8
//Tak jakoś pasowała mi ta piosenka do tego rozdziału... Może dlatego, że dzięki niej go napisałam...//
- Zostaw mnie... - powiedziałem łagodniej.
Szyderczy uśmiech zawitał na twarzy chłopaka, kiedy rozpiął mi spodnie. Gdy spróbował je zsunąć, przytrzymałem materiał, groźnie na niego patrząc. Nie miałem teraz na to ochoty, po za tym co on sobie wyobraża? Najpierw mnie olewa, a teraz wielki panicz przyszedł, bo mu się seksu zachciało! Nie jestem dziwką!
- Wyjdź - warknąłem dobitnie.
Powtórzyłem jeszcze kilka razy tym samym tonem, ale Subaru nawet nie drgnął. Z każdym kolejnym powtórzonym wyrazem coraz bardziej się irytowałem. Wiedział to. Jednak dalej wisiał nade mną.
- Wynoś się stąd, debilu! - wrzasnąłem w końcu.
Nic. Zero reakcji. Łzy pojawiły się w kącikach moich oczu z bezsilności. Próbowałem go odepchnąć - nic. Darłem się - nic. Chciałem uciec - nic. Walnąłem się w głowę w ramę łóżka - nic. Uderzyłem go w brzuch - nic. Zaszlochałem głośno, nie wiedząc, co mógłbym zrobić. Czy to naprawdę sprawiało mu przyjemność? Patrzenie na wszystkie moje nieudane próby wydostania się spod jego ciała?
- Przestań! Błagam, wyjdź stąd! - krzyczałem.
Tylko on mnie słyszał. Nikt nie był w stanie widzieć tego, jak bardzo się męczę. Wszyscy byli czymś zajęci: rodzice na wyjeździe, przyjaciele w szkole, Emiko na zajęciach muzycznych. Tylko on tu był, dręcząc mnie. Nie dawał mi spokoju, pozwalając oszaleć z bezsilności. Nieprzerwany płacz zawtórował krzykom, a palce zacisnąłem na miękkiej pościeli. Skąd ten ból? Skąd ta pustka? Skąd to wszystko?
W końcu ręka czarnowłosego powędrowała do mojego policzka, ocierając rzeki łez. Zacisnąłem powieki, czując kolejną falę szlochu.
- Dość, już DOŚĆ!
Jego miękkie, ciepłe wargi przylgnęły do moich, ofiarowując mi przyjemne uczucie. Dziko oplotłem rękami szyję niebieskookiego, chcąc przyciągnąć go bliżej siebie. Moje niezdarne próby pogłębienia pocałunku przerwał język chłopaka, wslizgując mi się do jamy ustnej. Zdecydowanie lepiej niż poprzednim razem walczyłem o dominację, choć i tak to się na wiele nie zdało. Czułem, jak wariuję jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Dopiero, kiedy zabrakło mi powietrza w płucach, oderwałem się od ust ciemnowłosego z głośnym mlaśnięciem. Nawet nie czekając na licealistę, sam ściągnąłem sobie koszulkę, po czym zabrałem się za odpinanie jego spodni. Ręce mi się trzęsły, przez co nie mogłem nawet przewlec głupiego guzika przez dziurkę, aż w końcu Subaru mi pomógł.
Jeszcze nigdy nie czułem się tak bardzo podniecony, jak w tej chwili. Wszystko we mnie buzowało, jakby ktoś urządził sobie ostrą imprezę w moim ciele. Nigdy nie zapomnę tego pierwszego razu, kiedy on doprowadził mnie do tego okropnego stanu. Czujesz się wtedy jak bezbronne dziecko, nie panujesz nad sobą. Płaczesz, ale żądasz przyjemności... Błagasz, ale nie myślisz... Kochasz, ale nienawidzisz... Zmierzasz, ale nie wiesz dokąd... Robisz coś, ale nie zależy to od ciebie... To jak opętanie - nie dasz rady tego kontrolować.
