22
- Ryouma, przygniatasz mnie! - wycedził Suzuya - Nie mogę oddychać!
Zachichotałem, widząc, jak próbuje się wydostać spod ciała chłopaka, który rozłożył się na nim jak na materacu, nie słuchając narzekań kolegi.
- Ahato, chodź! - zawołał fioletowowłosy.
- Nie, błagam, nie! - zaprotestował piwnooki - Miej litość, Ahato! Albo inaczej padnę trupem!
Parsknąłem śmiechem, siadając na skrawku miękkiej, skórzanej kanapy.
- Ryouma, daj już spokój, wystarczy! - uśmiechnąłem się do ciemnookiego.
Gdy tylko wiśniowowłosy poczuł, że wyzbył się ciężaru, nabrał ogromne ilości powietrza. Dyszał ciężko, jakby przebiegł z tysiąc kilometrów, ledwie łapiąc oddech. Naprawdę musiał się dusić... W sumie wcale mu się nie dziwię, ponieważ Ryouma, w przeciwieństwie do niego, ma całkiem niezłe mięśnie.
- A teraz ty!
Fioletowowłosy uniósł moje ciało do góry, jakbym ważył co najwyżej trzy miligramy, po czym wylądowałem na sofie. Kiedy chciał mnie zgnieść, przeturlałem się na podłogę, spadając na nią z głośnym hukiem. Zabolało, ale na pewno byłem zadowolony, iż nie muszę się dusić.
- Ahato! - wrzasnął Suzuya, podbiegając do mnie - Wszystko okay?
Odpowiedziałem mu gromkim śmiechem, zwiastującym moją głupawkę. Śmiałem się do łez, aż mój brzuch zaczął boleć, jednak nie potrafiłem się powstrzymać. Dopiero po piętnastu minutach tarzania po ziemi uspokoiłem się, próbując złapać oddech.
- Lepiej? - baknął ciemnooki, stając nade mną.
- Lepiej - wysapałem, uśmiechając się jak głupi do sera.
- Ładny masz śmiech... - palnął piwnooki - To znaczy... Eee...
- To znaczy, że mogę go trzepnąć?
- Nie! Ryouma! - wrzasnąłem, udając oburzenie.
Podniosłem się do siadu, wciąż jeszcze próbując do końca się uspokoić. Wstałem, żeby walnąć się na sofie i przetrzeć oczy.
- Spać mi się trochę chce... Pół nocy dzisiaj nie spałem - jęknąłem niezadowolony.
- Pff... - usłyszałem prychnięcie - To chociaż wytrzymaj do dwudziestej pierwszej.
Suzuya usiadł przy moich nogach, a na fotelu obok rozłożył się jego współlokator, zaczynając bawić się moimi włosami.
- Uhm... Mógłbym cię o coś zapytać? - spytał niepewnie piwnooki.
- O co ty chcesz znowu go wypytywać?! - warknął fioletowowłosy - Wiesz, że jest u nas dopiero trzy dni!
- Jak chce, to niech zapyta - wzruszyłem ramionami.
Atmosfera zrobiła się bardziej poważna, wyciszając głupawkę każdego z nas.
- Jak się nazywa ten... No wiesz, co od niego uciekłeś?
- Subaru, a o ile się nie mylę, to na nazwisko ma chyba... Yokinawa czy jakoś tak.
- Rozumiem...
- Ej, może wyjdziemy gdzieś na obiad, zamiast siedzieć tu jak jakieś cioty? - mruknął Ryouma.
Nikt nie był przeciwny tej propozycji (no może ja z początku, bo nie chciałem się narzucać, ale pozostała dwójka stwierdziła, że już i tak jestem na ich utrzymaniu), więc chłopaki znaleźli mi tylko kurtkę po młodszym bracie wiśniowowłosego i ruszyliśmy do pobliskiej restauracji, śmiejąc się przy tym z całkiem niezłych żartów, które czasami były aż nieco zboczone.
~~~
*Subaru*
- Kurwa mać! - wrzasnąłem, z całej siły, kopiąc Bogu ducha winny kamyk.
Złapałem się za głowę, zsuwając się po ścianie na podłogę. Miałem ochotę drzeć się na całe gardło jak opętany albo po prostu zadźgać się nożem.
