16

- Subaru! - wydarłem się po raz kolejny, goniąc chłopaka.

Byłem tak wściekły, że gdyby nie był dla mnie kimś ważnym, bez wahania bym go spoliczkował, ale nie zrobię tego, bo mi na nim zależy. Jest skurwysynem, przyznaję, jednak to nie oznacza, że to zwykłe, czternastoletnie zauroczenie i od razu się w nim odkocham.

- Subaru! - zdyszany stanąłem przed czarnowłosym, w końcu blokując mu drogę - Możesz mi, do skurwy nędzy, to wyjaśnić?! Miałeś mnie kochać, a nie traktować jak dziwkę! Nie jestem babą z burdelu, żeby takie rzeczy robić!

- To czemu nie odjedziesz, skoro tak bardzo ci przeszkadzam? - uniósł jedną brew.

- B - bo... Ja... J - ja...

Nic mi nie przychodziło do głowy, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłem. Po prostu chciałem tutaj zostać - z nim.

- No właśnie - uśmiechnął się triumfalnie - Po za tym z tego co pamiętam, chciałeś wiedzieć jaka to miłość, którą nazwałem brutalną, a to dopiero początek.

Niebieskooki podszedł bliżej i wziął mnie na ręce. Położyłem głowę na jego ramieniu, wlepiając wzrok w jego obojczyk.

- Obiecaj mi, że będę tylko twój i nikomu mnie nie oddasz - szepnąłem.

- Obiecuję. Takiego bogactwa się nie oddaje...

Uśmiechnąłem się do siebie słysząc jego obietnicę. Przyjemne uczucie wypełniło moje serce wraz z wiarą, że licealista dotrzyma słowa. Nawet jeśli miałbym być dziwką, chcę być tylko jego.

