12
Uchyliłem powieki, wybudzając się ze spokojnego snu. Nie czułem już tej ciepłej dłoni trzymającą moją, ale kark i plecy bolały mnie od ciągłego siedzenia w niewygodnej pozycji. Jeknąłem niezadowolony, rozmasowując obolałe miejsca. Kiedy się rozprostowałem, rozszerzyłem oczy, widząc budzącego się chłopaka. Piękne, jasnoniebieskie tęczówki ukazały się spod zamkniętych powiek, po czym spojrzały na mnie.
Nie wiem, czy zwariowałem do reszty, ale nie potrafiłem oderwać od nich zwroku. Ich głębia zatapiała mnie w sobie, trzymając tak mocno, że nie potrafiłem uciec wzrokiem gdzieś indziej. Przysiadłem się bliżej chłopaka, prawie dotykając torsem łóżka. Kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- Jak się spało? - spytałem radośnie.
- Daj spokój - odwrócił się plecami.
- S - Subaru...? Coś nie tak?
Cieszyłem się tak bardzo, że wstał. Z trudem powstrzymywałem się, żeby nie skoczyć na niebieskookiego i się do niego nie przytulić. Wszystko, co przez niego straciłem, nie było już ważne. Tak jakby jakiś guzik mi przeskoczył.
- Wracaj do domu.
- Ale... - urwałem, nie potrafiąc dokończyć - O czym ty mówisz?
- Nie zawracaj mi głowy i idź już do domu - warknął.
Po raz kolejny chyba jednak się pomyliłem. Niepotrzebnie się wysilałem, żeby tu dobiec: równie dobrze mógłbym to olać, a i tak miałby mnie w dupie.
- Żałuję, że tu przyszedłem. Cześć.
Wyszedłem z pomieszczenia, zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę wyjścia z budynku. Bąknąłem szybkie "dowidzenia" recepcjonistce, po czym wybiegłem ze szpitala, pociągając nosem.
~~~
Na obrzeżach miasta było wiele ciekawych miejsc, szczególnie te opuszczone i zaniedbane, w których kiedyś jako dziecko bawiłem się z przyjaciółmi. Teraz znajdowałem się przed niewielkim, starym domkiem, gdzie już dawno nie było okien, podobnie z drzwiami. Przeszedłem przez budynek i dotarłem do "podwórka", które już zdąrzyło pożądnie zarosnąć. Przecisnąłem się przez dziurę w płocie, wychodząc na przestrzeń, zwaną przeze mnie Łąką, ale nie, nie było to adekwatne do nazwy. Na środku polany widniał mały, stary, drewniany domek zbudowany przez dzieciaki z okolicy, kiedy jeszcze tutaj mieszkałem. Wepchnąłem się do środka, mocno przyciskając do siebie kolana. Mimo, iż spokojnie się tu mieściłem i miałem obok siebie jeszcze trochę wolnej przestrzeni, nie potrafiłem uwierzyć, że niegdyś potrafiło tu się bawić pięcioro z nas. Stare, dobre czasy bez zmartwień...
Po policzkach popłynęły mi rzeki łez, gdy zaszlochałem głośno na wspomnienie obojętnego tonu czarnowłosego. Głodny, wycieńczony, obolały, ze złamanym sercem... Jakie to wszystko ma znaczenie, kiedy czujesz się wypruty z emocji? Co ci to wszystko da, skoro nie ma nikogo obok ciebie? Czy to ważne, jeżeli nie masz chociaż jednej osoby, która cię kocha? Przyjaciel ci tego nie da: może jedynie cię przytulić i skłamać, mówiąc, iż cię rozumie.
Nikt nie słyszał mojego szlochu, wszyscy gdzieś wyparowali. I tak nie chciałbym ich widzieć. Chciałbym jedynie, żebym mógł zrobić coś z sobą, aby przestać myśleć o bólu, który rozrywa mnie na wszystkie strony. Śmieszne, że byłem na niego zły, później cieszyłem się z jego powrotu do rzeczywistości, a teraz znowu mam do niego żal.
