10
Nadian, gdy kobiety i dzieci opuściły piwnicę, nie dał nikomu czasu na jakiekolwiek wyjaśnienia. Aleksiej już podkładał ogień pod budynki należące do mafii, więc nie było, na co czekać. Niedługo zrobi się tu tłumnie i głośno. Wsiedli do dwóch samochodów należących do Adama i zapewne, któregoś z tych nieżyjących bydlaków i wzmacniając ochronę przestrzeni wrócili do domu Tomiły w Skrzypnem.
Kobiety i dzieci były bardzo roztrzęsione i nie do końca mogły uwierzyć, że po kilkudziesięciu latach zostały nareszcie uratowane od oprawców. Ale jeszcze bardziej nie mogły uwierzyć, że mężczyzna, na którego teraz patrzyły odnalazł się po tylu latach, a raczej on odnalazł je.
Gdy dojechali na miejsce, wysiedli i Nikolaj z Aleksiejem odprowadzili kobiety, do wolnych pokoi w domku gościnnym, które wskazała im Tomiła. Julian zajrzał do nich, ale to nie był dobry czas na rozmowę. Wyglądały strasznie, były wycieńczone, osłabione i pełne obaw, do tego powiedział im, że jutro wylatują do Stanów. Obiecał, że przyjdzie rano, powiedział grzecznie "dobranoc" i poszedł do swojego pokoju.
Nadian jako przywódca i przewodnik nie chciał narażać tej nocy już nikogo, zarządził zatem pójście do pokoi, a siłą umysłu uśpił i kobiety i dzieci. Sam zaś stanął na straży. Nie zamierzał spać, chciał porozmawiać z Carolyn, bo choć widział ją wczoraj, tęsknił jak wariat.
Tomiła wykąpała się, a zaraz po niej poszedł pod prysznic Julian. Gdy wrócił, jego włosy były bardzo mokre, dlatego usadziła go tyłem do siebie na łóżku i zaczęła delikatnie osuszać jego miękkie włosy ręcznikiem. Potem wzięła szczotkę i powoli je rozczesywała, pasmo po paśmie. Nikt nigdy nie czesał jego długich włosów, więc było to dla niego bardzo intymne doświadczenie.
Uświadomił sobie, że na tym polega związek z drugim człowiekiem, na zażyłości, która rodzi się podczas zwyczajnych chwil, takich jak ta. Bo bycie z kimś na dobre i złe, to bycie ze sobą cały czas, towarzyszenie sobie w przeróżnych sytuacjach, codziennych i nadzwyczajnych. Może i brzmiało to kiczowato i jeszcze kilka dni temu sam by się z tego uśmiał, ale nie dziś. Dziś kochał i rozumiał już Nadiana, Aleksieja i Michaela.
Pomyślał nagle, że nie chce czekać, aż Tomi skończy czesanie, tylko odwrócił się do niej przodem.
Dziewczyna, kiedy tylko spojrzała w jego oczy, już wiedziała, co mu chodzi po głowie. Rzuciła ręcznik i szczotkę na podłogę, a potem przysunęła się do Juliana, złapała jego koszulkę do góry i ściągnęła jednym ruchem. Julian oparł się o ramę łóżka, a ona zaczęła badać opuszkami palców jego ramiona i szyję. Pochyliła się do jego pulsującej pod jej palcami tętnicy i najpierw złożyła delikatny pocałunek, a potem uszczypała zębami to miejsce. Syknął i w sekundzie zgarnął ją na siebie sadzając na kolanach okrakiem. Odchyliła się do tyłu by podziwiać jego twarde mięśnie brzucha. Przebiegła palcami od jabłka Adama, przez mocne mięśnie na klatce piersiowej, aż do zbiegu jasnych włosków pod pępkiem i podążyła ich śladem w dół. Zaczęła odpinać guziki jego jeansów.
- Tomi... - zaczął rozpinać guziki jej koszuli. Rozchylił ją i podziwiał piękne i kształtne piersi. A ona wsunęła dłoń pod jego bieliznę. Znowu syknął, czując narastające pożądanie. Pochylił głowę do jej ust i pocałował zachłannie. Wysunęli języki, które szybko odnalazły wspólne kroki tańca. Jej usta były ciepłe i miękkie, a Julian rozpływał się pod ich dotykiem. To było cudowne uczucie. Ale nie takie, jak to, którego doświadczył po chwili, gdy przerwała pocałunek i się odezwała.
- Kocham cię, wiesz?
Zamarł na te słowa. Owszem, byli połączeni, ale jeszcze, żadne z nich nie powiedziało tego na głos.
- Możesz powtórzyć? - wyszeptał kładąc obie dłonie na jej policzkach i składając na jej wargach kolejny pocałunek.
- Julian, kocham cię, bardzo - wyszeptała - wiem, że to dziwne, bo znamy się kilkadziesiąt godzin.
- Tomi, kocham cię - powiedział patrząc jej prosto w oczy.
Pomimo tego, że była w głębokiej żałobie, jej serce przepełniła radość.
- Juli, kochaj się ze mną. Chcę by nasz pierwszy raz był w moich górach...
Zaczęli się znowu całować i powoli dalej rozbierać. Czas się zatrzymał, lub jak ktoś woli, przestał dla nich istnieć. Julian pierwszy raz w życiu tak się czuł. Położył Tomi na plecy i pieścił każy kawałek jej ciała. Nie mógł uwierzyć, że leży pod nim naga i chętna. Zsunął usta do jej piersi, a ona sięgnęła ręką do jego członka. Złapała go mocno i zaczęła poruszać ręką w górę i w dół.
