MISJA 08 - KLUB TEM

Przyznam, że dawno mnie tu nie było, za co przepraszam. Na ostatni czas odstawiłam Wattpada, bo prawdę mówiąc zastanawiam się nad własnym życiem. Czy iść na studia czy nie. Czy szukać pracy czy nie. Po prostu Witaj, dorosły świecie! 

A tak na poważnie: to serio jestem na skraju załamania psychicznego. Jedyne, co jest pewne to, to że chcę dalej pisać ;) Dla siebie i dla Was.  Więc pomimo kryzysu emocjonalnego i twórczego, w końcu powracam. 

Podsumowując - zapraszam do czytania ^^

  "Kobieta jest cudem boskim, szczególnie jeśli ma diabła za skórą."

Alfons Allais

Cholernie gorąco, osądził Uzumaki, odpinając kolejne guziki i tak rozpiętej już koszuli. Jego zamglone, acz niezwykle badawcze spojrzenie wylądowało na tańczących na rurze dziwkach. Dziewczyny odziane w skąpe ubrania — raczej nałożone tylko po to, by kusiły, niż coś zasłaniały — poruszały się idealnie w rytm muzyki, spocone i niezwykle chętne. Jedna z nich, rudowłosa piękność, mrugnęła do niego, po czym oblizała lubieżnie usta. Blondyn odparł uśmiech, jak gdyby ta próba uwodzenia klienta zadziała.

Choć szczerze mówiąc, mijało się to z prawdą. Naruto nie był zainteresowany żadnymi tutejszymi dziwkami, a przynajmniej nie teraz. Jego umysł pochłaniały aktualnie inne myśli.

Po pierwsze: mężczyzna obok.

Młody, jakieś dwadzieścia, dwadzieścia pięć, nie więcej, lat, niezbyt wysoki, jednak dobrze zbudowany, co można zauważyć przez sposób w jaki marynarka opina jego klatkę piersiową . Rękawy podwinięte, budy wypolerowane — nienagannie ubrany, bogaty, prawdopodobnie jakaś szycha, ale nie aż tak ważna. Możliwe, że syn znanego mafiozy, poruszającego się w tych kręgach. Oczy rozbiegane — ostrożny? Nie mający ochrony, a przynajmniej żadnej jak na razie nie widać... Więc, przyszedł tutaj, nie powiadamiając ojca. Boi się, że ten może w każdej chwili odkryć jego małe kłamstewko...

Po drugie: Uchiha. A dokładnie Uchiha, stojący po drugiej stronie pomieszczenia i rozmawiający z jakąś kobietą, jakieś pięć minut temu, ponieważ właśnie teraz, gdzieś ten dupek zniknął.

Wprawdzie mógł kryć się pośród tłumu, niemniej po kolejnym zapoznaniu się z otoczeniem, Uzumaki wykluczył ową możliwość. Uchihy nie było.

Mam nadzieję, że trzymasz się planu, a nie zabawiasz przyjaciółeczki.

Trzecia opcja, że ktoś przechwycił bruneta, nie mogła wejść w grę. A przynajmniej Naruto takową ignorował.

W gruncie rzeczy pół godziny temu rozdzielili się, mając zamiar prześwietlić cały teren, zapoznać się z ludźmi i wypytać o Madarę. Ostatni podpunkt był tym najważniejszym.

— Interesujące widoki, co? — Naruto odwrócił się, niby zdziwiony do mężczyzny, którego niedawno zanalizował. Potem z uśmiechem zlustrował jeszcze raz kobiety, o których było mowa i swobodnie odparł:

— To prawda, niezaprzeczalnie interesujące...

— Sai — przedstawił się, wyciągnąwszy rękę w stronę Naruto. Ten zaś odwzajemnił silny uścisk dłoni i odparł:

— Kiba. — Imię zmarłego przyjaciela gładko przeszło przez usta, tak jak zawsze, gdy nie chciał zdradzać swojej prawdziwej tożsamości.

— Pierwszy raz? — zagadał Saia, zerkając na niego kątem oka, mimo że znał odpowiedź.

— Nie, już kiedyś byłem tutaj z ojcem... — Wahanie w głosie sprawiło, że kącik Uzumakiego lekko drgnął. Ten facet był naprawdę naiwny i przewidywalny.

I w istocie, coraz bardziej Naturo się w tym utwierdzał, gdy podtrzymywał konwersację. Gdy kolejne niuanse wychodziły na światło dzienne.

