10
Miałem ochotę wypieprzyć domofon za okno, gdy po raz kolejny zadzwonił, nie dając mi spać. Zerwałem się wnerwiony z łóżka, będąc obserowanym przez parę jasnoniebieskich oczu. W końcu dopadłem urządzenie i wcisnąłem guzik.
- E - Emiko! - zawołałem zszokowany.
- Cześć! - uśmiechnęła się szeroko - Przyszłam cię odwiedzić, bo słyszałam, że dużo ostatnio chorujesz!
- Eee... - zerknąłem wgłąb domu - Mam niezły bajzel, więc mogłabyś chwilkę poczekać...?
- Pewnie! Jak posprzątasz to do mnie zadzwonisz, oki? Poczekam na twój telefon w aucie!
- Okay!
Wyłączyłem prędko domofon i pobiegłem do swojego pokoju, potykając się przy tym na schodach. Wbiegłem do pomieszczenia, łapiąc się w progu ręką za framugę.
- Emiko przyjechała!
- No i?
- Wyłaź! - ściągnąłem kołdrę z Subaru.
Wyciagnąłem chłopaka siłą z łóżka i złapałem go za nadgarstek, prowadząc do sypialni moich rodziców. Na wszelki wypadek kazałem mu wejść do szafy, gdzie cudem się zmieścił.
- Siedź tu i bądź cicho! - warknąłem, zatrzaskując drzwi od mebla.
Pobiegłem z powrotem do siebie, gdzie szybko pościeliłem łóżko, ubrałem się, a na koniec zadzwoniłem do dziewczyny zbiegając na dół. Przeczesałem rękami włosy, żeby chociaż w jednej setnej wyglądać jak człowiek, a nie jakbym dopiero co wyszedł z gęstej puszczy niczym dziki zwierz. Z uśmiechem otworzyłem drzwi kasztanowłosej.
- Ahatuś! - krzyknęła, uwieszając mi się na szyi - Jesteś już prawie zdrowy, prawda?
- Tak, Emiko - objąłem ją w pasie.
Dziewczyna wtuliła się w zagłębienie mojej szyi, zaciągając się przy tym nieznacznie zapachem, który rozsiewałem. To już nie był ten sam uścisk, co półtora tygodnia temu. Był on zupełnie inny, taki... Pusty. Bez emocji, jakbym się przytulał zaledwie z przyjaciółką. Nie czułem już tej miłości co wcześniej, nawet, jeśli bardzo chciałem ją znowu poczuć. To nie to samo uczucie, które żywiłem do piwnookiej jeszcze tak niedawno... To wszystko... Wyparowało. Nie wiem, co się ze mną stało, może po prostu nie wyzdrowiałem do końca?
- Coś nie tak? - zapytała, widząc moją zdezorientowaną minę.
- Nie, wszytko w porządku - zapewniłem.
Pocałowałem ją w czubek nosa, ale to też było jakieś takie... Bezbarwne. Poszedłem za dziewczyną na górę, gdzie usiedliśmy na moim łóżku.
- Nie nudzi ci się? - zagadnęła - To musi być nudne ciągle siedzieć tak samemu w domu...
- Uhm... No trochę - przyznałem.
No nieźle, Ahato. Kłamstwo godne pochwały...
- Dlatego jestem tutaj - dziewczyna rzuciła się na mnie, przewracając nas do pozycji leżącej.
Zaśmiałem się wraz z Emiko leżącą na moim torsie, po czym nagle zapadła krępująca cisza. Tak nagle zabrakło nam tematów jak praktycznie nigdy.
- Ahatuś?
- Hm?
- Kochasz mnie nadal? - posmutniała.
- No pewnie, głuptasku! - połaskotałem ją palcem po nosie - Skąd ta wątpliwość?
- Przestałeś dzwonić, rzadziej się spotykamy... A może jesteś na mnie zły za te drzwi...? - przyłożyła palec do ust, zaczynając głeboko się zastanawiać.
- No coś ty! - zaprotestowałem - Po prostu byłem chory i prawie ciągle spałem!
- Poważnie?
- Śmiertelnie poważnie.
Pogłaskałem ją po głowie, całując po chwili jej czubek. Przytuliłem kasztanowłosą i leżeliśmy tak, wpatrując się w sufit.
