Rozdział 16: Normalność
Spaniały rozdział dla Was x Zmykam do koleżanki, więc notki nie ma, miłego czytania x
Twitter: #interviewwatt
Instagram: only_maleficent_
Holly obudziła się z paskudnym, pulsującym bólem głowy. Jęknęła przeciągle. Miała wrażenie, że coś miażdży jej szczękę w bezwzględny sposób a dodatkowo wysysa z niej powietrze. Podciągnęła się nieznacznie na przedramionach i syknęła. Dłonie przyłożyła instynktownie do rozpieranych bólem skroni. Masowała je, łapiąc głębsze oddechy. Dopiero po chwili odważyła się rozchylić powieki. Odchyliła głowę w tył. Wzrokiem wodziła po pokoju, w którym się znalazła.
— Kurwa — mruknęła zirytowana.
Kolejną noc spędziła w sypialni Olivera Agresta zamiast we własnym domu. Wciągnęła powietrze nosem. Jej wzrok padł na przebudzającego się mężczyznę. Tatuaże wspinające się po jego plecach rozszerzały się i zwężały, kiedy rozciągał swoje ciało, wciąż prawie śpiąc.
Wywróciła oczami. Chwyciła za telefon komórkowy, który znalazł się na nocnej szafce. Nie pamiętała, kiedy go tam położyła. Wiedziała jedynie, że musi zrobić cokolwiek, by Katherine nie wpadła w histerię. Kilka nieodebranych połączeń od przyjaciółki sprawiło, że przełknęła nadmiar śliny, czując się wprost irracjonalnie winną. Znów zawaliła.
,, Jestem u Olivera, naprawdę przepraszam, Kate.'' — wystukała na klawiaturze, ówcześnie otwierając okno wiadomości.
Nie spodziewała się natychmiastowej odpowiedzi. Odłożyła urządzenie na blat. Stęknęła zirytowana, dostrzegając, że jej naga pierś wystaje z satynowego, czerwonego szlafroka. Zakryła ją materiałem.
— Nie ma tu niczego, czego nie widziałem, panno Grant — wychrypiał Oliver.
Jego głos był zachrypnięty i słaby. Podciągnął się do siedzącej pozycji, sycząc. Zrozumiała, co się wydarzyło. Cierpieli na tą samą chorobę, a objawy wskazywały tylko na jedno. Kac. Morderczy kac wdarł się do ich ciał, kiedy przepili ponad pięć butelek starego, naprawdę mocnego wina. Skrzywiła się z obrzydzeniem pod nosem. Miała żal do samej siebie.
— Nie muszę ci sprawiać przyjemności patrzenia na mój biust każdego poranka — mruknęła.
Znów siedzieli ramię w ramię, jak sponiewierane zwierzęta i beznamiętnie patrzyli w ścianę. Nie było na niej nic ciekawego, a jednak nie mogli odważyć się na to, by spojrzeć sobie w oczy.
— Zapewniłaś mi dość przyjemności wczoraj w nocy — chrząknął nieprzyjemnie. — O ile cokolwiek pamiętasz — bąknął.
Zszokowana zauważyła, że naprawdę bolały ją nogi. Poziom moralności w jej ciele spadł jeszcze niżej. Nie miała absolutnie nic do przygodnego seksu. Ba, ona kochała pieprzyć się z przystojnymi mężczyznami bez żadnych zobowiązań, i tak było, odkąd stała się dojrzałą, pewną siebie kobietą, ale nie zmieniało to faktu, że wolała pamiętać, co wyczyniała. Zamiast wspomnienia poprzedniej nocy miała w głowie jedynie czarną plamę.
— Pamiętam, kiedy otwieraliśmy czwartą butelkę — chrząknęła.— Dalej tylko pustka.
— Zatrzymałem się gdzieś na momencie, kiedy dopadłaś do moich spodni — uśmiechnął się kpiąco. — Dalej również pustka — przyznał.
— Być może to lepiej — skomentowała.
— Być może — mruknął.
