Rozdział 36 ~ "Tak najbardziej bardzo?"
Od piętnastu minut obracałem w palcach małe, czarne pudełko. Przeskanowałem chyba każdy jego centymetr, wewnątrz i na zewnątrz. Nadal nie miałem pewności czy moja decyzja nie była jednak zbyt spontaniczna. Nie wziąłem pod uwagę, że Olivia mogłaby się nie zgodziła, a wtedy wyszedłbym na totalnego idiotę.
Była dopiero dwunasta, a Olivia pracowała do wczesnego popołudnia, więc pozostało mi jedynie czekać na nią w domu. Siedziałem rozwalony na kanapie, wsłuchując się w ciszę. której Toby wyjątkowo nie zakł. Zasnął kilkanaście minut temu. Miejmy nadzieję, że nie przerwie mi, kiedy będę chciał się oświadczyć. A raczej próbować to zrobić. Nie zastanawiałem się jeszcze jak to zrobię, bo przeczuwałem, że i tak nic nie poszłoby zgodnie z planem.
Byłem zdenerwowany, dlatego miałem chciałem spytać kogoś czy to normalne, czy może byłem tchórzem. Rozmyślania przerwał mi krzyk Toby'iego. Westchnąłem i niechętnie podniosłem się z kanapy. Poszedłem do sypialni i wyjąłem go z łóżeczka, w którym się wiercił. Próbowałem go uspokoić, jednak na marne. W zajmowaniu się dzieckiem to było najgorsze. Nawet przebieranie śmierdzących pieluszek nie mogło równać się ze skalą płaczu Toby'iego.
-Zlituj się, młody- powiedziałem, sadzając chłopca na kolanach. Z utrzymaniem równowagi było u niego jeszcze słabo, więc musiałem go trzymać- Toooby...
Perspektywa Olivii
Resztkami się wspięłam się po schodach do drzwi mieszkania i weszłam do środka. Zayn Idiota Malik znowu zapomniać zamknąć drzwi.
-Zay! Wróci...- zza rogu wyłonił się Malik i zasłonił mi usta dłonią.
-Toby zasnął trzydzieści sekund temu- powiedział, nasłuchując płaczu dziecka, jednak ten nie nadszedł- Te krzyki zachowaj na wieczór- uśmiechnął się, a ja wywróciłam oczami- Moje słońce jest zmęczone?- spytał chłopak, chowając mnie w swojej bluzie.
-I niewyprzytulane- mruknęłam, wtulając się w klatkę piersiową bruneta, i objęłam go ramionami.
-To akurat możemy załatwić od razu- Zayn pocałował mnie w szyję i schował twarz w moich włosach.
-Pójdę się najpierw wykąpać- oznajmiłam i wyplątałam się z uścisku chłopaka.
Poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Opłukałam się chłodną wodą, dając moim obolałym mięśniom możliwość regeneracji. Zimne strumienie mnie rozbudziły, więc wytarłam się i poszłam do sypialni po czyste rzeczy. Wciągnęłam na siebie bieliznę, lustrowana wzrokiem przez Zayna, i założyłam czarne dresy oraz białą koszulkę. Rozpuściłam włosy, które układały się w delikatne fale, i przeszłam do kuchni. Pomyślałam, że brakowało mi filiżanki mocnej, czarnej kawy.
-Olivia?- Zayn uwięził mnie pomiędzy swoimi ramionami, kiedy oparłam się o blat- Wiesz, że cie kocham?- zapytał głupio.
-Tak- powiedziałam, przechylając głowę.
-Tak najbardziej bardzo?- zacisnął usta, a ja zachichotałam, kiwając twierdząco głową- Bo wiesz...Kiedy się poznaliśmy, jedynie mnie wkurzałeś...To znaczy nadal wkurzasz, ale inaczej- uśmiechnął się, a ja szturchnęłam go w napięty brzuch-Jeszcze do mnie nie dotarło, że niedługo minie rok- przyznał, a ja przejechałam palcem po jego policzku. Zenuś był zestresowany, jak nic. Wystarczył mi jedynie rzut oka na jego twarz- Dużo spieprzyłem, ale skoro nadal ze mną wytrzymujesz, to...
Oboje odwróciliśmy głowy, kiedy usłyszeliśmy dźwięk dzwonka. Dodatkowo po mieszkaniu rozniósł się płacz Toby'iego. Zayn westchnął, oderwał się ode mnie i poszedł do sypialni. Kiedy w niej zniknął jego telefon zaczął dzwonić, więc zanim otworzyłam drzwi zaniosłam mu go.
-Idę!- powiedziałam podniesionym głosem i weszłam do przedpokoju.