Szkoda, że byłem wtedy tak głupi, żeby myśleć o tym w tak promienny sposób. Chociaż... Czy to było takie złe?

~~~

Wieczorem, zgodnie z prośbą Subaru, ubrałem się w garnitur. On również się wystroił i powiem wam jedno - wyglądał zabójczo. Ubrany był w dopasowaną, białą koszulę, ciemnoszare spodnie oraz tego samego koloru marynarkę. Przyglądałem mu się z zainteresowaniem, siedząc na łóżku.

- Gdzie idziemy? - spytałem.

- Muszę coś załatwić - bąknął, zapinając ostatni guzik od koszuli.

- Dlaczego mam iść z tobą? - jęknąłem niezadowolony.

- Zobaczysz. Nie odzywaj się niepytany i rób to, co ci karzę bez zawahania.

Nie zrozumiałem, o co mu konkretnie chodzi, jednak nie widząc innej opcji, jak po raz kolejny pójść za rozkazem niebieskookiego, przytaknąłem głową. Po chwili udaliśmy się do auta chłopaka (które, tak swoją drogą, nie wiem skąd się tam wzięło) i pojechaliśmy w stronę obrzeży miasta. Z chęcią patrzyłem na ulice Los Angeles, gdzie od czasu do czasu pojawiały się wysokie palmy. Po jakimś czasie czarnowłosy skręcił w jakąś mniej ruchliwą uliczkę, a już niedługo potem zaparkował samochód na niewielkim parkingu. Oboje wysiedliśmy i ruszyłem za Subaru w stronę z pozoru niedużego budynku, ale kiedy znalazłem się w środku, prawie szczęka mi opadła.

Prawdopodobnie pomieszczenie, w którym się właśnie znajdowałem, było dawniej ogromną salą teatralną, jednak teraz nie było tu żadnych krzeseł, a pozostała jedynie scena z krwistoczerwonymi kurtynami. Jasnobrązowe panele lśniły w blasku ogromnych, kruształowych, misternie ozdabianych żyrandoli, wiszących przy suficie. Mnóstwo ekstrawagancko ubranych ludzi (bodajże biznesmenów, milionerów i Bóg wie kto jeszcze) chodziło między zastawionymi jedzeniem stołami, ukrytych pod białymi obrusami, rozmawiając między sobą.

Z szoku wybudził mnie dopiero szept Subaru.

- Trzymaj się blisko.

W pierwszej chwili o mały włos nie podskoczyłem z zaskoczenia, ale szybko się ogarnąłem i starałem się nie odchodzić od licealisty nie więcej niż półtora metra. Zeszliśmy po schodach w dół, a następnie przeszedłwszy przez salę, dotarliśmy do niewielkiego korytarzyka. W ciemności ledwie widziałem czarnowłosego, a gdy przyzwyczaiłem się do ciemności, chłopak otworzył drzwi. Z pomieszczenia przede mną wypadło jasne światło, które zaczęło drażnić moje oczy, dopóki nie udało mi się przestać ich mrużyć.

Pokój, właściwie biuro, było bardzo dobrze oświetlone. Po obu stronach pomieszczenia stały dwie szafy: po prawej ta z książkami, po lewej - z dokumentami. Pomiędzy nimi, znajdował się stolik ze szklanym blatem oraz czarna, skórzana sofa z fotelem do kompletu. Bardziej w głębi pokoju było biurko, za którym siedział wysoki mężczyzna w kwiecie wieku, ubrany w garnitur. Kasztanowe włosy opadały mu na czoło, a niemalże czarne tęczówki lustrowały mnie od góry do dołu.

- Tutaj jestem, debilu - warknął niebieskooki, zasłaniając mężczyźnie widok na moją sylwetkę.

Nie wiedziałem, czy mam podejść, więc po prostu zamknąłem drewnianą powłokę, mocno trzymającą się na zawiasach i stałem jak kretyn w progu, oczekując, co będzie dalej.

- Ale tam jest ktoś ciekawszy - syknął złośliwie kasztanowłosy - Podejdź tutaj, młody!

Niepewnie podreptałem do biurka z mocno bijącym sercem.

- Jak się nazywasz?

- Ahato Iwasaki.

Ledwie powstrzymałem się od podejścia, choć jeden krok bliżej, do czarnowłosego. Bałem się wzroku, nachalnie po mnie błądzącego, jakby nieznajomy chciał wiedzieć, co mam pod ubraniem.

Ratunku...

Skinął powoli głową, uśmiechając się przy tym z zadowoleniem.

- Gdzie masz te dokumenty? - powiedział ostro Subaru.

- Dobra, spokojnie! - ciemoonoki uniósł ręce w geście obronnym i wstał z krzesła.

Chwilę poszperał w szafie po lewej, po czym wrócił na miejsce, kładąc przed licealistą jakieś papiery i długopis. Chłopak przeczytał szybko cały druk, a następnie podpisał go w wyznaczonym miejscu. Mężczyzna pogratulował mu nowej pracy i skierował się w stronę wyjścia. Nagle z powrotem odwrócił się w stronę niebieskookiego, który właśnie siadał za biurkiem.

- Ej, słuchaj... A nie chciałbyś mi sprzedać tego aniołka? - uniósł jedną brew, oplatając mnie rękoma, na co się wzdrygnąłem - Dałbym ci... Pięćdziesiąt milionów.

Ile?! Subaru, błagam, dotrzymaj słowa, albo jak cię następnym razem dorwę, to umrzesz w męczarniach! Ja nie chcę iść z tym staruchem! Po za tym, jego łapska są na mnie, zbyt blisko moich miejsc intymnych... Fuj! Zabierz go ode mnie, ty kretynie, chyba, że mam ci nogi z tyłka powyrywać!

- No nie wiem... A co gdyby... Nie no, nie wiem... Może...

Czy jego naprawdę bawi patrzenie jak się męczę z tym gwałcicielem?!

- Tylko wiesz co...? - zapytał podejrzliwie czarnowłosy - On. Należy. Do mnie.

Ręce kasztanowłosego od razu przestały dotykać moich ubrań, dzięki czemu poczułem się wyswobodzony. Po chwili usłyszałem cichy trzask drzwiami, świadczący o tym, że zostałem sam z licealistą. Odetchnąłem z ulgą, ciesząc się, że nie będę musiał już znosić tego faceta.