Nie wiem dlaczego mu tak wtedy nagadałem, ale gdy tylko wybiegłem na ulicę, jego już nie było w zasięgu mojego wzroku. Biegałem za nim w poszukiwaniu aż do czwartej nad ranem, wrzeszcząc jego imię na całe gardło w deszczu. Następnego dnia ledwo mogłem mówić i mimo doskwierającego przeziębiania szukałem go, wypytyjąc ludzi jak ostatni kretyn. To było niemalże pewne, iż się zgubił, więc nie ma jak wrócić. Błagam, niech dobrzy ludzie go przygarną na te kilka dni! A ty Boże, jeśli tam siedzisz u góry, daj mi go odnaleźć! Dobra, wiem, nie powinienem tak na niego naciskać, ale ciekaw jestem, co inni zrobiliby na moim miejscu. Tyle go szukałem... Dzień w dzień siedziałem od piątej rano nad papierami do drugiej, szukając go. Gdy tylko usłyszałem pogłoski, że jakiś chłopak o takim samym wyglądzie jak on ma zostać sprzedany... Tego dnia... Ja po prostu oszalałem. Gadałem do służby jak rozmarzone dziecko, aż wszyscy się śmiali z mojego zachowania.
Wszystko teraz znowu poszło się jebać... Mogłem mu opowiedzieć... Może faktycznie wróciłaby mu pamięć. Jak wszystko się ułoży, zabiję każdego sukinsyna, co położył łapska na torturtach, które zniósł ten malec. Wybiję ich wszystkich co do jednego jak kaczki!
Do tego jednak jeszcze długa droga...
Zagryzłem dolną wargę tak mocno, aż zaczęła mi lecieć krew. To i tak nie oddało bólu, który czułem w środku, w sercu, to nawet go nie złagodziło.
Ja pierdole, nigdy nie czułem czegoś takiego...
...ale nie, nie poddam się.
Zebrałem w sobie resztki sił, wznawiając nawoływania oraz wypytywanie ludzi. Pytałem właśnie jakąś starszą kobietę, gdy podbiegła do mnie dziewczyna z do pasa jasnoniebieskimi włosami uwiązanymi w wysokiego kuca. Była ubrana nieco skąpo, ale miałem to dosłownie gdzieś.
- Przepraszam! - zawołała, mrugając do mnie zalotnie swoimi tak wielkimi oczami, jakby je rozciągała szkiełkami - Chodzi panu o takiego... Hmm... Raczej białowłosego chłopaka... Taki nizutki, nie więcej niż metr sześćdziesiąt?
- Granatowe, prawie czarne pojedyncze pasemko włosów z przodu, błękitne oczy...? - dopełniłem.
- Uhm... Widziałam go tylko odwróconego plecami... W dodatku padało... - zamyśliła się - Ale raczej tak.
- Co pani wie?
Ostatkami sił powstrzymywałem ekscytację, żeby nie wyjść na jakiegoś napaleńca.
- Chyba nawet mogę powiedzieć panu, gdzie jest... Widziałam, jak rozmawia z moim byłym trzy dni temu. Znając tego debila zabrał go do siebie.
Zatkało mnie. Jeśli... On... Mu... Coś... Zrobi... Przysięgam, nie ręczę za siebie!
- Spokojnie, taka ciota, to nawet nie odważy się dotknąć tego maluszka! - machnęła lekceważąco ręką, widząc moją wściekłość.
- Czy mógłbym poznać adres? - spytałem.
- Pewnie! A czy ja mogłabym pojechać tam z panem?
~~~
*Ahato*
- SPOKÓJ! - wydarłem się, kiedy Ryouma i Suzuya prawie zaczęli się bić.
Spojrzeli na mnie jak na idiotę, ale po chwili usiedli w spokoju na dywanie. Popatrzyli po sobie nieznacznie, po czym wiśniowowłosy odezwał się niepewnie:
- Może to głupie pytanie... Ale jestem ciekaw... W sumie Ryouma też... No i ten - zarumienił się lekko - No bo... Jakie to uczucie, kiedy wiesz... Kiedy się całujesz z...
- Chłopakiem? - zerknąłem w jego stronę, na co przytaknął głową - Uhm... Nie wiem jak to określić...
