15

Kobieta w wieku około trzydziestu lat właśnie rozmawiała z Subaru w pokoju obok. Oczywiście byłem traktowany jak małe dziecko i "grzecznie" musiałem pójść do sypialni. Czekałem już z dobre czterdzieści minut, aż w końcu ktoś do mnie przyjdzie z oświadczeniem, że już koniec, ale wciąż cierpliwie czekałem. Ni widu, ni słychu...

Zrobiło mi się zimno, ale nie miałem ochoty na szperanie w walizkach, więc zajrzałem do szafy z ubraniami czarnowłosego. Chyba nie będzie zły, jak sobie coś pożyczę... Wyciągnąłem pierwszą, lepszą bluzę, która, jak zdążyłem zauważyć, miała uszy kota przyszyte do kaptura. Pośpiesznie nałożyłem ją na siebie, zapinając się pod samą szyję. Położyłem się znudzony na łóżku z telefonem w ręku, jednak nie miałem żadnych powiadomień.

Wypuściłem głośno powietrze zaglądając do internetu, czy nie dzieje się nic ciekawego, jednak jak zwykle to samo: morderstwa, wypadki... Aż nagle moją uwagę przykuł jeden z nagłówków wśród tysiąca do siebie podobnych: "Dwoje ludzi zostało oskarżonych o handel dziećmi". Wszedłem w link, po czym z zaciekawieniem przeczytałem następujący tekst:

"Kilka dni temu znaleziono dwójkę czterdziestolatków, którzy już od dawna są podejrzewani o handel dziećmi i młodzieżą w wieku od dziewięciu do siedemnastu lat. Jak się okazało, policja miała słuszność w swoich podejrzeniach. Parę przyłapano na transporcie trójki trzynastolatków, wiezionych z Nowego Jorku do Los Angeles, którzy aktualnie pzebywają pod opieką lekarzy. "Handlarze" zostali tymczasowo zamknięci w celi, dopóki nie staną przed sądem. Czego dowiemy się więcej w najbliższych dniach?"

Ciekawe... Jak można tak robić? Przecież to okropne! Subaru mówił, że sam kiedyś został sprzedany... Czemu nikomu o tym nie powiedział? W końcu na pewno ktoś by mu pomógł...

Drzwi od pokoju wreszcie się otworzyły i zobaczyłem niebieskoogo.

- Jutro zaczynasz - oznajmił.

- Patrz! - podsunąłem mu telefon z new'sem wyświetlonym na ekranie.

Chłopak wczytał się w artykuł, wyciągając mi z dłoni urządzenie. Przez za długie rękawy prawie upuściłem urządzenie, ale licealista w porę je złapał.

- Czy to nie straszne? - spytałem po chwili.

Czarnowłosy wzruszył ramionami, jakby go to w ogóle nie obchodziło i pochylił się nade mną.

- Mówiłeś... Że twoja miłość jest... No wiesz - baknąłem - Jakoś tak... Tego nie widzę.

- Wszystko w swoim czasie - mruknął mi wprost do ucha - Coś ty taki niecierpliwy?

- No bo... Ten... - zarumieniłem się - Chcę wiedzieć jak to jest... I... No...

Czarnowłosy rozpiął bluzę i chciał mi ją chyba zdjąć, tyle że okryłem się szczelniej, czując jak zimne powietrze dotyka mojej skóry.

- Zimno mi, a ty mnie jeszcze rozbierasz - prychnąłem.

- To moja bluza.

- Ale jest ciepła i nie mam zamiaru ci jej oddać - napuszyłem policzki.

Niebieskooki już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek jego telefonu. Wciskając zieloną słuchawkę, zostawił mnie w pokoju, więc korzystając z okazji zapiąłem bluzę. Kiedy zapadła cisza, przypadkiem usłyszałem jak mówi:

- No... Uhm... Wiem. Dobra, okay, kumam. Przyjadę. Niedługo. Nie wiem! Muszę najpierw dobić do osiemnastki i dokumenty dostać! Z tydzień... Wiem. Ja też. Mam. Zabiorę. Czternaście. Chyba ci odbiło! No na razie, cześć.

