8. Do you play with me?
Po dwóch dniach lekarze postanowili wypuścić mnie ze szpitala.
Nadal nie wiadomo czym spowodowane są te dziwne objawy, ale w tym momencie na prawdę chciałam wrócić do mojego łóżka. Podczas pobytu w szpitalu, poznałam miłą dziewczynę Ellie, która aktualnie walczy z rakiem. Postanowiłyśmy wymienić się numerami telefonów i od czasu do czasu pisać ze sobą, a po jej operacji spotykamy się w centrum handlowym na lody.
Jest na prawdę kochana i miła, przykre jest to że się to jej akurat przytrafiła się taka ciężka choroba jak ta, ale widać że nie przejmuje się tym i stara się być pozytywna. Właśnie takich ludzi doceniam.
Co do Jailynn, przyjeżdżała do mnie codziennie, podczas mego pobytu w tamtym okropnym miejscu. Opowiadała mi różne zabawne historie, a moi rodzice nawet polubili jej synka!
Wczoraj próbowałam dowiedzieć się czegoś na temat Luke'a, ponieważ jak mówiłam jest on strasznie podobny do Justina, może łączy ich coś razem? Dlatego spytałam, nie chciałam aby miała przede mną sekrety, ponieważ znamy się nie jeden dzień a jest już dla mnie jak przyjaciółka.
Throwback.
- Tak, to było przekomiczne! - zaśmiałam się zafascynowana jej śmiałością, kiedy była w moim wieku.
- Wiem, ta dziewczyna miała za swoje.
- Nigdy bym się nie odważyła na coś takiego...
- Młodość ma się tylko raz. - spojrzałam na nią z zaciekawieniem i zachęciłam aby kontynuowała. - Ja niestety źle ją wykorzystałam. - stwierdziła koleżanka bawiąc się placami, tracąc humor który miała wcześniej.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, nie żałuję Luke'a, ale mogłam... Rozpocząć swoje życie później, miałam ciężko, uwierz mi. Były takie momenty kiedy nie dawałam rady psychicznie. Było dużo momentów kiedy upadałam, nikt mi nie pomógł. Ale nigdy w życiu nie będę żałowała mojego jedynego dziecka, jest on dla mnie wszystkim, nie wiem co bym bez niego zrobiła. - zatrzymała się i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. - dlatego w szkole mnie nie lubili. Moje rówieśniczki imprezowały, na głowie miały tylko to w co mają się ubrać lub czy ten kolor paznokci będzie podkreślał jej ubiór. Natomiast ja? Martwiłam się czy mam zapas pieluch, opłaty na mieszkanie, pieniądze na chleb. Uwierz mi, nie było łatwo, ale gdy teraz myśle, czy mogłabym powtórzyć to jeszcze raz, zrobiłabym to. Teraz jestem już starsza i mądrzejsza, mam chłopaka i pracę. Czego chcieć więcej?
- Tak racja. Dlatego cię podziwiam, poza tym Ryan, jest świetnym kandydatem dla ciebie jest opiekuńczy i troskliwy. Luke na prawdę musi kochać swojego tatę. - po wypowiedzeniu ostatniego zdania, gorączkowo na mnie spojrzała. O co chodzi? - czy wszystko...
- Tak po prostu muszę iść pa. - szybko wypowiedziała zabierając wszystkie rzeczy. Lekko trzasnęła drzwiami i jej nie było.
End of throwback.
Do tej pory nie wiedziałam o co chodzi, ale nie jestem też taka głupia aby zauważyć że Luke to nie dziecko Ryana. Wiem, to nie jest z mojej strony właściwe że pytam ją o takie rzeczy, ale ja też podczas mojego pobytu tutaj, powiedziałam jej tyle ile wiedzą moi rodzice.
Czas spakowania moich ciuchów i lektur dobiegł końca i nareszcie mogłam wyjść z małą podręczną walizką z mojego dotychczasowego pokoju.
