Rozdział 12: Piękno ratuje

Witam moje słoneczka najdroższe w 12 rozdziale! Mam nadzieję, że spodoba Wam się tak, jak poprzednie rozdziały i z czystym sercem będziecie mogli polecić kiedyś komuś ,,Wywiad''! Życzę Wam miłego czytania!

Twitter: #interviewwatt

Instagram: only_maleficent_

Holly Grant nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek stanie się kobietą na tyle szaloną, by uczestniczyć w nielegalnych procederach. Miesiąc od podjęcia dramatycznej (i kompletnie nieprzemyślanej) decyzji spacerowała na wysokich, czarnych szpilkach, które zawierały diamentowe ozdoby po londyńskich uliczkach. Była pewna, że gdyby tylko ktoś wiedział, ile kosztowały, posądziłby ją o kradzież. Nawet najlepsze dziennikarki nie zarabiały aż tyle. Z pewnością nie tyle, by było je stać na buty wartości sztabki złota czy perłowy naszyjnik, który kołysał się na jej szyi.

Pchnęła drzwi do głównej siedziby BBC News. Kilka ciekawskich spojrzeń rzuconych w jej stronę przebiegło na wskroś korytarz. Przyzwyczaiła się. Lubili na nią patrzeć i mówić za jej plecami. To jedynie potrwierdzało, że była osobą godną uwagi.

— Wszystkie spojrzenia znów na tobie? — spytała prześmiewczo Molly, przepuszczając dziennikarkę w drzwiach garderoby.

Zgodnie z umową, którą podpisała na wartość swojego życia pod okiem Olivera Agresta mogła wrócić do pracy i własnego mieszkania. Zobowiązała się jedynie do bycia na każde jego zawołanie, co uwłaczało jej znacznie bardziej, niż sądziła w dniu podpisywaniu cyrografu. Pospolita kartka papieru zadrukowana czarnym tuszem w świecie podążania za sukcesem bywała kontraktem o duszę.

— Nic nowego — odetchnęła zdyszana.

Przeciskanie się z parkingu aż do Broadcasting House było naprawdę karkołomnym wyzwaniem, jeśli nie chciało się wpadać na pędzących ludzi.

— Dziwisz im się? — spytała Molly, kiedy Holly zajęła miejsce w fotelu. Włochata szczotka do włosów poszła w ruch. — Ostatnio wyglądasz jak milion dolarów! — zaśmiała się przyjaźnie.

Przez myśl Holly przeszło, że pieniądze okupione hektolitrami krwi nie cieszyły tak bardzo.

— Ostatnio? — parsknęła ironicznie, udając oburzoną.

— Ostatnio jeszcze bardziej niż zwykle, moja droga — odparła rozbawiona Molly. — Promieniejesz!

Holly wywróciła oczami. Nie wiedziała, co tak bardzo przyciągało wzrok innych. W lustrze nie dostrzegała niczego poza opustoszałym wzrokiem zepsutej aż do szpiku kości kobiety. Każdy kolejny dzień spędzony jako teoretyczna część ''rodziny'' pogrążał ją w coraz większym obrzydzeniu do samej siebie i smutnym pogodzeniu się z brutalnością świata. Giniesz albo ty, albo twój przeciwnik i nie liczy się nic innego.

— Chryste! — jęknęła niespodziewanie podekscytowana Molly.

Holly uniosła brew ku górze w geście zdziwienia. Rzuciła ciekawskie spojrzenie w kierunku koleżanki. Molly uwijała się jak mrówka przy wykonywaniu charakteryzacji, ale niewątpliwie wyglądała też, jak Einstein, który wpadł na doskonały pomysł.

— Może ty nie promieniejesz bez powodu! - pisnęła, smagając aksamitną skórę Holly puchatym pędzlem.

— Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz — westchnęła ostentacyjnie.

— No wiesz, kobiety promienieją, kiedy są w ciąży!

