5. What are you doing, Justin?

Wciąż patrzałam pod tym samym kątem. Nie odwróciłam nawet wzroku na milimetr od osoby stojącej w moim pokoju.
- To tylko sen. - powiedziałam do siebie, zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, aby uspokoić się. Nie czułam się już bezpiecznie w moim pokoju. Bałam się otworzyć oczy przed zobaczeniem najgorszego, czyli tej osoby.
Powoli moje powieki uchylały się a sama trzęsłam się jak galareta. Oczy stopniowo przyzwyczajały mi się do ciemności, która panowała w moim pokoju. Wolno skanowałam wszystkie meble, kwiaty, które były ładnie rozmieszczone po pomieszczeniu. Biała półka jako jedyna różniła się od ciemno-brązowych szaf bądź meblościanek, które ładnie komponowały z kolorami ścian. Zwróciłam głowę w stronę okna przypominając mi o zaistniałej chwilę temu sytuacji, budząc mnie z transu. Rolety były w stanie nie naruszonym, okno tak samo zostało takie jakie było, czyli zamknięte. Odetchnęłam. Zakładałam że przewidziało mi się, więc odwróciłam się w przeciwną stronę, lecz nim się położyłam, zażyłam tabletkę na sen, popiłam wodą niegazowaną i poszłam spać. Na jak długo?

Obudził mnie silny ból głowy. Czemu? Głośno jęknęłam i przyłożyłam lewą rękę do mojego czoła. Nie znam się na tym, nigdy pielęgniarką nie będę, w szpitalach też rzadko bywam więc nie jestem pewna czy mam gorączkę ale ból głowy na pewno. Wyciągnęłam rękę po mój telefon i spojrzałam na godzinę widniejącą na wyświetlaczu. Była siódma. W tym momencie budzik zaczął dzwonić informując abym wstała. Mimo mocnego bólu i lekkich zawrotów doszłam do łazienki i sprawnie umyłam zęby oraz ubrałam mój ulubiony komplet, na takie właśnie dni. Szara bluza i getry. Uwielbiałam tego typu luźne ciuchy, zawsze czułam się w nich dobrze, nie odkrywały za dużo i oczywiście było mi wygodnie.
Popatrzałam na swoje odbicie w dość małym, skromnym lusterku. Moja twarz była lekko zaczerwieniona z lekkimi kropelkami potu. Nie zaprzeczam było tu zdecydowanie za gorąco, więc zmniejszyłam temperaturę na grzejniku i wyszłam przemywając jeszcze twarz zimną wodą.
- Jesteś gotowa? - wystraszyła mnie mama, która wyłoniła się zza rogu kuchni.
- Przestraszyłaś mnie. - rzekłam i złapałam się za moje bijące mocno serce. Razem z tatą o tej porze zawsze jest w pracy.
- Dziś cię odwieziemy. - oznajmiła na co lekko uśmiechnęłam się. W końcu nie będę musiała chodzić na nogach. - raczej zawsze będziemy cię odwozić, pracę zaczynamy o dziewiątej, więc zdążymy.
- Dobrze mamo. - zaczęłam cofać się z powrotem do mojego pokoju lecz uprzedziła mnie.
- Zwiąż włosy. - rozkazała z poważną miną, po czym mogłam stwierdzić że to nie jest jej dzień. - nie ładnie ci w rozpuszczonych. - na to uśmiechnęłam się i wróciłam do mojego pokoju, sięgając ręką na biurku w poszukiwaniu szczotki i małej, czarnej gumki. Dziś włosy miałam dość proste, więc szybko związałam je w luźny kucyk i zabrałam moje jasne trampki, które kiedyś kupiłam na rynku. Trochę przykro mi że mama twierdzi iż w rozpuszczonych nie wyglądam najlepiej, ale co jeśli ma racje i rzeczywiście to do mnie nie pasuje?