Po chwili i moje spodnie znalazły się gdzieś na lodowatej podłodze. Poczułem mokre pocałunki na swojej szyi, które wyznaczyły drogę do moich skutków. Kiedy chłopak zaczął je pięścić swoimi ustami oraz reką, ja odnalazłem miejce, gdzie znajdowała się gumka od jego bokserek. Niepewnie zahaczyłem o nią palcem, ale zrobiłem to o wiele mniej delikatnie niż przypuszczałem, ponieważ czarnowłosy podgryzł mój sutek. Jęknąłem przy tym głośno, wyginając się w łuk. Jedna z jego rąk, powędrowała do mojej znajdującej się przy bokserkach niebieskookiego. Złapał mnie za nią, odciagając od swojego intymnego miejsca. Sam po chwili twarzą znalazł się przed moim kroczem, z zadowoleniem oblizując usta. Zębami ściągnął ze mnie ostatnie ubranie, jakie się jeszcze na mnie znajdowało i językiem przejechał powoli po całej długości mojego nabrzmiałego członka. Wplątałem swoje palce w jego miękkie włosy, ciagnąc za nie przy każdym kolejnym liźnięciu. Temu wszystkiemu wturowały głośne jęki wypływające mi ust oraz gorąco bijące od naszych ciał. Subaru skończył "zabawę" z intymną częścią mojego ciała zaledwie na lizaniu. Nie ukrywam, że się rozczarowałem.
Subaru złapał mnie za biodra, obracając tak, iż wypiąłem się do niego tyłkiem. Zacisnąłem mocno zęby, kiedy przejechał językiem między pośladkami, zahaczając o moją dziurkę. Wrzasnąłem, nie wiem czy z bólu, czy z przyjemności, gdy czarnowłosy wszedł we mnie za jednym razem aż po samą nasadę. Jego ostre ruchy sprawiły, że głośno jęczałem i krzyczałem naraz.
Wraz z uczuciem, iż zaraz sięgnę zenitu, na czubku mojego członka pojawił się palec chłopaka uniemożliwiający mi dojście. Płacz wydobył mi się z ust wraz z dreszczem przyjemności. Nie mogłem dojść, a byłem już na okruszeńkach wytrzymałości. Nie odróżniałem przyjemności od bólu, ani rzeczywistości od snu. Chciałem, żeby niebieskooki pozwolił mi sięgnąć po spełnienie, ale jednak tego nie chciałem. Sam nie wiedziałem, czego chcę.
W końcu Subaru uniósł palec, pozwalając na wytrysk zarówno sobie jak i mnie. Wrzasnąłem jego imię tak głośno, że chyba można było usłyszeć to na zewnątrz. Dysząc ciężko i ze łzami w oczach opadłem na łokcie.
Po raz trzeci zrobiłem to: oddałem mu się bez pamięci, pozwalając na wszystko.
Wyszedł ze mnie powoli, kładąc się obok mnie. Widząc, że nie reaguję, pocałował moje ramię. Spojrzałem na niego zdyszany, po czym opadłem na jego tors, wtulając się w przyjemne ciepło.
Rób to ze mną zawsze...
Zostaw mnie w spokoju...
Demon...
~~~
Po raz dwutysięczny obróciłem długopis w dłoni, tępo wpatrując się w blat. W dupie miałem gadanie nauczycielki, gładkie drewno wydawało mi się o wiele ciekawsze niż kiedykolwiek bym przypuszczał.
Od dobrych dwudzistu minut siedziałem na lekcji biologii, ale czułem się tak, jakbym w ogóle nie był w tej klasie. Kobieta po czterdziestce chrzaniła o anatomii człowieka najciekawiej, jak tylko się dało, a ja i tak ją olewałem, zajmując swoje myśli zupełnie innym tematem.
- Ahato? Dobrze się czujesz? - zapytała w końcu, widząc mój stan.
- Tak, proszę pani.
Nie do końca była to prawda. Fizycznie miałem się świetnie, gorzej z moim umysłem, który rozszarpywały dwie przeciwne myśli.
- Może jednak wyślę cię do pielęgniarki?
Znowu? Po jaką cholerę mam tam iść? Prędzej przydałby mi się psycholog lub jakiś zakład dla psychopatów niż szkolna pielęgniarka!
- Nie, naprawdę, nic mi nie jest.
Kobieta raczej nie zdawała się być przekonana moimi słowami, więc tak czy siak musiałem wędrować do gabinetu.
- Niby wszystko jest dobrze, ale nie wyglądasz na zdrowego - przyznała pielęgniarka - Jadłeś dzisiaj śniadanie?