Chłost powietrza wpadł do płuc Holly z zawrotną prędkością. Była pewna, że gdyby tylko akurat coś piła dawno zdążyłaby się zakrztusić, opluć cały przymonotwany pod lustrem blat i wypluć płuca.

— Czyś ty zwariowała?! — spytała pretensjonalnie. — Z kim do cholery miałabym być w ciąży?! — burknęła.

Wstała. Żwawym krokiem ruszyła najpierw na korytarz, a potem prosto do studia C. Za piętnaście minut miała przeprowadzić wywiad z amerykańską aktorką, która odwiedzała Wielką Brytanię w związku z nowym projektem filmowym.

— No wiesz... - westchnęła przestraszona Molly. - Ostatnio spałaś chyba z panem przystojniakiem — parsknęła.

Holly wywróciła oczami. Oliver Agrest być może był pociągający fizycznie, ale nie tkwiły w nim nawet szczątki ludzkich emocji i zdrowych odruchów. Posiadanie z nim dziecka byłoby samobójstwem. Niekończącą się mordęgą, ucieczką przed niebezpieczeństwem i walką z jego brakiem empatii. Pomyślała, że współczuje przyszłej matce jego dzieci. Zajście z nim w ciąże przypominało jej strzał w głowę.

— Zabezpieczaliśmy się — bąknęła pod nosem. — A posiadanie dziecka z aroganckim typem, którego widziałam kilka razy na oczy, nie byłoby mi na rękę — zapewniła surowo.

Uciekła przed wzrokiem zaniepokojonej Molly. Stukot szpilek odbijał się echem za jej plecami, kiedy w zawrotnym tempie kierowała swoje kroki prosto na miejsce nagrania. Green screen był już przygotowany podobnie jak kanapy i fotele.

Zajęła wolne miejsce. Poprawiła spódnicę na kolanach i cicho westchnęła. Chwyciła ze stolika czerwoną podkładkę zapełnioną papierem. Naprawdę nie miała ochoty na pojawianie się na wizji, odkąd gościła na ustach mieszkańców jako „ta, która wybiegła nago na ulicę". Niewiele w tej plotce tkwiło prawdy, a jednak sensacja, którą rozsiały, konkurencyjne media rosły w siłę.

— Panna Grant? — spytał przyjemny, damski głos.

Holly uniosła wzrok. Głos nie należał do żadnego z pracowników studia. Te poznawała bez wahania, a nawet jeśli nie znała, to rozpoznawała ich po tonie głosu. Przestraszone, piskliwe głosiki informowały ją niejednokrotnie, że miała do czynienia z kimś nowym. Tym jednak razem spotkała się z głosem naprawdę aksamitnym a przede wszystkim pewnym siebie.

Jej ciemne tęczówki napotkały na swojej drodze średniego wzrostu kobietę w zwiewnej, czerwonej sukience. Czekoladowe włosy miała splątane w wysoki kucyk, z którego wystawały niesforne kręcone pasma. Śnieżnobiały uśmiech sprawiał, że kobieta wyglądała na naprawdę sympatyczną i łagodną osobę.

— Zgadza się — odparła Holly, wstając z miejsca. — Winona Ryder, jak mniemam? — spytała, wystawiając dłoń przed siebie.

— We własnej osobie — zachichotała aktorka.

— Bardzo miło mi poznać — odparła Holly.

Jej słowa nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Nie znosiła celebrytów całym sercem i niezależnie od tego, jak się w stosunku do niej zachowywali, potrafiła udowodnić, że mieli swoje za uszami. Nie inaczej było w przypadku słodkiej i sympatycznej Winony Ryder, która grała uśmiechem do złej gry.

— Mnie również — zaśmiała się zaproszona gwiazda.— Dobrze wiedzieć, że interesuje się mną jedna z najlepszych dziennikarek Wielkiej Brytanii — parsknęła. — Gdzie mogę usiąść?