Zerknęłam w kąt, gdzie znajdował się mój czarny zwykły, szmaciany plecak. Z biurka wzięłam wydrukowane już wypracowanie nad którym długo siedziałam i ładnie wpakowałam je do teczki, która zaraz potem była w torbie. Postanowiłam nie zakładać dziś mojej kurtki, ponieważ bluza jest wystarczająco duża aby wszystko zakryć, a na dworze jest bardzo ciepło wnioskując po słońcu które przebija się przez moje zielone rolety. Przejrzałam się w lustrze i okręciłam kilka razy, upewniając się, czy wszystko jest na swoim miejscu, nie pogniecione i czy nic mi nie wystaje albo nie zwisa. Lecz wszystko było w najlepszym porządku. Wyszłam wolnym krokiem z pokoju, łapiąc się za głowę i opierając o najbliższą półkę na buty w korytarzu. Znowu zakręciło mi się w głowie. Zacisnęłam mocno powieki, marząc aby ból znikł, ale niestety nie takie były plany.
- Kylie? - spytała mama. - czy wszystko w porządku. - podeszła do mnie i położyła swoją rękę na moim ramieniu.
- Tak...- odetchnęłam i uniosłam na nią wzrok. - po prostu zakręciło mi się w głowie. - na moje słowa matka zacisnęła usta w cienką linię i pokręciła głową przecząco. O co jej mogło chodzić?
- Co mogło to wywołać? - już miałam jej powiedzieć że na prawdę nie wiem ale ona wyprzedziła mnie. - może to, że latasz po galerii całe dnie? - zatkało mnie.
- Jakiej galerii mamo? - spytałam ponieważ nie wiedziałam co miała na myśli mówiąc to.
- Z twoją nową koleżanką, jak jej tam?
- Jailynn.
- Oh, Jailynn.
- Nie byłyśmy w centrum handlowym tylko w restauracji. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i czekałam na jej reakcję.
- Czemu mi nie powiedziałaś że zmieniłyście plany?
- Wyleciało mi to kompletnie z głowy przepra...
- Nie, a gdyby coś ci się stało?! - wykrzyknęła, machając rękami. - ostatnio zrobiłaś się strasznie nieodpowiedzialna. Może to przez to nowe towarzystwo?
- Nie mamo, po prostu zapomniałam, obiecuję że się to nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję Kylie, jak nie to inaczej sobie porozmawiamy. - założyła swoje czarne, jedyne jakie ma eleganckie buty. - teraz marsz do auta, tata czeka. - wskazała na drzwi wejściowe, a po chwili sama znalazła się za nimi.
Wzięłam kluczyk, który luzem leżał na małej półce, wyszłam i zamknęłam dom, jeszcze raz lustrując czy wszystko wzięłam. I tak było. Ruszyłam w kierunku auta i zwinnie wcisnęłam się na tylne siedzenie, zapinając przy tym pasy bezpieczeństwa.
- Kylie? - spytał tata dość surowym głosem, co było częste i wiedziałam już, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych.
- Tak tato?
- Od razu po szkole skieruj się do domu i posprzątaj, kiedy przyjedziemy chcemy z tobą porozmawiać. - spoglądał na mnie w lusterku posyłając mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Zawsze po szkole idę do domu. - ściszyłam głos jakbym chciała powiedzieć to sama do siebie. Jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi, więc w ciszy jechaliśmy w kierunku budynku w którym się jeszcze edukowałam.

Lekcje minęły tak jak zawsze. Skupiałam się jak tylko mogłam, jako najczęstsza w klasie zgłaszałam się do odpowiedzi i obliczałam różne zadania matematyczne na tablicy. Oddałam moje wypracowanie, które mam nadzieję poszło mi dobrze a nawet bardzo dobrze, a pani Roggers pochwaliła mnie za zrobienie tak dobrej pracy semestralnej.
Szkoła była dziś dość opustoszała zważając na to że uczęszcza do niej ponad tysiąc uczniów, a dziś mogę założyć że nie było nawet połowy. Lecz każdy jest przyzwyczajony do takich oto poniedziałków, ponieważ w weekendy każdy imprezuję i nie ma czasu odespać. Dlatego ludzie wykorzystują ten dzień aby zrobić sobie jeszcze jedną przerwę od szkoły.