- Gotowa? - spytała Jailynn, ponieważ zaproponowała moim rodzicom że odbierze mnie ze szpitala i pojedziemy wspólnie do kawiarni, tuż obok "Green Park".
- W pełni.
- Justin już po nas jest. - stwierdziła, a ja przyzwyczaiłam się że teraz ciągle przywozi i odwozi Jailynn. To dość dziwne, ale taki jest. Nic nie poradzę.
Kiwnęłam głową, a ona wzięła jedną z moich torb i wyszłyśmy, żegnając się z lekarzami.
- Tam jest. - wskazała palcem na blondyna stojącego obok czarnego auta. Czym bliżej podchodziłyśmy, tym bardziej widziałam jego wyrzeźbioną sylwetkę, pokrytą licznymi tatuażami. Miał na sobie okulary, więc nie widziałam jego oczu, a papieros trzymany w jego wargach dodawał mu odwagi, ponieważ widać było że jest zrelaksowany.
- Cześć. - Jailynn podeszła do niego i uśmiechnęła się, natomiast ja po prostu wsiadłam na tył auta, chcąc uniknąć jakichkolwiek nieporozumień.
Justin zwinnie wsiadł i odpalił auto, wjechaliśmy na drogę a on od razu przyśpieszył.
- Muszę coś załatwić na obrzeżach miasta. - rzekł i zerknął na mnie we wstecznym lusterku z dziwnym błyskiem w oku. - Ryan też tam będzie.
- Chciałyśmy iść z Kylie do kawiarni...
- Jaka szkoda. - warknął i przyśpieszył, powodując że złapałam za pasy i szczelnie zamknęłam oczy.
Zrobiło mi się szkoda Jailynn, bo planowała ze mną to wspólne wyjście od kiedy wylądowałam w szpitalu, a teraz on powiedział że nie.
Czemu ona nic z tym nie zrobi? Na jej miejscu postawiłabym się, powiedziała co o tym myślę... Ale czy miałabym odwagę? Czemu nie jestem taka jak inni? Bo po prostu jestem zwykłą nastolatką, podlegającą rodzicom, w tym rzecz. Ale nie chcę tego zmieniać, chyba że na prawdę miałabym powód, poza tym nie chcę wszczynać kłótni, ponieważ to jego auto, nie znam go, chociaż podczas ostatnich kilkunastu dni, stwierdzam że znam go bardzo dobrze i z chęcią mogę powiedzieć że jest humorzasty, niezdecydowany i bipolarny. Tak to jego trzy najczęstsze cechy, które pojawiają się u niego dość często by tak stwierdzić.
- Halo? - moje zamyślenia przerwał, głęboki, ochrypły głos, należący tylko do jednej osoby w tym aucie. - nie... tak jestem w drodze... Ryan?... nie, jest ze mną... podwiozę... podobno jutro po południu... kurwa! nie obchodzi mnie to, masz tylko załatwić to co chcę... spierdalaj... nie, powiedziałem że się tym zajmę... tak... no... do jutra. - rzucił telefon na maskę rozdzielczą i gwałtownie zahamował, sprawiając że moje ciało odleciało do przodu, zderzając się z siedzeniem.
- Powaliło cię? - krzyknęła dziewczyna z przodu, masując czaszkę.
- Spierdalaj. - warknął szatyn, zwracając się w jej stronę. - mam cię zawieść do Ryana. - spojrzał do tyłu i bezbłędnie zawrócił, wracając do prędkości z którą spotkaliśmy się przed.
Moja głowa bolała od zderzenia się z fotelem ze skóry, więc policzyłam do dziesięciu aby uspokoić się i nabrać więcej sił.
Jazda minęła w milczeniu. Nikt nie odzywał się, a kiedy chciałam zacząć jakiś temat od razu rezygnowałam ponieważ wiedziałam jak to mogło się skończyć.
Podjechaliśmy pod dom, którego wcześniej nie widziałam. Był on w środku lasu, a przysłaniające drzewa dodawały mroku temu miejscu.