- Subaru, kto... - zacząłem, ale nie było mi dane skończyć.

- Pytałem się o coś? - spytał zadowolony chłopak - Kazałem ci się odezwać?

Pokręciłem przecząco głową, ale jemu to nie wystarczało.

- Odpowiedz mi normalnie jak człowiek, a nie merdasz tą głową na wszystkie strony!

- Nie, nie kazałeś - przełknąłem ślinę.

Zacząłem się go bać. Myślałem, że te "zasady" obowiązują tylko do pewnego momentu, ale chyba się pomyliłem...

- Na razie obowiązują cię dwie zasady: odpowiadasz na pytania bez zbędnych słów i robisz wszystko, co ci karzę. Czy to jest takie trudne do zapamiętania?!

- Nie, przepraszam.

Spuściłem wzrok na podłogę. Czy to przez to, że dawno nie brał narkotyków? Stąd wzięła się ta nagła zmiana? Co mogę w takim razie zrobić?

- Podejdź tu.

Ostrożnie udałem się w stronę chłopaka, który przyglądał mi się uważnie. Serce biło mi mocno w strachu przed tym, co za chwilę będę musiał zrobić.

- Ukleknij.

Spojrzałem na niego przerażony, kręcąc przecząco głową.

- Klękaj! - wrzasnął, aż się zatrzęsłem, ale nadal stałem jak wryty.

Niebieskooki uniósł rękę z zamiarem uderzenia mnie w twarz i...

"Gniew łatwo przemienić w pożądanie, ponieważ oba te uczucia są równie intensywne"

Bez zastanowienia rzuciłem się w stronę czarnowłosego, wpijając się w jego miękkie wargi. Drżącą z emocji reką, dotknąłem delikatnie jego krocza, a po chwili nacisnąłem na nie lekko.

Proszę sobie nie myśleć, iż skoro stałem się przysłowiowym "uke", to że straciłem resztki dominacji! W końcu wciąż jestem mężczyzną!

Może i nie jestem najlepszy w podniecaniu, albo chociaż w całowaniu, ale lepiej zawsze spróbować. Prawą ręką zacząłem odpinać guziki od koszuli Subaru, z kolei drugą zabrałem się za jego spodnie. Nieporadnie poruszałem ustami, próbując wywołać u niego jakąkolwiek reakcję. Nie czułem bólu w żadnym miejscu, co oznaczało, że się opanował albo jest w szoku. Nie zaprzestawałem jednak swoich prób, aż nagle licealista popchnął mnie w stronę biurka. Tyłkiem mocno uderzyłem o kant blatu, aż syknąłem. Chłopak stanął nade mną, patrząc się centralnie w moje tęczówki z takim pożądaniem, jakbym był jego ofiarą. Przełknąłem ślinę, gdy się nade mną pochylił, patrząc mi w oczy.

Udało się!

Podsadził mnie na biurko, nie licząc się z tym, że moja pupa była obita. Wszedł między moimi nogami, zaczynając całować moją szyję. Przy okazji ściągnął mi spodnie z nóg, a następnie zabrał się za marynarkę oraz koszulę, które po chwili wylądowały gdzieś na podłodze. Czarnowłosy mocniej na mnie naparł, tak, że plecami przylgnąłem do blatu. Zrzucił stamtąd przeszkadzające mu papiery na ziemię, po czym pocałunkami zjechał niżej, zostawiając mokre ślady. Zębami złapał gumkę od moich bokserek i ściągnął je w dół. Kolejna fala gorąca przebiegła mi przez ciało, dając złudzenie, że temperatura w pokoju jest niska. Niebieskooki włożył jeden palec do mojej dziurki i zaczął mnie rozciągać, a po chwili zaczął dokładać kolejne, powodując, że z moich ust zaczeły wydostawać się urywane sapnięcia. W końcu wyjął wszystkie palce, a następnie zciągnął z siebie resztę ubrań. Wspiął się na biurko, po czym wszedł we mnie jednym, zdecydowanym ruchem, aż po samą nasadę. Krzyknąłem niekontrolowanie, zaskakując samego siebie taką reakcją. Czy to było ważne, że ktoś może nas usłyszeć?

Jęczałem coraz głośniej, wraz z coraz bliższym mi dojściem. Mocno przyciagnąłem do siebie licealistę, wplątując palce w jego miękkie włosy.

- J... J - ja... Już... Nkhg... - wydukałem, napinając wszystkie mięśnie.

Chłopak wykonał kilka dzikich uderzeń o mój czuły punkt, po czym wtuliłem twarz w zagłębieniu jego szyi, tłumiąc głośny wrzask towarzyszący mi przy osiągnięciu szczytu. Niedługo potem niebieskookiemu również udało się go osiągnąć.

Zrobiłem to... Przemieniłem gniew w pożądanie...

- Nie wiedziałem, że tak beznadziejnie wyjdzie ci próba dominacji - wysapał.

Parsknąłem rozbawiony, próbując złapać oddech i rozkoszując się chwilą spokoju.

- Lepsze to niż zostać pobitym - szepnąłem uśmiechając się słabo.

Czarnowłosy pocałował mnie czule w policzek, a następnie wyszedł ze mnie. Poszedł w nieznaną mi stronę, ale ja nie zwróciłem na niego uwagi, wlepiając zamglony wzrok w jedną z półek z książkami. Niedługo potem zostałem ściągniety z blatu i okryty milusim kocykiem. Zmęczony, oplotłem rękami niebieskookiego, przymykając przy tym oczy.

- Subaru...? - mruknąłem zadowolony, nawet nie wiem do końca z czego - Gdzie śpimy?

Szczerze, to już w dupie miałem te jego zasady i w sumie to on chyba też. Wziął mnie na ręce, a potem zaniósł nie wiem gdzie. Pamiętam tylko tyle, że było tam miękkie łóżko i ciało mojego chłopaka, w które się wtuliłem. Przez chwilę rozkoszowałem się jeszcze przyjemnym zapachem, aż wreszcie odpłynąłem do krainy Morfeusza.

