9. Did you take something?
Tydzień minął tak szybko, jakby ktoś po prostu siedem razy obrócił kartkę.
Przez ten cały okres, nie chodziłam do szkoły i stosowałam zalecenia lekarza.
Leżałam w łóżku i codziennie nadrabiałam zaległości nad książkami z całego tygodnia, co nie powiem było męczące.
Jailynn pisała do mnie codziennie, aby upewnić się czy wszystko w porządku i czy nie potrzebna mi jakaś pomoc. Zawsze grzecznie odmawiałam, ponieważ mój humor był niecodzienny, a powodem mogły być silne tabletki, które musiałam wykupić w aptece. Czułam się jak tykająca bomba i nawet lekkomyślnie mogłam wybuchnąć z byle powodu.
Na początku myślałam że to ze z powodu, zbliżającej się miesiączki, a to dla mnie nadal dość nowe, ale nigdy się tak przez nią nie zachowywałam.
Trzy dni temu, napisała do mnie nawet dziewczyna, którą poznałam w szpitalu. Powiedziała tylko że za trzy tygodnie, będzie miała robioną chemię i niedługo czeka ją operacja, więc na pewno po skończeniu jej razem wybierzemy się na spacer lub najlepszej kawiarni w tym mieście.
Pogoda była dziś pochmurna. Chmury zakryły błękitne niebo, tak, że ten wieczór sprawiał wrażenie późnej nocy. Lekki deszcz kapał i spływał po szybach, robiąc zacieki, a wiatr non stop szalał zaginając drzewa i wszystkie krzaki. Jednym słowem, ta pogoda opisywała mój dzisiejszy dzień.
Właśnie kończyłam przepisywać notatki do zeszytu o historii, a wspomniany w nich Harold II nadal błąkał się w mojej głowie, nie szukając drogi powrotnej.
Usatysfakcjonowana zamknęłam wszystkie książki i ułożyłam je w szufladzie a kartki z notatkami, wrzuciłam do zapełnionego kosza.
Dziś dominował relaks i już od samego rana, nie pragnęłam nic innego jak tego.
Wstałam z twardego, niebieskiego krzesełka i podeszłam do szafy, wyjmując moje ulubione ciuchy do spania. Nie mogłam doczekać się kiedy wejdę do pełnej wanny i zanurzę się, przysłuchując się muzyce, która cicho będzie puszczona w tle.
Moi rodzice dostali dziś tak zwaną "nockę", co oznacza że jestem zdana na siebie tej nocy, choć powiem wam że czasami potrzeba mi tego odpoczynku. Za dużo mam na głowie, a każdemu człowiekowi należy się chwila dla siebie.
Odkręciłam kurek z wodą i ustawiłam na czerwoną kropkę. Para od razu zaczęła pokazywać się, a w lustrze nad umywalką nie mogłam dostrzec mojego odbicia.
Długa szara bluza przykrywała moje uda, więc szybko zdjęłam niewidoczne pod nimi szorty, które tylko przeszkadzały mi.
W tym momencie usłyszałam lekkie stukanie. Moje brwi złączyły się razem, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia, kto mógł teraz czegoś potrzebować.
Wolno podeszłam do drzwi w korytarzu i zerknęłam przez wizjer, ale nikogo nie było więc, to zapewne moja wyobraźnia płatała mi figle. Po tych lekarstwach na prawdę wszystko było możliwe.
Lekko westchnęłam i znów wróciłam do łazienki, chcąc podjąć próbę zdjęcia bluzy i się wykąpać, lecz znów przerwał mi ten sam dźwięk, tym razem głośniejszy.
Wyszłam z łazienki i słuchałam go, po czym zorientowałam się że wcale nie pochodzi on od drzwi, tylko z mojego pokoju.
Wzięłam parasolkę która była w rogu i zaczaiłam się do moich drzwi, po czym otworzyłam je i weszłam do pokoju.
Nie byłoby nic podejrzanego, gdyby nie cień stojący za okna mojego pokoju.
Moje oczy rozszerzyły się do tego stopnia, że prawie wyleciały. Ustawiłam parasolkę przede mną, tak jakbym trzymała kij bejsbolowy i małymi kroczkami, wraz z trzęsącymi się rękoma, zmagałam się do podejścia.
Bałam się i nawet nie wiedziałam czy to dobry pomysł, aby to robić. Może lepiej jak ten ktoś pomyśli że nikogo nie ma? Ale co jeżeli będzie miał się zamiar włamać?
Wolę teraz coś z tym zrobić, niż potem czytać w nagłówkach gazet o zamordowanej dziewczynie, mieszkającej blisko lasu.