Naprawdę jakoś trudno było mi opisać taką dość nietypową (w sumie zależy dla kogo) rzecz. Na pewno inaczej całuje się z dziewczyną, a inaczej z chłopakiem, ale długo dumałem, żeby poszukać jakiś odpowiednich słów, jednak nie potrafiłem ich znaleźć. Widząc mój trud, fioletowowłosy powiedział coś, czego w życiu bym się nie spodziewał:
- A mógłbym z tobą tego spróbować?
- Ryouma! - skarcił go piwnooki.
- Nie, może spróbować - uśmiechnąłem się ciepło do obu z nich.
- Ale... Ty masz chłopaka!
Wmurowało mnie w podłogę, aż myślałem, że parsknę śmiechem.
- On nie jest moim chłopakiem! - pokręciłem głową z rozbawieniem.
- W takim razie...
Ciemnooki podszedł do mnie na czworaka, a ja umożliwiłem mu łatwiejsze zbliżenie się, rozkładając nogi na boki. Zatrzymał się kilka centymetrów od mojej twarzy nie będąc do końca pewnym, czy to zrobić. Widząc zawahanie u chłopaka położyłem delikatnie dłonie na jego policzkach i powoli złożyłem pocałunek na miękkich wargach Ryoumy. Przeczekałem chwilę, czekając na jego reakcję. Postąpiłem słusznie, bo już po niedługim czasie, zaczął poruszać ustami, co odwzajemniłem z ochotą.
- Ja też chcę... - wymamrotał Suzuya, gdy jego przyjaciel oderwał się ode mnie, próbując złapać oddech.
Uśmiechnąłem się do niego ciepło, po czym dałem mu pole do popisu. W trakcie naszego pocałunku poczułem, jak dłonie fioletowowłosego zaczynają podwijać za duży, czarny T - shirt, który właśnie miałem na sobie. Jego opuszki palców zaczęły przyjemnie muskać moją skórę, robiąc na niej różne, niewidzialne wzorki. Usta ciemnookiego przylgnęły do mojej skóry na karku, a jego ręce powędrowały trochę wyżej, w stronę mojej klatki piersiowej.
Szczerze, ani przez chwilę nie byłem podniecony w przeciwieństwie do obu moich nowych znajomych, którym chyba już było wszystko jedno, że się na mnie uwzięli.
Gdy Ryouma miał już się dobierać do zdejmowania mi bokserek, przerwał nam dzwonek do drzwi. Wiśniowowłosy zerwał się na równe nogi i pobiegł zobaczyć, kto dzwoni. Odprowadziłem go wzrokiem, po czym sam udałem się do przedpokoju, gdzie ukryłem się za rogiem, próbując zobaczyć, co się dzieje. Serce mi stanęło, kiedy usłyszałem TEN głos i zobaczyłem TĄ osobę.
- Czy jest tutaj może Ahato?
Jego głos ewidentnie był tak ochrypły, że ledwie wymawiał słowa.
- Ahato! Ktoś do ciebie!
Odczekałem kilkanaście sekund na pozór, że idę, po czym wyszedłem niepewnie zza rogu i stanąłem przed nim oraz jakąś laską, ale trzymał się od niej z daleka. Pod oczami miał ciemne worki, a po za tym w ogóle wyglądał nie najlepiej, jakby blado...
- Uhm... Ja... Nie wiedziałem jak wrócić... I... - spuściłem głowę, czując się trochę winny.
Za bardzo wtedy wybuchłem...
- Ahato... - powiedział czule.
Subaru przyklęknął, po czym mocno mnie do siebie przytulił.
- Przepraszam... - szepnął.
Przez moment stałem jak wryty, ale już niedługo sam tuliłem się do niego jak do ulubionej przytulanki. Uśmiechnąłem się do siebie, czując, jak jest mi przyjemnie...
Czemu tak reaguję...?
- Achew!
- Subaru...? Nie powinieneś iść do łóżka?
- Daj spokój, to tylko... Achew!
Spojrzałem na niego wymownie. Nie potrafiłem się już dłużej gniewać, widać, że swoje przecierpiał.
- A ty tu czego?
- Każdą dziewczynę tak witasz?
- Nic tobie do tego! Wynoś się!
- Phi! Możesz mi co najwyżej nagwizdać!
