9

Nie odpowiedział, tylko czułem jak wywierca mi dziurę w plecach swoim wzrokiem. Praktycznie dzień w dzień się ze sobą widzimy, ale nawet nie wiem na jakim etapie relacji stoimy. Już jak mi zaproponował układ, podświadomie nie byłem do końca pewny, kim dla niego jestem.

- Odpowiedz mi - ponagliłem go, ciągle patrząc się w podłogę.

Czekałem jedną minutę, dwie, trzy... Aż w końcu minęło chyba z piętnaście minut, a ja nadal oczekiwałem odpowiedzi. Zrozumiałem, dlaczego milczy. Kazuya nie miał racji.

Dla niego jestem nikim.

Gwałtownie uniosłem się z kanapy, ignorując ból brzucha i minąłem w przejściu niebieskookiego. Ubrałem szybko buty, po czym wyszedłem na dwór. Nie wiem na jaką odpowiedź liczyłem, ale się zawiodłem. Po prostu chciałem otrzymać jakąkolwiek odpowiedź, choćby, że jestem dla niego tylko chłopcem do pieprzenia. Jednak on chyba sam nie zdawał sobie sprawy, na czym stoi.

Przy bramie spotkałem białowłosego.

- I? - zapytał ciekawy.

- Miło, że mnie okłamałeś - warknąłem.

Zdobyłem się na wredny uśmiech i z pamięci ruszyłem drogą w stronę szkoły. Nie była specjalnie trudna, więc jakoś udało mi się dojść do domu. Dopiero, gdy walnąłem się na łóżko, poczułem, jak bardzo jestem wycieńczony. Przekręciłem się na bok i przymknąłem oczy, próbując zasnąć.

~~~

Pierwszy raz od kilku dni nie budziło mnie przyjemne ciepło, a jedynie straszne koszmary. Łzy spływały mi do ust, pozostawiając po sobie słonawy posmak. Od popołudnia kolejny raz nie mogłem spokojnie spać przez złe sny i budziłem się średnio co dwie i pół godziny z mokrymi ścieżkami na policzkach. Jeszcze nigdy nie budziłem się tak często ani nie byłem tak bardzo męczony przez koszmary.

Zrezygnowany, sięgnąłem po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Przeklnąłem, widząc trzecią czterdzieści dwa. Dosłownie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Bałem się zasnąć, jednak byłem naprawdę zmęczony.

Nie dam rady iść do szkoły...

Położyłem się na plecach, wlepiając wzrok w sufit, ale długo to nie potrwało, bo przed oczami stanęła mi zmora ze snu. Wtuliłem się szybko w kołdrę, mimowolnie zasypiając.

~~~

Zmarnowany ciągłym płaczem wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni, jednak po drodze na schodach zahaczyłem się o własne nogi i runąłem jak długi. Bąknąłem pod nosem jakieś przekleństwo, po czym z trudem podniosłem się z lodowatej podłogi, od której zrobiła mi się gęsia skórka. Jakoś dotarłem do lodówki, ale widząc, że jest pusta, zamknąłem ją wnerwiony. Wróciłem z powrotem na górę, gdzie się ubrałem w jakieś spodnie, skarpety, t - shirt i trochę za dużą na mnie (bo mama kupowała mi ją na oko) granatową bluzę z kapturem, który nałożyłem na głowę. Ubrałem trampki w hallu, zgarnąłem klucze i portfel, po czym ruszyłem do sklepu.

Po dotarciu do hipermarketu zaczął się czas wybierania produktów. Wziąłem jakiś większy koszyk, żeby wszystko się spokojnie pomieściło.

Może to głupie, ale zawsze kiedy się tu wybieram, przypominam sobie, jak kiedyś z Emiko jeździliśmy tutaj wózkiem sklepowym. Bawiliśmy się chyba trochę za dobrze, bo wywalili nas ze sklepu. Od tego czasu ochroniarz zawsze patrzy się na mnie z ukosa, jakby chciał powiedzieć: "Żadnych numerów". Ja jednak się do niego uśmiecham i witam się z nim krótkim "dzień dobry". Dobre, stare czasy...

