Instynkt
Wukong pędził ile tylko miał jeszcze mocy. Musiał znaleźć MK. Wyczuł jej magię i jego strach, gdy był w Celestial Realm. Zignorował wołanie Ne Zha, świszczący w uszach wiatr i dudniące kamienne serce.
Musiał znaleźć MK!
Musiał znaleźć młode!
Błysk błękitnego lodu przykuł jego uwagę i natychmiast zeskoczył z ciężkim stąpnięciem na ziemię.
Spojrzał w górę wprost w czerwone oczy Lady Bone Demon. Patrzyła z konsternacją i lekkim szokiem, który natychmiast zamaskowała za kpiącym uśmieszkiem i chłodnymi oczami. Jego kij był zamrożony.
- M-Małpi Królu...
Usłyszał urwany szloch za plecami.
Spojrzał przez ramię. MK klęczał na ziemi, a jego dłonie i oraz nogi częściowo były skute lodem. Włosy potargane z luźno wiszącą bandaną. Potargane i brudne ubranie. Oczy pełne łez i przerażenia.
MK było ranny...
MK był przerażony...
MK był w niebezpieczeństwie...
- Nie pokonasz przeznaczenia, Sun Wukong.
Spojrzał na nią z rosnącą furią, a szumienie w uszach nasiliło się, blokując wszystkie inne dźwięki. Zacisnął mocno szczękę, obnażając ostre zębiska, a z gardła wydostał się głośny bulgoczący warkot.
Młode było w niebezpieczeństwie.
Odwrócił się gwałtownie i skoczył w kierunku młodego. Pochwycił go w ramiona i jednym precyzyjnym stąpnięciem, rozkruszył lód i skoczył gwałtownie w górę, przywołując nimbus. Nie zważał na krzyki protestu młodego w swoich ramionach, przytulając go mocno do piersi.
Młode potrzebowało ochrony.
Szumienie w głowie nasiliło się, a widok przed nim zaczął delikatnie się rozmazywać. Młode przytulało się do niego mocno, cicho łkając.
Młode było przestraszone.
Dostrzegł latającą wyspę? Pokręcvił głową, odganiając mgłę sprzed oczu. Nie... To łódź. Latająca łódź. Jego przemęczony umysł podpowiadał cicho szeptem.
Bezpieczeństwo.
Schronienie.
Ostatkiem sił popędził nimbusa w kierunku latającej łodzi, ale chmurka zniknęła, nim zeskoczył na pokład. Otulił mocno ramionami i ogonem młode ochraniając je przed upadkiem o twarde podłoże. Runęli głucho o drewniane panele, potem drugi i przeturlali się kawałek.
Czuł otępiający ból pleców i głowy, rosnący chłód. Szumiało mu w uszach. Oddech był urwany. Niezdarnie podniósł się na drżącej ręce, a drugą podtrzymywał wciąż młode wtulone w jego pierś. Usiadł z sapnięciem, powstrzymując skowyt w krtani, gdy poczuł rwący ból w boku. Wyczuł czyjąś obecność, dziwny nowy zapach.
- MK!
- Dziecko!
Podniósł gwałtownie głowę. Zbliżała się duża grupa, bardzo szybko. Młode było ranne, nie było bezpieczne. W jego głowie natychmiast zadzwonił głośny alarm.
Niebezpieczeństwo.
Chronić młode.
Przytulił mocno młode do piersi i odskoczył w tył. Obnażył zęby i warknął ostrzegawczo. Jego ogon zamachał ostro na boki. Grupa zatrzymała się, a młode trzymało się mocno palcami za jego futro, coś mówiło, ale nie rozumiał. Smok zbliżył się z warknięciem, więc skupił na nim swoją uwagę i zasyczał ostrzegawczo, obniżając ciało w dół, żeby jak najlepiej ochronić młode przed ewentualnym atakiem.
- Ej, o co ci chodzi?! - Warknął smok, gdy zamachnął się w jego kierunku pazurami. - Odbiło ci? MK potrzebuje pomocy!
- Mei odsuń się, coś jest nie tak.
Świński demon odciągnął smoka na bok, ale Wukong nie miał zamiaru obniżyć swojej gardy. Zagrożenie nie minęło i młode nadal mogło zostać skrzywdzone. Istota na dwóch nogach w dziwnych szkłach na twarzy postąpiła dwa kroki naprzód.