Holly wywróciła oczami. Przez myśl przeszło jej, że dostanie nudności, jeśli przez cały czas trwania rozmowy jej gość będzie rozsiewał słodkość i miłość dookoła siebie.

— Proszę przysiąść na kanapie — zasugerowała Holly. — Zaraz przyjdzie dźwiękowiec i podepnie pani mikrofon — westchnęła.

Faktycznie kilkanaście minut później osoby z obsługi zaczęły krzątać się zarówno przy Holly, jak i przy roześmianej aktorce. Im dłużej grant przyglądała się zaproszonej osobie, tym intensywniej zastanawiała się, czy nie zapytać kobiety o narkotyki, które przyjmuje. Tak pozytywni ludzie zwyczajnie nie istnieli, a przynajmniej Holly nie miała zamiaru w to uwierzyć.

— Za pięć minut wchodzimy! — krzyknął kierownik produkcji, kiedy zestresowany dźwiękowiec przypinał mikrofon do paska spódnicy Holly.

Odgoniła go ręką, czując, że jest gotowa. Posłusznie odszedł. Rozsiadła się na swojej ukochanej kanapie i śledziła wzrokiem pytania, które spisała na kartce. Kątem oka spoglądała na aktorkę. Winona wydawała się naprawdę zestresowana. Nerwowo rozglądała się po studiu jakby znajdowała się w takim miejscu po raz pierwszy. To było doprawdy zabawne, zważywszy na to, że Holly obejrzała setki wywiadów z udziałem aktorki. Wniosek był jeden — albo Winona obawiała się starcia z Grant, albo była naprawdę nerwową osobą.

— Minuta! — rozbrzmiała informacja.

Serce Holly zabiło odrobinę mocniej. Jak zwykle towarzyszyło jej przyjemne podekscytowanie związane z prowadzeniem programu. Kochała robić, to całym sercem. Poprawiła włosy łagodnym ruchem dłoni i zerknęła w kamerę. Czerwone światełko informujące o transmisji mogło pojawić się w każdej chwili.

Winona instynktownie drgnęła. Obserwując ruchy dziennikarki, podążała za nią. Zerknęła w kierunku kamer, choć nie do końca była pewna, gdzie znajduje się ta, nadająca centralny obraz.

— Proszę się nie stresować — westchnęła Holly. — Może pani patrzeć na mnie — dodała.— Koniec końców, to ja jestem pani rozmówczynią.

Aktorka skinęła głową. Niesforny kosmyk zafalował na powietrzu, gdy ostatnia osoba zamknęła drzwi wejściowe. Ktoś nacisnął przycisk odpalający informację o bezwzględnej ciszy w studio.

— Trzy... — zaczął kierownik — Dwa... jeden...

— Holly Grant dla BBC News „W ogniu pytań" - wyrecytowała.

W telewizorach Brytyjczyków pojawiło się charakterystyczne intro programu.

— Winona Ryder to ukochana aktorka Ameryki znana między innymi z filmów takich jak „Dom dusz" czy też „Wielkie kule ognia" — zaczęła Holly.

Dziennikarska etyka zmuszała ją do spokojnego wprowadzenia, a także przedstawienia gościa na wypadek, gdyby ktoś z widzów go nie znał.

— Przede wszystkim znamy panią jednak z serialu Stranger Things — zwróciła się do aktorki.

— To prawda — odparła kobieta.

Wciąż była wprost irracjonalnie spięta. Holly miała ochotę parsknąć i najlepiej przewrócić oczami, ale zdawała sobie sprawę z tego, że zwyczajnie nie mogła. Słynęła z ciętego języka, ale tak długo, jak było to możliwe, musiała zachowywać pozory. Zegar tykał. Postanowiła zacząć od spokojnych, lubianych przez aktorkę tematów, które mogłyby pomóc jej się rozluźnić. Dziennikarz musiał mieć tysiące pomysłów na minutę i jeszcze więcej na udobruchanie zestresowanych bądź bezczelnych gości.