Nie miałem nawet czasu na przemyślenia, bo licealista wrócił niemalże od razu do sypialni. Położył się obok mnie, a ja wtuliłem się w niego. Jego ręka powędrowała pod materiał moich spodni oraz bokserek, po czym ścisnął mocno mój pośladek. Zagryzłem wargę, żeby nie jęknąć.

- Już niedługo będziesz miał okazję do popisu - wyszeptał.

Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. Te słowa wywołały u mnie ogromny niepokój niczym zaklęcie...

~~~

- Ale gdzie?! - krzyknąłem zirytowany.

Subaru już od piętnastu minut się pakował, w tym mi kazał zrobić to samo, jednak nie chciał podać powodu, dla którego wyjeżdżamy. Byłem lekko spanikowany tym jego nagłym zachowaniem, dlatego też zamiast szykować się do drogi, próbowałem się czegoś dowiedzieć.

- Subaru! Powiedz mi, o co chodzi!

- Kuźwa... - warknął pod nosem zapinając walizkę - Powiem ci w czasie drogi.

Zrezygnowany, skinąłem głową i dopakowałem do walizek kilka rzeczy, które jak dotąd od poniedziałku stały ciągle nietknięte, bo zazwyczaj z lenistwa ubierałem się w ciuchy czarnowłosego.

Niosąc swoje rzeczy, zeszliśmy na dół, po czym zapakowaliśmy wszystko do auta w garażu. Nawet nie mogłem kupić chłopakowi prezentu na urodziny, ponieważ cały czas siedziałem w domu z guwernantką, w kółko zakuwając. Tak naprawdę miałem tylko przerwy na sen, jedzenie oraz poranną i wieczorną toaletę.

Wczoraj, w czwartek, niebieskooki miał urodziny, jednak przez jego milion spraw na głowie ledwo zdążyłem złożyć mu życzenia. W ogóle w tym tygodniu był jakiś zabiegany, nawet na zboczone myślenie nie miał ani minuty. Wracał do domu, kiedy ja już spałem i tylko przez sen czułem, że znowu mam przy sobie znane mi ciepłe ciało.

Wsiadłem wraz z licealistą do auta, zapiąłem pasy, po czym niebieskooki wyjechał z garażu. Spojrzałem za szybę, ogladając migocące przed oczami obrazy. Wyjechaliśmy z miasta na dość znaną mi drogę na lotnisko.

- Gdzie jedziemy? - zapytałem cicho.

- Do Los Angeles - odburknął.

- Po co?

- Mam tam coś do załatwienia - westchnął ciężko - Chciałeś poznać mój świat? I moją miłość?

Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, przytakując głową.

- Teraz będziesz miał okazję.

Jego usta ułożyły się w zadziorny uśmiech, który wywołał u mnie gęsią skórkę. Mam się bać? Boże, czy on chce mi coś zrobić? Zamordować? Bić?A co gorsza... Sprzedać...?! Mocno zagryzłem dolną wargę, odwracając się na prawą stronę i podkulając nogi. Spojrzałem w niebo z nadzieją, iż jeśli faktycznie Bóg istnieje, to że mnie ochroni od czegokolwiek, co nie będę w stanie znieść, ale przede wszystkim: żeby obietnica Subaru była prawdą...