- Tang, co ty robisz?
- Mam pewien pomysł, Pigsy. - Odpowiedziało stworzenie. - Zaufajcie mi.
Stworzenie wyciągnęło dłonie, więc Wukong natychmiast nastroszył futro i syknął ostrzegawczo, machając mocno ogonem.
Nie podda się bez walki.
Nie pozwoli skrzywdzić młodego.
- Już dobrze, Wukong.
Kłapnął zębami, gdy stworzenie zbliżyło rękę, ale szybko je zabrało. Jednak zaraz znów spróbowało.
- Jesteście bezpieczni. Nikt nie chce was skrzywdzić, Sun Wukong.
Warknął ciszej, niż zamierzał. Znał ten głos, to ciepło.
- Wiem, że się boisz i próbujesz ochronić MK, ale już nie musisz. Jesteście bezpieczni, zagrożenie minęło.
Ciepły ton, spokojny, bezpieczny. Oddychał szybko przez nozdrza, powoli chowając zęby.
- Już dobrze, Wukong.
Drgnął, gdy ciepła dłoń do dotknęła jego głowy.
Już dobrze, małpo.
Jego oddech zaczął zwalniać, a głośny alarm o zagrożeniu powoli ucichł. Mimowolnie zamknął oczy, rozkoszując się ciepłem i czułym przeczesywaniem palcami jego futra.
- P-Przepraszam... Mi...strzu... - Wydusił cicho, czując węzeł na gardle.
Dłoń na sekundę zastygła w miejscu, ale ponowiła po chwili swoje powolne ruchy.
- Nic się nie stało, chciałeś ochronić MK.
- P-Prz...praszam... ni-nie chciałem...
- Nie przepraszaj. Zrobiłeś, co należy, ale musimy go opatrzeć.
Wukong spojrzał na młode w jego ramionach. Mógł zaufać Mistrzowi. Mistrz jest bezpieczeństwem.
- Młode było... zagrożone... musiałem...
- Wiem. Dobrze się spisałeś.
Smukłe palce jego Mistrza zniknęły i delikatnie wyplątały z jego rąk młode, które następnie oddał w ręce jednego z jego młodszych braci. Patrzył uważnie, jak ostrożnie sadzają młode na ziemi, sprawdzają jego stan. Zaniósł młode w bezpieczne miejsce.
- MK, gdzie cię boli?!
- T-To nic, Mei...
- Krwawisz, dziecko! Gdzie jesteś ranny?!
- Ja nie... - Młode zamilkło i spojrzało na siebie z konsternacją. - Ale ja nie krwawię, więc skąd...
Młode gwałtownie podniosło głowę wprost na niego. Młode jest bezpieczne z jego braćmi, więc czemu na jego twarzy odmalowało się czyste przerażenie? Spojrzał w dół. Jego futro i przód ubrania był potargany i przesiąknięty krwią. Pod nim zebrała się już niewielka kałuża. Położył dłoń na dziurze w brzuchu, mrugając powoli.
Ach...
Ne Zha dźgnął go włócznią, gdy walczyli o zwój. To ma sens. Zapomniał o tym, bo młode było zagrożone.
- Małpi Królu?!
Huh...?
Skąd młode tak szybko się przy nim znalazło?
Zamrugał.
Młode coś mówiło, ale nie rozumiał. Rozejrzał się leniwie dookoła, ale nie było żadnego zagrożenia. Młode było bezpieczne.
Zamknął oczy, czując, jak powoli otula go chłód i senność. Ktoś coś krzyczał, przytulił go. Jego powieki były jak z ołowiu i mimo usilnych starań, nie był w stanie ich otworzyć. Wszystko zaczęło oddalać się, znikać za kurtyną senności. Wukong nie był jednak tym zbytnio przejęty, w końcu młode było bezpieczne z jego braćmi i Mistrzem, więc mógł odpocząć, a oni obronią je przed zagrożeniem.
Kiedy znów się obudził, czuł przemożny ból głowy, pleców i boku. Miał suchość w ustach, a w głowie watę. Nie mógł jednak leżeć bezczynnie, gdy nie wiedział, co z młodym. Pamiętał, że pozostawił go z Mistrzem i swoimi braćmi, ale czuł, że coś było nie tak. Jakby podświadomie wiedział, że nie mogli tu być obok niego.
