23

Zerknąłem z niezadowoleniem za okno, gdzie z ciemnych chmur padał deszcz, prawie zalewając ulice. Ludzie chodzili z parasolami lub teczkami nad głową, żeby jakoś nie zmoknąć. Dzisiaj samochodów na drogach było wyjątkowo dużo, a większość z nich stała w korkach.

- No nic - bąknąłem sam do siebie, zgarniając mój nowy telefon z szafki oraz klucze.

Idąc w stronę przedpokoju zamknąłem drzwi od sypialni, gdzie Subaru spał sobie smacznie. To był już prawdopodobnie ostatni dzień jego przeziębienia, a akurat skończyło się lekarstwo. Może gdybym pomyślał o tym wczoraj byłoby lepiej? Nie, wczoraj też lało jak z cebra.

Wyszedłem po cichu z mieszkania i zakluczyłem za sobą drzwi, starając się zrobić to niezbyt głośno. Zjechałem windą na dół, a następnie wyszedłem na dwór szczelniej opatulając się kurtką. Założyłem kaptur na głowę, po czym zgodnie ze sprawdzoną wcześniej drogą ruszyłem do apteki, która na całe szczęście znajdowała się kilka ulic dalej. Kto wymyślił taką pogodę?! Nie mogłoby trochę mniej padać? Za chwilę to ja się rozchoruję!

Pociągnąłem nosem otwierając drzwi od apteki, po czym spokojnie stanąłem w kolejce. Czekając porozglądałem się trochę wokół, jednak nic ciekawego nie było. Kiedy wreszcie nadeszła moja kolej uśmiechnąłem się lekko do starszej kobiety za szybką. Podałem jej nazwę lekarstwa, a ona zaczęła przeglądać półki. W końcu, gdy znalazła odpowiednie opakowanie, położyła je przede mną podając cenę. Zapłaciłem wyznaczoną sumę i ruszyłem w stronę wyjścia z apteki chowając lekarstwo do kieszeni. Otworzyłem drzwi i z impetem wpadłem na faceta, sądząc po między innymi płaskiej klatce piersiowej. Spojrzałem w górę, a kiedy zobaczyłem kto się na mnie perfidnie gapi o mały włos oczy nie wyszły mi z orbit.

- R... Ryouma?! - wrzasnąłem zwracając na siebie uwagę aptekarek.

- A kto inny, gamoniu? - parsknął fioletowłosy - Zwiałeś z tym swoim kochasiem i się nawet z nami nie pożegnałeś. Ładnie to tak?!

Faktycznie, to było niegrzeczne...
Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, a on w zamian zdjął mi kaptur i potargał moje włosy tak, że teraz sterczały na wszystkie możliwe strony.

- A co z Suzuyą? - zapytałem błądząc wzrokiem za plecami chłopaka, żeby być pewnym czy wiśniowowłosy na pewno nie chowa się gdzieś z tyłu.

- Ech... Leży w łóżku... Już nawet przestałem sprzątać chusteczki po tym kretynie.

Zachichotałem, wyobrażając sobie piwnookiego leżącego na górze wysmarkanych chusteczek.

- Mogę twój telefon na chwilę?

Niepewnie podałem ciemnookiemu swój smartfon, uprzednio go odblokowując. Po minucie dostałem go z powrotem, a na ekranie wyświetlał się nowo zapisany kontakt.

- Dzwoń, kiedy chcesz - usłyszałem, jak Ryouma przechodził obok mijając mnie w drzwiach.

