36

Późny poranek niósł z sobą dziwne przeczucie. Nadian nie mógł się skupić na rozplanowaniu akcji odbicia Marie, Ariadny Jack'a Ross'a, ale wiedział, że to nie ta sprawa budziła jego niepokój. Coś złowrogiego wisiało w powietrzu.
Carolyn przypatrywała się mu zatroskana i w końcu podeszła do Nadiana i roztarła palcem zmarszczkę na jego czole.

- Co Cię gryzie? - spytała siadając mu na kolana i odgarniając na plecy jego grube, czarne włosy. Wpatrzyła się w lazurowe oczy, które kilka miesięcy temu zawładneły jej sercem i zadrżała widząc w nich wręcz namacalny niepokój.
- Właśnie nie wiem, niby wszystko jest w porządku... Ale...

Pomyślała, że tak silne uczucie jakie ich łączy, ta jedność umysłów, serc, a przede wszystkim krwi, czasem może być dużym minusem. Poprawiła się na kolanach czując jak dziecko, przejmując jej emocje, wierci się w brzuchu i ze względu też na nie, postanowiła podzielić się z Nadianem tym co usłyszała od Fostera. Nie były to jakieś wielkie rewelacje dla niej samej, ale dla niczego nieświadomych ludzi, gdyby się o nich dowiedzieli, napewno byłby to szok. Gdyby prawda o istnieniu Sargassów wyszła na światło dzienne, Bóg jeden wie, jakby to mogło się skończyć. Wszystko co obce i nieznane, budzi lęk i strach, a jeśli się czegoś boimy, mamy dwie opcje: schować się lub stawić temu czoło. Świat jest pełen nadgorliwych socjopatów, którzy wierząc w legendy o wampirach, zapewne od razu przystąpiliby do krucjaty, a to oznacza przelewanie krwi. I choć Carolyn zdawała sobie sprawę, że byłaby to głównie krew czysto ludzka, nie miała wątpliwości, że na dłuższą metę ucierpiałyby oba gatunki.

- Policja stanowa musiała oddać sprawę Lucy O'Neil - wypaliła póki miała w sobie mocne przekonanie, że Nadian powinien wiedzieć jak najszybciej, że FBI powołało do działania specjalny zespół.

Sargas zaczął ją głaskać po plecach wyczuwając jej zdenerwowanie.
- Skąd wiesz?
- Wczoraj w salonie ślubnym, gdy przyjechała policja po Phila, skontaktował się ze mną mój szef.
Zamilkła na chwilę, a dłoń Nadiana znieruchomiała na kręgosłupie.
- Czułem, że coś Cię martwi, ale nie chciałem wyciągać tego na wierzch - rzucił ciepło chcąc dodać jej otuchy.
- Dziękuję za to - uśmiechneła się nadal zaniepokojona.
- Nie martw się, usunąłem wszystkie ślady, które mogłyby powiązać jej śmierć z nami i w ogóle z Sargassami. Pokierowałem ich myślami, by skupili się na szukaniu zabójcy. Doszli do wniosku, że to seryjny morderca, którego niestety nie mogą znaleźć.

Ale Carolyn zamiast się uspokoić wstrzymala oddech. Jej zielone oczy wwiercały się w jego, a usta zacisnęła w wąską kreskę. Po chwili w końcu to powiedziała.

- Oni wiedzą, Nadian. FBI wie. Biały dom też.

- Co?!

Poteżny wojownik, który tak wiele miał już za sobą, nie mógł tego zrozumieć.
- Jezu, naprawdę usunąłem wszystkie ślady, podłożyłem nowe raporty, stare spaliłem, skontrolowałem myśli, podesłałem wspomnienia, usunąłem z pamięci wszystkich jakiekolwiek pomysły, mogące naprowadzić śledczych na nasz ślad i ślad Kolia, bo jestem pewien, że to on odpowiadał, za te zbrodnie - Nadian przeczesał sfustrowany zbyt długą grzywkę.
- Wierzę, tylko wiesz... Ostatnie tygodnie pokazały, że są ludzie niepodatni na Wasze moce.
- Ci w których płynie sargasska krew i Ci, którzy posiadają zdolności paranormalne.
- Otóż to.
- Ale wspominałaś, że wiesz o tym od Fostera. Co on na to?
- No właśnie jego podejście to ciekawa sprawa. Poprosił o spotkanie z Tobą, a potem rzucił dziwne zdanie.
- Hm, co powiedział?
- Cytuję "nie martw się, musimy to zatuszować, nie dowiedzą się o nas".

Nadian zgłupiał. Patrzył na swoją Ariadnę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu, mrugając powiekami.
- Jesteś pewna, że powiedział "nas"?
- Jestem, Nadian.
- Boże, tyle się dzieje w ostatnjm czasie, co jeszcze?

Mruknął pod nosem, podnosząc z kolan Carolyn i sadzając ją na sofie.
- Przepraszam, Skarbie, muszę zwołać naradę - dodał pochylając się i skradając delikatnego całusa z jej ust. Ale ona nagle poczuła tak silne pożądanie, że złapała Nadiana za koszulkę i pociągnęła na siebie.
- Nie możesz zwołać jej za godzinę? Wiesz, moje hormony...