- Przekaż Ryanowi że jutro na szesnastą. - beznamiętnie powiedział a Jailynn wyszła nawet nie obracając się za siebie. A ja?!
W mig odpięłam pasy, i spróbowałam pociągnąć klamkę, niestety ktoś był szybszy i zablokował drzwi, wolno odjeżdżając. Nie wiedziałam o co chodzi Justinowi. I dlaczego nie wysadził mnie razem z Jailynn, i dlaczego tak się zachowała.
- Odwieziesz mnie do domu? - spytałam moim cichutkim głosem.
- Tak. - odpowiedział i wjechaliśmy na drogę wyłożoną asfaltem. Justin zwiększył prędkość i skręcił w nieznaną uliczkę, która na pewno nie prowadziła do mojego domu, a mogę powiedzieć że dobrze znam to miasto.
Na skrzyżowaniu pojechał w przeciwną stronę, nie zważając na znaki z ograniczeniem prędkości lub światła.
- Czy my aby na pewno dobrze jedziemy?
- Możesz przestać zadawać pytania?
- Ale...
- Kurwa powiedziałem coś! - krzyknął i mocniej złapał kierownicę, tak aż pobladły mu knykcie.
Po dziesięciominutowej drodze, wjechaliśmy na stację paliw. Cicho odetchnęłam i nawet trochę cieszyłam się że jesteśmy w miejscu publicznym.
Justin podjechał pod całą maszynę z zamiarem zatankowania i wyciągnął swój portfel ze schowka, podając mi kilkadziesiąt dolarów.
- Zapłać i kup mi żelki. - cicho powiedział i wysiadł z lekkim poirytowaniem.
Wywróciłam potajemnie oczami i wyszłam z auta, lekko trzaskając.
Ja tu boję się o własne życie, a on każe mi kupować żelki, co za ironia.
Weszłam do sklepu, wolnym krokiem skierowałam się do półek, aby wybrać jakieś i po prostu iść. Wzięłam pierwsze lepsze jakie wpadły mi do ręki i poszłam do czerwonej lady, za którą stał młody chłopak ze znudzonym wzrokiem, patrząc na kamery, który wisiały na przeciwko nas.
Podałam słodycze aby je skasował a on wziął mi je niepewnie z ręki, patrząc na mnie dziwnym nieodgadnionym wzrokiem.
- To wszystko? - spytał trochę zdenerwowany. Na co złączyłam brwi w zaciekawieniu.
- Nie. - odrzekłam. - chciałabym jeszcze zapłacić za paliwo. - powiedziałam. Jeszcze nigdy za nie, nie płaciłam więc pewnie coś źle powiedziałam.
- Oh...tak. - spojrzał na mnie współczującym głosem i naliczył na kasie, to co byłam mu winna. - razem pięćdziesiąt pięć dolarów. - wręczyłam mu należane się pieniądze i wyszłam nic nie mówiąc, ponieważ nadal zastanawiała mnie ta sytuacja z przed chwili. Czego on się tak bał?
Podeszłam i otwarłam drzwi pasażera, ponieważ stwierdziłam że tak poczuję się bezpieczniej, widząc gdzie jedziemy i całą drogę, niż z tyłu, gdzie okna są przyciemniane a poza tym na dworze jest już ciemno.
Sięgnęłam za pasy i przeciągnęłam wzdłuż mojego ciała, patrząc czy na pewno jestem bezpieczna.
Szatyn czekał już na mnie z dziwną miną przyklejoną do twarzy. Znów nie mogłam go odgadnąć. Stwierdziłam, że dam mu to co ze chcę, ponieważ nie mam dziś wystarczająco sił, a w domu powinnam być już z pół godziny temu.
Wręczyłam mu zakupione żelki, a on skrzywił się kiedy zobaczył opakowanie, lecz nic nie powiedział. Na maskę rozdzielczą położyłam pieniądze, które mi zostały i oparłam się o siedzenie, czując nadchodzący relaks.
Zaczęłam rozkoszować się chwilą, ale przerwało to dźwięk otwieranej paczki z żelkami i głośne mlaskanie.