Na szczęście był to już koniec szkoły, bo niemal co usłyszałam ostatni dzwonek, uczniowie z mojej klasy zmyli się w conajmniej pięć sekund. Jako ostatnia wyszłam z pomieszczenia geograficznego i poszłam do wyjścia głównego, tam gdzie każdy wychodzi kiedy kończy lekcje. Wspięłam się po schodach i pchnęłam czarne drzwi. Uderzył we mnie zapach lodów z dzieciństwa. Od razu zerknęłam w stronę z której poczułam zapach i zauważyłam mały busik z lodami. Dzieci ze szkoły obok szybko podbiegały i kupowały najlepsze lody bojąc się, że ktoś im wykupi. Natomiast sprzedawca nie wyrażał żadnych emocji, jakby od niechcenia podawał wybrane lody i zbierał pieniądze od dzieci.
Ryk silnika silnika odwrócił głowy dzieci pożerające swoje lody. Sama z zaciekawienia zwróciłam się tę stronę. Zobaczyłam nadjeżdżający wóz, ale to jaki! Niestety nie widziałam jaka to była marka, a na samochodach się nie znam. Sportowe auto, pokryte czerwonym matowym lakierem z niebieskimi światłami było coraz bliżej mnie. Z piskiem opon zatrzymało się przy schodach, na których byłam. Wszyscy uczniowie wychodzący ze szkoły z podziwem oglądali auto, które mijali. Chłopcy dyskutowali kto może być posiadaczem tak rozmaitego wozu i że chcieliby się nim przejechać. Mnie natomiast interesowało co takiego bogatego człowieka sprowadza do naszej skromnej szkoły, z drugiej strony także byłam ciekawa kto znajduję się we wnętrzu, ale nie mogłam zastanawiać się nad tym pół dnia. Więc zeszłam wolno ze schodów przy tym uważając, ponieważ były bardzo strome, a jeden ruch i wylądowałabym na twardym gruncie, a przy tym poobdzierała się cała, czego na prawdę bym nie chciała. Kiedy przy ostatnim schodku, chciałam postawić nogę na ziemi drzwi od auta stojącego blisko mnie otwarły i zamknęły się szybko. Moja głowa od razu odleciała do przodu, chcąc zobaczyć kto przyjechał takim drogim wozem. Nie mogłam powstrzymać mojej ciekawości, była nie do zniesienia! Czasami na prawdę zastanawiam się jak mogę z nią żyć, nie mam tak źle ale po prostu czasem wymyka mi się za dużo.
Chłopak z okularami przeciwsłonecznymi i blond włosami, szeroko uśmiechnął się w moim kierunku, natomiast mi pozostało stać w jednym miejscu, ponieważ moim kończynom nie zapowiadało się ani drgnąć.
- Podoba ci się to co przed sobą widzisz? - spytała mnie bardzo znajoma osoba, której zamierzałam nie spotkać już do końca mojego życia. Postanowiłam dorośle ominąć go i pójść do domu. Niestety los miał dla mnie inne plany, teraz ciągle ma inne od czasu kiedy ich poznałam.
Poczułam wielką dłoń na moim nadgarstku. Mocno zacisnęła się na mnie i z powrotem siłą wróciłam na miejsce w którym byłam.
- Mówiłem ci już, nie ignoruje się mnie. - nie wiem czy patrzał mi w oczy, przez okulary nic nie widziałam, za to ja świdrowałam go wzrokiem, chcąc aby puścił mój nadgarstek.
- Co tu robisz?! - cicho krzyknęłam, zdając sobie sprawę że jesteśmy w miejscu publicznym i każdy może nas zobaczyć. Odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam rozglądać się wokoło za jakimiś osobami, które mogą nas lustrować. Jak na moje szczęście nikogo nie było oprócz, przejeżdżających aut na głównej ulicy. Najwidoczniej, dzieciaki się zmyły, a uczniowie poszli do domu lub czekali na autobus przy sąsiedniej ulicy.
- Jestem wolnym człowiekiem, więc mogę przebywać gdzie tylko chcę. - ścisnął mocnej mój nadgarstek powodując u mnie wielki grymas.
- Puść to boli. - zająknęłam. Jeszcze żaden chłopak nie sprawił mi tyle bólu. - co ja ci takiego zrobiłam? - spytałam, próbując zdjąć jego wielką rękę.
- Wpierdalasz się w nie swoje sprawy, to zrobiłaś! - wydarł się na mnie i puścił mą rękę odwracając się ode mnie plecami, które unosiły się wysoko i gwałtownie opadały.