— Zacznijmy zatem od oczywistości — wtrąciła sympatycznym głosem Holly. Srebrny kolczyk zachwiał się na jej uchu, uderzając niechybnie o mikrofon. — Jak ocenia pani rolę Joyce Byers? To wyzwanie czy może jednak przyjemność? — rzuciła.

— To naprawdę skomplikowana postać — westchnęła Winona. - Nie jest zdecydowanie bohaterką, której odegranie stawia przede mną szereg wyzwań, ale to kobieta o wielu cechach...

Holly uśmiechnęła się pod nosem. Tak jak podejrzewała, strzeliła w dziesiątkę. Wystarczyło podsunąć aktorce łatwy temat i płynęła jak ryba w wodzie. Zafascynowana opowiadała o postaci, którą odgrywała w popularnym serialu, co jakiś czas wtrącając zabawne ciekawostki prosto z planu.

Kolejne pytania również przebiegły naprawdę sprawnie. Holly miała wręcz wrażenie, że wszystko idzie zbyt gładko.

— W tej z kolei roli... — Winona opowiadała z pasją o swoim kolejnym ekranowym sukcesie.Holly stłumiła w sobie ziewnięcie. Była niezwykle znudzona opowieściami aktorki i była prawie stuprocentowo pewna, że widzowie zaczynali przełączać programy. Musiała przejść do bardziej kontrowersyjnych tematów. — Miałam okazję wcielić się w przebiegłą złodziejkę...

Błysk determinacji pojawił się w oku Holly. Wyprostowała się jak struna, gotowa do działania. Miała doskonałą wprost okazję, by podjąć się trudniejszego tematu i znów pociągnąć kogoś przed społeczną odpowiedzialność.

— Apropos złodziei... — wtrąciła zaciekawiona Holly. — Z pewnością doskonale potrafiła pani odegrać rolę ze względu na pani życiowe doświadczenie...

Serce Winony gwałtownie przyśpieszyło. Jej poliki spąsowiały w ułamku sekundy. Powietrze wtłamsiła w swoje płuca niemal w absurdalnych ilościach.

— Słucham? — spytała przestraszona. — Co pani ma na myśli?

Holly prychnęła prześmiewczo pod nosem. W końcu miała okazję być sobą. Sięgnęła po szklankę gazowanej wody, którą zwilżyła swoje usta.

— Myślę, że doskonale pani wie, co mam na myśli — chrząknęła nieprzyjemnie. — Ale odświeżmy sobie pamięć, jeśli nie może pani sobie przypomnieć... — westchnęła ostentacyjnie.

Na ekranie za ich plecami wyświetliło się kilka zdjęć i artykułów. Co ważniejsze w centralnym punkcie pokazu znajdowały się oskarżenia, które wystosowano w stosunku do Winony Ryder. Publika wciągnęła powietrze nosem. Przynajmniej ta, która zdążyła już zapomnieć o wpadce swojej ukochanej serialowej aktorki.

— Gwiazda serialu Stranger Things ma za sobą sporo ciężkich przeżyć — odczytała Holly na głos. — Ciężar sławy odbił się na niej w 2001 roku, kiedy to pod wpływem środków odurzających okradła luksusowy sklep Saks przy Piątej Alei na łączną kwotę 5500 dolarów — dodała. — Być może właśnie to wydarzenie pozwoliło pani tak dobrze odnaleźć się w roli? — zasugerowała kąśliwie.

Jako dziennikarka z kilkuletnim doświadczeniem Holly Grant w tamtej chwili spodziewała się wszystkiego. Sukces po obnażeniu wad gościa chodził jej po głowie, robiąc jej smaczek na kolejne pochwały. Była pewna, że stanie się to, co zwykle — kłótnia z gościem, ostre słowa, opuszczenie studia. Ba! Była nawet w stanie przystać na ponowne oblanie jej wodą.