Osoba za oknem, była w kapturze i nie widziałam twarzy, ale mogę powiedzieć że i tak kogoś mi przypominał.
Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze, aby to co ma się stać, już minęło.
Wolno położyłam dłoń na klamce i wypuściłam drżące powietrze z moich suchych warg.
- Raz... Dwa... Trzy! - krzyknęłam do siebie i szybko otworzyłam okno, mocno uderzając parasolką, w nos włamywacza.
Zatoczył się do tyłu a ja zamarłam, a co jeżeli go zabiłam?
Nie chcę tego! "To dziewczyna mieszkająca blisko lasu, jest mordercą?" "Skazana za zabicie człowieka dziewczyna, została zamknięta na dożywocie!" - Przede mną ukazywały się nagłówki gazet, a ja coraz bardziej zaczęłam panikować. To przecież tylko parasolka! Nie mogłam go zabić! Co najwyżej złamać nos.
- Kurwa... - usłyszałam ochrypły głos. Znajomy...
Postać wstała z ziemi i otarła krew z nosa, patrząc jeszcze raz czy aby to na pewno krew.
- Ja pierdole...- przekleństwo za przekleństwem wydostawało się z jego ust, a ja coraz bardziej byłam odkrycia kto to może być. - Co ci odpierdoliło? - spytał dziwnym głosem i wtedy ujrzałam dobrze mi znane karmelowe tęczówki, które niestety w sekundę zrobiły się czarne.
Nadal stałam w oknie a on patrzał na rękę skanując nos.
- J-ja myślałam że to jakiś morderca lub włamywacz...
- Włamywaczem nie jestem. - odrzekł i podniósł się na równe nogi, odzyskując równowagę.
Ja w tym czasie, stanęłam na parapecie i wyskoczyłam przez okno. Po prostu chciałam zobaczyć czy wszystko dobrze, jeszcze nigdy nie zrobiłam nikomu krzywdy, nawet mrówce, a tu nagle prawie kogoś zabiłam. Okropnie się czuję.
Wolnym krokiem do niego podeszłam i zabrałam jego wielką dłoń z nosa, a od razu poczułam mrowienie w brzuchu. To zdenerwowanie.
Spojrzałam moimi niebieskimi tęczówkami na jego nos. Raczej nie był złamany, tylko po prostu obdarty, tak mi się wydaję.
Dotknęłam lekko jego kości i skoncentrowałam się aby nie zrobić czegoś złego, ale gdy tylko opuszkiem palca, dotknęłam rany, jego usta złączyły się w cienką linię, tworząc grymas na jego twarzy.
Widziałam jak przypatrywał mi się kiedy badałam jego nos, jego oczy wywiercały dziury w mojej twarzy. Co ja robię?
Odsunęłam się do niego i pierwszy raz, podczas tego wieczoru spojrzałam mu w oczy, lekko przełykając ślinę.
- Nie wiem czy to złamanie, ale musisz jechać do szpitala, nie wiadomo...
- Na prawdę? Szpital? - spytał głupkowato, a cały jego humor odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Na twoim miejscu...
- Nie jesteś na moim miejscu.
- Więc gdybym była tobą, pojechałabym...
- Nie jesteś mną. - uśmiechnął się zadziornie a ja wypuściłam irytująco powietrze, dlaczego on musi być taki wkurzający?
- Radzę ci jechać do szpitala. - stwierdziłam i przypatrywałam się mu w zaciekawieniu.
Zaczęłam patrzeć na jego tatuaże, które miał na szyi i co one mogły znaczyć. Wytężyłam wzrok w tej ciemności, ponieważ oświetlało nas tylko światło z mojego pokoju i zerknęłam na jego fryzurę, która była charakterystyczna dla niego. Moje oczy powędrowały do jego wielkich, pulchnych, malinowych ust i przypatrzyłam im się dłuższą chwilę. On musiał to zobaczyć, ponieważ prowokująco oblizał wolno usta, a ja przełknęłam gulę w gardle. To było takie prowokujące.
Gdyby nie był takim zadufanym w sobie dzieciakiem, nawet by się spodobał, ale niestety jest taki jaki jest, i ma dwadzieścia dwa lata. To się nie zgadza ze mną, z moimi wymaganiami, a zwłaszcza z moimi rodzicami. Po prostu nie mogę. Poza tym jeszcze żaden chłopak nie spodobał mi się na tyle.
- Mam coś na ustach? - spytał z podstępnym uśmieszkiem, ruszając brwiami w górę i w dół.