- Wcale się nie wtrącam, nie możesz mnie oceniać skoro mnie dobrze nie znasz. - odpowiedziałam spokojnie. Nie mogłam się denerwować, ludzie już tacy są.
- Oczywiście że mogę cię oceniać!
- Nie masz takiego prawa...
- Jeszcze nie wiesz kim jestem...
- Więc mi powiedz. - nawiązałam do momentu, podczas kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy.
- Justin! - krzyknął wysoki, piskliwy głosik zza mnie. - z kim rozmawiasz? - spytała dziewczyna wychodząc i ukazując swoją nieskazitelną, bladą twarz. - Oh, z nią. - westchnęła i zlustrowała mnie od góry do dołu, prychając pod nosem. - przeszkadzam w czymś? - przerzuciła swój wzrok na niego, ściskając swoje usta w cienką linię, co skończyło się niepowodzeniem od dużego nadmiaru botoksu. Swoją ręką strzepnęła tlenione, blond, długie włosy na których można było dostrzec czarne odrosty.
- Nie. - poprawił okulary i spojrzał na nią lustrując ją od góry do dołu.
- Myślałam że... - zaczęła dziewczyna, lecz Justin nie dał jej dokończyć, tylko objął ją ramieniem aby bardziej się do siebie przysunąć i potężnie wpił się w jej usta. Jego towarzyszka bardzo poddała się emocjom, aż tak że zaczęła skanować jego całą twarz i zdjęła jego okulary kładąc je sobie na swojej głowie. Kiedy już skończyli swoje małe przedstawienie, chłopak odwrócił się w moją stronę z kpiącym uśmieszkiem, sama nie wiem w jakim celu, a także czemu tu jeszcze stałam?
- Co się tak gapisz? - spytał z chytrym uśmieszkiem. Nie wiem co próbował mi udowodnić, całując się z tą dziewczyną na moich oczach, było to bardzo dziecinne.
Posłałam im obu miły uśmiech, nie wiem nawet czemu i odeszłam, kierując się w stronę domu. To było bardzo dziwne. Nie wiem czy za mną stali, czy co robili ale nie obchodziło mnie to. Ważne że ja byłam bezpieczna i mogłam wrócić cała i zdrowa do domu. Rodzice by mnie zakatowali kiedy dowiedzieliby się że gadałam z tym samym chłopakiem, plus spotkałam się z nim także w restauracji. Nie chciałam ich okłamywać, wiem że nie tak mnie wychowano. Po prostu nie chcę wywoływać kolejnych kłótni i to jeszcze z mojej głupoty. Sądzę że zamknęli by mnie w pokoju na całe życie, z książkami przy nosie.
Starałam zapomnieć o tym wszystkim co zdarzyło się ostatnio, a zdałam sobie przy tym sprawę że w najbliższym czasie zraniłam moją rodzinę. Mama jest do mnie wrogo nastawiona, a tato poszedł w jej ślady. Boję się wrócić do domu, myślałam nad konsekwencjami które mogą mnie dopaść. Zasługuję na szlaban odzywając się tak do rodzicielki i mogłabym go samej sobie dać. Za te wszystkie oszustwa, kiedy okłamywałam ich, poczucie winy wzrastało a ja nawet nie mogłam spojrzeć im w oczy. Teraz najlepiej zakorzeniłabym się w moim pokoju, czytając jakąś psychologiczną książkę i nie przejmując się moimi "młodzieńczymi problemami". Niestety rzeczywistość jest inna, nadal mieszkam pod jednym dachem z moimi rodzicami, mam szkołę, obowiązki i inne rzeczy które ma na głowie szesnastolatka.
Trudno mi jest wszystko razem ze sobą pogodzić, kiedy nagle wszystko zamienia się z wielkie puzzle, nie pasując do siebie w ani jednym kawałku. Hipotetycznie, mogłabym postawić się rodzicom, ale za bardzo ich kocham. Nie chcę kolejnych kłótni, ale mam przeczucie że to nie ostatnia.