Lekko chwiejnymi krokami szedł w kierunku zapachu młodego, gdzie czuł je najmocniej.
Musiał wiedzieć, że jest bezpieczny.
Musiał się upewnić, że jest cały.
Musiał wiedzieć...
- Małpi Król?
Wukong odwrócił spojrzenie w prawo i natychmiast przygarnął do siebie młode, ukrywając twarz w jego miękkich włosach, kompletnie nieświadomie, że jego ogon delikatnie zaczął merdać z zadowoleniem.
- Eee, M-Małpi Królu?
- Myślę, że morfina nadal na niego działa. - Głos Mistrza był nieco przytłumiony. - Podejrzewam, że poszedł poszukać swoje młode, gdy nie znalazł ciebie obok.
- Młode?!
- Tak jak mówiłem wcześniej, mam podejrzenie, że jego małpi instynkt zareagował w obliczu zagrożenia i dodając, że był ciężko ranny, to wiele wyjaśnia. Dla niego jesteś dzieckiem, więc to czysto naturalny odruch, żeby chcieć cię chronić i mieć blisko dla bezpieczeństwa.
- Awww, Małpa Man uważa MK za swoje bubu!
- Mei, to nie jest śmieszne! Czuje się wystarczająco nie komfortowo w tej sytuacji! Kiedy mu to przejdzie?! Nie chcę, żeby zrobił komuś krzywdę, bo będzie chciał mnie ochronić!
- Ciężko powiedzieć... Na razie musimy sprawić, żeby wrócił do spania i mieć nadzieje, że po tym mu przejdzie. Tak myślę...
- Tak myślisz?!
Wukong zaćwierkał z zadowoleniem, ocierając policzek o czubek głowy młodego, które zamarło w jego ramionach. Kiedy zaległa cisza, niepewnie spojrzał na młode w ramionach, a ono patrzyło na niego wielkimi oczami z nieopisanym uwielbieniem. Jednak to smok wydał z siebie piskliwy dźwięk i okrzyk:
- ON ĆWIERKA!!!
- Małpy ćwierkają, gdy komunikują się z młodymi lub członkami rodziny.
- To najbardziej urocza rzecz, jaką widziałem, żeby zrobił!
Młode wtuliło się mocno w niego, a Wukong wydał z siebie głośne ćwierknięcie zadowolenia, przytulając je do siebie mocno. Jego ogon zamerdał mocno, uderzając o podłogę z cichym odgłosem, gdy zaczął niekontrolowanie mruczeć.
- Mei! On mruczy jak kot!
- OMG!! TO TAKIE UROCZE!!
- MK, Mei nie rozbudzajcie go! - Odezwał się gburowaty głos. - Wyjdź z nim na zewnątrz i może tam się uspokoi, nie wiem...
- Aaach, racja!
- Wybacz Pigsy!
Wukong potarł niekontrolowanie oko i ziewnął szeroko, ukazując rząd ostrych zębów. Smok znowu coś piszczał, ale złota małpa zignorowała to i chwyciła w obie ręce młode i wyniósł poza obszar hałasu. Był nadal senny, a drzemka nie wydawała się złym pomysłem. Wewnątrz budynku było głośno, ale na zewnątrz było wręcz przeciwnie. Spokojna noc pod gołym niebem to zawsze dobry pomysł. Wukong usiadł w kącie z rozciągniętymi nogami, a młode usadowił przed sobą i mocno przytulił, mrucząc cicho.
- Ja też chcę! Ja też! Ja też! - Zawołał smok.
Zaćwierkał radośnie, gdy młode przytuliło go z radosnym piskiem, a smok przylgnął do jego boku, więc przygarnął go również do przytulania przed snem. Było to miłe, a smok emanował mocą równą pisklęciu, więc przytulenie go było w jego głowie całkowicie poprawne. Poczuł dziwnie znajome ciepło, gdy Wuiing otulił ich trójkę kocem. Zamruczał z zadowoleniem, gdy pisklę otarło policzek o jego ramię z cichym chichotem, a młode westchnęło rozkosznie.