Uśmiechnąłem się lekko i szybko zakładając kaptur na głowę pobiegłem w stronę apartamentowca, gdzie czeka na mnie Subaru.

~~~

- Wróciłem! - krzyknąłem w głąb mieszkania, zamykając za sobą drzwi.

Zacząłem zdejmować buty, ale niedługo potem poczułem silne ramiona, które opatułiły mnie od tyłu w mocnym uścisku. Zrezygnowany zaprzestałem rozwiązywania drugiej sznurówki. Westchnąłem ciężko, po czym złapałem za ręce czarnowłosego próbując się od niego uwolnić.

- Subaru, jestem cały mokry...

- Mhm - usłyszałem w odpowiedzi, jednak oprócz tego zero reakcji.

- ...I może chciałbym wejść do środka... - kontynuowałem.

Nic. Cisza.

- Subaru, puść mnie...!

Przepraszam, czy jego zamurowało?!

- Do jasnej cholery! Puszczaj!

Zacząłem się wyrywać, ale jedyne, co to dało, to to, że się strasznie zmęczyłem. Dysząc cieżko ściągnąłem stopą buta z drugiej nogi, jednak z kurtką było o wiele gorzej. Kiedy miałem kolejny raz spróbować się wyrwać, chłopak z całym impetem przygwoździł mnie do ściany. Dyszał ciężko, jakby miał astmę, a jego mięśnie były całe napięte. Patrzyłem na niego z przerażeniem bojąc się wykonać jakikolwiek, chociażby najmiejszy ruch. Nogi zrobiły mi się jak z waty, a ręce spociły mi się z nerwów.

- S - Sub - bar - ru...? - wydukałem.

Nagle po jego policzkach spłynęły wielkie jak groch łzy. W pierwszej chwili zamrugałem oczami, a gdy chciałem dotknąć jego policzka, mocno złapał mnie za nadgarstek drżąc z emocji. Cały strach jakby stopniał, a na jego miejscu pojawiła się troska. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak przerwał mi załamany głos chłopaka.

- Ahato... Ja... Tak nie mogę...

Spojrzałem na niego zdziwiony jednak postanowiłem mu nie przerywać monologu krótkich, urywanych zdań od ciągłego szlochu.

- Może... Może gdybym tylko... Wtedy przestał cię traktować w taki sposób.... Nie doszłoby do tego... Kuźwa... - zachichotał przez łzy, wciąż nie podnosząc głowy - Tak bardzo... Tak bardzo mnie kochałeś... Nie patrzyłeś na cenę... I właśnie za to płacisz... A ja... Zamiast cię powstrzymać... Pozwoliłem ci tak po prostu w to brnąć... A gdy zdałem sobie sprawę... Ze wszystkiego... Było już za późno...

Wciąż nic sobie nie przypominałem, ale gdzieś coś się we mnie ruszyło, niczym mocno stłumiony przez ciemność blask.

- Subaru... - zacząłem łagodnie.

- Więc teraz odejdź i nigdy nie wracaj - warknął, a jego słowa przeszyły mnie na wskroś.

Czułem się, jakby ktoś przydzwonił mi z całej siły młotkiem, a ostatnie słowa echem odbijały mi się od czaszki. W oczach zrobiło mi się mokro. Niemalże słyszałem, jak serce rozdziera mi się na pół. Dlaczego... Dlaczego ja płaczę?

"Co ci jest ?! Ruszaj się!"

"Upadłeś? Hahaha... Powstań, poraw koronę i zapierdalaj!"

Całkowicie straciłem nad sobą kontrolę, bo rzuciłem się w stronę chłopaka całując go centralnie w usta. Równie zszokowany co ja otworzył szeroko oczy, jednak po chwili się ogarnął i oddał pocałunek z taką namiętnością, że poczułem jak moje serce wypełnia przyjemne uczucie. Subaru bez zastanowienia podniósł mnie do góry, po czym zaniósł do sypialni cały czas nie odrywając się od moich ust. Pozwolił mi upaść z całej siły na łóżko, po czym zawisł nade mną. Zdjął moją przemoczoną kurtkę, a następnie wywalił ją gdzieś na podłogę. Gdy spojrzałem w jego oczy, zauważyłem jak tli się w nich płomień pożądania. Wiedziałem, że jak tylko się do mnie dorwie, straci kontrolę.

Pociągnąłem za czarne włosy chłopaka, czując jak mocno przysysa się do mojej skóry. Zdjął moją i swoją koszulkę, po czym pocałunkami wyznaczył mokrą drogę do paska moich spodni. Bez zawahania ściągnął je wraz ze skarpetkami, w czego rezultacie zostałem w samej bieliźnie. Poczułem jak moje policzki zaczynają lekko piec, a widząc to niebieskooki przysporzył mi tylko jeszcze więcej wstydu łapiąc za gumkę od moich bokserek zębami i ściągając je w dół. Nawet nie czekał, wsadził mi jeden palec, po czym zaczął poruszać nim nieznacznie, na co jęknąłem. Subaru pochylił się nade mną i do otwartych ust wsunął mi swój język, w tym samym czasie dokładając drugi palec. Kolejny, stłumiony dźwięk wydobył się z mojego gardła.

- No chyba trzy co najmniej zmieścisz? - wymruczał mi czarnowłosy wprost do ucha, powodując, że dreszcze przebiegły przez mój kręgosłup.

Niedługo potem dołożył jeszcze jeden palec, a ja zagryzłem wargi żeby nie wrzasnąć. Czarnowłosy usmiechnął się złośliwie i wyjął wszystkie trzy palce. Ściągnął spodnie i bieliznę, po czym uniósł moje nogi do góry. Chciałem zaprotestować, ale zamiast tego wrzasnąłem głośno czując jak prącie chłopaka z całą siłą wchodzi we mnie aż po samą nasadę. Niebieskooki od razu trafił w mój czuły punkt i uderzał w niego wykonując równomierne, ostre ruchy. Niekontrolowane, głośne jęki raz po raz wydobywały się z moich ust wturując sapnięciom Subaru. Mocno pociągnąłem za kosmyki czarnych włosów czując, jak blisko jestem szczytu.

- S - Subaru... J - ja... - wyjęczałem.

Chłopak wykonał kilka ostatnich, najmocniejszych pchnięć, po czym oboje doszliśmy. Swobodnie opadłem na pościel, ciężko dysząc. Przymknąłem oczy nie mogąc się uspokoić, aż nagle sen mnie zmożył.

"Nie pamiętasz? Nie pamiętasz tych upojnych nocy, tym kim miałeś dla niego być?"

Nie... Dlaczego?! Dlaczego ja nic nie pamiętam?! Nawet jeśli to tylko sen... To nawet tutaj... Nie pamiętam.

"Zacznij od początku... Pomyśl od czego się to wszystko zaczęło"

Tak... To jest myśl... Tylko gdzie zacząć? Szkoła. Tak, szkoła... Problemy z nauką... Fizyka... Chemia... I on... Ten pieprzony, inteligentny przystojniak ze starszej klasy... Ale co najważniejsze... Ten jego przeklęty układ...