Delikatnie szarpnęłam za skrzypiącą uliczkę i weszłam na moją posesję. Urodziwe kwiaty przy domu, coraz bardziej więdły, ponieważ teraz nie miał kto się nimi opiekować pod nieobecnością mamy i jej nowej pracy. Zaczęłam przeszukiwać w kieszenie aby odnaleźć mój klucz do domu. Lewa kieszonka getrów, nic. Prawa, nic. Torba, nic.
Ręce zaczęły mi się niekontrolowanie pocić, a moja twarz po raz kolejny w tym dniu, przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- Niech to szlak. - sama powiedziałam do siebie, próbując się uspokoić. - musi gdzieś być. - zaspakajałam się tymi słowami, modląc się abym nagle zobaczyła złoty mały klucz z doczepką na której widniało moje imię.
Odsunęłam się od drzwi i zaczęłam błądzić wzrokiem po chodniku, czy aby przypadkiem nie wypadł mi. Nie mógł. Był dobrze schowany w mojej przedniej kieszonce, jak mogłam być tak nieuważna i nieodpowiedzialna?
Zrezygnowana ruszyłam do drzwi i spróbowałam pociągnąć klamkę, może zostawiłam otwarte? Niestety ani drgnęły.
W tym momencie z mojego plecaka, rozdzwoniła się moja komórka poprzez wydawanie charakterystycznego dźwięku przychodzącego połączenia. Z niechęcią wyjęłam telefon i nawet nie popatrzałam na ekran, tylko leniwie przyłożyłam do ucha, w tym samym momencie zawiedzenie siadając pod moimi drzwiami.
- Słucham? - spytałam rozmówcy po drugiej stronie, przez co przeciągnęłam końcówkę co zabrzmiało bardzie zniechęcająco.
- Kylie? Wszystko w porządku? - zapytał ciężki głos Jailynn.
- Oh, tak wszystko gra.
- Czy aby na pewno? Po twoim głosie zgaduję że coś cię męczy?
- Nie, dziękuję nic mnie nie męczy po prostu... Zgubiłam klucz od domu i nie mam jak do niego wejść.
- Masz zapasowy? - spytała. Zabrzmiało to strasznie głupio, no bo gdybym go miała już dawno weszłabym do domu.
- Nie, to były moje jedyne. - nieatrakcyjnie jęknęłam, chowając moją twarz w rękach, podtrzymując telefon ramieniem.
- Kiedy twoi rodzice przyjeżdżają?
- Ah. - zastanawiając się myślałam. - około dziewiętnastej lub dwudziestej, nie jestem pewna.
- Podjadę po ciebie. - zaoferowała, a po drugiej stronie słyszałam szelest obijających się o siebie kluczy.
- Na prawdę, nie musisz.
- Przestań, nie pozwolę żebyś siedziała pod domem, poza tym i tak nie mam co robić. - rzekła i rozłączyła się.
Nawet nie wiem czy miałam ochotę na jakiekolwiek towarzystwo. To nie tak że nie darzę ją sympatią, ale po prostu ten dzień nie należy raczej do najlepszych i po prostu boję się że rodzice przyłapią mnie na spotkaniu z nią, choć i tak od razu po szkole miałam iść do domu.
Może okno od sypialni rodziców jest otwarte? Wpadłam na genialną myśl! Jeśli nawet jest uchylone, byłaby możliwość dosięgnięcia klamki i otwarcia go. Nie jestem aż tak gruba aby włożyć rękę w dużą szparkę. Tylko jest mały problem. Może nie miały ale dość duży. Okno rodziców jest blisko mojego okna, co znaczy że jest za ogrodzeniem, na terenie lasu. Jednak jest jeszcze jasno, a nadal nie mam ochoty z nikim się spotykać. Przecież co mogłoby stać się, jakbym tylko na chwilkę tam weszła?
Szybko wstałam z twardej ziemi i otrzepałam pupę z piasku. Skierowałam się do uliczki i szybko przez nią przeszłam, nawet jej nie zamykając. Skręciłam w lewo i już byłam na terenie lasu. Zrobiło się zimniej i ciemniej przez przykrywające korony drzew glebę, lecz w tamtym momencie o tym nie myślałam. Biegiem puściłam się w stronę tyłów mojego domu, i powiem szczerze: dom prezentował się znacznie gorzej niż ze strony przechodnia. Biała farba powoli odlatywała, ciemne zacieki dookoła nich i zwiędnięte kwiaty, które mama posadziła jeszcze zanim dochodziło do tych okrutnych wydarzeń. Podeszłam do mojego okna i zajrzałam do środka, patrząc na nietknięte rzeczy, niepościeloną kołdrę i wodę stojącą obok łóżka. Westchnęłam.