Gdy wreszcie zebrałem wszystko, co w moim mniemaniu było potrzebne, udałem się do kasy, a że nie było kolejki, to szybko udało mi się wyjść z hipermarketu. Miałem ze sobą dwie ciężkie torby, więc kiedy już byłem prawie w domu, musiałem zrobić sobie chwilkę przerwy. Niedługo potem biegałem po kuchni, rozpakowując produkty z siatek. Od czynności oderwał mnie dzwonek od bramy. Zdziwiony podbiegłem do domofonu, włączając guzikiem obraz na niewielkim ekranie. Wyłączyłem go od razu, widząc osobę z czarnymi włosami i jasnoniebieskimi oczami nie do podrobienia.

- Czego? - warknąłem, gdy zdecydowałem się w końcu porozmawiać z licealistą.

- Każdego tak witasz? - bąknął.

Łaskę mi robi, przychodząc tutaj... Pff...

- Nie, tylko ciebie.

- Czuję się zaszczycony! - sarknął - Wpuścisz mnie w końcu?

- Jak postoisz, to zobaczysz.

Uśmiechnąłem się, wyłączając urządzenie. Wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia, nie przejmując się czarnowłosym. Jak się trochę podziębi, to może jutro będę miał lepszą motywację, żeby iść do szkoły. Nie dość, że prawie w ogóle nie mogłem spokojnie spać, to jeszcze Subaru mi tu przychodzi. Nie mam ochoty pieprzyć się z niebieskookim, nie teraz, właściwie to już nigdy nie chcę tego robić, bynajmniej z nim.

Po dziesięciu minutach, kiedy lodówka była już pełna, spojrzałem z zainteresowaniem na drzwi.

Ciekawe, czy nadal tam stoi...

Zachichotałem na myśl, że ciągle mógłby tam trwać w jednym miejscu, wyglądając przy tym jak idiota. Słysząc dźwięk mojego telefonu, pobiegłem na górę. Mimo, iż wyświetlał się jakiś nieznany numer, odebrałem.

- Halo?

- Ile mam tu jeszcze stać, żebyś mnie wpuścił?

O mały włos nie spuściłem urządzenia na ziemię, słysząc zirytowany głos chłopaka. Po pierwsze: skąd on ma mój numer, do jasnej cholery?! Po drugie: jakim prawem on tam ciągle sterczy?! Po trzecie: wpuścić go czy nie wpuścić?!

Raz się żyje...

- Jeżeli przyszedłeś, żeby mnie wypieprzyć, to będziesz tam stał, aż ci się znudzi - podkreśliłem, zbiegając na dół.

- Weź już otwieraj tą bramę, bo majaczysz - powiedział dobitnie.

Po chwili otworzyłem mu drzwi, czując jak mój brzuch domaga się o jedzenie, ale zignorowałem to. Kiedy chłopak mnie zobaczył, przez jego twarz przebiegł cień zaskoczenia, jednak ja odwróciłem się w stronę salonu i tam usiadłem na kanapie.

Boże, błagam, pokłóćmy się albo zaraz zasnę!

Czarnowłosy usiadł obok mnie, zdecydowanie za blisko, jak na zwykłą rozmowę.

- Po co tu przyszedłeś?

- Miałem cię uczyć.

- Ale nie zrywać się z lekcji - zauważyłem.

Na pewno nie kończył lekcji tak szybko, raczej około czternastej, piętnastej.

Nie śpij, chłopie! Nie zasypiaj, bo sobie biedy napytasz!

- A ty to co? - uśmiechnął się zadziornie.

- Ja jestem na chorobowym - skrzyżowałem ręce na piersi.

- Źle wyglądasz, to fakt - zachichotał - Coś ty dzisiaj robił w nocy?

- Wal się! - uderzyłem go łokciem w ramię, na co jeszcze bardziej się roześmiał.

Otworzyłem szeroko oczy, przyglądając się zjawisku, które właśnie widziałem i słyszałem. Śmiech Subaru był jedną z najpiękniejszych rzeczy w moim życiu, ale nie trwało to długo. Jego spojrzenie groźnie przeszyło moje tęczówki, na co spuściłem głowę, starając się włosami zasłonić rumieńce.

- Czemu przestałeś...? No wiesz. Ćpać i palić... - wydukałem, próbując zmienić szybko temat - To zaszkodzi tobie, jeśli zrobiłeś to tak nagle... Po za tym... Zrobisz jeszcze komuś krzywdę...