Po chwili podniósł się z ciepłej pościeli. Podczas gdy ona miała ochotę umrzeć, rozpaść się na kawałki i zwymiotować wszystko, co miała w żołądku (lub może czego nie miała), on zdawał się gotowy na podbój kolejnego dnia. Zmarszczyła brwi. Ten człowiek naprawdę był stworzony z kamienia. Nie miał słabości, a nawet jeśli jakieś posiadał, to nie potrafiła ich dociec.
Z czołgała się z materaca, kiedy on przeciągał już przez głowę czysty, biały T-shirt.
— W szafie jest twoja sukienka — odparł.— Kiedyś ją tutaj zostawiłaś, ubierz ją, a rzeczy z wczoraj wrzuć do pralki — polecił.
— Potrafię zrobić pranie, panie gospodarzu — rzuciła z przekąsem. Ruszyła w kierunku olbrzymiego komandora, w którym piętrzyło się od garniturów i eleganckich koszul.
— Ja również, pani reporter — odbił piłeczkę. — Ale stać mnie na gosposię i nie musisz dokładać sobie roboty a jej odbierać zajęcia.
— Jasne — burknęła.
Z jednej z półek wygrzebała czarną, krótką sukienkę, którą miała na sobie kilkanaście tygodni wcześniej podczas ich pierwszego spotkania. Pierwsze spotkanie, pierwszy ostry seks, pierwszy poranek i początek piekła, w którym utkwiła na wieki. Przetrzepała materiał.
— Będę w kuchni — poinformował ją.
Skinęła głową. Ubrała na siebie sukienkę. Ukradkiem spojrzała w lustro. Niemal od razu zamknęła oczy. Musiała przyzwyczaić się do braku odbicia Holly. Teraz w szkle widziała jedynie bezwzględnego potwora, który zatracił duszę. Niemniej jednak zdążyła dojrzeć, jak markotnie wygląda. Westchnęła. Nie miała przy sobie żadnych kosmetyków. Spięła włosy w wysoki kucyk i modląc się o to, żeby nie potknęła się o własne nogi, ruszyła w kierunku aneksu kuchennego połączonego z olbrzymią jadalnią.
Podparła ramieniem framugę. Oliver krzątał się po kuchni, pichcąc coś na gazówce. W pomieszczeniu rozbrzmiewała przepiękna klasyczna muzyka, którą uwielbiała od najmłodszych lat, a on właśnie rozbijał jajko na skwierczącej patelni. I nie wiedzieć czemu coś w tym widoku naprawdę ją urzekło. Lubiła spoglądać na niego, kiedy był taki zwyczajny. Na moment wtedy mogła zapomnieć, o tym, co jej zrobił i o tym, kim byli naprawdę. Przekręciła pytająco głowę, zastanawiając się nad tym, jak się czuł. Czy był dumny z tego, że wtrącił ją do podziemia? Parsknęła cicho, gdy zanucił melodię płynącą z głośników.
— Cóż tak niesamowicie panią bawi, pani Grant? — spytał z przekąsem.
— Zwyczajność, w której nie mam pana okazji widywać, panie Agrest — odparła.
Wmaszerowała do pomieszczenia i zajęła miejsce przy drewnianym stole.
— Poza zabijaniem szpiegów i ludzi mojego ojca zajmuję się też całkowicie przyziemnymi sprawami, pani Grant — zapewnił szarmanckim głosem.
Ustawił przed nią talerz z olbrzymim naleśnikiem polanym czekoladą i karmelem. Na sam widok pociekła jej ślinka, ale zaraz potem przyjemne wrażenie zostało zastąpione nudnościami. Zakryła usta dłonią.
— Dobrze wiedzieć — bąknęła.
— Jedz — nakazał jej, wracając do kuchenki.
— Zaraz się za to zabiorę — mruknęła, przymykając powieki. Nie miała zamiaru spędzić więcej czasu nad toaletą niż każdym poprzednim razem, gdy przekroczyła normę alkoholu w swoim organizmie o przynajmniej dwa razy. — Daj mi chwilę na powstrzymanie odruchu wymiotnego — bąknęła.
— Chcesz coś na nudności?— spytał, odwracając się przez ramię.
