Rozdział 10 ~ "Musimy porozmawiać"

-Jesteś z Harrym?- uniosłam wysoko brew, kiedy Kelly skończyła opowiadać mi o wieczorze z przed kilku dni.

-No, tak- mruknęła dziewczyna pod nosem i spuściła głowę.

-To super- uśmiechnęłam się szeroko- Nareszcie się ogarneliście, pasujecie do siebie jak ulał- moja radość była całkowicie szczera, ponieważ długo czekałam, aż Harry i Kelly do siebie wrócą.

Moja przyjaciółka była przy nim naprawdę szczęśliwa, podobnie jak Harry przy niej. Cóż, trochę im to zajęło, ale ważne, że wszystko dobrze się skończyło.

Byłam w szpitalu od dwóch potwornych dni, które niemiłosiernie ciągnęły się w nieskończoność. W nocy praktycznie nie spałam, ponieważ przeszkadzała mi w tym złamana noga i gips na niej umieszczony oraz silny ból głowy. Podczas wypadku rzekomo uderzyłam głową w szybę na skutek czego moja twarz była cała w maleńkich, piekących zadrapaniach.

Nadal nie mogłam pojąć jak mogłam doprowadzić do tego wypadku, jakim cudm byłam w stanie pogrążyć się w rozmyślaniach tak bardzo. Świadczyło to jedynie o mojej niezaprzeczalnej nieodpowiedzialności.

Mama, Kelly i Harry odwiedzali mnie codziennie, jednak to Zayn spędzał ze mną najwięcej czasu w szpitalu. Potrafiliśmy godzinami rozmawiać przy szpitalnym łóżku, czym denerwowaliśmy starsze panie, z którymi dzieliłam czteroosobową salę numer dziewięć. Było to dla mnie trochę irytujące, ponieważ gdy nie było przy mnie rodziny, ani przyjaciół byłam zmuszona leżeć bezczynnie w łóżku lub czytać książkę, przysłuchując się rozważaniom emerytek nad kolejnym hasłem z krzyżówki.

Dzisiaj było podobnie. Siedziałam na łóżku oparta o jego ramę i zirytowanym spojrzeniem śledziłam kolejne linijki tekstu, a w tle słyszałam narzekania dwóch kobiet w podeszłym wieku o siwych włosach i wychudzonych twarzach. W pewnej chwili westchnęłam i odłożyłam książkę na niewielki, biały stolik, po czym ułożyłam głowę na poduszkach. Złapałam róg kołdry i zaczęłam obracać go między palcami. Szpitale są tak potwornie nudne. Nie byłam osobą, która bezproblemowo mogła spędzić cały dzień w łóżku, nie robiąc nic. Potrzebowałam chociażby kogoś, kto skutecznie by mnie zagadał i sprawił, że czas płynąłby szybciej.

Chwilę potem, jakby na moje zawołanie, drzwi do sali otworzyły się i stanął w nich Zayn, uśmiechając się na mój widok.

-Spadłeś mi z nieba- powiedziałam gdy chłopak usiadł na krześle stojącym obok mojego łóżka.

-A to dlaczego?- spytał Malik i oparwszy się o brzeg łóżka, spojrzał na mnie.

Odchrząknęłam, uśmiechając się pod nosem, a Zayn rozejrzał się po sali, po czym posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a chłopak starał się tłumić śmiech.

-Jak się czujesz?- mulat zadał jedno ze swoich podstawowych pytań, a ja wywróciłam oczami.

Było to na swój sposób urocze. Powtarzał to pytanie przynajmniej dwa razy, podczas gdy mnie odwiedzał. Co nie zmieniało faktu, że powoli zaczynało mnie to irytować. W sumie- jak wszystko ostatnimi czasy. Nie byłam w humorze, ponieważ miałam za dużo czasu na myślenie. Wcale mnie nie dziwiło, że w mojej głowie nadal tkwił Zayn. Tak strasznie za nim tęskniłam, powoli zaczynałam wariować. Byłam gotowa zapomnieć o przeszłości, byle do niego wrócić. Musiałam stawić się na jego miejscu- jego rodzice poinformowali go o rozwodzie dopiero po fakcie dokonanym, był pijany i pod wpływem alkoholu. Wsiadając za kółko, nie wiedział co robił. W dodatku to jak bardzo żałował...Trudno mi to przyznać, ale tego wieczoru, gdy został w moim mieszkaniu i powiedział te wszystkie słowa, coś się we mnie odblokowało.

-Tak sobie- odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie Malika.

W dalszym ciągu bolała mnie głowa, a leki niewiele pomagały oraz dokuczał mi mój gips. Nie czułam się komfortowo z toną bandaża na nodze, a musiałam nosić go przez następny miesiąc. Spędzę święta i sylwestra na kulach!

-Strasznie tu nudno- powiedziałam chłopakowi na ucho, wskazawszy mu palcem, że miał się do mnie przysunąć- Musisz odwiedzać mnie częściej- dodałam i wróciłam do poprzedniej pozycji, czując na sobie wzrok wścibskich staruszek.

-Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty, niż odwiedzać cię w szpitalu?- spytał złośliwie, a ja wywróciłam oczami.

Przygryzłam wargę, tchnięta nagłą myślą.

-Zayn?- odezwałam się po chwili milczenia, a chłopak skupił swoją uwagę na mnie.

-Tak?

-Musimy porozmawiać- oznajmiłam, ściszając ton głosu i spojrzałam Malikowi w oczy.

-Tutaj?- spytał brunet, zaskoczony i uniósł brew. Mam cię, pomyślałam. Udawanie zdziwionego było sposobem Zayna na ukrycie zdenerwowania. Chociaż bez sensu było ukrywać, że ja również czułam niepokój na myśl o naszej rozmowie.

-Niedaleko stąd jest mała kawiarnia dla pacjentów...- poinformowałam- Możemy pójść i...

-Nie ma mowy- przerwał mi Zayn- Nie możesz chodzić, dwa dni temu założyli ci gips- przypomniał słusznie- Musisz odpoczywać, Olivia- chłopak złapał moją dłoń i potarł ją opiekuńczo palcami- Porozmawiamy odrazu jak wyjdziesz. Teraz przepraszam cię, ale muszę już iść- puścił moją rękę i pocałował mnie na pożegnanie w policzek, pozostawiając po sobie uciążliwą pustkę.

xx

Coś się kroi ^.^

Dobranoc! Kocham Was moooocnooo! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top