- Kocham cię - wyszeptała.
Nie wiem, co się ze mną stało, ale nie potrafiłem jej na to odpowiedzieć. Zamiast ciepła czułem ból, smutek i niezadowolenie. To nie to, co dawniej. Nie chciałem już tego uczucia, właściwie to już ono we mnie nie istniało. Była to zwykła przyjaźń, nic więcej. Tylko tydzień... A zmienił wszystko. Nie wierzę, kim się stałem... To nie do pomyślenia...
"Twoja dziewczyna nie będzie miała dla ciebie przy nim najmniejszego znaczenia!"
- Huh...? Ahatuś?
- Tak? - udałem, że się zamyśliłem.
Jaką ja miałem nadzieję, żeby powiedziała: "Nic, nieważne"... Nadzieja matką głupich. Jeszcze ten drań był w pokoju obok...
Mogłeś go wywalić przez okno...
- Kocham cię - podkreśliła dobitnym tonem.
Znowu nie potrafiłem tego wydukać!
- Ej, co jest? - zmarszczyła brwi, widząc moje zakłopotanie.
- N - nic...
Głupie zająknięcie! Jak możesz, ty morderco serc! Jesteś taki głupi, beznadziejny, bezuczuciowy, słaby...
- Nie kochasz już mnie? - wybałuszyła oczy.
- N - nie, Emiko, ja...
- To powiedz to!
- K... Ks... Kch... Cholera! - wrzasnąłem.
Kasztanowłosa podniosła się do siadu ze łzami na policzkach i zamachnęła się reką. W powietrzu rozniósł się dźwięk głośnego plaśnięcia, a jeden z policzków zaczął mnie piec.
- Ty zdrajco! - krzyknęła - Nienawidzę cię, rozumiesz?!
Wyszła z pomieszczenia, po czym z głośnym płaczem zbiegła ze schodów. Pobiegłem za nią, ale dogoniłem ją dopiero, gdy wychodziła.
- Emiko, stój! - złapałem ją za nadgarstek.
Oberwałem w drugi policzek, przez co puściłem rękę dziewczyny. Stałem przez kilka minut w drzwiach jak wryty ze spływającymi łzami, dopóki nie usłyszałem głosu za sobą.
- O rany - westchnął sztucznie.
- Ty sukinsynu! - wydarłem się na całe gardło, odwracając się przodem do Subaru, który sterczał tam, jakby cała ta sytuacja nie robiła na nim najmniejszego wrażenia - To wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty i twoje pojebane układy, nigdy by do tego nie doszło! Rozumiesz?!
- Do czego by nie doszło? - sarknął - Dalej byś udawał, że kochasz tą sukę?
- Wynoś się stąd, skurwielu! - wrzasnąłem, zdzierając sobie gardło - Nie chcę cię więcej widzieć!
Otworzyłem drzwi na oścież, po czym wypchnąłem go na zewnątrz i rzuciłem mu buty oraz kurtkę. Głośno zatrzasnąłem drewnianą powłokę, a następnie zakluczyłem wszystkie zamki. Oparłem się o ścianę i mocno szlochając, zjechałem po niej w dół, aż do ziemi. Skuliłem się, chowając głowę między nogami a klatką piersiową.
Czułem się rozdarty. Emiko... Znaczyła dla mnie niemalże wszystko. Dlaczego nie mogłem wypowiedzieć tych dwóch prostych słów?! Czy ja naprawdę jestem taki do bani? To już koniec... Jeżeli widziała Subaru, jak go wywalałem za próg, to już spokojnie mogę się pożegnać z domem, rodzicami i przyjaciółmi. Po co ja się w ogóle zgadzałem na ten chory układ? Na co ja liczyłem? Że nikt się nie dowie i wszystko skończy się happy endem?! Za długo byłem szczęśliwy, żeby teraz nie płakać. To wszystko to moja wina! Sam wyznaczyłem sobie stromą ścieżkę, sam jestem wszystkiemu winien!
A ten Subaru? To kim on jest? Już wolałbym tą wiedźmę od korepetycji, przynajmniej nie sprawiała większych problemów. Nawet na proste pytanie nie umiał mi odpowiedzieć: kim dla siebie jesteśmy? Czy to naprawdę jest takie trudne? Jakby pomyślał, to by odpowiedział. Tak bardzo go nienawidzę...