Nie chcę go już kochać, pragnę się jedynie uwolnić od tego wszystkiego i zacząć żyć jakimś normalnym tokiem, tak jak kiedyś. Może nie uda mi się wrócić do rodziców, ale jednak dwa tysiące złotych na miesiąc to nie jest tak źle, tylko szkoda, że jestem za młody na wynajem mieszkania. Czy ja wreszcie mogę umrzeć...?
O czym ty myślisz?! Chłopie, wracaj z powrotem!
Po co? Telefon nie brzęczał, więc raczej się rozładował. Tak było najlepiej - bez nikogo. Sam w ciszy mogłem racjonalnie pomyśleć o wszystkim, nie skupiając się na tym co dalej.
Nagle usłyszałem kroki, które przybliżały się do mnie z każdą sekundą. Przerażony, przycisnąłem się bardziej do jednej ze ścian, a gdy ujrzałem w wejściu jakąś osobę, podskoczyłem, uderzając się głową o dach domku. Przeklnąłem pod nosem, po czym spojrzałem na nieukrywającego zszokowanie chłopaka. Lustrował mnie od góry do dołu swoimi zielonymi oczami, które wyglądały jak dwa szmaragdy. Złotawy odcień blondu we włosach przecinały ciemniejsze kosmyki. Oboje staliśmy jak dwa słupy soli, wpatrując się w siebie.
- Uhm... - spuścił głowę nieznajomy - Może przyjdę później...
- Nie, nie! - zawołałem, wycierając łzy zewnetrzną stroną rękawa - Zostań...
Zielonooki zerknął zdezorientowany w moją stronę, ale mógł tylko ujrzeć delikatny uśmiech skierowany w jego stronę. Niepewnie usadowił się obok, upodabniając swoją pozycję do mojej.
- Jak masz na imię? - szepnął, jakby bał się przerwać ciszę panującą między nami.
- Ahato. A ty?
- Eiji - bąknął.
Chyba nie lubił swojego imienia...
- Ładne imię.
- Naprawdę? - spytał zszokowany.
Pokiwałem głową, pociągając nosem. Znowu zrobiło się niezręcznie.
- Jeśli mógłbym... To czemu płaczesz?
- To skomplikowane - przyznałem - Nie wiem, czy dasz radę pojąć...
- Akurat w takich sprawach jestem w stanie pojąć chyba wszystko... - zachichotał.
Westchnąłem ciężko i zacząłem swoją żmudną opowieść. Podczas opowiadania wszystkiego, łzy co chwila uciekały mi spod powiek, spływając po policzkach. Mnóstwo czasu minęło zanim skończyłem, po czym chłopak zastanowił się chwilę.
- Ja myślę, że on się o ciebie troszczy - przyznał.
- Jak?! - zirytowałem się - Będąc takim dupkiem?!
- Dokładnie.
Teraz to ja się sam pogubiłem.
- Mówiłeś, że diler Subaru cię pobił, tak?
- Co to ma do rzeczy...?
Naprawdę nic z tego nie rozumiałem. Do czego on zmierza?
- Załóżmy, że Subaru dowiaduje się o tym wszystkim. Może nie chciał cię w to wszystko wplątywać, więc próbował odciągnąć cię od siebie, ale ty go zraniłeś, a on ciebie, dlatego też zamiast powoli odsunąć od siebie branie narkotyków, załamuje się. I efekt końcowy?
Boże, jaki on jest inteligentny... W życiu bym nie pomyślał, że to wszystko tylko dla mojego dobra. Zaszlochałem głośno, chowając twarz w dłoniach, kiedy zdałem sobie sprawę z własnej głupoty.
- Ahato... - wydukał chłopak niepewnie - Idź już...
- B - bo...?
- Nie chcę cię straszyć, ale tu chodzą różni ludzie... Lepiej wracaj do Subaru.
- A ty?
- Ja czekam na kogoś. Dam sobie radę - uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
Skinąłem głową i wygrzebałem się z domku. Na ulicę dotarłem tą samą drogą, co tu przyszedłem. Ledwo trzymałem się na nogach, więc oparłem się o ścianę starego budynku. No tak, nic nie jadłem ani nic nie piłem przez cały dzień. Jeśli szybko nie dotrę do Miyu przed zmrokiem, może być różnie, a jednak nie chciałbym oberwać od jakiś dresiarzy.