Nic z tych rzeczy jednak się nie wydarzyło. Holly zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy nawet świst powietrza nie wydobył się spomiędzy malinowych warg. Kilkanaście sekund bez odpowiedzi nie było niczym dziwnym. Inaczej sytuacja miała się, kiedy aktorka nie odezwała się przez ponad minutę.

— Woli pani przemilczeć sprawę? — bąknęła prześmiewczo Holly.

Strzeliła sobie w kolano, choć jeszcze wtedy nie miała o tym bladego pojęcia. Zorientowała się, kiedy powieki kobiety bezwładnie opadły. Cień osypał się na jej poliki, kiedy runęła na podłogę.

— Chryste — jęknęła Holly.

Rzuciła teczką o kanapę. Transmisja została przerwana. Zespół medyków podbiegł do aktorki, która ciężko dyszała. Była nieprzytomna. A wszystko dlatego, że Holly w ferworze swoich nowych zadań nie zdążyła sprawdzić historii zdrowia swojego gościa. Cierpiąca od lat na zaburzenia psychiczne i ataki paniki celebrytka walczyła o oddech na podłodze. W opinii jej fanów wszystko stało się przez wścibską, natrętną dziennikarkę.

— Kurwa mać — sarknęła Holly, gdy w drodze na spotkanie z Roseline i Oliverem przeglądała komentarze ludzi pod krótkimi wzmiankami o emocjonującej, przerwanej transmisji programu.

Niewiele było słów, które mogłaby wypowiedzieć bez cenzury, a które padały pod jej adresem. Uderzyła z całej siły w klakson.

— Kurwaaaaa — zaklęła siarczyście.

Owy wulgaryzm towarzyszył jej niemal do momentu, w którym przekroczyła progi eleganckiego klubu. Ludzie powoli zbierali się wewnątrz, korzystając z wieczornej pory. Rozejrzała się po skąpanym w głośnej muzyce wnętrzu. Wzrokiem odszukała szklane drzwi, które informowały o wejściu do sali rozrywki. Zawędrowała do pomieszczenia, w którym się umówili. Stukot jej wysokich szpilek rozniósł się po pokoju, w którym było znacznie ciszej. Kilka osób grywało obsesyjnie przy automatach.

— Jesteś spóźniona — bąknęła Roseline, gdy Holly znalazła się przy olbrzymim drewnianym stole.

— Zauważyłam — chrząknęła. Z tacy ułożonej przy kartach do gry w pokera powzięła kieliszek szampana. — Nieplanowana akcja ratunkowa na wizji delikatnie opóźniła moje przybycie — wycedziła przez zaciśnięte zęby.

— Słyszeliśmy — wtrącił Oliver.

— Obawiam się, że słyszała cała Wielka Brytania i cała Ameryka — mruknęła niezadowolona.

— Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — parsknęła Roseline. — Jeśli cię zwolnią, wciąż masz za co żyć — parsknęła.

— To miało mnie pocieszyć? — chrząknęła zirytowana.

Ciągłe przypominanie jej, że zgodziła się dołączyć do ich szalonego procederu, było tak irytujące, jak dziecięce zaczepki chłopców, którzy dopiero dorastali.

— Nie dąsaj się, Grant — mruknął Oliver.

Rozdał karty. Spojrzała na swoje oraz te, które pozostały na drewnianym blacie. Nie była w tragicznej sytuacji. Zakładając, że jej przeciwnicy mieli karty gorsze od niej, mogła łasić się na wygraną.

— Setka — wychrypiał Agrest.

— Dwieście — rzuciła po chwili ciszy Roseline.

Holly uśmiechnęła się pod nosem. Zawahanie, które pojawiło się w głosie Roseline, upewniło ją, że nie musiała szczególnie się postarać, by zgarnąć pulę pieniędzy.

— Trzysta — odparła nonszalancko.