- Dlaczego akurat teraz nie możesz być otwarte? - powiedziałam prosto w stronę okna, lekko pchając i myśląc że może się uda. Po raz kolejny wydałam z siebie nieatrakcyjny dla dziewczyny jęk i przeszłam parę kroków aby zobaczyć czy może u moich rodziców okno jest uchylone, a co najlepsze może otwarte.
Gałęzie lekko zaskrzypiały pod moim ciężarem a nie które pękły wydając specyficzny dźwięk. Doszłam do okna, ale niestety także było zamknięte a ja skarciłam się w myślach że moi rodzice nigdy nie zostawiliby go otwartego, nie są tacy głupi.
Lekko warknęłam ze złości. Jak mogłam być taka nieodpowiedzialna! Najchętniej skrzyczałabym się jak tylko mogę, ale muszę zachować wewnętrzny spokój. Trzeba panować ze złością, to nie rozwiązanie. Rozwiązaniem jest racjonalne myślenie, a nie szukanie jeszcze kłopotu w sobie i karcenie za coś, co popełnia każdy człowiek. Spróbowałam oddychać, ale to nie pomagało, najbardziej bałam się rodziców, którzy ukarają mnie i dadzą szlaban na wieczność. Ale musi być jakiś sposób aby dostać się do domu. Dobrze że nie mam piętrowego domu, wtedy byłoby jeszcze gorzej zważając że byłoby prawdopodobieństwo iż miałabym pokój na górze.
Gałązki zaskrzypiały ponownie. Spojrzałam na moje nogi ale stałam w miejscu na drobnych listkach. Gwałtownie obróciłam się o dziewięćdziesiąt stopni patrząc w sam środek przerażającego i mrocznego lasu. Było jeszcze jasno, więc mogłam zobaczyć wszystko co mogło poruszać się teraz w moim kierunku. Skanowałam powoli calutki las i detale, a właśnie w tej chwili podziękowałam Bogu że dostałam tak dobry wzrok i nie potrzebuję żadnych okularów lub soczewek.
- Bu. - ktoś popukał mnie po plecach, a ja jak poparzona odskoczyłam w przeciwną stronę, przypadkowo stąpając na kostkę.
- Au. - wydałam z siebie cichy jęk, nadal nie wiedząc kto stoi za moimi plecami.
Usłyszałam uginające się liście pod ciężarem tej osoby a po chwili gorący oddech na moim karku, który szybko wywołał ciarki na całym moim ciele. Przestraszyłam się, więc spróbowałam szybko wstać i obrócić się w stronę tajemniczej osoby. Próba stanięcia na lewej nodze legła w gruzach, bo znowu wylądowałam na zielonym mchu, nie myśląc nawet jak wyglądają moje getry i szara bluza. Moja głowa odwróciła się patrząc na osobę, która miała na sobie kpiący uśmieszek.
- Co ty tu robisz? - spytałam szybko, nie wypuszczając powietrza i podtrzymując się starej rynny, wstałam uginając zranioną nogę.
- Powtarzasz się. - z uśmiechem przyznał, a następnie przeanalizował mnie od góry do dołu. Nawołując do sytuacji z przed szkoły, kiedy spytałam go o to samo. - poza tym miałem spytać o to samo. - już mniej przyjaznym głosem spojrzał i rozejrzał się dookoła lasu, który nas otaczał.
- Próbuję dostać się do domu. - przyznałam nieśmiało i schowałam głowę, wstydząc się.
- Przez okno? - wybuchł niekontrolowanie śmiechem.
- To nie śmieszne. - po raz pierwszy skarciłam go. - zgubiłam klucze.
- To chyba raczej nie powód aby wybijać okno? - znowu zaśmiał się i udawał że wyciera łzę która nawet nie wypłynęła.