~~~

Mruknąłem z niezadowoleniem przecierając oczy. Przeciągnąłem się rozkładając się jak placek na całej powierzchni łóżka. Chwila... A gdzie Subaru?

Podniosłem głowę do góry, rozglądając się po całej sypialni. Oprócz mnie nikogo nie było. Owinąłem się w kołdrę i niczym poszukiwacz skarbów postanowiłem udać się w głąb jaskini kretynozaura. Najpierw zwiedziłem kuchnię, salon, łazienkę, przedpokój... Ni widu, ni słychu.

Usiadłem na kanapie, a mój wzrok przykuł niewielki liścik leżący na stoliczku. Wziąłem go do ręki i zacząłem czytać na głos, w końcu i tak nie było nikogo w domu oprócz mnie.

- Ahato, zjedz coś sobie, coś na pewno znajdziesz. Nie waż mi się wychodzić z domu, chyba, że lubisz się gubić. Jak się nudzisz, to chyba masz po coś telefon i telewizję. Jak... Co? - bąknąłem nie mogąc się rozczytać - Aaa... Jak będziesz umierał z nudów, zajrzyj do mojego gabinetu. Wrócę po siedemnastej.

Przez chwilę patrzyłem jeszcze na zabazgroloną kartkę. Powiem jedno: pismo to on ma akurat okropne.

Postanowiłem skorzystać, że jestem sam w domu i rozłożyłem się na kanapie z wcześniej przygotowaną miską płatków, po czym włączyłem telewizję na jakimś programie przyrodniczym o kotach. Zainteresowany zacząłem oglądać co jakiś czas wkładając łyżkę do buzi. Chrupiąc zagłuszyłem sobie trochę głos opowiadającej o zwierzakach kobiety, ale i tak co nie co usłyszałem.

W pewnym momencie myślami wróciłem do wczoraj i pierwsze co mi przyszło do głowy...

Kuźwa, co mnie wczoraj napadło?

Postukałem się łyżką w czoło. Tak, zdecydowanie jestem debilem. Kto normalny robi takie rzeczy...? No dobra, zanim pojawiłem się w mieszkaniu Subaru, robiłem coś znacznie gorszego, ale żeby było jasne: po prostu nie miałem wyjścia. Po chwili zastanowienia wziąłem jakąś kartkę i długopis, po czym postanowiłem napisać kilka dokładnych pytań, na które kiedyś może znajdę odpowiedź...