- J-ja tylko... Ugh! Prowokujesz mnie! - wykrzyknęłam i tupnęłam nogą niczym dziecko.
- Co? Ja? - spytał głupi i podszedł bliżej mnie, przez co zaczęłam nierównomiernie oddychać. Co mam robić? Jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji? Myśl rozsądnie Kylie. Myśl rozsądnie.
- Nie rozumiem cię. - powiedziałam, patrząc na jego reakcją, a on odsunął się odrobinę i zmarszczył brwi.
- Co to znaczy?
- Najpierw jesteś dla mnie niemiły oraz arogancki, a potem zachowujesz się jakbyśmy byli przyjaciółmi i dogadujemy się normalnie. - wyjaśniłam, a moje ciało zadrżało przez ostatnio wspomnienia.
- Może cię polubiłem?
- Jeśli ciągle masz mówić mi takie rzeczy to... - zatrzymałam się i przeanalizowałam jego wcześniejsze słowa. - Czekaj co? Nawet się nie znamy.
- Możemy poznać, co ty na to? - podszedł tak blisko, że czułam jego oddech, gorący oddech.
Spojrzałam mu w oczy i wtedy zobaczyłam je pokrwawione je w kącikach oraz pomniejszone.
Dobrze wiedziałam co to za znak, rodzice ostrzegali mnie przed takimi rzeczami. Jak on mógł? Czy on wie jak jego życie się obróci o trzysta stopni?
- Brałeś coś? - spytałam cicho, nadal przyglądając się jego oczom. Może i były dziwne ale nadal wyglądały niesamowicie. Stop.
- Nie psuj tego wieczoru. - powiedział szeptem i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył.
- Przestań, jesteś naćpany. - powiedziałam głośno i jak najmocniej odepchnęłam go od siebie. Bałam się takich ludzi, bałam się do czego zdolni są, tym bardziej nie znam Justina, nie wiem jak się zachowuję.
- No i? - spytał głupio.
- No i to że nie myślisz. - warknęłam. Miałam go zdecydowanie po dziurki w nosie! Jeszcze żadna osoba nie wnerwiała mnie, jak on sam.
- Zimno mi. - wyskoczył i potarł swoje ramiona. Rzeczywiście, na dworze było zimno, zwracając uwagę że był wiosenny wieczór.
- To jedź do domu. - stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. Nie chciałam aby wszedł do mojego domu, żeby był w moim pokoju, żeby dotykał moich rzeczy.
- Chcesz żebym zabił niewinnych ludzi, jadąc autem kiedy jestem "naćpany"? - głupio uśmiechnął się. Miał mnie.
- Przecież jakoś musiałeś tu przyjechać i nic się nie stało. - w taki sam sposób odpowiedziałam mu.
- Ale ja nie przyjechałem autem. - wzruszył ramionami i odwrócił głowę w stronę mojego pokoju.
- To czym?
- Na nogach. - zerknął na mnie i skupił się. - o przez ten las. - wskazał palcem na otaczający nas ciemny las, a mi od razu wyszły ciarki.
- J-jak to?
- Wiesz Kylie, kiedy rządzisz tym terenem nikt ci nic nie zrobi.
- Jak to "rządzi tym terenem"?
- To jest mój teren i mój las. - stwierdził i obrócił się aby na niego spojrzeć, po czym lekko uśmiechnął się.
- Ale te wszystkie zabójstwa i...
- Nie zaprzątaj sobie tym główki.
- Ale powiedz mi, jak...
- Muszę iść. - powiedział od niechcenia i zbliżył się do mnie, na co gwałtownie odsunęłam się. Jak on miał czelność, po prostu do mnie przychodzić? I jeszcze w takim stanie! Nienawidzę takich ludzi.
- To idź. - powiedziałam próbując powiedzieć twardo, ale nie wyszło mi ponieważ za bardzo mnie rozproszył, samym sobą.
- Jeszcze mnie zapragniesz. - powiedział kiedy już odchodził. - do zobaczenia.
- W twoich snach. - warknęłam i wywróciłam oczami, byłam dumna że w końcu mogłam mu powiedzieć co chcę i nie narażam się na żadne rzeczy. Może jego stan w którym się znajduję dodał mi odwagi, tak czy inaczej i tak jestem zadowolona.
- Zawsze nich jesteś w roli głównej! - krzyknął z oddali, a ja udając że nie słyszę, wróciłam przez okno do pokoju, z wielkim uśmiechem weszłam do łazienki siadając na rogu wanny.
- Justin Bieber. - na głos powiedziałam a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top