25
- Kim jest LaLaurie? - zapytał Gregory, który żyjąc wcześniej na wyspach nie słyszał nigdy o kobiecie, o której teraz opowiadali bracia, jak już nauczył się ich nazywać.
- To najokrutniejsza kobieta Nowego Orleanu, a przez wieki uważana za najgorszą kobietę w historii Stanów, a nawet świata. Seryjna morderczyni czarnoskórych niewolników - odpowiedział Nadian.
- Do tego psychopatka - dodał Nikolaj - mieszkała przy 1140 Royal Street. Ogólnie była dziwna, ale ludzie nie mieli pojęcia jak dziwna i chora, jest naprawdę. Nikłe światło na jej charakter rzuciła śmierć małej, czarnoskórej córki niewolnika, która spadła z dachu uciekając przed swoją właścicielką. Wtedy ludzie zaczęli się zastanawiać, czego dziewczynka, aż tak się bała.
- Ale to, to jeszcze nic - włączył się Constantin - słuchaj dalej, 10 kwietnia 1834 roku, w jej gospodarstwie, wybuchł pożar. Podczas akcji ratowniczej strażacy wyprowadzili z kuchni siedemdziesiecioletnią kucharkę, która była przykuta do pieca, łańcuchem. Śledztwo, jak i jej zeznania, wykazały, że to ona zapruszyła ogień, by wywołać pożar i popełnić samobójstwo. Policji poinformowała prasę, iż zezwala, że zrobiła to, bo wolała spłonąć żywcem, niż trafić na strych.
- A co się działo na strychu? - dopytywał Gregory.
- Do dnia pożaru nikt nie wiedział, ale w czasie akcji, LaLaurie zamiast prosić, by strażacy ugasili pożar nieruchomości, odciagała ich od tego, co wywołało odwrotny skutek - kontynuował Julian. - Ludzie podejrzewając, że kobieta chce coś ukryć, z większym zapałem gasili pożar. Po ugaszeniu, odkryto w pokojach na górze szczątki siedmiu niewolników, którzy byli głodzeni oraz przykuci do ścian i stołów łańcuchami. Niektórzy mieli wycięte narządy, wydłużone nienaturalnie kończyny, w wyniku tortur polegających na rozciąganiu kości, a jedna z kobiet żyła kilka lat z dziurą w głowie.
- Madame przeprowadzała na nich jakieś chore eksperymenty. Po pożarze uciekła podobno do Alabamy, potem miała umrzeć w Paryżu. Ale dom stał pusty, choć jej już miało nie być wśród żywych. Cos niedobrego w nim mieszkało i kolejny nabywca, po kilku tygodniach czy miesiącach - rezygnował. Musisz wiedzieć, że w Nowym Orleanie uważa się, że praktycznie każdy dom, ma swojego ducha, a dróg do miasta strzegą duchy, które często rozmawiają z nowoprzybyłymi. Więc tak naprawdę, gdy ktokolwiek usłyszy, że w którymś domu straszy, nie weźmie tego za sytuację nadzwyczajną - dopełnił znowu Nikolaj.
- Nawet gorzej jest postrzegany w Nowym Orleanie dom, w którym nie straszy i stoi pusty - wtrącił swoje trzy grosze Nadian.
- Dokładnie, miejscowi nie boją się duchów i żyją z nimi w zgodzie - potwierdził Nikolaj.
- Z wyjątkiem domu przy 1140 Royal Street - rzucił Constatntin.
- Z wyjątkiem domu przy 1140 Royal Street. - Powtórzył Julian - W nieruchomości Madame, mieszkają złe duchy. Posiadłość przez dziesiątki lat, stała zrujnowana. Dopiero przy końcu XIX wieku miasto ją wyremontowało i otwarto w niej liceum ogólnokształcące. Jednak nadal w budynku działy się dziwne rzeczy, a liceum zamknięto. Kolejni nabywcy sprzedawali posiadłość. Otwarto już w niej bar, ale zamknięto, sklep meblowy - też zamknięto, a w latach dwutysięcznych piękny apartamentowiec. W 2007 roku kupił go Nicholas Cage, za 3,5 miliona dolarów. Twierdził, że nie boi sie niczego i dom pozostanie od teraz w rękach jego rodziny. A jednak niecałe dwa lata później wystawił go na licytację, nie komentując nigdzie swojej decyzji. Nieruchomość kupił bank amerykański, ale nie wiadomo, czy niedługo nie wystawią jej na sprzedaż.