Czy on się o nią troszczył? Poczuła się nieswojo, gdy tak stał naprzeciw niej w całkowicie domowym stroju i zaproponował jej pomoc. Odetchnęła. Ten świat był dla niej stanowczo zbyt skomplikowany.
— Poproszę — skinęła głową.
Pogrzebał w szufladzie jednego z blatów i rzucił w jej stronę zielone opakowanie. Ziołowe tabletki miały zaleczyć wszystkie dolegliwości związane z kacem. Popiła jedną szklanką wody, która stała na stole, odkąd przyszła. Oblizała zwilżone wargi.
— A teraz jedz — burknął.
Wywróciła oczami. Zachowywał się jak jej ojciec. Nie miała jednak nawet krzty siły, by protestować jego rozkazom. Niechętnie chwyciła za widelec i nóż, które wbiła w puszyste ciasto słodkiego śniadania. Pierwszy kęs spowodował u niej niechlujne beknięcie. Desperacko spojrzała w stronę łazienki. Każdy kolejny jednak dostawał się do jej żołądka bez najmniejszych problemów. Powoli doświadczyła przysłowiowego nieba w gębie.
Oliver, który w milczeniu jadł, siedząc przed nią, przeżuł ostatni kęs i upił łyk soku pomarańczowego. Splótł przedramiona na blacie. Rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
— To naprawdę ciekawe doświadczenie obserwować twoje spokojne, normalne życie — powiedziała.
— Moje życie nie ma nic wspólnego z normalnością, Holly — zaoponował, patrząc jej prosto w oczy.
— A jednak wciąż nosi w sobie jej nutkę — odparła filozoficznie. Odetchnęła.
Przez chwilę spoglądali sobie w oczy. Błysk nadziei na to, że kiedyś wrócą do spokojnego, błogiego życia zaiskrzył w ich źrenicach, by zaraz potem znów zgasnąć. Coś intymnego zagościło w tej chwili, choć Holly nie mogła zrozumieć co. Pomieszczenie wypełniała jedynie harmonijna melodia i ich mieszające się oddechy. A oni patrzyli, czekając na coś, co nie miało prawa się wydarzyć.
— Mam coś na twarzy?— spytał, komentując jej uważny wzrok, który utkwiła w jego doskonałej twarzy.
Przechyliła głowę w bok. Ułożyła sztućce na talerzu, choć nie skończyła posiłku. Wychyliła się przed stół i nim zdążył zaprotestować, przyłożyła kciuk do kącika jego pełnych ust. Wzdrygnął niespokojnie, obserwując jej reakcję, ale nie zaprotestował. Wkrótce sama się odsunęła i wróciła do posiłku.
— Już nie — odparła cicho. W myślach zastanawiała się, co przyszło jej do głowy. Poczuła się jak małolata, która flirtowała ze swoim wybrankiem krótkimi, dziecięcymi czułostkami. Czy ona w ogóle chciała z nim flirtować? — Ale miałeś kawałek czekolady — odparła.
Ku jej zdziwieniu zaśmiał się cicho. Wstał od stołu i zasunął krzesło. Uniosła kąciki ust ku górze wbrew własnej woli. Miał naprawdę przyjemny śmiech a jeszcze przyjemniej słuchało się go ze świadomością tego jak rzadko bywał wesoły czy rozbawiony.
— Dzięki — parsknął. Wrzucił swoje naczynia do zmywarki. — Znikam w sali treningowej — bąknął, kierując się do wyjścia z kuchni.
— Co dziś trenujesz? — spytała zaciekawiona. Kolejny fragment naleśnika wylądował w jej aksamitnych ustach.
— Boks — odparł bez wahania.
Lubiła sztuki walki. Jako nastolatka przez kilka lat trenowała judo i karate, w których odnosiła swoje pierwsze sukcesy. Nie pamiętała, kiedy z kopania w przeciwnika przeniosła się na stukanie w klawiaturę i słowne potyczki. Spojrzała na niego ukradkiem, jakby nieśmiało próbowała coś zasugerować.
— Mogę się przyłączyć? — spytała.