Otworzyłam drzwi, a w progu zobaczyłam odzianego w granatowy mundur policjanta, który prowadził sprawę śmierci mojego taty. Nie ukrywałam zdziwienia na widok tego mężczyzny, zaskoczyła mnie jego wizyta. Czego mógł ode mnie chcieć?
-Miło znowu cię widzieć, Olivia- mężczyzna posłał w moim kierunku uśmiech. No, tak. Zapomniałam, że dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Tak bardzo jak byłam przekonana, że wszyscy policjanci to szarańcze, tak bardzo on temu zaprzeczał.
-Nawzajem- wydukałam, wyrywając się z szoku- Co pana sprowadza?- spytałam, wpuszczając mężczyznę do salonu- Herbaty?- skinął głową.
-To już trochę przedawniona sprawa, ale...Złożyło się, że wiemy kto potrącił twojego ojca- oznajmił, a moja ręka zamarła w połowie drogi do kubka. Przełknęłam gulę w gardle i, ignorując zbliżający się zawał serca, postawiłam herbatę na stole. Miałam ochotę krzyknąć; Zayn, nie wychodź do cholery z tego pokoju, ale byłoby to trochę podejrzane.
-Skąd?- spytałam, zaciskając palce na kanapie tak, żeby policjant tego nie widział- Kto?- moja warga zadrżała, a ja przymknęłam oczy. Musiałam zadać to pytanie, przecież już wiedziałam, lecz chciałam mieć pewność. Ale...nie będzie mógł aresztować Zayna, jeśli ja nie będę tego chciała, prawda?
-Wiem, że to dla ciebie trudne- powiedział- Prawda jest taka, że gdyby ten mężczyzna nie oddał się w ręce policji dobrowolnie, nic byśmy nie wiedzieli. Przyszedł dzisiaj rano i złożył zeznania- co on pieprzy? Zayn nie był na żadnym komisariacie! Tą kwestię przerobiliśmy już dawno- John Smith, mówi ci coś to nazwisko?
-Nie- pokręciłam głową otępiała. Pomylili się albo ten facet robił sobie jaja.
-Pracował z twoim ojcem, ale spokojnie. Wypadek nie był celowy- z każdym kolejnym słowem policjanta miałam coraz większy mętlik w głowie. Mój mózg już teraz był ciepłą papką- Zeznał, że potrącił twojego ojca szesnastego października wieczorem, wracając z pracy. Sprawdziliśmy to i czas dojazdu się zgadzał. Wiedział, że potrącił twojego tatę, lecz spanikował, dlatego się nie zatrzymał. Mówił, że jego żona była wtedy w ciąży i nie mógł zostawić jej samej, a wiedział, że trafiłby do więzienia. Pomyślisz pewnie, dlaczego zgłosił się akurat teraz.
-Tak- mężczyzna nie do końca odgadł moje myśli. Brzmiały one raczej; o co do cholery chodzi i czy to jest jakiś pieprzony żart. Musiałam wyglądać naprawdę okropnie, ponieważ mundurowy patrzył na mnie ze współczuciem.
-Niedawno dowiedział się, że jest śmiertelnie chory, więc postanowił umrzeć z czystym sumieniem- powiedział- Domyślam się, co czujesz, Olivia. Dla nas też był to szok. Nie spodziewaliśmy się, że ta sprawa doczeka się wyjaśnienia.
-A...to pewne na sto procent?- zdawałam sobie sprawę z tego, że to pytanie dziwnie brzmiało w tej sytuacji, ale...Zanim zacznę się cieszyć, muszę mieć pewność.
-Sto dwadzieścia- odparł policjant- Wszystkie fakty się zgadzają, poza tym kto normalny przyznałby do wypadku, którego nie spowodował?
I to przesądziło o sprawie. Podziękowałam mundurowemu za informację i odprowadziłam go do wyjścia. W tym samym czasie do pokoju wszedł Zayn. Usiadłam na kanapie i zakryłam usta dłońmi, czując, że zaraz zacznę płakać. Moje oczy już zdążyły się zaszklić Musiałam przeskanować to wszystko jeszcze raz- Zayn nie zabił mojego taty. Nie wiedziałam czy ten idiota pomylił miejsce, czy cokolwiek innego, nie obchodziło mnie to. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz i zalałam się łzami, które zaczęły strumieniami wypływać z moich oczu. Malik stałw miejscu i patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem, a po chwili znalazł się przy mnie.
-Co się stało?- brunet przyłożył dłoń do mojego mokrego policzka i odgarnął włosy z twarzy.