• Czy ja i Subaru byliśmy parą?
• Jeśli tak, to jak do tego doszło?
• Ile on ma w ogóle lat?
• Czemu trafiłem na "tresurę"? Jak?
• Co się zadziało między mną a Subaru?
• Gdzie on pracuje?
• Czego ode mnie chce?

Nagle jasna lampka pojawiła mi się nad głową. Gabinet Subaru - miejsce tysiąca odpowiedzi na setki pytań. Nie czekając ani chwili pobiegłem w stronę pomieszczenia. Już miałem łapać za klamkę, kiedy przez moje ciało przebiegł cień zawahania.

Ale moment... Sam mi pozwolił, więc czemu nie?

Wziąłem głęboki wdech, skinąłem głową i otworzyłem drzwi. Przede mną ukazał się przeciętnie wyglądający gabinet - biurko z laptopem na wierzchu, szafki z mnóstwem dokumentów, mała lampka na półce przy biurku. Zainteresowany wszedłem do środka rozglądając się na wszystkie strony. I zaczęło się.

Przeglądałem wszystkie dokumenty, każdą szafkę, segregatory, koszulki, czytałem każdy papierek... Znalazłem nawet papierosy w dolnej szafce od biurka, a w jednej koszulce z dokumentami znajdował się już od roku nieważny kupon do kawiarni. W rachunkach były nawet jakieś pojedyncze puzzle, a z pod jednej z szaf wyciągnąłem jakiś smartfon. Poczęstowałem się gumą truskawkową, którą wydobyłem z komody wraz z przeterminowanym, cytrynowym Liptonem. Ogólnie rzecz biorąc, brakowało tu tylko zdechłej myszy...

Koniec końców została mi ostatnia szafa. Szarpnąłem za drzwi, jednak te nie chciały się otworzyć. Pociągnąłem za uchwyty jeszcze raz i zauważyłem niewielki otwór na klucz.

- No jasne... - westchnąłem - Bo przecież najlepsze rzeczy są tylko dla upoważnionych...

Ej! A wykałaczka? Spinka? Szpilka?

Kurczę, jednak coś tam z inteligencji mi zostało... Pobiegłem czym prędzej do kuchni.

- Gdzie on to wsadził... - bąknąłem pod nosem, przegrzebując cały kuchnię.

To mieszkanie to jakaś kopalnia... Musisz wszystko przekopać, aby znaleźć jedno, małe opakowanie wykałaczek, a dokładnie mówiąc znalazłem je gdzie? W łazience w szafce między papierem toaletowym a szamponem. Tego, że one mogłyby się tam znajdować, to nawet najstarsi Indianie by się nie domyślili.

Dumny, że w ogóle udało mi się je znaleźć, wziąłem jedną wykałaczkę i powędrowałem z powrotem do gabinetu. Zacząłem kombinować na wszystkie możliwe sposoby, byle tylko otworzyć drzwi. Kiedy zaczęło mi się to udawać, usłyszałem dźwięk wkładanych kluczy do zamka. Szybko wyciągnąłem narzędzie zbrodni z zamka i wybiegłem z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Z uśmiechem stanąłem w przedpokoju, chociaż serce waliło mi jak rozwścieczony sąsiad o rury.

- Ahato, a ty jeszcze w piżamie? - zdziwił się Subaru.

- No tak jakoś...

Czarnowłosy spojrzał na przedmiot, który właśnie miętoliłem w rękach.

- A co z tą wykałaczką?

============================

Wiem, co napiszecie: "Czemu cię tak długo nie było?", "Co z maratonem?" i tp., itd.

Niestety, musiałam się skupić na wielu innych rzeczach niż wattpad ze względu na ilość problemów w moim życiu prywatnym. Teraz też nie mogę Wam obiecać, że rozdziały będą regularnie, ponieważ końcówka roku szkolnego to jakiś hardcore, przynajmniej dla mnie...

Przepraszam Was ogromnie... Mam nadzieję, że zrozumiecie i nie obrazicie się na mnie zbyt mocno...

Czy jest coś co mogę dać wam w zamian? Jakaś nowa książka czy coś?

Gomenasai... I do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top