- Tak.
Nawet dwa, bo ktoś kazał mi zjeść coś jeszcze w domu.
- A co robiłeś dzisiaj w nocy?
- Spałem!
I to jak! Nie dość, że było mi bardzo przyjemnie, to jeszcze ledwo się dobudziłem.
- Dobrze, gdybyś się przyznał, czy coś wyprawiałeś, nawet jeśli jest to rzecz niestosowna.
Boże, jaka zboczona ta kobieta! W nocy nic nie wyprawiałem, tylko po południu, proszę pani!
- Przysięgam, że spałem!
- W każdym razie - westchnęła - Wygląda na to, że musisz się wyspać.
Przelustrowała mnie wzrokiem i prawie wywaliła za próg, karząc iść do domu i spać, dopóki nie będę wyglądał jak nowo narodzony. Powiedziała to takim dobitnym tonem, że aż nie miałem ochoty się sprzeciwiać. Ruszyłem w stronę wyjścia, mijając korytarz z rzędem szafek po bokach. Gdy wyszedłem na dwór, zaciągnąłem się świeżym powietrzem.
Zabiję tego dupka!
Na wpół zadowolony poszedłem swoją drogą w stronę domu. Minąłem szkolną bramę i skręciłem na prawo do parku. Było już po dziesiątej, ale nadal można było wyczuć poranną wilgoć. Kropelki rosy gdzieniegdzie jeszcze się utrzymywały, jednak po chwili skapywały na ziemię. Przyjemny, aczkolwiek chłodny powiew wiatru opatulił mnie na chwilę.
- Ej, to nie ten "przyjaciel" Subaru? - krzyknął ktoś w oddali.
Wyprostowałem się jak struna, przyspieszając kroku. I tak mnie dopadli. Poznałem kilku licealistów z naszej szkoły, jednak nie znałem pozostałych dwóch osób.
- Czego? - bąknąłem.
- Gdzie Subaru, gówniarzu?! - wrzasnął chłopak z niebieskimi włosami i szarymi oczami.
Zamrugałem szybko, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Może w domu...? - zaproponowałem niepewnie.
- Nie udawaj kretyna! To wszystko przez ciebie, skurwysynu!
- A - ale c - co? - wybełkotałem, otwierając szeroko oczy.
- Nie wiesz?! - wrzasnął wyraźnie wnerwiony - Ostatnio nie wziął ani jednej działki! Przestał palić! A ja mam za to płacić, bo jakiś maleńki sukinsyn mi się wpieprzył w interes?!
Nagle przypomniało mi się, jak czarnowłosy mnie zignorował. Był wkurzony, jakby na nic, a potem znowu przyszedł do mojego pokoju. Wiedział, że będę na niego wściekły, ale nie wytłumaczył mi, dlaczego to zrobił. On... się o mnie troszczył. Nie chciał zrobić mi krzywdy, mimo, iż robił ją sobie, nagle przestając brać narkotyki.
Oberwałem mocno w brzuch i zamiast płakać ze szczęścia, płakałem z bólu. Upadłem na chodnik, próbując jakoś nabrać powietrza do płuc, ale oberwałem kolejny raz. Przygotowany na trzeci cios czekałem z zaciśniętymi oczami, jednak nic się nie wydarzyło. Zamiast tego usłyszałem odgłosy bijatyki. Gdy wszystko ucichło poczułem ręce unoszące mnie do góry. Nie dałem rady ustać, dlatego oparłem się o chłopaka.
- Ech, mówiłem mu, żeby na nich uważał - westchnął.
Spojrzałem na białowłosego. Miał piękne, beżowe oczy i przystojną twarz. W ogóle był dobrze zbudowany. Może nie jest aż tak idealny, jak Subaru... Ale myślę, że niewiele mu do niego brakuje.
- K - kim jesteś? - wydukałem.
Ledwo mogłem stać na nogach, a brzuch bolał mnie tak, jakbym zjadł odpaloną fajerwerkę.
- Kazuya, najlepszy przyjaciel Subaru - uśmiechnął się - Zabiorę cię do siebie, okay? Subaru powinien niedługo wrócić.
Ostrożnie wziął mnie na ręce i ruszył w nieznaną mi dotychczas stronę. Przeanalizowałem w myślach dokładnie słowa Kazui, głowiąc się przez chwilę nad ich sensem.
