Rozdział 34 ~ "...księżniczko"
-Weź przestań, ludzie się gapią- wywróciłam oczami, kiedy Zayn przekroczył próg hotelu ze mną na rękach- Teraz nawet za granicą wiedzą, że jesteś głupi- spojrzałam na chłopaka współczująco, lecz on szedł dalej, niewzruszony.
Mineliśmy recepcję, ignorując rozbawione spojrzenia osób trzecich. Nasz pokój znajdował się na odległym piątym piętrze, dlatego wybraliśmy windę. Zayn wybrał piętro, praktycznie trzymał mnie jedną ręką...Jak on to robił? W windzie chłopak postawił mnie na podłogę, ponieważ moje nogi były za długie i się w niej nie mieściły (lol to bez sensu xd-truskafcia). To była najmniejsza winda jaką widziałam w życiu. Trochę to zaskakujące zważając na ilość klientów przemieszczających się w tym hotelu. Usłyszeliśmy charakterystyczne piknięcie, a po chwili winda się rozsunęła. Poszliśmy w kierunku pokoju numer osiem, po drodze Zayn ponownie wziął mnie na ręce.
Hol, w którym się znaleźliśmy był nowoczesny- białe ściany i ciemna podłoga ze sobą kontrastowały. Przerwałam podziwianie wnętrz, kiedy poczułam usta Zayna na swojej szyi. Nie zorientowałam się, że staneliśmy już przy drzwiach naszego pokoju. Malik przejechał językiem po moim obojczyku, potem pocałował mnie szybko w usta.
-Zachciało ci się?- spytałam, kiedy brunet otwierał drzwi.
Chłopak pokiwał energicznie głową. Złapał mnie w talii i wciągnął do pokoju, łącząc nasze usta. Pocałunek był namiętny, a nasze usta współgrały ze sobą idealnie. Uwielbiałam ten stan. Malik przygryzł moją dolną wargę i skierował nas do łóżka. Moja koszulka leżała już na podłodze, a Zayn pozbywał się swoich spodni. Żeby zająć czymś ręce, rozebrałam się do naga i ze skrzyżowanymi rękoma spojrzałam na bruneta, który odrzucał na bok swoje bokserki.
-Szybka jesteś- spojrzał wymownie na moje ciało, a jego oczy jeszcze bardziej pociemniały.
Źrenice miał rozszerzone jakby coś brał, jednak nie nacieszyłam się długo tym widokiem, ponieważ brunet zaatakował gwałtownie moje usta i położył na łóżku. W pokoju było słychać jedynie nasze szybkie oddechy. Zayn odpuścił sobie grę wstępną. Rozchyliłam usta, a potem przygryzłam wargę, kiedy we mnie wszedł.
Zawładnęło mną poczucie wypełnienia. Brunet oparł ciężar swojego ciała na rękach po obu stronach mojej głowy i zaczął się poruszać, nieprzerwanie mnie całując. Zacisnęłam palce na jego ramionach i wbiłam paznokcie w plecy, gdy zalała mnie pierwsza fala przyjemności. Oddawałam jego pocałunki z zachłannością, wyginając plecy w łuk. Zayn pocałował mnie w szyję, a nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą.
-Możesz trochę szybciej?- sapnęłam.
-Wedle życzenia- chłopak przygryzł punkt na mojej szyi i przyspieszył, a ja wplotłam palce w jego włosy.
Chwilę później krzyknęłam imię Zayna i byłam pewna, że ludzie z sąsiednich pokoi usłyszeli to aż za dobrze. Chłopak pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta.
-Kocham cię- powiedziałam i oddałam pocałunek.
-Ja ciebie bardziej- uśmiechnął się i odgarnął włosy z mojego czoła, by włożyć je za ucho- Szczęściarz ze mnie- powiedział dumnie, a ja wybuchłam śmiechem, widząc jego minę.
-Nie zaprzeczę- wytknęłam język i poklepałam chłopaka po policzku.
-Kiedy ty zrobiłaś się taka skromna, co?- spytał Zayn i podniósł nas do pozycji siedzącej, a ja cicho westchnęłam. Zapomniałam, że nadal we mnie był- Nie podniecaj się, co za dużo, to nie zdrowo- pocałował mnie w policzek i wyszedł z mojego wnętrza. Uśmiechnął się, widząc moje niezadowolenie i ubrał bokserki.
Położyłam się bokiem, a Zayn wrócił do łóżka i okrył mnie prześcieradłem, po czym przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Nasze usta ponownie się złączyły, a ja uśmiechnęłam się leniwie podczas pocałunku.
