1 || a.

- Evans, Lily - wyczytała wysoka czarownica o kościstym nosie i szarych jak chmury burzowe oczach. W rękach trzymała długi zwój pergaminu, na który raz po raz rzucała przenikliwe spojrzenie, wywołując kolejne nazwiska.

Rudowłosa dziewczynka wstała niepewnie, drżącymi rękami próbując wygładzić niewidzialne zagniecenia na swojej szacie. Usiadła na stołku i spojrzała rozpaczliwie na Severusa. Chłopak kiwnął głową i uśmiechnął się pokrzepiająco, po czym na oczy Lily opadła stara, wysłużona Tiara.

- Hm, ciekawe - zadudnił jej w uszach niski głos. - Wyczuwam chęć wiedzy. Oraz błyskotliwy umysł, o tak. Świetny materiał na Krukonkę. Jednakże, twoja lojalność i uczciwość.. Hm, naprawdę trudny wybór. Tyle cech.. - zapadła cisza.

Serce dziewczynki gnało z prędkością tysiąca mil na godzinę. A co jeśli nie dostanie żadnego przydziału? To w ogóle możliwe? A jeśli..

- HA - krzyknęła nagle tiara, tak głośno, że jedenastolatka prawie spadła ze stołka. - Teraz już wiem, niewątpliwie. Ta waleczność, odwaga.. Kiedyś zrobisz wielkie rzeczy dziecko.. A więc, skoro wszystko już jasne.. Gryffindor!

Lily westchnęła z ulgą. Na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech. Ktoś uniósł tiarę z jej głowy. Zmrużyła oczy, zaślepiona nagłym blaskiem żyrandoli. Wstała i ruszyła w stronę długiego stołu, przy którym wiwatowali roześmiani Gryfoni. Zbiegając po kamiennych schodkach, spojrzała uradowana na Severusa, ale chłopak nie odwzajemnił uśmiechu. Odwrócił wzrok na tiarę przydziału i zagryzł wargę.

Lily zmarszczyła brwi. O co mu chodzi? Nie cieszył się z jej szczęścia?

Chłopak o imieniu Remus i okropnie wyglądających szramach na twarzy, również trafił do Gryffindoru, tak samo jak Peter, James i Gwen.

- Snape, Severus - wyczytała czarownica.

Lily zacisnęła mocno kciuki. Była chyba bardziej zestresowana od chłopaka, który podszedł do stołka z zupełnie spokojnym wyrazem twarzy. Usiadł, a kobieta posadziła mu tiarę na głowie. Minęła dosłownie chwila zanim wrzasnęła:

- Slytherin!

Chłopak nie okazał krzty emocji. Wstał i podszedł do stołu Ślizgonów, wyraźnie unikając spojrzenia Lily.

Dziewczynka zmarszczyła brwi. Już chciała wstać, żeby podejść i porozmawiać, ale poczuła siłę na ramieniu, ściągającą ją z powrotem na ławkę.

- Nie idź tam - powiedział czarnowłosy chłopak. - Nie powinnaś opuszczać stołu podczas uczty. Zresztą, Ślizgoni to prawdziwe kanalie.

- Przestań James - mruknął chłopak ze szramą na twarzy, wpatrując się w swój stek. - To pierwszy dzień, a ty już ją nastawiasz przeciwko innym uczniom? Dajże spokój.

- A dziwisz się? - warknął James. - Wymień mi jedną dobrą osobę z tego domu - nie słysząc żadnego nazwiska, uśmiechnął się tryumfująco. - No właśnie. Nie ma tam nic wartościowego.

- Tam jest mój przyjaciel - powiedziała Lily ze złością. - I z tego co mówiła profesor Traidith z każdego domu wywodzą się wspaniali czarodzieje i czarownice. A Severus przynajmniej nie ocenia innych przez pryzmat jakichś głupich stereotypów. I kto tu jest kanalią?

James zacisnął pięść na swoim pucharze, prawie go zgniatając, podczas gdy jego kolega, próbował nie udusić się ze śmiechu.

- Ty nic nie rozumiesz - powiedział tylko i na dobre zajął się swoim obiadem.

Lily ostatni raz spojrzała na stół Ślizgonów. Uchwyciła spojrzenie przyjaciela, który patrzył na nią od dłuższej chwili, uśmiechnęła się, na co on odwrócił wzrok.

Nie rozumiała. Przecież to tylko przydział, tak? Chyba nadal mogli się przyjaźnić. A te głupie zatarcia między Slytherinem, a Gryffindorem nie miały nic do rzeczy.

Tak, Lily była naiwna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top