Moja wilcza rodzina

Żaneta przebudziła się w środku nocy, usiadła na łóżku i spojrzała na wiszący na ścianie drewniany zegar. Było w pół do pierwszej.Postanowiła wyjść z domu.Mijając bramę dzielącą posiadłość dziadków, a las przemieniła się w wilczą postać. Biegła coraz szybciej, omijając drzewa i kamienie. Kiedy się potknęła i zaryła nosem o ziemię zawyła, by przywołać resztę swojego stada.

Pierwszy dotarł Szymon. Był przeciętnego wzrostu siedemnastolatkiem. Zawsze prosta, ścięta pod kątem 30 stopni grzywka, opadała mu na nienaturalnie duże czoło. Miał nierówne brwi i skoliozę, co czasem utrudniało mu bieg w szybkim tempie. Uwielbiał rysować i malować. W tej dziedzinie był niepokonany. Miał bardziej rozwiniętą wyobraźnię niż ktokolwiek inny, co nie oznacza, że wyobrażał sobie jedynie nagie dziewczyny.

Następna przybiegła Hykai [czyt.Hikaj] razem z Jeremim. Hykai była o rok młodsza od Żan, za to Jeremi był o rok starszy. Hykai miała azjatyckie rysy i z tego powodu w szkole przezywali ją "chińczykiem", chociaż pochodziła z Japonii. Miała krótkie, nierówno ścięte włosy i krzywy nos, co dodawało jej uroku. Nie wyróżniała się w niczym. Lubiła czytać mangi i oglądać anime. Całym swoim serduszkiem pokochała Naruto. Kiedy pojawiła się apka Pokemon Go, od razu zaczęła w nią grać. Brakowało jej tylko dziesięciu pokemonów do pokedexu.

Jeremi był grubym, niskim chłopaczkiem, z grzybicą na dużym palcu lewej nogi. Od kolegów dostał pseudonim "Pączek", co nawet mu się spodobało. Bardzo lubił pączki. Szczególnie te z nadzieniem i polewą czekoladową. Potrafił za jednym razem zjeść dziesięć i nie zwymiotować. Nie lubił gotować, chociaż szło mu to naprawdę dobrze.

Na końcu spokojnym krokiem doszedł Daniel. Miał bardzo poważną wadę wzroku, więc nigdzie nie ruszał się bez swoich okularów z trzycentymetrowymi szkiełkami i okrągłymi oprawkami. Był informatykiem. Cały dzień spędzał przy komputerze i niechętnie odchodził od niego jedynie wtedy, kiedy wołała to jego alfa Żaneta. Interesowały go filmy science-fiction i gry na ich podstawie. Sam pracował nad jedną.

Kiedy wszyscy się zebrali Żan poprowadziła ich na polanę, gdzie dwa lata temu zrobili sobie prowizoryczny szałas z gałęzi, patyków i śliny jaskółek. Był beznadziejny. Wszyscy rozsiedli się na starych, spleśniałych od wilgoci kocach.Żaneta opowiedziała im zaistniałą dzisiaj sytuację. Zajście z krową tak i jak rozmowę z babcią.

-No nieźle.- Jako pierwszy odezwał się Jeremi.-Kyaa! Teraz będziesz Luną stada i będziesz miała własne małe, puchate, słodkie wilczki!-Nie będę miała żadnych wilczków!-Zaprzeczyła Żan.-Podczas gdy to opowiadałaś, zdążyłem zrobić komiks.- powiedział Szymon pokazując jej kilka kartek, przedstawiających wydarzenia, o których mówiła alfa.-Klawe. Świetnie ci to wyszło.-Odpowiedziała.-Która godzina?- zapytał Daniel.Żan spojrzała na rozświetlony ekran telefonu.-Już siódma! Muszę wracać. Dozo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top