Podsumujmy: rodzice prawdopodobnie się o wszystkim dowiedzą, Emiko jest na mnie wściekła, ja jestem wnerwiony na Subaru, z którym miałem chory układ (to przez niego straciłem dziewictwo), a najgorsze jest to, że nie wiem co dalej. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to siedzieć i płakać oraz czekać na rozwój wydarzeń.
ZAJEBIŚCIE.
~~~
Drzwi wejściowe otworzyły się i w przedpokoju stanęli moi rodzice. Przywitałem się z nimi z uśmiechem na ustach, ale oni chyba nie podzielali mojego sztucznego entuzjazmu. Zamiast jak zwykle podarować mi choć odrobinkę radości, z powagą kazali mi iść do salonu. Usiadłem na kanapie, a po chwili dosiedli się do mnie.
- Możesz nam wytłumaczyć co się tutaj działo, kiedy nas nie było? - warknął tata - Pomijam twoją chorobę.
Przełknąłem ślinę, wlepiając wzrok we własne ręce. Nie potrafiłem im odpowiedzieć na to pytanie. Moim skromnym zdaniem działo się zdecydowanie za dużo.
- Dlaczego zdradziłeś Emiko? - zapytała smutno moja mama - Coś się stało między wami...?
Pokręciłem przecząco głową.
- Emiko widziała jak jakiś chłopak wychodzi z naszego domu zaraz po waszej kłótni. Możesz mi wytłumaczyć, co on tutaj robił?!
Mój tata był naprawdę wściekły...
- To o niego chodzi? - moja rodzicielka zmarszczyła brwi.
Niepewnie pokiwałem głową.
- J - ja... - wybełkotałem - M - miałem z nim u - układ...
- Jeszcze lepiej! - mężczyzna wstał - Domyślam się, na jaki zasadach był ten wasz układ! I nie będę tego tolerował! Kochanie, masz coś jeszcze do powiedzenia, czy mogę to wreszcie z siebie wyrzucić?
- Nie poznaję cię, Ahato! Ty... Z chłopcami! - mama odsunęła się ode mnie jakby obrzydzona.
Bałem się, co za chwilę usłyszę. I jak się okazało, miałem czego.
- Oprócz tego, że będziemy opłacali ci szkołę, dopóki nie będziesz mógł znaleźć sobie pracy, będziesz dostawał dwa tysiące na miesiąc*! A teraz spakój się i wynoś się z mojego domu, gówniarzu!
Zapłakany, pobiegłem na górę i wyjąłem spod łóżka dwie, duże walizki. W pośpiechu pakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, m.in. kosmetyczkę, ubrania, książki do szkoły itd. Po czterdziestu minutach zbiegłem z całym bagażem na dół, gdzie ledwo zdążyłem ubrać buty i kurtkę. Stanąłem za bramą, po czym rozejrzałem się na prawo oraz lewo. Dokąd teraz?
Ruszyłem gdzieś przed siebie z plecakiem na plecach, ciagnąc za sobą dwie walizki. Dotarłem do niewielkiego lasku, w którym bawiłem się jak byłem mały. Znałem go tak dobrze, że dotarłbym do wybranego celu z zawiązanymi oczami. Po kilkunastominutowej wędrowce dotarłem do drzewa, które już od niepamietnych czasów leżało tutaj, przyjmując funkcję ławeczki. Usiadłem na nim, zrzucając plecak i kładąc go obok walizek. Zwinąłem się w kłębek i zacząłem szlochać. Oprócz mojego płaczu nie było słychać nawet świergotu ptaków.
Nie wiem, ile tam siedziałem, zanosząc się łzami, ale krzyknąłem, czując delikatny dotyk czyjeś dłoni na swoim ramieniu. O mały włos nie spadłem na ziemię z przerażenia.
- M - Miyu... - rozszerzyłem oczy.
- Ahato! - zawołała radośnie, przytulając się do mnie - Czemu płaczesz?
- Nic... - spuściłem wzrok, pociągając nosem.
- Oj, powiedz! Jak zostałeś gejem, to już tym bardziej!