***
-Gdzie idziesz?- Zayn obudził się akurat, gdy wychodziłam z łóżka.
-Patrzeć na słońce- zachichotałam, założyłam majtki oraz koszulkę Zayna i wstałam- Idziesz ze mną?-spytałam, odwracając się w stronę chłopaka.
Jego włosy układały się w uroczy bałagan, usta były rozchylone, a oczy podpowiadały, że Zayn tak naprawdę jeszcze spał. Brunet skinął głową, ominął łóżko i razem wyszliśmy na mały balkon. Zayn usiadł na krześle, a ja wylądowałam na jego kolanach. Było wcześnie rano, a słońce dopiero wychylało się zza horyzontu, rzucając pomarańczowe smugi na niebieskie niebo.
-Co ci się w tym podoba?- spytał Zayn, ziewając.
-Ładnie wygląda- wzruszyłam ramionami.
Słuszne pytanie. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo interesowały mnie wschody słońca. Po prostu siadałam na zewnątrz i na nie patrzyłam. Nigdy nie zastanawiałam się, czemu to robiłam. Zwyczajnie to lubiłam, mogłam się wtedy odprężyć.
-Ja znam inne rzeczy, które ładnie wyglądają, ale jeśli patrzę na nie za długo, to ktoś bije mnie po głowie- mruknął brązowooki, a ja na niego zerknęłam. Podtekst dotyczący moich piersi był aż nadto wyczuwalny.
-Taki twój los, Zay- uśmiechnęłam się wrednie i pocałowałam Malika w policzek.
-Telefon chyba ci dzwoni- powiedział chłopak.
Westchnęłam i zeszłam z kolan bruneta. Otworzyłam drzwi balkonowe i zabrałam z szafki telefon komórkowy. Dzwonił telefon Zayna, nie mój. Mimo to odebrałam.
-Halo?- powiedziałam do słuchawki.
-Olivia?- to mama Zayna. Miała jakiś zmartwiony głos- Mogłabyś podać mi Zayna?- spytała.
-Pewnie, chwila- odpowiedziałam i wróciłam do Malika, szepcząc do niego: twoja mama.
Chłopak wziął ode mnie komórkę i zaczął rozmawiać z mamą. Tymczasem ja oparłam się o balkon i zaczęłam podziwiać słońce, które już w całości wyszło zza linii horyzontu i unosiło się dalej, ku górze. Niebo przybrało barwy niebieskie, pomarańczowe oraz różowe. Słońce ogrzewało nieznacznie moją twarz. Niedługo znowu będzie nieznośnie gorąco. Nie narzekałam. Francja to piękne miejsce.
Usłyszałam westchnienie Zayna i odwróciłam się w jego stronę. Twarz miał schowaną w dłoniach, od razu znalazłam się przy nim.
-Co się stało?- spytałam, marszcząc czoło. Zayn usiadł prosto i zacisnął usta.
-Tracy połknęła pół opakowania jakichś tabletek i niby zabrali ją na oddział zamknięty- powiedział.
-O boże...Celowo?- odparłam, oszołomiona tą wiadomością. Oparłam się o ścianę i wbiłam wzrok w punkt przed sobą- Musimy wracać- otrząsnęłam się- Kto zajmuje się Toby'm?- spojrzałam na Zayna.
-Moja mama- powiedział brunet, a ja skinęłam głową.
Zaczeliśmy się pakować. Nie potrafiłabym zostać tutaj ani jednego dnia dłużej, wiedząc co stało się Tracy. Chciała się zabić. Wiedziałam, że nie tryskała szczęściem, ale nie odważyłam się sądzić, że mogło być aż tak źle. Uderzyło we mnie poczucie winy. Powinnam to zauważyć. Ostatnio spędzałyśmy razem sporo czasu. Będziemy musieli zabrać Toby'ego do siebie, nie wiadomo ile czasu będzie trwało leczenie Tracy. Miałam nadzieję, że szybko z tego wyjdzie. Źle by się stało, gdyby taka dziewczyna się zmarnowała. Ciekawe czy jej rodzice cokolwiek wiedzieli. Oni zostawili córkę samą z dzieckiem. Nigdy nie zrozumiem takich ludzi.
Zayn zobaczył moje zamyślenie, wiedział, że się obwiniałam- wystarczyło jedno spojrzenie i wiedział co siedziało mi w głowie.
-Nawet nie myśl, że to twoja wina- przyciągnął mnie do siebie- Pomagaliśmy jej, nic więcej nie mogliśmy zrobić, rozumiesz?- spojrzał w moje oczy z desperacją.
-T-tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top