- Ach tak? Ryouma! Twoja ulubienica przyszła!
- Zamknij się! Nienawidzę tego zboczeńca!
Zaśmiałem się słysząc za plecami tę kłótnię. Odkleiłem się od czarnowłosego i ubrałem buty. Niezauważalnie wyszliśmy z mieszkania dwójki przyjaciół zajętych kłótnią z niebieskowłosą. Schodząc schodami w dół, złapałem mężczyznę za rękę. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział, tylko jego kąciki powędrowały ku górze. Ścisnął delikatnie moją dłoń, po czym pogłaskał mnie po głowie (czytaj: zepsuł mi całą fryzurę, przez co wyglądałem, jakbym dopiero co wstał z łóżka).
~~~
- Nie, absolutnie! - zaprotestowałem - Leżysz i się nie ruszasz! Gdzie masz te leki?
- Pokażę ci.
- NIE! - wydarłem się - Spróbuj wstać, a nafaszeruję cię pierwszym lekarstwem jakie znajdę!
- Pierwsza szafka od lewej - westchnął.
Uśmiechnąłem się triumfalnie, a już po chwili wróciłem do niego z przygotowanymi lekarstwam oraz szklanką wody. Podałem mu wszystko i patrzyłem jak łyka tabletki, popijając je co chwila. Na koniec odłożył szklankę na szafkę nocną.
- Chodź do mnie...
- A kto cię później będzie leczył? - skwitowałem - Po za tym nie jesteśmy razem!
- Ale byliśmy...
- Możemy na razie do tego nie wracać? Idź lepiej spać.
Wyszedłem powoli z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Uśmiech sam pojawił mi się na ustach, nawet nie wiem dlaczego.
Od razu, gdy wróciliśmy do mieszkania niebieskookiego, wepchnąłem go do łóżka. Nawet nie próbował stawiać oporu, dopiero później wdał się ze mną w głupią gadkę. Będę musiał się nim teraz pożądnie zaopiekować... Wreszcie to ja przejmuje pałeczkę!
Tak na serio, to nie bardzo się z tego cieszę... Pranie, sprzątanie, gotowanie, zakupy... Będę miał teraz po cholerę roboty. Nawet nie wiem czy dam sobie ze wszystkim radę, jednak jeśli chcę, żeby Subaru leżał, muszę mu pokazać, jak świetnie mi idą obowiązki domowe.
Ciekawe, co u Ryoumy i Suzuyi... Uciekliśmy z ich mieszkania cichiaczem jak jakieś ninja normalnie! Na pewno dadzą sobie radę, ale czy się jeszcze kiedykolwiek spotkamy? Pewnie tak... Mimo wszystko uważam, że mam obowiązek zająć się teraz sobą, jeżeli chcę odbudować nasze relacje z Subaru. W tej kwestii akurat za wiele nie mogę dyskutować, bo facet, jak się dowiedziałem, jest moim prawnym opiekunem. W takim razie postanowiłem, iż nie będę mu sprawiał wiele kłopotów i będę grzecznym chłopcem.
Westchnąłem widząc całą stertę naczyń w zmywaku. Co mogłem poradzić? Zabrałem się do roboty, nucąc pod nosem "Attention" Charlie'ego Putha przy pracy. Wywijałem tyłkiem na wszystkie strony, nie zważając, że w każdej chwili zza rogu może wyjść czarnowłosy.
Jestem przekonany, że teraz będzie dobrze. Na bank dużo przeżyłem, więc należy mi się spokój od życia. Jednak niczego nie byłem bardziej pewny, jak tego, iż niebieskooki swoje przetrwał. Nawet jeśli twierdzi, że to wszystko jest jego winą, nie wierzę mu. Może miał w tym jakiś swój niewielki udział, ale mógł być dupkiem i mnie kochać, nie narażając na nic. Bo czy nie na tym między innymi polega miłość? Tak naprawdę tylko kochając uczymy się miłości i prawdopodobnie on dopiero był na starcie.
Cieszę się, że obudziłem w nim ogień.
~~~
Wow! *.*
To już 3 rozdział na 4! Niesamowite co? Może jestem trochę niesystematyczna, ale uwierzcie mi: to mój pierwszy maraton i naprawdę staram się starać! (XD)
A jak tam u was?
Papatki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top