- Martwisz się o siebie? - spytał jak gdyby nigdy nic.

- Nie.

- To o kogo?

No właśnie. Przez cały ten czas nie zastanawiałem się nad tym, że on może mnie uderzyć. Myślałem zupełnie w inną stronę. Pamiętam, jak mi rodzice powtarzali, że miłość jest wtedy, kiedy troszczysz się o kogoś bardziej niż o siebie.

Czy to... możliwe? Że ja... Nie, po prostu robię to jako jego przyjaciel.

- O ciebie - przyznałem, czując na policzkach czysty ogień.

Powieki lekko mi się uchyliły, ale otworzyłem je szerzej, powstrzymując się od odlotu do krainy snów. Ja naprawdę za chwilę zejdę z tego świata, jeżeli mnie jakiś piorun nie trzaśnie.

Niepewnie spojrzałem do góry na chłopaka, który głowę miał odwróconą w stronę okna. Czując, że już dłużej nie wytrzymam, wstałem z sofy i poszedłem do swojego pokoju, tłumacząc się, iż mam coś do roboty. Ułożyłem się na materacu, przykrywając kołdrą. Niepewnie przymknąłem oczy, ale je otworzyłem, widząc straszydło z moich snów. Ostatecznie jednak znużenie wygrało...

~~~

Pół godziny - tyle spałem, zanim znowu się nie obudziłem z płaczem. Ukryłem twarz w poduszce, podduszając się od nadmiaru łez. Miałem już dość ciągłego zmęczenia, które nasilało się za każdym razem, gdy miałem koszmar.

Poczułem jak materac ugina się od czyjegoś ciężaru, na co jeszcze mocniej wtuliłem się w miękki materiał. Nic się więcej nie działo, po prostu ktoś tylko siedział i się na mnie patrzył. Uspokoiłem się po chwili, znowu próbując zasnąć. Nie dałem rady - obrazy były już zbyt straszne.

- Co się stało?

- Nic! Idź już i daj mi święty spokój! - krzyknąłem.

Sprężyny na chwilę ugięły się jeszcze bardziej niż przedtem, po czym ciężar jakby się rozłożył.

- Zostaw mnie! - wrzasnąłem, gdy licealista przysunął się najbliżej, jak się dało.

To ciepło...

- Powiedziałem, żebyś...

- Zamknij się i idź już spać! - warknął.

Podskoczyłem ze strachu i szybko włożyłem sobie poduszkę pod głowę. Niepewnie wtuliłem się w Subaru, przymykając oczy. Ogarnął mnie błogi spokój i przyjemne ciepło. Położyłem delikatnie rękę na brzuchu chłopaka i zanim zasnąłem, uśmiechnąłem się do siebie pod nosem.

- Słyszałeś, Ahato?

- O czym?

- No o tym chłopaku!

- Nie...

Stałem właśnie przed jednym z biedniejszych domków jednorodzinnych, przygladając mu się z zainteresowaniem. Emiko również wyglądała na podekscytowaną, gdyż przeskakiwała z jednej nogi na drugą, nucąc pod nosem ostatnio usłyszaną piosenkę w radiu.

- Naprawdę? - zdziwiła się - Dziwne... W końcu jedna z dziewczyn wczoraj nam opowiadała! Przyznaj się, znowu nie słuchałeś!

- Nie, po prostu w tym czasie nauczycielka na mnie wrzeszczała, że gadam - spojrzałem z wyrzutem na przyjaciółkę.

Zachichotała, widząc moją minę.

- No to ci powiem ja! - uniosła dumnie głowę do góry, jakby właśnie doznała jakiegoś zaszczytu - Ponoć ten gimnazjalista ma bardzo przystojnego kuzyna, który może przyjedzie do naszej szkoły!

Uniosłem jedną brew z miną: "Naprawdę?", podczas gdy dziewczyna kontynuowała swój wywód o nowym uczniu, jaki to on jest cudowny.

- A widziałaś go kiedyś? - przerwałem jej - Ile on w ogóle ma lat?

- Jest w tym samym wieku, co ty!

W jej oczach widziałem iskierki, jakby to było jakieś show, do którego właśnie ją zaproszono. Skakała dookoła mnie jak kangur, piszcząc z radości. Złapałem ją za nadgarstek i przyciagnąłem do siebie, czując ogromne ukłucie zazdrości. Zamrugała oczami, a na jej policzkach pojawiły się dwa soczyste rumieńce. Wyglądała tak słodziutko...

- Emiko - powiedziałem poważnie - Czy... Czy t - ty go znasz?

Pokręciła głową, wpatrując się we mnie zszokowanym wzrokiem. Niepewnie przybliżyłem swoją twarz do tej należacej do dziewczyny i delikatnie pocałowałem ją w usta, poluźniając uścisk na jej nadgarstku. Przez chwilę czekałem na rekcję kasztanowłosej, aż wtuliła się we mnie z burakiem na twarzy.

- Kocham cię, Emiko...

- J - ja ciebie t - też, A - Ahatuś...