- Nie miałam zamiaru go wybijać. - stwierdziłam po czym, spróbowałam wyprostować nogę, która niemiłosiernie zabolała, powodując grymas na mojej twarzy. Nic nie odpowiedział tylko tam stał i mi się przyglądał.
Szatyn, a raczej farbowany na blond, co świadczy o jego ciemnych odrostach, był ubrany w szare dresy i czarny duży podkoszulek, odsłaniający jego ręce które były przykryte wieloma tatuażami. Na nogach miał dziwne buty za kostkę, których marki nie znałam, ponieważ nigdy nie widziałam tych butów, choć wiem że połowa bogatych chłopaków z mojej szkoły ma podobne tylko inny model lub kolor.
Nagle z lasu rozbiegł się głośny dźwięk tak jakby ktoś coś wystrzelał, a ptaki siedzące na drzewach szybko wyleciały w powietrze. Zerknęłam w tamtą stronę i znowu usłyszałam ten dźwięk tylko że nieco głośniejszy. Świat wirował a ja stałam w miejscu jak zahipnotyzowana i nadal patrzałam w tamtym kierunku.
- Uciekaj stąd! - szybko Justin podszedł do mnie i złapał za rękę, ciągnąc mnie w stronę wyjścia na chodnik.
- Au! - po raz kolejny jęknęłam. A on odwrócił się marszcząc śmiesznie brwi, które wyglądały jak skocznia.
- Co? - warknął i złączył jego wielkie pulchne usta w cieniutką linię.
- Moja kostka. - spojrzałam w jej kierunku.
- Wytrzymasz. - znów pociągnął mnie, nie zważając na to czy mnie boli. Nie wytrzymywałam z bólu tak bardzo bolało.
Wytaszczył mnie na chodnik i popchnął w stronę mojego domu, zamykając uliczkę. W tym momencie nie wytrzymałam i krzyknęłam z bólu kiedy tylko moja stopa zetknęła się z betonem. Uroniłam kilka łez, postanawiając że usiądę, dalej nie mam sił.
- Co ty kurwa wyprawiasz? - naskoczył blondyn i zaczął podnosić mnie do góry, na co ja wyrwałam mu moją rękę.
- Nie dam rady! - krzyknęłam tak głośno i znowu poryczałam się dotykając kostki.
- Masz szczęście że tu jestem. - odpyskował. - inaczej byłabyś już martwa. - zwyczajnie powiedział i lekko pomógł mi wstać. Moje oczy rozszerzyły się i ogarnęła mnie panika. Nie mogłam wydać z siebie nawet słówka, ani spytać co miał na myśli.
Po prostu uniósł mnie w stylu "panny młodej" i zatrzymał się przy drzwiach. Nie chciałam aby ktokolwiek, ani ja, zobaczył tą scenkę, poza tym nie pozwalam sobie na dużo. Zaczęłam lekko wyrywać się aby mnie już postawił i to zrobił, wręcz rzucił. Teraz cieszę się że mam jeszcze sprawną drugą nogę.
- I tak nie wejdę do domu, nie mam klucza. - zaczęłam.
- Przestań pierdolić i daj mi jakąś wsuwkę. - warknął.
- Nie mam żadnej. - odpowiedziałam grzecznie, dotykając powoli moich włosów, czy aby na pewno. Poza tym po co mu ona?
- Wiesz co? - wstał i wytrzepał się. - mogłem cię tam kurwa zostawić!
- To czemu tego nie zrobiłeś? - spytałam, na co on uśmiechnął się zadziornie a ja głośno przełknęłam ślinę.
- Twoja buźka przydałaby się do wielu fajnych rzeczy, szkoda byłoby mi cię tak tam zostawić. - odparł a ja odwróciłam głowę w drugą stronę, nie mogłam na niego patrzeć! Te świństwa, które mówił, wprawiały mnie w odruch wymiotny.
- Justin? Co tu robisz?!
👑👑👑
Hejka! Mam nadzieje ze jeszcze jestescie, byloby mi strasznie milo gdybyscie zostawiali komentarz! To kazdego motywuje, a moze rozdzial bylby szybciej!
Dziekuje za wszystkie mile opinie !
Ask: @eyxdlolxd snap: Innocence-pl

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top