7. Hospital
- U-um dzięki za podwózkę. - powiedziałam i postanowiłam aż także coś powie, lecz nic takiego z jego słów nie wypłynęło.
Cichutko westchnęłam i ruszyłam przed siebie kierując się do domu. Obejrzałam się do tyłu i spojrzałam czy Justin jeszcze tam jest, ale jego już nie było.
Dosłownie. Nie wiedziałam co siedzi w głowie tego chłopaka, na początku mówi abym w nic się nie wtrącała, a następnie sam sugeruje, że podwiezie mnie do domu. Co prawda, nie rozmawialiśmy podczas drogi za dużo, ale samo to że się pofatygował, zaskoczył mnie, ale to nie zmienia faktu jakie zdanie mam o nim, jak i o chłopakach tego typu. To po prostu ściągnięcie na siebie niepotrzebnych kłopotów. A na prawdę nigdy nie chcę ich mieć. Poza tym nikt by go nie zaakceptował, ponieważ nie obracam się w takim gronie, a raczej każdy boi się wytatuowanego mężczyzny. Mogę potwierdzić, jest przystojny, a gdyby nie był takim zadufanym w sobie człowiekiem, powiedziałabym nawet że i czarujący.
Jednak nadal jestem zdania, iż chłopcy z tatuażami, a nawet drobnym piercingiem wyglądają jakby właśnie opuścili zakład poprawczy. Nigdy nie prowadziłam konwersacji z takim to oto, aż do czasu.
Zastanawia mnie także, co jest pomiędzy nim a Jailynn? Czy oni naprawdę się całowali? Miałam mętlik w głowie! Co się właśnie stało i o co w tym wszystkim chodzi? Myślę, że jeśli będę do czynienia się z nimi zadawać, problemy będę miała i ja. A tego ani ja, ani rodzice nie chcą.
Weszłam przez malutką furtkę i podreptałam z powrotem do drzwi, siadając tam gdzie wcześniej.
- Głupi klucz. - głośno powiedziałam i zdrową nogą popchnęłam jakiś kamyszek, który niewinnie leżał na czarnej ziemi.
Na dworze było całkowicie ciemno, z wyjątkiem oświetlającego księżyca i latarni, które oświetlały nie dość ruchliwą drogę. Cały obraz przede mną wyglądał jak wyciągnięty z horroru, i nawet tylko czekałam aż stanie się coś złego.
Dziwne ukłucie w brzuchu, świadczyło o jednym, byłam strasznie głodna i mogę przysiąc że nie jadłam nic przez cały dzień oprócz małego zbożowego batonika ze sklepiku szkolnego.
Oparłam głowę o framugę drzwi aby jeszcze trochę podtrzymać się na siłach. Byłam wykończona całym dniem, to było najgorsze co mogło mi się przydarzyć przez całe moje życie.
Powinnam chociaż zadzwonić do rodziców i poinformować ich, że czekam pod domem, ale byłam tak znużona że ostatnie co pamiętam to rozmazujący się przede mną widok podjeżdżającego auta.
- Oddycha czy nie?! - ktoś donośnym głosem, krzyknął do mojego ucha.
- Poly, sprawdź puls.
- Dobrze doktorze. - usłyszałam odpowiedź i poczułam jak ktoś szarpnął moją ręką.
Lekko spróbowałam otworzyć moje oczy, lecz od razu przedostało się do nich jasne światło, przez które od razu je zamknęłam.
- Kylie?! Słyszysz mnie?! - znowu ten sam głos rozbrzmiał w mojej bolącej głowie.
- Musi pani wyjść. Córka potrzebuje spokoju. - poinformował nieznany do tej pory mnie głos.
- Doktorze nie rozumie pan ja...
- Chodź kochanie, wyjdźmy. - po czym nastała cisza a ja dookoła siebie słyszałam tylko ciche pikanie i szumy krążące wokół mnie.
Jeszcze raz postanowiłam spróbować uchylić nawet powieki. Ledwo otworzyłam i w mig ukazał się rozmazany obraz. Wytężyłam wzrok, mimo dość rażącego światła i wyostrzyłam, nadając mu więcej kontur. Białe pomieszczenie, które nawet nie różniło się od psychiatryka. Gdzie ja jestem?
Mozolnie rozejrzałam się po nieznanym mi pomieszczeniu i przeanalizowałam wszystko co się w nim znajduje, między innymi różne maszyny i zabrudzone półki.
- Słyszy mnie pani? - ktoś przykuł moją uwagę, więc gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę, przez co moja głowa mocno zabolała.
- Ahh... - wydałam dźwięk i złapałam za tył moich włosów, mocno rozmasowując.
- To normalnie. Przejdzie pani, sugeruję odpoczywać. - mężczyzna ubrany w białą szatę podszedł bliżej i świdrował mnie wzrokiem.
- Gdzie jestem? - ochrypłym głosem powiedziałam, przez co znacząco odchrząknęłam.
- W szpitalu, zasłabła pani. - pamiętam tylko jak zasnęłam pod drzwiami, nic więcej. - dobrze że rodzice, szybko zainterweniowali. Nie wiadomo jak by się to skończyło.
- Czym było to spowodowane?
- Zrobiliśmy dopiero badania, będą wkrótce. Teraz zalecam się przespać, jest pani bardzo zmęczona.
- Dobrze, dziękuję. - i wyszedł. Jak mogłam zasnąć? Jestem taka głupia! Nawet nie chcę wiedzieć co rodzice sobie o mnie myślą. Nie poszłam do szkoły i nie napisałam ważnego sprawdzianu, który będzie liczył się do oceny końcowej.