Myśleniem zabiłem czas dojazdu na lotnisko, a ponieważ że było około dziewiątej i nikt prawie nigdzie nie leciał, to szybko udało nam się załatwić sprawę biletów. Niedługo potem siedzieliśmy już wygodnie w samolocie, czekając na informację, że startujemy. Uparcie spoglądałem w okno, błądząc wzrokiem po lotnisku. Nagle do samolotu wpadła zdyszana para, na oko mieli może po trzydzieści kilka lat. Usiedli za nami, dzięki czemu udało mi się posłuchać ich rozmowę, mimo że szeptali.

- Jesteś pewien, że nic mu nie jest? Myślisz, że nas pozna? - powiedziała wyraźnie zdenerwowana kobieta drżącym głosem.

- Pewnie, kochanie... - pocieszył ją czule mężczyzna.

- Tak się cieszę, że go znaleźli. Boże... Jestem taka szczęśliwa! On miał wtedy dziewięć lat... - zaszlochała.

- Teraz na pewno wszystko się ułoży. Słyszałaś: policja ma tych łajdaków pod kontrolą, a nasz syn jest bezpieczny. Nikt już więcej nie będzie nim handlował...

Mężczyzna starał się uspokoić swoją żonę: całował ją, przytulał, mówił ciepłe słowa... Dzięki temu dowiedziałem się, iż ta dwójka to rodzice jednego z trzynastolatków wiezionych z Nowego Jorku w celu sprzedania. Pewnie musieli poczekać te kilka dni, zanim wszystko zostanie sprawdzone i dlatego lecą do Los Angeles dopiero dzisiaj. Żal mi było tych ludzi - musieli naprawdę dużo przeżyć, aby w końcu usłyszeć prawdziwą informację o ich synu. Przecież w trakcie prowadzenia dochodzenia na pewno znajdowano ludzi podobnych do tego chłopaka, który był młodszy ode mnie o zaledwie rok. Życzyłem im szczęścia takiego, jakiego pragnęli.

Wkrótce nastąpiła informacja o tym, że samolot startuje, więc trzeba było zrobić pierdyliard rozmaitych rzeczy, aby się nie rozbił. W końcu jednak wjechał na pas startowy i po niewielkich turbulencjach rozpoczął lot. Patrzyłem z uśmiechem na puszyste, białe kłębki na błękitnym, porannym niebie. Nałożyłem na głowę kaptur z uszami kota, ukrywając twarz od nachalnego wzroku Subaru.

- Ile będziemy lecieć? - westchnąłem.

- Około jedenaście i pół godziny.

- Ile?! - wybałuszyłem oczy, nie dowierzając.

- A myślałeś, że co? Dwie godziny?

- No... Nie... - spuściłem wzrok - Ale tak długo? O której tam będziemy?

- Trzecia... Ewentualnie czwarta.

- Boże... - jeknąłem niezadowolony.

- Sam się zgodziłeś.

- Nieprawda! Ty mi kazałeś!

- I będę ci jeszcze kazał robić milionych innych rzeczy, o których ty nawet nie masz pojęcia - uśmiechnął się wrednie.

Wzdrygnąłem się na te słowa, myśląc, co takiego mnie spotka. Kilka osób mnie ostrzegało, jednak ja nie chciałem ich słuchać, zaślepiony miłością i ciekawością. Może gdybym ich posłuchał, byłbym nieszczęśliwy z utraconej miłości... Albo poznałbym kogoś nowego, ale wszystko diabli wzięli! Czasami serce nie słucha, nawet jeśli rozum podaje ci argumenty, dlaczego nie możesz kogoś kochać. Mimo wszystko idziesz za miłością, nieważne, czy ci mówią wprost, że to będzie straszne, czy nie. A później cierpiąc, czerpiesz z tego przyjemność, bo ból może być miłością, a miłość bólem...