— Obawiam się, że ćwiczenie w sukience byłoby nierozsądne — bąknął.
— Przebiorę się w coś twojego — wzruszyła ramionami.
Wywrócił oczami. Przez chwilę zastanawiał się nad jej słowami. Z reguły wolał ćwiczyć w samotności. To właśnie był jego sposób na odreagowanie wszelkich trudów, z jakimi się zmagał oraz z szaleństwem, które zaszczepiono mu w genach. Wiedział, że nawet w jednej trzeciej nie był człowiekiem tak potwornym, jak jego ojciec, ale był też świadomy, że musiał naprawdę się wysilić, by nie dać się zwieść niemal zwierzęcym instynktom.
Przyjrzał się wyczekującej Holly. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Setki kobiet widział w swoim życiu, a jednak ta jedna w niczym nie przypominała żadnej z tych, które miał okazję poznać. Była tak inna, tak odważna i tak absurdalnie piękna. Odetchnął. Była jego kobiecą wersją i również potrzebowała wytchnienia. Nie miał zamiaru jej go odbierać.
— Niech będzie — wzruszył ramionami. — Pierwsze drzwi po lewej na piętrze.
Dokończyła spokojnie śniadanie. Pośpiech nie był wskazany, kiedy jej żołądek wywijał fikołki, a z pewnością nie był, jeśli porwała się na szaleńczy pomysł dobrowolnego poddania się ćwiczeniom. Kilkanaście minut później stanęła przebrana w za duże spodnie dresowe i luźną, białą koszulkę przed drzwiami o czekoladowym zabarwieniu. Nieśmiało nacisnęła klamkę, by zaraz potem wślizgnąć się do środka. Odruchowo trzepnęła dłonią we włącznik światła.
— Zgaś — burknął.
Siedział na macie do ćwiczeń i powoli się rozciągał. Przyjrzała się pomieszczeniu. Olbrzymi pokój o ceglanych ścianach wypełniony wszelkiej maści sprzętem sportowym robił wrażenie, choć Holly nie do końca potrafiła zrozumieć, kto o zdrowych zmysłach z własnej woli katował się na skakance czy drążkach wspinaczkowych. Wyłączyła światło.
— Nie lubisz widzieć, gdzie co leży, kiedy ćwiczysz? — parsknęła.
Usiadła naprzeciw niego. Ułożyła dłonie na barkach i powoli zaczęła nimi obracać. Boks bez rozgrzewki nie istniał w słowniku żadnego trenera.
— To zbędne podczas trenowania boksu — skomentował. — W ciemnościach znacznie wyostrzają ci się zmysły — wytłumaczył. — To przydatne podczas akcji w terenie — mruknął, sięgając dłońmi palców własnych stóp. — Ty nie widzisz przeciwnika, ale słyszysz go doskonale.
— Rozumiem — odparła.
Jeszcze przez kilka minut przygotowywali mięśnie do treningu w całkowitym milczeniu. Nie miała zamiaru mówić, jeśli sytuacja tego nie wymagała. Wtargnęła na coś w rodzaju jego świętego terytorium i nie chciała mu się narażać. Spojrzała na niego, dopiero kiedy wstał.
— W pudełku są damskie rękawice — bąknął. — Załóż je, jeśli wolisz.
Zmarszczyła brwi. Cień bólu przedarł się przez jego twarz.
— Należały do twojej żony? — spytała nieostrożnie, oglądając sprzęt o czerwonej barwie. Na naszywce dostrzegła niewyraźną literę ,,V'' a za nią ciąg kolejnych. — Voilet — odczytała cicho.
Stanął za jej plecami. Szarpnął z jej dłoni jedną z rękawic i ustawił ją w taki sposób, by mogła wsunąćw nią dłonią. Niechętnie zrobiła to, o co w myślach prosił.
— Po prostu, je załóż — powiedział lodowatym tonem. — Nie chcę rozmawiać o mojej żonie — dodał niewiele łagodniej.
— Chcesz o niej zapomnieć? — wymsknęło jej się.