Mój wzrok powędrował do okna, przez który była widoczna panorama naszego miasta. Wielka piekarnia, przy której krzątało się dużo ludzi ze względu na nowe wypieki, sklep spożywczy i park. Fontanna tryskała dookoła, a dzieci w letnich ciuchach, przechodziły i unikały jej, lecz było to wiadome że chciały zostać trochę zmoczone. Rodzice, którzy stali obok, kiwali głowami i wypowiadali jakieś słowa, smucąc tym dzieci.
Obok parku na drzewie utknął kot staruszki, który próbował zejść na ziemię. Wszystkie auta co chwilę zatrzymywały się na światłach, a piesi przechodzili z kamiennymi twarzami, nie zwracając na nic uwagi.
Niecierpliwi ludzie, trąblili, przyciągając uwagę murarzy, którzy właśnie pracowali przy jakimś starym dworcu.
Niby wszystko tak jak należy, ale teraz nie spotykane jest zobaczyć staruszków, którzy siedzą na ławce, podziwiając uroki natury czy też miasta, ludzi którzy wychodzą wieczorami aby pospacerować piaszczystą plażą, w porównaniu do nastolatków którzy co wieczór wychodzą na imprezę i żyją tylko tym. Więcej dzieci, które biegałyby po placu zabaw i robiły zamki z piasku w piaskownicy, zamiast siedzeniem przy komputerach i oglądanie portalów społecznościowych.
Gdybym mogła zrobić coś, zmieniłabym właśnie nastawienie ludzi do świata, nie wszyscy dostrzegają go tak jak powinni, orientują się jaki jest dopiero wtedy, kiedy jest już za późno. Dlatego z życia właśnie korzystać trzeba ale z umiarkowaniem i rozsądkiem, świat nie został stworzony po to abyśmy na nim jakoś żyli, został stworzony do pokazania właśnie zwykłemu człowiekowi, co kryje się w środku. Nie wystarczy spojrzeć na jakieś wzgórze, aby powiedzieć że jest ładne, spróbuj się wspiąć i zobaczyć z niej widok. Właśnie na to jestem nastawiona, do pozytywnego patrzenia na świat.
- Kylie? - z mojego natłoku w umyśle wyrwał mnie głos matki.
- Cześć mamo.
- Kochanie, czy wszystko dobrze?
- Tak mamo. - znowu powiedziałam i trochę się poddenerwowałam, ponieważ nie było dobrze.
- Odpoczywaj, porozmawiamy z tobą jak się wyśpisz. - pogłaskała moją głowę, na co zmrużyłam oczy i ucałowała głowę po czym wyszła cicho zamykając drzwi.
Ja odpłynęłam w nieznane.
- Mam nadzieję że wszystko z nią będzie dobrze. - usłyszałam słumiomy głos, jakby za mgłą.
Wolno uchyliłam oczy i rozejrzałam się po tym samym pomieszczeniu, w którym znajdowałam się przedtem.
- Kylie? - dobrze znany mi głos znów się odezwał, spojrzałam w stronę gdzie stała Jailynn i... Justin? - kochanie wszystko w porządku? - podbiegła do mnie przytulając mnie i zamykając w uścisku.
- Oh... Tak, ja...
- Shh, nie tłumacz się. Justin był nieodpowiedzialny zostawiając się tam. - zerknęłam ku Justinowi, który bawił się swoim nieśmiertelnikiem, a na słowa Jailynn zabawnie wywrócił oczami.
- Nic się nie stało, myślałam że rodzice już będą, to nie jego wina. - cicho powiedziałam, przypadkowo zerkając na niego po czym zobaczyłam dziwny błysk w jego tęczówkach, który od razu zniknął a jego oczy wróciły do bardzo ciekawego naszyjnika.
- Nie zadręczaj się tym Kylie, po tym jak twoi rodzice powiedzieli mi że jesteś w szpitalu, nie miałam czasu nawet zadzwonić do rodziców aby zostawić tam małego.
- Więc gdzie jest?
- Z twoimi rodzicami. Długo sobie poczekaliśmy z nimi, na to aż w końcu mogli nas do ciebie wpuścić.
- Mam nadzieję że oni...
- Wszystkie były zabawne ale najśmieszniejszy był filmik na którym udawałaś modelkę. - odezwał się Justin, z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Na to wspomnienie sama na siebie się uśmiechając, zapominając o złości na rodziców.
- Oh, albo kiedy miałaś z dziewięć lat i podpatrzyłaś od mamy podpaski i same je sobie wkładałaś! - tym razem ja z Justinem wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. - oh albo kiedy...
- Dość. To jest żenujące. - odparłam, ale łzy same spływały mi po policzkach.
- Okej, ale nie myśl że o tym zapomnę. - pomachała palcem a ja pokiwałam głową na znak że ma nadzieję że tak się nie stanie.
- Która godzina? - spytałam, szukają na ścianie jakiegoś zegara, którego oczywiście nie było.
- Już siódma. Powinniśmy się zbierać. - Jailynn wzięła torebkę i podeszła do Justina, chwytając za klamkę od drzwi. - trzymaj się Kylie, jeszcze do ciebie wpadnę. - i wyszła, ale on nadal tam stał świdrując mnie wzrokiem, przez który, spojrzałam na moje palce które w tamtym momencie były ciekawe.
- Coraz bardziej mnie intrygujesz Kylie, podoba mi się to. - powiedział i wyszedł.
Co z tym chłopakiem jest nie tak?
👑👑👑
Rozdział, krótszy ponieważ mam masę do uczenia się teraz najważniejsze egzaminy, ale chociaż jest!
Komentujcie ponieważ to mnie zachęca do dalszego pisania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top