- To w końcu straszą tam duchy czy nie? - pytał zaciekawiony Gregory.
- Nie tyle straszą, co podobno szukają Madame, by sie zemścić. Nikt nie wie dokładnie, co faktycznie się tam dzieje. Ale dziś chociaż wiemy dla kogo przeprowadzała chore eksperymenty - odezwał się Julian.
- A propos - wtrącił się Nadian - Nikolaj, skontaktuj się z Michaelem. Może porozmawia z tymi swoimi zwierzakami i jakoś potwierdzi nam wersję o śmierci Arcanosa.
- Arcanos nie żyje? - do sali narad wszedł Aleksiej, jego twarz była sino - żółta od gojących się pod skórą wylewów, a miejscami widniały pojedyncze szwy.
- Aleks, miałeś odpoczywać - Nadian wstał i podszedł przytulić szwagra, delikatnie poklepując go po obolałym ciele.
- Nic mi nie jest - odpowiedział, na co do uszu wszystkich doszło głośne sapnięcie. Oczy wojowników skierowały się na Catalina, którego twarz wyrażała jednocześnie gniew i smutek.
Poderwał się, by wyjść nie mogąc znieść widoku twarzy Aleksieja, ale silna, bratnia dłoń pociągnęła go z powrotem na fotel.
Ja nie mogę... - i Lonuc i Constatntin usłyszeli w myślach swojego brata.
Możesz, a Aleksiej zrozumie, pogadasz z nim po naradzie - odpowiedział mu Lonuc.
Zostaniemy z Tobą, jeśli będziesz tego potrzebował - odezwał się Constatntin.
Catalin skinął głową w odpowiedzi na słowa przesłane przez braci, ale wciąż unikał wzroku Aleksieja, skulił się na fotelu, jakby ta postawa mogła uczynić go niewidocznym, a to z kolei sprawić by czyny, których dokonał, stały się mniej znaczące. Mrok już nie miał nad nim władzy, jednak smutek przejął jego miejsce. Straszne były rzeczy, których dokonał, ale najgorszą karą było to, że musiał z tym żyć. Z zamyślenia wyrwał go głos Juliana.
- Podejrzewam, że skoro Maisy ma w sobie krew Arcanosa, ta jego cząstka obudziła się w niej gdy umarł. Dlatego zapadła w mrok, bo w chwili gdy została poczęta - tu z obawą spojrzał na Nadiana, ale tylko drgająca dolna szczęka zdradzała jego zdenerwowanie - Arcanosem rządził już mrok.
- A wędrówka ciała? - spytał Lonuc.
- Moim zdaniem to dwie osobne rzeczy. Najpierw mrok zawładnął Maisy, ale ostatecznie jej organizm sobie z nim poradził, gdyż jeszcze nie dojrzewa, wtedy dopiero będzie trzeba ją obserwować. A potem przyciągnęło ją wołanie Delphiny, którą kieruje chęć zemsty.
- Mówiłeś, że nie była sama - zauważył Nikolaj.
- W samochodzie był kierowca, nie wiem czy kobieta czy mężczyzna, i mężczyzna pasażer, który po ciosie jaki jej zadałem, zabrał ją do auta - odpowiedział Lonuc.
- Madame miała piątkę dzieci z trzech małżeństw, jeśli ona jest Sargaską, to one też. Możliwe, że trzymają się razem i była razem z nimi - podsumował Aleksiej - Lonuc, a co z Lou?
- Nie pytaj, zobaczyła mnie jak wgryzałem się w szyję Delphiny i uciekła, nie chciałem zostawić samej Maisy, więc... - wojownik westchnął cicho - a skoro Maisy wróciła do siebie, to nawet nie mam teraz pretekstu, by się z nią spotkać.