Zablokowała spojrzenie z Oliverem. Z czasem zaczęła zauważać, jak często na nią patrzył. Każdy kolejny dzień, w którym się spotkali napawał ją pewnością co do tego, że żywił co do niej choćby niewielką słabość. Intensywny kolor jego tęczówek przeszył jej ciało prądem, kiedy rzucił kartę na stół.

— Przebijam do czterystu — odparł spokojnie.

Zagryzła wargę. Odwróciła wzrok. Przystojni mężczyźni — niezależnie od tego, jak odpychającą mieli osobowość — działali na nią jak płachta na byka. Nie miała zamiaru dać wyprowadzić się z równowagi, choć przyjemny prąd powoli promieniował po jej udach. Zawsze czuła go pod wpływem spojrzenia syna diabła.

— Pięćset — podbiła. — Nie mam wieczności — wtrąciła nieprzyjemnie. — Mieliście wytłumaczyć mi, czym się zajmujecie — zauważyła trafnie.

— Pas — wtrąciła Roseline. — Żałośnie złe karty mi się trafiły — westchnęła zniechęcona. — Zajmujemy się podbojem rynków — odpowiedziała. — Tych bardziej i tych mniej legalnych — parsknęła, splatając przedramiona na piersiach.

Oliver zerknął ukradkiem na gładkie dłonie Holly. Swoimi palcami zastukał o drewnianą powierzchnię stołu. Cholerna gracja, z jaką wykonywała każdy najmniejszy ruch, doprowadzała go do szaleństwa. Jeszcze bardziej drażniła go myśl o tym, że nie miał pojęcia jak zdobyć boginię, którą była. Pragnął jej, odkąd nawrzeszczała na niego w studiu, a jeden przelotny seks przestawał mu wystarczać.

— To już wiem — skwitowała. Rzuciła kartą. Czerwone paznokcie błysnęły w świetle nisko osadzonej lampy.

— Konkurujemy z innymi — wtrącił Oliver.

— Nadal mnie nie zaskoczyłeś — odburknęła.

— Sprawa jest prosta — odetchnęła Roselie. Wsadziła szkło kieliszka między wargi i pociągnęła pokaźny łyk szampana. Bąbelki rozpuściły się na jej języku. — Niektórzy robią to dla zysku, to my — wyjaśniła. - Z pokolenia na pokolenie dzieci przejmują interes i tyle — oblizała usta. — Niektórzy...

— Niektórzy chcą władzy — burknął Oliver.

— Sześćset — przerwała mu Holly. Rzuciła mu ciekawskie spojrzenie. — Niektórzy to znaczy?

Szczęka Oliver'a zarysowała się znacznie wyraźniej. Robił się zirytowany. Czuł się jak chłopiec podczas odpytki w szkole, a nawet tak samo, jak podczas pamiętnego wywiadu, którego jej udzielił. Tym jednak razem miała nad nim przewagę. Obiecał jej odpowiedzi.

— Mój ojciec na przykład — burknął nieprzyjemnie.

— Oliver konkuruje ze swoim biologicznym ojcem o miejsce na czarnym rynku — opowiedziała Roseline. — Przy okazji ratujemy tym świat — prychnęła.

— Zabijając ludzi w piwnicy? — skontrowała obrzydzona Holly.

Roseline westchnęła przeciągle. Miała szczerą nadzieję, że kiedyś ich nowa wspólniczka dostrzeże konieczność pociągania za bardziej brutalne metody niż zwyczajna rozmowa.

— Odkupując części do broni, którą ludzie Agresta mogliby wysadzić połowę tej marnej planety — chrząknęła. — A teraz wybaczcie — dodała. — Skorzystam z łazienki — wyjaśniła, elegancko wstając z zajmowanego miejsca i ruszając w kierunku odpowiednich drzwi.

Zostali sami. Przez chwilę toczyli walkę na spojrzenia. Prychnęła gardząco pod nosem. Potrafił patrzeć tylko na swoją pozycję. Obejrzała swoje karty. Kącik ust mimowolnie powędrował ku górze. Mogła cudownie go oszukać i właśnie to zrobiła.