- Zagrajmy w dwadzieścia pytań. - rzekł nagle, co wywołało u mnie dziwne zaskoczenie. - chyba nie muszę tłumaczyć ci zasad? - warknął w poirytowaniu, kierując się moją miną.
- Czemu? - odpowiedziałam.
- Irytuje mnie ta cisza. Grasz czy nie? - ponownie warknął, wywołując ciarki na mojej skórze.
- O-okej, zacznij. - lekko zacięłam się, ale po chwili odzyskałam odwagę, przecież to tylko pytania.
- Jesteś dziewicą? - spytał z normalnym tonem głosu, wpatrując się w drogę przed nami. Czy on wie co to "sprawy osobiste"?
- J-ja... to...
- Tak myślałem. - zerknął na mnie z uśmieszkiem. Dziwnym uśmieszkiem.
- Teraz moja kolej. - szybko powiedziałam, chcąc zmienić ten temat, na jakiś prostszy. - Kim dla ciebie jest Jailynn? - cicho spytałam, bojąc się jego reakcji, ponieważ jest tak samo jego "sprawa osobista", ale nie aż tak intymna.
- Ktoś. - odpowiedział, a jego uśmiech który widniał na jego twarzy, zszedł nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Kto był twoim pierwszym chłopakiem? - postanowił także szybko zmienić temat, ale ja nie chciałam tak szybko się dać. W głębi duchu czułam, że wiedział, iż nigdy w życiu nie miałam chłopaka, a nawet kolegi, ale mnie nie zna, więc dwoje może grać w tą samą grę.
- Ktoś. - odpowiedziałam, tak samo jak on mi wcześniej, a on spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Jesteś irytująca. - warknął, chcąc zranić moje uczucia. Nie udało mu się to.
- A ty jesteś... jesteś... - nic nie mogło mi przyjść do głowy w tamtym momencie. - jesteś w sobie zadufanym chłopakiem, który nie liczy się ze zdaniem innych, a także nie wie co oznacza pojęcie "tolerancja". - na jednym wydechu powiedziałam. I wiecie co? Miałam zamiar kontynuować. - jesteś bipolarny, raz można z tobą przeprowadzić normalną konwersację, a następnym wściekasz się o byle co! Jeszcze nigdy nie spotkałam takiej osoby...
- Nie znasz mnie! Nie znasz...
- Oh przestań, każdy tak mówi. Ale sam potwierdzasz o sobie wszystkie plotki, które ludzie rozpowiadają. Nie mówię że w nie wierzę ale...
- Czy ktoś kiedykolwiek powiedział że to plotka? Może to prawda?
- Więc mi powiedz. - odburknęłam, głęboko oddychając.
- Prawda jest jeszcze gorsza.
- Mówisz tak tylko bo...
- Zamknij się kurwa! - wrzasnął. Po czym zjechał na ubocze drogi, którą właśnie jechaliśmy. - Zamknij swoje pierdolone ego! Nikt nie jest taki idealny jak "pani ułożona". - prychnął pod nosem. - chcesz wiedzieć wszystko, jesteś podstępna...
- Wcale że nie! - pisnęłam jak mała dziewczynka, prosząca o lizaka. Wiem, to było dziecinne ale on nie ma prawa mnie osądzać skoro mnie nie zna. - to ty sam zacząłeś wypytywać mnie o intymne rzeczy!
- Nie zachowuj się jak dziecko. - powiedział i bez zastanowienia kontynuował. - Ach zapomniałem, ty nadal nim jesteś.
- To czemu nie zostawiłeś tego "dziecka" u Jailynn, czemu odwiedzałeś to "dziecko" w szpitalu, czemu...
- Pierdolenie... - rzekł pod nosem i zaparkował pod moim domem, nie zgaszając silnika.
Po prostu wyszłam. Nie chciałam psuć wieczora, ale niestety wyrzuty sumienia, które mnie dopadały za to że powiedziałam mu co o nim myślę nie odchodziły.
To będzie nieprzespana noc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top