~~~

Obudziłem się przykryty aksamitną pościelą w łóżku, w którym spałem dopiero pierwszy raz. Nawet nie pamiętam, kiedy weszliśmy do hotelu, ponieważ byłem tak zmęczony. Chyba czarnowłosy mnie umył, przebrał i okrył kołdrą...

Niepewnie podniosłem się do siadu, patrząc na otwarte okno. Promienie słońca mnie oślepiały, a przyjemny, ciepły wiatr muskał moją skórę w odkrytych miejscach.

- Subaru...? - zawołałem.

- No nareszcie, myślałem, że prześpisz całe wieki, śpiąca królewno. Ruszaj się, mamy dużo do roboty.

- M - my...? - zdziwiłem się. W końcu mówił, że to on ma coś do załatwienia.

Chłopak usiadł na łóżku i przyciągnął mnie do siebie, po czym wpił się w moje wargi.

- Nie pamiętasz, czego chciałeś?

Założył mi kilka białych kosmyków za ucho.

- Coś ci powiem - uśmiechnął się, biorąc w palce moje ciemniejsze pasemko - Widzisz to? Masz białe włosy jak anioł, ale to jest dowodem, że już od urodzenia należysz do mnie.

Zamrugałem oczami, nie do końca rozumiejąc jego aluzję. Niebieskooki zachichotał cicho, jakby dobrze bawił się moją niewiedzą. Gdy wyszedł z pokoju, szybko się ubrałem, a następnie pobłądziwszy trochę po apartamencie, znalazłem salon, gdzie czekał na mnie czarnowłosy ze śniadaniem. Zjadłem je w spokoju, a następnie ogarnąłem się do końca i wyszliśmy z hotelu na ruchliwe ulice Los Angeles. Przeszliśmy spory kawałek, aż dotarliśmy do ogromnej, białej willi. Licealista zadzwonił domofonem, a po niedługim czasie zostaliśmy wpuszczeni przez bramę. Drzwi otworzył nam wysoki blondyn z ciemnobrązowymi oczami. Jego mina była bardzo poważna, dopóki nie spojrzał na mnie. Niemalże od razu się rozpromienił i zdziwiony spojrzał na niebieskookiego.

- Wchodźcie - wpuścił nas do środka.

Nie odezwałem się ani słowem, tylko poszedłem za niebieskookim do salonu, gdzie usiadłem wraz z nim na kanapie. Po chwili na przeciwko nas na fotelu znalazł się blondyn.

- Jestem Colin - uśmiechnął się do mnie ciepło - A ty?

- Ahato - odwzajemniłem uśmiech.

- Jak ci się żyje z tym dupkiem? - bąknął, spoglądając na czarnowłosego.

- Bardzo dobrze.

Moja odpowiedź bardzo go zaskoczyła, a licealista uśmiechnął się z triumfem.

- Stary, coś ty mu podał?! - zawołał przerażony Colin, na co zaśmiałem się pod nosem.

Czyżby Subaru był aż tak znany tylko dlatego, bo jest chujem?!

- Ja...? - udał zaskoczenie - Nic!

- Uważaj, bo ci uwierzę... Idziesz z nim?

- A mam inny wybór?

- Wie?

- Dowie się.

- Boże, ty naprawdę jesteś jak twój ojciec... - brązowooki pokręcił głową.

- Daj spokój... - prychnął niebieskooki - Nie będę go traktował tak jak oni!

- A jak będziesz go traktował?

- Po swojemu.

Czy to wszystko to o mnie?! Ekhem... Przepraszam, ja tu jestem!

- Tylko wiesz... - blondyn spojrzał na ciemnowłosego groźnym wzrokiem.

Chłopak siedzący obok mnie, ku mojemu zaskoczeniu przeczesał ręką moje włosy, pociągając lekko za końcówki. Z przyjemności zagryzłem dolną wargę, przymykając oczy. Nieważne, że na przeciw siedział znajomy Subaru.

- On jest mój - podkreślił licealista - Jest tak idealny, że wszyscy będą go chcieli.

- Ale?

- Ale nikt nie będzie go miał oprócz mnie. To on będzie jęczał dla mnie w nocy, to on będzie mnie błagał, to on będzie mi posłuszny, to on będzie mnie kochał...

Moje policzki zaczęły mocno piec, tak bardzo zawstydziłem się od słów chłopaka.

- ...i to on będzie się dla mnie rumienił.

- Chłopie, mówisz poważnie? Czy ty siebie słyszysz? - blondyn parsknął śmiechem - Ty nie dasz rady!

- Myślisz, że tak łatwo oddaje się coś, co wszyscy chcieliby posiadać?

- Masz rację, ale czy na pewno powstrzymasz się od pieniędzy, które będziesz mógł za niego dostać?

Minutkę... CO ON DO JASNEJ KURWY POWIEDZIAŁ?! CO TO MA ZNACZYĆ?!

- Pieniędzy i tak mam już za dużo, a on... - czarnowłosy przejechał kciukem po moich ustach - Jego nawet nie będę musiał sprzedawać, aby pożądnie zarobić.

Czy na to właśnie się zgodziłem? Na bycie dziwką? Błagam, żeby Subaru był dla mnie dobry... Nie chcę nikogo innego, bo tylko jego potrafię kochać. Jeśli będzie dla mnie miły, zrobię wszystko, bylebym został przy nim na zawsze.

Kocham cię, Subaru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top