147 - opisowy

Papierkowa robota była zawsze czymś, czego Gabriel nienawidził z całego serca, tym bardziej, że gdy dostawał dokumenty do podpisu czy raporty do sprawdzenia, zawsze było tego tyle, że cały dzień musiał nad tym spędzić.

I dziś był właśnie ten dzień, gdy wszyscy w firmie przypomnieli sobie, że mają dla niego dokumenty do podpisania, co automatycznie sprawiało, że ten dzień będzie do kitu.

W momencie, gdy myślał, że gorzej już nie będzie, do jego gabinetu bez jakiegokolwiek pukania wparowała jego żona, a minę miała taką jakby, co najmniej dowiedziała się, że wyprzedali jej wszystkie ulubione torebki.

Stukając swoimi szpilkami, za których wartość można by było wyżywić nie jedną afrykańską wioskę, podeszła do biurka i opierając się dłońmi o biurko spoglądała na niego z góry chcąc wzbudzić w mężu respekt.

Jednak Gabriel, jako wprawiony małżonek patrzył na żonę obojętnym wyrazem twarzy zastanawiając się, co takiego musiało się wydarzyć, że jest taka wściekła.

- Jesteś z siebie dumny? - Zapytała praktycznie krzycząc

- Całe życie. - Odpowiedział obojętnie wracając do swojej poprzedniej pracy

- Na twoim miejscu bym nie była, bo przez ciebie to biedne dziecko będzie się wychowywać bez ojca. - Wykrzyczała mężowi odchodząc od biurka i robiąc kilka kroków wzdłuż gabinetu

- Jakie znowu dziecko? Możesz mówić jaśniej kochanie? - Zapytał wciąż spokojnie, przerywając swoją pracę i patrząc z zainteresowaniami jak jego żona stuka swoimi obcasami po niesamowicie drogiej podłodze

- Oczywiście, że mogę. - Odpowiedziała siadając wreszcie na krześle przy biurku męża - Pomogłeś naszemu synowi w wyjeździe do Ameryki. - Wyjaśniła

- Tak, jednak nadal nie wiem, o co ci chodzi.

- O to, że Marinette jest w ciąży i nie zamierza powiedzieć o niczym Adrienowi, a co gorsze chce się rozwieść. - Wyjaśniała łamiącym głosem ledwo powstrzymując płacz

- Co? Ty sobie żartujesz prawda? - Spytał starszy Agreste, nie wierząc w to, co słyszy

Gdyby tylko mógł to sprowadziłby syna z powrotem, ale nie miał prawa ryzykować życiem czy zdrowiem niewinnej osoby.

- Nie, więc może wreszcie coś zrobisz nim będzie za późno.

- Ale co ja mogę? Adrien nie może wrócić do Paryża. - Wyjaśnił wreszcie ukazując emocje, co mu się czasem zdarzało, tym razem był załamany i wściekły na samego siebie

- To u licha, dlaczego wyjechał? Jestem jego matką, mam prawo wiedzieć. - Była wściekła, na syna, na męża a nawet na samą siebie, że nie pojechała do Nowego Jorku i nie zaciągnęła syna do domu siłą

- Nie mogę kochanie, obiecałem mu.

- Jeśli mi nie powiesz, to nie tylko Marinette złoży dokumenty rozwodowe, ale też i ja. - Krzyknęła na męża próbując w ten sposób wydostać z niego prawdę

- A jeśli ci powiem to obiecasz, że nie powiesz o tym Marinette? - Zapytał żony z nadzieją, miał dość ukrywania tego przed wszystkimi, kto wie może jego żona będzie wiedziała, co z tym zrobić, mimo wszystko miewała czasem dobre pomysły

- Obiecuję, tylko u licha mów, co się dzieje.

- W takim razie, wszystko zaczęło się jak wrócili z podróży poślubnej...

--------------------------------------------------------------

- Ty sobie żartujesz? Trzeba coś z tym zrobić. - Poznanie prawdy sprawiło, że jeszcze bardziej straciła wiarę w męża i syna, oni tak naprawdę są po prostu cholernymi tchórzami

- Próbowałem Emilie, ale nadal istnieje ryzyko. - Starał się spokojnie wyjaśnić żonie, ale ona nie planowała się poddać

- Skąd pewność, że jeśli wróci to coś się stanie?

- Wyjaśnij to Adrienowi, on jest jeszcze bardziej uparty niż ty.

- Dobrze, że ciebie da się do czegokolwiek przekonać. - Mruknęła do siebie próbując coś wymyśleć

- Policja nic nie ustaliła.

- Zdziwiłabym się gdyby im się udało, ale nadal nie rozumiem, dlaczego Marinette nic nie wie, to by było najprostsze rozwiązanie. - Zapytała po raz pierwszy nie krzycząc na męża

- Adrien się boi, nie wiadomo, co by się mogło stać. - Wyjaśnił pijąc swoją od dawna już zimną kawą, o której istnieniu zapomniał

- To ciekawe, co by powiedział gdyby się dowiedział o ciąży.

- Właśnie, dlaczego nie chce mu powiedzieć? - Zdziwił się

- Nie chce, aby wrócił tylko ze względu na dziecko, ona też jest uparta. - Wyjaśniła załamana

Zwykle miała głowę pełną pomysłów, jednak w tej sytuacji nie miała pojęcia, co robić, gdyby nie upór jej dziecka to może byłby sposób. Nadal jednak uważała, że zbyt wyolbrzymiają tą sprawę, że może wystarczyłoby to zignorować.

- Co chcesz z tym zrobić? - Zapytał żonę, która wyglądała jakby próbowała coś wymyślić, co oczywiście robiła

- Jeszcze nie wiem, ale na pewno jest jakiś sposób. - Stwierdziła - Zadzwonię do Adriena, może coś wymyślimy.

- Powodzenia, a ja muszę wrócić do pracy. - Mruknął zerkając na stos dokumentów, które musi przejrzeć, ignorując już swoją żonę

- Nie po to tak się starałam, aby ich ze sobą połączyć, aby ktoś psuł to idealne małżeństwo. - Powiedziała cicho do siebie wychodząc z gabinetu męża snując pomysły jak to wszystko naprawić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top