Warknął coś pod nosem. Najpewniej było to siarczyste przekleństwo spowodowane wścibskością Holly. Nie zdążyła ugryźć się w język. Przełknęła ślinę, patrząc na jego plecy. Unosiły się z zawrotną prędkością. Nutka szaleństwa tkwiła w Oliverze i jeśli czegoś się obawiała, to właśnie jej. Odetchnął w końcu. Przełknęła z ulgą ślinę.
— Chcę pamiętać o niej jak najdłużej — wychrypiał niepewnie. — Na razie pozwalam chodzić ci w jej szlafroku i wkładać jej rękawice — mruknął boleśnie. Ruszył w kierunku worka treningowego. — Czuję się winny, gdy zastępuję ją tobą.
Wciągnęła powietrze nosem. Miała wrażenie, że świat na chwilę się zatrzymał. Z całego serca pragnęła odczytać sens jego słów, ale nie potrafiła. Podobnie jak nie potrafiła powstrzymać bicia serca, które zerwało się do szaleńczego biegu. Potrząsnęła nerwowo głową.
— Przytrzymasz? — spytał, stając naprzeciw worka.
Skinęła niepewnie głową. Podbiegła do sprzętu i zablokowała go dłońmi.
— Nigdy ci jej nie zastąpię, Oliverze — wychrypiała poważnie. — Nawet nie mam takiego zamiaru.
Pierwsze uderzenie.
— Nie jesteś winna temu, jak bardzo ją przypominasz — chrząknął przez zaciśnięte zęby.
Odetchnęła z niedowierzaniem. Co próbował jej powiedzieć? Kim dla siebie się stawali a przede wszystkim, dlaczego wszelkie relacje w tym chorym świcie były tak porywcze i bolesne? Gubiła się.
Drugie uderzenie.
— Jak mam to rozumieć?! — warknęła zdezorientowana.
— Interpretuj to na własne sposoby — odparł wymijająco.
Trzecie uderzenie. Syknęła, wbijając paznokcie w rękawice, którymi blokowała worek. W kilku miejscach był popękany, a nadal dobrze znosił solidne ciosy Olivera.
— Traktujesz mnie jak nicość — warknęła wściekła. — A teraz mówisz, że podświadomie zastępujesz mną swoją zmarłą żonę! — wyrzuciła. — Co to kurwa znaczy?! — wrzasnęła. — Za kogo mnie uważasz?!
Trzaskała słowami jak z bicza. Czuła się wprost irracjonalnie rozdrażniona. Prawie ze sobą nie rozmawiali, znali się jedynie z chorych sytuacji, w których byli zmuszeni się oglądać, dlaczego więc nagle stwierdzał, że jest inaczej. Dlaczego przekraczał bezpieczny grunt przygodnego seksu? A przede wszystkim, co sprawiało, że zaczynała mu współczuć?
Kolejny cios. Ugięła kolana, odpychając materiał worka.
— Kim dla siebie jesteśmy?! — wykrzyczała w końcu zmęczona do cna.
Jak opętany zaczął uderzać w worek. W końcu nie wytrzymała ucisku i odsunęła się wykończona, choć sama nie poddała się żadnym ćwiczeniom. Ciężko dyszała z przerażeniem, patrząc jak wychylił się zza sprzętu. Jego oczy płonęły żalem, jakiego dawno nie widziała. Po czole spływały mu krople potu, a on sam łapał urywane oddechy. Z szeroko rozpostartymi oczami wpatrywała się w perfekcję, jaką go stworzony. Doskonały diament spękany przez rozdzierający ból.
Wzdrygnęła się, kiedy agresywnie odpiął rękawice z nadgarstków, a potem zrzucił je na podłogę.
Ostrożnie zaczęła się wycofywać, kiedy ruszył prosto na nią. Skuliła plecy, widząc, jak wyciąga dłonie i zacisnęła oczy, będąc pewną, że jego ręce spotkają się w solidnym uderzeniu z jej twarzą. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
Wtłoczyła więcej powietrza w płuca, kiedy jego usta przywarły do jej warg. Bez prośby o pozwolenie brutalnie wtargnął między jej wargi, a ona nie mogła zrobić nic, by powstrzymać nadchodzące tornado. Całowali się jak zagubione dzieci, szukające normalności w drugim człowieku i ... .