Przy okazji zaopatrzyli się w drinki. Sai z każdym kolejnym stawał się wylewniejszy, nie zwracając uwagi, że Naruto nie wziął chociażby łyka ze swojego, a tylko bacznie obserwował mężczyznę.

W końcu nastał czas, by wypytać o najważniejsze. Naruto od początku miał przeczucie, że ten tutaj, dzisiejsza jego ofiara, będzie coś wiedzieć.

— Słyszałeś może o Madarze? — pytanie zadał mimochodem, udając, że nie jest aż tak bardzo tym zainteresowany.

— Bo wiesz ostatnio chodzą pogłoski... — dodał.

Sai napił się napoju i z niemałym zaangażowaniem odparł:

— A kto tutaj nie słyszał o Madarze? — zakpił — Boss tej dziury, jak wszyscy wiedzą, ma z nim niby zażyłe stosunki, chociaż od ojca słyszałem, że sprawy mogą się mieć inaczej... wiesz, obie strony układają się ze sobą, ale czy lubią wzajemnie? Raczej też wątpię... Zresztą jakby przyszło co do czego, wygryźliby się jak psy, ale nic dziwnego — mafia to brudny biznes — podsumował, a Naruto skwapliwie przyznał mu rację. — Ja tam wolę swoją sztukę. Wiesz, sztuka może być płytka lub głęboka, ale nigdy, zapamiętaj to przyjacielu, brudna.

Uzumaki również w tej kwestii się z nim zgodził, nie żeby przywiązywał do tego wagę. A potem kontynuował:

— A wiesz może, gdzie Madara ostatnio przebywa? Bo znajoma ciotki chciała go odwiedzić, też jest z tych sfer — ściszył znacząco głos, dając tym samym znać, że także kobieta obraca się w mafijnym biznesie. — Podobno mają jakąś wspólną historię, ale szczerze, o co dokładnie chodzi, nie wiem...

— Przykro mi, chyba w tym aspe...

Nagle wśród tłumu uniosły się jakieś krzyki; słychać było jawne poruszeni. Naruto zmarszczył brwi dopatrując się, że niektóre szychy w pomieszczeniu sięgnęły do broni, lecz je nie wyjęły. Jego dłoń także odruchowo powędrowała do szlufek spodni, chcąc już zadziałać. Wiedział, że coś się stało, coś ułożyło się nie po jego myśli...

— O co chodzi... — zapytał Sai, gdy przed nimi wyrosło kilka "goryli". Niebieskie oczy Naruto automatycznie przybrały stalowy odcień. Czterech, osądził, nie, poprawił siebie widząc wśród tłumów jeszcze kilku tajniaków, piętnastu.

— Idziesz z nami — zdecydował jeden, patrząc na Naruto z wyraźnym grymasem na twarzy. Za nim ludzie przerwali swoje dotąd wykonane czynności i chłonęli nieoczekiwany zwrot wydarzeń.

— Ale po co... — dalej usiłował czegoś dowiedzieć się Sai i mimo że był synem mafiozy, doprawdy niewiele wiedział o tym świecie. A z pewnością nie tyle, co Naruto. Tutaj nie zadawało się pytań, a po prostu dostosowywało do poleceń.

W szczególności, gdy tych "po drugiej stronie" było o wiele więcej.

— Dobrze — głos miał rzeczowy. Potaknął jeszcze głową i ruszył sztywnym krokiem, otoczony przez "goryli". Ludzie wyraźnie zawiedzeni, że tym razem nie zobaczą akcji na żywo, powrócili do przerwanych czynności. Byli niczym parszywe hieny, dla których jakaś sensacja, strzelanina, zarżnięcie kogoś, było dobrą zabawą. Te hieny szybko zapominały o nieprzyjemnych wydarzeniach i wracały do swoich nor. Teraz także tak uczyniły.

Muzyka grała dalej, wystukując przeraźliwy, intrygujący rytm zapowiadający czyiś nierychły koniec. A może tak się tylko zdawało Saiowi, który posłał ostatnie współczujące spojrzenie blondynowi?

— Tak, z pewnością za dużo wypiłem — osądził, gdy zamiast przerażenia w oczach Kiby, zobaczył wyzwanie, a na ustach złowieszczy uśmiech.

Po ciele Saia przeszły niekontrolowane dreszcze.

— Tak, zdecydowanie za dużo...

