— Kurwa — zaklęła.
Przytknęła dłoń do ust. Biegiem ruszyła w kierunku łazienki. Wpadła do niej jak kamfora i niemal rzuciła się pod toaletę. Wszystko, co miała w żołądku, wypadło z niej prosto do muszli. Ciężko dyszała, zwracając posiłki z całego tygodnia. Była obiektem polowania.
Oliver cicho wślizgnął się do łazienki. Splótł jej włosy we własnych dłoniach i głaszcząc ją po głowie, pozwalał jej swobodnie wymiotować. Nie znali się zbyt dobrze, ale był pewien jednego. Musiał sprawować nad nią pieczę. Harmonia ognia i opanowania, którą była nie mogła zostać sponiewierana. Nie mógł do tego dopuścić.
— Już raz zawiodłem kobietę, którą wciągnąłem w to bagno — wychrypiał cicho.
Klęknął przy niej, gdy skończyła wymiotować. Ujął jej bladą twarz w dłonie i spojrzał jej prosto w oczy.
— Drugi raz tego nie zrobię — przysiągł.
---
Heheheheheh, jesteście team Ollie czy team walić Olivera? :D
Menel x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top