~~~

Co on o mnie myśli? Kocha mnie? Za co? Przecież jestem nikim. On nie może mnie kochać, przecież to głupie. Myślę, że nawet rodzice i Emiko nie kochali kogoś takiego jak ja.

Co mogłem osiągnąć w życiu? Nic. Bo jestem nikim. Kocham, ale nie otrzymuję niczego w zamian. Daję z siebie wszystko, a w zamian dostaję zaledwie sztuczne szczęście.

Nie chodzi tu o niego. On daje mi czerń, ale daje też barwy. Świat, którego nigdy nie poznałem i nigdy nie chciałem znać, urozmaica moje życie. Co z tego, że to zło? Nie da się żyć samym dobrem. Człowiek to nie anioł, to demon i anioł w jednym. Może wybrać, za którą z tych dwóch postaci podąży, jednak nie ominie go spotkanie z przeciwną stroną.

Nasze życie to wybory. Ja wybrałem: podążyłem za demonem w ludzkiej skórze, nieświadomy tego, co działo się wokół mnie. Wtedy istniał tylko ja i on, potem przekonałem się, czemu nie zrobił mi żadnej krzywdy. Nie chodziło tu tylko o biznes, uczucia czy choćby moją przynależność. To było coś więcej: piekło na Ziemii. Być zagubionym to jedno, kochać to drugie, nienawidzić to trzecie, walczyć to czwarte.

Może ktoś myśli, że to nie jest szaleństwo. Do tego dnia, istotnie, to nie było nic nadzwyczajnego, ale chęć posiadania czegoś, czego inni nie mogą mieć, zatraca w człowieku wszelkie uczucia. Zazwyczaj, jeśli jest to coś szczególnie cennego, możemy wejść nawet po trupach, żeby to zdobyć. Wyobraźcie sobie: szczyty gór, na nich mnóstwo białych trupów, pomalowanych własną krwią, a na ich szczycie stoi człowiek z upragnioną zdobyczą. Czy to nie okrutne? Czy to nie świadczy o tym, że czasami wcale nie różnimy się od potworów czy zwierząt? Zabijamy dla własnej korzyści... Przerażające.

Nigdy nie myślałem o sobie, jak o cudzie i chyba nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy tak właśnie o mnie myślą. Gdybym wtedy zdecydował się zostać, na pewno uniknąłbym wojny...

~~~

Hejka!
Przepraszam, że rozdział jest dopiero dzisiaj i w dodatku o takiej porze, ale gdyby nie tyle sprawdzianów, na pewno napisałabym już z co najmniej trzy kolejne. No ale cóż...

Okay, oficjalnie uznaję to za koniec początku książki i rozpoczęcie prawdziwej akcji! Tak, moi drodzy, to był dopiero wstęp...

♥Do nexta!♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top