Zebrałem w sobie całą siłę, po czym ruszyłem do domu dziewczyny. Od czasu do czasu kręciło mi się w głowie, ale jakoś jeszcze szedłem. Gdy wreszcie zobaczyłem upragnioną ulicę, zamigotało mi przed oczami. Jakoś dałem radę i zadzwoniłem do bramy.
- Ahato! - krzyknęła zdesperowana blondynka, rzucając się na mnie.
Zachwiałem się trochę, ale nie protestowałem na wszystkie zażalenia zielonookiej. Nie miałem na to sił.
- Ahato...? - zapytała nagle - Wszystko okay?
- Nie, tylko po prostu jest mi trochę słabo, bo chyba jestem głodny...
Dziewczyna złapała mnie za nadgarstek, po czym zaciągnęła mnie do siebie. W hallu ledwo zdążyłem zdjąć buty, a ona już była w kuchni, latając jak pszczoła po ulu. Kazała mi usiąść przy stole takim tonem, że nawet bóg by nie podniósł ręki w celu sprzeciwu. Kiedy ja już jadłem, Miyu złapała za telefon, zapewne wybierając numer do Kazui.
- Wrócił - odetchnęła z wyraźną ulgą - Oprócz tego, że głodny jak wilk, wszystko jest w porządku - spojrzała groźnie w moją stronę, na co uśmiechnąłem się głupio - Pewnie, dobrze mu to zrobi. Dzięki. Pa.
Odłożyła urządzenie na szafkę, po czym zabrała mi pusty talerz sprzed nosa. Podziękowałem jej, dreptając w stronę salonu, gdzie położyłem się na kanapie, wtulając nos w miękki materiał. Już miałem zasnąć, kiedy rozbudził mnie dzwonek od domofonu. Usłyszałem jak blondynka biegnie ile sił w nogach, żeby tylko otworzyć drzwi gościom. Ignorując odgłosy rozmowy, zamknąłem oczy, podkulając nogi. Nagle nastąpiła cisza, po czym poczułem rękę przeczesującą moje włosy. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, ale postanowiłem dalej udawać, że śpię.
- Nie udawaj - usłyszałem mruknięcie nad sobą.
Ciepły oddech chłopaka owiał moją szyję, powodując na niej gęsią skórkę. Przetarłem rękami oczy i odwróciłem się do przodu. Na moich policzkach pojawiły się soczyste rumieńce, kiedy zdałem sobie sprawę jak blisko mnie znajduje się twarz niebieskookiego.
- Subaru! - rzuciłem mu się na szyję, przewracając nas obu na podłogę - Subaru...
Zaciągnąłem się przyjemnym zapachem, wtulając się w licealistę. Powtarzałem jego imię jak mantrę, przymilając się do niego niczym kotek. Byłem taki szczęśliwy, mając go znów przy sobie, chociaż gdzieś wciąż go nienawidziłem. Jednak teraz było to mało istotne: liczyło się jedynie ciepłe ciało, na którym właśnie leżałem.
On się o mnie troszczy...
Czarnowłosy owinął ręce wokół mojej talii, powodując u mnie przyjemne dreszcze. Uniosłem głowę do góry i zobaczyłem szczery uśmiech chłopaka, na co sam promieniałem. Nagle posmutniałem, przypominając sobie słowa Eiji. Przełknąłem ślinę, chowając twarz w bluzkę chłopaka. Próbowałem coś powiedzieć, ale brzmiało to mniej więcej tak:
- Bomnic me wczyfkuh.
- Mów wyraźniej!
- Powiedz mi wszystko! - wrzasnąłem, ciągnąc za T - shirt Subaru.
- Po co ci to? - prychnął.
Miałem już dosyć jego bezsensownych odpowiedzi. Zebrała się we mnie cała wściekłość i nie wytrzymując dłużej, uderzyłem go w policzek.
- Nie wiem! - sarknąłem - Może dlatego, że chcę się o ciebie martwić, troszczyć, ko...?