- Chcesz się poddać? Co by było gdybym ja odwiózł Carolyn, jak zobaczyła prawdziwe oblicze Aleksieja? - przypomniał mu Nadian.
- Lou - Catalin odezwał się dziś po raz pierwszy, głosem pełnym strachu - widziałeś jak Mrok próbował mną zawładnąć i czego się dopuściłem. Jeśli czujesz, że to Twoja Ariadna, musisz spróbować, musisz! Nie wolno Ci tego tak zostawić.
- Nie ma mowy, nie widzieliście przerażenia w jej oczach - odpowiedział z uporem.
- Lonuc, Catalin ma rację - odezwał się Aleksiej. Chciał, by wojownik, po którego pięściach nosił ślady na swojej twarzy, wiedział, że on go za to nie wini, że go rozumie, że wie, iż nie było w tym minimalnej nawet woli Catalina, bo Mrok to zniewolenie, to Pan, który zabiera Ci wolną wolę i uczucia, sprawia, że stajesz się bezdusznym potworem, którego nic już nie może powstrzymać przed zabijaniem.
A Catalin patrząc teraz w oczy Aleksieja, ponownie poczuł, że nie jest sam. Że rodzina, którą razem stworzyli, to wspólnota na dobre i na złe. Tym bardziej ból przenikał jego serce, a lekarstwem na ten ból była jego Dali.
Było późne, parne popołudnie, dlatego widok dobrze zbudowanego mężczyzny ubranego na czarno, w czarnych bojowych butach i w czarnym skórzanym płaszczu budził ogromne zainteresowanie. Constatntin mógł się oczywiście osłonić, ale lubiał czasem być po prostu sobą i nie kryć się przed światem. Półdługie włosy, które nie były długie na tyle by je związać, zaczesał dłonią ku górze i podniósł piękne, czarne oczy na napis "Uniwersytet Southern", który był dowodem na to, że dotarł na miejsce. Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że niedługo ją zobaczy. Była tu na pewno, bo jej zapach był przy tym budynku świeży i zbyt intensywny. Już się za nią stęsknił. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na głębsze uczucia względem tej kolorowej, czerwonowłosej dziewczyny, ale niestety, nic nie mógł na to poradzić. Może nie oszalał na jej punkcie, tak jak Lonuc, ale choć bardzo się starał, odkąd tylko wczoraj ją zobaczył, jej obraz cały czas błąkał się w jego głowie. Przeskakując po trzy stopnie w mgnieniu oka znalazł się przed drzwiami, które zaprowadziły go do środka. Przez nikogo nie pytany, omijany szerokim łukiem, bo przecież powiedzmy to na głos, wyglądał jak typ spod ciemnej gwiazdy, dotarł pod drzwi, gdzie Lou miała wykłady. Opierając się o przeciwległą scianę, wyobrażał sobie jaką będzie miała minę, gdy go tu zobaczy. Specjalnie wybrał tłumne miejsce, by czuła się bezpieczniej. Jednocześnie miał pewność, że wśród tylu ludzi, nie zrobi z siebie wariatki i nie zacznie wrzeszczeć na jego widok, po tym jak zobaczyła Lonuca w całej krasie. Na szczęście przyszedł w samą porę. Po kilku minutach jego dobry słuch, wyłapał odgłosy pakowania przyborów i zeszytów do plecaków i toreb, a także szuranie butów. Uśmiechnął się rozbawiony i wlepił wzrok w drzwi, które właśnie pierwsza wychodząca osoba otworzyła, a za nią wysypał się na korytarz tłum studentów kolegium nauczycielskiego.
Miłego czytania Kochani ! 💙
Historia Madame jest prawdziwa, wszystko to miało swoje miejsce w historii Nowego Orleanu, oczywiście poza faktem, że Delphina LaLaurie jest Sargaską, bo oni przecież nie istnieją... Chyba...😍 Ale kto to wie? 😍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top