- Mieszkacie razem? - zapytałem niepewnie.
- Dokładnie. Ale i tak on albo wychodzi palić, albo ćpać. Jednak ostatnio prawie w ogóle go nie widuję, bo ciągle siedzi u ciebie - udał oburzenie.
Uśmiechnąłem się tylko, bo nie byłem w stanie choćby zachichotać. W mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie.
- Czemu ciągle do mnie przychodzi? - mruknąłem pod nosem, ale i tak zostałem nakryty.
- Bo mu zależy. Stałeś się jego małym chłopcem, nie zabawką do pieprzenia. Może to tak wyg...
- Chwila! Skąd ty to wiesz?! - warknąłem.
- Wiedziałem już, kiedy ty nawet o tym nie śniłeś. I tak nie wiem, po co mam to komuś mówić. To sprawa między wami.
Uspokoiłem się trochę na słowa białowłosego. Już niedługo potem dotarliśmy do domku jednorodzinnego, w którym najwyraźniej dwójka kumpli ze sobą mieszkała. Był podobny do swoich sąsiadów - pomalowany na kremowy kolor i czarwone dachówki na dachu. Przeszliśmy przez bramę na niewielkie podwórko, po czym chłopak odstawił mnie na ziemię tak, że spokojnie mogłem się oprzeć o ścianę. Kiedy odkluczył drzwi, pomógł mi wejść do środka i zdjąć buty. Ostrożnie usadowiłem się na kanapie, po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu. Plazma wisiała na przeciwko kanapy nad niewielkim kominkiem. Po prawej stronie stała komoda wykonana z ciemnego drewna, na której stały różne figurki i zdjęcia. Przede mną znalazł się stolik stojący na mięciutkim dywanie. Na lewo można było dostrzec drzwi prowadzące do ogrodu. Oprócz tego w salonie stało jeszcze kilka mało istotnych mebli, wykonanych z tego samego rodzaju drewna co komoda.
Beżowooki zaproponował mi coś do picia, ale odmówiłem z powodu brzucha.
Boże, jak oni mi przywalili...
- Ahato - mruknął białowłosy, siadając obok - Troszcz się o Subaru.
Uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja obdarowałem go tym samym.
- Może wygląda na samodzielnego - ciągnął dalej - Ale w rzeczywistości to duże dziecko, nie radzące sobie z własnymi emocjami. Dużo działo się u niego w życiu... I jest tym kim jest...
- Co masz na myśli? - zapytałem zaintrygowany jego słowami.
- Jest cholernym dupkiem...
Miło mi...
- ...ale o tobie mówi inaczej. Jest milszy...
Pokiwał głową, jakby chciał sam się upewnić, że ma rację. Widząc, iż nie do końca się z nim zgadzam, zaczął zadawać mi pytania, na które w odpowiedzi tylko kręciłem głową.
- Czy kiedykolwiek powiedział ci, że jesteś skurwysynem? Uderzył cię? Kazał ci się wynieść? Przedstawił cię swoim kolegom? Obciążył własnymi problemami? Skłamał ci prosto w oczy? No właśnie - westchnął - A ja tak z nim mam.
Wybałuszyłem oczy, nie wierząc w to, co usłyszałem. Po chwili usłyszałem trzask drzwi i odwróciłem się w stronę wejścia do salonu. W progu stanął Subaru. Aż sam nie wiedziałem, czy się na niego wydrzeć, czy się cieszyć. Kazuya zostawił nas samych, tłumacząc się jakimś dennym kłamstwem, iż musi się przespacerować. Odwróciłem się plecami do czarnowłosego i nerwowo zacząłem bawić się palcami.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - spuściłem wzrok na jasne panele.
- Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi - zauważył.
Nie wiem jakim prawem, ale jego słowa cholernie mnie zabolały.
- To kim dla siebie jesteśmy?! - wrzasnąłem.
------------------------------------------------------
Hejka!
Mam do was ważne pytanie (fajnie, gdyby ktoś mi na nie odpowiedział w komentarzach, chyba, że ktoś ma na mnie focha). A mianowicie: chcielibyście, żebym dodawała coś w mediach do rozdziałów tak jak dzisiaj?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top