— Poker — odparł niespodziewanie.

— Nie zgadzam się, Oliverze — zaśmiała się powabne. — As kier, słodziutki — cmoknęła w powietrze.

Usatysfakcjonowana wstała z miejsca. Kołysząc biodrami podeszła do masywnego krzesła, które zajmował i stanęła za oparciem. Kochała wygrywać z ludźmi, którzy mieli się za najlepszych. Ułożyła drobne dłonie na jego ramionach i schyliła się do jego ucha. Zębami przeciągnęła po jego płatku.

— Poker, Agrest — rzuciła.

— Nie pogrywaj ze mną, Grant — wycedził przez zaciśnięte zęby.

— Dlaczego? — prychnęła rozbawiona. — Ty pogrywasz z duszami tych wszystkich nieszczęśników tylko po to, żeby pokazać ojcu, jaki jesteś dobry — sarknęła. —To obrzydliwe — splunęła.

W dwóch pustych, czarnych tęczówkach wybuchł pożar. Jej słowa były bardziej bolesne, niż mógł się spodziewać. Jednocześnie pociągała go i sprawiała, że upadał.

— Zabijać ludzi z zemsty, żałosne — chrząknęła.

Z tymi słowami miała zamiar ruszyć do wyjścia. Stała po jego stronie a zatem czuła się znacznie pewniej. Poznała zasady. Nie mógł zabić swojej rodziny. Łączyła ich przysięga, którą miała złożyć kilka dni później przed głową zgromadzenia.

Zatrzymała się jednak przestraszona, gdy coś huknęło niespodziewanie o ziemię. Spojrzała przez ramię i zszokowana zauważyła, że krzesło Agresta spoczywało na podłodze. Zaciskał wściekle pięści, wbijając w nią rozdrażnione spojrzenie. Dopadł do jej ciała, jak wygłodniałe zwierzę. Pchnął ją prosto na ścianę, zwabiając wzrok ciekawskich hazardzistów. Syknęła, gdy jej plecy z impetem trzasnęły o tynk.

— Co ty wyprawiasz?! — warknęła.

— Nigdy nie waż się nazywać mojej vendetty żałosną — zastrzegł, przyciskając dłoń do jej łabędziej szyi.

Już miała przerwać mu w połowie zdania, ale nie pozwolił jej na to. Mocniej ścisnął jej krtań. Z trudem przełknęła ślinę. Wściekłość kręcąca się po jego oczach podkreślała, że w czymś przesadziła.

— Ten człowiek zabił na moich oczach moją żonę i moją córkę — wychrypiał jej prosto w usta. — Dlatego nie popuszczę nikomu, kto wchodzi mi w drogę i ma z nim jakikolwiek związek — sarknął.

Puścił ją. Chwyciła rękoma własną szyję. Łapczywie chwytała powietrze. Zdjęcie przepięknej kobiety i małej dziewczynki, które widziała w jego sypialni, uderzyło do jej głowy ze zdwojoną siłą.

— Być może jestem potworem, Holly — szepnął, rozluźniając pięści. — Ale nie spotkasz nikogo bardziej bezwzględnego niż on — zaznaczył.

Ruszył do wyjścia. Zatrzymał się w pół kroku, posyłając jej krótkie spojrzenie.

— Do zobaczenia podczas ceremonii — skinął głową.

Miała ochotę się rozpaść.

---

A czy się rozpadnie, to się okaże w kolejnych rozdziałach XDDD W tej książce będzie absolutnie wszystko, więc naszykujcie dupsko XD Jeszcze raz wielkie dziękuję za 15 000 wyświetleń i masę komentarzy, niebawem zabiorę się za odpisywanie na nie wszystkie <3 Bardzo, bardzo Was kocham i czekajcie na wielką niespodziankę na Dzień Dziecka! Jak myślicie? Co to będzie?

Buziole,

Menel x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top