Urwałem zszokowany tym, co właśnie miałem zamiar powiedzieć. Siedziałem, wpatrując się zdziwionym wzrokiem na niebieskookiego, którego reakcja jak zwykle była zerowa.
- Co dalej? Ko...? - uniósł jedną brew.
- Wal się - warknąłem, spuszczając wzrok.
- No dokończ - zachęcił mnie, miziając ręką po policzku.
- Nic, nieważne...
Chciałem wstać, ale przyciągnął mnie bliżej siebie tak, że znowu leżałem na jego torsie. Złapał za mój tyłek, podciągając trochę do góry, aby moja twarz znalazła się na równi z jego.
- Chcesz robić to tutaj? - wyszeptał zachrypniętym głosem - Bo wtedy się na pewno dowiem...
- Ty debilu! Przy nich?
- Oni poszli na spacer.
Okay, trochę zrobiło mi się słabo...
- Ale ja jestem zmęczony... - jeknąłem niezadowolony.
- To tym bardziej powinniśmy...
- Nie - uciąłem krótko - Wciąż jestem na ciebie zły.
- To czemu na mnie leżysz?
- Bo tęskniłem. To znaczy... Eee...
Moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora, podczas gdy nie potrafiłem znaleźć dobrych słów na wytłumaczenie. Nagle wpadłem na piekielnie dobry pomysł.
- Subaru... - zagadnąłem - Ty mi powiesz wszystko, co ja chcę wiedzieć, to ja ci powiem wszystko, co ty chcesz wiedzieć.
- A to w porządku, że ty ustalasz warunki?
- Oczywiście! - żachnąłem się.
- Mhm... - wymruczał, całując moją szyję - Nie wiem, czy to jest w porządku...
- Nie! - wrzasnąłem, odskakując chłopaka jak oparzony - Nie dam ci się przelecieć tak łatwo, ty zboczeńcu jeden, ty!
Zaśmiał się na moją reakcję, po czym wstał z ziemi.
~~~
*Miyu*
- Ciekawe, co teraz robią - uśmiechnęłam się, patrząc w dal.
Kochałam ten punkt widokowy. To było miejsce moich smutków oraz marzeń. Wiatr zawsze wiał tu przyjemnie, chyba, że była burza. Wtedy szalał, jakby chciał rozpętać wojnę między niebem a ziemią.
- Kto?
- Ahato i Subaru! - zachichotałam.
To było takie oczywiste, ale jednak Kazui ciężko było nadążyć.
- No tak... A co jak...? No wiesz... Trafili do łóżka...?
Pokręciłam głową.
- Nie sądzę. Ahato na pewno jest jeszcze na niego zły. Nawet nie zostaną jeszcze parą.
- Skąd wiesz?
- Ahato musi to przetrawić.
- Ale przecież on nie radzi sobie bez Subaru - zauważył beżowooki. Ewidentnie miał rację.
- Tak... - przyznałam - Dlatego ich relacja na razie skończy się na przytulaniu podczas snu.
Pokiwał w zrozumieniu głową, spoglądając w dół.
- To teraz będę musiał uciekać z własnego domu...
Parsknęłam śmiechem na jego absurdalne słowa. Jednak jakieś ziarnko prawdy w nich było: w końcu nie dla każdego przyjemnym widokiem jest migdalenie się dwóch facetów. Ja to bym nawet filmik nagrała, ale ja to ja - yaoistka czystej krwi, nie to co białowłosy...
- Wyjdą na prostą. Już ja widzę Ahato jak leje Subaru po głowie, że znowu nie pościelił łóżka... - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Taa... A później ostry seks w ramach rekompensaty! - zawołał Kazuya.
- O tak! Dokładnie! I w tym momencie wchodzą yaoistki! - wrzasnęłam radośnie, klaszcząc w dłonie.
- I wszystkie mdleją zaraz po ich pierwszym pocałunku... - skwitował chłopak.
Zachichotałam. Uwielbiałam z nim wymyślać takie różne, dziwne historie. Co z tego, że beżowooki był ode mnie starszy, jak tak dobrze się z nim dogadywałam? Naprawdę mocno go lubiłam, ale obawiałam się, iż między nami powstał mur, którego nic nie jest w stanie zburzyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top