Holly Grant nie chciała tego przerywać.
Cały żal, złość i poczucie obrzydzenia samą sobą, które od tygodni nosiła w swoim sercu, wlewała w jego usta. Tym razem nie były to beznamiętne pocałunki ludzi, których łączył jedynie seks. O nie, to była cholerna burza, która lawirowała między nimi.
Jęknęła cichutko, kiedy zjechał z pocałunkami na jej szyję. Kąsał jej skórę raz po raz, sprawiając jej tym olbrzymią przyjemność. Uciekała. Uciekali w świat zupełnie inny od tego, w którym ich więziono. Jego więziła rodzina, ją więził on, ale w tamtej chwili rzucili się do morderczej ucieczki przed całym złem, które ich otaczało. Zabierali się do bezpiecznej przystani.
Pchnął ją na ścianę. Syknęła pod nosem, zderzając się z nią plecami. Uniosła ręce, pozwalając mu zrzucić z niej T-shirt. Zerknął podniecony na jej krągłe, jędrne piersi ukryte w koronkowym staniku.
— Jesteś moją definicją piękna — wychrypiał, całując jej dekolt.
Szarpnął jej ciałem. Dłonie przyparła do chłodnych cegieł. Nie miała zamiaru mu się poddać. Kochała władzę. Otarła się pupą o jego przyrodzenie. Ciche syknięcie wypadło z jego ust. Ułożył dłoń na jej biodrze. Rozpalona do granic możliwości i poruszona jego cichymi, szczerymi słowami wsłuchiwała się w szczęk rozpinanej sprzączki, by kilka sekund później móc poczuć jego wzwód na własnych pośladkach.
Badał dłońmi jej ciało.
— Jesteś najbardziej perwersyjną kobietą, jaką dane było mi poznać — wymruczał do jej ucha.
Kciukiem zawędrował prosto na jej kobiecość. Wciągnęła nosem powietrze, kiedy przyjemne mrowienie rozlało się po jej podbrzuszu. Chryste, kochała to, co z nią wyprawiał, tak delikatnymi ruchami.
— Słyszałam, że właśnie takie pan lubi, panie Agrest — bąknęła.
— Bo to prawda — odpowiedział cicho.
Powoli wsunął swoje przyrodzenie między jej pośladki. Wstrzymała powietrze, delektując się słodkim poczuciem wypełnienia. Dźwięk połączonych ciał wypełnił salę treningową aż po brzegi. To właśnie był dzień, w którym przekonała się, że Oliver Agrest ma uczucia. Każdą najmniejszą emocję przelewał w uprawieniu miłości z nią. Jego ciche sapnięcia pobudzały ją do granic możliwości a dokładne, spokojne pchnięcia, że sprawiała się tak jak jeszcze nigdy.
No właśnie. Holly Grant w końcu czuła się doceniona.
Na kilka sekund miała wrażenie, że znalazła się we właściwych ramionach. Czy objęcia potwora były tymi, których podświadomie szukała? Nie miała pojęcia. Słodki orgazm przedarł się przez jej ciało. Przytrzymał jej tułów, kiedy nogi odmówiły posłuszeństwa i czule cmoknął w kark. Oparła czoło o ścianę. Oboje ciężko dyszeli, nie mając pojęcia jak się zachować.
Z odpowiedzią pospieszył im telefon. Pozostawiony przy torbie Iphone Olivera wydał z siebie dźwięczną melodię.
— Uznaj to za odpowiedź — burknął jedynie.
Odszedł w kierunku rozdzwonionego urządzenia. Ona jednak wcale nie miała w głowie odpowiedzi. Wręcz przeciwnie — w jej umyśle rodziło się jedynie więcej pytań. Nie miała okazji ich zadać. Podciągnęła dresy, ku górze i dopadła do koszulki a zanim zdołała rozchylić usta on znów stał przed nią.
— Musimy się zbierać — mruknął zdenerwowany. — Russo ma kłopoty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top