Zamknął oczy, pozwalając, żeby otuliła ich cisza nocy. Mógł zaopiekować się również pisklęciem, skoro młode czuło przy nim komfort i bezpieczeństwo. Poza tym pisklę emanowało magią Ao Lie, więc musiało być z nim spokrewnione.
Coś szarpnęło mocno statkiem, wybudzając delikatnie Wukonga z miłej drzemki. Jak przez mgłę pamiętał szepty, cichą rozmowę, oddalające się ciepło i dłoń przeczesująca jego futro na głowie.
- Śpij, Wukong. To nic groźnego, śpij.
Zamruczał cicho, znów zasypiając.
Kiedy w końcu obudził się ze snu, zauważył, że noc ustępowała powoli nowemu dniu. Przetarł oczy i rozejrzał się skonsternowany. Zastanawiało go, dlaczego jest otulony kocem i skąd na nim tak intensywny zapach MK oraz Mei. W głowie mu nadal lekko kołysało, a może to tylko statek? Słyszał cichą rozmowę, a kiedy podniósł głowę.
Pac!
Niepewnie zdjął z twarzy papier, którym oberwał. Przyjrzał mu się wciąż zaspanym wzrokiem. Potarł oko dłonią. Wyraziste czerwone znaki kontrastowały na czarnych wzorach gór, lasów i...
- Małpi Królu, wstałeś!
Podskoczył.
Podniósł wielkie spłoszone oczy na młode... Nie, nie młode, to był MK.
Zamrugał powoli, próbując poukładać chaos w głowie. Pamiętał, że uciekł z nim od Lady Bone Demon i jak spadali, ktoś chciał zaatakować, ale... ale...
Wukong przełknął ciężko.
Ze zmarszczonymi mocno brwiami, spojrzał ponownie na mapę w swoich dłoniach. Czy Tripitaka naprawdę tu był, czy go sobie wyobraził? Natychmiast spurpurowiał, a z jego twarzy buchnęła para, gdy uświadomił sobie, że myślał o MK jak o swoim młodym, a Mei nazwał pisklęciem. Schował twarz w zwoju.
To było takie upokarzające!
- W końcu do nas wrócił! - Mei zaśmiała się wesoło. - I chyba przypomniał sobie, co robił.
- Nie robił niczego dziwnego przecież! - MK zaoponował. - Znaczy, no nie wiedziałem, że małpy potrafią ćwierkać i mruczeć, ale nadal to nie było takie złe, chyba...
Wukong pochylił się do przodu z uniesionymi wysoko ramionami. Jego twarz paliła od gorąca. Czując, jak koc z jego ramion delikatnie zsuwa się, chwycił go w obie ręce, uprzednio upuszczając zwój i naciągnął na głowę z cichym jękiem zażenowania.
- Definitywnie jest zażenowany własnym zachowaniem. - To na pewno był Pigsy.
- Ale czemu?! Był taki uroczy i zadziorny!
- Właśnie! I miziasty i puchaty i w ogóle!
Małpi Król zacisnął palce na kocu, czując powiększające się zażenowanie i przerażenie. Pokazał się z najsłabszej i najbardziej infantylnie prymitywnej strony, a jego protegowany uważa to za urocze! Sun Wukong nie był uroczy! Nie był też prymitywny! Nigdy w życiu nie czuł się tak obnażony przed kimkolwiek. Nigdy nie przeżył większej traumy jak teraz, no może poza zabiciem Macaque, ale to było dawno i nieprawda i nikt mu tego nie udowodni, dziękuję bardzo.
- Małpi Królu?
Słysząc głos swojego Mistrza, Wukong natychmiast zesztywniał i zacisnął mocniej palce na kocu, dziwiąc się, że jeszcze nie porobił dziur przez pazury, gdy ten ktoś przed nim próbował go unieść w górę.
- Małpi Królu.
Powtórzył głos, będąc na wprost niego. To nie był jego Mistrz. On nie żył od wieków, tysiącleci.
- Idź sobie...
Nie spodziewał się, że jego głos aż tak się złamie. Czy był bliski płaczu? Możliwe, ale nikt mu nie udowodni. Nope. Nu-uh!
- Małpi Królu, wyjdź.
- Nie!
Tang westchnął.
- Przecież nic się takiego nie stało.
- Nie... - Jego głos był cichy.