***

Hinata uniosła ciężkie powieki, by przywitać jeszcze większą ciemność — przepaska na oczach nie pozostawiała złudzeń, tak samo jak zimne, metalowe kajdanki. Stęchły zapach, zapach krwi, którą przesiąkły te ściany również powiadomił Hinatę, że nie ma żadnych szans. Nie w tym starciu. I nie z nią.

Dźwięk uderzenia szpilki o podłogę rozbrzmiał w jednej chwili, przyprawiając dziewczynę o dreszcze. Kolejny stuk był mocniejszy niż poprzedni i z pewnością dochodził z bliższej odległości.

Hinata odruchowo szarpnęła się, kiedy kobiece perfumy dotarły do jej nozdrzy, a szept otulił jej ucho.

— Powinnaś była być o wiele bardziej ostrożna, kochana. — Głos nacechowany współczuciem i empatią, w rzeczywistości pozostawał syczeniem zwodniczego węża. Gada. Hinata teraz nie dała się nabrać i jedynie odparła ze strachem:

— Powinnam.

Jednakże Tsunade zignorowała ciche słowa brunetki i usiadła na ramie krzesła, jednocześnie dłonią muskając jej blade lico.

— Ja natomiast — kontynuowała niezrażona — powinnam już dawno wykopać ciebie z firmy. Szczególnie patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń. Żeby nabrać się na schorowaną, potrzebującą pomocy staruszkę?

Perlisty śmiech odbił się głuchym echem od ścian. Puls Hinaty niekontrolowanie przyspieszył. Serce wybijało swój własny, nieprzyjemny rytm.

— Myślałam, że każdy z moich — podkreśliła — ludzi wie na czym polega dobry kamuflaż i co za pomocą niego można osiągnąć. Peruka, makijaż, soczewki, ciuchy i... mamy staruszkę... — mówiła dalej, każde kolejne zdanie akcentując coraz mocniej.

— Ale wiesz, po czym tak naprawdę można się domyśleć niekompetencji agenta...? Nie? Powiem ci. — Gwałtowne szarpnięcie, głowa dziewczyny trzymana przez zimne dłonie teraz skierowana była na lewo, a wargi musnęły lekko te drugie i oczywistym było, że jest to ostatni w życiu pocałunek Hinaty. Pocałunek śmierci.

— Po tym jak wiadomo, że cały czas kłamie, kochanie.

Czas zacząć zabawę.

I mimo że te słowa nie zostały wypowiedziane, Hinata dobrze wiedziała, że nie ma to znaczenia, bo właśnie teraz czuła... czuła złowieszcze myśli Tsunade, czuła jej pasję i jej obłęd.

Tsunade niegdyś była określana mianem najlepszej morderczyni. Uważaj na nią, nie daj się złapać.

Madara w istocie ostrzegał, ale tak naprawdę nie obchodziło go co mi się stanie, pomyślała Hinata, chodziło tylko o niego i jego pieprzoną zemstę... Czarne ślepia Madary zalśniły we wspomnieniach. Lekki półuśmiech zagościł na ustach mężczyzny.

— ... nie daj się złapać.

Olśnienie przyszło niespodziewanie szybko i wcale nie było pocieszające.

On od początku wiedział, wiedział, że tak to się skończy...

Krzyk rozbrzmiał w pomieszczeniu, gdy ostry nóż wbił się w środkowego palca, jednocześnie obcinając go. Trysnęła krew, łzy stanęły w oczach dziewczyny, a wargi zadrżały w szlochu.

— To właśnie ten moment, w którym wszystko mi śpiewasz, Hyuuga. — Nie było wahania, tym razem Tsunade nie kryła się pod żadnymi półsłówkami; jej głos na wskroś pozbawiony emocji, ociekał lodem.

— Ja...

— Tak? — Tsunade nachyliła się jeszcze bardziej, tak że blond włosy zlały się z tymi czarnymi.

— Ja... nic... nie... powiem. — wychrypiała, wiedząc, że to i tak by niczego nie zmieniło — jej los był przesądzony. Tsunade nie wybaczy zdrady, dlatego też wolała milczeć.

Tyle tylko, że Tsunade miała większe doświadczenie z takimi jak Hinata. Była świadoma jak to się zaczyna i jak kończy.

Więc uśmiechnęła się, bo w gruncie rzeczy takiej odpowiedzi oczekiwała. Zacisnęła mocniej dłoń na uchwycie noża i wbiła w kolejnego palca.

Ponowny krzyk był niczym symfonia dla uszu Tsunade.

