Rozdział 11 ~ "Zabierz mnie stąd"
Jeden dzień. Tyle dzieliło mnie od opuszczenia szpitala. Spędziłam tutaj okropne jedenaście dni, które ciągnęły się niemiłosiernie jakbym była tutaj od miesięcy. W tym czasie pochłonęłam kilka książek, nasłuchałam się rozmów staruszek z mojej sali i przeleżałam godziny w łóżku, nudząc się, stukając palcem w szafkę, kręcąc się z boku na bok.
Po szybkim prysznicu w przeraźliwie brudnej szpitalnej łazience, przebrałam się w czarne legginsy i białą bluzę. Wróciłam na swoje miejsce i z powrotem położyłam się do łóżka. Sala była aktualnie pusta- jedna babcia wróciła już do domu, jednak dwie nadal pozostały w szpitalu. Poza tym ta trzecia odwiedziała swoje znajome niemal codziennie, więc nie odczuwałam żadnej szczególnej różnicy.
Była czternasta. W szpitalu nie było zbyt dużo ciekawych rzeczy do robienia, więc kolejny raz potwornie mi się nudziło i nie wiedziałam czym się zająć. Otworzyłam szafkę i sięgnęłam po telefon komórkowy.
Do Zayn:
Przyjedziesz po mnie jutro?
Wysłałam wiadomość i odłożyłam telefon na szafkę, a w tym samym czasie do sali weszły staruszki, z którymi dzieliłam pokój. Mój telefon głośno zawibrował, a kobiety spojrzały na mnie z gromami w oczach. Zwalczyłam uśmiech cisnący mi się na usta i wzięłam telefon do ręki.
Od Zayn:
Aż tak ci się spieszy?
Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się pod nosem do telefonu, czując na sobie czujne spojrzenie swoich towarzyszek. Co za nieznośne stworzenia! Nigdy nie miałam nic do emerytów, ale te kobiety sprawiały, że zaczynałam wariować. Dosłownie nie było dnia, bym nie czuła na sobie ich krzywego spojrzenia. Miałam coś na twarzy, czy jak?
Do Zayn:
Mhm...To jak?
Tym razem nie zdąrzyłam nawet odstawić komórki, ponieważ odpowiedź Zayna przyszła natychmiast.
Od Zayn:
O której? xx
Do Zayn:
Jeszcze nie wiem :D Napiszę ci później. DZIĘKUJĘ :)
Prosiłam o pomoc Zayna, ponieważ nie chciałam żeby moja mama specjalnie wybierała się do mnie po mój samochód, a potem jechała nim aż do centrum- nie siedziała za kierownicą od wypadku taty, a ja nie miałam zamiaru tego przerywać.
* * *
Następnego dnia rano obudziłam się około piątej i nie mogłam dłużej spać. Domyślałam się, że to dlatego, iż już dzisiał będę mogła bezkarnie wyjść ze szpitala i nigdy więcej tu nie wrócić. Postawiłam to sobie za cel życiowy. Już nigdy w życiu na nic nie zachoruję.
Leżałam na łóżku przez trzy godziny- później przyszedł do mnie mój doktor. Poinformował mnie, że muszę odebrać z recepcji wypis i będę wolna. Wizyta lekarza ucieszyła mnie jak nigdy dotąd.
Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i ubrania do dużej torby, napisałam Zaynowi sms'a mówiącego, że może już po mnie wyjeżdżać i poszłam do recepcji po swój wypis. Recepcjonistka była uprzejmą kobietą w wieku średnim. Zabrałam wypis, wypełniłam tam, gdzie trzeba i skierowałam się do wyjścia.
Przekraczając próg, nie ukrywałam swojego zadowolenia. Stanęłam niedaleko wyjścia i usiadłam na ławce, położywszy torbę na ziemi. Zaczęłam wypatrywać samochodu Zayna. Czekałam na miejscu kilka minut- Zayn naprawdę nieźle się uwinął. Chłopak wysiadł z auta, dostrzegłszy moją osobę, i po chwili był przy mnie.
-Cześć- przytuliliśmy się na przywitanie- Zabierz mnie stąd- zażartowałam, a brunet uśmiechnął się lekko, wywołując znajome dreszcze u dołu mojego kręgosłupa.
Wbiłam wzrok w uśmiech Malika, jego brązowe oczy i pełne, malinowe usta, jednak odwróciłam głowę, kiedy mulat zerknął w moim kierunku. Boże, jak ja za zanim tęsknię. Żałowałam w tej chwili, że nie miałam w sobie tyle odwagi, by po prostu go pocałować. Nadal byłam tą zwykłą, tchórzliwą Olivią. Nic się nie zmieniłam.
-To chodź, jedziemy do domu- powiedział Malik i podniósł z ziemi moją torbę- I przestań pożerać mnie wzrokiem- dodał, szturchając mnie łokciem w bok, a moje policzki pokryły się soczystym rumieńcem.
Przepraszam Was za to coś powyżej...
Rozdział jest do kitu, wiem. Nie dzieje się nic ciekawego, to też wiem. Ale przecież musi trochę powiać nudą, zanim akcja na dobre się rozkręci :*
Dobranoc! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top