Słyszał oddalające się kroki i nagle poczuł dłoń na głowie pod przykryciem koca. Tak znajomy, tak ciepły i czuły gest, który potrafiła wykonać tylko jedna osoba. Osoba, która była martwa od tysiącleci. Dlaczego los tak strasznie z nim pogrywa?
- Wukong, proszę, wyjdź. Jesteśmy sami, poprosiłem, żeby wyszli.
Wukong niepewnie puścił koc, który ktoś bardzo delikatnie uniósł w górę, ukazując łagodne spojrzenie zza dużych okularów i ciepły uśmiech.
- Tutaj jesteś niemądra małpo.
Niemądra małpa...
Zacisnął mocno wargi, wciąż czując palące ciepło na twarzy. Najpewniej musiał być czerwieńszy niż swój szalik, bo Tang przybrał rozbawiony wyraz twarzy, jakby próbował powstrzymać śmiech. Wukong chciał ponownie zakopać się w kocu, ale mężczyzna mu nie pozwolił. Nieśmiało zerknął dookoła na tyle, ile mógł ze swojej obecnej pozycji.
- Reszta jest po drugiej stronie statku, żeby dać ci trochę przestrzeni osobistej. - Tang pośpieszył z wyjaśnieniem, widząc niepokój rudej małpy. - Szczerze, ze wszystkich skryptów czy ksiąg, jakiekolwiek o tobie czytałem, nigdzie nie wspomniano, że masz lęk przed dużą widownią, gdy zrobisz coś typowo małpiego.
- Jestem Małpim Królem, nie powinienem zachowywać się tak prymitywnie! - Jęknął cicho, chowając twarz w panelach. - Czuje się obnażony ze wszystkiego i upokorzony... I... I jeszcze nazwałem ciebie swoim M-Mistrzem... - Jego głos delikatnie się złamał i szarpnął ponownie koc na głowę. - Czuje się jak idiota...
Oj tak, Wukong definitywnie nie był w formie, a dodając rewolucje sprzed ostatnich kilku godzin, dni (nawet nie mógł stwierdzić, ile czasu był nieosiągalny mentalnie) to jedynie pogłębiało jego upokorzenie. Chciał się zakopać w ziemi i nie wyjść już nigdy, póki świat się nie skończy albo i dłużej jeżeli będzie musiał. Mógł powiedzieć, że czuł się jak młode, które odkrywa świat, ale on nigdy nie był dzieckiem, zrodził się jako dorosły osobnik z kamienia. Z kamienia, do którego formy chciał wrócić, żeby tylko uniknąć największego upokorzenia w życiu.
- Nie zaprzeczę, że było to na swój sposób urocze, a MK i Mei byli tobą zachwyceni, o ile to przy tym chłopaku jeszcze bardziej możliwe. - Tang odparł spokojnie. - Nie musisz się przejmować, że twój naturalny instynkt wziął górę, gdy byłeś ciężko ranny. Chciałeś chronić MK i Mei, bo są dla ciebie małymi dziećmi, co jest w pewien sposób adekwatne do twojego wieku...
Widząc, że jego słowa dały bardzo mały efekt, westchnął i przysiadł na wprost małpy.
Wukong, posłuchaj. Nikt nie oczekuje od ciebie, że będziesz wszechpotężny, bo jesteś Królem. Jesteś żywą istotą, nieśmiertelny czy nie, to nadal czujesz wstyd, zażenowanie i rozgoryczenie i to nie jest niż złego, a ukrywanie ich w sobie może mieć katastrofalne skutki na twoim zdrowiu. I nie, bycie nieśmiertelnym nie upoważnia cię do ignorowania swojego zdrowia, bo to tylko powoduje, że martwisz bliskich wokół siebie. Chcemy ci pomóc, bo nam na tobie zależy, jesteś częścią tej rodziny, czy tego chcesz, czy nie, Sun Wukong, więc przestań robić z siebie jedynego i potężnego Króla, że niby nic nie może cię skrzywdzić, bo to nie prawda! Przestań udawać, bo sam złapię twój kij i cię nim zleje na kwaśne jabłko!
Tang nie zauważył kiedy podniósł głos, ale nie potrafił znaleźć innego sposobu, żeby dotrzeć do tej twardej jak skała głowy Małpiego Króla. Małpiego Króla, który właśnie zaczął ryczeć jeszcze bardziej. Tang uniósł ręce spanikowany. Nigdy nie krzyczał na nikogo, czyżby przegiął?!