Wojownik popatrzył na Carolyn, a uśmiech rozjaśnił jego twarz. Jej oczy były ufne i całkowicie mu oddane. Skinął głową niemal niezauważalnie, poddając się uczuciom, które żywił do swojej kobiety, a Carolyn mocą Vi pierwszy raz spróbowała zamknąć zamek w drzwiach. Gdy jej się to udało i oboje usłyszeli jego szczęk, Nadian wisząc nad nią z dłońmi opartymi obok jej głowy, uniósł w zdziwieniu brwi.
- Jesteś już na takim poziomie?
Widzac dumę w jego oczach przygryzła wargę, a Nadian na ten gest poczuł pulsowanie w kroczu.
- Potrafię już to i owo - dodała dwuznacznie.
- Nie wątpię - odpowiedział niskim głosem, a potem pochylił do jej ust i przypuścił atak.

Całowali się niecierpliwie, spiesznie, jak gdyby się bali, że ktoś ich przyłapie, albo jakby to miał być ich ostatni raz. Usta Nadiana były wręcz natarczywe, jakby Carolyn mu wzbraniała do siebie dostępu. Ale tak nie było. Odsunęła go tylko na chwilę, by sama się rozebrać, a potem pomogła mu ze spodniami. Ich ręce obijały się o siebie, gdy wędrowali nimi po swoich rozgrzanych i już spoconych ciałach. W ich ruchach była dziwna nachalność, gwałtowność, jak gdyby zapomnieli o delikatności. Ale pomimo palącego pragnienia, zanim Nadian w nią wszedł, powędrował jeszcze językiem, znacząc ślad od jej brody, przez mostek i brzuch do miejca, które wabiło go zapachem za każdym razem równie mocno. Bo na tym polegała miłość, bo to ona była dla niego najważniejsza. Chciał, by to najpierw Carolyn poczuła się spełniona. Dlatego językiem doprowadził ją na skraj szaleństwa, a potem wszedł w nią mocno. Wypełnił ją sobą całą, poruszał się tak, jakby od tego zależało ich życie, ale uważał by nie sprawić jej bólu. Tak bardzo ją kochał, że nie wyobrażał już sobie bez niej życia. Jego członek pulsował w jej ciasnym wnętrzu, aż w końcu wybuchł doprowadzony do ostateczności. Opadł na Carolyn uważając na brzuch i pocałował czule jej usta, a potem oczy.
- Mam takie cholerne szczęście, że Cię wtedy spotkałem - wyszeptał - gdyby nie Ty, mrok by mnie unicestwił, tak jak próbował zniszczyć Catalina - wyszeptał z wdzięcznością.
- Nie myśl o tym - pogładziła jego policzek znowu czując jak dziecko się wierci - mrok Cię nigdy już nie dostanie.
- Bo mnie przed nim uratowałaś - wyszeptał wkładając w te słowa całe swoje uczucie.
- Nadian, to Ty uratowałeś mnie...

Constantin w kuchni spróbował trunku wymyślonego przez Sarę i Kathę, gdy nagle poczuł falę mdłości. Coś w jego wnętrznościach zaczeło budzić się do życia. Serce łomotało mu w piersi, jakby chciało wyskoczyć, a oddech w kilku sekundach uwiązł w gardle. Ciało zaczeło drżeć, włosy stanęły dęba, a zęby zaczęły dzwonić uderzając o siebie. W pierwszej chwili nie miał pojęcia co się dzieje, ale gdy czarna mgła przesłoniła jego oczy, już wiedział.
Spojrzał przez okno na Eili, która pod osłoną, by Tomiła nic nie widziała, przystrajała bladoróżowymi kwiatami pergolę, pod którą mieli stać państwo młodzi i rozpacz zalała jego duszę, jeśli jeszcze ją miał. Naprawdę, teraz? Gdy ją odnalazł?

Cisnął o podłogę szklanką, która roztrzaskała się w drobny mak i wypadł z pomieszczenia.
- Aż takie niedobre? - zawołała za nim Sara kiwając głową na roztrzaskane na podłodze szkło - i niby czemu ja mam to sprzątać?
Ale jego już nie było.

Constantin wypadł na korytarz, a stamtąd prosto na tyły kamienicy. Po drodze połaczył się z braćmi, mając nadzieję, że odbiorą od razu jego wiadomość.

Lonuc, Catalin, błagam, przyjdźcie od północnej ściany - wysłał do braci prośbę,
Ból jak stalowa obręcz zaczął zaciskać się wokół jego głowy, krew gęstniała, a sercu coraz ciężej było ją pompować. Czuł jak jego mięśnie tężeją, serce spowalnia ruchy, a dusza obumiera. W świetle ciepłych promieni wyciągnął przed siebie dłoń, by zobaczyć kolor swoich żył. Choć mrok przesłonił jego oczy, wyraźnie widział, że naprawdę są czarne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top