Zamiast odpowiedzieć, oplotłam ramionami szyję chłopaka i schowałam twarz w jego szyi. Trzęsłam się od płaczu, ale taki płacz to mógłby nachodził mnie codziennie. To był to płacz ulgi. Tak, niby już dawno wybaczyłam Zayn'owi, jednak ten ciężar nadal był uporczywy. Czasami było trudno. Nie wspominaliśmy o moim tacie, a kiedy zaczynały nachodzić mnie wspomnienia, nie mogłam się mu wypłakać. Bo jak? Gdybym to zrobiła, Malik znowu zacząłby zamęczać się myślami, że to jego wina, a w takim związku długo byśmy nie wytrzymali.
-Nie zabiłeś mojego taty, głupku- uśmiechnęłam się przez płacz i ścisnęłam bruneta mocniej.
-Olivia...Słaby żart- westchnął, a ja odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy.
-Nie żartuję, naprawdę- przygryzłam wargę. Musiałeś się pomylić, facet zgłosił się na policję dzisiaj rano.
Gdy byłam już spokojna, przynajmniej na zewnątrz, powtórzyłam Zayn'owi to, co przekazał mi policjant. Reakcja chłopaka była dość podobna do mojej, tyle, że on się nie rozpłakał. Minęło kilka minut, zanim oboje przyjęliśmy prawdę do wiadomości. Jednak dobry nastrój zniknął, kiedy bruneta naszła pewna myśl.
-Więc kogo potrąciłem?- spytał jakby do siebie, a ja spuściłam wzrok- Olivia, ja...Przepraszam, muszę wiedzieć- oznajmił i zacisnął usta w wąską linię. Spojrzał mi w oczy jakby nie mógł mówić dalej, jednak ja wyczytałam wszystko z jego oczu- Nie chcę cię zostawić, ale...Zrozum mnie- westchnął łącząc nasze dłonie- Przez te wszystkie lata zastanawiałem się kto to był, nie wiedziałem czy żyje. Kiedy do mnie dotarło, że to był twój ojciec, mimo wszystko miałem pewność. Teraz okazuje się, że jednak nie, a nie zniosę tego...
-Nie przejmuj się mną- przerwałam mu- Poradzę sobie, przecież jeszcze...jeszcze się zobaczymy- wydukałam drżącym głosem- Nie winę cię. To oczywiste, że chcesz wiedzieć- westchnęłam.
Zayn posadził mnie na swoich kolanach i objął mocno ramionami. Położyłam głowę na jego ramieniu i bawiłam się końcówkami jego włosów. Spędziliśmy w tej pozycji nieokreśloną ilość czasu, skradając sobie pojedyncze pocałunki. Chciałam nacieszyć się swoim chłopakiem, ponieważ niedługo prawdopodobnie nie będzie go w domu.
* * *
Poszło szybko. Następnego dnia Zayn musiał powiedzieć wszystko najbliższym. To chyba było dla niego najtrudniejsze, jednak nikt go nie osądził. Wszyscy byli w szoku, głównie nasze matki. Louis zrobił coś czego bym się po nim nie spodziewała. Stwierdził, że siedzi w tym gównie tak samo, jak Zayn i poszedł razem z nim. Policja szybko dowiedziała się kogo potrącił Malik. Całokształt sytuacji poprawiał fakt, że ten mężczyzna żyje. Pewnie dlatego wyrok był łagodny. Zayn dostał dwa lata, Louis rok, ponieważ to nie on prowadził. Rodzina i sama ofiara wypadku też jakoś specjalnie nie pałali do nich nienawiścią.
Po rozprawie udało mi się porozmawiać z Zaynem. Nie powiem, długo musiałam błagać policję o pięć minut prywatności.
-Trochę długo, co?- chłopak uśmiechnął się smutno- Louis powiedział, że będzie domagał się o wspólnej klatki ale ja wcale tego nie chcę- zachichotałam, lecz moje oczy pozostały poważne- Nie wiem tylko jak bez ciebie wytrzymam- westchnęłam, kiedy zetknęliśmy się czołami- Odwiedzaj mnie tam czasami- odchrząknął, a ja zerknęłam na jego lekko zaszklone oczy.
-Pewnie- dotknęłam policzka bruneta i przygryzłam wargę- Kocham cię- przyległam do chłopaka całym ciałem, a on zaczął gładzić moje plecy- A tylko spróbuj wyrywać jakieś niebezpieczne, wydziarane laski. Dowiem się od razu- przestrzegłam.
-A ty spróbuj na mnie poczekać- pocałował mnie w czoło i westchnął.
-Na ciebie zawsze, Zay.
Nie zabijajcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top