— Każdy ptaszek w końcu zacznie ćwierkać — stwierdziła z zachwytem.

***

Uchiha stanął tuż obok Uzumakiego bez zdziwienia. Spodziewał się, że tak właśnie się to wszystko potoczy.

Obaj wraz z mafijnymi pieskami czekali w niewielkim holu, od czasu do czasu zerkając na drzwi umiejscowione po prawej stronie z niewielką, chwiejącą się literą T. To tam bowiem miała prawdopodobnie wyjaśnić się ta cała, nieprzyjemna sytuacja, a przynajmniej tak wywnioskował Naruto razem z Sasuke, po tym, jak jeden z piesków wszedł do środka i już nie wyszedł.

W końcu usłyszeli szczęk zamka i drzwi uchyliły się. Mafiozi automatycznie drgnęli; machnięciem nakazali im się ruszać.

Agenci wymienili między sobą spojrzenia i wkroczyli pewnie do środka, by przywitać jeszcze większy półmrok.

Tutaj nie było żadnych oślepiających świateł, żadnej muzyki — po tym jak drzwi się za nimi zatrzasnęły, żadnych niepowołanych ludzi. Tylko dwóch ochroniarzy, oni i ... kobieta zasiadająca na pięknie wykonanej, czerwonej kanapie.

— Witajcie, chłopcy — szepnęła z zadziornym uśmiechem, zamaczając usta w kieliszku z czerwonym winem. Zaraz po chwili jednak odstawiła napój i wnikliwiej przyjrzała się gościom.

Oni także, mrużąc oczy, całą ją dogłębnie zlustrowali.

Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że to kobieta mająca w sobie to coś. Ten dziwny, niezrozumiały magnetyzm. Koścista twarz, wydatne usta, głębokie, elektryzujące spojrzenie — wszystko w niej kusiło, w pewien sposób mówiło: "Bierz mnie, ale uważaj, bo możesz się sparzyć". Namawiało, by koniec końców absurdalnie odmówić.

Takie kobiety również można określić mianem niebezpiecznych i Naruto nie miał żadnych wątpliwości, iż ta niewiasta właśnie taka była.

— Kim jesteś? — zapytał Sasuke, ubiegając w tym Naruto. Blondyn jednak nie dał po sobie znać, że cokolwiek chciał powiedzieć; na jego twarzy malowała się perfekcyjna maska pozbawiona emocji. Taką również przybrał Uchiha.

— Właścicielką tego miejsca — powiadomiła z uśmiechem. — Mówicie mi... Temari.

Klub Tem, stąd nazwa, domyślił się szybko brunet, ale nie zawahał się przed kolejnym pytaniem:

— Po co nas tu sprowadziłaś?

Jakiś błysk w oczach kobiety zdradził, że nie jest jednak tak pozytywnie nastawiona na to spotkanie, jak chciała, aby myśleli. A przynajmniej — jak próbowała ukazać.

— Od swoich ludzi usłyszałam, że wypytujecie o Madarę.

Z pozoru niewinne zdanie, a kryło tak wiele. Począwszy od złowróżbnych intecjii, następnie kryjąc w sobie pytanie, a kończąc na... cóż... śmierci, która mogła czekać wraz z błędną odpowiedzią:

— To nasz dobry znajomy, aktualnie poszukujemy go. — Sasuke nawet nie drgnęła powieka.

— Tak? Dobry znajomy? Czy to się jakoś nie wyklucza? To chyba wy powinniście wiedzieć, gdzie ukrywa się wasz p r z y j a c i e l — osądziła, bawiąc się kosmykiem czarnych włosów. Uzumaki bezbłędnie zauważył, iż była to peruka.

Nie wiedział dlaczego, ale właśnie to odkrycie przypomniało mu rozmowę z Saiem i to, co mówił o relacjach szefa Klubu Tem z Madarą. A więc i to mogła być ich szansa...

— Tak naprawdę jesteśmy tu po to, by całkowicie zlikwidować Madarę. I tak, mam świadomość, że współpracujecie. Czysto teoretycznie. Ponieważ wiem też, że również marzysz, by pozbyć się tego sukinsyna — podjął oschle Naruto. Nie bawił się, nie patyczkował. Przedstawił wszystko zwięźle i na temat.

Temari zastygła. Chwile przyglądała mu się spod przymrużonych powiek, by koniec końców delikatnie się uśmiechnąć.

— No i teraz rozmawiamy jak trzeba... — orzekła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top