- Przepraszam...
Tang opuścił dłonie, kompletnie załapany zaskoczony. Czy Sun Wukong, Małpi Król, właśnie przeprosił za coś? Co? Może morfina jeszcze nie zeszła i miał nadal majaki?
- Znowu to zrobiłem... - Wukong wytarł o dłonią wciąż płynące po policzkach łzy. - Ja tylko... Ja tylko chciałem, żeby moja rodzina była bezpieczna, a wszystko znowu zepsułem... Skrzywdziłem was, bo moje biedne rozemocjonowane dupsko nie potrafi wziąć się w garść i o co? O głupi instynkt! Głupie emocje!
Wukong nadymał policzki jak chomik. Tang nie umiał powstrzymać parsknięcia, które natychmiast ukrył za dłonią, a drugą położył na głowie Wukonga i pogłaskał go. Małpi Król mimo wieku, wciąż zachowywał się jak rozkapryszone dziecko, gdy chodziło o emocje. Kiedy spojrzały na niego duże czerwono złote oczy, nie potrafił ukryć uśmiechu. Musiał nie zauważyć, że jego urok zniknął. To był prawdziwy Wukong, o którym tyle czasu czytał. Niebiańska Małpa o czerwonozłotych oczach, których bali się wszyscy, nawet jego własny mistrz i bracia.
Tang otworzył usta, żeby coś powiedzieć, gdy Wukong nagle na niego wskoczył i zasłonił. Po sekundzie dało się słyszeć, że ktoś do nich strzela. Wukong zasyczał cicho i obnażył zęby.
- Oooh, Wukong~!
Macaque ich zaatakował, tyle Tang był w stanie zarejestrować, gdy Małpi Król z niego zszedł i skoczył wprost na ciemną małpę, zderzając się w jednym ataku. Macaque idealnie chwycił obie pięści Wukonga. Mierzyli się chwilę, do momentu aż Macaque nie wykopał Wukonga prosto w ścianę, żeby uniknąć ataku MK i wystrzału zielonych płomieni Mei. Z cwaniackim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, spojrzał na dwójkę młodych, otworzył usta, żeby powiedzieć zapewne jakiś złośliwy komentarz, gdy wszyscy zamarli słysząc ciche urwane ćwierknięcie.
Macaque z głupim wyrazem twarzy spojrzał na Wukonga. Małpi Król klęczał na deskach z jedną ręką na brzuchu, a drugą zasłonił usta, kompletnie czerwony z wielkimi oczami. MK i Mei nabrali głośno powietrza z zachwytu. Wukong znów zaćwierkał! Jednak szybko odzyskali rezon, gdy tylko Macaque zniknął w cienistym portalu, żeby pojawić się na wprost Wukonga. Chwycił go za obie ręce i spojrzał w dół, a następnie na twarz rudej małpy. Bandaże były przesiąknięte krwią, co oznaczało, że szwy puściły. MK przygotował się do ataku i obrony Małpiego Króla, ale zatrzymał się gwałtownie i prawie nie wywrócił, gdy Macaque przybrał zmartwiony wyraz i wypalił na głos:
- Nie uderzyłem cię aż tak mocno, prawda?!
Wukong zamrugał powoli i pokręcił niepewnie głową.
Reszta zesztywniała, gdy Macaque przygarnął Wukonga w obronnym geście i spojrzał w ich kierunku z błyszczącymi upiornie fioletowymi oczami. Jego ciało otoczyła mroczna ciemnofioletowa aura.
- Co zrobiliście Wukongowi?
Jego głos był zimny, przesiąknięty obietnicą długiej i bolesnej śmierci.
- Ej, to ty nas zaatakowałeś! - MK wrzasnął z wytkniętym oskarżycielsko palcem. - Nie raz chciałeś zabić mnie albo Małpiego Króla!
- Za... CO?! - Futro Macaque najeżyło się gwałtownie, a fioletowa aura zniknęła. - Ja go tylko chciałeś pokonać, a nie zabić! W życiu bym go nie zabił, nieważne jak bardzo jest wkurwiający! Skąd w ogóle wam przyszedł ten pomysł?!