- Nie, jeszcze nie... - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Jeszcze...? - zdziwiła się.
Przełamałem się i opowiedziałem blondynce o swojej sytuacji. Przez cały czas z uwagą mnie słuchała, ale kiedy wspominałem o sytuacji z Subaru, oczy świeciły jej się jak gwiazdy. Widziałem, że ledwo się powstrzymuje od głośnego krzyku radości. Posmutniała jednak, gdy zacząłem mówić o komplikacjach w mojej umowie z czarnowłosym. W końcu skończyłem mówić, a zielonooka przez chwilę zastanawiała się nad tym, co powiedzieć. Nagle pstryknęła palcami, uśmiechając się szeroko. Kazała mi dać swój telefon, co niepewnie wykonałem.
- Cześć, uhm... Jakby to ująć...
Spojrzałem niepewnie w jej stronę. Oddaliła się ode mnie, abym nic nie słyszał, przez co trochę się wnerwiłem. Co ona kombinuje? Ogarnąłem się szybko, aby nie wyglądać jak beksa. Po chwili wróciła do mnie z wielkim bananem na twarzy.
- Jako yaoistka - wypięła się dumnie, oddając mi urządzenie - oświadczam, że jak się yaoi zaczęło, to yaoi musi trwać!
Uniosłem jedną brew ku górze, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Bo my, yaoistki - ciągnęła dalej - zrobimy wszystko, aby yaoi mogło żyć! I nic nie jest w stanie nas pokonać!
- Eee... Miyu? Wszystko okay?
- Jak najbardziej - wzruszyła ramionami - A teraz bierz wszystko i idziemy!
Nie byłem pewny, czy dobrze zrobiłem, dając jej ten telefon, ale już trudno. Jedyne, co mi zostało to iść za dziewczyną, choć nawet nie wiem gdzie. Wróciliśmy z powrotem na ulice miasta i skręciliśmy w jakąś wąską uliczkę. Blondynka nuciła wesoło coś pod nosem, podskakując przy tym raz po raz, podczas gdy ja byłem na skraju załamania nerwowego. Nie wiem nawet ile szliśmy, aż w końcu dotarliśmy do domu, który kilka dni temu już widziałem. Zbladłem od razu.
- Spokojnie, Subaru nie ma w domu - oznajmiła, dzwoniąc do domofonu.
Niedługo potem byliśmy już oboje w hallu, oczekując na gospodarza.
- Kazuya! - krzyknęła rozradowana, widząc beżowookiego - Mam dla ciebie zadanie! Ponieważ, że już znasz Ahato, chcę, abyś wzbudził w Subaru zazdrość.
Wybałuszyłem oczy, patrząc na nią jak na wariatkę. Czy ona na mózg upadła?! Po za tym skąd...? Ona...?
- Nie ma mowy! - wrzasnąłem.
- Ależ jest - uśmiechnął się chłopak - Zgoda. Choć młody, zaprowadzę cię do swojego pokoju.
- Nie! - krzyknąłem, a pozostała dwójka spojrzała się na mnie zdziwiona - Nie będę w nikim wzbudzał zazdrości! A teraz pozwólcie, że znajdę sobie miejsce do spania.
Nie słuchając protestów przyjaciół, wyszedłem na zewnątrz, niosąc cały swój dobytek. Miałem w dupie ich dziwny pomysł, chciałem tylko położyć się gdzieś i nie myśleć o niczym. Ruszyłem ulicą, aż nagle podbiegła do mnie Miyu.
- Ahato! Przepraszam - jęknęła błagalnie - Nie chciałam, żeby tak wyszło. Ahato!
Zatrzymałem się, a następnie spojrzałem na dziewczynę wzrokiem mówiącym, że ma minutę albo idę dalej.
- Jeżeli naprawdę nie chcesz widzieć Subaru, możesz się zatrzymać u mnie na tę jedną noc. Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie, abyś mógł gdzieś zamieszkać!
Zastanowiłem się chwilkę nad słowami blondynki, po czym skinąłem głową, zgadzając się na jej propozycję. Zaklaskała wesoło w dłonie, chichocząc przy tym radośnie.
- Cześć, mały.
Zbladłem.
*dwa tysiące w przełożeniu na polskie złoty
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top