~~~

- Mały, wstawaj - usłyszałem niewyraźnie.

- Nie chce mi się - wymruczałem, tuląc się jeszcze bardziej do tego czegoś obok mnie, czymkolwiek to było - Jeszcze troszkę...

- Jest dwudziesta druga.

- No i...? - nie bardzo rozumiałem, co to ma do rzeczy.

- Przespałeś cały dzień.

- Huh...? - uchyliłem powieki, napotykając niewyraźne, niebieskie tęczówki.

Zamknąłem z powrotem oczy, aż nagle głośno zaburczało mi w brzuchu. Niezbyt zadowolony z faktu, że muszę się jednak dobudzić, podniosłem się do pozycji siedzącej przecierając oczy. Tarłem je tak długo, iż czarnowłosy musiał zainterweniować. Podreptałem za nim do kuchni, po czym usiadłem na stołku przy tzw. wysepce.

- Co chcesz zjeść? - zapytał chłopak, zaglądając do lodówki.

- Obojętnie - bąknąłem, kładąc się na stoliku z zamiarem przyśnięcia sobie jeszcze na chwilę. Jednak, jak się okazało, było mi za zimno.

- Ej, nie na stole - niebieskooki pacnął mnie palcem w czoło, kładąc talerz z kanapkami.

Zabrałem się za posiłek, a jadłem go w tempie żółwia, dosłownie. Chyba z czterdzieści minut zajęło mi pochłonięcie tych kilku kawałków chleba. Subaru, kiedy skończył swoją porcję, odłożył talerz do zmywarki i przyglądał się moim poczynaniom. W końcu, gdy już włożyłem ostatni kęs do ust, zabrał mój talerz. Z powrotem usadowił się obok mnie, a ja oparłem swoją głowę na jego ramieniu.

- Idziesz czy cię zanieść, śpiochu? - pstryknął mi palcem w nos.

- Mhm...

Niebieskooki wziął mnie w stylu panny młodej, a następnie udał się po schodach na górę. Ale zamiast do pokoju, poszedł do łazienki, gdzie nalał wody do wanny, zdjął moje ubrania i pożądnie umył. Byłem na wpół przytomny, więc tylko czułem i słyszałem, co się dzieje wokół. Kiedy Subaru wyciągnął mnie z wody, obwinął moje biodra puszystym ręcznikiem, po czym wyszorował mi zęby. Wypuścił wodę z wanny, po czym zaniósł mnie do pokoju, gdzie zostałem ubrany i włożony pod chłodnawą kołdrę. Gdy dotyk licealisty zniknął z mojego ciała, otworzyłem troszeńkę oczy.

- Subaru... - jęknąłem niezadowolony, kiedy był już w progu.

- Tak?

- Wracaj szybko...

Widziałem, jak uśmiechnął się pod nosem, po czym zapadła ciemność, przez którą nie mogłem zasnąć, dopóki nie poczułem kogoś obok mnie...

------------------------------------------------------

Dziękuję, za te kilka komentarzy pod poprzednim rozdziałem, które pomogły mi w mojej jakże trudnej decyzji... Ekhem, żartuję, za ten jeden komentarz XD. Zrozumiałam przez to, że cała reszta ma na mnie foch (forever)... No cóż.

Do nexta, ludziska!

P.S.
Siła komentarzy jest największą mocą motywacji do pisania następnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top