- Przecież próbowałeś go zabić, gdy odebrałeś mi moce! Sam to powiedziałeś! - MK przybrał nagle poważną minę i obniżył swój głos, żeby brzmieć podobnie do Macaque. - „Jesteś diamentem, to będzie takie satysfakcjonujące zabić cię twoja własną mocą", tak powiedziałeś!
- Oczywiście, że tak powiedziałem, żeby go zdenerwować! - Macaque wywrócił oczami. - To normalne, że rodzeństwo się bije i przekomarza, wyzywa i w ogóle, to jakby nasza druga natura. Zrozumiałbyś, gdybyś miał rodzeństwo!
- Rodzeństwo?! - Wszyscy wrzasnęli jak jednocześnie.
Macaque zamachał wrogo ogonem, mierząc ich groźnie, a Wukong spurpurowiał jeszcze bardziej, gdy zrozumiał, że znowu jest w centrum uwagi.
- Ach, teraz rozumiem! - Tang nagle zakrzyknął, uderzając pięścią o otwartą dłoń. - Wukong i Macaque są rodzeństwem, a ćwierknięcie, które wydobyło się z gardła Małpiego Króla, było odgłosem paniki i wezwania pomocy od rodziny! Dlatego Macaque zareagował instynktownie, żeby sprawdzić co z Wukongkiem i teraz go próbuje przed nami bronić, bo sądzi, że zrobiliśmy mu krzywdę! - Wyciągnął nie wiadomo skąd swój zeszyt i zaczął szybko wszystko spisywać. - Fascynujące...
Pozostali spojrzeli na Tanga z mieszaniną różnych emocji, ale to Sandy pierwszy postanowił podejść do dwóch małp i niezważająca na groźne warczenie Macaque, chwycił oboje za kark i podniósł w górę.
- Pan Małpi Król jest ranny, więc pozwolisz, że zajmiemy się jego raną, zanim jego stan się pogorszy. Możesz przy nim zostać i patrzeć, co robimy.
Sandy mimo łagodnego tonu brzmiał ostro i stanowczo. Pigsy westchnął ciężko, mamrocząc cicho pod nosem. Sandy potraktował dwa potężne byty jak zwykłe koty, które się pożarły o coś durnego. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że poskutkowało, bo Macaque siedział cicho z nerwowo machającym ogonem blisko Wukonga, gdy on i Sandy zmieniali szwy oraz bandaże. MK wyjaśnił, że to nie oni stoją za zranieniem Wukonga, a tylko go podleczyli.
Macaque później nie odstępował Wukonga nawet na krok, warcząc i sycząc, gdy ktoś się zbliżał zbyt blisko. Jedyne osoby, na które nie reagował groźnie byli Mei i MK, ale Tang wyjaśnił, że najpewniej on również instynktownie uważa ich za młode i pisklę, więc za najmniejsze zagrożenie dla rannego. Co tylko zostało potwierdzone, gdy Macaque ukradł kilka poduszek i koców, żeby zrobić gniazdo w rogu statku dla Wukonga, a następnie z pomocą cieni sprowadził Mei i MK, usadawiając ich blisko. Sam zaś siedział przed nimi z uważnym groźnym spojrzeniem, machając nerwowo ogonem.
- Myślę, że z Macaque po naszej stronie, jest większa szansa na znalezienie tego, czego Małpi Król szukał. - Tang przyznał, patrząc na śpiącą trójkę w gnieździe i siedzącego na straży Macaque. - No, co?
- I sądzisz, że tak po prostu nam pomoże? - Pigsy prychnął. - Kilka godzin temu próbował nas zabić i odesłać Małpiego Króla i MK do tej całej lodowej wiedźmy. Skąd wiesz, że nie udaje?
Tang spojrzał znów na Macaque. Był wyprostowany jak struna, machał nerwowo ogonem, a jego uszy delikatnie drgały na każdy dźwięk. Skupienie wręcz się z niego wylewało.
- Mam swoje podejrzenia. - Tang odparł wymijająco.
Pigsy westchnął ciężko. Wiedział, że jak Tang coś sobie ubzdura, to nic go od tego pomysłu nie odwiedzie. Tang zerknął ponownie na Macaque, gdy ten użył ogona do przykrycia Wukonga i dzieciaków. Uśmiechnął się, upijając łyk herbaty.
Małpi instynkt był naprawdę intrygującym zjawiskiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top