- Tomi, nie wytrzymam jak będziesz tak robiła - roześmiała się tylko przyspieszając ruchy dłoni.
- Jezu! - wyrwał się z jej uścisku i
wszedł w nią po sam koniec. Zaczął poruszać się w rytm płynącej w jej ciele krwi. Wyrównał z nią tętno i oddechy. Połączył ich umysły.
Kocham Cię.
Kocham Cię.
Ich myśli przenikały się wzajemnie. To nie było tylko cielesne połączenie. Gdy szeptała jego imię pomiędzy mocnymi pchnięciami, słyszał jej głos w głowie. Płynął przez myśli do serca, aż wypełnił go całego.
Gdy przyspieszył osiągnęli w jednej chwili spełnienie, a Tomi wykrzyczała głośno jego imię.
A potem zasnęli wtuleni w siebie.
Rano gdy słońce wstało, oboje już nie spali. Po jedenastej miało się odbyć nabożeństwo żałobne, potem pakowanie i wylot z Polski. Tomiła rozmyślała nad tym, ale nie miała żadnych wątpliwości. Popatrzyła na Juliana i wyciągnęła rękę, by palcem rozetrzeć zmarszczkę, która powstała, bo intensywnie nad czymś rozmyślał.
- Juli, co cię trapi? - zapytała.
- Pójdziesz, ze mną do nich? - siedział oparty o ramę łóżka bawiąc się warkoczem swojej partnerki.
- A jeśli nie będą chciały się przy mnie otworzyć? Jestem twoją Ariadną, nie ich - podniosła się z pozycji leżącej i usiadła przed nim na piętach wpatrując się w jego oczy. Wieczorem nie przyglądała się za bardzo kobietom, ale gdy teraz odtworzyła w głowie ich obraz dostrzegała podobieństwo. Cała trójka miała jasne włosy i niebieskie oczy, podobne pociągłe nosy i wąskie usta. I Lena i Pola urodziły się kilkanaście lat przed Julianem. Tyle, że rodzice nigdy, mu nie mówili, że nie był jedynakiem. Wczoraj, gdy je zobaczył, coś w nim drgnęło. To były przebłyski, migoczące światełka neuronów, które ożywiły się w jednej chwili, przypominając mu kilka obrazów z wczesnego dzieciństwa.
- Co pamiętasz? - spytała Tomi bawiąc się jego włosami.
- Twarze. Ich oczy. Dłonie. Troskliwe i ciepłe - gdy głos mu się załamał pogłaskała go po policzku - przeglądałem się w lustrze wody w zatoczce strumienia. A potem chciałem umyć ręce i przewróciłem się. Skaleczyłem się w kolano upadając na kamienie w strumyku. Jedna z nich, chyba Lena, miała na mnie oko, robiąc pranie w strumieniu. Podbiegła zostawiając szmaty, które popłynęły z prądem wody. Podniosła mnie płaczącego z ziemi, wzięła na ręce i zaniosła do domu. Gdy weszła do chaty posadziła mnie na stole. Pola od razu podbiegła i zajęła się skaleczeniem. Przetarła zranienie, a potem kawałkiem płótna owinęła kolano. Obie pocałowały je, mówiąc, że do wesela się zagoi. Nad wodą, w odbiciu widziałem swoją twarz. Patrząc dziś na chłopca...
- Krystian jest podobny do ciebie, ma Twoje rysy... - przerwała mu.
- Tak, też to dostrzegłem. Wczoraj mówiłaś, że straciłaś rodziców, a zyskałaś siostrę i braci, popatrz - przygarnął ją do swojej piersi - ja w jeden wieczór stałem się bratem i wujkiem. Oboje straciliśmy bliskie osoby, a los obdarzył nas rodziną, o której istnieniu nie mieliśmy pojęcia.
- Nasze drogi są bardzo podobne... - mruknęła w jego koszulkę - choć mamy swoje własne wspomnienia.
- Teraz już będziemy mieć wspólne - wyszeptał i pocałował ją.
Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Jeszcze kilka godzin i opuści Polskę. W jakiś sposób na zawsze. Pewnie będzie tu wracać, ale mieszkać już tu nie będzie nigdy. Podniosła się gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - zawołał Julian.
Drzwi otworzyły się mocno, a w progu stanął Mariad.
- Tomi, mamy mały problem. Nie mamy w co ubrać tych kobiet - spojrzał na brata i mruknął speszony - przepraszam to znaczy twoich sióstr.
- Spoko, bracie - odpowiedział Julian.
- Tomi, one są takie chude, wszystko w twoim rozmiarze będzie na nich wisieć, ale nie mamy innych ubrań - Mariad westchnął na samą myśl, przez co przeszły.
- Już coś zorganizuję - odpowiedziała wstając i całując Juliana przed wyjściem z pokoju, a potem usłyszeli jak zbiega po schodach.
Mariad stał i patrzył na Juliana.
- Czego? - warknął, bo był pewny, że Mariad się nabija.
Brat podszedł i usiadł na łóżku.
- Wiesz, że nie widać już w tobie mroku? - powiedział dziwnym tonem.
- Czuje to, czuję się całkiem inaczej.
- Julian ja nie.
- O co biega? - spytał zaniepokojony.
- Bo ja chyba już nie mam wiele czasu. Wczoraj na akcji czułem mrok. Jak wpełza pod skórę i sunie do serca.
- Spokojnie. To nie dzieje się w jeden dzień - chciał go pocieszyć.
- Nie, to dzieje się już od dawna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top